wtorek, 31 lipca 2018

Panicz Marek cz. 14


Urodziny Sebastiana przechodziły pomału w niepamięć, ale znajomość Uli i Marka z rodzeństwem Malickich trwała. Ula głównie na słowa Wioletty, aby wzbudzić w Marku zazdrość, umówiła się na kolejne spotkanie z Emilianem, a Marek z Kamilą, bo chciał zapełnić pustkę po Uli. Wyjście do kina i na spacer nie było jednak dla Uli czymś, co chciałaby rozpamiętywać. Mężczyzna jak dla niej był przesadnie miły i za słodki. Znacznie większe wrażenie Malicki zrobił na matce Uli. Emilian bowiem któregoś popołudnia pojawił się w cukierni i oczarował Cieplakową kindersztubą, elegancją, elokwencją i urodą.
Marek z Kamilą natomiast wychodził bawić na miasto i tam, gdzie mogła spotkać osoby w swoim wieku. Również ulubiony klub Marka i Sebastiana był w zasięgu jej zainteresowań i Dobrzański zabrał ją tam dwa razy w ciągu tygodnia. W takim towarzystwie odnalazła się szybko, a chętnych do zatańczenia z nią nie brakowało. W sobotni wieczór również pojawili się w Klubie 26 i szybko znalazła chętnego do zatańczenia. Zazdrosny o towarzystwo innych Marek nie był, bo była dla niego tylko koleżanką i nic poza sympatii koleżeńskiej nie czuł. W czasie, gdy Malicka tańczyła, dosiadła się do niego ciotka Uli, Anna (część 6). Z widzenia ją znał, ale nigdy nie miał okazji poznać.


-Wolne? – zapytała. —Czekam na znajomych, a wszędzie są pozajmowane miejsca.
-Tak proszę- odparł. —Może coś pani postawić?
-Skoro pan jest tak miły, to poproszę o Gin z tonikiem.
-Służę uprzejmie- rzekł, podkreślając uśmiech.
-Twoja dziewczyna nie będzie zła za moje towarzystwo? – zagadnęła.
-Skąd wie pani, że jestem tu z kimś? – zapytał zaintrygowany.
-Dwa dni temu bawiłeś się z taką rudowłosą kobietą, która tam tańczy. Miała również oryginalną torebkę, a ta sama torebka leży na stołku z drugiej strony.
-Nie będzie zazdrosna, bo nie jest moją dziewczyną. To tylko koleżanka do pójścia do klubu. Mój kumpel ostatnio spędza więcej czasu ze swoją dziewczyną, jest więc w zamian.
-Wiem chyba, o kim mówisz. Taki blondyn. Sebastian ma na imię, a ty jesteś Marek. Jesteście tu stałymi bywalcami, to pamiętam. Kolega spoważniał, a ty dalej bawisz się beztrosko- dodała, bo w uczuciach Wioletty i Sebastiana również była na bieżąco.  —Od lat widzę, jak przychodzisz tutaj.
-Pani jest tajniakiem, że wszystko i wszystkich obserwuje? -zapytał złośliwie.
-Zastanawiam się tylko, dlaczego najbardziej pożądany kawaler Warszawy jest ciągle sam- wtrąciła. —Niejedna panna byłaby chętna na związek z tobą.
-Zainteresowana jest pani, skoro pani pyta?
-Nie skąd. Dziwne to trochę. Chyba że uczucie miłości jest ci obce.
-Nie jest. Jest nawet taka jedna dziewczyna, ale boję się, że mogę tylko ją skrzywdzić związkiem ze mną- zaczął się zwierzać. —Wiem, jak żyję i jakie ma podejście do pewnych spraw Ula. Ja lubię zabawę a ona spokojne życie. Ja grzeszę rozpustą, a ona jest ciągle jak pensjonariuszka. Ja impulsywny, a ona romantyczka. Mamy inne charaktery jak widać. Tylko płakałaby przeze mnie.
-Tego nie możesz być pewny Marek- stwierdziła klarownie. —Coś, co wydaje się oczywiste nie zawsze, takie jest.  
-Mówi pani jak Sebastian. Tylko że on jest za Ulą, bo jego dziewczyna to najlepsza koleżanka Uli.
-Ale ja jestem obca i obiektywna- argumentowała.
-Ale kobietą, a kobieta stanie po stronie kobiety- rzucił kontrargument.
-Kobietą z doświadczeniem życiowym- sprecyzowała ripostą. —Pogubiłeś się i tyle. Nie znam Uli, ale może jest właściwą kobietą, która twoje życie wprowadzi na właściwe tory. Według mnie warto spróbować. Miłość wiele może zdziałać.
-Myśli pani- zaczął, poważnie zastanawiać się nad słowami kobiety. Zastanawiał się również nad wiernością, bo za Sonią i Rozalią nie tęsknił za bardzo.
-Dokładnie tak myślę- odparła zdecydowanie.


Dwa dni później Marek pojawił się na ulicy Złotej. Szedł właśnie do ojca i do cukierni Szarlotka, gdy dojrzał Ulę i Emiliana idących w przeciwnym kierunku po drugiej stronie ulicy. Oni zajęci rozmową, nie zauważyli go, ale on zdążył dostrzec zadowolenie Uli. Chwilę później pojawił się w cukierni, a Cieplakowa po małej zachęcie Marka i swoich chęci nie omieszkała opowiedzieć mu o Malickim.
-To bardzo miły i młody człowiek- mówiła z zachwytem. —Ma dwadzieścia pięć lat i wiekowo pasuje do Uli- dodała tak sugestywnie, że przy swoich trzydziestu trzech poczuł się staro i zdecydowanie za staro dla Uli.
-Chyba tak- zgodził się tylko z uprzejmości. —Poznałem go w czasie urodzin u Sebastiana. To jego krewni.
-Mają jakąś fabrykę z ubraniami- kontynuowała swoje peany. —Był tak elegancko ubrany i wyczesany.
-A mi wydaje się, że to zwykły goguś panie Marku- odezwał się Józef. —Jest tu przejazdem i tylko niepotrzebnie zawraca Uli głowę. Nie wiadomo, jak jest w tym Wilnie. Może ma tam narzeczoną. Lepiej byłoby, gdyby Ula miała stąd kawalera. Można dowiedzieć się, czy rodzinna porządna. 
-To zawsze swój panie Józefie- przytaknął.
-Powiedzieć Uli, że pan był? – zapytał Józef z życzliwością.
-Niekoniecznie. Będziemy widzieć się na dożynkach. Państwo również przyjdą?
-Tak- odparł mu Cieplak, odprowadzając do drzwi. Tam zaś minął się z Bartkiem Dąbrowskim. —Nie podobają mi się jego częste wizyty tutaj- dodał z niechęcią. —Nazwisko sławne a on szelma. Nie macie innych dostawców?
-Pewnie są, ale nie mi decydować kto, gdzie jedzie. A tak na marginesie to również nie przepadam za nim.  
W tym przypadku Cieplak również się nie mylił, bo do grona adoratorów Uli chciał, dołączył również Bartek, który w ostatnich dwóch tygodniach prawie codziennie pojawiał się w cukierni z dostawą albo u Dobrzańskiego w biurze z fakturami. Ula zaś z każdym takim spotkaniem czuła, że liczy na coś więcej niż zwykłą znajomość. 
 Z cukierni wyszedł wyraźnie niezadowolony, choć ciągle wahał się co ma zrobić z tym co powiedziała mu ta kobieta w klubie.
Jestem jak ten pies ogrodnika- myślał chmurnie. Sam nie chcę rozwinąć znajomości, a i innym żałuję, że chcą. 
Byłoby mu pewnie lżej na duszy, gdyby wiedział, że Ula śmiała się z żart, odprowadzała go kawałek, bo sama szła odebrać Betti od koleżanki i że nie żywi do Emiliana żadnych wielkich uczuć.

