niedziela, 19 czerwca 2016

Życie na niby 1-przypomnienie.



Tak dla przypomnienia i po malutkiej korekcie. Kolejna część po piętnastym lipca. Jeszcze raz dziękuję za życzenia . :)

 A niech to, chyba gumę złapałem-pomyślał mężczyzna w srebrnym lexusie. –  I to akurat teraz, kiedy zbiera się na burzę-powiedział do siebie patrząc z niepokojem w ciemne niebo w oddali. Chcąc nie chcąc zaparkował na poboczu i zajął się wymianą koła.
- Dzień dobry panu- zagadnął go nagle jakiś około jedenasto – dwunastoletni ładny chłopiec. – Ale ma pan extra samochód- mówił z błyskiem w oczach. Pewnie drogi? Co to za marka?
- To Lexus-odparł chowając lewarek do bagażnika. – Podoba ci się? Bo mi też i to bardzo. Czasami mówię i myślę o nim L jak luksus. I fakt jest drogi. Ponad dwieście tysięcy, ale i takie auta czasami łapią gumę.
-A ile pan wyciąga najwięcej, a jaką ma moc …- zasypał chłopiec pytaniami mężczyznę.
-To może podwieźć cię gdzieś i po drodze odpowiem na wszystkie twoje pytania- zaproponował uprzejmie. –   Zbiera się na burzę a w pobliżu żadnych domostw nie widzę.
 - Naprawdę mógłby pan- odparł chłopiec z nieukrywaną radością.–  Mieszkam niedaleko stąd w Rysiowie. Jadąc do Warszawy i tak musi pan przejeżdżać przez Rysiów.
- To wskakuj i zapnij pasy. A jak ci na imię? -zapytał jeszcze.
- Jan Cieplak- odpowiedział poważnie chłopiec.
- Marek Dobrzański i prowadź smyku.


Do domu chłopca dotarli dość szybko, a swoim przyjazdem zainteresował okolicznych chłopców. Widać, że Jasiek zaimponował im przyjazdem takim autem-pomyślał po tym jak grupa chłopców otoczyła jego samochód. Tak mało potrzeba, aby uszczęśliwić takich smyków. Koledzy Jasia byli tak samo mocno zainteresowani autem jak jego pasażer i po raz kolejny przyszło mu odpowiedzieć na kilkanaście pytań. W końcu po tym jak nad ich głowami przeszła kolejna błyskawica, a grzmoty było słychać coraz bliżej koledzy Jasia rozbiegli się do swoich domów. Oni również skierowali się do jednego z nich. Tak jak większość domostw w tej okolicy dom Jaśka był mały, ale zadbany. Na skwerze przed domem było oczko wodne z małym mostkiem nad nim, wiatrak, jakieś iglaki i gazony z kwiatami, a trawa była równo przycięta. Podwórko było równie zadbane. Centralne miejsce zajmowała huśtawka i zadaszone miejsce na grillowanie z ławką. Był też pies Morus jak dowiedział się Marek, który wesoło szczekał i w ogóle nie był zainteresowany pojawieniem się obcej osoby oraz kot Łatek. Za płotem Marek dostrzegł kury, spory sad i ogródek. Na sznurze natomiast wisiał rząd wypranych tetrowych pieluch, śpiochów i kaftaników Tetrowe pieluchy Kto w tych czasach takie używa Chyba tylko zagorzali ekolodzy- pomyślał nieco zdziwiony. Nie spytał jednak chłopca o to, bo wchodził do wnętrza domu.
- Ula – krzyknął od progu chłopiec.   Przyprowadziłem gościa. Pan Marek mnie podwiózł, zmieniał koło i chciał się umyć. –   Proszę pan wejdzie – zwrócił się do gościa i zaprosił do środka.
W kuchni nie zastali nikogo. Nie licząc małego, około rocznego dziecka, które siedziało na specjalnym krześle dla dzieci i bawiło się grzechotką. Markowi od razu rzuciło się w oczy to, że całe pomieszczenie nie było nowoczesną kuchnią. Meble pamiętały czasy Gomułki i Gierka a lodówka późne czasy PRL- u.  Tylko kuchenka z okapem i mikrofalówka przypominały o teraźniejszości. Całości wystroju dopełniały jeszcze ozdoby i doniczki z ziołami i kwiatami. Jednak ta cała mieszanina stylów całkiem ładnie się razem komponowała i, co najważniejsze było tu czysto. Uroku dodawał też zapach świeżo upieczonego ciasta z truskawkami i gotowanej potrawy.
