sobota, 16 lipca 2022

Testament cz. 18

Osiem miesięcy później

Mieszkanie odziedziczone przez Ulę po niespełna roku zamieszkiwania przez Marka i Sebastiana przechodziło drobny remont. Zniszczone mocno nie było, ale potrzebowało odmalowania i wymianę niektórych mebli. Głównie w przyszłej sypialni Uli i Marka i przyległego pokoiku, który miał być w przyszłości pokojem dla ich dziecka. Póki co powiększenia rodziny nie planowali. Przed Ulą były jeszcze dwa lata studiów i najpierw chciała uzyskać tytuł magistra a dopiero później zostać mamą. Ze ślubem jednak tyle czasu nie chcieli czekać. Kochali się i chcieli być jak najszybciej razem. Oboje o tym myśleli od czasu, jak kochali się po raz pierwszy. Od tego czasu na  taką bliskość mogli pozwolić sobie, gdy nie było w mieszkaniu Sebastiana. Dzisiaj, chociaż nie było go zajęci byli całkiem czymś innym. Rano przywieźli zamówioną przez nich sypialnię i teraz ustawiali ostatnie lżejsze elementy, zawieszali obrazki i firanki oraz dodawali dekoracje. 


 

-Nie mogę się doczekać, aż nie zamieszkamy tu razem kochanie -mówił, kiedy oglądali efekt ich pracy.

-Wytrzymałeś tyle miesięcy, to wytrzymasz jeszcze te trzy tygodnie kochanie. Sypialnia pięknie wygląda. Czuję, że będziemy tu bardzo szczęśliwi.

-Ja bym się tak nie przyzwyczajał do tego miejsca.

-Dlaczego?

-Bo długo tu nie zostaniemy.  Facet musi zasadzić drzewo, wybudować dom i spłodzić syna. Drzew zasadziłem cały połacie jeszcze jako harcerz, więc pozostały mi te dwa ostatnie punkty. Myślę, że tak za trzy do pięciu lat będziemy mieć własny dom. Po ślubie poszukamy jakiejś ładnej działki i zaczniemy się budować.

-Jak budować?

-Chcę mieć ogródek, kota, psa. Chyba że ty nie chcesz wyprowadzać się z centrum.

-Nie. Po prostu zaskoczyłeś mnie. Nie po raz pierwszy zresztą.

Jednym z takich momentów były oświadczyny. Marek prędzej niczym się nie zdradził i pojawił się w Rysiowie w parę dni po tym, jak się po raz pierwszy kochali. Do oświadczyn starannie się przygotował i jak tylko spoglądała na zaręczynowy pierścionek, wracała myślami do tej listopadowej niedzieli. Po obiedzie, kiedy przyszedł czas na deser, Marek z całą powagą zwrócił się do Józefa. 

-Chciałbym prosić pana o coś -zaczął ze zdenerwowaniem, kiedy stał z przyszłym teściem przy barku. — To coś osobistego.

-Proś, o co tylko chcesz -odparł życzliwie, dodając otuchy i podając kieliszek z nalewką.

-Chciałbym prosić o rękę Uli -rzekł, wprawiając w osłupienie nie tylko Józefa, ale i Ulę, bo ta zaczęła krztusić się kawą.

-A to niespodzianka -odparł Józef. —Zaskoczyć to potrafisz. Jeśli o mnie chodzi, to masz moją zgodę. Kochacie się, a to najważniejsze.  I to Ulę powinieneś spytać. 

-Myślę, że się zgodzi panie Józefie -rzekł podchwytliwie. — Tyle razem przeszliśmy. Wyniosłem ją z pożaru, razem walczyliśmy z Febo. Prawda Ula -dodał, podchodząc bliżej niej.

- Dokładnie -odparła przez gardło.

-Czyli zgodzisz się wyjść za mnie? -pytał, otwierając przed nią pudełeczko z pierścionkiem.

-Tak -odparła ciągle skołowana dziwnymi oświadczynami.

 Chwilę później na palcu Uli widniał złoty pierścionek z bursztynem i cykoriami.  

-To ja pójdę do piwnicy po lepsze wino -odezwał się ponownie Józef. — Taka okazja.