Powiatowe dożynki w Rysiowie zgromadziły nie tylko mieszkańców wsi Rysiów i okolicznych wiosek, ale i sporo miastowych. Głównie to właśnie dla nich atrakcje dożynkowe były niezapomniane i oglądali z zaciekawieniem dożynkowy pochód, podziwiali wieńce uplecione ze zbóż, ziół i kwiatów i uczestniczyli w uroczystej Mszy Świętej. 



Tego roku z racji, że gospodarzami byli sami Dobrzańscy to i impreza urządzona była z większym rozmachem.  Odbywała się na polach przy ich dworku, był fotograf, dziennikarze z gazet, włodarze Warszawy i inni prominenci. Z miasta zjechała również spora grupa ich znajomych. Wśród nich byli Kubasińscy, Sebastian, Kamila i Emilian oraz cała rodzina Cieplaków.

 Ulę Marek dojrzał, gdy stała wraz z Wiolettą przy jednym ze stołów i układał kwiaty w wazonach. Prędzej widział ją już z Emilianem, to wolał nie podchodzić i ukradkiem spoglądał na nich. Później, chociaż z Malickim, Wiolettą, Kamilą i Sebastianem miał okazję przywitać się, to Ula zawsze gdzieś przepadała. Teraz zaś była do tego okazja.
-Witaj Ula- rzekł z rezerwą. —Dobrze się bawisz?
-Nawet bardzo- odparła również bez emocji.
-To dobrze. A jak się ma twoja znajomość z Emilianem? Widziałem was ostatnio razem przy waszej cukierni.
-Dziękuję dobrze. A twoja z Kamilą?
-Też nie narzekam.
-Jak tak dalej będziecie gadać, to daleko nie zajdziecie- wtrąciła Wioletta, która była w towarzystwie Uli, gdy podszedł Marek. —Ktoś kogoś sprzątnie sprzed nosa i będzie pozamiatane.
-To wstęp do rozmowy Wiola- rzekł Marek.
-Zwykła uprzejmość- dodała Ula.
-To wy sobie tutaj rozmawiajcie, a ja pójdę Cebulka poszukać- odparła, odchodząc.
-Dzisiaj mijają dokładnie cztery miesiące, jak się poznaliśmy Ulijanko- zagadnął.
-Nieprawda. Poznaliśmy się ponad dziesięć lat temu. Wtedy poznałeś Jankę.
-Ta znajomość nam lepiej wychodziła- stwierdził cicho.
-Zawsze możemy rozpocząć znajomość od nowa- odparła wesoło. —Jestem Urszula Cieplak i obiecałam pańskiej mamie pomóc w przyozdobieniu stołów i całej reszcie.
-Ta Ula Cieplak? -zapytał z mocnym zdziwieniem. —Pamiętam panią z czasów pensjonariuszki. Była pani nieopierzonym kurczaczkiem. 
-Fakt. Trochę się zmieniłam.
-Trochę to mało powiedziane. Zmieniła się pani nie do poznania.
-Oby na lepsze- wtrąciła.
-Oczywiście, że tak- rzekł zdecydowanie. Mogę liczyć, chociaż na jeden taniec wieczorem panno Urszulo? -zapytał, podkręcając uśmiech.
-Chyba mam wolnych kilka tańców w karneciku – odparła po chwili zastanowienia.
-Byłbym więc zaszczycony kilkoma- rzucił  kurtuazyjnie.
-To jesteśmy umówieni na wieczór- odparła z uśmiechem. —Teraz jednak muszę iść do spiżarki i przynieść owoce- dodała usprawiedliwiająco. — Obiecałam pańskiej mamie, że przyniosę i poukładam na paterach.
-Te obowiązki- stwierdził z głębokim westchnieniem. —Zawsze pojawiają się, kiedy chciałoby się od nich uciec. Ja z rodzicami muszę zając się powitaniem prominentów.
Znowu jest jak dawniej- myślała Ula, idąc w stronę domowej spiżarki. Umiemy pożartować i spokojnie porozmawiać. Będzie dobrze Ula. Nic straconego.
Jest taka piękna- myślał tymczasem Marek. I uwielbiam te przekomarzania w jej wydaniu. Przy niej nie można się nudzić. I kto wie? Może naprawdę czeka nas nowy rozdział życia.

W spiżarce Ula zastała również Bartka Dąbrowskiego. Mężczyzna przyszedł tam po schowane napoje.


-Śledzisz mnie? – zapytała z wyrzutem.  —Półgodziny temu natknęliśmy się w domowej piwniczce. Jeszcze prędzej w sadzie.
-Nie moja wina Uleńko, że pan Dobrzański zrobił mnie balowym i że trunki mają pochowane w dwóch miejscach. Muszę poroznosić butelki, zanim wszyscy zejdą się po mszy.
-Nie jestem żadną Uleńką- wtrąciła. —W ogóle, od kiedy jesteśmy na ty. Ja sobie tego nie przypominam.
-Dla Mareczka i tego gogusia Malickiego jesteś milsza- rzekł jakby z groźbą. —A nie są w niczym lepsi ode mnie. Chyba tylko w tym, że mają pełne kieszenie pieniędzy.
-Jesteś sprośny i bez kultury- rzuciła z odrazą.
-Takich jak ja kobiety lubią najbardziej- mówił coraz bardziej niebezpiecznie. —A nie takich dandysów jak Marek i ten drugi.
-Ty nie masz na co liczyć u mnie- odparła spokojnie. —Do pięt im nie dorastasz w kulturze osobistej. Można być biednym, ale kulturalnym. W tym tkwi różnica pomiędzy Markiem, Emilianem a tobą, a nie w zamożności. Teraz wybacz, ale oboje jesteśmy zajęci i lepiej będzie, jak zajmiesz się swoją pracą. Chyba że mam powiedzieć panu Dobrzańskiemu jak spędzasz czas.
Mężczyznę zostawiła bez odpowiedzi, ale gdzieś podświadomie bała się, że jeszcze nie koniec ich spotkań na dzisiaj.