- Zaraz przyjdę Jasiu – usłyszał miły głos z pokoju przylegającego do kuchni.
- A to jest Beatka moja druga siostra- poinformował go chłopiec. –   Łazienka jest tu po prawej. Może pan pójść się umyć.
Gdy wrócił do kuchni tajemniczej Uli ciągle nie było, chociaż słyszał jej rozmowę z bratem w altanie. Chwile później z naręczem prania pojawiła się w drzwiach. Dziewczyna ku jego rozpaczy okazała się nie atrakcyjna. Już prędzej dowiedział się, że Ula to siostra Jasia i pomyślał, że skoro chłopiec jest bardzo ładnym brunetem z ciemnymi oczami to może i jego siostra będzie podobna do niego i będzie mógł liczyć na jakąś dłuższą znajomość.  Brunetki i szatynki to przecież moja specjalność jak mawia Sebastian- myślał przyglądając się dziewczynie.  Jego oczom, jednak ukazała się dziewczyna w wieku trudno do określenia, czy jest już pełnoletnia, czy chodzi jeszcze do szkoły. Do tego była w nie twarzowych okularach, niemodnie ubrana i z dziwaczną fryzurą. W przeciwieństwie do Marka, on na dziewczynie zrobił jak najlepsze wrażenie. Oto w jej kuchni stał najprzystojniejszy facet, jakiegokolwiek widziała w życiu. Wysoki, szczupły brunet z szarymi oczami, pięknym uśmiechem i dołeczkami w policzkach. Jej ideał urody męskiej.  Odłożyła pranie na jedno z krzeseł i podeszła bliżej nieznajomego.
- Dzień dobry pani. Marek Dobrzański- przedstawił się w końcu mężczyzna przerywając niezręczną ciszę i wyciągając dłoń na przywitanie.  
- Urszula Cieplak siostra Jaśka- odparła uśmiechając się i pokazując przy okazji aparat na zębach. – I dziękuję za podwiezienie brata.  Właśnie lunęło i biedaczyna cały by przemókł zanim dotarłby z Leśnej Góry do Rysiowa. Może pan usiądzie i przeczeka burzę?
- Właśnie sam chciałem o to poprosić i dziękuję za gościnę-odparł ucieszony z propozycji dziewczyny.
- Napije się pan czegoś?- zapytała uprzejmie, gdy Marek usiadł już za stołem. Kawy, herbaty, kompot? A może jest pan głodny i zje z nami obiad?  To nic szczególnego nie jest.  Tylko zwykłe knedle z truskawkami.
- Knedle Uli są pyszne– zareklamował zdolności siostry Jasiek.   Sam się pan przekona. Tylko pierogi i naleśniki są lepsze w wykonaniu Ulki.
- Z przyjemnością zjem-rzekł patrząc to na chłopca to na dziewczynę. –  Pachną bardzo zachęcająco.  A tak naprawdę to nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłem knedle. Bardzo, bardzo dawno temu.
Knedle z truskawkami i z cynamonem okazały się rzeczywiście bardzo pyszne i mógł z ręką na sercu pochwalić dziewczynę.
- Rzeczywiście są pyszne Ula -stwierdził po pierwszym kęsie.
-Dziękuję - odpowiedziała tylko i zajęła się karmieniem siostry równocześnie samej jedząc.
Obowiązek zabawiania gościa wziął na siebie Jasiek i przez cały posiłek rozmawiał z Markiem na swój ulubiony temat, czyli o samochodach. Ula tylko raz po raz uczestniczyła w tej rozmowie. Głównie tylko wtedy, gdy do niej skierowane było pytanie.
- A gdzie wasi rodzice?- spytał pod koniec obiadu, ale po zachowaniu rodzeństwa stwierdził, że spytało o coś przykrego dla nich.
 -Mama zmarła niespełna rok temu, a ojciec jest w szpitalu – odparła po krótkiej chwili milczenia dziewczyna.
-Przepraszam nie wiedziałem- rzekł zmieszany.
- Nie szkodzi-rzekła wzruszając ramionami.  – Nie mógł pan przecież wiedzieć.
Chciał coś jeszcze powiedzieć, dodać, ale tak naprawdę sam nie wiedział, co można powiedzieć w takiej sytuacji.  Niezręczną ciszę przerwał dzwonek komórki w pokoju obok i dziewczyna poszła odebrać telefon. Jasiek natomiast spytał, czy chciałby obejrzeć najnowszy numer Świat Aut i nie czekając na odpowiedź gościa pobiegł na górę. Betti tymczasem z zadowoleniem wesoło gaworzyła.