-Nie dałeś mi wyboru -rzekła Ula, kiedy zostali sami.

-To znaczy, że w innym przypadku byś się nie zgodziła wyjść za mnie?

-Zgodziłabym się. A ty oświadczyłeś się mi, dlatego że spaliśmy ze sobą?

-Skąd Ula. To tylko przyspieszyło oświadczyny. Mam nadzieję, że się podoba. Znam cię trochę i nie chciałem przesadzać z kamieniami. 


 

-Jest piękny -odparła, patrząc na swoją dłoń. — Przypomina mi ten odpustowy z festynu z Brwinowa. Kupiłeś mi właśnie pierścionek z imitacją bursztynu.

-Pamiętam i dlatego wybrałem z takim kamieniem. Mogę pocałować swoją narzeczoną?

-A jeśli powiem nie -droczyła się z nim.

-To i tak cię pocałuję.

Tak jak powiedział, to zrobił. Józefa nie było w pokoju wystarczająco długo, aby pocałunek był długi i namiętny.

Kolejnego dnia zaczęli planować swój ślub i życie. Pobrać postanowili się pod koniec sierpnia tak, aby było to w przerwie wakacyjnej Uli. Zarówno Józef, jak i Dobrzańscy cieszyli się, że chcą być razem, ale też obawiali się, że może to spowodować, że Ula zajdzie w ciążę i nie skończy studiów. Pomimo nawet tego, że oboje zapewniali, że dziecko pojawi się nie prędzej jak za dwa lata.  

 

Sebastian również planował ślub z Wiolettą i zamieszkać obok nich.  Z pomocą Marka i Krzysztofa Olszański dostał bowiem pożyczkę i udało się mu kupić mieszkanie obok mieszkania Uli. Te zostało opuszczone przez zamieszkujące tam dziewczyny. Powodem tego było, że Mazzo zniknął bez wieści, a biznes zaczął upadać. Wkrótce okazało się, że Vito Mazzo ścigany był przez Interpol za fałszerstwa na terenie Włoch, Austrii, Niemiec i Polski, a rozkręcony biznes w Polsce był tylko przykrywką do jego prawdziwej działalności. Głównie zajmował się podrabianiem dokumentów. Sam również posiadał kilka tożsamości i tak naprawdę nazywał się Eduardo Reina.  Istniały też podejrzenia, że Febo i z tym procederem może mieć dużo wspólnego. Zwłaszcza że minął się z prawdą w zeznaniach w poprzedniej sprawie przeciwko Vito. Zeznawał, że nie ma nic wspólnego z interesami Włocha, a milicja odkryła, że część zysków idzie na jego konto. Już na początku znajomości Vito przedstawił mu wykaz zysków i było, to więcej niż zarabiał w rodzinnej firmie. Pieniądze były mu natomiast potrzebne, bo w planach miał założenie własnej i konkurencyjnej firmy. Mieszkanie Uli natomiast miało być jego wkładem na zwiększenie zysków. W niedługim czasie okazało się, że jego konto zostało wyczyszczone do zera i miał długi w banku we Włoszech. Jego bliskie kontakty z Vito były powodem, że do jego domu i firmy z nakazem przeszukania zawitała milicja. Febo musiał również tłumaczyć się przed Krzysztofem. Konsekwencją tego i z obawy, że powiązania z Vito mogą wpłynąć na firmę, wysłał go na bezpłatny i bezterminowy urlop.

