poniedziałek, 25 stycznia 2016

W ostatniej chwili 3



Ula w sobotę obudziła się w doskonałym humorze i równie dobrze spała. Od rana wzięła się za przygotowywania do urodzinowego przyjęcia. Beatka towarzyszyła jej w kuchni i przy okazji zadawała mnóstwo pytań. Miała taki zwyczaj, że jak Ula wracała do domu na weekend to zasypywała ją pytaniami z całego tygodnia, bo twierdziła, że nikt tak dobrze jak Ulcia nie umie na nie odpowiadać.  Dzisiaj jednak głównie pytała o tego nieznajomego pana. Rzadko mieli okazję gościć całkiem obcą osobę i było to dla niej urozmaiceniem.  Ojciec był równie ciekaw jak jej siostra i już wczoraj wieczorem zasypał ją pytaniami typu skąd, jak, kiedy i kim jest dla niej.  Ula cierpliwie odpowiadała ojcu na wszystko i cieszyła się, że miał tyle taktu, aby nie wypytywać o to wszystko samego Marka. Dzisiaj, mieszając masę na ciasto, po raz trzeci odpowiadał na te pytania. Tym razem sama sobie.
Kim tak naprawdę jest dla mnie Marek? Znajomym? Znajomego trzeba trochę znać, aby stał się znajomym, a ja go znam raptem pięć dni.  Jest szefem Karoliny i jej znajomym. Ale znajomi naszych znajomych są naszymi znajomymi, więc jest tak jakby był moim znajomym. Tylko, do czego nas, to znaczy mnie ta znajomość zaprowadzi. Obiecałam sobie, że prywatne sprawy między mną a Markiem skończą się razem z kupnem aparatu, a umówiłam się na kolejne spotkanie. Jedno jest pewne, że zrobił na mnie wrażenie, podoba mi się i gdzieś tam w głębi ducha cieszę się, że z nim idę.   Kurde blaszka nie powiedział tylko, gdzie mamy się spotkać i o której-pomyślała rozsądnie próbując czekoladową masę. Przedstawienie zaczyna się o osiemnastej i nie możemy być tam na ostatni dzwonek.  Zadzwonię do niego we środę albo czwartek i spytam. Prędzej nie, żeby nie pomyślał sobie, że mu się narzucam.

W czasie, kiedy Ula krzątała się po kuchni Marek smacznie spał w swoim domu w ramionach Dominiki. Tuż przed dziewiątą kobieta rozbudzała go w dobrze znany mu sposób. Delikatnie kąsała jego ucho, szeptała czułe słówka i w nęcący sposób gładziła jego tors.  Marek budził się po woli, lekko mrucząc, ale tak naprawdę ochoty wstawać nie miał.  A tym bardziej nie miał ochoty na kolejne miłosne uniesienia, a przynajmniej na razie tak było.  Był zmęczony nocną zabawa w klubie i upojną nocą z nią i najchętniej dalej by spał.  Ucieszył się, więc gdy kochanka oznajmiła mu, że za godzinę ma nagranie do programu Modelki i musi już iść. Bez żalu zrobił jej kawę, zamówił taksówkę, podziękował za dzisiejszą noc, a za kolejną ku rozczarowaniu kobiety dyplomatycznie, podziękował. Wychodziła od niego niepocieszona, bo nie przypuszczała, że kolejny wieczór Marek woli spędzić z Sebastianem na oglądaniu meczu niż z nią. W ramach przeprosin pożegnał ją namiętnym pocałunkiem i obietnicą, że wkrótce znowu się spotkają i że będzie tęsknić. Odprowadził jeszcze dziewczynę do drzwi, wrócił do ciepłego ciągle łóżka i wkrótce ponownie zasnął. Nie przypuszczał nawet, że z Dominiką kochał się po raz ostatni. Ponownie obudził się przed trzynastą, wziął prysznic, poszedł do sklepu po zakupy i ogarnął salon. Wieczorem na oglądanie meczu i na relację nocy z Dominiką zawitał Sebastian. 
-Opowiadaj Marek –zachęcał Olszański rozsiadając się na kanapie. Udana nocka?
-Udana- odparł od niechcenia. Zrobiliśmy, co mieliśmy zrobić, a rano przed dziewiątą wyszła. Miał jakieś swoje służbowe sprawy –dodał, aby uprzedzić pytanie Sebastiana tylko tyle?
-To słabiutko- skomentował zawiedziony. Myślałem, że skoro jutro wraca do Mediolanu to z łóżka do południa nie będziecie wychodzić. Ale nie martw się- pocieszał widząc niezadowoloną minę przyjaciela. Kiedyś tam znowu się spotkacie i wszystko nadrobicie- dodał i poklepał przyjaźnie po ramieniu.
- Sęk w tym Seba, że nie czuję się szczególnie rozczarowany -odparł zdziwiony swoimi słowami. Rano jak obudziłem się i powiedziała mi, że musi iść to nawet ucieszyłem się. Chyba się starzeje - dodał z rezygnacją. Kiedyś mogłem balować całą noc i rano być rześki i chętny. A teraz jedna noc jeden numerek i jestem znudzony i zmęczony. Podobnie było dwa tygodnie temu z Roksaną.
- Marek ja się na tym nie znam, ale może to chwilowe- próbował coś zaradzić Olszański. Może jesienna depresja cię dopadła.
- Sam nie wiem. Wieczorem i w nocy wszystko było OK a rano, gdy budziła mnie to po raz pierwszy nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Myślałem, że to ze zmęczenia, ale później jak obudziłem się, to miałem to samo. Jakoś nie było mi przykro, że jej nie ma.
-Może po prostu znudziła ci się i potrzebujesz naprawdę jakiejś odmiany- odparł uspokajająco. Może ta Ula albo Kamila coś pomogą.
-Nie wiem Seba. Ale nie mówmy dłużej o mnie. Chodź musimy zrobić sobie coś do jedzenia. Przed nami długi wieczór. To ile obstawiasz. Ja stawiam na 1:3 dla Niemców.

