poniedziałek, 22 lipca 2019

Skazani na miłość cz.23



Od czasu jak Ewa powiedziała Paulinie o niepowodzeniu z uwiedzeniem Marka, ta szukała sposobów na to, aby Ula chociaż myślała, że Marek nie zmienił się i dalej ma kochanki. Plan już na to nawet miała, bo wyczytała z jednej z gazet. Teraz brakowało tylko odpowiedniego momentu. Ten zaś sam trafił się przypadkiem w czwartkowy ranek, gdy poszła do salonu piękności "Z naturą na ty." Tam, właśnie, gdy zapisywała się na wizytę, usłyszała rozmowę telefoniczną rejestratorki z klientką. 
-Dzwoniła pani do nas wczoraj i możemy zapisać panią na sobotę. (…) Urszula Cieplak. (…) Tak może zabrać pani synka. Jest sala zabaw i profesjonalna opiekunka. (….) Wiek się nie liczy i nawet młodsze dzieci mogą tu przychodzić, tak jaki i karmić. (…) W takim razie zapraszam na sobotę na godzinę dziesiątą trzydzieści.
Oprócz rozmowy podejrzała również numer telefonu klientki, a końcówka 998 była z numeru komórki Uli.
Po opuszczeniu salonu zaczęła działać i dzwonić w parę miejsc. Drobnych oszustów znających się dobrze na sprawach elektroniki i alarmach samochodowych, znała jeszcze z czasów, gdy Aleks nie był w więzieniu i teraz postanowiła skorzystać z ich usług.
Znała też charakter Uli i wiedziała, że nie będzie działać gwałtownie tylko skrywać w sobie. Idąc również za powiedzeniem, że tylko winni się tłumaczą, to wierzyła, że jej plan się powiedzie, bo w ewentualne tłumaczenia Ula nie uwierzy.

Marek u Pauliny nie zamierzał długo przebywać. W planach miał tylko oddać przywiezione rzeczy, przywitać się ze swoją przyszłą chrześniaczką, wrócić do domu i zacząć przygotowania do wyjścia do teatru z Ulą a później na romantyczną kolację. W planach miał również ważną rozmowę na temat swoich uczuć. W dobrym  nastroju zaparkował swojego Jaguara przed domem i poszedł w stronę drzwi wejściowych. 



