niedziela, 20 maja 2018

Panicz Marek cz. 7


Warszawska oranżeria pełna była zwiedzających, ale im to nie przeszkadzało i spędzili tam dobrą godzinę. Najpierw tak jak chciała Ula zwiedzili palmiarnię, później kolejno oranżerię pod dachem, a na koniec przechadzali się po ogrodach. Przez cały ten czas nie nudzili się ani przez chwile, bo tematy na rozmowę same się znajdywały. Marek musiał też przyznać, że Janka miała ogromną erudycję w wielu dziedzinach życia. Znała się na polityce, kulturze i ekonomii. W zanadrzu miała również masę ciekawostek.


-Ta odmiana róży to róża damasceńska i pojawiła się w Europie dzięki zakonnikom- rzekła mu, zanim zdążył spojrzeć na karteczkę. —Najbardziej jednak rozsławiła ją cesarzowa Józefina, która była miłośniczką róż i ogrodów.  Razem z botanikami i ogrodnikami do swojej posiadłości Malmaison sprowadzała kwiaty, drzewa i krzewy, aby móc spełniać swoją życiową pasję i stworzyć niepowtarzalny ogród. Miała tam ponad dwieście pięćdziesiąt gatunków róż Marek. Niestety, ale po jej śmierci i przez wojnę francusko- pruską ogród zniszczał. Na szczęście zostały ryciny, odbudowano ogród i do dzisiaj można oglądać wierną kopię.  Sama byłam w ogrodzie i muszę przyznać, że robi wrażenie.
-Janko wielki szacunek za wiedzę- rzekł z podziwem, gdy skończyła swój wywód.
-Po prostu mam dobrą pamięć i mówię, to co usłyszałam od przewodnika i wyczytałam w książkach- odparła skromnie.
-Mimo to gratuluję wiedzy- mówił, będąc ciągle pod wrażeniem jej wiedzy. —Musiałabyś z mamą porozmawiać, bo ogród a w szczególności kwiaty to jej pasja. Ciągle szuka nowych odmian kwiatów, coś zmienia w ogrodzie i nie lubi, gdy coś albo ktoś psuje jej efekt wyglądu. Krety, mszyce, mrówki, ślimaki to jej udręka.
-Nikt nie lubi- mówiła rzeczowo. 
-Na pewno Janko.  Ja na uprawie ogrodu kompletnie się nie znam i tylko niektóre kwiaty i drzewa odróżniam. Zdecydowanie od flory wolę faunę. Od dziecka tak mam. Gdy byłem mały, to znosiłem do domu bezdomne kotki i pieski, choć mama była zła, bo ciągle miała pokopane dołki w ogrodzie. W ogóle lubiłem zwierzęta i wszelkie stworzenia pełzające, chodzące i latające- zaczął opowiadać z uśmiechem na ustach. —Nosiłem robaki i żaby w rękach, aby dziewczyny postraszyć, wchodziłem na drzewa i podglądałem, jak wylęgają się ptaszki. Kiedyś nawet wyciągnąłem szczeniaka i sam chciałem wychować go od całkiem małego.  
-To miałeś fajnie- odparła, uśmiechając się na jego opowieść. —My mieliśmy kiedyś pieska Pchełkę, ale po urodzeniu siostry trzeba było go oddać, bo za bardzo nie akceptował niemowlaka.
-Mój miał na imię Saba. A tak naprawdę to zawsze chciałem mieć małpkę, ale mama mówiła, że to niedorzeczne, bo małpki to niedomowe zwierzątka, nie miałbym czym je karmić i nikt małpek w domu nie trzyma.  
-Oliver Hardy* ma małpkę – wtrąciła. —To taki amerykański komik.
-Wiem kto to, ale nie wiedziałem, że ma małpkę- odparł autentycznie zdziwiony. —Ciągle mnie czymś zaskakujesz Janko.
Chwilę później zadziwiła go ponownie, kiedy to płynną włoszczyzną odpowiedziała zagubionym turystom na pytanie, w który tramwaj mają wsiąść, aby dojechać do Zamku Królewskiego.
-Nauczyłam się włoskiego przy Wioli- wytłumaczyła, gdy para odeszła. —Jej nauczycielce było obojętne czy uczy jedną osobę, czy dwie, a Wioli było raźniej.
