sobota, 19 września 2015

Plan Pauliny 5




Cicho wymknął się z jej pokoju i zszedł na dół. Na śniadanie było jeszcze za wcześnie zrobił sobie tylko kawę i włączył laptopa.  Przejrzał pocztę i zajął się pisaniem listu do Pauliny.

Kochana siostrzyczko, Drogi Lwie.
Na wstępie mojego listu serdecznie i gorąco pozdrawiam Was i przesyłam buziaki. Jest wspaniale. Chodzimy na spacery, razem sprzątamy, gotujemy, wypoczywamy na tarasie. Wspólny wyjazd był nam potrzebny. Ula, choć po przyjeździe była zła teraz jest zachwycona tym miejscem. Miejmy nadzieję, że i na mnie wkrótce spojrzy w ten sposób. Na razie cieszę się z tego, że mam ją tak blisko i mogę codziennie patrzeć na nią, rozmawiać. Może się mylę, ale wydaje mi się, że Ulą targają sprzeczne uczucia. Czasami patrzy na mnie z taką samą miłością jak z przed czasu rozstania, a innym razem jakby się bała. Muszę, więc uzbroić się w cierpliwość. Czas pokaże, co z tego wyniknie. Niezależnie, jednak od przyszłości i tak jestem Wam bardzo wdzięczny. To są moje najwspanialsze wakacje. Muszę pomyśleć jak mam się Wam odwdzięczyć. Do miłego zobaczenia.
Marek.

Kliknął i wiadomość została wysłana. Zamknął laptopa i poszedł do kuchni zając się śniadaniem. Kuchenny stół szybko zamienił się w Szwedzki stół. Pokroił chleb, ser, wędlinę, pomidory, ogórki i wyłożył na półmiski. Całości dopełniały ulubione śledzie Uli i słodycze. Miał też czas na to, aby pójść do ogródka po świeżą miętę i owoce.  Dochodziła ósma, gdy on ze śniadaniem był gotowy, a Ula zbiegła na dół. Była jeszcze w piżamie nieco zaspana i rozczochrana, ale jak dla Marka wyglądała pięknie.
-Cześć Marek- przywitała się i uroczo przeciągnęła. Szybko dzisiaj wstałeś- stwierdziła.
-Cześć Ulka-odpowiedział. Nie tak znów wcześnie. Jakąś godzinę temu.  Na co masz ochotę-spytał. Nie zrobiłem nic konkretnego na śniadanie, bo nie wiedziałem, co będziesz chciała zjeść.  Jeśli chcesz to zrobię ci jeszcze jajecznicę albo tosty.
- Nie trzeba Marek. Zwykłe kanapki mi wystarczą- zapewniła. Ładny dzień się zapowiada, prawda- westchnęła z zachwytem patrząc w okno.
-I grzech byłby go nie wykorzystać- odparł odsuwając jedno z krzeseł. Po śniadaniu możemy pójść na spacer, jeśli chcesz.
 - Ja wolałabym iść do kościoła.  Kamila mówiła, że we wsi jest bardzo ładny drewniany kościółek, a na skróty przez las to tylko jakieś piętnaście- dwadzieścia minut pieszo. Nie musimy nawet brać samochodu.  Na dziesiątą powinniśmy chyba zdążyć-zapytała.
-Na pewno. A po obiedzie zapraszam na festyn do miasta z okazji dziesięciolecia galerii.
-Ok. Możemy pojechać- zgodziła się.
Nieodkryta jeszcze przez nich droga do kościoła była równie ładna, co ta ulubiona Uli. Jeśli nie ładniejsza, bo był leśny strumyk i pole z jeżynami i borówkami. W pobliżu polany dostrzegli również duży staw z pomostem i miejscem na rozłożenie koca lub leżaka.   Ula z miejsca zmieniła zdanie, co do popołudnia. Szybko przekonała Marka, że zamiast wyjazdu do miasta wolałaby ten czas spędzić tu na pikniku. Dobrzański zgodził się, bo znał Ulę i wiedział, że woli łono natury niż tłok i wielkomiejskie rozrywki.

Tymczasem we Warszawie Paulina czytała list Marka i cieszyła się, że jej plan udał się.
-Tygrysku mówiłam ci, że taki wyjazd im jest potrzebny- rzekła do narzeczonego. Zbliżają się do siebie.
-Kochanie to jeszcze nic nie znaczy- próbował studzić jej entuzjazm. Marek pisze, że jest lepiej, ale jeszcze nie na tyle dobrze żeby myśleć o wspólnej przyszłości.
-Ty to umiesz człowieka pocieszyć- odpowiedziała z udawaną złością. Dobrze, że nie pracujesz w telefonie zaufania. Miałbyś na swoim koncie największą ilość niepowodzeń.
-Chciałem powiedzieć, że jeszcze za wcześnie na kupowanie ślubnego prezentu – tłumaczył się. A ty od razu chciałabyś zobaczyć ich przy ołtarzu.  Za dwa dni jedziemy tam to zobaczymy jak jest.
-Jakie jedziemy- zdziwiła się. Absolutnie nie możemy im teraz przeszkadzać- powiedziała nie oczekując sprzeciwu.
-Umówiłem się z Adamem na ryby na środę- próbował przekonać Lew narzeczoną. I pamiętaj, że na piątek jesteśmy umówieni z proboszczem w sprawie ślubu-dodał.
- Pamiętam kotku.  I dlatego my zjawimy się tam dopiero w piątek popołudniu.  A twoje ryby nie zając to ci nie uciekną-dodała żartobliwie cmokając w nos.

Kościółek w Radości nie odbiegał urokliwością od reszty okolicy. Mały, drewniany położony na niewielkiej górce pięknie wpisywał się w krajobraz. Spotkali tam również swoich sąsiadów Kamilę i Adama i razem wrócili do domu. W czasie drogi powrotnej znajomi opowiedzieli im o niedawno mijanych miejscach i o kilku innych zakątkach godnych zwiedzenia. Ula była zachwycona perspektywami kolejnych wycieczek. Na razie cieszyła się tą najbliższą.  Po obiedzie spakowali, więc kosz z prowiantem, wzięli leżaki i ruszyli nad staw. Parę minut później byli na miejscu. Zdziwili się, że Stawy Młyńskie ściągną tyle osób.  Niewielka polano- plaża była wypełniona niemal do pełna. Chętnych do kąpieli też nie brakowało. Oni woleli nie ryzykować. Woda już z daleka wyglądała nieciekawie a Kamila z Adamem mówili, że glinianka, jak mówili o tym stawie miejscowi, miała muliste dno i łatwo było w nim ugrząźć. Marek rozłożył dla nich leżaki, nasmarował siebie i Ulę preparatem przeciw komarom i wystawił już i tak swoje opalone ciało na słońce. Zaproponował również Uli, aby rozebrała się i łyknęła trochę słońca, ona jednak wolała zostać w sukience i bardziej ukryta w cieniu.   Czas szybko mijał i dzikie kąpielisko powoli zaczęło pustoszeć. Zostali tylko oni, kobieta w zaawansowanej ciąży z kilkuletnią córeczką, paru młodzieńców amatorów pływania i wędkarze po drugiej stronie stawu. Oni również zaczęli zbierać się tak jak mama dziewczynki.  Zajęta pakowaniem swoich rzeczy do auta spuściła dziecko z oczu. Mała tymczasem nie zważając na niebezpieczeństwo bawiła się piłką blisko brzegu. Zbyt mocno rzucona piłka po pochyle sturlała się wprost do wody. Pobiegła za nią, weszła do stawu a woda poniosła dalej. Chwilę później zaplatała się w zarośla i zaczęła tonąć. Marek nie zastanawiając się długo pobiegł na pomost wskoczył do wody i szybko popłynął do tonącej dziewczynki. Było mu trudno wyciągnąć ją, bo wodna roślinność i muliste dno skutecznie utrudniały jego ruchy. W dodatku bolał go bark. W końcu dał radę i wydostał z szuwar. Do pomocy dopłyną również inny mężczyzna, wspólnie wyciągnęli małą na brzeg i zajął się reanimacją. Tymczasem jej mama przerażona całym zajściem zaczęła rodzić.  Ula, jako jedyna kobieta w tym towarzystwie zajęła się rodzącą. Uspakajała i kazała równomiernie i głęboko oddychać.   Wkrótce wokół nich zebrała się grupka gapiów głównie młodych chłopaków. Któryś z nich bardziej rozsądny zadzwonił po karetkę.  Przybiegł również jakiś spanikowany wędkarz. Okazało się, że to mąż kobiety i ojciec dziewczynki.  Na szczęście mała wkrótce odzyskała przytomność a jej mama uspokoiła się nieco. Karetka zjawiła się po niecałym półgodzinie i zajęła się obiema. Marka również chcieli przebadać, bo zauważyli na jego plecach stłuczenie, ale wytłumaczył im, że to piątkowy uraz.   Tuż przed odjazdem lekarz zapewnił jeszcze, że gdyby nie przytomność Dobrzańskiego teraz dziewczynka mogłaby już nie żyć. Oboje rodzice małej byli mu bardzo wdzięczni.
- To nie było nic nadzwyczajnego i nie mogłem inaczej postąpić- odrzekł na ich podziękowania bez pychy.  Jeszcze w liceum zrobiłem kurs ratownika i widać, że zostało mi coś z tych zajęć.
- A jak panu na imię- spytała rodząca.
-Marek
-To tak damy naszemu synkowi na imię-odparła.  Jest pan wspaniałym człowiekiem a pani ma szczęście mieć kogoś takiego przy sobie- dodała do Uli a drzwi karetki chwilę później zamknęły się.