 Febo jednak podstępem postanowiła zatrzymać go.
-Pijesz od rana – zapytał, gdy otwarła mu z kieliszkiem w ręku.
-To ze zdenerwowania Marco- zaczęła z przestrachem od drzwi. — I tylko jeden kieliszek. Tak się boję. Niania Agnieszki musiała wyjść na dwie godziny, a Bartek poszedł na siłownię i jestem sama z nią.
-I co Paulino pampersa boisz się zmienić- zakpił.
-Nie o to chodzi. Widzisz te ciemne auto z przyciemnionymi szybami? – pytała, odsuwając delikatnie żaluzje w oknie. — Wczoraj również stało tutaj. A niedawno jakiś facet wysiadł z niego i patrzył w stronę domu. To na pewno znajomy Bartka. Obracał się przecież w przestępczym świecie. Boję się, że może tu przyjść i coś nam zrobić.
-Paula chyba przesadzasz. Zresztą dom jest pod ochroną agencji ochroniarskiej.
-Agencja nic tak naprawdę nie zrobi. Nie ma ich tu. Bartek powinien wrócić niedługo. Dzwoniłam już po niego i już jedzie- skłamała. —Poczekaj tylko na jego powrót.  
-Nie mam czasu na siedzenie tutaj.  
-Jeśli nie dla mnie to dla Agnieszki zostań- wtrąciła. —Masz być w końcu jej ojcem chrzestnym. Opowiesz mi przy okazji, co w firmie i corocznym balu mody w Berlinie. Rok temu byliśmy w Berlinie jeszcze razem. Pamiętasz?
-Paula, jeśli chcesz wracać do tego czasu, to wychodzę.
-Ok Nie będę. Z pół godziny możesz chyba poświęcić.
-Dobrze zostanę i poczekam, aż ktoś wróci- mówił, rozbierając się z płaszcza. —Ale robię to tylko dla Agnieszki, bo nie powinnaś opiekować się córką w tym stanie. Wątpię, że tylko jeden kieliszek wypiłaś.
-Napijesz się czegoś. Idę robić sobie właśnie kawę- odparła, nie komentując jego ostatniego stwierdzenia
-Dziękuję, nie trzeba.
Paula w kuchni zniknęła na parę minut, a on z braku innego zajęcia usiadł na kanapie i w oczekiwaniu na jej powrót, zajął się oglądaniem ostatniego numeru Auto Świat. Równo z jej powrotem do salonu, wrócił i Bartek.
-Cześć Marek- rzekł od drzwi Dąbrowski. —Zobacz, kogo spotkałem przed domem- dodał, ciągnąc za sobą Ewę.
-Co tu robisz? -zapytał ze zdezorientowaniem Ewę. —Dwa dni temu miałaś odlecieć do Pragi.
-Postanowiłam zostać, a Paula zaprosiła mnie na kawę. Chyba mogę odwiedzić koleżankę Marco?
- Ja bym jej nie wierzył- stwierdził wymownie Dąbrowski. —Jakiś koleś kręcił się przy twoim samochodzie i wydaje mi się, że dała mu cynk, że ja jadę. Chciałem go nawet złapać, ale zanim wysiadłem z samochodu, to wskoczył do czerwonej Toyoty i odjechał z piskiem opon. Zapamiętałem numer rejestracyjny, to jakby co jest.
-Jeszcze tego brakowało, żeby auto mi ukradli- mówił, idąc w stronę drzwi.
-To na pewno jacyś jego koledzy, a teraz bohatera zgrywa- rzekła wymownie Febo, zanim Marek zdążył wyjść. —Nie dziwne, że nadjechał akurat wtedy, gdy ktoś grzebał coś przy twoim aucie.
-Zwariowałaś Paula- wtrącił Dąbrowski. — Jacy koledzy. Wróciłem szybciej do domu, bo przypadkiem spotkałem panią Dorotę (niania Agnieszki) i powiedziała mi, że Ewa przyszła do ciebie, że dałaś jej wolne i że same chciałyście zajmować się Agnieszką.
-To Paulina nie dzwoniła po ciebie? - zapytał Marek, zawracając.
-Ona niby miała dzwonić po mnie? - zdziwił się Bartek. —Sam wróciłem, bo wszystko wydawało się podejrzane.
-A ty komu wierzysz. Mnie czy Bartkowi? – pytała Febo.
- Bartkowi. Słyszałeś coś o ciemnym zaparkowanym samochodzie przed waszym domem? Podobno parkował i wczoraj.
-Pierwszy raz słyszę Marek- odparł pewnie. —Chociaż sąsiad robi sobie nowy podjazd i parkuje takim autem naprzeciwko okien.
- Paula można wiedzieć, co knujesz z Ewą? – pytał, mając już wystarczająco dużo dowodów na złe intencje Febo i Nowotnej. —Mówisz, że dzwoniłaś do Bartka, jak nie dzwoniłaś, ciemny samochód to samochód sąsiadów, Ewa ukrywa się w ogrodzie, a ktoś próbuje ukraść mi samochód.
-To brednie Marek- odparła z oburzeniem Paulina.



