sobota, 24 czerwca 2017

Rozmowa kwalifikacyjna. 2



W poniedziałek rano Ula sporo przed czasem wstawiła się do pracy. Podobnie uczyniła Wioletta i obie kobiety spotkały się pod siedzibą F&D. Od ochroniarza dowiedziały się, że biurowiec otwierają dopiero o wpół do ósmej a było przed siódmą. Ze spotkania i wspólnej pracy ucieszyły się, bo choć widziały się dopiero po raz trzeci i praktycznie nie znały to teraz w zupełności starczyło im to, aby nie czuć się tu całkiem samotnie. Gdy pierwsi pracownicy zaczęli schodzić się to i one weszły i poczekały na szefa w holu. Dziewczyna z recepcji kazała im też spocząć na kanapie. Prezes, jak oznajmiła im, miał tendencję do spóźniania się zwłaszcza w poniedziałki a kadrowy, czyli pan Sebastian Olszański razem z nim, to oczekiwanie na nich może trochę potrwać. Pierwszy w pracy zjawił się kadrowy i zabrał je na podpisanie umowy, a później zaprowadził do biura przyjaciela. Marek w tym czasie zdążył przyjść do pracy.


-Miło was widzieć na pokładzie-rzekł podkręcając swój uśmiech i choć powiedział was  to wzrok skierowany był na twarz Uli. —Marek jestem-dodał wyciągając rękę. — My tu wszyscy, no prawie wszyscy równi wiekowo mówimy sobie po imieniu.
- Tak wiemy.  Sebastian już nam mówił-odezwała się Wiola. —Wioletta-dodała wyciągając swoją rękę.
-A my mieliśmy już przyjemność poznać się- rzekła Ula. —Tylko Mateuszem byłeś.
- Przepraszam za sobotę. Pomyślałem sobie, że więcej dowiem się czegoś jak będę incognito. Szef bardziej stresuje.
- Rozumiem- odparła potakując głową. To, co Mateusz vel Marek może pokażesz nam swoje biuro i wprowadzisz obowiązki- dodała.
-A może tak kawa na dobry początek-zaproponował Marek. —Przy okazji pokażemy wam firmę i drogę do bufetu.
-Ok-odpowiedziała Ula za siebie i Wiolę.
Chwilę później we czwórkę siedzieli w bufecie a Ela jak zdążyły dowiedzieć się przyniosła im kawę i sernik na koszt prezesa. Dziewczyna, jak wydawało się Uli i Wioli popatrzyła na nie dziwnie. Nie wiedziały jeszcze, że blondynka i brunetka to powszechny duet u szefa i kadrowego.
-Pracujemy od ósmej do szesnastej jak już wiecie i tylko tuż przed premierą kolekcji dłużej, ale to zdarza się parę razy w roku. Może czasami wypadnie jakaś delegacja, czy wyjazd na inny pokaz. Ale to zawsze prędzej jest planowane i będziecie mogły uwzględniać w swoich planach.
- A chłopaka można brać ze sobą na te wyjazdy-wtrąciła Wiola. —Mój Darek uwielbia podróżować.
-Nie bardzo to praktykujemy Wiola- odparł ku rozczarowaniu dziewczyny. —Ale to dłużej niż trzy dni nie trwa. Tyle chyba wytrzymasz bez chłopaka?
Rozczarowanie Sebastiana na słowa Wioli też mu nie umknęło.
-Szkoda- westchnęła Kubasińska. —Darek jest zapalonym turystą.
-Ja jestem bardziej dyspozycyjna-odezwała się Ula dając nadzieję Markowi na to, że jest wolna.
-Nie mów tylko, że taka piękna kobieta jest sama? –zagadnął chcąc usłyszeć potwierdzenie swoich słów.
-Nie, nie jestem tylko Wojtek pracuje w Glasgow. Jest dentystą i zarabia na własny gabinet.
-I niech zgadnę dba o twój uśmiech- odparł wysilając się o własny uśmiech.
-Dokładnie -odparła pokazując w całej okazałości temat rozmowy. —Tak też poznaliśmy się. Zabolał mnie ząb jak byłam w Krakowie i trafiłam na niego. A wracając do spraw służbowych to chyba nie puścisz nas tak od razu w głębokie morze same i w razie potrzeby możemy liczyć na ciebie.
-Jak najbardziej Ula.   Ze wszystkimi wątpliwościami będziesz mogła przychodzić do mnie.  Ty też Wiola. Ma też przyjść dzisiaj pani Krysia była sekretarka ojca to wam pokaże wszystko, co i jak.
-To dobrze Marek. Nie chcę potknięcia w pierwszej pracy.
Po kawie i zwiedzeniu firmy wrócili do gabinetu Marka i z pomocą panów z ochrony obie dostały swoje biurka i zostały zainstalowane naprzeciwko siebie w sekretariacie. Wkrótce dołączyła do nich zapowiedziana pani Krysia i wspólnie z Dobrzańskim pokazała dziewczynom, gdzie leżą, jakie papiery.  Popołudnie mijało im, więc na wdrążanie się w obowiązki. Obie były jednak pojęte i bez większych kłopotów przyswajały swój zakres pracy. W porze lunchu i po odejściu pani Krysi obaj panowie zadecydowali, że czas na przerwę i próbowali Ulę i Wiolettę zaprosić do Książęcej, ale zainteresowane nie były i wyszli samotnie. 
-Nieźle Marek- rzekł Sebastian po wejściu do windy. —Obie zajęte.
-Co my w ogóle myśleliśmy?— Że takie dziewczyny będą wolne? -odpowiedział sam sobie.
-Ale ty masz się lepiej, bo dentysta siedzi w Glasgow i masz Ulę pod ręką. Zawsze możesz zostać z nią po pracy, a ja jestem bez jakichkolwiek szans. Nie mam nawet żadnego punktu zaczepienia.
-To znajdź wspólne zainteresowania. Albo może ja coś zauważę to dam ci jakieś wskazówki.
- Dzięki.  Czuję jednak, że łatwo nie będzie. Chyba, że ten cały Darek nie jest za ciekawy.
- Może. Ja w każdym bądź razie nie zamierzam rezygnować z Uli.  Te oczy, piegi i usta- mówił z rozmarzeniem.
-Cycki i nogi-dodał swoje upodobania Olszański, a atuty Wioli.  
-A ty tylko o jednym myślisz- rzucił ironicznie.
-A ty tylko o sekretarkach -odburknął.  
-Ula nie jest moją sekretarką- przypomniał mu.
-Ale, gdyby nie Wiola to ona zostałaby twoją sekretarką-wytknął mu.
-Nie będę zaprzeczał Seba – rzekł szczerze.  —Ale asystentki jeszcze nie uwodziłem.
Po powrocie z lunchu obaj panowie zastali panie przy swoich biurkach. Na biurku Uli, jak dało się zauważyć panował lekki nieład a Wioli było bardziej schludne. Teczki z papierami były poukładane, stał segregator „Jeżyk” na przybory, słonik i ramka ze zdjęciem chłopak Wioletty. Mężczyzna widniejący na nim ku rozpaczy Olszańskiego był bardzo przystojny i muskularny.  