Od paru lat poranny jogging dla Marka i Sebastiana był ich zwyczajem i biegali niemalże codziennie i niezależnie od tego czy był to dzień pracy, czy weekend. Mieli wtedy czas na spokojną rozmowę i popatrzenia sobie na biegające dziewczyny.
- A ty, co jesteś taki niewyraźny-zagadnął go Sebastian w poniedziałkowy ranek. Głowa ciągle boli.
-To też, ale głównie, dlatego że Paulina rano dzwoniła.
-A, o co tym razem ma pretensje. Telefonu nie odebrałeś, czy widziała twoje zdjęcie z kolejną panienką.
- Gorzej Seba. Powiedział, że na ślub chce zarezerwować katedrę w Mediolanie i mam zadecydować czy wolę listopad, czy grudzień.
- Nieźle- zaśmiał się. Ustawiła ci zaręczyny, a teraz chce ustawić ślub.  Jak to na listopad albo grudzień-zreflektował się chwilę później? Mamy przecież październik.
-Na przyszły rok- odparł.
- Aaa-odetchnął z ulgą. Już myślałem, że zostały ci dwa miesiące życia kawalerskiego.
-Ona przecież nie byłaby w stanie zorganizować ślubu w miesiąc czy dwa- odparł ironicznie.
-Co prawda to prawda. Ale musisz coś z tym Mediolanem zrobić- ostrzegał. Póki nie jest za późno.  Zrobi ci taką samą szopkę ze ślubu jak z zaręczyn.
-Wiem, że muszę i jeszcze dzisiaj się tym zajmę-zapewnił.
- I trzymaj się tego, bo jak teraz ustąpisz to nawet nie zauważysz a, kiedy owinie cię wokół małego paluszka. Klaudia byłaby dla ciebie lepsza- dodał po chwili. Ten upuszczony pierścionek na zaręczynach to może znak, że nie jest wam pisane.
 - Seba- powiedział z irytacją. Powtarzasz się i znam to na pamięć. Powiedz lepiej jak tam twoje nowe mieszkanko. Znalazłeś już coś-zapytał chcąc zmienić temat.
-Mam jedne upatrzone, ale nie wiem czy stać mnie na nie- zaczął. Chyba będę musiał pomyśleć o kredycie.
Sebastian od dawna próbował przekonać Marka, żeby rzucił Paulinę i związał się z inną. Nie lubił jej i niechęć ta była obustronna. Olszański uważał, że osacza go, rządzi nim i manipuluje.  Ona natomiast obwiniała Sebastiana o to, że sprowadza Marka na złą drogę i miesza między nimi. W miłość, co prawda też nie wierzył, ale uważał, że jeśli chce się być razem to trzeba, chociaż czuć do siebie sympatię. Między narzeczonymi natomiast nic takiego nie było. Marek nie kochał jej i działała mu na nerwy a jego tłumaczenia, że rodzice, przyzwyczajenie i wybaczanie zdrad były dla niego niedorzeczne. Paulina natomiast była z nim z czysto egoistycznych pobudek, aby dopiąć swego i wyjść za niego za mąż. Najbardziej bała się właśnie, że któregoś dnia odejdzie i ośmieszy ją przed znajomymi. Dlatego wraz z jego rodzicami wymogła w końcu na nim oficjalne oświadczyny i zaręczyny.
Od tego czasu minęły już dwa miesiące, ale Sebastian ciągle wspominał je z rozbawieniem. Marek będąc na antresoli i w chwil, kiedy miał już wsunąć pierścionek na palec Pauliny, to upuścił go tak niefortunnie, że spadł na dół i ktoś niechcąco przydepnął go i zniekształcił.  Jedna z kobiet stojących obok niego stwierdziła, że takie upuszczenie pierścionka to zły znak i zapowiada rozstanie. I choć wiedział, że dla żadnej kobiety nie byłoby to miłe, ani wymarzone zajście to czuł małą satysfakcję. Tak długo oczekiwany i planowany przez Paulinę dzień okazał się nie do końca udany. Przez resztę wieczoru, chodziła wściekła i obrażona. Nie pom0gło nawet podarowanie przez Dobrzańską jej własnego pierścionka. Tylko Marka było mu szkoda, bo przez kolejne dni miał z nią piekło.
 Najchętniej u boku przyjaciela widziałby modelkę Klaudię. Była całkowitym przeciwieństwem Pauliny i taka jak oni. Wesoła, spontaniczna, przystępna, lubiła chodzić do klubu a przede wszystkim była zainteresowana byciem z Markiem. Dobrzański, choć lubił ją była dla niego tylko  kumpelą i kochanką. Zainteresowany nią w sensie partnerki życiowej nie był, bo charakter miała tak samo wybuchowy i mściwy jak narzeczona. Wolał już być z Pauliną, którą wiedział jak ma udobruchać niż z nieprzewidywalną Klaudią, której reakcji na jego wyskoki i przyzwyczajenia nie mógł przewidzieć.  Poza tym nie chciał wiązać się z kobietą, która na każde jego zawołanie wchodzi mu do łóżka, robi to bez skrupułów i zgadza się być tą drugą.

