niedziela, 28 maja 2017

Życie na niby 20



Samoocena wypowiedziana przez Marka na temat jego dotychczasowego życia zaskoczyła Ulę.  W dwóch zdaniach powiedział to, co i ona chciała powiedzieć mu. Miała odezwać się już, ale Marek ubiegł ją.
- Nic nie powiesz?- zapytał, gdy cisza przedłużała się. —Żadnych uwag.
-Nie wiem, co mogłabym powiedzieć ci-rzekła siadając na krzesełku przy jego łóżku.  —Chyba to, że swoim wyznaniem zaskoczyłeś mnie-dodała zgodnie ze swoimi odczuciami. —Powiedziałeś wszystko w dwóch zdaniach to, co ja miałam ci do powiedzenia i dużo dokładać nie muszę. Mogę dodać jedynie, że czas dorosnąć.
- Sebastian i babcia też tak mówią- odparł bez urazy za jej słowa.  — Zwłaszcza Seba. Od czasu jak jest z Wiolą jest nie do zniesienia.  Ona też zresztą. Kiedyś dzwoniłem do niej z nudów i przyznałem się, że nudzę się to wytknęła mi, że skoro byłem na tyle głupi, żeby powiedzieć coś takiego ci to teraz mam radzić sobie sam albo poprosić którąś z moich panienek, aby zajęła się mną-zacytował mniej więcej słowa kuzynki.
-Nie powinieneś wtedy proponować mi coś takiego- podchwyciła podjęty temat.
-Nie powinienem i przepraszam Ula -wyznał szczerze.  — I dzięki, że pomimo tego, co zrobiłem znalazłaś chwilę, żeby przyjść do mnie-dodał biorąc za rękę.
-Nie mogłam nie przyjść Marek.  A tak naprawdę to jeszcze przed twoim telefonem postanowiłam, że przyjdę. Jak tylko pan Dec powiedział mi, że zemdlałeś na zebraniu-sprecyzowała.
-Cała ty- mówił uśmiechając się do niej, bo wyjawienie, przez Ulę prawdy, że i ona chciała przyjść do niego bez jego namowy sprawiło mu małą satysfakcję.  —Biegniesz na ratunek nawet, jeśli ktoś skrzywdził cię.
-Po prostu stwierdziłam, że jeden twój błąd nie może przekreślić całej naszej znajomości- argumentowała.
-To prawda Ula. Nie może.  To już ponad dwa tygodnie jak nie widzieliśmy się- zmienił nieco temat.
-A mi wydawało się, że znacznie dłużej – odparła cicho, jakby do siebie.
- Brakowało mi ciebie i tęskniłem- dodał nieoczekiwanie. —Ale uparłem się, żeby nie odezwać się do ciebie pierwszy.
-To podobnie jak ja- uczciwie wyznała. Tęskniłam, ale Wiola przekonała mnie, żeby przetrzymać cię i nie dzwonić do ciebie, jako pierwsza, bo sam nie wiesz do końca, czego chcesz. Ale, gdy wysłałeś Adama z papierami to straciłam nadzieję w słowa Wioletty, że odezwiesz się. Nie przypuszczałam tylko, że i ty będziesz myślał tak samo.
-A jednak Ula -rzekł wyraziście.  —Musiało się tylko coś stać, żebym coś zrozumiał, przełamał się i zadzwonił.
-Czyli, że gdybyś nie wylądował dzisiaj w szpitalu to dalej nic byś nie zrobił-ni to stwierdziła ni zapytała.
-Sam nie wiem- odparł z zamyśleniem. —Czasami sięgałem już po telefon, żeby odłożyć go chwilę później. Zwłaszcza w tych ostatnich dniach, gdy spać nie mogłem nachodziły mnie takie momenty.  Ale w końcu przemogłem się i przy okazji zrozumiałem wiele innych spraw.
-I to ci się chwali Marek- rzekła dumna z jego poczynań.  
-Tylko, że trochę trwało, zanim nie zrozumiałem, że żyje się raz, że życie przelatuje mi przez palce w zastraszającym tempie i że nie mogę żyć na niby całe życie.  Jeszcze trochę a naprawdę zacząłbym chodzić z Szymkiem do klubu na podrywy ,bawił się z coraz młodszymi panienkami, z którymi nie miałbym, o czym porozmawiać.  A za parę lat byłbym dobrym wujkiem Markiem rozdającym cukierki dzieciom i wnukom Wioli i Sebastiana może i Szymka i chodzącym z laseczką i z Lordem albo innym Baronem na spacery.   
-To naprawdę musiałeś nie spać te trzy noce, skoro tyle rzeczy przemyślałeś i to na zapas-rzekła z lekkim rozbawieniem na myśl jego planów na starość.
-Kiedy jest się samym to jest masa czasu na to Ula- odparł nieuprzejmym tonem, bo wypowiedź Uli uznał za ironię. —Całymi nocami i dniami myśli się o życiu. Przychodzą wtedy najbardziej irracjonalne myśli. Zapewniam cię, że nadmiar wolnego czasu na dłuższą metę jest nie do zniesienia- mówił dalej niegrzecznie. — Nawet w pracy sprawy osobiste były poniekąd obecne i stałem się wredny. Pshemko to nawet nagadał mi o tym, jaki to stałem się nie do zniesienia i furiantem.
-Tak wiem-wtrąciła.  —Adam wspominał coś o nadgorliwości i czepiania się wszystkiego. I nie chciałam obrazić cię –dodała przepraszająco. — Tylko te twoje plany byciem dobrym wujkiem rozbawiły mnie trochę-tłumaczyła się. 
-Bo takie są- sam przyznał się do trochę zabawnych swoich wymysłów. —W końcu pomyślałem sobie, że zamiast rozmyślać, to rzucę się we wir pracy.  Ale i to źle skończyło się dla mnie, jak wiesz. Organizm mam chyba nieprzyzwyczajony do takich ekstremalnych warunków-zażartował.
-Ale na szczęście nic groźnego nie stało się i szybko wrócisz do sił i do domu-pocieszała go.
- Oby. A między nami może być jeszcze jak dawniej? – zapytał nagle i wprawiając w zakłopotanie. — I będziesz odwiedzać mnie czasami w domu.
-Jeśli chcesz tego, to tak-odparła bez wahania.
- Chcę i dzięki Ula- wyraźnie słowa Uli ucieszyły go. —Za te wszystkie wspólnie spędzone lata z tobą i twoją rodziną też dziękuję.  
-Nie musisz dziękować- zapewniała. —Tyle dla nas zrobiłeś, że było to dla nas oczywiste, że byłeś mile widziany. Zresztą nawet, gdyby sprawa operacji nie wynikła to też byłbyś mile widziany. Było nam po prostu miło gościć cię za każdym razem. Byłeś dla nas odskocznią od codzienności.
- Jest Ula- sprzeczał się z nią. —Czułem się u was jak u rodziny. Zrozumiałem to już tego pierwszego dnia, gdy poznaliśmy się i pozwoliłaś przeczekać mi burzę i ugościłaś, a nie wystawiłaś za drzwi. Powiem nawet więcej. Spotkanie was było najlepsze, co mogło spotkać mnie po śmierci rodziców-dodał na koniec.
-Tak jak dla nas po śmierci mamy- rzekła uśmiechając się do niego i zdając sobie z tego sprawę, że jest to prawda. — I oczywiście dalej możesz liczyć na gościnność-zapewniała.
- A wy na mnie-odparł odwzajemniając uśmiech.
W szpitalu zostać dłużej nie mogła, bo kończyła się jej przerwa obiadowa i musiała wracać do pracy. Poszła jeszcze tylko do szpitalnego sklepiku po wodę i sok do picia oraz pożywne banany i drożdżówkę. W drodze do firmy Dec& Lange oczywiście analizowała całą wizytę. Ciągle nie mogła uwierzyć w to, że Marek poprosił o drugą szansę, tęsknił i tyle jej powiedział. Nie były to jeszcze żadne deklaracje miłosne, ale było to znacznie więcej niż jeszcze dwa tygodnie temu. On tymczasem również rozmyślał. Wiedział już, że kocha Ulę, ale stwierdził, że szpital to nie jest dobre miejsce na takie wyznania i cieszył się, że Ula nie skreśliła go ze swojego życia.