 Dzień później i na biurku Uli pojawiło się zdjęcie chłopaka, a który urodą nie odbiegał od chłopaka Wioli.


Pierwszy tydzień pracy minął dziewczynom szybko i bez większych problemów, a jeśli któraś miała takowe to umiały dopełniać się. Poznały się też lepiej i skumplowały a w odczuciu Wioletty to nawet zaprzyjaźniły.  Kubasińska była bardziej wygadaną marzycielką, znającą się na facetach i życiu, a Ula z tych twardo stąpających po ziemi.  Wiola miała też tendencję do zwierzeń i Ula była na bieżąco w jej relacjach z ukochanym. Ona natomiast tyle o swoim chłopaku nie opowiadała, bo i był daleko i nie miała natury Wioletty. Bystre oko Wioli zauważyło też, że Marek i Sebastian są nimi zainteresowani i to nie koniecznie służbowo, a argumentowała to tym, że wpatrują się w nie jak sroka w malowane wrota. Ula jednak słowa koleżanki puszczała na wiatr. Panowie tymczasem obrali taktykę rozpoznawczą i przez tydzień starali się poznać dziewczyny lepiej a okazją do tego były wyjścia na kawę do firmowego bufetu, czy pomoc w pracy.  
Marka we firmie odwiedzili też rodzice, a Helena od razu dojrzała w Uli podobieństwo do koleżanki z podstawówki.  I nie myliła się, bo Ula potwierdziła jej, że Magdalena Pyrzyk to jej mama. Po powrocie do domu i jej mama pamiętała dziewczynę o nazwisku Kowarska. Nie wiedziała jednak, że teraz nazywa się Dobrzańska. Nigdy nie były też jakimiś wielkimi przyjaciółkami, aby znajomość kontynuować po szkole. 

W piątkowy wieczór Marek i Sebastian spotkali się w klubie, aby opracować plan działania na wkradnięcie się w łaski dziewczyn i podsumować miniony tydzień.
-Czuję, że twarde sztuki będą z nich- rzekł z wyraźnym zniechęceniem Olszański.
-Nie z takimi dawaliśmy sobie radę Seba- odparł mu beztrosko.  —Zwłaszcza ty masz ułatwione zadanie i możesz dać Wioli to, czego nie może dać jej Darek.
-A może tak jaśniej?
-A, czym interesuje się głównie Wiola?
-Modą-ni to zapytał ni stwierdził.
- Tym też, ale najbardziej celebrytami Seba. Zdążyłem zauważyć, że kupuje kolorowe pisma i przegląda portal Papużka pl. A my w tym towarzystwie obracamy się to będziesz miał swój punkt zaczepienia. Mam dodatkowe zaproszenie na czwartkowy pokaz kolekcji APART to dam Wioli i wystarczy, że będziesz trzymać się jej i poznasz z paroma osobami. A tych, co nie znasz to ja zapoznam was. Wiem, że Wiola jest fanką Malwiny Kosik i Miłosza Suszki to będzie miała okazję poznać ich.  Ja idę z Ulą i też liczę, że coś to zmieni.
-Fajnie, fajnie Marek tylko, że Wiolka może zechce pójść z chłopakiem albo w ogóle nie będzie chciała- mówił pesymistycznie.
-To powiem jej, że to polecenie służbowe – odparł tonem, że to nie problem. —A chłopak wyjeżdża w poniedziałek na dziesięć dni na obóz z dzieciakami z Pomiechówka nad morze-dodał.
-A skąd to wiesz?
-Bo mam otwarte drzwi i słyszę, o czym rozmawiają dziewczyny.
-A mówiłem ci już, że na ciebie zawsze mogę liczyć?- pytał wyraźnie podbudowany.
-Ostatnio to przed maturą, gdy dałem ci ściągnąć zadanie z matmy- stwierdził po chwili namysłu. —Teraz pomóż mi, z Ulą.  Kompletnie nie wiem, z której strony ją podejść.  
-A twój niezawodny uśmiech i Jaguar kabriolet nie działają?
-Szału nie zrobiłem.
-To może wasze mamy to punkt zaczepienia- podsunął uczynnie.
-No nie wiem Seba. Rozpoczęło się i skończyło na tym, że Ula miała pozdrowić swoją mamę, a dzisiaj ja moją. To już prędzej, gdy przyjdzie nam wspólnie pracować. Muszę tylko podciągnąć się w tych wszystkich analizach i zestawieniach.
-No-odparł dodając otuchy?  —Miałeś przecież piątkę na maturze z matmy.
-Parę razy rozmawiała z Wiolą na temat storczyków i wystawy kwiatów-dorzucił kolejny pomysł.
-Kwiatki nie bardzo Marek-z góry skreślił pomysł przyjaciela. —Z bioli to akurat tróje miałeś. Pamiętasz jak zdawałeś na czwórkę- zadrwił lekko.
-Nawet nie przypominaj mi- żachnął się na wspomnienie.  —Do dzisiaj pamiętam słowa i minę biologiczki po wylosowaniu pytania. Coś w sam raz dla ciebie Dobrzański. Rozmnażanie..... wegetatywne. Do dzisiaj tego nie rozumiem.