Do pracy Marek przyszedł spóźniony. Przywitał się tylko z Karoliną i wrócił do rozmowy telefonicznej.  Dziewczyna od razu zauważyła jego podkrążone oczy i grymas na twarzy.  Tuż przed jego zniknięciem za drzwiami usłyszała, że rozmawia z Pauliną i grozi jej, że ma wybierać albo on albo Mediolan. Chwile później, kiedy zza drzwi nie dochodził już podniesiony głos szefa weszła do gabinetu. Marek siedział za biurkiem wsparty na rękach z dobrze znaną jej miną.
-Co się stało- zagadnęła? Słyszałam, że kłóciłeś się z Pauliną. Chce zamieszkać na stałe we Włoszech?
 - Nie. Jej koleżanka bierze ślub w katedrze w Mediolanie i wymyśliła sobie, że my również pobierzemy się w Mediolanie.
-To ma być jej ślub i chce żeby był jak najpiękniejszy-próbowała tłumaczyć Paulinę, rozpuszczając tabletkę przeciwbólową.
- Tylko, że ona ma tam pięciu krewnych i trochę znajomych, a w Polsce jest moja rodzina, rodzina jej mamy i nasi znajomi-mówił z irytacją. Do niej jednak to nie dociera, że to są dodatkowe koszty i niektórych nie będzie stać na wyjazd do Włoch.
-Może nie będzie tak źle- próbowała pocieszać. Może ograniczy listę gości.
- Nie żartuj. Jeśli na zaręczynach było dwieście osób to ona na ślub jest zdolna zaprosić dwa razy tyle. Chce zrobić takie samo przedstawienie ze ślubu, jak z zaręczyn- zacytował słowa Sebastiana.  Oby było jak najwięcej osób i jak najwięcej szumu a to, że to ma być przede wszystkim nasz dzień nie ma dla niej znaczenia.  Nasprasza dawnych znajomych z dzieciństwa tylko po to, aby zapchać kościół i nie było pustych ławek. A połowę z zaproszonych gości znowu nie będę znał tak jak na zaręczynach-dodał z rezygnacją.  A to, co-spytał, gdy Karolina podała mu szklankę z wodą.
- Tabletka przeciwbólowa. Widzę jak wyglądasz i wiem jak szczęśliwi chodzą mężczyźni od sobotniego wygranego meczu-odparła żartobliwie.  -  A tym, że nie znałeś połowy zaproszonych gości na zaręczynach to się nie martw. Ciebie też nie znali. Jeden facet myślał, że ty to Aleks, bo to on przy Paulinie częściej bywał niż ty- powiedziała na pocieszenie.
- Czy ja ci już mówiłem, że jesteś aniołem-zapytał z uśmiechem. Znasz mnie na wylot, umiesz pocieszyć i rozśmieszyć. Szkoda, że nie jesteś mną zainteresowana. Byłabyś wspaniałą żonę.
-To może jednak warto spróbować z Klaudią- zagadnęła z niewinną miną.
-Karola ty też- spytał z udawaną złością.
W wielu kwestiach Karolina z Sebastianem nie zgadzali się, ale co do tego, że Paulina nie nadaje się na żonę dla Marka zgadzali się w stu procentach. Tylko, że Olszański był za tym, aby Marek związał się z Klaudią, a ona natomiast nie zamierzała narzucać mu nikogo. Uważała, że Marek pogubił się i sam powinien uporządkować swoje życie i sam znaleźć tą jedyną.

Popołudniem tuż przed końcem pracy Marek zadzwonił do Uli z propozycją spotkania. Dzisiaj, co prawda marzyło mu się tylko łóżko, ale na jutrzejsze popołudnie planów nie miał i z chęcią spędziłby je z Ulą. Telefon odebrała po drugim dzwonku. Po przywitaniu i bez zbędnej zwłoki przeszedł do sedna sprawy.
-Pomyślałem sobie, że do piątku daleko i może dałabyś się zaprosić któregoś dnia na kawę po pracy.  Może jutro-dodał, gdy zapadła cisza.
Odpowiedzi jednak ciągle nie usłyszał. Zamiast tego do jego uszu doszło jakby westchnienie czy mruknięcie.
 Za szybko Marek, za szybko-upomniał się w myślach. Trzeba było najpierw porozmawiać, spytać jak tam po urodzinach a nie tak od razu wypalać z kawą.
-Ula jesteś tam-spytał, gdy cisza przedłużała się.
 - Tak, tak jestem tylko podpisywałam jeden dokument koleżance- odparła pośpiesznie. Zaskoczył ją tym zaproszeniem i sama nie wiedziała czy ma się zgodzić i ciągnąć tą znajomość, czy odmówić. Jedno spotkanie wte czy wewte różnicy przecież nie robi- pomyślała. Zresztą i tak miałam dzwonić do niego w sprawie wyjścia do teatru.   - Jutro wieczorem nie bardzo mogę- oznajmiła mu zgodnie z prawdą. Pracę kończę o siedemnastej, a na osiemnastą mam umówione korepetycje- tłumaczyła się.  Ale dobrze, że dzwonisz, bo jeśli chodzi o nasze wyjście do teatru to nie powiedziałeś mi gdzie mamy się spotkać i o której. Mówiłeś, że przedstawienie jest o osiemnastej a na ostatnią chwilę nie wypada być.
- Tak wiem Ula i o to mi właśnie chodziło- podchwyci jej trafne spostrzeżenie. Chciałem porozmawiać o naszym wyjściu. To, co Ula, jeśli wieczorem ci nie pasuje to może w ciągu dnia dałabyś radę wyskoczyć na mała kawę-nie poddawał się łatwo.
-W ciągu dnia chyba dam radę -odparła w końcu.
-O trzynastej w tej naszej kawiarence pasowałoby ci-spytał ucieszony patrząc w swój kalendarz.
W naszej kawiarence- pomyślała z sentymentem. To my mamy nawet już naszą kawiarenkę.
Niedane jednak było wypić im razem kawę, bo Karolina nieoczekiwanie umówiła go na tę godzinę z Zarębskim jednym z kontrahentów i nie mógł tego opuścić.  Próbował przełożyć spotkanie z Ulą na środę, ale z kolei w banku Uli przez dwa dni odbywało się sympozjum, pracowała do późna i nie miała czasu na prywatne sprawy. Na wyjście do teatru musieli umówić się telefonicznie.

W piątek przed siedemnastą Marek pojawił się przed jej blokiem. Specjalnie przyjechał prędzej, aby móc wejść na górę i zobaczyć jak mieszka. Kawalerka Uli nie przypominała kawalerki Sebastiana.  Sama kuchnia Olszańskiego była większa od pokoju Uli, a za kuchnię służyła jej wnęka w korytarzu. Do łazienki nawet nie próbował zaglądać. Zwłaszcza, że Ula tam była. Wyszła chwile później w prostej czerwonej sukience ozdobionej białym paskiem, a jedynym dodatkiem był srebrny łańcuszek. Dobrzański musiał przyznać, że wyglądała bardzo ładnie.
-Gotowa- spytał taksując jej postać.
-Tak. Wezmę jeszcze torebkę i możemy jechać.  