Do szpitala wróciła tak jak obiecała po pracy. W międzyczasie Marek dowiedział się, że będzie mógł wrócić do domu tego samego dnia, ale z zaleceniem kilkudniowego odpoczynku.  Ula postanowiła zaopiekować się nim i zabrać go do siebie na przedłużony weekend.  Był, bowiem czwartek i miał zostać u Cieplaków do poniedziałkowego popołudnia. We wtorek natomiast przypadało Święto Zmarłych i miała przyjechać do niego rodzina. Z dowiezieniem go do Rysiowa problemu nie było, bo do pracy tego dnia Ula przyjechała swoim autem i nie musieli korzystać z taksówki ani autobusu. Podjechali tylko do jego domu po rzeczy, leki, wózek na wypadek dalszej wędrówki , pieska Lorda  i ruszyli w dalszą drogę. Czas u Cieplaków mijał szybko i przyjemnie. W piątek zajął się nim Józef a przez kolejne trzy dni mogła robić to Ula i reszta rodziny. Z Cieplakiem rozmawiał na wszystkie tematy z Jasiem głównie o motocyklach, czyli ulubionym ich tematem i to od ich pierwszego przed laty spotkania. Chłopak był też blisko spełnienia swojego wielkiego marzenia z tamtego czasu i kupna motocykla. Z Beatką natomiast grał w gry planszowe, a Ula zajmowała się jego potrzebami bardziej przyziemnymi i dogadzała, jak mogła. Brakowało jej jednak trochę sam na sam z Markiem, bo nawet na spacerze towarzyszyła im Betti. W niedzielne popołudnie zostali w końcu sami. Józef z Alicją pojechał do jej rodziny na urodziny, Jasiu z dziewczyną Kingą był w kinie, a Beatka z rodzicami koleżanki w cyrku we Warszawie. Oni zaś, choć był koniec października to korzystając z ostatnich promieni słońca poszli na krótki spacer. Był też czas na krótki odpoczynek w ogrodzie i na zabawę z pieskami. Później przenieśli się do pokoju Uli a który tymczasowo zajmował Marek. Ula zrobiła dla nich kawę i przyniosła ciasto i lody.