W poniedziałek rano Wiola swoje przyjście do pracy ogłosiła radosnym tatatam a przed oczami Uli ukazała się dłoń z pierścionkiem zaręczynowym.
-Darek wczoraj poprosił mnie o rękę- oznajmiła wystarczająco głośno, że ich rozmowę usłyszał Marek i Sebastian a który akurat przyszedł do przyjaciela. —Zaprosił wieczorem na kolację do zajazdu Pod Kasztanem i oświadczył. Prędzej słówka nie pisnął. Jadąc tam myślałam, że będzie to zwykła kolacja pożegnalna przed jego wyjazdem, a tu masz taka niespodzianka. Jestem taka szczęśliwa, że mogłabym ze szczęścia płakać.       
-Gratuluję Wiola- rzekła szczerze, gdy koleżanka zamilkła. — I bardzo ładny pierścionek. A kiedy ślub, jeśli można wiedzieć?
-Ja chciałabym czerwcu w przyszłym roku, ale dopiero jak Darek wróci już z tych swoich wakacji to dokładniej ustalimy i zaczniemy szukać sali i zespołu. Tak na łapu capu nie chcę organizować go.
-Wiadomo Wiola. To jeden z najważniejszych  dni życia. Ja swój też będę starannie planować.
Chwilę później w drzwiach pojawił się Marek z Sebastianem. Oni również pogratulowali jej i wyszli czym prędzej.
-No to kaplica- rzekł Olszański z nieciekawą miną. — Na kilometr widać, że jest szczęśliwa z tym swoim wuefistą.
-Seba więcej wiary. Zaręczyny to jeszcze nie ślub. Mało to słyszy się o zerwanych zaręczynach.
-Marek dla ciebie to może i nie problem i uganiasz się nawet za mężatkami, ale ja nie zamierzam być świnią i wchodzić w ich życie-wtrącił ostro.  —Nigdy tego nie zrobiłem i nie zrobię. Co innego zwykły chłopak a co innego narzeczony.
-Jak chcesz Seba- mówił lekceważąco. —Ja nie zamierzam rezygnować z Uli.
Do czwartku, czyli do wyjścia na pokaz nic szczególnego nie wydarzyło się. Marek dalej podsłuchiwał rozmowy dziewczyn i planował, że w nowym tygodniu zaangażuje Ulę w organizację jubileuszu dwudziestopięciolecia pracy Pshemka, a Sebastian postanowił swoje zainteresowanie przerzucić na modelkę Andżelę Zając. Dziewczyny natomiast trzymały się razem, a Wiola dalej uważała, że panowie mają na nie ochotę. 
 

Ula z wyjścia na pokaz kolekcji APART zbytnio zadowolona nie była, ale Marek powiedział jej, że będzie to bardziej wyjście służbowe niż towarzyskie i będzie mu tam potrzebna to zgodziła się. Wiedziała też, że pokaz zgromadzi wiele sław a to wiązało się z tym, że i dziennikarzy będzie sporo i na pewno odbije się to szerokim echem w prasie i Internecie, a nie chciała trafić na usta wścibskich dziennikarzy. Poza tym była już raz na takiej imprezie z chłopakiem a który zaproszenie otrzymał od sławnego pacjenta i nie czuła się dobrze wśród fleszy. Sam Marek był już problemem, bo podobał się jej niebezpiecznie a do tej pory gustowała w mężczyznach o jaśniejszych włosach a nie brunetach.
Pokaz wbrew obawom Uli mijał całkiem przyjemnie i zaskakująco nawet, bo dostała propozycję wzięcia udziału w kolejnej reklamie APART  i to razem z Markiem.  To fotograf upatrzył ich i stwierdził, że pasują do siebie idealnie.
-No i Ula?- zapytał, gdy zostali sami.
- Nie powiem, ale propozycja kusząca jest-odparła mając na myśli kwestię finansową i dołożenia się do mieszkania i gabinetu dla Wojtka.  —Ale to trochę wbrew moim przekonaniom. Nigdy nie ciągnęło mnie do takiego życia. Do reklamy, modelingu.
- Ula ja sam z reklamą mam tyle wspólnego, co wystudiowałem.  Ale chętnie spróbuję sił z drugiej strony.
-Ja muszę zastanowić się na spokojnie- odparła mimo to.  
-Ok Ula. Mamy czas do poniedziałku na zastanowienie się.  To, co pójdziemy teraz coś przekąsić, bo grzech byłoby nie spróbować tych pyszności- zmienił temat spoglądając na Stół Szwedzki.  —A później pokręcimy się trochę i odwiozę do domu.
-Przekąsić owszem, ale do domu nie musisz odwozić mnie- zaprotestowała momentalnie. —Mam tu blisko przystanek i rozpiskę kursów.
-Tak myślałem, że tak powiesz-mruknął.  —Ula jestem winny ci przysługę. Tak świetnie przeprowadziłaś rozmowę z panem Wojciechowskim.  Poza tym to normalna rzecz, że szef po jakimś spotkaniu i gdy jest późno podrzuca do domu podwładnego. Zwłaszcza kobietę. Nigdy też nie byłem w Rysiowie i chętnie zwiedzę te okolice-argumentował. —Będzie mi naprawdę miło odwieźć cię.
- No dobrze- odparł, bo w niektórych argumentach miał rację.
Do Rysiowa dotarli dwie godziny później, grubo po dwudziestej drugiej to zapraszać Marka do środka nie było sensu i pożegnali się przed domem Uli.
-Wielkie dzięki za bardzo udany wieczór Ula- rzekł i zastanawiając się czy na do widzenia nie cmoknąć jej w policzek.
-To ja dziękuję za podwiezienie. Autobusem jeszcze bym jechała, a taki luźny nie był. Ludzie wracają nim z drugiej zmiany.
-Tym bardziej się cieszę, że mogłem się przysłużyć- mówił patrząc na nią.  —Nie będę dłużej zatrzymywał cię-dodał przechylając się w jej stronę. —Musisz jutro wstać po szóstej.
-Co robisz? -zareagowała szybko.
-Chyba jakiś pies tam lata- rzucił usprawiedliwiając się ze swojego ruchu. —Nie chcę, żeby ugryzł cię.
-A to tylko Funia- odparła po chwili widząc jasną sierść. —Znowu Szymczykom zwiała z kojca. Nie jest groźna. Jeszcze raz dzięki za podwiezienie i do jutra Marek-dodała otwierając sobie drzwi.
-Do jutra- odparł żałując, że próbował pocałować ją i ciesząc się jednocześnie, że pies miał wyczucie czasu.

 Sebastian tymczasem na pokazie towarzyszył Wioli. Ula i Marek zajęci byli po części sprawami służbowymi a nikogo innego nie znała to chcąc nie chcąc musiała trzymać się Olszańskiego. Kadrowy zachowywał się na jej szczęście bardzo koleżeńsko i odpowiadało jej to. Kubasińska też w przeciwieństwie do Uli żadnych obaw z pójściem na pokaz nie miała. Czuła się tam, jak ryba w galarecie jak mawiała i jeszcze bardziej przekonała się do obranych studiów. Dla Sebastiana natomiast takie łatwe to nie było, bo im więcej przebywał z Wiolą to podobała mu się coraz bardziej i zazdrościł Darkowi. Trzymał się jednak swojego postanowienia i nie robił nic głupiego.