- Tak pani Marysiu byłam wczoraj u ojca i rozmawiałam z tym lekarzem-usłyszał przez uchylone drzwi zaniepokojony głos dziewczyny. –  Ojciec powinien przejść jak najszybciej operacje, ale kolejka sięga ponad dwa lata a prywatnie to koszt około piętnastu tysięcy.
-(…)
- Chyba jak ojciec wróci do domu to będę musiała poszukać jakieś pracy. Innej rady nie ma. Studia będą musiały poczekać.
-(…)
-Wiem, ale najważniejsze jest zdrowie ojca.
Przynajmniej wiem, że jest pełnoletnia- pomyślał tymczasem Marek.
Uli w końcu przypomniało się, że w domu jest obcy człowiek i zamknęła drzwi łączące pokój z kuchnią.
Nie przelewa im się, to widać. I nie dziwię się, że na dworze suszyły się pieluchy tetrowe- rozmyślał Marek. Ich po prostu nie stać na pampersy.
Sam nie wiedząc, dlaczego wyciągnął z krzesełka małą Betti i czule przytulił. Mała okazała się grzeczna, nawet nie zapłakała i od razu zainteresowała się jego kolorowym krawatem, brudząc przy okazji koszulę musem z truskawek.
A ty myślałeś, że oprócz ciebie nikt inny nie miał w swoim życiu tragicznych momentów. Ta rodzina miała je również i ma ciągle. A ty Beatko już na początku masz smutno. Mamy nie poznałaś, a teraz twój ojciec jest w szpitalu. Życie już na starcie cię nie rozpieszcza. Ja przy tobie miałem wielkie szczęście.

Rodzice Marka, Helena i Krzysztof zginęli tragicznie w wypadku samochodowym dziesięć lat temu, gdy ten miał niespełna piętnaście lat i wchodził właśnie w najgorszy wiek dorastania.  Był jedynakiem i nikt z rodziny nie mieszkał w Warszawie, a po ich śmierci ktoś musiał przejąć nad nim opiekę. Babcia i brat mamy chcieli zabrać go do siebie pod Skierniewice, ale on, chociaż bardzo lubił przebywać u babci i wujostwa nie chciał zmieniać swojego otoczenia. Tu miał szkołę, przyjaciół, swoje poukładane życie, które i tak już legło w gruzach po śmierci rodziców.   Była też przybrana cioci Agnieszka przyjaciółka mamy i jej mąż wujek Francesco wspólnik ojca z firmy. Oni też zaoferowali swoja pomoc i chęć zajęcia się Markiem. Tym bardziej, że mieli dwójkę swoich dzieci. Aleksa równolatka i o trzy lata młodszą córkę Paulinę.  Marek będąc u nich miałby, więc towarzystwo w swoim wieku, ale wiązałoby się to z jego wyjazdem do Włoch a tego całkowicie chciał uniknąć.  W końcu opiekę nad małoletnim Dobrzańskim przejął wujek.  Do domu wujka jednak nie przeprowadził się i czekając na pełnoletniość pozostał we Warszawie i zamieszkał w internacie przy jednym z lepszych i prywatnych liceum.  Do rodziny jeździł tylko w niektóre weekendy na święta i wakacje. O pieniądze też nie musiał się martwi, bo miał 50% akcji i pokaźne konto z zysków dobrze prosperującej firmy. Gdy już skończył osiemnaście lat przeniósł się wraz ze swoim kumplem Sebastianem do domu rodziców i oboje zaczęli hulaszcze życie w nocnych klubach.  Te jego wypady do klubu, panienki, alkohol i rozwiązły tryb życia nie przeszkodziły jednak w zdaniu matury, ukończeniu studiów i to z całkiem dobrym wynikiem.