Do domu wrócili później niż planowali, ale szczęśliwi. Jeśli można nazwać to wszystko, co wydarzyło się szczęściem. Jednego Ula była pewna. Była dumna z Marka. Miała swojego zwykłego, ale i niezwykłego bohatera.  Jeszcze w drodze do domu Marek dostał gratulacje od sąsiadów za odwagę. Kamila mówiła, że ta glinianka jest bardzo niebezpieczna- myślała.   Marek wskakując tam ryzykował swoje życie. Mógł teraz leżeć gdzieś na dnie martwy, a zostało tyle niewyjaśnionych spraw. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Obiecała sobie, że po kolacji porozmawia z nim. Teraz brał prysznic i przebierał się, a ona zajęła się kolacją.
Marek wkrótce dołączył do niej i pomógł w kuchni. Zjedli smaczny posiłek później razem pozmywali naczynia i mieli czas na TV.
-To, co Ula idziemy spać – spytał, gdy film skończył się. To był ciężki dla mnie dzień.
- Marek możemy jeszcze chwilę porozmawiać- zagadnęła niepewnie, gdy Dobrzański wyłączył telewizor i wstał z kanapy. O nas- dodała. Całą noc myślałam o tym, co mówiłeś wczoraj i o tym, co było kiedyś.  A po dzisiejszych wydarzenia zrozumiałam, że niektóre niewyjaśnione sprawy nie mogą czekać dłużej.   Kim ja tak naprawdę byłam dla ciebie- spytała?  Czułeś do mnie coś oprócz przyjaźni. Czy byłam tylko udziałami?
Po pierwszych jej słowach bał się, że zaraz powie, że miedzy nimi nie uda się albo coś w tym rodzaju, ale zaskoczyła go mile. W jednej chwili zdecydował się, że powie prawdę.
- Udziałami- zdziwił się.  Nie Ula. Nigdy tak nawet nie pomyślałem- odparł.
 A jednak nie byłam dla niego udziałami - ucieszyła się w myślach.
- Pamiętasz list, który zostawiłem ci przed twoim wyjazdem do Szczytna. Napisałem w nim, że chcę spotkać się z tobą i powiedzieć, jak bardzo jesteś dla mnie ważna.  Ula chciałem powiedzieć ci wtedy, że cię kocham. Nie wspomniałem nic o tym w liście, bo chciałem wyznać ci to patrząc prosto w oczy, aby zobaczyć w nich twoją radość, bo smutek już widziałem.  Wczoraj, gdy spytałaś mnie o Sylwię to powiedziałem ci, że nie kochałem jej, bo po odejściu nie czułem wielkiej rozpaczy. Skłamałem Ula. Nie kochałem jej, bo dopiero teraz zrozumiałem, co to jest miłość i nie to łączyło mnie ze Sylwią. Ty jesteś tą kobietą, którą pokochałem, kocham i będę kochać- wyznał jej patrząc w oczy i akcentując chwilą ciszy.  -Ciągle zastanawiam się, jak ja mogłem być tak głupi żeby przegapić i stracić coś tak ważnego i wiem, że będę żałować tego do końca życia- mówił z sarkazmem o własnej głupocie. Ula doskonale wiem, że cię skrzywdziłem, ale proszę abyś, chociaż pomyślała o nas i może potrafiła dać mi drugą szansę- spytał błagająco.
- Marek ja nie wiem-próbowała cokolwiek mu odpowiedzieć i zebrać myśli.  Kiedyś bardzo chciałam usłyszeć te słowa, ale teraz jestem inna. Skrzywdziłeś mnie i trudno coś takiego zapomnieć.
- Nie żądam odpowiedzi dzisiaj, czy jutro-odparł niezrażony.  Dam ci tyle czasu ile potrzebujesz, ale pomyśl o tym-poprosił na koniec.

Tej nocy oboje długo nie mogli zasnąć.  Przewracając się z boku na bok zajęci byli własnymi myślami. Ula głównie rozpamiętywała wydarzeniach ostatniego dnia i próbowała uporządkować swoje uczucia. Znowu nie mogę spać przez Marka- myślała z wyrzutami. Tylko, że jestem sama sobie winna, bo to ja chciałam porozmawiać z nim.  Ale jednego jestem pewna, że bałam się o Marka, więc nie jest mi obojętny. I podoba mi się, że byłam i jesteś ważniejsza od Sylwii. Tylko ta jego niestałość uczuciowa, czy już na dobre odeszła?
Marek natomiast ciągle rozmyślał, co może jeszcze zrobić, aby odzyskać Ulę. Szukać porad na forum dla porzuconych, poradzić się Pauliny, napisać do wujka Dobra Rada, wzbudzić zazdrość. Muszę wymyślić coś. Może skoczyć ze spadochronem albo na bungee. Chociaż to oklepane, to podoba się kobietom.
Było już grubo po północy, gdy oboje spragnieni napicia się i znudzeni bezsennością spotkali się wychodząc ze swoich sypialni.  Razem zeszli na dół i ze szklaneczkami z piciem na chwilę przysiedli na tarasie.
-Czuję się jakbym była teraz w Rysiowie- odezwała się Ula. Cisza przerywana tylko wyciem psów.
-Nie to, co u mnie. Nawet w nocy dochodzi do mojego mieszkania gwar ulicy, a prosto w okno świeci mi neon banku. Żałujesz, że zostałaś- spytał
-Nie- odpowiedziała bez wahania. Jak można żałować, kiedy ma się wokoło tyle piękna.
-To dobrze-odpowiedział zadowolony. Co byś powiedziała na to, aby jutro pojechać na wycieczkę do tych ruin zamku w Leszczynach, o których mówiła nam Kamila? To jest tylko godzina jazdy.
- Z przyjemnością- zgodziła się.   Dochodzi pierwsza, chodźmy spać- rzekła wstając z krzesełka. Jutro mamy jechać rano do miasta- przypomniała mu.
Rozstali się przy drzwiach do sypialni Uli życząc sobie dobrej nocy i kolorowych snów. Zanim jednak Ula wsunęła się do środka oboje pożegnali się tradycyjnym cmoknięciem w policzek. Oboje jednocześnie się do tego zabrali. Pocałunek ten, choć w policzka zadziałał na nich jak kołysanka na dziecko. Wrócili do swoich łóżek i zasnęli.

Następnego dnia obudzili się późno.  Zjedli tylko śniadanie, nastawili pralkę i pojechali do miasta. Zakupy z Ulą przebiegały szybko. W markecie pakowała do wózka kolejne produkty a Marek z zadowoleniem pchał wózek. Mieli też trochę czasu, aby pochodzić po galerii.   Zadziwiła go, bo omijała wszelkie wyprzedaże, czy przeceny, a on był przyzwyczajony, że kobiety nigdy takich okazji nie przepuszczały. Dopiero pod koniec zakupów odezwała się w niej natura prawdziwej kobiety. Na witrynie jednego ze sklepów widniał duży napis wyprzedaż. Był to sklep z odzieżą dla matek i dzieci. Ula bez namysłu pognała do butiku, ciągnąc za sobą Marka. Dobrzańskiego bardziej, jednak zainteresował lokal obok. Obiecał jej, że zadzwoni tylko do Sebastiana i dołączy do niej.
Po udanych zakupach zjedli szybki obiad i południem pojechali na planowaną wycieczkę. Ruiny okazały się bardzo romantycznym miejscem. Oprócz resztek budowli były też pozostałości po ogrodzie. Spacerowali alejkami i rozmawiali.
- Powinniśmy chyba odwdzięczyć się Paulinie i Lwowi – zasugerowała. Samo dziękuje nie wystarczy.
- Wiem i myślałem nawet o tym wczoraj-odparł. Lwa biorę na siebie. Postawie mu piwo albo kupię koniaka.
-Którego razem wypijecie- wtrąciła. Myślałam o czymś wspólnym, co moglibyśmy im dać. Może jakąś miniaturkę. W salonie mają kolekcję obrazów Jagody Fabiańskiej. Dokupimy im jakiś ładny pasujący pejzaż. Co ty na to- spytała?
-Czy ja wiem- odparł bez entuzjazmu. To Paulina zbiera te widoki. Lew woli całkiem inne obrazy.
- Akty- spytała kpiąco. Pejzaże są zdecydowanie piękniejsze.  Popatrz tylko jak cudnie wygląda zachód słońca na tle ruin.  Sprawia wrażenie jakby paliło się w środku ruin- westchnęła z zachwytu.  Piękny byłby z tego obraz. Szkoda, że nie mam talentu malarskiego od razu bym namalowała coś takiego i podarowała Paulinie.  A tak pozostaje mi tylko zrobienie zdjęcia- dodała z żałością.
Chwile później zapatrzona i zajęta fotografowaniem potknęła się o wystający korzeń i straciła równowagę. Z pewnością upadłaby gdyby nie ramiona Marka. Ula odruchowo przytuliła się do Marka, a on akurat schylił głowę.  Od dawna nie patrzyli sobie tak głęboko w oczy. Żadne z nich nie miało też ochoty odwracać wzroku. Ula chciała przekonać się jak to będzie, gdy pocałuje się z Markiem i czekała na to, co zrobi. Nie zawiodła się. Chwilę później poczuła usta Dobrzańskiego na swoich. Nie był to długi ani bardzo namiętny pocałunek, ale ważny. Oboje tego chcieli. Pocałunek Marka rozpalał ją a ciepło rozchodziło się po całym ciele. Bała się, że tak właśnie zareaguje i nie wiedziała jak to teraz będzie. On natomiast był szczęśliwy i chciał więcej, ale był świadom tego, że nie może narzucać się i małymi kroczkami musi zbliżać się do ukochanej.
-Gniewasz się- spytał chwilę później.
- Nie- bąknęła. Jak ja mogłabym się gniewać jak sama chciałam tego- pomyślała?
- Ula ja naprawdę zmieniłem się- próbował przekonywać. Inne kobiety, modelki czy panienki z klubu już mnie nie interesują. Dorosłem i chcę mieć rodzinę. Szybki i przypadkowy seks to już przeszłość.  Od czasu SPA nie byłem z nikim. Nawet żadnej nie pragnąłem. Uwierz mi Ula.
-Próbuję Marek, ale wiem, jaki byłeś i potrzebuję czasu.
- Tylko nie każ mi czekać zbyt długo- poprosił. Chce spędzić razem z tobą wiele lat.
Po powrocie do domu do tematu już nie wracali. Marek wiedział, że Ula musi sama wszystko przemyśleć w spokoju. On był zadowolony, bo od czasu upadku z drzewa było znacznie lepiej.  