Po części oficjalnej dożynek przyszedł czas na mniej oficjalną. Były pieczone ziemniaki i kiełbaski, racuszki, podpiwek, inne trunki, ciepły chleb, owoce, muzyka, dla miastowych przejazd na sianie a wieczorem potańcówka.  


Zabawa trwała już w najlepsze, gdy obok stodoły zataczającego się i dziwnie zachowującego się Jasia zauważył Jakub szofer Dobrzańskich.  Nie umiał nigdzie znaleźć Uli, to powiadomił Marka. Ten zaś przyszedł razem z Sebastianem. Jasiek siedział na kamieniu, mówił coś do siebie, a w ręku trzymał butelkę po popiwku.
-Pierwszy kac, co Jasiu- rzekł Marek. —Dobrze, że ojciec cię nie widzi.
-Po popiwku by go tak nie ścięło- odparł Jakub.
-Dokładnie. Zachowuje się jakby, wypił popiwek z morfiną albo kokainą i się odurzył- dodał Sebastian, gdy próbował cucić Jaśka, aby nie zasnął i zbadał pobieżnie puls i źrenice. —Na te środki są różne reakcje.
-Seba to jest Rysiów, a nie Warszawa. Nie mamy takich używek.
-Może ktoś przyniósł. Ktoś ci dał popiwek? - pytał młodego Cieplaka.
-Wypiłem po Uli- wybełkotał. —Była tu z tym Bartkiem albo może z  Emilianem i zostawiła większe pół butelki, to nie mogłem zostawić.
-Emilian wygląda mi na takiego, co szprycuje się świństwami- orzekł Sebastian. —A po tym Ulka może być potulna jak baranek i chętna na wszystko. Ja się zajmę nim, zaprowadzę do domu i powiem służbie co mają robić, a ty Marek z Jakubem idź poszukać Ulki- zadecydował Olszański.
Markowi dwa razy nie trzeba było mówić.  Po drodze napotkał Emiliana, naskoczył na niego, ale ten zapewniał go, że ostatnie półgodziny spędził na strzelnicy, nie widział Uli i nigdy by jej nie spoił. Inni uczestnicy dożynek również niewiele widzieli.
-Widziałaś ostatnio Ulę- zapytał w końcu i Wiolettę. —W ostatnie półgodziny tak w ścisłości.
-Była  z tym całym Bartkiem i jakąś kobietą przy stodole- odparła. —A stało się coś? Jasiu, podobno zalał się na amen.
-To niedobrze- rzekł Marek ni to do siebie, ni do Jakuba i Emiliana. —Bartka też nigdzie nie widać.
Długo nie zastanawiając się, Marek razem z Jakubem, osiodłali konie i ruszyli w dwie przeciwne strony. Ten drugi miał więcej szczęścia a dokładnie pies Marka Brutus, bo pognał w stronę pola i zaczął ujadać przy jednym stogu słomy. Gdy dojechał tam, to jego oczom ukazał się obraz szamotaniny.
-Brutus piesku idź po pana- powiedział do psa, a ten na komendę pobiegł co sił w nogach szukać Marka.  Sam zaś próbował rozdzielić całującą się parę. Dąbrowski był jednak wyższy, lepiej zbudowany, silniejszy i miał przewagę nad nim. Ula tymczasem wyglądała na półprzytomną i leżała z porozdzieraną sukienką. 


Kolejnej część tak szybko, czyli po paru dniach nie będzie, bo instytucja młodsza siostra, która zajmowała się moją córeczką wyjechała z rodzicami na wczasy.