 Przedstawienie było komedią i opowiadało o trzypokoleniowej rodzinie. Dziadkach, rodzicach i dorosłych dzieciach.  Każdy z nich miał inny charakter i krytykował zachowanie i wady pozostałych członków rodziny.  Senior rodziny Stanisław twierdził, że swoje odpracował, dzieci spłodził i teraz całe dnie spędzał na rybach albo siedząc z piwem przed telewizorem oglądając sport i ciesząc się wesołym życiem emeryta.  Jego żonę Helenę natomiast bardziej interesowało życie sąsiadów, celebrytów i serialowych rodzin niż własna familia. Ich syn Karol istniał w zasadzie tylko po to, aby zarabiać pieniądze, które jego żona Grażynka trwoniła w drogich sklepach i salonach piękności.  Resztę czasu natomiast spędzała na przyjęciach i na spotkaniach z przyjaciółkami.  Wnuk Szymon swój czas dzielił pomiędzy pracę, klub i panienki, a takie wartości jak miłość, rodzina i dzieci, które wyznawała jego siostra Jagoda nie miały dla niego znaczenia i drwił z tego. Siostra nie pozostała mu dłużna i wytykała mu, że się źle prowadzi.   W tym trzydziestoletnim kawalerze, który ciągle skakał z kwiatka na kwiatek Marek szybko dopatrzył się siebie.  Tak jak w jego matce widział jakby Paulinę, a przynajmniej jej zalążki. W Jagodzie natomiast na pewno dojrzał Ulę. Już w czasie pamiętnego obiadu z czułością i sentymentem opowiadała mu o swojej rodzinie. 
 
W czasie przerwy między aktami w holu Marek spotkał Sebastiana ze swoją dziewczyną Patrycją.  Zdziwił się, że przyjaciel też tu jest, bo nie wspominał mu, że wybiera się do teatru i przypuszczał, że przyszedł tylko po to, aby poznać Ulę.
Po przedstawieniu natomiast miał odbyć się bankiet. Ula bała się tej części wieczoru, bo nigdy w czymś takim nie uczestniczyła i obawiała się, że może popełnić jakąś gafę.  Jej obawy na szczęście nie sprawdziły się i razem z Markiem bawili się świetnie. Miała nawet okazję poznać swoją ulubioną aktorkę i projektanta Pshemka.  Mistrz był zauroczony jej prostotą, naturalnością, wdziękiem i inteligencją. Marka zdziwiło, że Ula tak szybko zyskała jego sympatię, bo znał projektanta i nowych znajomych trzymał na dystans i tak łatwo w jego łaski nie dało się wkraść. Urszula natomiast jak o niej mówił od razu zyskała jego aprobację i przez większość bankietu rozmawiali ze sobą, a Marek poszedł jakby w odstawkę. Dopiero w drodze do Rysiowa mieli okazję porozmawiać. Dobrzański miał nieodpartą chęć pospierać się z nią na temat Szymona i Jagody. Sam zaczął rozmowę.
- Szymon i Jagoda to całkowite inne typy człowieka, prawda Ula- zagadnął. Typowa romantyczka wierząca w bezgraniczną miłość do grobowej deski a jej brat to zimny drań i lekkoduch. Trudno uwierzyć, że to rodzeństwo.
- A to źle, że jest romantyczką i wierzy, że z jedną osobą można być do końca życia – spytała broniąc Jagodę?  
-Nie, ale kto w tych czasach wierzy w taką miłość- zadrwił. Tylko chyba głupcy i nastolatki. Teraz liczy się to, co można zyskać w związku albo jest się z kimś z rozsądku.
- Mów, co chcesz, ale ja myślę podobnie jak ona-odparła patrząc na niego z litością.  Ja też nie mogłabym wyjść za mąż bez miłości.  A tym bardziej właśnie z powodów finansowych albo z rozsądku. I współczuje tym, którzy nie wierzą w miłość w coś, co daje największe szczęście dwojga ludziom.  Ludzie, którzy zatracili wiarę w miłość sami siebie krzywdzą- przekonywała.
 -Więc z kimś takim jak Szymon nie byłabyś zainteresowana- podpytywał patrząc na nią z podchwytliwym uśmiechem.
-Nie-odparła krótko.
-Pytam, bo kobiety często właśnie zakochują się w draniach-odparł jakby od niechcenia.
-Ale nie ja-odparła pewnie, chociaż wiedziała, że kłamie, bo właśnie zakochuje się w draniach. Nie mogłabym być przecież z kimś, kto uważa, że dzieci to niedogodność konieczna i chwila przyjemności-mówiła i patrzyła na niego lekceważąco jakby chciała ukarać go za wszystkich tak myślących mężczyzn.  -Dla mnie dzieci to sama radość i nie wyobrażam sobie swojego domu bez nich. Sama chciałabym mieć przynajmniej trójkę albo nawet czwórkę. 
 - Rozumiem, że potencjalny tatuś już jest-spytał przewrotnie, bo był pewien, że nikogo takiego nie ma. Nie wygląda mu na taką, która umawiałaby się na spotkania z innym mając chłopaka.
- Jeszcze nie- odparła cicho. Ale jak już znajdę tego jedynego to musi być domatorem- dodała, aby Dobrzański nie pomyślał, że bierze go pod uwagę. A przede wszystkim nie może być wzrokowcem.
-Bo-spytał krótko.
-Bo wiem jak wyglądam i mężczyzn na kolana nie powalam.
-Ula niemów tak-odparł łagodnie i po raz pierwszy nie drwił z jej słów.  Wygląd to nie wszystko. Liczy się jeszcze wnętrze i to, co ma się w głowie.  A z tego, co zauważyłem to masz w głowie bardzo mądrze poukładane i masz piękne wnętrze. Zobaczysz znajdzie się ktoś to doceni.
-Tylko jakoś do tej pory źle trafiałam, a latka lecą-mówiła tak, aby zabrzmiał to żartobliwie.
-Jak każdemu. Ja niedługo skończę trzydziestkę-dodał chcąc dodać otuchy.  Teraz w prawo –spytał.
 - Tak, trzeci dom po prawej stronie- odparła ciesząc się, że dojeżdżają i skończą ten niewygodny dla niej temat.
-Dzięki za miły wieczór i podwózkę- rzekła chwilę później, gdy Marek zatrzymał samochód.
-Ja również. Było naprawdę bardzo miło Ula. Może odprowadzę cię do drzwi – zaproponował, gdy zauważył podejrzanego typa stojącego na ulicy. Jakiś facet patrzy na nas.
-A nie to mój sąsiad Maciek -stwierdziła wyraźnie zadowolona patrząc za siebie. Pójdę już, bo pewnie czeka na mnie- dodała szybko i pożegnała się krótkim Pa. 
-Pa –odparł, popatrzył jeszcze jak wita się Maćkiem i odjechał.