-Oczywiście, że coś knują Marek- odezwał się ponownie Bartek. — Parę dni temu słyszałem, jak Paulina mówiła Ewie, że toczy z kimś walkę i pytała, po czyjej jest stronie. Powinienem domyślić się, że to o ciebie chodzi.
-To, co miałyście takiego w planach?- pytał, spoglądając to na jedną, to na drugą.  Uśpienie mnie i zrobienie kilku zdjęć w ramionach Ewy albo innej panienki.  Albo uszkodzenia mi auta. Czyli zmowa milczenia- dodał, gdy nie odpowiadały. —Ja mogę nie milczeć i dużo powiedzieć o was- mówił, tłumacząc raz po raz na angielski, aby Nowotna wszystko zrozumiała. —Zwłaszcza o tobie Ewo. Jest taka jedna tajemnica, o której tylko my wiemy. Chyba nie chcesz, aby znajomi dowiedzieli się o pewnych rzeczach- dodał, mając na myśli test wierności a któremu to poddała go Paulina, a przynętą miała być Ewa.
-Marco poważnie nie mówisz? - odezwała się momentalnie Ewa.
-Bardzo poważnie. No więc. Jaka jest twoja decyzja.
-Był taki plan Markus -zaczęła wbrew protestom Febo. —Paula przypadkiem dowiedziała się, że Ula idzie dzisiaj do kosmetyczki i postanowiła skorzystać z okazji. Miała zatrzymać ciebie na jakieś półgodziny u siebie, aby w tym czasie jej znajomi mogli podstawić twój samochód w po drugiej stronie tego salonu piękności Z naturą na Ty”, a Ula miała zauważyć go. Twój Jaguar już sam rzuca się w oczy, ale dla zwiększenia pewności, że jgo dostrzeżesz, to jakiś dwóch chłopaków miało się nim głośno interesować. Ja miałam wtedy pojawić się i ich przegonić.  Po wszystkim auto miało być odstawione z powrotem na podwórko. Daleko od miejsca do miejsca nie jest, bo tylko cztery ulice, to wzbudzenie podejrzeń Uli, miało prawo się udać.
-To znaczy, że chciałyście, aby Ula myślała, że coś jest między nami? - pytał z oburzeniem Nowotną.
-Ciężko myślący jesteś- odezwał się Bartek. —Dokładnie o to im chodziło. Powinieneś być u Pauliny, a twój samochód był gdzie indziej.
-Obie jesteście nienormalne i sobie równe- mówił gniewnie. —Powinienem wszystko zgłosić na policję, a paragraf znalazłby się na pewno. Choćby za kradzież samochodu. I kiedy w końcu zrozumiecie, że nie jestem zainteresowany żadną z was. Tylko Ula jest teraz w moim życiu- dodał, odchodząc.  

Do domu wracał sam na siebie zły, że dał się tak wkręcić Pauli. Nie przypuszczał nawet, że była to tylko część planu i że Ula właśnie ogląda jego stare zdjęcia z Ewą Nowotną. Zanim jednak wrócił, pojechał jeszcze do rodziców, aby opowiedzieć im o intrydze Pauli i poprosić ich o pomoc i rozmowę z Febo.
Ula tymczasem do domu z salonu piękności wróciła kilka minut przed Markiem. Zanim weszła do środka, to wyjęła ze skrzynki parę ulotek i jeden list. Zaadresowany był do niej, to otwarła od razu.  To, co znalazła w środku, było dla niej szokiem i rozczarowaniem. Gdy już dotarła do kuchni wszystko, zgniotła i wyrzuciła do śmieci.
I co teraz? Czy naprawdę coś jest na rzeczy? Tak mizdrzyła się do niego.  Nie będę o nic pytać ani robić wyrzutów. Nie będę drugą Pauliną. To jego życie i może robić z nim co chce. Ja mogę zniknąć z jego życia. Mam, gdzie pójść.
Marek w domu pojawił się kwadrans później, gdy parzyła sobie zioła.
-Cześć Ula- zagadnął od kuchennych drzwi.
-Cześć. Długo cię nie było- odparła z wyrzutami, choć obiecała sobie, że nie będzie robić mu wymówek.  
-Pojechałem jeszcze do rodziców, a prędzej zatrzymała mnie Paulina.
-Co u nich? To znaczy u Pauliny i Agnieszki, bo z twoimi rodzicami rozmawiałam rano. Agusia zdrowa?
-Tak.
-To dobrze- odparła cicho, siadając przy stole.
-Ula stało się coś? Tak dziwnie rozmawiasz ze mną? Może Paula dzwoniła do ciebie?
-Dlaczego miałaby dzwonić?
- Są powody, abym tak myślał Ula. Ona z Ewą uknuła intrygę i gdyby nie czujność Bartka wszystko by się udało.
-Jaką intrygę? Może porobiły ci zdjęcia -mówiła, wstając i wyciągając to, co niedawno wyrzuciła do kosza.
-Ula to są zdjęcia sprzed pięciu lat- mówił, oglądając fotografie. —Zobacz choćby na mój zegarek albo na ten telefon. Widziałaś u mnie coś podobnego.
-Nie, nie widziałam. To, co takiego zrobiły.
-Tak pokrótce chodziło im o to, aby wzbudzić w tobie podejrzenia.  Idąc do kosmetyczki, miałaś dostrzec mój samochód i Ewę w jego pobliżu. Tym samym pomyśleć, że i ja gdzieś jestem w pobliżu. 
-Chyba wiem o co chodzi- wtrąciła. Miałam sądzić, że okłamałeś mnie, bo byłeś, gdzie indziej niż mi mówiłeś- dopowiedziała za niego.
-Dokładnie o to im chodziło. Chciały, abyś złapała mnie na kłamstwie. Jak doszłaś do tych wniosków? 
-Wyczytałam niedawno w jednej z gazet podobną historię. Mąż miał być dłużej w pacy, a żona zauważyła jego samochód na jednym z osiedli i kobietę w nim. Na nic zdały się jego zapewnienia, że go tam nie było, bo widziała na własne oczy jego auto. Później jeszcze ta żona dostała jednoznaczne zdjęcia na zdradę męża. Wiem nawet, gdzie to czytałam Marek. W poczekalni do poradni ginekologicznej, a Paula chodzi tam również. Musiała to samo przeczytać i zasugerowała się tą historią.  Tylko że tam intryga na podstawiony samochód i kochankę się powiodła w pewnym sensie.
-Czyli wyczytała. A ja już myślałem, że to jej autorski plan- mówił kpiarsko.
-Nigdy nie lubiła nadwyrężać głowy. Teraz też jota w jotę wprowadziła w życie historie z tej gazety.
-Fakt, myślenie nie jest jej dobrą stroną. A ty, gdy zobaczyłaś te zdjęcia to, co sobie pomyślałaś? To, że je wyrzuciłaś, coś znaczyło? 
-Wyrzuciłam, bo to śmieci, a miejscem na śmieci jest kosz- odparła dyplomatycznie.
-I nic więcej? – pytał uparcie. —Wydawało mi się, że byłaś rozdrażniona i rozczarowana.
Od odpowiedzi uchronił ją dzwonek do drzwi.
-Zapraszałeś kogoś albo ktoś się zapowiedział- odpowiedziała pytaniem.
-Nie Ula. Siedź, a ja pójdę otworzyć.
Chwilę później w kuchni pojawił się Bartek Dąbrowski.