Dzień później Ula decyzję o wzięciu udziału w reklamie miała podjętą i zgodziła się zagrać w scenie oświadczyn. Zdjęcia do reklamy zaplanowane były na środę popołudniu, ale od rana trwały przygotowania. W trakcie próbnych nagrań główny scenarzysta zmienił nieco scenę końcową i na sam koniec wymyślił delikatny pocałunek a nie tylko głębokie wpatrywanie w oczy. Dla Uli był to problem, ale tylko przez chwilę, bo pomyślała o korzyści finansowej i gabinecie dla Wojtka. On sam zresztą namawiał ją na nakręcenie reklamy.
Marek szybko zdał sobie sprawę, że choć wiele razy był w takiej sytuacji, że trzymał kobietę w ramionach i przyglądał się tuż przed pocałunkiem, to nigdy nie czuł czegoś takiego jak teraz.  Żadna też nie miała tak wspaniałych oczy i ust i tak cudownie nie pachniała. Był nawet wdzięczny reżyserowi z dwóch powtórek, bo mógł dłużej trzymać ją w ramionach. Na sam koniec pomyślał też, że chyba zakochał się w Uli naprawdę i jego własne słowa skierowane niedawno do matki, że on zakocha się w kimś, kto nie będzie nim zainteresowany ziściły się.


Choć pocałunek trwał tyle, co migawka od aparatu, to Ula tuż po klapsie oznaczającym koniec nagrania zdążyła zauważyć wzrok Marka, a który  wyrażał podziw. I zdecydowanie nie spodobało się jej to, choć sama nie potrafiła oprzeć się przypatrywania mu. Nigdy też nie czuła czegoś takiego, gdy trzymał ją w ramionach Wojtek. Dobrzański miał w sobie coś, co mąciło jej w głowie. Zaczęła wierzyła również w słowa Wioletty, że Marek liczy na coś więcej niż pracę, a ona nie zamierza być kochanką ani zdradzić chłopaka. Po nagraniu i pożegnaniu się z ekipą i idąc z Markiem w stronę auta postanowiła unikać sytuacji takich jak dzisiejsza.
-Nie jesteś zła za te zmiany -zagadnął przekręcając kluczyk.
-Nie -odparła pewnie.— Przecież nic się nie stało takiego. A zdjęcia wyszły całkiem, całkiem.
-To prawda- rzekł uśmiechając się do niej.  — Wykosimy jeszcze Kosik i Suszkę z twarzy APART -dodał włączając radio na lokalną stację.
-Już widzę te wiszące bilbordy przy głównych magistralach z napisem Cieplak i Dobrzański nowe twarze APART- zaśmiała się wesoło. —Tylko Cieplak nic im nie mówi.
- Do czasu Ula. Musisz uprzedzić tylko chłopaka. Nie chciałbym, żeby gdzieś mnie dorwał za te zdjęcia.
-Bez obawy- wtrąciła uspokajająco. —On nie z tych, co bije.
-Musisz bardzo go kochać skoro część pieniędzy ma iść na jego gabinet-rzekł przyglądając się jej.
-To prawda- mówiła wpatrując się w okno.
-Ja bałbym się wysyłać takiego przystojniaka samego-kontynuował podchwytliwie. —To znaczy w moim przypadku dziewczynę.
-Jak facet chce zdradzić to nie potrzebuje wyjazdu- rzekła dość wyraziście i spoglądając na niego równie dosadnie. — Może to zrobić za ścianą z sąsiadką.
-I tu z tobą muszę zgodzić się. Ale sama wiesz jak to bywa- mówił cedząc słowa.  —Czasami samemu sobie nie można ufać a co dopiero komuś.
-A ja muszę zgodzić się z tobą w tej kwestii-odparła mając na myśli swoje rozpamiętywanie o niedawnych wydarzeniach. Jeszcze do teraz czuła jego ciepły oddech, gdy przytulał ją  i widziała te szare roześmiane i podziwu oczy.


I na koniec serwisu informacyjnego wracamy do wypadku, do którego doszło godzinę temu na drodze numer 7- z radia dobiegał głos spikerki. —Z ostatnich doniesień wynika, że w wyniku zderzenia autobusu z tirem zginął kierowca autobusu i jeden z opiekunów a ośmioro dzieci zostało przewiezione do szpitala. Ranny został również kierowca tira. Przypomnijmy, że autobusem wracała grupa dzieci z podwarszawskiej gminy z obozu w Międzyzdrojach do domu.
-Dzisiaj miał wracać Darek, Wioli- rzekła Ula z niepokojem.
-Myślisz, że...-
-Oby nie –wtrąciła szybko.
Ich złe przeczucia niestety, ale sprawdziły się, bo po dotarciu do firmy biurko Wioli zalane było kawą, komputer mrugał zdjęciem Darka, a ochroniarz powiedział im, że Wioletta półgodziny temu wybiegła z firmy cała zapłakana i roztrzęsiona.

czwartek, 15 czerwca 2017

Życie na niby 22 Koniec.



+18

Propozycja Marka 0 wspólnym zamieszkaniu zaskoczyła ją i musiała zastanowić się przez chwilę nad odpowiedzią. Niedawno też miała podobną rozmowę z Beatką. Siostra dopytywała się jak to będzie, gdy wyprowadzi się z domu i trochę czasu zajęło jej wytłumaczenie, że całkiem z ich życia nie znika.
-Wiem, że już raz proponowałem ci coś podobnego i źle na tym wyszedłem, ale teraz jest trochę inna sytuacja- kontynuował tymczasem Marek. —Teraz jesteś moją narzeczoną i kochamy się.  I nie musisz odpowiadać mi teraz. Proszę cię żebyś zastanowiła się, chociaż.
- Marek to nie jest takie proste- odparła mimo to i choć propozycja była kusząca. —Betti już jest niepocieszona, że mam kiedyś tam wyprowadzić się i gdybym tak nagle teraz odeszła to mogłaby to źle znieść. Możemy zrobić tak, że będę czasami zostawać u ciebie na noc. Ty będziesz zadowolony i ja –pomyślała i Beatka tak stopniowo będzie oswajana z moim odejściem. To chyba dobre rozwiązanie.
-Bardzo dobre-przytaknął bez najmniejszego protestu i zgodnie z odczuciami, do których dochodził w czasie jak Ula mówiła.  — I wilk będzie syty i zadowolony i owca będzie zadowolona kochanie. A tak na poważnie to mądrze to rozplanowałaś. Nie chciałbym, żeby Betti ucierpiała na twojej nagłej wyprowadzce.Jest dla mnie jak córka.
-To świetnie- rzekła z zadowoleniem.  —To, co robimy jakiś grafik czy stawiamy na spontaniczność?
-Kochanie, spontaniczność świetnie nam wychodzi-zamruczał do ucha. —Pomyśl, chociaż o dzisiejszej nocy albo o pójściu do palmiarni po zamknięciu czy o zabawie w parku w Mediolanie na placu zabaw dla dzieci.
-W takim razie panie swoboda nie pozostaje nic innego panu,  jak kupić mi szczoteczkę do zębów-zażartowała.
-O ulubionej kawie Cappuccino, pani naturalność nie zapominając-odparł całując ją.