-Jak ja odwdzięczę się ci się za to wszystko?- pytał rozkoszując się ostatnim kęsem jego ulubionego sernika. — Tyle dla mnie zrobiłaś i dalej robisz.
-Nie musisz odwdzięczać się- mówiła kurtuazyjnie. —Dla mnie to przyjemność.
- I za to między innymi cenię cię Ula-rzekł spoglądając na nią z podziwem.  — Za bezinteresowność.
-To znaczy, że jest jeszcze coś innego, za co mnie cenisz – zagadnęła z zaciekawieniem.
-Jest dużo takich rzeczy-odparł pewnie. —Za dobroć, wrażliwość, życzliwość. Jesteś jeszcze rodzinna, skromna, mądra, wesoła, szlachetna- zaczął wymieniać jej zalety. —Długo mógłbym tak mówić jeszcze.
-To uważaj, bo uwierzę w to wszystko-odparła przekomarzając się.  Pomyślała sobie też, że były to tylko zalety i to takie, które kobiety nie za bardzo chcą słyszeć od ukochanego. Wolałaby usłyszeć też coś z uczuć i w stylu jesteś kochana, czy piękna.
-Zapomniałem o najważniejszych rzeczach- dodał wpatrując się w nią intensywnie i wybijając z myśli. — Jesteś niesamowita, wyjątkowa, niepowtarzalna i kochana.   Byłem tylko głupcem, że prędzej nie dostrzegłem pewnych rzeczy, a raczej nie chciałem widzieć.  Chciałem chyba na siłę trzymać się swoich przekonań i łatwych, pustych dziewczyn, a nie tych bardziej wartościowych. Ale w końcu dotarło do mnie coś. To po tym wspólnym wyjściu do klubu z Szymkiem, kiedy był zachwycony jedną z dziewczyn coś zacząłem zauważać. Spojrzałem na nią z niesmakiem i pomyślałem sobie, że Szymek on dość prosty gust i co najgorsze uświadomiłem sobie, że ja miałem do niedawna taki sam i że nie tego szukam.
-Tak czasami bywa, że zauważamy coś przypadkiem –wtrąciła cicho, gdy zapadła chwila ciszy.  Zdała sobie też sprawę, że jej niedawne myśli stają się jakby realne.
-To prawda- przytaknął trochę kurtuazyjnie. —Ula w moim życiu było wiele kobiet, ale były całkiem inne niż ty i żadna też tak mnie nie inspirowała jak ty-kontynuował swoją poprzednią wypowiedź i biorąc jej dłonie w swoje ręce.  —Już przy poznaniu byłaś inna, bo nie polubiłaś mnie tak od razu, a do czego byłem przyzwyczajony. Później nie potrafiłem oprzeć się pokusie, żeby tej znajomości nie przedłużyć i żeby nie zrobić coś, żebyś polubiła mnie tak jak Betti i Jasiu. W końcu udało mi się i polubiłaś, a nawet bardziej niż polubiłaś.  Mi zajęło to znacznie więcej czasu. Nie wiem nawet dokładnie, kiedy to się stało i jak, ale stałaś się dla mnie bardzo ważna. Nie wiem nawet, czym objawia się miłość, ale jeśli tym, że chce się całować kogoś, ciągle myśli się o kimś, tęskni się, porównuje z innymi, brakuje czegoś, jest się zirytowanym bez powodu, to ja właśnie to wszystko czuję. Zakochałem się w tobie Ula- mówił patrząc w oczy. —Po raz pierwszy i ostatni zakochałem się. Kocham twoje piękne oczy, usta, uśmiech, twój charakter, sposób bycia. Mam tylko nadzieję, że nie spóźniłem się ze swoimi uczuciami- dodał na koniec.
-Tak łatwo nie da się odkochać- odparła spokojnie. — I kocham cię tak...- zaczęła, ale Marek przerwał jej delikatnym pocałunkiem. 
-Kocham cię tak samo mocno jak przed laty- dokończyła zdanie, kiedy na krótką chwilę oderwał się od niej.
-To dobrze-odparł tylko i wrócił do jej ust. Tym razem na znacznie dłużej.  Całował ją jak poprzednimi razami.  Namiętnie i zachłannie wślizgując się w jej usta.
-Pamiętasz jak pytałeś mnie czy Damian lepiej całuje od ciebie? –zapytała, gdy skończyli tą przyjemną czynność.
-Trudno nie pamiętać-mruknął z niezadowoleniem.
-To teraz mogę powiedzieć ci, że nie wiem czy lepie całuje-rzekła tajemniczo.  —Przyszedł wtedy przypomnieć mi o wysłaniu faksu i pożegnać się. Ale mogę powiedzieć ci, że lepiej całujesz od Bartka, Kamila, Emila, Szymka a nawet Konrada – ostatnie imię wypowiedziała z uwydatnieniem.
-Konrada sam usunąłem z twojego życia-wyznał jej nieoczekiwanie. —Znałem go z jednego z klubów i z tej złej strony i uważałem, że może skrzywdzić cię.
-A był moim faworytem- rzekła jakby z wyrzutem.  —To znaczy drugim po tobie-dodała szybko.
-To na moje szczęście nie ma go w twoim życiu- rzekł z ulgą. —A wracając do nas to zamierzam ożenić się z tobą najszybciej jak się da i jeszcze dzisiaj poproszę twojego ojca o twoją rękę. A później chcę mieć z tobą gromadkę dzieci i zapełnić nimi nasz dom.
-Aż tak ci śpieszno do pieluch, zupek i kupek?- pytała z niedowierzaniem. —Nie znałam cię od tej strony.
-Kochanie-zaczął z tym swoim popisowym uśmiechem, a który ona tak bardzo lubiła.  —Ja sam nie znałem się od tej strony, ale wiem, że tak jest. Jeśli dzieci to tylko z tobą-zapewniał tuż przy jej ustach.