We wtorkowy ranek, gdy Ula zbiegła na dół Marka już nie było.  W drodze powrotnej z wycieczki oznajmił jej, że rano musi gdzieś wyjechać. Pytała go o powód wyjazdu, ale Dobrzański był bardzo tajemniczy.  Po wydarzeniach wczorajszego dniu miała nadzieję, że zostanie w domu albo uda jej się coś z Marka wyciągnąć, ale zaspała. Zamiast tego na kuchennym stole znalazła karteczkę.
Ula
Nie chciałem Cię budzić tak smacznie spałaś. Wrócę przed dwunastą.PA.
 Tylko PA i nic więcej- pomyślała rozczarowana. Żadnego całuję, kocham, wyjaśnienia. I to jest ta jego miłość.
Chciała z nim porozmawiać i powiedzieć, że da mu drugą szansę. Już w nocy to postanowiła i przemyślała wiele rzeczy.  Jednego jestem pewna, że nie wyleczyłam się z Marka a ostatnie dni zbliżyły mnie do niego.  Jest opiekuńczy i wydaje się być w tym szczery. Tak jak w tym, co mówił. Od czasu przyjazdu zajmuje się mną i nawet jak mu marudziłam to nie narzekał tylko spełniał zachcianki. I przeze mnie zleciał z tego drzewa. A, gdy ratował tą małą tak bardzo bałam się, że może utopić się. Paulina mówiła mi, że się zmienił a ona wie najlepiej. Muszę dać mu szansę. Życie jest za krótkie na urazy. Później mogę żałować, że mu nie dałam tej szansy.

W oczekiwaniu na powrót Marka wzięła się za prasowanie, obiad i inne prace domowe. Musiała się czymś zająć, bo w jej głowie ciągle tkwiły wydarzenia ostatnich dni. Po dwunastej, gdy Dobrzański nie wracał zaczęła się martwić, a w jej głowie pojawiły się czarne scenariusze. Może miał wypadek albo pojechał do lekarza a mnie nie chciał martwić. Obiecała sobie, że jak wróci i nie będzie mieć rozsądnego wytłumaczenia to porozmawia z nim.  Wrócił spóźniony półtorej godziny, ale zamiast wymówek tak jak obiecała sobie rzuciła się w ramiona.
- Martwiłam się- powiedziała z wyrzutami. Miałeś być dawno temu a telefonu nie odbierałeś. 
-Przepraszam Ula wszystko się przeciągłnęło, a telefon wyładował mi się- usprawiedliwiał się szczęśliwy, bo takiego powitania się nie spodziewał. Podoba ci się -spytał odkrywając rękaw.

Patrząc na jego ramię nie wierzyła własnym oczom. Marek miał tatuaż.
- Ula kocham cię do szaleństwa i nie wiedziałem jak mam ci to udowodnić- wyznał jej.
-Jesteś wariatem-wydukała z łzami i zrozumiała, że kocha Marka nie, dlatego że zrobił sobie tatuaż, ale dlatego że wrócił cały i zdrowy. Była szczęśliwa i wiedziała, że dłużej już nie może ukrywać swoich uczuć, ale chciała też potrzymać Dobrzańskiego w niepewności.
-Z grzeczności nie zaprzeczę- odparł.
-A, co zrobisz jak się odkochasz – spytała. Podobno usuwanie tatuażu bardziej boli niż robienie.
- To się nigdy nie stanie – odparł i pokiwał przecząco głową. To, że będę kochał cię do końca życia jestem pewien jak tego, że dwa plus dwa jest cztery.
- Ja też cię kocham- wyszeptała w końcu.
-Co- spytał szczęśliwy i zdumiony?
-I pragnę- dodała szybko lekko zaczerwieniając się.  Nie wiem tylko, czy wolno kochać się będąc w ciąży- spytała zaskoczonego Marka.
-Można Ula-zapewnił z radością. W stoliku nocnym Lwa znalazłem książkę z pozycjami i jedna część jest poświęcona tym zagadnięciu. I powiem ci w sekrecie, że ta część wydaje się jeszcze nieprzeglądana.
- To szkoda, żeby tej wiedzy nie wykorzystać- odpowiedziała i uwiesiła się na szyi.
Następnej zachęty nie potrzebował. Wziął ukochaną na ręce i zaniósł do sypialni. Kochali się długo i delikatnie. Później leżeli wtuleni w siebie bardzo szczęśliwi.
-Ula wiem, że oświadczyny w łóżku, zwłaszcza po seksie są mało romantyczne, ale wyjdziesz za mnie- spytał przerywając ciszę. I nie proszę cię o rękę, dlatego, że kochaliśmy się przed chwilą, ale dlatego że cię kocham.
-Tak Marek-odparła bez wahania.  I zgadzam się nie, dlatego że kochaliśmy się przed chwilą, ale dlatego że cię kocham- powtórzyła jak echo słowa Marka.  
-Cudownie- odpowiedział i czule pocałował.
-A ty gdzie idziesz –spytała chwilę później rozczarowana, gdy Marek przerwał pocałunek i zaczął ubierać się.
- Jadę do miasta po pierścionek i kwiaty- odparł pocałował w usta i wybiegł ze sypialni.
Ula zadowolona nie była, ale spodobało się jej też zdecydowanie Marka. Powiedział A i od razu chciał powiedzieć B. Sama również wstała z łóżka ubrała się i zeszła na dół. Miała niedokończony obiad i chciała zdążyć przed powrotem Marka. Wrócił tak jak obiecał po godzinie z bukietem róż i małym pudełeczkiem. Ula kończyła właśnie nakrywać stół. Podbiegł do niej i uklęknął.
- Ula uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną- spytał z powagą otwierając mały aksamitny kartonik w kształcie serca
- Będę zaszczycona móc być twoją żona Marku- odpowiedziała równie dostojnie, ale i z uśmiechem. Chwilę później podała mu dłoń a wsunął na jej palec pierścionek i ucałował.
-Jest piękny-zachwyciła się. Mały, ale gustowny dokładnie taki, jakie lubię.
-Tak myślałem, że ci się spodoba-odrzekł zadowolony z trafionego wyboru.  Wstał z kolan i przypieczętował to długim pocałunkiem.  
Znowu poczuła to fantastyczne uczucie, które tak przyjemnie łaskotało ją w brzuchu i rozchodziło się po ciele i nie chciała, aby się kończyło.
- A wiesz, że właścicielem salonu jubilerskiego był ten wędkarz z nad stawu- dodał nagle przerywając pocałunek ku niezadowoleniu Uli. Wyszedł z zaplecza jak usłyszał mój głos i chciał mi dać najdroższy pierścionek, jaki miał na składzie. Długo musiałem przekonywać go, że stać mnie na kupno. W końcu stanęło na tym, że dałem mu wizytówkę fundacji mamy i obiecał w podzięce wpłacać regularnie coś na konto. Ciągle powtarzał, że do końca życia będzie mi wdzięczny za uratowanie Igi. Wyszła z tego bez szwanku. Cała trójka jest jeszcze w szpitalu, ale mają wkrótce wyjść. Mały Mareczek ma być najdłużej, bo jest wcześniakiem- mówił z zadowoleniem.
-To dobrze, że nic im nie jest –odparła. Teraz chodźmy na obiad. Jest już po szesnastej i bardzo zgłodniałam. Rano coś mnie tknęło i przygotowałam to, co lubisz najbardziej.  Polędwiczki z kurkami w sosie śmietanowym.
Obiad i reszta dnia upłynęła im bardzo rozkosznie. Razem posprzątali później przyrządzili kolację i poszli na wieczorny spacer. Objęci i ciągle obsypując się pocałunkami i pieszczotami rozmawiali o przyszłości. Uzgodnili, że po powrocie do Warszawy Ula od razu przeprowadzi się do Marka i wróci na stałe do firmy na swoje stare stanowisko, czyli asystentki Marka. Ze ślubem postanowili poczekać do czerwcu, gdy dziecko będzie już na świecie i nieco większe.
Gdy wrócili z przechadzki była już noc. Ula wzięła swoje rzeczy i przeniosła się do sypialni Marka. On w tym czasie brał prysznic. Niedługo w kabinie bawił sam, bo wkrótce i ona dołączyła do niego i zabrała się za uwodzenie Dobrzańskiego. Objęła i zaczęła całować z perfekcją i zmysłowością, o jakiej jej nie podejrzewał.
 -Ula kochaliśmy się parę godzin temu-rzekł zdziwiony jej zachowaniem i propozycją seksu.  Może to dziecku zaszkodzić.
- Marek chcę się z tobą kochać- rzekła głośniej i dobrze znanym mu głosem.
- Dobrze kochanie tylko się nie denerwuj-uspokajał.
Kolejne dni były szaleństwem miłości i namiętności. Marek dziwił się, że Ula ma w sobie tyle energii i żarliwości i jest taka bezpruderyjna, ale nie narzekał. Brał z przyjemnością wszystko, co dawała mu narzeczona.