W tym samym czasie okazało się, że Paulinie po romansie z Vito została pamiątka. Dziecko było dla niej ciężarem i ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła. Zastanawiała się nawet nad aborcją.  Przed usunięciem ciąży powstrzymało ją, tylko to że Mazzo vel Reina, jak się dowiedziała, ma faktycznie duży majątek i pochodzi z bogatej i szacownej rodziny. Z prawdą pominął się tylko w tym, że majątek należał do jego rodziców i rodzeństwa, a on został wydziedziczony. W dodatku miał już trójkę innych dzieci. Dwunastoletnią córkę z byłą żoną oraz  synów. Pięcio i sześcioletniego. Czy nie ma innych dzieci jego rodzina nie miała pewności. Mimo to obiecali zająć się kolejnym dzieckiem ich brata i syna. Kilka miesięcy później Febo urodziła zdrowego chłopczyka i pozostała przez pewien czas w Mediolanie.  Po Vito tymczasem słuch zaginął i według milicji uciekł z Europy. Aleks tymczasem zajmował się sprawami spadku po dziadku. Znajomości z Vito spowodowała, że był bez większych pieniędzy i z długami i scheda były dla niego wybawieniem. Okazała willa i oszczędności, co prawda były do podziału między nim i Pauliną, ale mógł się cieszyć z auta, a Paulina z biżuterii.  Problemy z prawem i w pracy spowodowały, że i Aleks wyjechał do Włoch i tam zamieszkał na stałe.

 

Ślub Uli i Marka rozłożony był na dwa dni. W piątek pojechali do USC, a w sobotę wzięli ślub kościelny. Druga uroczystość był wydarzeniem na cały Rysiów. Głównie ze względu na pana młodego, który był bogaty i piękny a Ula była niezamożna i do niedawna przeciętna z urody. Plotki głównie roznoszone przez Szymczyków głosiły, że będzie to iście królewski ślub z karocą, sznurem limuzyn i weselem na grubo ponad stu gości. Ciekawscy szybko się przekonali, że jest taki sam jak inne. Była brama weselna, orkiestra przed domem, Marka samochód ozdobiony kwiatami był dla Państwa Młodych i kilkanaście innych z gośćmi.  Tych było niecała setka. Jedynie obecność kamerzysty i fotografia  były czymś innym i co wyróżniało od innych ślubów i atrakcją. Pojawili się również koledzy Marka z jednostki. 


 

Przysięgę składali ze spokojem i wpatrzeni w siebie. Przyjęcie natomiast odbyło się w sali bankietowej przy remizie OSP w Rysiowie i trwało do późnych godzin nocnych. Kolejnego dnia były jeszcze poprawiny i równie udane co wesele. Na koniec nowożeńcy wygłosili swoje krótkie mowy.

-Kochani dziękujemy, że byliście z nami  w tych szczególnych dniach i dzieliliście z nami tę radość -zaczął Marek. — Mamy z Ulą nadzieję, że nasze życie będzie tak samo udane, jak nasze wesele. Będzie wiele radości, uśmiechu i słońca jak wczorajsza i dzisiejsza pogoda.

-Wesele nie jest łatwe do przygotowania i dziękujemy również za wszelką pomoc -dodała Ula. — Wszystko się tak pięknie udało. Dziękujemy za życzenia, kwiaty, prezenty, uściski, że zgodziliście się być z nami przez te dwa dni i dzielić z nami tę radość.

- Miłość do Uli spadła na mnie tak nagle -odbiegł od tematu Marek, bo podziękowania mieli prędzej przygotowane. — I była to najwspanialsza rzecz, jaka mnie spotkała. Zakochałem się w najcudowniejszej kobiecie, o jakiej mogłem tylko marzyć. Mądrej, dobrej, inteligentnej. Połączył nas testament i teraz będziemy pisać nasz testament, świadectwo wspólnego życia. Kochanie dobrze, że jesteś -rzekł na koniec do samej żony i całując symbolicznie w policzek.

-Kochany mąż kompletnie mnie zaskoczył -odparła, uśmiechając się na słowa męża. — Ja  mogę dodać, że pokochałam wyjątkowego człowieka. Odważnego, pomocnego, uśmiechniętego, uroczego i że chcę dożyć z Markiem starości.

-Nie mogę się nie zgodzić kochana żono. Starość z tobą jest nam pisana. — I tak na koniec kochani chciałby wznieść ostatni toast za nasz wszystkich tutaj zgromadzonych, aby się nam powodziło i zdrowie dopisywało -dodał, wnosząc swój kieliszek.  — Tego życzę wam i nam. 