Bowling klub tak jak w każdą sobotę zapełniał się powoli młodymi ludźmi. Marek z Sebastianem do klubu przyszli wcześniej, aby uniknąć tłoku i w spokoju zagrać w kręgle i pogadać.  Nie widzieli się od wczorajszego spotkania w teatrze i zajęli się rozmową o przedstawieniu.
- Patrząc na Szymka i jego ojca to miałem wrażenie jakbym widział ciebie- zagadnął Sebastian.
-Szymka to rozumiem, ale co ja mam wspólnego z Karolem- zapytał rzucając kulą?  Nie jestem pracoholikiem.
-Na razie nic, ale za parę lat Paulina zrobi z siebie takiego samego pantoflarza jak Grażyna z tego całego Karola-zakpił. I na starość nie będziesz takim szczęśliwym staruszkiem z piwem jak pan Stasio tylko znerwicowanym i złośliwym zgredem.
- Nie wyolbrzymiaj- odparł, choć wiedział, że przyjaciel może mieć po części rację.
- Mówię ci Marek, jeśli nie chcesz skończyć jak Karol, to rzuć Paulinę i zwiąż się z Klaudią.
-Seba powtarzasz się-odparł swoim ulubionym zwrotem.
- A ty byś tak potrafił jak Szymon wytrzymać przez miesiąc bez seksu –zapytał podchwytliwie zmieniając temat.  
-Wątpisz w to- odparł pewnie. Mogę nawet założyć się z tobą jak Szymon z Jagodą- dodał podchwytując wyzwanie Sebastiana.
-I, co myślisz, że będę siedział z tobą dwadzieścia cztery godziny na dobę i pilnował?
-Nie, nie myślę, ale zrobię to dla siebie, tak jak Szymek, żeby udowodnić, że dam radę- rzekł zdecydowanie.
-Dobre- zaśmiał się. Prędzej trzy razy pod rząd zbiję wszystkie kręgle niż ty wytrzymasz bez seksu przez miesiąc.
-Próbuj, bo ja nie żartuję-odparł poważnie. Muszę zrobić sobie w tych sprawach jakąś przerwę i zobaczysz, że mi się uda.

niedziela, 17 stycznia 2016

W ostatniej chwili 2



Gdy Ula przyszła do Książęcej Marek już tam był. Oddając płaszcz w szatni zauważyła go, jak stał przy jednym ze stolików i rozmawiał z kelnerem.  Już z daleka wyglądał bardzo elegancko i pociągająco. Kwiatów leżących na owym stoliku również trudno było nie dostrzec.  Chwilę później on również zauważył ją i obrzucił spojrzeniem.  W firmowym dopasowanym stroju wyglądała bardzo atrakcyjnie.  Oboje równocześnie wyszli naprzeciw siebie i spotkali się w połowie drogi.
- Cześć Ula- rzekł z ciągłym podziwem i wyciągnął dłoń na przywitanie.
-Cześć- odpowiedziała trochę nieśmiało, gdy całował jej dłoń.
-Dzięki, że zgodziłaś się przyjść i zapraszam do naszego stolika – powiedział i gestem ręki wskazał ów stolik.  A to dla ciebie- powiedział chwilę później podając kwiaty. Mam nadzieję, że lubisz róże- spytał ze swoim popisowy uśmiechem.
- Tak lubię. Są piękne - odpowiedziała zgodnie z prawdą. I dziękuję.
Kwiaty rzeczywiście były piękne i nigdy do tej pory nie dostała tak pięknego bukietu. Było w nim dziewięć czerwonych długich róż, ozdobionych białymi małymi listkami i kokardą dopasowaną kolorem do kwiatów.
 – To dobrze, że podobają ci się- rzekł odsuwając jej krzesełko. Bałem się, że możesz mieć uczulenie na róże.
-Uczulenie to ja mam na ryby-powiedziała i spojrzała na niego przez ramię.
Popełniła tu błąd, bo Marek był zdecydowanie za blisko niej i zarumieniła się nieco.
-Dobrze wiedzieć- usłyszała jego szept tuż przy uchu, gdy dosuwał krzesełko do stołu. Zamówię ci coś z drobiu albo z innych mięs- dodał głośniej.
Za jej plecami z zadowoleniem obrócił się wokół siebie i chwilę później usiadł naprzeciwko niej.

-Opowiadaj Marek jak było z Ulą - zachęcał godzinę później do zwierzeń Sebastian rozsiadając się wygodnie na kanapie szefa. Udany obiad.
-Czy ty masz szósty zmysł, czy może masz radar zainstalowany w głowie? Wróciłem pięć minut temu i nie zdążyłem nawet usiąść a ty już jesteś.
-Nie, nie mam- odparł. Powiedziałem Ani, że jak wrócisz to ma do mnie od razu zadzwonić. To jak było- powtórzył pytanie? Udany obiadek?  
-Udany i to nawet bardzo. Ula jest całkiem inna niż dziewczyny, które do tej pory znałem.  Miła, inteligentna i tak dobrze nam się rozmawiało.
-A coś więcej-zachęcał, gdy przyjaciel zamilkł.
- Skromna, nieśmiała i tajemnicza- mówił siadając na biurku i zakładając ręce na piersi.   Ma w sobie coś tak intrygującego, że mam ochotę poznać ją znacznie bliżej.  I nie jest taka brzydka jak wydawało mi się wczoraj.  Ma błękitne oczy, fantastyczną figurą i szczery uśmiech.  Gdy się uśmiechała jej usta przybierały tak pociągający kształt, że chciałoby się je całować-mówił z błyskiem w oczach. Czasami, gdy spoglądałem na nią to się rumieniła i wyglądała jeszcze bardziej słodko i niewinnie.
- Spodobała ci się – stwierdził Olszański z zadowoleniem.
-Może nie spodobała, ale warto poznać ją lepiej i spróbować jak to jest z takim typami kobiet jak Ula. Umówiłem się z nią na jutro- dodał.
-Czasu nie tracisz - uśmiechnął się na wyznanie Marka. Zaraz, zaraz Marek –zreflektował.  Ale na jurto jesteśmy umówieni z Kamilą i Lidką. Chyba, że rezygnujesz z Kamili. Prawie miesiąc uwodzisz ją i nic.
-Spokojnie Seba, pamiętam i nie zamierzam z nikogo rezygnować- uspakajał. Z Ulą umówiłem się po pracy na zakupy. Obiecałem jej, że pomogę w wyborze aparatu fotograficznego. Jej brat interesuje się fotografiką i to ma być prezent na osiemnaste urodziny.  Z zakupami uwinę się raz dwa, zaproszę jeszcze na kawę, a później będę już do twojej i Kamili dyspozycji.
- To, co Marek wygląda na to, że przez najbliższe tygodnie będziesz bardzo zajęty- odparł wstając z kanapy. Czekają cię nowe otwarcia.
-Na to wygląda-odparł rozmarzonym głosem.
- Tylko dalej tak trzymaj, a obie szybko będą twoje-dodał Olszański i poklepał po ramieniu.  A ty się w ogóle znasz się na aparatach –spytał odchodząc.
-Nie znam się, ale się poznam-odparł zmierzając razem z Sebastianem w stronę drzwi.  Idę właśnie do Tomka to coś mi tam podpowie, a później poprzeglądam Internet i zorientuję się w markach, funkcjach i cenach. Na jutro będę gotowy.