piątek, 27 lipca 2018

Dyliżans 3/3




-Musiałeś to zrobić i dać mi kwiatki? – zapytała z wrogością Ula, przechadzając się z Markiem po parku i moście. —Teraz wszystkie panny, matki, ojcowie i kochanki będą patrzyć na mnie wrogo.
-Jakie kochanki Ula? - zapytał zdziwiony. —Za dużo czytasz romansów. Zapewniam cię, że nie ma tu żadnej mojej kochanki. Nie jestem z tych książkowych lordów, książąt, baronów i hrabiów, którzy nieustannie romansują i przestają dopiero wtedy, gdy nie znajdą tej jedynej. Ani taki głupi, aby wdawać się w romans z jakąś panną albo mężatką i wywołać skandal. A dałem ci kwiatki, bo chciałem. Jesteś młodą, piękną i interesującą dziewczyną.
-Proszę nie żartować- odparła od niechcenia.
-Nie żartuję Ula. Ślepy nie jestem, a reszty szybko dowiedziałem się z rozmów. Nigdy nie spotkałem kobiety z taką rozległą wiedzą, jaką ty posiadasz. Uroda idzie w parze z erudycją.
- I ja mam w to uwierzyć- zakpiła. —Widzimy się dzisiaj dopiero drugi raz.
- Czasami po pierwszym spotkaniu się wie czy ktoś jest interesujący, czy nie. Ty jesteś interesująca i mam nadzieję, że nasza znajomość nie skończy się szybko.
Czy, aby Marek teraz mnie nie upatrzył sobie na żonę- zastanawiała się, spoglądając na łabędzie? To chyba niemożliwe, bo nie jestem z jego sfery. Gdyby dowiedział się o matce, to już całkiem byłoby niemożliwe.
-Tu się zgadzam z tobą i ja prawie zawsze wiem czy kogoś lubię, czy nie- odparła, pomijając koniec wypowiedzi Marka o kontynuowaniu znajomości.
-A ze mną jak było? Bardziej na tak czy nie.
-Ciebie trudno nie lubić- odparła cicho.  
-Czy w takim razie mógłbym odwiedzić cię w Rysiowie? -zapytał, podkręcając uśmiech.
Niemożliwe stało się możliwe? – pomyślała.
Od odpowiedzi uchroniło ją pojawienie się Wioletty.
-Tu jesteście, a ja szukam was jak w korcu maku. Wszyscy mówią o twoim wyścigu Marek i tym, że Uli dałeś kwiatki.
-Mówiłam, że tak będzie- mruknęła Ula.
-Ale głosy są podzielone, bo z jednej strony twoja mama i….
-Wiola możesz przestać- przerwała ostro.
-Spokojnie Ula- wtrącił Marek. —Wiem o twojej mamie. Pan Krzyżewski opowiedział mi o ucieczce z guwernantem- odparł, pomijając to, że i Wioletta sporo mu powiedziała. Tak jak to, że twój wuj poszedł do zakonu, aby odkupić jej winy.
-Wuj akurat od dziecka chciał być duchownym i pomagał mamie w ucieczce- wytłumaczyła najmniej istotną kwestię. —Możesz zostawić nas samych Wiola- zwróciła się do koleżanki.
-Skoro nalegasz- odparła ze skruchą i ulgą, że Marek nie wspomniał o niej.
-Znajomość z taką dziewczyną ci nie przeszkadza? - zapytała po odejściu Kubasińskiej.
-Ja akurat ożenki na siłę nie popieram. Tak jak tego, że winy przodków ciągną się pokoleniami.
-Miłe. A co ci jeszcze powiedział pan Krzyżewski?
-Że w zamian za pomoc finansową miałaś poślubić jego krewnego Franka Zagórskiego.
-Widzę, że wyłożył kawę na ławę- wymruczała. —Teraz pewnie uważasz mnie wyrachowaną kobietę.
-Nie skąd. To nawet bardzo szlachetne, bo nie chciałaś jego pieniędzy dla siebie tylko dla rodziny i na leczenie Beatki.
-Jeśli się kogoś naprawdę kocha, to można wiele zrobić dla tej osoby- tłumaczyła.
-Czyli ciągle tak myślisz?
-Przepraszam, że pytam, ale do czego dążysz?  Składasz mi podobną propozycję? Wiem, że szukasz żony.
-Twój tok myślenia jest doskonały Ula- odparł bez kręcenia. —Chciałem poczekać tylko z propozycją parę tygodni, aby było bardziej naturalnie i wyglądało na miłość.
-I myślałeś, że się bym nie zorientowała, że to kłamstwo? Przecież to widać czy się kogoś kocha , czy nie.
-Ważne, że inni widzą co innego- wtrącił.
 -Załóżmy Marek, że się zgodzę, to co powiesz znajomym? Taki nagły ślub będzie podejrzliwie wyglądać?
-Nie będzie nagle Ula- argumentował. —Damy sobie miesiąc, aby innym powiedzieć o nas i że się spotykamy. Podejrzane też nie będzie, bo wystarczy spojrzeć na ciebie, porozmawiać, dowiedzieć się o charakterze, aby wiedzieć, że na żonę nadajesz się idealnie.
-Widzę, że wszystko przewidziałeś. A twoi rodzice?  Pomyślałeś o nich?
-Najwyżej mnie wydziedziczą. Chociaż wątpię, bo jestem jedynakiem i nie ma za bardzo komu majątku przepisać. To, jak Ula ubijemy targu. Będę dobrym mężem.
-Dasz mi tydzień do namysłu? - zapytała, spoglądając na niego.
-To znaczy, że mogę odwiedzić cię w Rysiowie? Nie dałaś mi odpowiedzi, bo Wioletta pojawiła się i przerwała nam.
-Tak możesz- odparła, ale z wahaniem.
-Opowiesz mi o rodzicach- zachęcał.
-Mama z domu nazywała się Polakowska i mieszkała w Russowie a jej niedoszły mąż w Żelazkowie. Któregoś dnia ojciec oświadczył jej, że znalazł jej kandydata na męża. Mama od pierwszej chwili wzbraniała się, ale ojciec był nieugięty. W końcu któregoś dnia wuj to znaczy młodszy brat mamy wyciągnął ojca na polowanie, a moja babcia spakowała posag mamy, dała jej swoje błogosławieństwo i wyjechała pod Poznań.  A jak jest z tobą i tą dziewczyną, z którą masz się żenić?
-To nie jest dobra kobieta Ula. Uważa się za lepszą, a pokojówki i całą inną służbę uważa za niewolników. Od dziecka taka była to zdążyłem poznać. Tysiąckroć wolałbym żyć z kimś w biedzie niż z nią w luksusie.

Ula do domu wracała z głową pełną myśli. Najgorsze było zaś to, że nie mogła powiedzieć o tym nikomu.
W co się znowu pakujesz Ula. Jakby było ci mało historii z Frankiem. Ale Franek to nie Marek i Marek wie o rodzicach. Pomijając to, że Marek to piękny mężczyzna a Franek był brzydalem. Już nawet dotknięcie jego dłoni było odpychające. Miał takie zimne i oślizgłe dłonie. Wiola ma, poniekąd rację mówiąc, że jest oślizgły jak wąż. A Marek, gdy dotyka i całuje w dłoń, to przechodzą takie miłe dreszcze. Żeby tylko potrafił pokochać mnie, jakbym już wyszła za niego.
Marek tymczasem jechał do letniej posiadłości. Przez drogę zastanawiał się zaś, jak ma powiedzieć rodzicom, że pojawił się ktoś ważny dla niego. Rodziców zastał w salonie, a po wizycie Febo nie było śladu.
-Witam- rzekł, wchodząc do pomieszczenia.
-Niedługo będzie kolacja, to przyjechałeś w samą porę synu- rzekł ojciec. —A jak zabawa? Udana?
-Nawet bardzo udana- odparł, siadając. —Poznałem pewną dziewczynę.
-Znamy ją? – zapytała z zaciekawieniem Helena.
-Nie. To Urszula Cieplak i mieszka w Rysiowie. To koleżanka Wioletty. Jej tato jest tam dyrektorem szkoły, a mama zajmuje się młodymi dziewczętami i uczy je dobrych manier oraz działa w kościele.  Sama Ula zna francuski, umie grać na pianinie, jeździć konno i zna się na arytmetyce.
-Same zalety- mówiła Helena, uśmiechając się. —Mamy nadzieję, że wkrótce nam ją przedstawisz- dodała ku zdziwieniu Marka, bo spodziewał się innej reakcji i tego, że jest Paulina.
-Wkrótce ją poznacie. Jest bardzo nieśmiała.
Z podzieleniem się Uli tajemnicą postanowił natomiast poczekać.

Przez kolejne trzy tygodnie Marek co tydzień przyjeżdżał do Rysiowa, a jej rodzicom już w czasie pierwszej wizyty oświadczył, że stara się o rękę ich córki. Cieplakowie, choć zdziwieni to przyjęli wiadomość z radością. Chcieli opowiedzieć mu również historię sprzed lat, ale ku ich zdziwieniu Marek oznajmił im, że wie i nie ma to dla niego znaczenia. Z Ulą zaś doszedł do porozumienia w kwestii ich małżeństwa i pomocy materialnej. Pierwszy mały zadatek Ula miała dostać po zaręczynach i przed  ślubem, aby mogła doprowadzić dom do jako takiego stanu na przybycie gości weselnych, a resztę po ślubie. W cały układ natomiast wtajemniczona była tylko Wioletta, bo przed nią nic nie ukryło się, ale obiecała milczeć jak głaz.