 W domu byli sami to mogli pozwolić sobie na dużo więcej niż zwykłe pocałunki i bez pośpiechu oddali się pieszczotom. Zwłaszcza, że bluzeczka Uli trochę odsłaniała i miała to do siebie, że górne guziki same odpinały się dla zachęty, a takiej okazji Marek nie mógł przegapić.   Dla wygody posadził sobie Ulę na kolanach a sam oparł plecami o ścianę. Mógł w ten sposób nie tylko patrzeć w jej twarz, ale i swobodnie całować usta, szyję i dekolt, a ona poddawała się tym pieszczotą z całą rozkoszą i miękła z każdym kolejnym pocałunkiem. Czuła też, szybsze bicie serca Marka i zastanawiała się czy nie zaszkodzą mu te igraszki. Marek tymczasem nie zamierzał nic kończyć i smakował jej usta i skrawki ciała póki mógł.
-Ula za dwa tygodnie w Madrycie jest pierwszy wspólny pokaz z firmą pani Peres- poinformował ją nieoczekiwanie i odrywając usta od zagłębienia w szyi. Pojedziesz ze mną?
-A to ma coś wspólnego z tym, że całujesz mnie teraz?-odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Nie-szybko zaprzeczył, ale pomyślał, że tam na miejscu może mieć i to dużo więcej niż pocałunki. —Po prostu będzie mi miło jak będziesz tam ze mną. Moglibyśmy pojechać na cztery-pięć dni i przy okazji odpocząć i zwiedzić Madryt- nęcił. —Byłaś już w Madrycie?
-Nie i chętnie wybiorę się z tobą- odparła ku jego zadowoleniu.
-Świetnie- odparł i wrócił do tego, czym byli zajęci od paru minut.
Pocałunki i poczytania Marka stawały się coraz śmielsze. Całował coraz bardziej zachłannie i odważniej, bo i Ula nie protestowała.
-Mogę-zapytał trzymając swoje ręce na połach jej bluzki i  mając na myśli pozbawienie jej z niej jak i ze stanika.
-Twoja babcia powiedziała mi kiedyś, że mężczyźnie trzeba dać trochę posmakować siebie, więc...
-Babcia to jednak mądra kobieta- wtrącił i zajął się tym czym miał.
Chwilę później Ula czuła jego dłonie i usta na piersiach i było to zniewalające. Wtuliła się nawet bardziej w jego ramiona, żeby wszystko lepiej czuć. Marek pieścił jej piersi i całował na przemian. Nie zapominał też o ustach. Ula nie chciała być też stratna to pozbyła, więc Marka z koszuli i ona mogła zająć się jego ciałem.
-Jesteś piękna Ula- usłyszała jego głos tuż przy uchu.
-A ty nie odbiegasz od ideału męskości-odparła gładząc jego tors.
Bez pójścia na całość było im przyjemnie, ale i oboje wiedzieli, że następnym razem to im nie wystarczy. Marek wiedział jak działa na Ulę a i ona siedząc mu na kolanach wyczuła to i owo.

Miała to być ostatnia część, ale będzie jeszcze jedna połączona z epilogiem. Kiedy to nie wiem? Tą miałam nadpisaną to mogłam dodać, a kolejną muszę pisać od zera.
Dziękuję, że choć jestem teraz mniej aktywna zaglądacie tu.
Tradycyjnie przepraszam za błędy i niedociągnięcia.