 W chwili, gdy panowie zbliżali się do drzwi Karolina odskoczyła od nich i usiadła za biurkiem. Stała tam chwilę i słyszała część rozmowy.  Do tej pory nigdy nie sięgała do metod Wioletty i nie szpiegowała ani nie podsłuchiwała rozmów Marka. Dzisiaj był ten pierwszy raz, gdy posunęła się do tego nikczemnego, jak dla niej uczynku. I tylko, dlatego zrobiła to, bo usłyszała imię Ula. Życie prywatne szefa było jego osobistą sprawą i choć uważała, że robi źle, to nie wtrącała się.  Teraz jednak chodziło o jej koleżankę i nie chciała, aby spotkało ją to, co inne jego panienki. Z Markiem nie opłacało się rozmawiać, bo wiedziała, że i tak jej nie posłucha.   W dodatku, gdyby powiedziała mu o tym to równałoby się z przyznaniem, że go podsłuchuje a tego chciała uniknąć.  Po wyjściu panów z biura wyszukała numer telefonu Uli, zadzwoniła i umówiła się na kawę po pracy pod pretekstem rozmowy o kredycie.

Tymczasem parę przecznic dalej Ula próbowała zająć się pracą, ale z małym skutkiem, bo cały czas rozpamiętywała spotkanie z Markiem.   Może, gdyby ciągle nie zerkała na kwiaty byłoby jej łatwiej, ale bukiet był tak imponujący, że trudno było nie patrzeć.  Postawiła go w końcu za plecami, ale zapach róż i tak przypominał o jego istnieniu i o Dobrzańskim.
 To był tylko obiad w zamian za ten kredyt, jutro pójdziemy na zakupy i na tym koniec prywatnych spotkań- próbowała przemówić sobie do rozsądku. Później będą nas łączyć tylko sprawy służbowe.  Tylko, dlaczego czułam czasami jego wzrok utkwiony na sobie.  Pewnie, dlatego że ja nie umiałam odmówić sobie przypatrywania się jemu.  Ale te jego dołeczki i wzrok przyciągały jak magnez i nie sposób było odwracać wzrok. I jeszcze te zazdrosne spojrzenia innych kobiet rzucane w moją stronę były takie przyjemne. Chyba, że one myślały, co on tu robi z taką szarą myszką jak ja. A bukiet muszę wziąć do domu, żeby jutro mnie nie rozpraszał.
  Z myśli o Marku i kwiatach wybił ją dzwonek jej telefonu. To Karolina dzwoniła.  Przedwczoraj wymieniły się numerami telefonów z obietnicą, że wkrótce zdzwonią się i umówią na kawę. Nie myślała, że Karola tak szybko zadzwoni.

- To od Marka – spytała, a raczej stwierdziła Karolina, gdy Ula przysiadała się do stolika. Ula nie będę cię okłamywać-rzekła bawiąc się papierową serwetką. Nie chodzi mi o kredyt tylko o ciebie i Marka. Wiem, że byliście dzisiaj na obiedzie i że umówiłaś się z nim na jutro.
- To było tylko zwykłe wyjście na obiad w podzięce, że załatwiłam wam ten kredyt-wtrąciła pośpiesznie.  Z miny koleżanki wyczytała jednak, że nie przekonała jej to kontynuowała. - Zjedliśmy obiad, trochę porozmawialiśmy głównie o sprawach służbowych, później odprowadził pod bank, podziękował za miło spędzony czas, pożegnał się i odszedł. I to wszystko.  A jutro mamy kupować tylko aparat- dodała błaho i dla lepszego efektu, żeby przekonać koleżankę, że to nic istotnego lekko wzruszyła ramionami.
- Może dla ciebie było to tylko, ale nie dla Marka- rzekła stanowczo.  Za dobrze go znam.  Na początku może i będzie to zwykła znajomość, ale z czasem zacznie zmieniać się. Ze mną było podobnie. Małe przysługi, wyjście po pracy na kawę, słodkie spojrzenia. Dopiero jak powiedziałam mu, że faceci mnie nie interesują dał mi spokój.  Ulka on ma narzeczoną i całą masę kochanek- tłumaczyła dalej. O tych panienkach na jedną noc nie będę wspominać. Zabawi się tobą i zostawi. Każda myśli, że Marek to właśnie dla niej rzuci Paulinę a prawda jest taka, że nie zamierza jej zostawiać w ogóle. Nie chcę żebyś cierpiała tak jak one albo robiła sobie złudne nadzieje, że z tobą będzie inaczej.
- Spokojnie Karola- rzekła tak, aby brzmiało to wiarygodnie. Nie myślę tak, niczego się nie spodziewam i nie dam się oszukać. Wiem jak się prowadzi i że nie jest w jego typie.  Po prostu miło byłby czasami spotkać się z nim bez zobowiązań. I nic więcej.
-Na pewno Ula-pytała z powątpieniem?
- Na pewno. Obiecuję ci, że będę rozsądna i nie wdam się w romans z Markiem- zapewniała unikając stwierdzenia, że nie zakocham się, bo tego pewna nie mogła być. Dwa razy dałam się nabrać na piękne oczy i trzeciego razu nie będzie- dodała.