W tłumaczenie uwierzył, bo on sam w zamierzchłych czasach pobierał nauki z dziećmi z okolicy, a nauczyciel pieniędzy od dziecka nie brał tylko od godziny. Było mu też trochę głupio, bo włoskiego nie znał, a od dwudziestu lat miał styczność z Febo.
-I jak widać, niedaremno uczyłaś się języka Janko- odparł, będąc ciągle pod wrażeniem jej umiejętności.  —A nie myślałaś uczyć się dalej? - zapytał nieoczekiwanie. — Ze swoją wiedzą mogłabyś daleko zajść.
-Tak jakoś się składa, że nie planuję kontynuować nauki.
-To znaczy, że zamierzasz wyjść za mąż? – ni spytał, ni stwierdził.
-Nie twoja sprawa Marek- odburknęła.
-Owszem, ale każda młoda kobieta dąży do tego. Prędzej czy później ten instynkt się odzywa.
- Ja nie należę do tych kobiet, dla których największymi aspiracjami jest znaleźć męża i to najlepiej jak najbogatszego, aby później móc leżeć, pachnieć i przywoływać dzwoneczkiem służbę- mówiła bardzo pewnie, choć z nim, pomijając leżenie, wiązała dokładnie takie plany. —Ty swoje lata również masz i chyba czas pomyśleć o przyszłości- dodała też z małą złośliwością.
-Fakt będę musiał pomyśleć o tym- odparł bez urazy na jej docinek. —Rodzice ciągle o tym trują.
Dlaczego mówi mi o tym teraz? – zastanawiała się tymczasem Ula. Czyżby mój plan wypalił i zainteresował się mną, bo myśli, że jestem z niższego stanu? I dlaczego gustuje w takich kobietach?  Równie dobrze mógłby przecież gustować w inteligentnych dziewczynach. Mam też inne walory. Jestem ładna, lubiana, miła i . I skromność do nich nie należy- upomniała się w myślach.
- To, co Janko idziemy do tej twojej restauracyjki? -zapytał, wybijając ją z myśli. —Od drugiego śniadania nic nie jadłem, a dochodzi siedemnasta.
-Idziemy- odparła.
Kolacja w restauracyjce Sto Smaków była równie udana. Marek postanowił zamówić sobie górę pierogów okraszonych słoninką z cebulką a Ula znacznie zdrowszego omleta.
- Miałaś rację Janko- mówił z pełnymi ustami. —Pierogi są pyszne. Najwspanialsze, jakie kiedykolwiek jadłem.
-Pyszne i niezdrowe z tą okrasą- odparła klarownie.
-Na tym się również znasz? – pytał pomiędzy jednym a drugim kęsem. 
-Nie trzeba dużej wiedzy, żeby wiedzieć, że opychanie się mąką i tłuszczem zdrowe nie jest. Piszą o tym w poradnikach o zdrowym odżywianiu, to wiem.
-Tylko że wszystko, co niezdrowe, przyjemne i zakazane jest zazwyczaj i dobre- stwierdził, akcentując słowa przyjemne i zakazane.
-I prowadzi do chorób- wtrąciła. —A ty jesteś za młody na chorowanie. Spytaj Sebastiana, to ci opowie szczegółowo o niezdrowym odżywianiu się i braku warzyw i owoców w diecie. Złe nawyki odżywiania to u mężczyzn norma. Zwłaszcza gdy później siedzą w domu w salonie na kanapie z gazetą, a jedynym sportem i spaleniem kalorii w mieście jest pójście na karty do kolegi albo wiadomo co.
- Co? -zapyta, bo spodobała mu się ta wymiana zdań.
- To przyjemne dla mężczyzn- odparła krótko i na temat.
Swoją odpowiedzią po raz kolejny zaskoczyła go i po raz kolejny pomyślał, że nigdy do tej pory tak bezpośredniej i inteligentnej kobiety nie spotkał i że ani przez chwilę w jej towarzystwie nie był znudzony. Siedział naprzeciwko niej słuchał co mówi i patrzył w jej piękne oczy, uśmiech, usta i napawał się jej urodą. Dostrzegł również parę piegów na nosie, co później ciągle przyciągało jego uwagę. 