środa, 17 maja 2017

Rozmowa kwalifikacyjna. 1



Dziękuje za 250 000 wyświetleń :)


Sobotnie przedpołudnie to nie był dobry termin na rozmowę kwalifikacyjną, ale pracodawca nasz pan, jak myślała Ula, trzeba dostosować się i iść skoro już umówiłam się. CV miała już spakowane i razem młodszą siostrą pojechały do Warszawy. Siostrę musiała wziąć ze sobą, bo jej rodzice wyjechali na zasłużone samotne wakacje, a młodszy brat tego dnia miał egzamin na prawo jazdy i nie miała, z kim zostawić Beatki. Do siedziby F&D dotarła półgodziny przed czasem, ale ochroniarz wpuścił je i skierował na piąte piętro uprzedzając, że pan Olszański wyskoczył do sklepu po coś do zjedzenia i kazał chwilę poczekać. Po dotarciu na odpowiednie piętro dziewczynka, jak to dziecko musiała skorzystać z toalety. Toaleta była na piętrze i otwarta to wpuściła ją a sama została na korytarzu. Chwilę później drzwi windy rozsunęły się i pojawił się w nich przystojny brunet uśmiechający się do niej z daleka.  W oczy rzuciło się też to, że ma śliczne dołeczki w policzkach, a to spowodowało, że niebezpiecznie spodobał się a miała przecież chłopaka. Ona na nim zrobiła podobne wrażenie. Ciemnoniebieska sukienka we wzory sięgająca do połowy ud i dekoltem pokazujący trochę zrobiły na nim wrażenie. W dodatku uśmiechała się z daleka, a gdy podszedł bliżej zauważył najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widział.



 -Pan Olszański?- zapytała wyciągając rękę na powitanie.
-Nie-odparł taksując ją wzrokiem od stóp do głów.  Miał już powiedzieć, jak nazywa się, ale kobieta ubiegła go.
-Też na rozmowę przyszedłeś – wtrąciła zauważając w jego ręku typową teczkę na CV.
-Tak -skłamał. — Mateusz jestem.
-Ula. Trochę dziwny termin wybrali sobie na rozmowy.
-Dziwny nie dziwny, ale trzeba było przyjść. A ty starasz się o stanowisko sekretarki, czy asystentki-zapytał nawiązując do ogłoszenia, które sam dał i w który to była mowa o sekretarce oraz asystencie lub asystentce prezesa.
-Bez różnicy- odparła pokazując swój piękny uśmiech. — A jak tu się nie uda to pójdę gdzie indziej. Dopiero, co skończyłam studia i jest to moje drugie podejście w szukaniu pracy.
-Ja skończyłem trzy lata temu ekonomię na SGH- rzekł przypominając sobie właśnie akta niejakiego Adama Turka kandydata na dyrektora finansowego.  —A ty, co skończyłaś- postanowił przeprowadzić rozmowę kwalifikacyjne bez udziału Olszańskiego i poznać te milion dolarów bliżej. Jeśli można wiedzieć.
Absolwent SGH –zdziwiła się. Pamiętałabym takie ciacho. Ale dlaczego kłamie?
- Nie jestem z Warszawy- postanowiła, że i ona skłamie. —Przyjechałam z Kielc i tam skończyłam reklamę i marketing -odparła podszywając się pod kuzyna z Kielc. —   Umiem jeszcze parzyć kawę i mam to i owo do pokazania –dodała sugestywnie.
- No tak- uśmiechnął się wpatrując się w nią intensywnie.  W tym masz przewagę
-Jaką cię widzą taką cię namalują-dodała stwierdzeniem dziewczyny poznanej dwa dni temu na innej rozmowie kwalifikacyjnej.
- Dokładnie- zaśmiał się szczerze, bo powiedzenie spodobało mu się. —To doświadczenia nie masz żadnego?
-Nie, ale prowadzenie biura to żadna wielka fizjologia znowu nie jest-ponownie posłużyła się wypowiedzią Wioletty. Albo powiedzieć do kogoś raz po raz hał du ju du, czy guten tang. I uczę się szybko-dodała. —Betti, dlaczego jesteś mokra-zapytała znienacka kogoś zza jego plecami, a gdy obrócił się dojrzał dziewczynkę.
-Ulcia tam są dziwne urządzenia i same się włączają- wyjaśniła. —Chodź to ci pokażę-dodała ciągnąć za rękę.
-A może najpierw przywitasz się z panem-upomniała ją.
-Dzień dobry-dygnęła.
-Cześć –odparł Dobrzański wyciągając do niej rękę.
-To moja siostra Beatka- wyjaśniła. —  Pójdę i zobaczę te cuda i przy okazji przypudruję nosek –dodała, gdy Betti ciągle targała za rękę.
Marek tymczasem korzystając z okazji, że obiekt jego westchnień na chwilę zniknął z korytarza i upewniwszy się, że drzwi toalety są zamknięte postanowił zadzwonić do przyjaciela i uprzedzić pewne fakty.
-Seba- zaczął z podekscytowaniem. —Przyszła pierwsza panienka na rozmowę i mówię ci wygląda jak marzenie. Brunetka z błękitnymi oczami, zabójczym uśmiechu, z paroma piegami na nosie, figurą modelki i zgrabnymi nogami-mówił z rozmarzeniem.
-To coś w sam raz dla ciebie- zaśmiał się, co było słychać. —A nie ma tam przypadkiem jakiejś blondyneczki dla mnie?- pytał z nadzieją.
-Jest, ale nie będziesz zainteresowany.
-Bo?- dopytywał. —  Gruba, płaska, bardzo brzydka.
-Bo ma jakieś siedem –osiem lat i to siostra Uli.
-To Ula ma na imię ta twoja piękność. Uli nie miałeś chyba jeszcze w swojej kolekcji.
-Chyba nie.  I taka sprawa Seba, najważniejsza. Chciałem sprawdzić, jaka jest bez ujawniania się, kim jestem i myśli, że też przyszedłem na rozmowę to udawaj, że mnie nie znasz. Ok.
- Ok. A jak typ kobiet z tej twojej Ulki jest?- zainteresował się. —  Słodka, naiwna, kocica, łatwa, modliszka.
- Właśnie, że nic z tych rzeczy- mówił i spoglądał w stronę drzwi toalety sprawdzając czy nie wychodzi. —To kobieta z klasą. Z taką prawdziwą klasą a nie jak Paulina- dodał mając na myśli swoją eks dziewczynę.  —Chociaż nieudolnie próbuje zrobić z siebie inną niż jest i głupszą albo jest z typu żartownisi.
- No proszę żartownisia nawinęła ci się tym razem. Żartownisi też chyba nie miałeś?
-Seba ona cała jest inna i mógłbym ją od razu przelecieć.
-Może zakochałeś się- zawyrokował.
-Seba ja i miłość-mówił ironicznie. — Myśl jak mówisz. Paulinie przez trzy lata nie udało się wzbudzić miłości we mnie to tym bardziej przez pięć minut nie uda się obcej panience.
-Zobaczymy-kpił.  —Będę za jakieś pięć- dziesięć minut to obejrzę te twoje cudo.