Ula szczęścia w miłości i życiu nie miała. Jej pierwszy chłopak i miłość Bartek był tą pierwszą pomyłką. Spotykali się przez parę tygodni, ale okazało się, że przez ten cały czas oszukiwał ją. Był z nią dla wygodnictwa, bo Ula potrafiła wyciągać go z kłopotów, a mając stypendium płaciła za niego i za siebie rachunki. W dodatku spotykał się jednocześnie z inną dziewczyną. Wkrótce po rozstaniu z nim spotkała ją i jej rodzinę prawdziwa tragedia i nie miała już czasu na rozpamiętywanie związku z Bartkiem.  Jej mama tydzień po porodzie zginęła w wypadku samochodowym, a dla nich świat się zawalił.  Jej ojciec długo nie mógł otrząsnąć się po śmierci żony i to na nią spadły obowiązki domowe. Z pomocą sąsiadki pani Szymczykowej i jej syna musiała zając się dwunastoletnim bratem Jaśkiem i malutką siostrą Beatką. Na Maćka Szymczyka mogła zawsze liczyć. Znali się od przedszkola i był jej jedynym przyjacielem. Wśród dziewczyn nigdy nie znalazła przyjaciółki. Koleżanki zazwyczaj przypominały sobie o niej głównie wtedy, gdy była im potrzebna. Dopiero na studiach, gdy zgłosiła się do pracy w komitecie studenckim znalazła prawdziwą koleżankę. Choć z Karoliną były całkowitym przeciwieństwem to polubiły się.  Ona była ładna, bogata i rozrywkowa, a Ula nieurodziwa, biedna i skromna. Karolina zajęła się też wyglądem Uli i jej nieśmiałością. Namówiła, aby pozbyła się niemodnej i nie twarzowej podwiniętej grzywki i babcinych strojów oraz dodała pewności siebie.
 Na trzecim roku studiów po raz drugi zakochała się w koledze z roku Pawle. Ten związek, choć trwał trochę dłużej niż z Bartkiem również rozpadł się. Paweł okazał się jeszcze gorszym łajdakiem od Bartka. Ula w nagrodę za najlepsze wyniki w nauce dostała szansę wyjazdu na rok do Anglii i liczył, że zabierze go ze sobą.  Ze względu jednak na sytuację rodzinną z wyjazdu musiała zrezygnować, a miejsce odstąpiła Maćkowi.  Razem z jej decyzją odszedł i Pawełek.  Po tych dwóch nieudanych związkach obiecała sobie, że trzeci raz nie da się oszukać i nie zakocha się.

Następnego dnia, gdy Ula zjawiła się w galerii Marek już tam był i czekał na nią w umówionym miejscu.  Z zakupem aparatu, tak jak przypuszczał uwinęli się szybko. Później poszli jeszcze do działu spożywczego na większe zakupy, bo w niedzielę miały odbyć się urodziny brata. Toreb z zakupami nazbierało się trochę i nawet Dobrzańskiemu trudno było to unieść.
-Może podwiozę cię do domu- zaproponował, gdy wychodzili ze sklepu.
-Byłoby mi miło, ale ja nie jadę na Wole tylko do Rysiowa- tłumaczyła. To jest ponad dwadzieścia kilometrów stąd i nie chcę zabierać ci czasu. Wystarczy, że podrzucisz mnie na przystanek, a tam jakoś poradzę sobie-zapewniała jak dla niego mało przekonująco.
-To żaden problem Ula. Zresztą i tak nie mam nic w planach-łatwo skłamał. Ty nie będziesz musiała telepać się autobusem, a mi będzie miło, że mogę zrobić ci tą małą uprzejmość. Najpierw jednak zapraszam cię na kawę- powiedział tak jakby sprawa została przesądzona. Zaniosę torby do samochodu i możemy iść do kawiarni. Jest tu jedna przytulna kawiarenka.
Ula zgodziła się, bo i tak nie miała argumentów, aby z nim dyskutować ani ochoty, aby jechać autobusem, a perspektywa spędzenia jeszcze trochę czasu z Markiem była kusząca.
Na parking było blisko i chwilę później już bez zbędnego ciężaru wrócili do galerii. Okazało się, że Marek zaprosił ją do tej samej kawiarnia, w której była wczoraj z Karoliną.  
-Warto spróbować sernika z brzoskwinią i polanego czekoladą-zaproponowała Ula, gdy kelnerka pojawiła się przy ich stoliku. Próbowałam już i jest wyśmienity, a mężczyźni podobno lubią czekoladę.
-To poprosimy o dwie porcje- zwrócił się do kelnerki.  –Nie wiem czy wszyscy mężczyźni lubią czekoladę, ale ja do nich na pewno należę- rzekł już do samej Uli. A ty, jakie pyszności szykujesz na urodziny?  Po ilości zakupów można wywnioskować, że będzie tego sporo.
- To będzie przyjęcie dla rodziny a nie dla przyjaciół Jasia, więc tradycyjnie tort jakieś ciasto, sałatki, krokiety.
W czasie, kiedy Ula opowiadała o urodzinowym memu, Marek zastanawiał się jak zaproponować jej kolejne spotkanie, ale nic konkretnego na myśl mu nie przychodziło.  Dopiero, gdy wyszli z kawiarni szansa ku temu sama się nadarzyła. Przechodzili właśnie obok teatru Współczesnego i Ula zatrzymała się przed afiszem reklamującym jeden z spektakli z napisem Bilety już do nabycia.
- Rodzina (nie)doskonała- przeczytał Marek.  Lipińska, Socha, Foremniak, Pokora, Kasprzykowski, Żak. O czy to jest?
- O trzypokoleniowej rodzinie Kaczmarków, która dla otoczenia wydaje się nie idealna, a tak naprawdę, gdy znaleźli się w potrzebie to mogli na siebie liczyć. Czytałam, że warto obejrzeć. Poczekasz chwilę pójdę spytać tylko, na kiedy są bilety- dodała odchodząc.
- Jakbym skądś to znał- powiedział do siebie.  Tylko, że w mojej rodzinie w Febo Dobrzańskiej jest na odwrót. Na zewnątrz wyglądamy na idealną rodzinę a jakby ktoś głębiej zaglądnął to wszystko się wali.  A pójściem na premierę byłabyś zainteresowana- spytał, podążając za nią.
-Nie stać mnie, to po pierwsze. A po drugie biletów już pewnie i tak nie ma.
-Ale ja mam- odparł zadowolony. Nasz projektant współpracuje z kostiumologiem i dostajemy bilety na wszystkie premiery. Jeśli chcesz to możemy pójść razem, a później jeszcze na bankiet.
- No nie wiem – mówiła z wahaniem. Nigdy nie byłam na żadnej premierze i nie mam, w co się ubrać.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz.  I na pewno coś znajdziesz w swojej szafie.  Ula nie daj się prosić-mówił z takim uśmiechem, że trudno było mu się oprzeć.
-No dobrze. Pójdę z tobą.
- Świetnie-odparł uradowany. Za tydzień w piątek o osiemnastej.
Sam rzadko korzystał z takich zaproszeń. Zazwyczaj tylko wtedy, gdy Paulina była na miejscu, a tak wszelkie zaproszenia na premiery do kina, teatru, opery czy na otwarcia wystaw oddawał rodzicom, innym pracownikom firmy albo znajomym. Wolał inne formy rozrywki. Teraz jednak cieszył się, że je zachował.  Nie zamierzał też czekać aż do piątku z następnym spotkaniem i obiecał sobie, że w weekend nie będzie jej przeszkadzać, ale w poniedziałek zadzwoni do niej i umówi się na kawę.
Jego szybkim sportowym autem do Rysiowa dojechali w pół godziny.  Marek, choć Ula protestowała i mówiła, że poradzi sobie już z zakupami zachował się po dżentelmeńsku i zaniósł siatki do domu. Kuchnia Cieplaków nie wyglądała nowocześnie, ale przytulnie. Za stołem siedziała, jak przypomniał sobie Beatka i jadła kolację. Przywitał się tylko z nią i miał już wyjść, ale z pokoju obok wyszedł ojciec Uli i zaproponował herbatę. Porozmawiał chwilę z Cieplakiem, odpowiedział na masę dziecinnych pytań Betti typu, dlaczego albo czy wiesz że.  W końcu stwierdził, że czas zbierać się podziękował za gościnę, pożegnał się i odjechał. Do Warszawy wracał zadowolony z przebiegu całego dnia i czasu spędzonego z Ulą.  A dzień jeszcze się nie skończył- pomyślał.