Czas spędzony w Rysiowie zawsze należał do udanego i robił dokładnie to samo co pierwszego dnia, gdy trafił tam przypadkiem. Pan Cieplak zajmował rozmową, pani Magda rozpieszczała go podsuwając pyszne jedzeniem, z Jasiem grał w szachy, a Beatce pomagał przy kurach. Z Ulą zaś wychodził na spacery i dyskutował, co zawsze wiązało się ze sprzeczką.  Oboje jednak to lubili.
-Nie boisz się, że cię rzucę, jak tylko dasz mi pieniądze na remont dworku- zagadnęła w czasie samotnej przechadzki.
-Ty miałabyś oszukać mnie? - zadrwił. — Ty na najładniejsze jabłko u sąsiada nie skusiłabyś się, a co dopiero na pieniądze hrabiego. Pomijając to, że ci się podobam.
-Samooceną jesteś zarozumiały- odparła drżącym głosem. —Nigdy nie mówiłam, że mi się podobasz.
-Czasami słowa są zbyteczne i wystarczy mina, aby wiedzieć co się myśli albo czuje- stwierdził klarownie.
-Od kiedy stałeś taki filozoficzny? - zapytała z zażenowaniem.
-Od niedawna. A uczę się od mistrzyni Uli.
W kolejnym tygodniu na niedzielne popołudnie Marek zaprosił Ulę do letniej posiadłości w Leśnej Górze, aby wszyscy mogli się poznać. Rozmowę na temat przeszłości pani Cieplakowej miał już za sobą, a rodzice przyjęli to ze spokojem i bez protestów, to i spotkanie przebiegało w miłej atmosferze. Sama Ula zaś wywarła na nich jak najlepsze wrażenie. Podobnie jak wnętrze salonu na niej.


-Marek wiele opowiadał nam o tobie– odezwała się Helena, gdy usiedli i część oficjalną, czyli powitanie i przedstawienie się mieli za sobą. —I były to same dobre rzeczy. Masz dopiero dwadzieścia lat a wiedzę ogromną, jak wspominał Marek.
-Miło słyszeć proszę pani- mówiła stremowana. —Rodzice dbali, abym miała jak największą wiedzę.
-Mądrzy ludzie- odparła życzliwie. —Tych rodziców, którzy uważają, że córce oprócz posagu i męża nie jest nic więcej potrzebne, kompletnie nie rozumiem.
-Czas Marek, aby pokazać się publicznie i na salonach – odezwał się i ojciec. Nasi znajomi również powinni, poznali Urszulę.
-I dlatego wybieramy się we środę do teatru tato.
-Bardzo dobrze synu- rzekła mama. —To, co zapraszam na obiad. Pani Aniela wszystko przygotowała.
Po podwieczorku czas było Uli wracać. Marek również musiał wracać do swojego domu w Warszawie, to postanowił potowarzyszyć Uli do stolicy a dalej, miała jechać dyliżansem. Oboje pożegnali się więc z seniorami i wyszli na dwór. Doszli już do powoziku, gdy Ula zauważyła brak szalika. Marek razem z woźnicą zajęty był zaprzęgiem, to do domu wróciła sama. Leżący szalik zauważyła natomiast przy drzwiach saloniku, a podnosząc go, usłyszała niechcący urywek rozmowy.
-Wiedziałam, że się uda Krzysiu- mówiła Helena. —Wystarczyło puścić pogłoskę, że chcemy ożenić go z Pauliną, a sam przyprowadził nam pannę na wydaniu. Całkiem przyzwoitą pannę. Bałam się, że wybierze jakąś trzpiotkę pokroju tej Kubasińskiej. Oby tylko było coś z tej znajomości.
-Oby Heleno- odparł Krzysztof.
Dużej nie chciała podsłuchiwać, bo ktoś ze służby albo sami Dobrzańscy mogliby zobaczyć ją. To, co usłyszała wystarczyło zaś, aby mieć nad czym myśleć.
-Stało się coś Ula?  Masz taką dziwną minę- rzekł Marek, gdy ruszyli w drogę.
-Słyszałam niechcący rozmowę twoich rodziców- mówiła cicho.
-Obrażali cię? - zapytał ostro.
-Nie nic z tych rzeczy- zaprzeczyła momentalnie.  —Byli nawet zadowoleni ze mnie. Chodzi o to, że oni sami puścili plotki, że chcą ożenić cię z Pauliną. Chcieli wymóc na tobie przyprowadzenie żony.
- Powinienem domyślić się Ula- odparł skrzywioną miną.
-I co teraz będzie? – pytała. — Musimy coś wymyślić.
-Nie wiem co -odparł ze zniechęceniem. —Na razie muszę wrócić do domu i wypytać ich. Pan odwiezie cię na przystanek z dyliżansami.
Do domu nie poszedł jednak, bo nie był pewny czy tak naprawdę jest zły na rodziców. Tak samo nie był pewny powodów chęci poślubienia Uli. To, co kiedyś miało być wybawieniem stało się czymś, co chciał zrobić, a to co było fascynacją, stało się uczuciem. Próbował również drugim powozem dogonić Ulę, ale gdy dojechał na przystanek, skąd odjeżdżały dyliżansy w stronę Rysiowa, to okazało się, że przyjechał za późno. Gonić zaś nie gonił go, bo do środy było blisko i miał nadzieję, że pomimo tego, że sprawa przybrała inny kierunek, to Ula pojawi się na spotkaniu.
W środę popołudniem Marek czekał na Ulę przed teatrem. Ona jednak nie pojawiła się w umówionym miejscu. Nie niepokoił się zbytnio tym, bo podróż z Rysiowa do Warszawy była długa i wyboista, to mogło stać się coś nieprzewidzianego. Dzień później zaś pojechał do Rysiowa, ale Uli nie zastał.  Od jej rodziców dowiedział się natomiast, że dwa dni temu podjęła pracę niani w Warszawie.
-Ula powiedziała nam o waszym układzie- zaczął Cieplak niewygodną rozmowę. —To było wysoce nierozsądne.
-I bardzo głupie panie Józefie- poparł szczerze i gotów na poniesienie wszystkich konsekwencji. —Tylko że ja teraz chcę tego ślubu naprawdę. Kocham państwa córkę. Muszę tylko powiedzieć jej o tym. Wiem, że i ona mnie kocha.
-Nawet bardzo kocha- odparła Cieplakowa.
-Tym bardziej muszę zobaczyć się z nią.  Proszę powiedzieć, gdzie pracuje.
-Nie mamy adresu- rzekł Cieplak. —Gdzieś w Śródmieściu. Obiecała przyjechać, jak tylko będzie mieć wolne. Zostawiła lis na wypadek, gdybyś pojawił się tutaj- dodał, podając kopertę.
-Jeśli przyjedzie, to proszę powiedzieć jej, że byłem i czekam na nią- mówił błagalnie, miętoląc w dłoni list.
-To możemy obiecać- powiedziała Magda.
W drodze do Warszawy, gdy tylko woźnica ruszył sprzed dworku, zajął się czytaniem listu.