Tymczasem w łazience Ula sprawdzała te magiczne urządzenia i poprawiała makijaż.
-To był ten pan ze zdjęcia -poinformowała ją siostra.
-Jakiego zdjęcia?- zapytała zdziwiona malując usta.
-Z dołu. Ty dzwoniłaś do Maćka a ja oglądałam zdjęcia. Ma na imię Marek jak wuja Marek, a nazywa się Dobrzański jak ta firma.
-Pewna jesteś- spojrzała na siostrę w odbiciu lustra.
-Jak mi nie wierzysz to jedź i sprawdź-wytknęła.
Na dół jechać nie chciało się jej, ale miała telefon i postanowiła sprawdziła w Internecie, czy nie ma przypadkiem zdjęcia na ich stronie. Zdjęcie Marka znalazła i na stronie firmy i na wielu portalach plotkarskich opisujących jego bujne życie towarzyskie. Przypomniało się jej też to, że i Wioletta mówiła, że to niezły Casanova.  
To właśnie Wioletta dziewczyna, którą poznała dwa dni temu przypadkiem na innej rozmowie kwalifikacyjnej powiedziała jej o zamieszczonym ogłoszeniu. Ona tylko później sprawdziła te informacje, bo blondynka wyglądała na roztrzepaną i mogła coś przeinaczyć.   Sama też zamierzała starać się o stanowisko sekretarki i zdążyła zrobić mały renonesans, jak stwierdziła,  dowiedzieć się nieco o prezesie i firmie i podzieliła się z nią wiadomościami.  Oprócz tego, że junior Dobrzański jest podrywaczem to dowiedziała się jeszcze, że przejął właśnie stanowisko po ojcu i szukał odpowiednich osób do współpracy i że ma odpowiednio ubrać się, bo Marek patrzy głównie na wygląd.
-Pięknie Cieplak- wymruczała do siebie, bo Betti zajęta była oglądaniem kranu z fotokomórką. Wyszłam na totalną idiotkę i to w dodatku przed samym prezesem. Teraz na pewno mnie nie zatrudni. Chyba, że powiem mu prawdę-rozważała. To znaczy powiem, że wiedziałam, kim jest i była to tylko taka zabawa. Tylko, że wzięłam go za Olszańskiego to mi nie uwierzy. Jakby, co to powiem mu, że nie chciałam przed obcym wyjawiać swojego wykształcenia. A on mnie zresztą chyba też okłamał z tym SGH i mogę mu to wytknąć. Chociaż nie mogę-stwierdziła posępnie.
Po powrocie na korytarz, oprócz Marka zastała tam jeszcze trzy inne osoby. Dwie dziewczyny i mężczyznę. Na dalszą jakąś dłuższą rozmowę i wyjaśnienia okazji nie było, bo pojawił się i kadrowy i poprosił ją na rozmowę. Kwadrans później była już po, a do biura wszedł Marek.