Firma  F&D była firmą rodzinną zajmującą się modą. Marek i rodzina Febo mieli po równej części akcje. Przed śmiercią Dobrzańskich to tu w Polsce była główna siedziba, ale od dziesięciu lat mieściła się w Mediolanie, a prezesem i jedynym zarządzającym był Francesco Febo. Z biegiem lat pozwalał młodszemu pokoleniu i przyszłym spadkobiercą na pomoc w zarządzaniu. Marek po skończeniu studiów został wiceprezesem, a Aleks dyrektorem finansowym. Tylko Paulina z racji, że ciągle studiowała miała symboliczną funkcję ambasadora firmy.  Po ukończeniu studiów przez Marka firma w Polsce została reaktywowana na zasadzie fili. Była jakby dzieckiem głównej firmy w Mediolanie, a Marek zarządzał nią samodzielnie. Pod znaną marką, miał lansować własne kolekcje i dzielić się zyskami.  Prywatnie natomiast związany był z Pauliną Febo. Tylko, że nigdy nie był jej wierny i nie kochał jej. W dodatku był to związek na odległość. Ona w Mediolanie, a on we Warszawie i trudno było taki związek utrzymać. Nie chciał też, aby Paulina na stałe zamieszkała w Polsce, wprowadziła się do niego, kontrolowała go i zmieniała jego styl życia, jaki i wystrój i klimat domu pozostawionego mu przez rodziców. Już raz próbowała i proponowała mu zmianę ulubionej reprodukcji jego matki na obraz jakiegoś współczesnego malarza.  Widywał się z nią tylko parę razy w roku i to w zupełności mu starczało. Miał dziewczynę, ale i nie miał.  Ich wspólna przyszłość, to było tylko marzenia jej i jej rodziców, a nie jego. Chcieli stworzyć prawdziwą rodzinną firmę, ale on nie był przekonany do tego związku. Gdybym naprawdę kochał Paulinę to nie zdradzałbym jej i chciałbym, aby ze mną zamieszkała a nie myślał o rozstaniu- myślał w samotne wieczory. I muszę coś w końcu z tym zrobić zanim nie będzie za późno i nie zaręczą mnie z nią. Paulina nie ma żadnych uczuć, a ja do niej tym bardziej. I chyba tylko, dlatego wytrzymałem z nią te cztery lat, że jest daleko i ma piękne ciało. Na prawdziwy związek mam jeszcze dużo czasu. Dopiero, co skończyłem studia i nie chcę teraz pakować się w jakiś trwały związek, czy małżeństwo. Nie mogę przecież przez ten jeden głupi błąd z przed czterech lat zmarnować sobie życia.  Sam nie wiem, dlaczego kiedyś tam poszedłem z nią na pierwszą randkę, zacząłem spotykać się i w końcu poszliśmy do łóżka.  To musiała być jej i ciotki gra, a ja dałem się w to wciągnąć- rozważał latach. Paulina przecież już od dziecka marzyła, aby mnie poślubić. Muszę wszystko to poodkręcać i to jak najszybciej.
 Marek tak naprawdę nie tyle nie chciał się żenić z Pauliną, ale w ogóle z nikim nie chciał. Tylko, że z panną Febo szczególnie nie chciał.  Paulina miała ciężki charakter. Była wyniosła, zarozumiała i jak zauważył pogardliwie traktowała innych. Zwłaszcza tu w Polsce uważała się za lepszą. Była też dwulicowa. Potrafiła być miła, jeśli chciała coś od kogoś wyegzekwować albo, gdy ten ktoś mógł być kiedyś przydatny. Później, gdy ten ktoś był już zbędny, to traktowała niczym śmiecia, którego można zdeptać. Miał nawet nadzieję, że Paulina sama go zostawi, gdy dowie się o jego kolejnych zdradach i innych związkach, ale ona pomimo tej wiedzy i tak tkwiła przy nim uparcie.  Jeszcze za życia Dobrzańskich państwo Febo wspominali o wspólnej ich przyszłości, ale jego rodzice śmiali się z tych planów i rozsądnie mawiali, że czas pokaże, co z tego wyniknie. Po latach, gdy oboje byli już dorośli temat ich związku wrócił.

Jasiu wkrótce wrócił z obiecaną gazetą, a Marek oglądał czasopismo z równym zainteresowaniem, co chłopiec. Odpowiadał mu również na nurtujące go pytania. Najdłużej zatrzymali się nie przy stronach poświęconych samochodom, ale przy stronie poświęconej motocyklom i żużlowi.
- Chciałbym kiedyś jeździć w takich wyścigach – wypowiedział Jasiu cicho swoje jedno z najskrytszych marzeń.  – Ale chyba trzeba mieć dużo pieniędzy, aby kupić motocykl i dostać się do klubu.
- No wiesz Jasiu moja mama zawsze mówiła, że jak się czegoś naprawdę pragnie, to trzeba o to zawalczyć, bo marzenia czasami się spełnią.
-Naprawdę myśli pan, że może kiedyś mógłbym być żużlowcem – spytał podbudowany słowami gościa. – Ula mówi, że to mało prawdopodobne.