                                                                          Rysiów dnia 03.06. 1848
                             Drogi Marku.
           Marek piszę do Ciebie, bo nie wiem, kiedy będzie okazja zobaczyć się, a chcę uwolnić Cię z tego układu. Nie na nawet sensu ciągnąc tej farsy dalej, skoro twoi rodzice wymyślili ten fortel, nie ma zagrożenia na Twój ożenek z Pauliną i nie jestem Ci potrzebna. Nie mogłam też, nie powiedzieć Ci tego, co słyszałam, bo byłoby to nieuczciwe. Potem widziałam Twoją minę, gdy dowiedziałeś się prawdy, a sam mówiłeś, że mina mówi wiele. Twoja mówiła, że jesteś zły na rodziców. Wolałam więc sama szybko usunąć się z Twojego życia i zanim rozeszło się po ludziach, że było coś między nami i nie powtórzyć historii z Frankiem Zagórskim, że znowu moi rodzice byli przeszkodą w moim zamążpójściu. Może kiedyś zobaczymy się jeszcze i porozmawiamy jak przyjaciele. Teraz mogę napisać Ci, że miło było Cię poznać, życzę powodzenia i znalezienia prawdziwej miłości.
                                                       Z poważaniem Urszula Cieplak.
                                        

Od zniknięcia Uli minęły dwa tygodnie. Dla Marka zaś były to dwa długie tygodnie, bo wiedział już, że kocha i żałował, że nie zdążył powiedzieć tego Uli. Chciał zrobić to na kolejnej zabawie w parku Ujazdowskim. Chodził za to popołudniami po parkach z nadzieją, że może skoro Ula jest nianią, to spotka ją na spacerze z dziećmi. Pytał nawet o nią inne nianie, ale żadna nic nie wiedziała albo nie chciała powiedzieć. W końcu jedną ze starszych niań oczarował swoim uśmiechem i powiedziała mu, że ktoś taki przychodzi tutaj przedpołudniem. Dwa dni później dopisało mu szczęście i zobaczył Ulę nieopodal dzieci rozłożonych na kocu.


-Witaj Ula. Szukam cię od wielu dni- rzekł jej znienacka.
-Marek co tu robisz? –zapytała zaskoczona.
- Jestem, żeby porozmawiać Ula.
-Napisałam ci list przecież. Czytałeś?
- Czytałem i schowałem w sekretarzyku na pamiątkę. Ula kiedyś i tak muszę się ożenić, mieć dzieci i….
-Nie wiem, po co mi to mówisz- wtrąciła.
-Bo cię kocham Ula i chcę ożenić się z tobą całkiem naprawdę. Już w tę niedzielę po twoim odjeździe zacząłem sobie to uświadamiać. Próbowałem nawet dogonić powozik, ale zdążyłaś odjechać. Później pomyślałem, że do środy jest niedaleko, to wtedy powiem ci o uczuciach.
-Mówisz prawdę- pytała z bijącym sercem.
-Najszczerszą- odparł. Jesteś dobrą rodzinną, mądrą i uczciwą kobietą. Równie dobrze mogłaś zataić przede mną rozmowę rodziców.
-Nie mogłam. Byłoby to nieuczciwe.
- I za to między innymi pokochałem cię- mówił, całując delikatnie w usta.
-O Boże- westchnęła Ula, gdy oderwał się od jej ust.  —Nie wiedziałam, że pocałunek jest tak cudowny.
- To tylko delikatne muśnięcie Ula. Coś prawdziwego poznasz i doznasz już niedługo w noc poślubną. Przekonasz się, jak cudownie może być między kobietą a mężczyzną kochanie- mówił czule.  
-Mówiłam już, że też cię kocham? – zapytała, czerwieniąc się na słowa Marka.
-Nie, ale było to dla mnie oczywiste.

W ostatnią sobotę września od rana pod wyremontowany dworek w Rysiowie zajeżdżały sznury dorożek, dyliżansów, powozików. Wśród nich był ten najważniejszy ślubny powozik.



 Sam ślub odbył się w kościele w Rysiowi w samo południe, a ceremonii przewodniczył wujek Uli, który w czasie kazania wspomniał również o pięknej miłości rodziców Uli. Wesele zaś odbyło się na łące przylegającej do domu panny młodej i trwało do wieczora. Później wszyscy pomału rozjeżdżali się po swoich domach.
-Dałem wolne całej służbie do jutrzejszego popołudnia pani Dobrzańska- rzekł Marek do ucha w drodze do ich domu w Warszawie. —Twojej pokojówce również.
-A jak poradzi sobie pan panie Dobrzański z moją sukienką? Nie jest łatwo po odpinać wszystkie haftki i guziczki i porozwiązywać sznureczki.
-Jakoś poradzę sobie pani Dobrzańska.

W kolejnych latach i w odpowiednich odstępach czasowych na zregenerowanie organizmu Uli na świat przychodziły ich dzieci. Dwoje przystojnych synów Tomek i Szymon oraz czwórka uroczych córeczek. Małgosia, Justynka, Julita i najmłodsza nazywana Marzycielką. (;

wtorek, 24 lipca 2018

Dyliżans 2/3


Po pożegnaniu się z Markiem Ula skierowała się prosto do domu Zalewskich, gdzie wraz z rodziną z wizytą przebywała Wioletta. Adres znała, daleko również nie miała, to postanowiła nie czekać na ich powrót do Dąbrowy Dużej.


-Znasz Marka Dobrzańskiego? – zapytała Ula, gdy wyszły z posiadłości Zalewskich.
-Aby, aby. A, dlaczego pytasz?
-Jechał wczoraj do was, ale zepsuł się dyliżans i trafił do nas. Dzisiaj podwiozłam go do Warszawy i wypytywał mnie jak z twoimi uczuciami. Chyba smali cholewki do ciebie- zrelacjonowała pokrótce.
-Do ciasnej Anielki- wymruczała pod nosem. —Tylko jego zalecanek mi brakuje. I ciekawa jestem, ile prawdy jest w tym, że ma żenić się z Pauliną Febo.
-Może bawi się w swaty i do kolegi cię szykuje- zawyrokowała Ula.
-To się rozczaruje. Od dziecka chcę być żoną Sebastiana i zdania nie zmienię.
-Ale to hrabia a Sebastian to tylko szlachcic- podpuściła ją.
-Od kiedy patrzysz na status społeczny, he- warknęła. —A może chcesz Cebulka dla siebie?
-Nie jest w moim guście. Wolę mężczyzn z ciemnymi włosami.
-Oby Ulka.
-Tylko cię sprawdzałam Wiolka- dodała dla uspokojenia. —A tak na poważnie, to chciałabym kiedyś kochać tak jak ty Sebastiana i żeby ktoś kochał mnie, tak samo mocno, jak on ciebie- mówiła z rozmarzeniem.
-Kto wie Ula, kogo i co szykuje ci jak los- odparła.