 -I, co Seba boska? -ni to stwierdził ni zapytał.
-Boska-poparł przyjaciela. — A wykształcenie ma jeszcze lepsze-mówił spoglądając w jej akta, bo trudno było mu wszystko zapamiętać.  — Lepsze nawet od twojego. Dwa kierunki na SGH, staż w WBK, kursy językowe i inne tam. Sam zobacz.
-Jak SGH- zdziwił się. —Mi mówiła, że skończyła zarządzanie w Kielcach.
-To cię okłamała panna Cieplak- stwierdził wyraziście.
-Na to wygląda- rzekł niezmartwiony zbytnio. —A najlepsze jest to, że powiedziałem jej, że to ja skończyłem SGH trzy lata temu.
- To być może nie skojarzyła cię ze studiów i pokapowała, że coś kręcisz i zaczęła też przeistaczać fakty.
-Może. Szkoda, że nie sprawdziłem czy ma obrączkę-mówił mając pretensję do siebie.  —Mężatek po tej przygodzie z Elizą wolę nie ruszać.
-Nie ma- oznajmił mu uczynnie. — Pytałem ją o rodzinę to powiedziała mi, że nie ma męża i że w najbliższych latach nie planuje dziecka.
-Na ciebie zawsze mogę liczyć -wyraźnie ta wiadomość ucieszyła go.
-Od tego ma się przyjaciół Marek.  To, co bierzemy się za kolejne osoby, bo rozumiem, że połowa castingu na sekretarkę i asystentkę za nami i Ula jest przyjęta? – zapytał nie wiadomo, dlaczego.
-Raczej Seba- odparł ironicznie.
Kolejnych pięć osób nie zrobiło na nich takiego wrażenia jak Cieplakówna na Marku i dopiero pojawienie się w drzwiach blondynki wywołał uśmiech na ich twarzach a zwłaszcza na twarzy Olszańskiego. Od dawna, bowiem kobiety jak ta nieznajoma były w jego typie. 


Wioletta Kubasińska, bo tak nazywała się dziewczyna, skończyła liceum administracyjne i obecnie pracowała w miejskiej bibliotece w Pomiechówku. 
- Chcę jednak rozwijać się i zdawać na zaoczne studia PR, a jako bibliotekarka arbuzów nie zarabiam, studia kosztują i dlatego potrzebuję lepiej opłacalnej pracy- tłumaczyła się z decyzji o zmianie pracy.
- A my wspieramy młodych i ambitnych-odparł z zafascynowaniem kadrowy. —Prawda Marek?
 Po kilku dodatkowych pytaniach i jej odpowiedziach Olszański był coraz bardziej pod jej wrażeniem. Na tym też skończyli szukanie asystentki i sekretarki, chociaż dokończyli rozmowy a Marek na zatrudnienie Kubasińskiej chętny zbytnio nie był. Sebastian był, jednak jego przyjacielem i idąc za powiedzeniem, czego nie robi się dla przyjaciół, zatrudnił ją.
-Pięknie ułożyło się nam- rzekł Olszański zbierając wszystkie teczki z CV po wyjściu ostatniej osoby.  —Blondynka dla mnie, brunetka dla ciebie.
-Jak zawsze- odparł wpatrując się w małe zdjęcie Cieplak z CV. —Ciekawy jestem, któremu pierwszemu z nas uda się umówić gdzieś –zastanawiał się Marek i z góry zakładając, że tak będzie.
-Wiola wygląda mi na łatwą-mówił pewnie i podzielając chęci przyjaciela na bliższą znajomość.
-Seba to mogą być tylko pozory.  Jest bibliotekarką a bibliotekarki to nie są z tych łatwych.
-Może mały zakład?- zaproponował kadrowy.
-Czemu nie- rzekł z tym swoim uśmiechem zadowolenia. —O jakiś dobry alkohol.
- O alkohol- odparł podając mu rękę. —To, co Marek teraz tylko oddzwonię do nich i możemy szykować się do klubu.
-Z przyjemnością. Tak świetnie rozpoczęty dzień trzeba równie przyjemnie zakończyć.

Po wyjściu z biura Sebastiana, Ula miała zdecydowanie lepszy humor i lepszą perspektywę na prace. Kadrowy był, bowiem pod wrażeniem jej CV i jej samej jak zauważyła. Przy windzie spotkała też Wiolettę, która tak jak obiecywała przyszła na rozmowę. Chwilę porozmawiała z nią, opowiedziała o tym jak jej poszło, o co pytali i pojechała do domu. Tym, czy dostanie tę pracę, czy nie, nie przejmowała się zbytnio, bo to było dopiero drugie podejście a i rodzice mówili jej, żeby odpoczęła po studiach a i z głodu nie przymierają. Ona jednak chciała usamodzielnić się i praca była jej potrzebna. Tuż po wejściu do domu dostała telefon od Olszańskiego, że została zatrudniona na stanowisko asystentki. Chwilę później w drodze do Pomiechówka taką samą wiadomość dostała Wioletta. Różnica polegała tylko w tym, że ona dostała posadę sekretarki.