- Co powiesz na kawę Janko i coś słodkiego? – zapytał zachęcająco w odpowiedzi, bo żadna riposta na jej odpowiedź do głowy mu nie przychodziła. —Napijemy się, a później odprowadzę cię do domu.
- Kawa chętnie, ale do domu to już sama trafię- oznajmiła mu dość wyraźnie i pozbywając go złudzeń, że zmieni zdanie.  —Mam stąd tramwaj.
-To odprowadzę cię na przystanek Janko- zadeklarował uprzejmie.  —Tak wypada grzeczność wobec kobiety.
-Tam możesz- odparła.


Czas przy kawie szybko minął i razem poszli na przystanek tramwajowy. Tam dużo czasu dla siebie nie mieli, bo jak tylko doszli, to tramwaj jadący na ulicę Miedzianą podjechał i Ula wskoczyła do niego. Zdążyli tylko umówić się na niedzielne popołudnie i powiedzieć sobie cześć.  Po rozstaniu z Ulą Marek wiedziony chęcią zobaczenia, gdzie mieszka postanowił, że zaryzykuje i dojedzie motorem na skróty na miejsce, na którym wysiada najwięcej pasażerów z tegoż tramwaju.  Szczęście dopisało mu, bo w grupie osób dojrzał Ulę i poszedł za nią drugą stroną ulicy. Wkrótce weszła w jedną z bram na ulicy Miedzianej, a on z zadowoleniem założył, że dowiedział się, gdzie mieszka. Ula tymczasem skróciła sobie drogę i przechodząc przez dwa podwórza i jedną ulicę wyszła na ulicę Złotą.  Za nią wyszedł również pan Barański.

Następnego dnia rano detektyw zadzwonił do Krzysztofa i umówił się na popołudnie na mieście.


-Muszę przyznać, że syn faktycznie prowadzi dość intensywne życie i trudno nadążyć za nim- zaczął detektyw. —Zwłaszcza że jeździ motorem i raz jest w centrum za chwilę już na obrzeżach i tak do wieczora.
-To prawda- przytaknął jakby z bólem. —Do domu wpada głównie, aby przespać się i czasami bywa na kolacji. Mówił pan przez telefon, że jednak coś wie-dodał.
-Trochę wiem. O spotkaniu z Sebastianem Olszańskim nie będę mówić, bo nic do sprawy nie wnosi. Przedwczoraj odwiedził również Sonię dziewczyny lekkich obyczajów. Chociaż o tym pewnie słuchać pan nie chce. 
-Miłe nie jest- wymruczał. 
-Po wyjściu od niej zaś pojechał do centrum oglądać jedno mieszkanie w kamienicy- kontynuował detektyw. Później od właścicieli dowiedziałem się, że poszukuje mieszkania, ale większego niż tamto proponowane i na kupno, a nie na wynajem.  
-Myśli pan, że jedno z drugim ma związek i jednak chce kupić mieszkanie kobiecie? - wtrącił z niesmakiem.
-Tego nie powiedziałem. Oglądał mieszkanie z czterema pokojami i było mu za małe, a na takie sprawy powinno starczyć- próbował pocieszać. —Jest jeszcze jedna dziwna sprawa. Wczorajsze popołudnie spędził z dziewczyną i wyglądało na to że był zainteresowany nią. Tylko że pana syn mówił do niej Janko, a ja ustaliłem, że to Urszula Cieplak córka właścicieli pana cukierni Szarlotka.  
- Jest pan pewien, że to ona? -  zapytał zdziwiony.
-Tak. Śledziłem ją po rozstaniu się z pana synem i zaprowadziła mnie do tej cukierni. Jej samej nigdy nie spotkałem, ale czasami chodzę do Szarlotki, to wiem, jak wyglądają Cieplakowie i ona mówiła do nich tato, mamo a oni do niej Ula, Ulcia, córcia.  Mogę opisać ją panu. Bardzo atrakcyjna brunetka, szczupła, długie włosy, błękitne oczy, ładny uśmiech i z tego, co podsłuchałem z ich rozmów to inteligentna.
-Wygląda na to, że to ona- odparł. —Tylko po co ta cała komedia- zastanawiał się też dogłębnie. —Może podejdzie pan ze mną do firmy i rzuci jeszcze na nią okiem? Ulę znam od dziecka i teraz pracujemy razem biurko w biurko.