 Sebastian od dobrej godziny czekał na niego w ich ulubionej klubo- kręgielni i rezerwował jeden z torów. Przyjaciel już wczoraj obiecał być o dziewiętnastej, a było po dwudziestej i ciągle go nie było. Dodzwonić się też nie mógł, bo abonent był poza zasięgiem. Chciał już zejść na dół do klubu, ale Marek pojawił się obok niego.
-W końcu jesteś- mruknął z wyczuwalnym zniecierpliwieniem patrząc z ukosa na przyjaciela. Już myślałem, że zostałeś u Uli na noc a mnie czeka samotna noc. To znaczy samotna w sensie, że bez męskiego towarzystwa. Nawet telefonu nie odbierałeś.
- Przepraszam rozładował mi się-tłumaczył się biorąc jedną z kul.
- A co cię zatrzymało-dopytywał się. Ula czy guma w samochodzie?
- Ula. Zrobiła większe zakupy przed urodzinami brata i zaproponowałem jej, że podwiozę ją do domu, ale okazało się, że miała na myśli swój dom w Rysiowie, a nie kawalerkę na Woli i głupio było mi wycofywać się z propozycji podwózki. A później, gdy dojechaliśmy do tego Rysiowa to zaniosłem jej zakupy do domu, a jej ojciec zaprosił na herbatę i zostałem chwilę.
- Szybki Bill z siebie-odparł Olszański jakby był dumny z przyjaciela. Skoro już teściów poznałeś. Tylko powiedz mi jak będziesz te wszystkie swoje panienki ogarniać. Kamila, Ula, modelki, inne dziewczyny i jeszcze czasami Paulina.  Chyba musisz zrobić sobie jakiś grafik, żeby nie wchodziły ci w paradę. Jedna na piątek druga na sobotę i kolejna w niedzielę.
-Nie muszę –odparł zadowolony. Ula w piątki po pracy zawsze jedzie do domu i wraca do Warszawy dopiero w poniedziałki rano.  
-To tak sobie to wykombinowałeś- odrzekł z kpiącym uśmiechem. Ula, na co dzień a Kamila i inne panienki na weekend.  O wilku mowa- dodał patrząc w stronę drzwi. Idą nasze dziewczyny. To, co Marek zgarniamy je i schodzimy na dół do klubu.
Wieczór zapowiadał się interesująco.   Kamila po dwóch drinkach była już nieco śmielsza. Tańczyli przytuleni, całowali się i wszystko zmierzało do zakończenia wieczoru w jego sypialni.  Tuż po północy jednak wraz z Lidką wyszła tłumacząc się, że nazajutrz musi wcześnie wstać. Ale umówili się też na przyszłą sobotę. Marek z Sebastianem natomiast nie zamierzali jeszcze kończyć wieczoru i opłacało się zostać. A przynajmniej Markowi, bo wkrótce po wyjściu dziewczyn do klubu przyszła Dominika jedna z jego stałych kochanek. Modelka zawsze była zainteresowana Dobrzańskim i wierzyła, że kiedyś zwiąże się z nią. Po niecałej godzinie zabawy objęci wyszli z klubu i podążyli w stronę domu Marka.
Marek był do tego stopnia cyniczny, że miał zwyczaj zabierać poznane panienki w klubie do własnego domu.  Gdy Paulina wyjeżdżała wynosił ze sypialni i łazienki jej rzeczy i zdjęcia do garderoby a drzwi zamykał.  Dla większości dziewczyn uchodził, więc za takiego, który mieszka samotnie. Dominika należała do tych, które wiedziały o istnieniu narzeczonej, ale nie przeszkadzało jej to.  Noc zapowiadała się na upojną zwłaszcza, że dziewczyna należała do jego ulubionych kochanek.  Znał jej prawie każdy centymetr ciała a ona wiedziała jak go zaspokoić. Gorące i zmysłowe usta i dłonie kobiety szybko doprowadziły na go szczyt żądzy i spełnienia.  Rano obudził się, więc zadowolony i podsumowując cały wczorajszy dzień stwierdził, że życie jest piękne i że czeka go parę bardzo przyjemnych tygodni.