Wieczorem Marek z Sebastianem poszli do swojego ulubionego klubu a głównym tematem rozmowy było opracowanie planu na Ulę i Wiolettę. Nawet zainteresowanie innymi panienkami było dzisiaj znacznie mniejsze niż zazwyczaj. Nie było też tak atrakcyjnych dziewczyn jak Ula i Wioletta tylko stare, dobre, znajome twarze. Czas mimo to mijał im szybko.


Tymczasem Ula spędziła wieczór z rodziną w Rysiowie i lubiła tak spędzać czas. Odpowiadać na pytania młodszej siostry, pomagać mamie w kuchni, rozmawiać z ojcem i toczyć spory z bratem, bo rodzicom brakowało czasami sił na jego bunty nastolatka. Do szczęścia brakowało jej tylko Wojtka jej chłopaka. Poznali się ponad dwa lata temu w Krakowie, kiedy była tam na wycieczce a on kończył tam stomatologię. Ze względu na dzielące ich kilometry i studia spotykali się głównie we weekendy i to nie wszystkie. Teraz od trzech miesięcy był w Szkocji, aby zarobić na własny gabinet i mieszkanie dla nich.  
Wioletta natomiast ze swoim chłopakiem Darkiem była na zabawie w Pomiechówku. Oboje znali się od dziecka i zawsze wiedzieli, że chcą być razem. Darek był nauczycielem wuefu, lubianym przez uczniów, ułożonym i z nim chciała w przyszłości założyć rodzinę.

W niedzielę Marek wstał późno, choć nie było obok niego żadnej panienki.  Po prostu razem z Sebastianem w klubie zostali praktycznie do zamknięcia. Wziął szybki prysznic, napił się kawy i pojechał do domu rodziców na uroczysty obiad. Obiad u rodziców był tym, czego nie lubił od pewnego czasu, a dzisiaj musiał pójść, bo ojciec obchodził urodziny i kończył sześćdziesiąt lat.  Rodzice od pewnego czasu wtrącali się w jego życie i narzekali na brak jakichkolwiek widoków na ustatkowanie się. Dzisiaj w dodatku miała pojawić się liczna rodzina Febo. Francesko, Agnieszka, Aleks z żoną Monicą i córeczką Amandą oraz jego był dziewczyna Paulina z narzeczonym Mario. Wszyscy oni mieszkali na stałe we Włoszech i prowadzili bliźniaczą firmę o wspólnej nazwie F&D. Już na początku przyjęcia dowiedział się też, że Paulina jest w ciąży.  Pogratulował obojgu, ale w duchu było mu szkoda Maria, bo wydawał się przyjemnym facetem i szkoda było go dla Pauliny. On sam wymiksował się ze związku z nią dwa lata temu i uważał, że jest to najmądrzejsza rzecz, jaką zrobił.  Oczywiście jego rodzice i Febo przez kilka miesięcy mieli do niego o to pretensję i namawiali na powrót, bo chcieli na dobre połączyć obie firmy, ale nie zamierzał popełnić takiego błędu. Paulina była wyniosła, ciągle śledziła go, ograniczała spotkania z Sebastianem i oskarżała o same zdrady. Choć w tym ostatnim miała sporo racji.
Po odejściu gości i jak można było przypuszczać rodzice swoje musieli powiedzieć. Głównie żalili się, że Febo zostaną po raz drugi dziadkami a oni nie.
-Mógłbyś w końcu dorosnąć i zainteresować się kimś na poważnie synu- zaczął ojciec.
-A ja chciałabym pochodzić z wnuczką albo wnukiem po parku, jak moje koleżanki ze szkoły-zawtórowała matka.
-Tyle osób bierze ślub, ma dzieci, rodzinę tylko nie ty-ojciec ponownie odezwał się.
Z Ulą to nawet od razu mógłbym postarać się o dziecko-pomyślał nagle.  A nasze dzieci musiałyby być piękne. Z jej oczami i moimi dołeczkami- rozmarzył się.
-Ślub do dziecka nie jest mi potrzebny- odezwał się w końcu.
-Gdyby tak każdy myślał, to tradycje rodzinne wymarłyby jak mamuty- odparł mu ojciec. 
-I trudno mi uwierzyć, że wśród tak licznej grupy dziewczyn jaką znasz nie znalazła się ani jedna, która nie spodobałaby ci się- wtrąciła Helena.
-Właśnie mamo-postanowił wytłumaczyć się podsuniętą myślą matki. —Jest ich tyle, że trudno wybrać. A i tak połowa z nich leci na nazwisko, a ja chciałbym tak zwyczajnie z miłości związać się. I jeśli jakaś mnie nie będzie chciała to na pewno ja zainteresuję się nią.
-Tak myśląc to żony nie znajdziesz sobie do samej starości-rzekł ojciec  wstając z sofy i dając mu do zrozumienia, że kończy rozmowę. —Wtedy to na pewno znajdzie się kilka panienek niezainteresowanych podstarzałym playboyem. 
 
CDN W CZERWCU