Przez kolejne dni Ula dzieliła swój czas pomiędzy dom Marka i w Rysiowie. W tym pierwszym odnowili sypialnię uwzględniając również, że w przyległej do niej garderobie będzie sporo miejsca na ubrania Uli.  W samej sypialni natomiast Ula upatrzyła sobie miejsce na łóżeczko i małą komódkę na wypadek gdyby jej przypuszczenia potwierdziły się. Z upewnieniem się musiała jednak poczekać jeszcze i na razie wola nie mówiła nic Markowi.  Oczywiście na ten temat rozmawiała z Markiem, jeszcze w Madrycie, ale kiedy miałoby to nastąpić to już nie. Czuła jednak, że dziecko jest w drodze.


Tydzień przed świętami Marek poleciał nieoczekiwanie na cztery dni do Mediolanu.  To Aleks zadzwonił do niego i zwołał posiedzenie zarządu w trybie pilnym. Okazało się, że jego ojciec dostał zawału po tym jak zorientował się, że firma ma problemy po nietrafionych inwestycjach Pauliny.  Panna Febo, bowiem od pół roku piastowała stanowisko wiceprezesa i związała się z dyrektorem finansowym Mario Moretti i pod ich kierownictwem firma zaczęła mieć problemy. Oprócz tego, że część pieniędzy z zysków przelewali na własne konta to jeszcze brali od dostawców i innych firm chcących współpracować z F&D gratyfikacje za podpisanie umów.  Większa część z nich była też niekorzystna i trudna do wycofania się z nich. Po rozmowie z Aleksem i wujkiem Marek zgodził się wspomóc finansowo firmę pod warunkiem, że Paulina i Mario znikną z firmy i oddają, choć część pieniędzy ulokowanych na ich kontach. Z oddaniem pieniędzy większego problemu nie było, bo za kradzież i inne machlojki groziło im więzienie i przestraszyli się. Aleks w obliczu kryzysu i choroby ojca postanowił też wrócić do firmy i razem z Markiem wyprowadzić firmę z kryzysu, a swoje restauracje, które całkiem dobrze prosperowały zostawić zaufanym osobom.
Ula w tym czasie i po namowach pani Reni Dec, z którą spędziła trochę czasu przygotowując świąteczne prezenty dla podopiecznych fundacji, postanowiła zmienić nieco wygląd. Przyciemniła włosy a okulary zmieniła na szkła kontaktowe. W dniu powrotu Marka ubrała się bardziej elegancko, przygotowała dla niego kolację i postarała się o świąteczny już wystrój i nastrój.  Ustroiła choinkę, rozpaliła w kominku, a stół i talerze elegancko nakryła.
-Ula wyglądasz....- mówił taksując ją od głów do stóp będąc jeszcze w korytarzyku. —Bajecznie.
-Miałam nadzieję, że zauważysz-odparła posyłając mu swój piękny uśmiech. —A dalsza część niespodzianek przed tobą kochanie.
-Brzmi interesująco- mówił całując ją w usta. —Stęskniłem się za tobą i nie wiem jak Seba może funkcjonować bez Wioletty tyle czasu-dodał obejmując w pasie.
-A wiesz, że ja tak samo-rzekła po namyśle.  —Czas tak dłużył się. Ale teraz odśwież się i zapraszam na kolację. Ja w tym czasie przyniosę jedzenie.
Po wyjściu Marka z łazienki mogli usiąść do stołu.