 

Na odpoczynek po weselu i poprawinach dużo czasu nie mieli, bo w poniedziałek rano wybrali się w podróż poślubną. Jugosławia przywitała ich ciepłą, ale nie upalną pogodą. Ula do tej pory była tylko w Niemczech i Marek opowiedział jej trochę o miejscu, do którego jechali. Już sama podróż taksówką z lotniska do hotelu była interesująca i mogli zobaczyć sporo zabytków Dubrownika.  Ich pokój hotelowy natomiast miał okno wychodzące na morze i plażę i to dla Uli było najpiękniejsze. Na leżeniu na plaży Ula nie poprzestała jednak i sporo zwiedzała z Markiem. Do Polski wrócili wypoczęci, opaleni i gotowi na wspólne życie.

 

Dwa lata później tuż po uzyskaniu przez Ulę tytułu magistra na świat przyszedł ich syn Dawid. Mieli już wtedy działkę i zaczęli budowę domu. Budowa mogła iść im znacznie szybciej z pomocą Dobrzańskich, ale nie spieszyło się im aż tak bardzo z przeprowadzką. Marek również chciał sam zarobić na dom. Ula w międzyczasie pomagała teściowi we firmie i również zarabiała. Z pracy zrezygnowała, dopiero gdy urodziła synka.  Kiedy mały miał dwa latka, poszedł do żłobka, a Ula już na stałe została asystentką i sekretarką teścia. Przy nim miała nabrać wprawy, bo to ona miała w przyszłości zarządzać firmą. Aleks bowiem już na dobre zamieszkał we Włoszech, a Marek pozostał w straży i tam widział swoje miejsce, awansując pomału na kolejne stopnie. Ula skończyła również kursy komputerowe i informatyki i wprowadzała komputeryzację do firmy. Daria na świat przyszła, gdy jej brat miał cztery lat. Wkrótce wyprowadzili się również do swojego nowego domu, a do mieszkania wprowadził się Jasiek z kolegami ze studiów.

-Myślisz, że tu będziemy tak samo szczęśliwi, jak tam? -zapytała, kiedy położyli spać dzieci.

-Kochanie my bylibyśmy szczęśliwi nawet w chatce bez wygód, bo mamy naszą miłość, siebie i dzieci. Nic więcej nie jest mi potrzebne do szczęścia.

-Mi też Marek. Ty i dzieci jesteście największym szczęściem.

 

 

KONIEC

 

Wakacje od poniedziałku. Wracam po 5 sierpnia. Do miłego zobaczenie. Idę nas pakować. J

 

wtorek, 5 lipca 2022

Testament cz. 17

Wybuch sprowadził na dwór nie tylko Cieplaków, ale sąsiadów Dąbrowskich i Szymczyków. Na miejscu okazało się, że paliły się drewniane drzwi garażu, a ogień przedostawał się do środka.

-Ula, gdzie jest Ula -pytał Marek, rozglądając się, jak tylko pojawili się na dworze. — Ula -zawołał  głośno, ale odpowiedzi nie dostał. Gdzie ta piwnica? -zapytał Jasia, biegnącego za nim.

-Obok garażu i szopy. Wejście jest z garażu i z szopy, ale tamte  zasypane jest dwoma tonami węgla -odparł Jasiek.

-Ula -zawołał głośniej, ale odpowiedzi ponownie nie dostał. — Ula jak mnie słyszysz, ukucnij. Na dole nie ma tyle dymu. Musimy się tam dostać -dodał do Jaśka.

-Tylko jak? W ogień się rzucisz.

-Choćby.

-Jest jeszcze okienko do szopy. Tylko że trzeba  wspiąć się ze dwa metry i zeskoczyć. Pod oknem są worki z ziemniakami. Miałem je chować dzisiaj do piwnicy, ale jakoś nie wyszło.

-Idziemy. Nie mamy czasu.