Marek tymczasem po całonocnej nieobecności w domu wrócił do zimowej posiadłości, jak nazywali Dobrzańscy dom znajdujący się w Warszawie. Mieli również drugą letnią posiadłość za miastem, gdzie od wiosny do jesieni mieszali jego rodzice. On zaś ze względu, że od niedawna pełnił funkcję prezesa w rodzinnej firmie produkującej tkaniny, mieszkał prawie przez cały rok w stolicy, a na wieś wpadał od czasu do czasu. Mieszkając bez rodziców, miał też więcej swobody, chociaż nie nadużywał jej zbytnio. Wychodził tylko w niektóre wieczory i wracał później albo rano. Nikt ze służby nie martwił się tym, bo panicz miał dwadzieścia siedem lat i jako zdrowy mężczyzna potrzebował czasami uciech i kobiety. Znali też zachowania innych panów i przy nich Marek żył niczym jak mnich. Tym razem jego całonocną nieobecnością służba nie martwiła się również.  
Z wizytą u Zalewskich i z realizowaniem swojego planu na spotkanie z Wiolettą długo nie czekał i pojawił się tam popołudniem na podwieczorku. Miał też powód przyjścia, bo miał odebrać zaproszenia na coroczną zabawę Wielkanocna.  Jego pojawienie się zaskoczyło Wiolettę, bo jeśli już to co mówiła Ula było prawdą, to spodziewała się go u siebie w Dąbrowie Dużej, a nie tutaj. Nie miała też nic zaplanowanego, co mogłaby mu powiedzieć i jak to rozegrać. Na jej szczęście przez cały czas podwieczorku towarzyszył jej ktoś z rodziny, a później, gdy pojawił się kawaler panny Jadzi Zalewskiej, sprawa sama się rozwiązała.
-Pamięta pan pana Leszka Chełmickiego- rzekła pani domu. —Są po słowie z Jadzią.
-Tak. Mieliśmy okazję poznać się już.
-Wiolcia też ma starającego się- oznajmiła Hania młodsza Kubasińka. —Pana Cebulka.
-Kogo? – zdziwił się Marek, na jak mniemał nazwisko mężczyzny.
-Tak dla ścisłości to Sebastiana Olszańskiego- odparła momentalnie Wioletta, chcąc wyjaśnić jej relacje z ukochanym. —Znamy się od dziecka. Sebuś mieszka dwa majątki dalej w Boguszycach.
-Nie mieliśmy chyba jeszcze okazji na poznanie- zagadnął, przypominając sobie osoby mieszkające blisko Dąbrowy Dużej.
-To dlatego, że uczy się prawa w Krakowie na uniwersytecie Jagiellońskim i jest w moim wieku. Dla pana to młodziak, to i nie było wspólnych spotkań. Mamy po dwadzieścia lat.
-Tak przy moich dwudziestu siedmiu, prawie ośmiu to można tak rzec. Gołowąs panno Wioletto.
Wioletta odpada- pomyślał nawet bez żalu. A planu B nie mam. Plan rodziców jest zaś nie do przyjęcia. Zasadnicze pytanie też brzmi czy pokochałbym Wiolettę. Oprócz urody w niczym mi nie imponuje.
-Na wielkanocnej zabawie pana zobaczymy? -zapytała tymczasem pani Zalewska.
-Oczywiście, że będę- odparł kurtuazyjnie. —Przyjechałem właśnie po zaproszenie.

W drugi dzień świąt Wielkanocy Wioletta, Ula i Sebastian pojawili się na wielkanocnej zabawie w Parku Ujazdowskim. Ula, choć nie bywała w takich miejscach, to Wioletta postanowiła wyrwać ją z domu i marazmu i zabrać ze sobą. Tym razem roku Pańskiego 1848 święta przypadały późno, bo na dwudziestego trzeciego kwietnia, to i pogoda była już iście majowa i sam raz na wesołą zabawę i porozkładanie koców.


-Zobacz Ula, Marek w towarzystwie jakiejś kobiety- zagadnęła Wioletta, pokazując dyskretnie lewą stronę. —Na najmłodszą nie wygląda.
-To panna Cecylia Górecka i fakt najmłodsza nie jest- poinformował je Sebastian.
-To nie wiecie, że Marek szuka sobie żony, aby uniknąć małżeństwa z Pauliną Febo- oznajmiła im nieoczekiwanie jakaś blondynka, która pojawiła się obok nich z jakąś brunetką. —To rodzice chcą ożenić go z nią, ale Marek daleki jest od tego.
-A ty Felicjo skąd masz takie wiadomości? - zapytała Wioletta.
-Z wiarygodnych źródeł. I nie zamierzam przepuścić okazji na ożenek z nim- dodała zdecydowanie.
-Marzenia- wtrąciła jej towarzyszka. —Ja zamierzam być panią Dobrzańską.
-Wybij sobie go z głowy- odburknęła blondynka.


-Naprawdę jest wart ich zabiegów? – zapytała Ula, gdy obie dziewczyny niczym wystrzelone ze strzały pognały w stronę Dobrzańskiego.
-Jest jedynakiem, hrabią i spadkobiercą dwóch posiadłości oraz fabryki tkanin.  Do tego w miarę porządny. Nie słyszałam, aby wdał się w jakiś romans z mężatką albo panną. Która by nie chciała takiej partii na męża Ula? Chyba tylko ja.  I nie dziwota, że kobiety biją się o niego a matki i ojcowie pchają w ramiona swoje córki. 
-Ja tego nie popieram Wiola. Gdyby mama posłuchała rodziców, to byłaby teraz nieszczęśliwa.
-A ty Sebulku mógłbyś tak poświęcić się dla mnie- zapytała dociekliwie. —Przeciwstawić się całemu światu.
- Dla ciebie góry mógłbym przenosić- odparł poniekąd szczerze i to co chciała usłyszeć Kubasińska.
Przez kolejnych parę minut rozmawiali, a dokładnie mówiąc, plotkowali o innych uczestnikach zabawy. Te ich ploteczki przerwała sama Wioletta, która miała lepsze pole widzenia i oznajmiła im, że Marek zostawił Felicję i Jankę i chyba idzie do nich. Chwilę później, tak jak przypuszczała, podszedł. 
-Witam miłe panie i…- zaczął Marek.