W drodze do domu postanowił, że opowie żonie o tym, czego się dowiedział i co ustalił z Barańskim. Helenę zastał samą siedzącą na ławce w ogrodzie, to się dosiadł.


-Kochanie Marek spotyka się z Ulą- rzekł na dobry początek.
-To wspaniale- odparła ucieszona wiadomościami męża.
-Tylko to jest bardziej zawiłe niż się wydaje i dziwne- wtrącił, hamując jej zapały radości. —Dokładnie nie wiem, o co tam chodzi, ale Marek myśli, że Ula to jakaś Janka. Tak ustalił ten detektyw. Marek przez całe wczorajsze spotkanie mówił do niej Janko. Dzisiaj zaś pokazałem mu Ulę i bez wątpliwości rozpoznał w niej kobietę, z którą wczoraj się spotkał.
-Faktycznie frapujące? – stwierdziła zaintrygowana opowieścią męża. —Ula bawi się tylko czy w ten sposób chce uwagę zwrócić na siebie- zastanawiała się też głośno.
-Tego nie wiem, a Uli nie wypada pytać. Wczoraj jednak, jak przypominam sobie, była taka radosna przez cały dzień. Jakby czekała na coś ważnego. Marek zaś podobno był urzeczony przez całe spotkanie.
-To dobrze Krzysiu- mówiła z entuzjazmem na ostatnie zdanie męża. —Musimy teraz zainteresowanie Marka, Ulą dobrze rozegrać- dodała z zamyśleniem. —I na razie nie będziemy z błędu go wyprowadzać.
-Masz już jakiś plan Helenko? - podpytywał delikatnie. 
-Tak z rękawa go nie wytrzasnę- odparła z lekkim naciskiem na jego pytanie.  —Na dobry początek  możemy zacząć mówić mu o związku z Pauliną albo z jakąś inną panną, a jak będzie się wymijał, to powiemy, żeby przyprowadził inną dziewczynę.
-I myślisz, że sam sprowadzi nam Ulę- zawyrokował Krzysztof.
- Dokładnie tak Krzysiu- rzekła z wiarą we własne słowa. —Czuję, że już wkrótce nasze problemy z Markiem się skończą, a Ula to bardzo dobra kandydatka na żonę. Mądra, rodzinna, miła i bardzo ładna, a to Marek w pierwszej kolejności bierze pod uwagę. Mogliśmy prędzej o niej pomyśleć, a nie marnować czas na Paulinę.

Marek tymczasem wraz z właścicielem kamienicy panem Jakubikiem oglądał kolejne mieszkanie. Mężczyzna dobrego wrażenia na nim nie zrobił, bo wyglądał na pijaka ciemiężcę i lubieżnika. Mocno nie pomylił się, bo lokatorzy, którzy wynajmowali u niego mieszkania, szybko rezygnowali ze względu ciągłe awantury z nim, za zrywanie umów z błahego powodu, podwyższanie czynszu i za złe traktowanie lokatorek.  Natomiast to, co proponował mu było dokładnie, to czego szukał. Dwa duże pokoje połączone ze sobą rozsuwanymi drzwiami, obszerny hol, cztery dodatkowe pokoje, toaleta, kuchnia ze skrytką i co najważniejsze był to parter. Było też wyjście do małego ogródka.