W tym czasie pojawili się sąsiedzi. Maciek na chwilę, bo w domu mieli telefon i wrócił, aby zadzwonić po straż pożarną i pogotowie. Marek tymczasem cegłą wybił szybę  w oknie i z pomocą Jaśka i Bartka wspiął się i przecisnął przez okno. W pomieszczeniu było już czuć dym. W dodatku było ciemno i tylko po omacku szedł według instrukcji Jaśka na wprost. Wkrótce trafił na schody i pomału schodził po nich. Otumaniona  Ula kucała w kącie.  Długo nie czekając, wziął na ręce i wyniósł z piwnicy. Najtrudniej było wydostać się z szopy, bo musiał najpierw Ulę jakoś wydźwigać przez okno. Na szczęście z pomocą Jasia i Bartka udało się mu uporać z tym zadaniem. Samemu wyjść było już prosto. Na dworze Ula zaczęła odzyskiwać świadomość. Poza podtruciem dymem nie było widać żadnych obrażeń. Wkrótce pod dom Cieplaków podjechała jednostka straży OSP i milicja. Karetka i państwowa straż pożarna natomiast jechały z Warszawy i dlatego  zajęło to więcej czasu. Oprócz Uli pomocy medycznej potrzebował również Józef, bo jego nerwy i serce dały o sobie znać. W czasie kiedy  zajmowano się Ulą i Józefem, Marek  składał zeznania. 


 

-Myślę, że mogło być to podpalenie. Było czuć benzyną, jak dobiegliśmy -zeznawał Marek.

-Zostawmy strażakom i milicji śledztwo -odparł jeden z milicjantów.

-Tak się składa, że ja jestem strażakiem. Drzwi same się nie mogły podpalić.

- Cieplakowie spokojni ludzie -dodał drugi milicjant. — Nie mają wrogów.

-Ja mam pewne podejrzenie -odezwał się ponownie Marek. — I ma to związek z Cieplakami i ze mną. Aleksander Febo miał powody, aby nas zastraszyć. Sprawa toczy się na drugim komisariacie śródmieścia. Tam są wszystkie akta.

 

Pożar, choć rozpoczął się niewinnie, mógł się szybko rozprzestrzenić, bo były tam koła samochów i inne gumy. Benzyny i innych podobnych substancji na szczęście było niewiele i w odleglejszym miejscu. Dlatego też pożar szybko opanowano. Mimo to wozy milicji i straży na miejscu pożaru zostały ponad dwie godziny, aby zebrać ślady i zapisać wszystko w raportach wyjazdowych. Kiedy odjeżdżali Ula i Józef byli ciągle w kiepskim stanie psychicznym.  Dlatego Marek postanowił nie zostawiać ich tylko pod opieką Jaśka i zostać w Rysiowie nie tylko na resztę wieczora, ale i na całą noc i na niedzielę. Rano jak wstał Ula, choć była po środkach uspakajających, już krzątała się po kuchni.

- Oddam im to mieszkanie -rzekła, jak tylko wszedł do kuchni.

-Jest po szóstej, a już nie śpisz -odparł, przystając obok niej.

-Wyspałam się dość. Nie mogę pozwolić, aby coś się stało mojej rodzinie. Oni są nieobliczalni.

-Teraz ja zaczynam się ich bać Ula -odparł z nieukrywanym niepokojem. —Zrobili jednak o jeden krok za dużo i odpowiedzą za to. 

  

Zeznania Marka i tocząca się sprawa przeciwko Febo wystarczyły, aby późnym wieczorem do domu Febo zapukała milicja z nakazem aresztowania obojga rodzeństwa. Kolejnego dnia, chociaż była to niedziela, znany już Aleksowi porucznik Minko przedstawił mu zarzuty.

-Jaki pożar? Jakie podpalenie, zastraszenie. Nie mam nic wspólnego z tym pożarem.

-Trudno nam uwierzyć. Według straży ktoś rozlał benzynę i podpalił garaż. To już nie są przelewki. Grozi za to więzienie. A tylko pan miał interes, aby zaszkodzić pani Cieplak. Pani Cieplak mogła zginąć w pożarze.

-Nic nie zrobiłem. Jak mam się bronić.

-Może zacznie mówić prawdę. Dlaczego tak bardzo zależy wam na tym mieszkaniu? Ma to coś wspólnego z faktem, że mieszkanie obok należy do niejakiego Vito Mazzo? To dobry pana znajomy -mówił do zdziwionego Febo. — I z Polski i z Włoch. Pan Mazzo jest pod obserwacją Interpolu i dla waszego dobra radzę mówić całą prawdę.