W piątkowe popołudnie do Radości zawitała Paulina z Lwem. Dojeżdżając do swojej posiadłości z daleka widzieli Ulę i Marka objętych i całujących się. Narzeczeni już prędzej powiadomili ich, że zaręczyli się, ale i tak ten widok ucieszył ich.  Wyskoczyli z samochodu i szczerze pogratulowali.
-Wiedziałam, że to musi się udać- mówiła uradowana Paulina. Pasujecie do siebie. Tylko Lew nie bardzo w to wierzył- powiedziała oskarżycielsko w stronę narzeczonego.  No Marek pokarz mi ten dowód miłości- ponaglała. Jest piękny- westchnęła oglądając jego ramię. Tygrysku zrobisz sobie taki sam- zwróciła się do narzeczonego.
On dokładnie nie wiedząc czy było to stwierdzenia, pytanie, czy żądanie spytał, więc żartobliwie.
-Dlaczego mam wytatuować sobie kocham cię Ula.
-Nie Ula tylko Paulina – odparła zirytowana. A ja może wytatuuję sobie lwa- zapiszczała zachwycona pomysłem.

Weekend spędzony we czwórkę szybko mijał. Ula z Pauliną miały czas na zwierzenia i plotki a ich mężczyźni na swoje męskie sprawy.  Wspólnie znaleźli też sposób na odwdzięczenie się za gościnę.  Marek zgodził się na propozycję Lwa, aby być jego świadkiem na ślubie. Ula natomiast obiecała Paulinie, że zostanie matką chrzestną ich dziecka.
 W sobotni wieczór kładli się spać ze świadomością, że jutro będą musieli odjechać. Było im szkoda opuszczać to miejsce, ale wiedzieli też, że odjeżdżają, aby w stolicy rozpocząć wspólne życie.


Pierwsze promienie wschodzącego słońca zakradały się do ich sypialni. Ula z tęsknotą i radością patrzyła w okno.  Chciała już dzisiaj pójść na poranny spacer, ale wiedziała, że musi poczekać do soboty jak przyjadą jej teście.  Wyswobodziła się z objęć męża, spojrzała na półroczną Paulinkę śpiącą w łóżeczku i podeszła do okna.  Za oknem rozciągał się dobrze jej znany widok. Był staw, polana i zagajnik, który przez ostatnie siedem lat nieco urósł. Do Radości przyjeżdżali bardzo często. Najpierw korzystali z gościnności Pauliny i Lwa później, gdy Korzyńskim urodziła się Masza i Hania, oni zakupili działkę i zbudowali swój letniskowy domek. Od czterech lat mieli tu własny kąt i przyjeżdżali parę razy w roku.  Kiedy już nacieszyła się widokiem zza okna spojrzał jeszcze na męża. Marek spał w ulubionej swojej pozycji. Ni to na brzuchu ni na boku z rękoma nad głową i nagi jak to bywało latem. Popatrzyła jeszcze chwilę na połowę swojej rodziny i wyszła z sypialni. Na naprzeciwko ich pokoju spał druga połowa. Cicho otworzyła drzwi i zajrzała do środka.  Ponad sześcioletni synek Mikołaj, kopia tatusia w urodzie i zachowaniu spał w pozycji jak tatuś.  Natomiast dwa lata młodsza Agnieszka wykapana mamusia, skulona była jak kotek. Chwilę patrzyła na swoje pociechy i zeszła na taras.
To już siedem lat od czasu, gdy byliśmy tu pierwszy raz. Wspaniałych lat. Prawie wszystkie najważniejsze wydarzenia wiążą się z tym miejscem. Tu zrozumiałam, że kocham Marka. Tu poprosił mnie o rękę i zaręczyliśmy się. Tu sześć lat temu wzięliśmy ślub i tu poczęła się Agnieszka.  Tu spotykam się z Paulina i Lwem tu nasze dzieci bawią się. Tu jest nasz drugi dom, nasze wspomnienie i plany i tu są najpiękniejsze poranki spędzone na długich spacerach z Markiem.
-Kochanie tak myślałem, że tu cię znajdę- usłyszała za plecami głos męża. Za dwa dni przyjadą rodzice to obiecuję ci, że pójdziemy na długi spacer- dodał obejmując czule żonę i całując w szyje.
-A skąd wiesz, że właśnie o tym myślałam- spytała.
-Bo znam i kocham panią, pani Dobrzańska- rzekł czule.
- A ja pana panie Dobrzański- odparła.
KONIEC

wtorek, 8 września 2015

Plan Pauliny 3 i 4




 Część3

- Ula przysięgam ci, że nie wiedziałem nic o twoim przyjeździe- próbował tłumaczyć się Marek w czasie, gdy ta próbowała dodzwonić się do Pauliny. Gdybym wiedział nigdy nie zgodziłbym się na ten wyjazd. Wiem jak na ciebie działam.
-Wiem i nie do ciebie mam pretensje. Nie odbiera.
 

Chwilę później dostała sms.
- Paulina. A to cwaniara. Specjalnie nie odebrała i wysłała gotowca.
-Ula. To nie wina Marka. To był mój pomysł na przywiezienia Was tu razem. Musicie w końcu pobyć sami z dala od Warszawy, problemów, życzliwych znajomych. Będziemy w niedzielę i nie gniewaj się. PA.
Niemalże w tym samym momencie telefon Marka również oznajmił nadejście wiadomości od Lwa.
Marek nie gniewaj się, ale to był pomysł Pauliny, a ja nie potrafię jej odmówić. Na wypadek gdyby działo się coś niepokojącego z ciążą Uli, zostawiam samochód w garażu. Zapasowe kluczyki znajdziesz w szufladzie w stoliku nocnym, a papiery są w schowku w samochodzie. I nie mów Uli, że jest samochód. Zmusi cię do powrotu i powodzenia z Ulą.
-A, co pisze Lew- spytała.
-To samo, co Paulina. Mam się nie gniewać i życzy miłego wypoczynku.
- Nieźle nas urządzili. Marek muszę zjeść pomidora –powiedziała i poszła w stronę części kuchennej. Szybko przejrzała szafki lodówkę, spiżarkę i nic.  – Nie ma- stwierdziła z żałością. Marek we wsi był sklepik. Idź i kup mi.
-Ula, ale to jest ponad kilometr i w dodatku przez las-odparł z małym cynizmem.
-Marek chcę pomidora- powtórzyła ostro.  Od dwóch miesięcy nie jadłam pomidorów, bo nie miałam na nie ochoty, ale teraz mam taką zachciankę ciążową. Rozumiesz!
- To może zjesz ogórka kiszonego są w spiżarni- zaproponował rozradowany swoim pomysłem. To też warzywo i podobno pomaga na zachcianki, ale po minie Uli wywnioskował, że raczej nie zje. -Dobrze Ula tylko nie denerwuj się.  Gdy jechaliśmy tu mijaliśmy jakiś dom i szklarnie może będą mieć pomidory. To nie jest tak daleko. Pójdę i spytam. A ty załóż coś na siebie, połóż się i odpocznij. Dwie godziny jazdy może zmęczyć.
I poszedł a szczęście dopisało mu, bo dostał całe dwa kilo pomidorów. Sąsiadka miła kobieta zapewniła też, że jeśli narzeczona będzie mieć inne zachcianki, a tego nie będą mieć to może zawsze wpaść i spytać.  Gdy wrócił pierwszą rzeczą, jaka wpadła mu w oczy był wałek na stole. Ula natomiast przebrana i ubrana we fartuszek stała tyłem do niego mruczała coś pod nosem i robiła coś przy blacie.