-Wszystko idealne i możemy jutro pójść do notariusza spisać umowę o sprzedaż mieszkania- rzekł zdecydowanie i z zadowoleniem.
-I ja się cieszę- odparł mu mężczyzna z równym zadowoleniem. —Trudno było znaleźć chętnych do najmu.  Ciągle stało puste i przynosiło straty.
-Ja liczę na szybkie zyski panie Jakubik- stwierdził z uśmiechem.
-Przepraszam, ale co tu będzie, jeśli można wiedzieć? -zapytał.  
-Usługi dla ludności- orzekł tajemniczo Marek. —Niebiańska rozkosz- dodał z wyraźnym tonem rozpusty.
-Lepszego kupca nie mogłem trafić- odparł z rechotem Jakubik.
Po rozstaniu z Jakubikiem wyszedł na ulicę, odnalazł automat i zadzwonił w dwa miejsca. W pierwszym nikt nie odbierał, ale w drugim miał więcej szczęścia.
-Lolek znalazłem świetny lokal i jutro podpisuję umowę- rzekł pełen entuzjazmu. —Najpóźniej za dwa tygodnie będziemy mogli rozpocząć nasz plan.

* Raczej nie miał, ale kogoś musiałam dać.

5 komentarzy:

  1. No ta końcówka mnie zaniepokoiła. Co też ten Marek ma zamiar za działalność prowadzić. Dom uciech dla panów - to tak ładnie powiedziane.
    Plan Heleny zaś istnie szatański ale może się udać.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plany mają to do siebie, że nie zawsze udają się zrealizować. Czy w tym przypadku tak jest wkrótce okaże się.Co do końcówki to byłoby logiczne że Marek inwestuje w to co lubi, prawda.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  2. Na początek świetne zdjęcia. Dobrane idealnie, no i ten detektyw Barański. Zanim o nim przeczytałam, zobaczyłam zdjęcie i pomyślałam "na kłopoty Bednarski" hahaha. Dobrzańscy faktycznie zaczynają martwić się o syna. Kupno mieszkania i to tak dużego wydaje się niepokojące zwłaszcza, że sam Marek pod koniec rozdziału mówi, że przeznaczone jest do niezbyt chwalebnej działalności. Czyżby chciał zarabiać na nierządzie? Taki ktoś nazywa się Alfons i raczej jest negatywnie postrzegany. Oby nie o to chodziło. Mieszkanie jest za duże, żeby spotykać się w nim wyłącznie z Sonią.
    Za to Ula intryguje go coraz bardziej. Jej wiedza, znajomość obcego języka imponują Markowi. Jest przekonany, że pochodzi z niższych warstw społecznych a jednak jej uroda i mądrość pociąga go. Ciekawa jestem czy rzeczywiście sprowadzi Ulę do domu a jeśli tak, to jak zareagują na nią Dobrzańscy. To znaczy zareagują na pewno dobrze, bo to byłoby po ich myśli. Raczej chodzi mi o to, czy ujawnią Markowi, że to nie żadna Janka, ale Ula Cieplak. Jak on się o tym dowie, to może źle zareagować i obrazić się na dziewczynę, że wywiodła go w pole.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbyt późni pomyślałam o Bednarskim i dałam już mu nazwisko, a mogło być i nazwisko i twarz.
      Nie wiem dlaczego ale nikt nie wierzy w Marka a że pracuje w ....( bylo o tym)to może ????. Wszystko w kolejnej części.
      Z Janką - Ulą będzie jeszcze troszkę komplikacji a Marek z każdym dniem będzie pod większym wrażeniem. Do czego to doprowadzi już wkrótce.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawie napisane. Liczę na więcej.

    OdpowiedzUsuń