-To mała uczta Ula-rzekł odsuwając przed nią jedno z krzesełek i spoglądając na stół. —I jeśli za każdym razem, gdy będę gdzieś wyjeżdżał będzie czekało na mnie takie powitanie to będę wyjeżdżał częściej.
-Po prostu chciałam przywitać cię jak należy-mówiła, gdy i Marek siadał do stołu tuż obok. — I smacznego kochanie - dodała uważnie przyglądając się Markowi a który pod swoją starannie złożoną serwetką do wycierania ust miał schowaną niespodziankę.
-Ula czy to znaczy, że...-pytał wstając zza stołu i patrząc na znalezioną fasolkę.
-Tak Marek- wtrąciła.  —Byłam wczoraj u lekarza a jeszcze prędzej zrobiłam trzy testy ciążowe i wyszły pozytywnie. To musiało stać się wtedy po zabawie andrzejkowej w gabinecie.  Ale cieszysz się, prawda? –pytała, bo wyraz twarzy Marka nic konkretnego nie mówił.
-Jestem przeszczęśliwy kochanie- rzekł ze wzruszeniem i klękając przed nią.  — Bardzo szczęśliwy-mówił całując jej brzuszek przez ubranie i dłonie.  —To najpiękniejszy prezent pod choinkę, jaki mogłaś mi dać- dodał, gdy oderwał się od jej rąk a z oczu popłynęły łzy. Uli radość również udzieliła się i poczuła też ulgę, że wiadomość ucieszyła go. —I babcia będzie uszczęśliwiona. Czeka na prawnuka- kontynuował pomagając jej wstać zza stołu. — Nie będę nawet dzwonić do niej tylko powiemy osobiście, gdy przyjedziemy do nich- mówił przytulając lekko i wirując po salonie. — Takie nowiny powinno przekazywać się bardziej uroczyście.
-Ja swojej rodzinie też powiem w czasie wigilii-odparła, gdy Marek postawił na podłodze.
-Razem powiemy kotku – mówił wpatrując się w nią. —Bądź, co bądź mam z tym dużo wspólnego.  Ale twój ojciec chyba nie zabije mnie z tego powodu?- pytał zaniepokojony.
-Spokojnie -zaśmiała się. —Tato dokładnie wie, że różańca nie odmawiamy jak nocuję tu. A jakby, co to stanę w twojej obronie a na kobietę w ciąży ręki nie podniesie.
- To dobrze-wyraźnie ulżyło mu. — A wracając do prezentów to mam coś dla ciebie-dodał idąc w stronę walizki. —Miał być dodatkiem do prezentu pod choinkę, ale skoro teraz jest taka wyjątkowa okoliczność -mówił wręczając jej malutką firmową jubilerską torebkę z kartonikiem w środku. —To dla ciebie kochanie.
-Kamyk? -pytała zdziwiona po otwarciu, bo spodziewała się innej biżuterii, ale rozczarowana nie była.
-Wyjątkowy kamyk Ula, bo twój szczęśliwy. Księżycowy. Przynosi szczęście i pomyślność. Aleks kupował podobny dla Alicji to i ja wziąłem dla ciebie. Ale chyba nie czujesz się rozczarowana, że to tylko kamyk-pytał, gdy Ula uważnie przyglądała się owalnemu, lekko połyskującemu drobiazgowi.
-Nie- szybko wtrąciła. —I dziękuję-dodała cmokając w policzek.  —Szkoda tylko, że ja nie mam nic dla ciebie.
-Jak to nie masz-mówił tuląc ją.  —Dasz mi największy skarb kochanie, a ja będę cię na rękach nosić za niego.
-Chyba, że dam siebie-dodała od siebie.
-A w ciąży można kochać się? –podchwycił spoglądając na nią z nadzieją.
-Można, można-mówiła uśmiechając się do niego uwodzicielsko.
Kolacja minęła im szybko a włożenie resztek jedzenia do lodówki i brudnych naczyń do zmywarki jeszcze szybciej. Później tak jak Marek obiecał jej wziął na ręce, zaniósł do sypialni i położył delikatnie na łóżku.
-Jesteś piękną kobietą i cała moja-szeptał jej do ucha leżąc obok na brzuchu, aby móc patrzeć na nią. —I umiesz doprowadzić mnie do szału-mówił całując jej jeszcze płaski brzuszek. — Witaj kruszynko- rzekł wprost do pępka. —To ja twój tata. Chciałbym mieć przynajmniej trójkę dzieci Ula- dodał wpatrując w nią. — Tak jak jest u ciebie.
- Kto by pomyślał panie Casanovo, pan i dzieci- mówiła bawiąc się jego włosami i nie przejęta perspektywą planów Marka. —Bardzo śmiałe plany. Od tej strony nie znałam pana.
- Jeszcze dużo nie wiesz o mnie, skarbie-odparł tajemniczo. — I nie mogę doczekać się wspólnych śniadań z dziećmi. Będziemy jeść bułki z serem i pić kakao.
-Dlaczego akurat kakao i bułki z serem?- pytała i spoglądała na niego zdziwiona.
-Bo przed laty, gdy byłem u was to właśnie to miałaś dla Jasia na śniadanie i tak jakoś zapamiętałem tamten ranek- wyjaśniał odpinając jednocześnie guziki od bluzeczki. —Poczęstowałaś mnie nawet kakao.
- No proszę-śmiała się.  —Nie tylko romantyczny i opiekuńczy to jeszcze pamiętliwy.
-Mam jeszcze inne zalety-szeptał łobuzersko do ucha. —Ale o tym później porozmawiamy. Teraz mamy ciekawsze sprawy do załatwienia.

 Trzy dni później przypadała wigilia i po raz pierwszy Marek nie spędził jej z babcią i resztą rodziny Kubasińskich tylko u Cieplaków.  Ula do domu pojechała jednak już wcześniej, bo dzień po powrocie Marka z Mediolanu i zajęła się pierwszymi przygotowaniami do tych wyjątkowych tego roku świąt.  Marek natomiast dojechał do Rysiowa rano we wigilię. Razem z Jasiem powiesił lampki na przydomowej choince a z Beatką kończył stroić choinkę domową. Sama wigilia nie odbiegała od tej, jaką pamiętał z dzieciństwa i tych z ostatnich piętnastu lat, a spędzonych w Skierniewicach. Po kolacji przyszedł czas na prezenty a później na wyjawienie tego, co najważniejsze. Rodzina wiadomość o ciąży Uli przyjęła całkiem spokojnie i zdziwiona nawet nie była. Zwłaszcza Jasiek, który oznajmił im a nie mówiłem, że z tego nocowania u Marka coś będzie. Betti natomiast zainteresowana była głównie kwestią bycia ciocią i zabawą z dzidziusiem.
Dzień później popołudniu pojechali do Skierniewic i zostali na całe drugie święto. Kubasińskim również trzeba było powiedzieli o ciąży i tak jak można było przypuszczać najbardziej ucieszyła się babcia, choć uważała, że kolejność jest nie taka, jaka powinna być. Oprócz nich w Skierniewicach pojawił się Sebastian a który przyjechał do Wioletty. Wiola, bowiem wraz z nadejściem świąt zakończyła swój prawie czteromiesięczny pobyt w Londynie i mogła teraz z Olszańskim rozwinąć swój związek bardziej oficjalnie a nie tylko przez telefon.
Nowy Rok Ula i Marek przywitali hucznie, bo na jednym z ważniejszych bali sylwestrowych Warszawy. Było to też od zaręczyn pierwsze tak ważne ich wspólne wyjście i zainteresowanie nimi było duże.  Dziennikarze z prasy i telewizji walczyli o jak najlepsze zdjęcia czy krótkie wywiady. Ula, która zdążyła przyzwyczaić się już, że jej wizerunek pojawia się w brukowcu czy na portalu plotkarskim uśmiechała się swobodnie, odpowiadała na pytania omijając jedynie tematów ślubu, bo zgrai paparazzi nie zamierzała widzieć na własnym ślubie.

Dni do ślubu upływały szybko, bo i było trochę spraw do załatwienia. Wybór menu, obrączek, sukni Uli a którą miał zaprojektować i uszyć Pshemko, dopieszczali też dom. Poszli również do lekarza na pierwsze USG ich maleństwa i mogli posłuchać jak bije jego serduszko. Tydzień przed ślubem oboje wyprawili sobie wieczór panieński i kawalerski. Ula w domu w Rysiowie a Marek w klubie we Warszawie. Wyczekiwana sobota w końcu nadeszła.