 
- Ula proszę twoje pomidory. A można wiedzieć, co robisz- spytał
-Pierogi i dzięki za pomidory. Później może zjem jak przyjdzie mi ochota. Zawsze, gdy jestem zła lepię pierogi. Będą ruskie i na słodko. A ty zajmiesz się wałkowaniem. Ciasto ma być takie cienkie Marek . O takie- powiedziała i przed oczami zobaczył jej dwa palce pokazujące mu odległość około milimetra. -Ja nie powinnam przemęczać się i zajmę się zrobieniem farszu i lepieniem. Wskakuj, więc we fartuszek i bierz się za wałek. Na stole będzie ci najwygodniej, bo stolnicy nie znalazłam.
Marek z niepokojem spojrzał na kulę ciasta, którą Ula właśnie rzuciła na stół. Wielkością przypominała coś pomiędzy piłką do siatkówki a piłką do piłki nożnej.
- Ula a nie będzie tego za dużo- spytał nieśmiało i chwile później pożałował, bo Ula spojrzała na niego złowrogo.
-Nie Marek- odpowiedziała otrzepując ręce z mąki. Wiem ile mi trzeba ulepić pierogów na uspokojenie nerwów. A tą szklaneczką będziesz krążki wycinał.
Sto dwadzieścia jeden, sto dwadzieścia dwa,….
-A jutro, jeśli będę mieć drożdże to może zrobię kluski parowane. Też mnie to uspokaja- zakomunikowała mu jakiś czas później.
Jurto jest piętnasty sierpnia i sklepy są zamknięte- pomyślał z mała ulgą. Sto dwadzieścia trzy
Pracowali w zgodzie do samego wieczora. Widać było, że Ula tę dziedzinę ma opanowaną do perfekcji. Jedne pierogi wykładała z wrzątku i wrzucała następne, studziła i pakowała do woreczków a na koniec wkładała do zamrażalnika.
- Paulina i Lew będą mieć zapas pierogów na długie tygodnie- powiedziała z zadowoleniem, kiedy zamykała drzwiczki zamrażalnika. Dla nas też zostawiłam trochę. A teraz możemy zabrać się za kolację. Ja zjem te pomidory wyglądają tak ładnie. A ty Marek, na co masz ochotę? Może pierogi?
-Wystarczy chleb i pomidor. Zobacz Ula nawet nie zdążyliśmy rozpakować się. Wstaw wodę na herbatę, a ja zaniosę ci na górę bagaże. Wybrałaś którąś sypialnie- spytał?
- Tak. Tę małą jest taka przytulna. Pierwsze drzwi po lewej stronie. Tobie zostawię tę dużą. A tą czerwoną torbę zostaw. Tam są słoiki ze śledziami i mój prowiant.



Następnego dnia Ula obudziła się wcześnie, bo dochodziło dopiero wpół do szóstej, ale czuła się wyspana. Wyjrzała prze okno i zapragnęła wyjść. Ale pięknie- pomyślała.  I tak spokojnie. Słychać szum lasu, śpiew ptaków. Słońce zaraz będzie wchodzić i tak ładnie odbija się na tafli stawu. Nawet widać sarny na tej polanie. Ubrała się szybko, zbiegła na chwile na dół do kuchni i wróciła na górę.  Drzwi do sypialni Marka, co prawda były uchylone, ale zapukała. Marek jednak nie odezwał się weszła i oniemiała, bo spał nago. Ręce miał nad głową i leżał trochę na boku i brzuchu, odwrócony do niej tyłem.  Dużo nie widziała, bo tylko biodro i kawałek pośladka, ale sam fakt, że tam dalej nic nie ma spowodował zażenowanie. Przykryła tylko delikatnie tę gołą część ciała i dopiero szturchnęła za ramię. Budził się powoli, ale bardzo urokliwie i odwrócił się do niej.
- Ula stało się coś- spytał zaspanym głosem.
-Chcę iść na spacer, ale sama boje się- odpowiedziała.
- Teraz? Ula szóstej jeszcze nie ma. Bądź człowiekiem i daj trochę pospać.
- Później będzie upał a teraz jest chłodno i tak piękne. Słońce wschodzi, las szumi.
-Ula jeszcze godzinę- poprosił
- Chcę iść teraz- odpowiedziała.  Albo idę z tobą albo pójdę sama- dodała dobitnie. Wybieraj.
-Dobrze Ula tylko się nie denerwuj. I muszę najpierw napić się kawy- odpowiedział.  Energicznie odkrył kołdrę i ukazał się jej nagi, jakim Pan Bóg go stworzył.
- Ekspres już nastawiłam – odpowiedziała z speszeniem i uciekła.
- Ula przecież widziałaś mnie już nago - zawołał za nią z zadowoleniem. Nie ma, jak to efektownie rozpoczęty dzień.
Spacer o poranku okazał się bardzo udany. Poszli wedle życzenia Uli w stronę stawu i małego lasku.  Okazało się też, że nie byli na taki odludziu jak zapewniał ich Lew. Przy stawie stały samochody a amatorzy wędkarstwa już od świtu moczyli swoje kije.  Za zagajnikiem natomiast stały dwa domy a z daleka widzieli jakąś biegającą parę. Były też sarny na polanie niezainteresowane tym, że znajdują się w pobliżu ludzie.  
- Pięknie tu prawda Marek. Paulina miała rację mówiąc, że zakocham się w tym miejscu- powiedziała i westchnęła z zachwytu.
Oby miała rację pomyślał Dobrzański i dodał- To prawda Ula bardzo tu ładnie.
Miło mieć obok siebie kobietę, którą się kocha. Iść obok niej, rozmawiać z nią, słuchać jej głosu i śmiechu. Złość jej chyba już minęła- myślał Marek.  I mamy jeszcze cztery dni dla siebie kochanie. Całe cztery na to, aby cię pozyskać i wyjednać przebaczenie. Po dzisiejszym ranku będzie mi łatwiej i nie pozwolę ci tak łatwo o tym zapomnieć.
Miło mieć takiego przyjaciela jak Marek- myślała tymczasem Ula. Bo nim jest. Opiekuje się mną, słucha, spełnia zachcianki.  Nie będzie tak źle i dam radę wytrzymać te cztery dni z nim sam na sam.  Jest tu tak ładnie, że szkoda by było wyjeżdżać prędzej. Żebym tylko jeszcze mogła wyrzucić z pamięci to, co stało się dwie godziny temu. Przyjaciółki, przecież w ten sposób nie myślą o swoich przyjaciołach.
Po powrocie do domu Lwa, Ula odkryła na podwórku miejsce na grillowanie i mały rozkładany basen. Zajrzała też przez okno do altany. Były tam krzesła, leżaki, stół i rowery.   
- Zrobimy wieczorem grilla – spytała, chociaż Marek do końca nie był pewien, czy to było pytanie, czy może stwierdzenie. Mam ochotę na kiełbaski z sosem czosnkowym. Zadzwonię do Pauliny i spytam o klucze do tej altany.
-A ty w ciąży możesz jeść grilla- zapytał.  Sos czosnkowy jest ostry i może dziecku zaszkodzić.
-Marek- zaczęła tłumaczyła mu. Jakbym patrzyła na to, co mogę jeść a co nie mogę to okazałoby się, że nie mogę jeść połowy rzeczy.  Chcę grilla- dodała głosem nieprzyjmującym sprzeciwu.
-Dobrze Ula tylko się nie denerwuj- odpowiedział jej. Rozpalę ci tego grilla. Teraz chodźmy, jednak na śniadanie, ósma dochodzi.

Wbrew przysłowiu nie chwal dnia przed zachodem słońca cały dzień upłynął im miło. Ula już do samego wieczora nie powiedziała ani razu ” Marek chcę”, a on nie musiał jej mówić „dobrze tylko się nie denerwuj”.  Po śniadaniu wyciągnął z altany leżaki i oboje mogli zażyć słonecznej kąpieli.  Głównie to Marek siedział na słońcu, a Ula wybrała bardziej ocienione miejsce.  W szafie Pauliny znalazła strój kąpielowy a gdy ukazała się w całej krasie Dobrzańskiemu, Marek oniemiał z zachwytu. Od czasu spa nie widział jej takiej. Brzuszek zaczął się zaokrąglać i nie mógł oprzeć się pokusie podejścia do niej. Uklęknął i nie pytając Ulę o zgodę delikatnie zapukał w tę część jej ciała i pocałował.

- Cześć kruszynko to ja twój tatuś. Bardzo cię kocham i twoją mamę też-wyznał w myślach.  -Ula pozwolisz mi czasami patrzeć jak rośnie i dotykać go- spytał. Chciałbym poczuć jego albo jej ruchy, gdy będzie już na to pora. Proszę Ula nie odmawiaj mi.
Nie mogła mu odmówić. To było takie słodkie i intymne.
W południe, gdy słońce zaczęło mocniej grzać wrócili do domu.  Wspólnie przyrządzili obiad, posprzątali i za namową Marka, Ula poszła zdrzemnąć się.  On tymczasem zajął się przygotowaniem grilla. Zamarynował udka i karkówkę oraz zrobił sos czosnkowy. Cieszył się na ten wieczór, choć mieli spędzić go nie we dwoję jak planowali prędzej, ale we czwórkę. Sąsiedzi słysząc muzykę wpadli myśląc, że to Lew z Pauliną przyjechali na weekend.  Chcieli właśnie zaprosić ich do siebie na wieczór, bo też planowali grilla, a grill we dwoje traci swój czar jak powiedziała im nowa znajoma Kamila. Ula, więc zaprosiła ich tu zapewniając, że to nie będzie żaden kłopot.
Czas przy grillu szybko mijał. Ula od razu polubiła Kamilę, a Marek jej męża Adama. Byli niemal równolatkami i mieli wspólne tematy. Odeszli dopiero późnym wieczorem po mile spędzonych chwilach. Ula też była zadowolona i nic nie wskazywało na to, że jutrzejszy dzień źle się rozpocznie.