-Jestem winny przysługę  Vito Mazzo.

-Co to za przysługa?

-Wyciągnął mnie z kłopotów afery tekstylnej.

-Widzę, że wrócił wam rozum. Co pan wie o interesach pana Mazzo.

-Zajmuje się głównie pornografią. Ale jak jakaś dziewczyna jest chętna na lepszy zarobek, załatwia klientów. Indywidualnie albo na jakieś spotkania dżentelmenów, wieczory kawalerskie. Pewności nie mam, ale niektóre dziewczyny trafiają na zachód -skłamał w zeznaniach. Chciał w ten sposób zemścić się na Mazzo za siostrę i mieć go z głowy.

-Ciekawe, co pan mówi -odparł  porucznik Minko tak, jakby nie wierzył.

-Ja z jego interesami nie mam nic wspólnego. Mam swój dom i gdybym miał z tego procederu zyski mógłbym odstąpić kilka pokoi.

Prawdą do końca to nie było, bo najzwyczajniej nie chciał mieć pod dachem swojego domu takiego przybytku. W oczach wszystkich, a zwłaszcza Dobrzańskich uchodził za porządnego i godnego zaufania i takim chciał pozostać.

-Gdzie teraz przebywa pan Mazzo? My możemy pomóc panu a pan nam.

-Nie wiem gdzie. Ostatnio był w Sopocie.

 

Tymczasem na innym posterunku bliżej Rysiowa Bartek Dąbrowski również składał wyjaśnienia.

- Długo się zastanawiałem czy przyjść, ale jak czegoś nie zrobię, to może stać się większa tragedia. Tak sobie myślę, że podpalaczowi chodziło o mnie, a nie o Cieplaków. Ogień wybuchł pod drzwiami garażu.  To tak jakby komuś zależało na zniszczeniu mojego warsztatu.

-To znaczy?

-Bo widzi pan, panie władzo -zeznawał. — Do tej pory głównie tylko pan Śliwiński w okolicy Rysiowa zajmował się sprowadzaniem aut z Niemiec i sprzedażą.  Mi udało się sprzedać trzy auta w ostatnim czasie, a na kolejne dwa mam klientów. Podkupiłem mu dwóch klientów. Jedno z nich poszło właśnie z dymem.

-Myśli pan, że ogień to wina pana Śliwińskiego?

-Ja tylko swoje wnioski wyciągam. Ale pewny nie mogę być.

Nowy trop jak najbardziej wzięty był pod uwagę.  Zwłaszcza że inni z tej branży już prędzej mieli podobne przypadki. Dostawali anonimy o niby nielegalnie sprowadzonych autach, psuli opinię, czy niszczyli warsztaty. 

 

Ula w poniedziałek rano musiała pójść na komisariat, aby złożyć zeznania. Przy okazji milicjanci opowiedzieli jej o nowym tropie. Dla niej i Marka było to spore zaskoczenie. Wina Febo była dla nich bowiem jednoznaczna i innego scenariusza nie brali pod uwagę. Po paru dniach trop Bartka okazał się jednak prawdziwy.

Tym samym Aleks i Paulina zostali zwolnieni z aresztu. Paulina przy okazji dowiedziała się, dlaczego bratu tak bardzo zależało na mieszkaniu i czuła się oszukana. Brat nie chciał go dla nich tylko oddać Mazzo. Ten natomiast przepadł bez śladu.

 

Kolejne dni upływały bardzo spokojnie. Febo dali spokój Uli, a w jej mieszkaniu zamieszkał Marek z Sebastianem. Każdy z nich miał swój pokój, a pozostałe dwa były również zagospodarowane. Salon był do użytku ich obojga, a w ostatnim pokoju urządzili sobie prywatną siłownię. Czasami nocowała tam Wioletta, która już na dobre związała się z Sebastianem. Przychodząc do chłopaka, miała okazję spotykać się także z Ulą i z czasem nawet polubić. Wioletta zajęła się nawet wyglądem Uli i z przeciętnej dziewczyny, jakich na ulicach Warszawy było tysiące, stworzyła piękną Ulę. 