Dzień ślubu bardzo zimy nie był, ale ze świeżym śniegiem i plany na atrakcje weselne mogły być zrealizowane. Zanim jednak dotarli na weselę to w małym kościółku w Rysiowie przysięgali sobie miłość, wierność i to, że nie rozstaną się aż do śmierci.  Później pojechali na mały rysiowski cmentarz, aby złożyć kwiaty na grobie mamy Uli a następnie na warszawski cmentarz i na grób rodziców Marka. Weselna zabawa udała się znakomicie. Był pierwszy taniec nowożeńców, piętrowy tort, fajerwerki, rzucanie welonem i muszką. Dla chętnych a których nie brakowało była jazda saniami po leśnych drogach. Była też sesja zdjęciowa nowożeńców.



 Oprócz Uli i Marka najszczęśliwszą osobą była babcia Marka a która zastępowała wnukowi tutaj rodziców i dała mu i Uli razem z Józefem swoje błogosławieństwo przedślubne w domu Uli. Szybko też nawiązała dobry kontakt z gośćmi od strony panny młodej.


Przed drugą w nocy wesele dobiegało końca i wszyscy rozjechali się po swoich domach. Ula z Markiem również odjechali do swojego.
-Pani Dobrzańska wróciła do domu -rzekł Marek przenosząc przez próg żonę.
-Bardzo ładnie to powiedziałeś -odparła wzruszona. —Być w ten sposób porównaną do matki to najpiękniejszy komplement.
-Bo to prawda kochanie-mówił kręcąc się z nią po pokoju. — Już pierwszego dnia tu pasowałaś. I możesz do woli poprawiać obrazki przy schodach- dodał kierując się w stronę schodów.
-Oczywiście, że będę poprawiać- stwierdziła bardzo wyraziście.
Dwa dni później wyjechali na dwa tygodnie do Wisły w podróż poślubną. Okres ferii skończył się właśnie to mogli w spokoju odpocząć. Długo spali, chodzili na spacery, korzystali z dobrodziejstw hotelu, zwiedzali i jeździli na krótkie wycieczki. Kolejne dni, tygodnie i miesiące wspólnego życia mijały im równie sielankowo jak miesiąc miodowy. Jedynymi zgrzytami były krótkie ciążowe humory Uli i dziennikarze, którzy czyhali na ich jakieś wpadki. Ula w końcu postanowiła nie zwracać uwagi na to, co piszą w Z buciorami u sław na portalu Papużka. pl czy w innych tego typu szmatławcach.
W połowie czerwca obchodzili rocznicę poznania się. Datę trudno nie było odtworzyć, bo było to dwa dni po pójściu Cieplaka do szpitala. Na tę okazję przygotowali dla siebie uroczystą kolację. Marek miał też dla Uli prezent komplecik z turkusa, a Ula miała dla niego srebrną bransoletę ze serduszkiem i napisem Kocham Cię Ula .


Pod koniec sierpnia na świat przyszedł pierworodny syn Krzysztof Józef i już od urodzenia był wykapanym tatusiem, co sprawiło, że został oczkiem w głowie mamusi. Przyjechała też w odwiedziny babcia Marka i została na trochę, aby pomóc Uli w obowiązkach domowych i opiece nad prawnukiem. W kolejnych latach i dopóki pozwalało jej zdrowi wizyty były częste i mogła cieszyć się widokiem szczęśliwej i kochającej się rodziny.

*****************************************

-Marek daj mi dokończyć- protestowała Ula. —Do końca rozdziału zostało mi parę kartek.
-Kochanie, jeśli facet w moim wieku czuje, że może to trzeba korzystać-mówił gładząc ramię żony. —Jestem przed pięćdziesiątką. No i dzieci są na wakacjach. Trzeba korzystać.
-I będą jeszcze przez ponad tydzień-odparła broniąc się przed pieszczotami męża.
-Ale, co ja na to poradzę, że chcę teraz kochać się ze swoją żoną- mówi żałosnym głosem, aby wziąć ją na litość.
Urszula Dobrzańska młodą kobietą już nie była, bo miała czterdzieści dwa lata, ale ciągle jej widok zapierał dech w piersiach. I to nie tylko w mężu, ale u innych mężczyzn. Mogła też poszczycić się idealną figurą a której pozazdrościły jej młode kobiety. Do tego spełniała się zawodowo i rodzinnie. Prowadziła dom, była dyrektorem finansowym w Dec& Lange i prezesem fundacji Szczęśliwe dzieciństwo. Znajdywała też czas na odwiedziny ojca i Alicji w Rysiowie, Beatki, kontakty z Jasiem i Kingą oraz z Wiolettą i Sebastianem.
 Marek jak na swoje czterdzieści siedem lat wyglądał bardzo przystojnie i niejedna kobieta spoglądała na niego z tęsknotą. Niejedna też próbowała uwieść go. Zwłaszcza w ostatnich latach, gdy był w tym wieku, że często mężczyźni zmieniają żony na nowszy model. On jednak zmieniać nic w swoim życiu nie zamierzał. Miał piękną żonę z ciałem jak marzenie, wspaniałe dzieci i dwie dobrze prosperujące firmy. Strefę Mody M&P prowadził sam a F&D wspólnie z Aleksem. Jego przybrany wujek po kłopotach zdrowotnych, jakie miał przed laty i po kłopotach, jakie stworzyła Paulina oddał kierowanie firmą swojemu synowi a on o pomoc poprosił jego. Sama Paulina natomiast żyła z zysków i kosztem kolejnych facetów.