-A ja myślę, że twoja siostra myli się-odparł czochrając go po głowie.
-Super-ucieszył się. –  Mogę pana o coś prosić?- zapytał jeszcze ośmielony jego zapewnieniom, że wierzy w jego marzenia.
-Mów-zachęcił go życzliwie.
-Mógłby pan podwieźć nas do Warszawy skoro niedługo będzie pan tam jechał? Jedziemy z Ulą do ojca do szpitala, a jazda takim autem jak pana to nie to samo, co autobusem.
 -Jeśli tylko siostra się zgodzi to chętnie was zawiozę na samo miejsce. I tak do domu się nie spieszę.
To akurat było prawdą. W domu oprócz Kabanosa nikt na niego nie czekał a tu podobało mu się i nie chciał jeszcze opuszczać tego miejsca, chociaż burza już minęła. Pomimo braku rodziców było tu bardzo ciepło i rodzinnie. Wrócił też wspomnieniami do czasów, gdy żyli jego rodzice i to z nimi spędzał popołudniowy niedzielny czas.
Ula wkrótce również wróciła do kuchni i zdziwiła się, gdy ujrzała Marka z Beatką na kolanach.  W dodatku jego koszula wyglądała nie ciekawie.
- Ubrudziła panam, a pewnie ta koszula była droga – rzekła jakby z obawą, że Dobrzański zażąda zapłaty. – Plama może nie zejść, jeśli pan tego nie zapierze.
- Nie szkodzi Ula-uspokoił ją szybko. –  Mam w domu całą szafę koszul. I mów mi po imieniu. Jestem chyba niewiele starszy od ciebie i głupio się czuje z tym panem. Ty Jasiu też możesz mówić mi Marek-dodał wyciągając do nich rękę.
Chłopiec był ucieszony mogąc mówić do niego na ty a Ula, chociaż nie okazywała entuzjazmu brata zgodziła się również. Co mi szkodzi- pomyślała, gdy poczuła uścisk jego dłoni.  Jest to nasze pierwsze i ostatnie spotkanie.
-W tym roku zdałam maturę-rzekła mu jeszcze od niechcenia.
 -A ja skończyłem studia. Te pięć lat to nie wiele, jak mówiłem.

Zgodziła się na też na podwiezienie do Warszawy.   Marek miał wrażenie, że tylko, dlatego że taka podwózka wiązała się z zaoszczędzeniem kilkunastu złotych na autobusie. W zamian zaproponowała Markowi jeszcze kawę i ciasto. Wkrótce do ich domu zawitała sąsiadka pani Szymczyk, aby zająć się Beatką, a oni pojechali do Warszawy.
- To, co teraz zamierzasz robić Ula- spytał odjeżdżając z pod jej domu. Myślisz o jakiś studiach?
- Tak.  O SGH i ekonomii oraz finansach i zarządzaniu.
-Ambitnie- rzekł z podziwem.–  Tylko trudno się tam dostać.
- Wiem, ale ja mam tę szczęście, że jestem zwolniona z egzaminów.  Maturę zdałam celująco a jeszcze prędzej zajęłam drugie miejsce na olimpiadzie matematycznej i studia na wybranym kierunku były nagrodą za te osiągnięcia. A ty, co porabiasz. Wyglądasz mi na aktora albo modela.
- Nic z tych rzeczy-zaśmiał się z jej domysłów.   Ale z tym modelem byłaś blisko. Skończyłem marketing i reklamę i teraz jestem vice-prezesem we firmie F&D zajmującą się właśnie modą.
- Nieźle-odparła szczerze. –  Twoi rodzice muszą być dumni z ciebie.
- Nie mam rodziców-odparł po chwili ciszy. – Oboje zginęli w wypadku samochodowym dziesięć lat temu.
-Przepraszam nie wiedziałam- rzekła zmieszana. –  Mogłeś powiedzieć prędzej, gdy ja mówiłam o swojej mamie.
- Wiem, że mogłem, ale pomyślałem, że zabrzmi to jak licytacja, kto ma się gorzej- wytłumaczyła się sensownie. –  Była burza, gdy wracali do domu i konar drzewa spadł na ich samochód. Dlatego też nie lubię jeździć w czasie burzy. A twoja mama zmarła chyba krótko po narodzinach Beatki. Mówiłaś, że niedługo minie rok a Betti więcej też nie ma. 