- Ula to może, chociaż zjesz skibkę chleba z masłem - spytał nazajutrz rano Marek.
- Nie Marek. Na nic nie mam ochoty. Mdli mnie, boli głowa i w ogóle nie chce mi się ani jeść ani zabrać za cokolwiek. Życie jest do kitu.
Ula leżała właśnie na kanapie w salonie, a Marek z niepokojem patrzył na nią. Była blada z podkrążonymi oczami i smutna. Podszedł i dotknął jej czoła. Było lekko rozpalone.
-Może do lekarza powinnaś jechać-spytał. Ten wczorajszy grill mógł ci zaszkodzić.
-Czym- spytała. Na rowerze? I to na pewno nie grill mi zaszkodził. Kobietom w ciąży tak się zdarza. Tu są zdrowe, a nagle pstryk i czują się gorzej.
- Ula nie rowerem, ale samochodem. Lew zostawił auto na wszelki wypadek. Tylko się nie denerwuj Ula- szybko dodał widząc jej minę. Napisał mi w smsie, że w razie potrzeby mogę z niego skorzystać.
- Wiesz jak to się nazywa. To jest, to jest- zaczęła mówić szukając odpowiednich słów.
-Świństwo-wyręczył ją pytaniem?
-Świństwo to by było gdyby wdepnęła w coś i przykleiło mi się do buta, a to jest podstępna, perfidna podłość- wyrzuciła z siebie. Teraz powinnam iść spakować się i kazać odwieźć do Warszawy. Nie zrobię tego tylko, dlatego że jestem za bardzo zmęczona i nie chcę zabrudzić mu samochodu. Więc bierz tę listę zakupów, jedź do sklepu i nie denerwuj mnie.
- Chleb, sok pomidorowy, ser pleśniowy, truskawki- zaczął czytać. Ula truskawek mogą nie mieć. To tylko zwykły wiejski sklepik – stwierdził niewinnie.
-To jedź do miasta. I nie mów, że daleko, bo jest samochód. Ja i moje dziecko chcemy zjeść truskawki, a ty mi te dziecko zrobiłeś, więc teraz zaopiekuj się nami jak należy- odpowiedziała znacznie głośniej i z wściekłością.
-Dobrze Ula pojadę do miasta. Tylko się nie denerwuj- uspakajał.  I nie wstawaj z kanapy. Nie chcę, aby coś ci się stało pod moją nieobecność.
Miał szczęście, bo tuż za rogatkami zauważył znak Biedronka w lewo dwieście metrów. Uwinął się z zakupami i podróżą w niecałą godzinę. Po powrocie Uli, jednak w salonie nie zastał. Zawołał ją, ale odpowiedziała mu cisza. Zaniepokoił się zostawił torby na dolę i dognał na górę. Znalazł ją w sypialni. Spała spokojnym snem z uśmiechem na ustach. Cicho zaciągnął rolety przykrył lekkim pledem i wyszedł. A później zaglądał do niej wiele razy, chwilę posiedział, odgarnął spoconą grzywkę, przymknął okno, gdy nadeszła burza i cieszył się, że ma Ulę blisko siebie. Może i masz humory i zachcianki, ale nie szkodzi – myślał. I tak cię kocham.  W końcu poszedł ugotować obiad.
Ula obudziła się tuż przed piętnastą i sama zdziwiła się, że spała cztery godziny, ale teraz czuła się wyspana, głodna i szczęśliwa. Po rannym zły nastroju, mdłościach i braku apetytu nie było śladu. Z kuchni dolatywały nęcące zapachy. Cokolwiek Marek gotuje, to właśnie na to mam ochotę- pomyślała z zadowoleniem i pobiegła na dół. Gdy wtargnęła do kuchni Marek akurat próbował miękkość makaronu, a sos bulgotał na patelce.
- Cześć Marek- powiedziała na przywitanie. Już nic mi nie jest i jestem strasznie głodna.  Pachnie znakomicie i mam nadzieję, że równie smacznie smakuje. Kupiłeś mi te truskawki- stwierdziła, gdy spojrzała na stół. Dziękuje Marek -powiedziała i pocałowała zaskoczonego Dobrzańskiego w policzek.
- Proszę. A wieczorem zabieram cię na spacer-powiedział.  Po tym deszczu jest chłodniej.
- Z przyjemnością pójdę. Najpierw jednak obiad. Mogę spróbować- spytała i nie czekając na zgodę spróbowała sosu.-Jest pyszny i niczego mu nie brakuje. Życie jest jednak piękne- dodała na koniec.
- To możesz szykować talerze Ula. Obiad gotowy.
Zjadła całe dwie porcje. Marka zdziwiło tylko to, że spaghetti przegryzała ogórkami kiszonymi.



Wieczorem tak jak obiecał jej poszli na długi spacer.  I tak jak za pierwszym razem i tym razem było cudownie. Marek bał się jednak, że teraz, kiedy ich relacje były bardziej zażyłe, Ula wróci do tematu powrotu do Warszawy. Muszę coś wymyślić, aby zatrzymać Ulę tutaj- myślał. 
-Zobacz Marek- powiedziała i pokazała na drzewo. To ten kotek, który uciekał przed tym psem. Pewnie nie umie zejść z tego drzewa. Trzeba go stamtąd ściągnąć Marek.
- I, co mam zadzwonić po straż pożarną- spytał z ironią.
-Nie Marek- odpowiedziała mu wyraźnie zirytowana jego złośliwością.  Masz ty tam wejść i go ściągnąć. Nie mów mi tylko, że masz lęk wysokości, bo nie masz.
-Dobrze Ula już wchodzę. Tylko się nie denerwuj- odpowiedział.
Wdrapał się, więc na jedną gałąź później na drugą i jeszcze wyżej i już miał prawie kotka w rękach, ale ten zwinnie wywinął się i zeskoczył niżej, a później jak to kot spadł na ziemię na cztery łapy i uciekł. Ula jeszcze zawołał a za nim, ale chwilę później za plecami usłyszała trzask łamanej gałęzi a, gdy odwróciła się Marek leżał na ziemi.
-Marek- zaniepokoiła się i w jednej chwili klęczała już przy Dobrzańskim. Nic ci nie jest. Pomogę ci wstać. To moja wina Marek nie powinnam ci kazać tam wchodzić. Przepraszam- mówiła prawie z łzami.
- Spokojnie Ula. Jestem w całym kawałku- odpowiedział wstając. I nie dźwigaj mnie. Możesz dziecku zaszkodzić.  
-W domu zrobię ci kompres z sody albo octu- zaproponowała. Pewnie będziesz mieć paskudne siniaki. Okład z lodu też pomaga.  Mam młodsze rodzeństwo, więc znam się na stłuczeniach i siniakach.
-A, kto mi to położy w bolące miejsca- spytał przewrotnie. Ty?
- Sam- odpowiedziała. Tam chyba dosięgniesz skoro sam sobie wiesz, co robisz.
- Ula ja mówię o plecach, ale podoba mi się twój tok myślenia- odpowiedział z rozbawieniem.
Markowi bardzo spodobała się ta troskliwość Uli. Przez cały wieczór opiekowała się nim troskliwie i z czułością. Po powrocie od razu kazała wyskoczyć mu z koszulki i po fachowych oględzinach przyłożyła najpierw okład z lodu, a później zrobiła kompres.
-Nie jest tak źle Marek- stwierdziła jakiś czas później. Tylko niewielki krwiak na lewym barku. Do wesela się zagoi jak to mówią.



Część 4

Nazajutrz tuż przed siódmą rano Marek usłyszał za drzwiami swojej sypialni krzątaninę. To Ula zbiegała na dół. Zdziwił się, że po raz kolejny tak wcześnie wstała, bo zazwyczaj kobiety, z którymi gdzieś bywał nie wychodziły z łóżka do południa.  Miał właśnie zamiar również wstać i dołączyć do niej, ale Ula jak bumerang zdążyła wrócić na górę.
- Wchodź Ula już nie śpię-odpowiedział na jej pukanie.
- Cześć Marek. Przyszłam zobaczyć jak twoje ramię, zaprosić na śniadanie i przeprosić. Przez ostatnie dwa dni byłam marudna- rzekła i spojrzała na niego z miną niewiniątka.
-Ula daj spokój. Nie musisz mnie przepraszać- zapewniał.  Miałaś prawo być zła. A ramię ma się całkiem dobrze.
-Mogę zobaczyć- spytała.  Gorzej nie jest, ale lepiej też nie- stwierdziła. Boli cię jak ruszasz ręką.
- Trochę, ale dam radę wytrzymać- odrzekł z małym grymasem bardziej dla zmyłki, niż z bólu. Bywało gorzej.
- Powinieneś maścią się nasmarować- zasugerowała.  Może pojedziemy po śniadaniu do miasta- spytała nieśmiało. Chciałam kupić coś na jutro na obiad i przy okazji wstąpimy do apteki po maść.  
-Pewnie, że możemy jechać- odpowiedział zachwycony uważając, że to kolejny krok do tego, aby zbliżyć się do Uli.
- Świetne i dziękuję- odpowiedziała, uśmiechnęła się z wdzięcznością i skierowała się w stronę drzwi. Aha Marek, bo ja właśnie robię śniadanie i przyszłam zapytać cię czy wolisz jajka na twardo, czy na miękko- spytała jeszcze.
-Szczerze.  Jajecznicę z cebulką i boczkiem- powiedział marzycielskim głosem.  Jeśli to nie problem- dodał już bardziej zwyczajnie.
-Dobrze zrobię ci jajecznicę- odrzekła z chichotem.  I kto ma tu zachcianki- pomyślała wychodząc?
 Piętnaście minut później, gdy Marek dotarł do kuchni Ula nakładała właśnie jajecznicę na talerze.  Pachniał smakowicie i była dokładnie taka, jaką najbardziej lubił, lekko ścięta. W czasie, kiedy Marek jadł ona sporządziła listę zakupów.
Z zakupami uwinęli się szybko, bo na liście Uli był tylko sklep spożywczy, apteka i zielony rynek. Na koniec wyprawy Marek zaproponował spacer po parku i lody. Zgodziła się bez wahania. Idąc tam natknęli się na sklep z artykułami dziecięcymi. Ula nie potrafiła oprzeć się, aby tam nie wejść. Marek, chociaż uważał, że to za wcześnie na kupowanie różowych albo niebieskich śpioszków i nie chcąc robić jej przykrości zgodził się i wszedł razem z nią. Zachowywanie Uli w sklepie zadziwiło go, bo zachowywała się jak dziecko w sklepie z zabawkami.  Zauroczona śpioszkami, kaftanikami i innymi ubrankami dziecięcymi długo nie mogła się zdecydować, co ma kupić. W końcu wybrała kilka kaftaników i śpioszków uniwersalnych zarówno dla dziewczynki jak i dla chłopca.