-To właśnie mój Sebastian- dokończyła Kubasińska, a dokładniejszego zapoznania i powitania panowie już sami dokonali. 
-Wioletta mówiła, że studiuje pan prawo w Krakowie- zagadnął Marek.
-Tak i bez pan.  Pozwolę sobie zaproponować przejście na mniej oficjalną formułę. Sebastian, Seba. Jak to woli.
-Jeśli i panie pozwolą- rzekł Dobrzański. —Marek- dodał, kłaniając się przed Ulą i Wiolettą.
-Panie pozwolą- odparła za siebie i Ulę, Wioletta.
-W takim razie proponuję podejść do stolika i wypić bruderszaft szampanem- dodał Olszański.
-Uwielbiam te bąbelki- rzekła Wioletta chwilę później, rozkoszując się smakiem.
-Wiecie, że szampan jest jedynym winem, po wypiciu którego kobieta pozostaje piękną, jak powiedziała Madame de Pompadour- dodała Ula.
-Jest jakiś temat, na którym się nie znasz? – zapytał życzliwie Marek, ale Ula odebrała to inaczej.
-Nie lubię, gdy traktuje się kobiety jak najsłabsze ogniwo- odparła mu wrogo.
-Dlaczego mnie to nie dziwi- wymruczał Marek.
- Z Uli to w ogóle taka suflerka- rzuciła Wioletta.
-Wiola sufrażystka jak już- poprawiła koleżankę. — I to dużo powiedziane- zwróciła się do panów. — Jestem tylko działaczką społeczną i wiem, że pewnych granic zarezerwowanych dla mężczyzn nie przeskoczę. Po prostu uważam, że kobiety mają równie dobrze rozwinięty mózg, jak i mężczyźni i mogą sprawdzić się tam, gdzie tylko panowie mają  pole do działania. Taka praca na przykład. W dzisiejszych czasach kobieta powinna umieć zapracować na siebie sama, a nie patrzeć tylko na łaskę i niełaskę mężczyzny. Albo na jego humor.  Powstaje wiele nowych fabryk, więc i dla kobiet znajdzie się praca. Jest przecież rozkwit gospodarczy. 
-Czyli uważa pani, to znaczy uważasz, że czas, aby zrównać status kobiet i mężczyzny?
-Dokładnie. My kobiety mamy wystarczająco wiele zakazów, aby dokładać jeszcze wyłączne siedzenie w domu i rodzenie dzieci.
-Do tego musimy umilać czas mężczyznom- dodał Wioletta, która chciała poczuć się jak Ula.
-Zdecydowanie za dużo czytasz Ula- rzekł Marek.
-I na złą drogę sprowadzasz mi Wiolkę- dodał Olszański.
-Przy Ulce to ja dopiero dostałam rozumu- odparła mu sama zainteresowana.
-Bravissimo Wiola- przyklasnęła Ula.
-Bóg stworzył kobietę, chyba tylko na naszą zgryzotę Marek- stwierdził Sebastian.
-Może i tak, ale bez nich byłoby nudno Seba- odparł z rozbawieniem Marek.

Przez kolejne minuty Ula i Wioletta oglądały z bliska występ maga, a Marek z Sebastianem przyglądając się dziewczętom, oddali się rozmowie. Oboje, choć dzieliło ich siedem lat różnicy i znali się dopiero parę minut, to swoje towarzystwo uważali za interesujące i polubili. Po rozejściu się zaś do Marka podszedł pan Krzyżewski.
-Nie wiedziałem, że znasz pan Ulę Cieplak- zagadnął znajomy.
-Bo nie znam. Dzisiaj drugi raz widzę ją na oczy.
-Pytam, bo była kiedyś związana z moim krewnym Frankiem Zagórskim. —Miał być nawet ślub.
-I, co się stało? - zapytał z zaciekawieniem, przypominając sobie jednocześnie mężczyznę po trzydziestce, chudego, z rzadkimi i ciągle przetłuszczonymi włosami. Zastanawiał się też, co skłoniło Ulę do związku z tak nieatrakcyjnym mężczyzną.
- Wszystko rozeszło się, gdy dowiedział się o skandalu, jaki zrobiła jej matka. Franka mama zaś stwierdziła, że niedaleko pada jabłko od jabłka i Ulka może być taka sama.
-To znaczy? – pytał zachęcająco.
-Jej mama uciekła z guwernantem brata, gdy ojciec chciał wydać ją za mąż za swojego kolegę. Mieszkali wtedy pod Kaliszem, ale skandal sięgał daleko het. Ciotka Zagórska dowiedziała się o tym i zaprzestała ich spotkań. Ten jej brat podobno musiał wstąpić do zakonu, aby odkupić winy siostry za nieposłuszeństwo. Chociaż inni mówią, że musi odkupić winy ojca.
-Ciekawa historia panie Krzyżewski. Tylko nie rozumiem, dlaczego pan mi to mówi?
-Żeby przestrzec pana- odparł tonem, jakby miało to być oczywiste.
-To dziękuję, ale osobiście uważam, że grzechy rodziców nie powinny przechodzić na dzieci.  Jest to bardzo nieludzkie i nie popieram.  

Historia Uli opowiedziana przez Krzyżewskiego zainteresowała go do tego stopnia, że postanowił dowiedzieć się coś więcej, a najlepiej nadawała się do tego Wioletta. Stała nieopodal sama, to podszedł.
-Znasz historię o rodzicach Uli? – zapytał delikatnie. —Słyszałem, że Ula miała wyjść za Franka Zagórskiego, ale coś było na rzeczy z jej mamą.
- Poniekąd znam- zaczęła, opowiadać bez zbędnych pytań o powody jego zainteresowania. —Tę wymarzoną partią miał być wdowiec z trójką dzieci i o trzydzieści parę lat starszy. Pani Magda nie chciała zgodzić się, to Uli babcia i brat pani Magdy ułatwili córce ucieczkę. Sama została zmuszona do małżeństwa ze sporo starszym od siebie mężczyzną, to wiedziała jak to jest.  Ale jak to mówią najbrudniej jest pod latarnią, to ci Zagórscy lepsi nie byli. Trudno było znaleźć im żonę dla syna, to postanowili, że za pomoc finansową dla ratowania ich dworku i leczenie Beatki, Ula poślubi go.  To znaczy Ula tak postanowiła, bo Cieplaki nigdy by na to nie pozwolili. 
-I Ula poświęciłaby się dla nich- zapytał ze zdziwieniem.
-Ulki nie znasz. Za bardzo kocha swoją rodzinę, żeby się nie zgodzić. Na szczęście wszystko się rozeszło po ościach. Ten cały Franuś był oślizgły jak wąż.
A ja chyba znalazłem rozwiązanie na swoje problemy- pomyślał tymczasem, Marek szukając jednocześnie wzrokiem Uli. Piękna, inteligentna i dobra. Przeszłość jej mamy nie ma dla mnie znaczenia. Winy rodziców nie powinny przechodzić na dzieci. Tak muszę zająć się tym jeszcze dzisiaj. Rodzice teraz siedzą z Febo i może próbują ożenić mnie z Pauliną.
-Ula to nie jakaś ostatnia potwora, żeby brać za męża ecie - pecie– kontynuowała Wioletta. —Zasługuje na lepszego niż ten, pożal się Boże Franek.
-Na znacznie lepszego- przytaknął.

Ulę dostrzegł, oglądającą dziecięce zawody na bieg we worku. Stała sama to podszedł.


-Kiedyś byłem mistrzem w tym- zagadnął zza pleców.
-I ja mam w to uwierzyć? - odparła wątpiąco.
-Przekona się Urszulo. Konkurs dla dorosłych przewidziany jest również i zamierzam wygrać.
Konkurs odbył się tuż po zejściu dzieci z trasy biegu, a Marek tak jak obiecał Uli, wziął w nim udział. Przeznaczona była również nagroda dla zwycięzcy, kwiatek dla ukochanej. Był również bezkonkurencyjny i wygrał z dużą przewagą. Ku zdziwieniu wszystkich kwiatek trafił natomiast do Uli Cieplak.