Ula skończyła w końcu czytać i odłożyła książkę na stolik usta Marka znalazły się przy jej ustach. Delikatnych cmoknięć oszczędzili sobie i całowali się żarliwie oddając wzajemnie pocałunki. Będąc tyle czasu małżeństwem doskonale znali się i wiedzieli, co kto lubi to i Ula szybko znalazła się na nim. Dobrzańska miała na sobie tylko cieniutką koszulę nocną na ramiączkach to większego problemu z nią Marek nie miał i gładząc ramiona zdejmował odsłaniając piersi. Ula natomiast z rozpięciem guzików od piżamy miała trochę więcej roboty, ale i z tym uporała się szybko i mogła pieścić jego tors nie omijając jego najczulszych miejsc. Już po pierwszych pieszczotach był widzialny efekt, bo Marek pojękiwał, a piersi Uli stawały się pełniejsze od jego pieszczot. Koszula Uli szybko znalazła się na podłodze a dłonie jej męża pieścił talię i uda. Uśmiechając się do siebie z zadowoleniem wrócili do pocałunków i pieszczot ustami. Oboje czuli się jak napalona para nastolatków a nie jak małżeństwo ze stażem. Wiedzieli też, że ta noc szybko nie skończy się. Marek na chwilę podniósł się lekko z siedzącą na nim Ulą, aby ściągnąć spodnie od piżamy. Chwilę później oboje byli już nadzy i spragnieni większych pieszczot i doznań. Ula wyłączyła jeszcze lampkę nocną, bo pełnia księżyca i dodatkowe zjawisko w postaci Saturna dawała im dostateczną ilość światła i romantycznej atmosfery. Z prowokującym uśmiechem nachyliła się nad Markiem i wbiła się w jego usta. Tymczasem dłoń Marka doszukała się drogi do najintymniejszych części jej ciała. Już wiele razy czuła to, ale za każdym razem drżała na tą pieszczot. Koleją rzeczy było oddanie pieszczoty i to Ula bez skrępowania wzięła w ręce dowód jego podniecenia. Dłonie jej sprawiały cuda i wkrótce Marek uniósł ją lekko i połączyły w jedność a przez ich ciała przechodziły spazmy rozkoszy. Ula jak piłeczka podskakiwała na nim, a on patrzył jak falują jej włosy, piersi i jak wygina się dając mu większą rozkosz. Od pierwszej nocy w Madrycie i pierwszego kochania się z nią uwielbiał tę pozycję.
-Kochanie to było takie niesamowite-mówiła Ula chwilę później leżąc w ramionach męża.
-Bardzo, bardzo niesamowite-odparł bawiąc się jej długimi włosami. — Prawdziwy seks rozpoczyna się naprawdę dopiero po czterdziestce.
- I musimy wysyłać przynajmniej raz na miesiąc dzieci do rodziny albo znajomych na weekend- dodała bawiąc się jego włosami na torsie. Albo szukać czasu jak są w szkole.
-Koniecznie- wymruczał. — Igrasz kochanie-dodał, gdy poczuł, że ręka Uli znalazła się w okolicach pępka.
-Owszem-mówiła całując w usta. —Muszę korzystać z okazji póki jeszcze możesz.

Ponad dwa miesiące później.
-Tato powiedz mu coś- skarżyła się prawie czternastoletnia Magdalena Helena na starszego brata. —Kanapki mi podbiera.
-To zrób sobie drugie-odparł od niechcenia spoglądając na córkę mieszaninę jego i Uli.
-Nie ma więcej chleba-rzekła nastolatka głosem jakby był to dla niej problem nie do przeskoczenia.
- To zjedz płatki jak Laura – odparł patrząc na młodszą córkę, która grzecznie jadła swoje płatki a była wykapaną mamą. —Albo idź do sklepu. To takie miejsce za rogiem gdzie można kupić i chleb.
-Nie mam ochoty na płatki -mówiła spoglądając na opakowanie z napisem z miodem i pomijając temat sklepu.
-Przecież płatki są doble-zasepleniła sześciolatka.
-Może misiowe pyszność są dobre dla ciebie, ale nie dla mnie – odparła głaszcząc przelotnie siostrę.
-Od białego chleba tyje się- odezwał się winowajca kradzieży. —A od keczupu robią się pryszcze.
-Widzisz tato, jaki on jest-żaliła się Madzia.
I ja chciałem kiedyś, żeby dzieci były duże i jeść z nimi wspólnie śniadania? – myślał spoglądając na starsze pociechy. U Uli inaczej to wyglądało.
-A mama, kiedy wróci- zapytał syn. — I gdzie poszła tak rano.
-Jak wróci to będzie- rzucił obojętnie. — I nie wiem gdzie poszła. To ma być niespodzianka. Podobno.
Ula wróciła do domu półgodziny później a rodzinę zastała w salonie. Marek zamówił dla nich pizze i teraz wszyscy jedli zgodnie
-Mamusia-zawołała ucieszona najmłodsza pociecha.
-Cześć kotuś-odparła tuląc córeczkę.
-A gdzie byłaś mamo -zainteresowała się starsza córka.
-U lekarza. Będziecie mieć rodzeństwo-postanowiła szybko podzielić się z rodziną wiadomościami.
-Jak to rodzeństwo?- jako pierwszy odezwała się syn. —Wy to jeszcze robicie.
-A, co myślałeś, że mama i tata to paciorek i spać idą-zakpiła siostra.  —Moje kumpele zazdroszczą mi takich rodziców. Ale dziecko w tym wieku to ryzyko mamo-dodała mimo to.
-Hula- zasepleniła i zapiszczała Laura a która musiała wszystko przeanalizować.
-Kochanie a to pewne –wtrącił  się w rozmowę Marek podzielający radość młodszej córki.
-Tak i to będą bliźnięta-dodała niepewnie.
-Bliźnięta?!- odpowiedział chór trzech głosów. Brakowało w nim tylko dziecięcego głosiku.

-Kochanie, jeśli będzie przynajmniej jedna dziewczynka to damy jej na imię Basia-mówił Marek, gdy zostali sami. —Babcia byłaby szczęśliwa wiedząc, że będziemy mieć kolejne dzieci.
-To zrozumiałe- przytaknęła.  —A babcia może patrzy na nas z góry i wie, co się dzieje. Poza tym dzieci poczęliśmy dwa dni przed jej śmiercią i może coś to znaczy.
-Może, ale byłaby bardziej szczęśliwa.
-Kochanie, ale babcia umierała szczęśliwa doczekawszy sześcioro prawnucząt-wtrąciła a mając na myśli trójkę swoich dzieci, jak i dwójkę Wioli i Seby i córkę Szymka i Natalii.
-To prawda-odparł całując ją w policzek. —Ja sam chciałbym doczekać z tobą tak wspaniałej starości. Cieszyć się zdrowiem, rodziną, wnukami i prawnukami.
-A ja panie Dobrzański zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby spełnić te marzenia. I bardzo, bardzo pana kocham.
-A ja panią, pani Dobrzańska- odparł. —I całą naszą rodzinę.
Jakieś sześć miesięcy później na świat przyszła dwójka dzieci. Dziewczynka Basia i chłopiec Mikołaj, a kolejne lata mijały im w szczęściu, radości i miłości. I było tak do samej późnej starości.

KONIEC