 Park okazał się bardzo uroczy i co rusz natykali się na osoby spacerujące z wózkami. Ula nie mogła oprzeć się i prawie za każdym musiała się obejrzeć. Na okrągło też mówiła o dziecku.
- Marek ja dopiero teraz uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie mam jeszcze nic kupione dla naszego dziecka, a ono za pół roku będzie na świecie. I dziękuje ci, że zapłaciłeś za to wszystko- powiedziała i w podzięce cmoknęła w policzek. Wrócę ci jak znajdę jakiś bankomat i wypłacę trochę gotówki.
Dobrzańskiemu bardzo spodobała się ta serdeczność Uli. Przede wszystkim, jednak cieszyło go stwierdzenie nasze dziecko.
-Ula nie żartuj. Nic mi nie musisz oddawać- odparł.  To też moje dziecko i zamierzam łożyć na nie.  Myślałaś jak to będzie z nami, gdy już urodzisz - spytał. Chciałbym od początku być przy was.
- Marek nie bój się nie będę ci utrudniać kontaktu z dzieckiem- zapewniała oglądając kolejny wózek. Obiecałam ci już to zresztą.
- Tak pamiętam Ula. Pytam, bo pomyślałem, że mogłabyś się przeprowadzić do Warszawy. Twój pokoik w Rysiowie jest tak mały, że łóżeczko tam już nie wejdzie- argumentował.
-To nie jest dobry pomysł.  Ja i ty pod jednym dachem-odpowiedziała szybko.
 -Ula bez obawy nie do mnie- sprostował. Wynająłbym dla was małe mieszkanie. Może nawet udałby mi się w moim bloku coś wynająć. Byłbym zawsze pod ręką.
-Możemy o tym na razie nie mówić-poprosiła. Widząc, jednak smutną minę Marka dodała. –Obiecuję, że pomyślę o przeprowadzce do Warszawy. Sama wiem, że u mnie jest ciasno.
- Dobrze już nie będę więcej wspominał i cieszę się, bo nie powiedziałaś nie.  Ale mam ostatnie pytanie. Myślałaś już o imieniu- spytał.
- Tak. Dla chłopca mam już od dawna Mikołaj, a dla dziewczynki Kasia, Hania albo Sylwia- odpowiedziała.
-Nie Ula tylko nie Sylwia- błagał z rozpaczą. Mam złe wspomnienia z tym imieniem.
-Jakaś nieszczęśliwa miłość- zainteresowała się.
- Poznałem ją ponad pięć lat temu i wydawała mi się idealna- zaczął swoje zwierzenia. Piękna, inteligentna, rodzinna. Była dwa lata starsza ode mnie, ale to nie miało dla mnie znaczenia.  Szybko się zakochałem i byłem gotowy oświadczyć się. Któregoś dnia jednak ktoś życzliwy doniósł mi, że Sylwia taka nie jest.  Okazało się, że ma rodzinę. Męża na wózku i małą córeczkę.  Ula przez prawie dwa lata naszego związku okłamywała mnie- mówił z żałością. Jeszcze na początku naszej znajomości zobaczyłem zdjęcie jej rodziny i spytałem o nich. Powiedziała mi, że mężczyzna na wózku to jej brat, dziewczynka to siostra a teście to rodzice i musi im pomagać finansowo. Podziwiałem ją za to wszystko, a okazało się to jednym wielkim kłamstwem. Jednak nie to było najgorsze. Gdy prawda wyszła na jaw to powiedziała mi, że byłem dla niej łatwiejszym życiem i odskocznią od problemów i zaproponowała, aby ciągnąć to dalej. Miałem być jej kochankiem i utrzymankiem. Nie mogłem się na to zgodzić i skrzywdzić jej najbliższych. Skoro ktoś mi doniósł o tym, że ma rodzinę to równie dobrze mógłby powiedzieć o mnie jej mężowi. Taki podły nie mogłem być.
Nie wiedziała, co ma powiedzieć i jak zachować się. Chciała mu już powiedzieć, że on również był taki okłamywał i drwił, ale nie była złośliwa i spodobało się jej to, co powiedział na koniec, że nie mógłby być kochankiem.
-Jak można być tak podłą kobietą i drwić sobie z uczuć innych- spytała tylko.
-Jak widzisz można- parsknął z pogardą.  Od tej pory to ja zacząłem tak żyć. Uwodzić i porzucać, więc nie powinienem jej oceniać. Ale nie mówmy już o tym- poprosił. Najchętniej wymazałbym ten czas z mojej pamięci.
-A ty masz jakieś swoje propozycje imion- spytała Ula zmieniając temat.
- Tak. Dla dziewczynki Agnieszka albo Karolina, a dla chłopca Tomek albo Piotruś.
-Też ładnie. To może zrobimy tak Marek- zaproponowała. Jeśli urodzi się chłopiec to ja wybiorę imię a jeśli będzie to dziewczynka to ty. Zgoda.
-Zgoda – odpowiedział ucieszony, bo pozwolenie na wybór imienia w jego odczuciu był dużym krokiem w ojcowaniu.

Ula przez całą drogę powrotną i resztę dnia często wracała myślami do tego, co opowiedział jej Marek. Była nawet zazdrosna o tą cała Sylwię. Ona była miłością Marka a ja tylko udziałami- myślała. Kochał ją i może dalej kocha. Są miłości niespełnione, które trwają całe życie. To może jedna z tych miłości. Ale rozumiała Marka, bo on też miał swoją nieszczęśliwą i niespełnioną miłość. Marek kochał tak jak ja bez wzajemności. Chciała porozmawiać z nim jeszcze, ale nie była pewna, czy powinna rozdrapywać jego rany.
Po powrocie do domu w pierwszej kolejności Ula zajęła się ramieniem Marka i dokładnie nasmarowała obolały bark. Później zjedli drugie śniadanie, Ula obejrzała, jeszcze raz zakupione ubranka i w końcu zajęli się swoimi obowiązkami. Marek tak jak obiecał Lwowi zajął się koszeniem trawy, a Ula w tym czasie królowała w kuchni.  Przygotowując obiad i piekąc ciasto ciągle spoglądała prze okno i patrzyła na Marka. Miał na sobie tylko krótkie spodenki i mogła podziwiać jego ciało. Próbowała nie patrzeć tam, ale jej wzrok sam wędrował w stronę okna jak tylko głos kosiarki stawał się głośniejszy a Marek był w polu widzenia.  W końcu Dobrzański skończył swoją pracę wrócił do domu, a Uli skończyło się darmowe przedstawienie.
-Obiad zaraz będzie gotowy – zakomunikowała mu. Zrobiłam kurczaka w miodzie. Mam nadzieję, że lubisz- spytała niepewnie.
-Tak i pachnie bardzo apetycznie- odparł.
- To dobrze- powiedziała z ulgą. Jasiek uważa, że kurczak na słodko jest niezjadliwy.  Dzwoniła Paulina i mówiła, że jutro z Lwem mogą być dopiero po osiemnastej. Pytała czy mają po nas przyjechać czy sami wrócimy.
-Sami Ula. Nie ma sensu, aby tu tylko po nas przyjeżdżali. Może po obiedzie pójdziemy na spacer- zaproponował.
- Po objedzie to my będziemy sprzątać- zakomunikowała mu rozkładając talerze.
-Musimy – spytał z nieciekawą miną.
-Musimy. Skoro tu jesteśmy to musimy po sobie posprzątać- tłumaczyła niezadowolonemu Markowi.  A na spacer możemy pójść po kolacji. Teraz idź i umyj się i ubierz coś na siebie. Nie możesz tak siadać do stołu.
Wrócił po paru minutach z mokrymi jeszcze włosami w białej koszuli i długich eleganckich spodniach.
-Tak lepiej – spytał z uśmiechem obracając się dookoła siebie.
-Lepiej – odpowiedziała nie mogąc oderwać od niego wzroku. Marek wyglądał bardzo elegancko i równie pociągająco jak jeszcze przed chwilą, gdy był w samych spodenkach. -Tylko teraz to ja powinnam się przebrać- stwierdziła. Moja podkoszulka i szorty mają się nijak do twojego stroju.