-Tak-odparła spoglądając w boczną szybę auta.–  Dwa dni po porodzie. Okazało się, że była uczulona na lek z narkozy i po cesarce nie obudziła się. Ale masz kogoś bliskiego-zmieniła gładko temat.
-Jeśli pytasz o rodzeństwo, czy żonę to nie- rzekła uśmiechając się. – Najbliższą moją rodziną jest babcia, wujek brat mamy, jego żona i kuzynostwo. Mieszkają pod Skierniewicami i właśnie od nich wracam.  Mam jeszcze przybraną rodzinę. To wspólnicy z firmy państwo Febo. Od lat mówię do nich ciociu i wujku. Ula przepraszam, że pytam, ale co dolega twojemu ojcu. Słyszałem, że czeka go operacja.
-To serce-odparła z wyczuwalnym strachem o zdrowie ojca.  – Najlepsze rozwiązanie to udrożnienie żył operacyjnie. Tylko wiadomo jak to w Polsce jest. Albo czekasz w kolejce albo będzie szybciej, ale prywatnie. A my żyjemy z dnia na dzień i nie mamy oszczędności na takie nieprzewidziane i nagłe wypadki.
-Na pewno wszystko się uda- rzekł optymistycznie. –  Piętnaście tysięcy to nie majątek. Są kredyty- powiedział i spojrzał na siedząca obok dziewczynę.
Dobrzański jesteś idiotą najpierw pomyśl, a później mów- pomyślał, gdy dziewczyna spojrzała na niego lekceważąco.  Dla nich to majątek, a dla mnie nie. Chyba mam tyle na sobie włączając zegarek i spinki.
Łatwo ci powiedzieć piętnaście tysięcy to nie astronomiczna kwota, jeśli zarabia się w jeden albo dwa miesiące- myślała tymczasem Ula. Pewnie na sobie masz tyle. Ten zegarek musiał masę pieniędzy kosztować.
Chciała już coś mu powiedzieć na ten temat, ale w rozmowę włączył się Jasiek.
- Długo trzeba pracować, aby zarobić tyle pieniędzy?- zapytał Dobrzańskiego.
-Dla jednych będzie to długo, a dla innych nie Jasiu. To zależy, co się robi.
-Jak już będę słynnym żużlowcem, to wtedy będzie stać nas na dużo- odparł mu z pewnością w głosie.
Chwilę później, po tym jak obok jego samochodu z rykiem przemknęła Honda albo jakaś inna maszyna zaczęli po raz kolejny dyskusje na temat motoryzacji. Do szpitala dojechali bardzo szybko i jak stwierdziła Ula jadąc autobusem dopiero teraz przekraczaliby granicę Warszawy. Na przed szpitalnym parkingu Marek sprawnie wyskoczył z auta, otworzył dziewczynie drzwi i pomógł wysiąść.
-Przyjedziesz jeszcze kiedyś do nas?- zapytał Jasiek przy pożegnaniu.
-Jeśli będę w okolicy to na pewno smyku-odparł mu, widząc jego błagający wzrok.
-Super. Słyszałaś Ula.
-Tak –odparła, ale bez większego zachwytu, bo sądziła, że to tylko puste słowa. – Będzie nam miło ponownie cię gościć-dodała wysilając się na uprzejmość.–   I jeszcze raz dziękujemy za podwiezienie.
- Nie ma, za co Ula-odparł uprzejmie nie przejmując się jej nieuprzejmością.– To mi było miło was poznać i spędzić z wami popołudnie. I dziękuję za obiad , kawę i ciasto.
-Drobnostka-rzekła uśmiechając się do niego po raz pierwszy od czasu jak podjechali pod szpital. – Pójdziemy już Marek. Tato już na nas czeka. Pożegnaj się z Markiem- zwróciła się do brata, ale to Marek odezwał się pierwszy.
-Cześć- Jasiu, Ula- rzekł podając im po raz kolejny dłoń. – I pozdrówcie ode mnie ojca z życzeniami powrotu do zdrowia.
-Dzięki i część-odparła dziewczyna biorąc brata za rękę i ruszyła z nim w stronę drzwi.
Jasiu po paru krokach obrócił się jeszcze i pomachał mu ręką. Marek czekał na obrót Uli, ale dziewczyna nie obróciła się.
Chyba mnie nie lubi- pomyślał, gdy rodzeństwo zniknęło za rozsuwanymi drzwiami.  I żebyś się jeszcze nie zdziwiła, panno Cieplak, jak zobaczysz mnie na progu domu.