 

Dodatkiem do tego były stroje od Pshemka. Mistrz nie zapomniał, że pod koniec lata Ula pojawiła się w firmie w spódnicy uszytej z tetry (cz. 11) i podkupił jej pomysł. Kolekcja tetrowa zdobyła pierwsze miejsce na międzynarodowym konkursie modowym.

Pożar i wszystko, co się z tym wiązało, przyspieszyło pewne sprawy. Głównie Ula podjęła decyzję dotyczącą jej samej. Jednego dnia i korzystając, że Sebastian był na szkoleniu poza Warszawą, dała ponieść się bowiem emocjom. Popołudnie mieli spędzić w mieszkaniu Uli na oglądaniu filmu przyniesionego z wypożyczalni, ale akcja była mniej ciekawa niż recenzja.  

-Naprawdę interesuje cię ten film? -zapytał, przyglądając się Uli z zachwytem.

-A masz mi coś ciekawszego do zaproponowania -odparła pytaniem i spoglądając na niego.

-Może i mam -rzekł, wpatrzony w jej usta. — Pragnę kochać się z tobą.

- Jestem gotowa Marek -odparła. — Mogłam wtedy zginąć i nie poczuć, jak to jest.

Po tych słowach Marek wyłączył odtwarzacz i telewizor. Do pokoju Marka szli, trzymając się za dłonie. Tam nie tracąc czasu, objął Ulę w pasie i zaczął namiętnie całować. Tylko na chwilę przestał, aby móc zdjąć Uli bluzkę i podkoszulkę. Obie rzeczy poleciały, gdzieś daleko w kąt. Przy okazji Marek rozpiął swoją koszulę i również rzucił w drugą stronę. Dżinsy Uli i spodnie od garnituru Marka wkrótce podzieliły los koszuli i bluzki i oboje zostali w samej bieliźnie. Ula dokładnie widziała w oczach ukochanego znane jej spojrzenie pełne podziwu i pragnienia.

-Jesteś piękna i cała moja -szeptał, kładąc na łóżku.  

Chwilę później ich usta ponownie się spotkały. Nie na długo, bo Marek szybko przeniósł się z całowaniem na całe ciało Uli. Od twarzy poprzez dekolt, ramiona i brzuch. Jego dłonie były również zajęte, bo błądziły po piersiach i w tych bardziej intymnych miejscach tam, gdzie nie dotykał jej żaden mężczyzna. To właśnie dawało jej niewyobrażalną przyjemność. Nie przypuszczając, że nawet, że to najprzyjemniejsze miało dopiero nastąpić. Wszystko to spowodowało, że zaczęła drżeć z podniecenia.

-Na pewno tego teraz chcesz -usłyszała szept Marka, który poczuł drżenie i nie wiedział, co je spowodowało.

-Tak. Chcę się z tobą kochać.

Nie czekając dłużej, Marek przybrał odpowiednią pozycję i delikatnie zagłębiał się w niej. Bólu nawet nie poczuła dużego i wkrótce poczuła go całego w sobie. Od razu zaczął się w niej delikatnie poruszać. Z czasem swoje ruchy przyspieszył. Kiedy w pełni zaczęła odczuwać wszystko to co robił Marek, straciła kontrolę nas rzeczywistością.  Przechodząc przez swój pierwszy prawdziwy orgazm, ekstaza była tak duża, że zaczęła z rozkoszy krzyczeć i mocniej ściskać uda. Wkrótce poczuła, że jej wnętrze pulsuje i wypełniające się ciepłem.

 Dochodzenie do siebie po tym, czego doznała trwało kilkanaście minut. Marek miał podobnie. Nie był to jego pierwszy raz, ale tak się właśnie czuł. Z Ulą było mu idealnie.  


 

-I jak? -przerwał ciszę Marek.

-Cudownie -rzekła zgodnie z odczuciem. — Nie myślałam, że kochanie jest aż tak przyjemne -dodała do uśmiechającego się z zadowoleniem Marka.

-Seks jest bardzo cudowny. 

Z łóżka nie wychodzili jeszcze przez wiele minut. Leżeli, rozmawiali, całowali się i to im wystarczyło.