Danie Uli okazało się smaczne i Marek z czystym sumieniem mógł je pochwalić. Ulę ucieszył ten komplement i w podzięce posłała mu swój uśmiech. Uśmiech, który on tak lubił oglądać. Po obiedzie i krótkiej sjeście tak jak zapowiadała Ula wzięli się za porządki.  Marek zajął się odkurzanie i cięższymi pracami, a Ula tymi lżejszymi.    Zachowujemy si ę jak w dobrym, starym małżeństwie- myślała patrząc na Marka.  Wspólne posiłki, zakupy, rozmowa na temat dziecka, sprzątanie. Tylko sypialnie mamy osobne.
Oddałbym całe swoje bogactwo, aby było już zawsze tak jak teraz- myślał tymczasem Marek. Ja, Ula wspólne posiłki, zakupy, rozmowy. Nawet z odkurzaczem mogę biegać, ale przy Uli.
Po godzinie pracy, gdy kuchnia, salon i reszta pomieszczeń według Uli były już dostatecznie uprzątnięte przyszedł czas na podwieczorek.  Pogoda była ładna, więc postanowili zjeść na tarasie.  Marek rozłożył dla nich leżaki i hamak, a Ula zajęła się kawą i ciastem.  Czas w towarzystwie Marka i na wylegiwaniu się szybko mijał. Dobrzański doskonale umiał zabawiać ją.  Opowiadał jej o dzieciństwie i czasach młodości, a ona często reagowała na jego historyjki śmiechem. Było jak za dawnych dobrych czasów, z przed ich nieudanego romansu i, gdy ona i Marek byli jeszcze w przyjaźni. I dbał o nią. Poprawił parasol, gdy słońce za mocno grzało, przyniósł sok i poduszkę, gdy Ula przeniosła się na hamak, rozmasował jej łydkę, gdy chwycił ją nagły skurcz. Ulę radowały te wszystkie rzeczy i sytuacje. Marek był opiekuńczy i przyjazny. A w perspektywie była jeszcze wieczorna przechadzka, na którą już się cieszyła. Niechęć do Dobrzańskiego minęła wczoraj i teraz cieszyła się z jego towarzystwa.
Kolację Marek postanowił przygotować już sam. Wytłumaczył opierającej się i chętnej do pomocy Uli, że teraz jego kolej na przygotowanie posiłku, bo ona zajęła się śniadaniem i obiadem, i powinna pozostać na tarasie i odpocząć.  Zrobił jej ulubione grzanki z dużą ilością sera i zaparzył mięte ze świeżego liścia. Później jeszcze posprzątał i mogli iść na spacer.
Na przechadzkę wybrali ulubioną trasę Uli obok stawu, polany i zagajnika. I tak jak dwie poprzednie i ta wyprawa była urocza. Oboje w ciszy i z rozkoszą słuchali śpiewu ptaków, wdychali zapach żywicy i zachwycali się pięknem flory i fauny. Czaru dodawały też promienie zachodzącego słońca, które delikatnie przedzierały się przez korony drzew dając im trochę ciepła a lasowi większej magii. Ula patrząc na malowniczość natury uświadomiła sobie, że cała złość na Paulinę już dawno jej przeszła. Była jej nawet wdzięczna za ten wyjazd i gdzieś w głębi duszy z nostalgią przyznała, że chętnie zostałaby tu dłużej.
-Tak tu pięknie, że najchętniej nie wracałbym jeszcze do Warszawy-odezwał się Marek wyczytując w jej myślach jej tęsknotę.
- To prawda Marek pięknie tu- poparła go. I ciężko będzie stąd odjeżdżać. Może kiedyś Paulina i Lew zaproszą nas tu jeszcze raz- dodała z nadzieją.
-Jeśli chcesz to zadzwonię do Lwa i spytam czy możemy zostać dłużej- zaproponował niepewnie. Mam jeszcze niewykorzystany urlop, a w pracy nic pilnego też nie ma. W razie, czego jest ojciec na miejscu i Sebastian. Co ty na to Ula? Dodatkowy tydzień.
- Dzwoń- odpowiedziała błyskawicznie, chociaż wiedziała, że będzie wiązało się to z dalszym przebywaniem w pobliżu Marka. Nie miało to jednak dla niej większego znaczenia, bo i towarzystwo Dobrzańskiego nie było już takie złe jak jeszcze niedawno. Teraz czekała z niepokojem, co powie Lew.
Lew zgodził się bez wahania i razem z Paulina życzyli miłego pobytu.
-Musimy pojechać do miasta i zrobić większe zakupy, żeby nie jeździć codziennie- mówiła chwilę później z zapałem. I pranie też trzeba zrobić, bo kończą mi się czyste rzeczy. Marek jestem taka szczęśliwa- powiedziała na koniec.
Podobał mu się ten entuzjazm Uli, ale najbardziej spodobało mu się to, że wzięła go pod ramię i przytuliła się. Było to dla niego miłe i zaskakujące.
-Spokojnie Ula – powściągał jej emocje.  Wszystko w swoim czasie. Zajmiemy się tym w poniedziałek. I służę pomocą we wszystkim, a nie tylko ramieniem- dodał z zadowoleniem.
- Wiem, że mogę zawsze liczyć na twoją pomoc- powiedziała obdarzając go uśmiechem. Przez ostatnie dni udowadniałeś mi to wiele razy. I za to cię lubię.  
 - A mi jest miło to słyszeć i wiedzieć, że tak o mnie myślisz- odparł szczęśliwy.  Ty jesteś taka sama. Mało jest takich kobiet jak ty. Uczciwych, dobrych, rodzinnych i życzliwych - mówił ze szczerością. Zawsze jesteś sobą niczego nie udajesz- dodał jeszcze po chwili milczenia.
 - Ciągle ją kochasz –spytała przerywając ciszę.
- Rozumiem, że o Sylwię pytasz. Nie Ula. Nie można kochać kogoś, kto okłamywał cię tyle czasu, skrzywdził i drwił z uczucia.
 Można Marek- pomyślała Ula. Ja kochałam cię, chociaż zrobiłeś te wszystkie rzeczy. Bo z nami kobietami już tak jest. Kochamy, jeśli nawet ta osoba rani, kłamie, oszukuje.
- Zresztą po latach zrozumiałem, że to nie było prawdziwe uczucie i tak naprawdę nie kochałem jej- kontynuował. Byłem tylko zauroczony.
-A skąd taka nagła zmiana- spytała?
Miał ochotę powiedzieć jej prawdę, że zakochał się w niej, ale uznał, że swoim wyznaniem może wystraszyć tylko Ulę i wszystko zepsuć. Wolał poczekać i nie ryzykować. Zwłaszcza teraz, gdy Ula zgodziła się tu zostać.
-To się czuje, wie Ula- powiedział pewnie. Po jej odejściu nie rwałem sobie włosów z głowy, ani nie usychałem z rozpaczy. To ona zawróciła mi w głowie i robiła wszystko, aby nasz związek nie rozpadł się. Ja tylko dałem się na to nabierać jak ostatni idiota. Coś takiego trudno zapomnieć.
- Zobaczysz będziesz jeszcze kiedyś szczęśliwy – pocieszała go.
-Oby Ula- odpowiedział z tęsknotą.

 Po powrocie do domu mieli jeszcze czas na telewizję. Wybrali bardziej ambitne kino i obejrzeli film oparty na faktach. Opowiadał o kobiecie, która po trzęsieniu ziemi przez kilka lat uparcie szukała swojego syna.  Odnalazła go, ale był sparaliżowany i chory. Dla niej nie miało to jednak znaczenia, bo najistotniejsze było to, że go odszukała. Film skończył się tuż przed północą i przyszedł czas kłaść się spać. Rozstali się przed sypialnią Uli.
- A dla ciebie, co było tym najważniejszym wydarzeniem życia– spytała przy drzwiach swojego pokoju.
 - Poznanie cię i czas spędzony z tobą były tymi najwspanialszym momentami mojego życia- odpowiedział pewnie i szybko.  Ula, chociaż wiem, że nic to nie zmieni to powinnaś, to wiedzieć- mówił patrząc prosto w jej twarz. 
-Późno już Marek –powiedziała jedynie na jego wyznanie. Dobranoc.
-Dobranoc Ula- zdążył tylko odpowiedzieć, delikatnie musnąć w policzek i Ula wsunęła się do swojej sypialni.

Ula długo nie mogła zasnąć. Cały czas w jej myślach gościł Marek i to, co jej powiedział.  Zwłaszcza o tym pocałunku na dobranoc trudno było jej zapomnieć. Co prawda ja go pierwsza całowałam, ale co innego, gdy ja go całowałam, a co innego jego pocałunek . Jednego była pewna, że ciągle coś czuje do Marka, ale nie umiała tych uczuć rozszyfrować. Czy ja ciągle go kocham, czy to tylko przyjaźń? Czy mogę mu zaufać, czy lepiej nie wchodzić drugi raz do tej samej rzeki?  Przecież wyleczyłam się z Markoholizmu. Jak jeszcze niedawno interesował się tobą chciał być blisko to było źle. A jak później przestał narzucać się to też było źle, a teraz jak powiedział ci, że jesteś ważna to też masz mieszane uczucia.
 Marek w przeciwieństwie do Uli szybko zasnął i obudził się wcześnie. Drzwi do jej sypialni były uchylone i zajrzał.  Ula spała skulona jak kot. Chciał już wyjść, ale zauważył leżącą na podłodze książkę, którą kiedyś jej podarował. Podniósł, ją a ze środka wypadło jego zdjęcie.  Nigdy nie dawałem Uli zdjęcia- pomyślał z satysfakcją. Musiała sama je zdobyć, a to znaczy, że nie jestem dla niej taki obojętny. Jeszcze nic stracone. Muszę tylko dać jej trochę czasu. Bał się tylko jednego, aby po wczorajszym wieczorze i wyznaniu Ula nie zechciała odjechać.

*****************************************************************************
Ta część miała być ostatnią, ale będzie jeszcze jedna. Nie zdążyłam dokończyć, bo ostatni tydzień miałam bardzo zajęty, a od jutra jadę na parę dni na szkolenie i rozstaje się z laptopem. Przed wyjazdem chciałam dodać, chociaż część miniaturki. Jest, jaka jest, ale na poprawki i dopieszczenie nie mam już czasu.  Na ciąg dalszy zapraszam około 20 września. PA.