-Cześć Ula. Jadę na siłownię i postanowiłem przy okazji podrzucić wam dwie kasety z nagraniami od nas z domu- rzekł, siadając na jednym z krzeseł. —Paula pół roku temu kazała zainstalować  w całym domu kamery. Myślałem, że to dla dobra Agnieszki i czy niania nie robi jej krzywdy, ale okazało się, że boi się o swoje rzeczy.
-Cała Paula- parsknął Marek. —Już dawno powinni jej odebrać prawa rodzicielskie.
-To wy nic nie wiecie? -dziwił się Dąbrowski. —We wtorek pojawiła się siostra Mario (prawdziwy ojciec Agnieszki) Camila Gotti i domaga się w imię brata praw na widywanie się z Agnieszką.
- To nas zaskoczyłeś- odparł Marek. —Z wyjątkiem Pauli Włosi są w tych rodzinnych sprawach bardzo zasadniczy. A co jest na tych kasetach?
-Przejrzałem wybiórczo, ale jest tu nagranie, jak spotyka się z jakimiś dwoma podejrzanymi typami i daje im pieniądze.
-Dzięki Bartek. Na pewno przejrzę. A co działo się po moim wyjściu.
-Istna Wieża Babel. Kłóciły się to po polsku, to po włosku, angielsku i czesku. Na sam koniec Ewa wystrzeliła z salonu, nie zabierając nawet swoich rzeczy.
-To chyba po ich przyjaźni- wyrokował Marek.
-Na to wygląda. Szkoda Ula, że nie widziałaś, jak Marek powiedział im, że ciebie kocha i nic tego nie zmieni. Chociaż powinno być tu to nagranie.
-Marek tak powiedział? - zapytała z konsternacją.
-A co on tego ci nie mówi? Albo jest nieprawdą?- pytał skołowany Bartek. 
-Prawdą tylko ja zbyt mało mówię o ty Uli- odparł Marek za Ulę.

niedziela, 14 lipca 2019

Dla miłości- zapowiedź.


Miała być ankieta, ale nie mam tej pozycji w gadżetach. A pamiętam, że kiedyś miałam i korzystałam. ):

Nowa część Skazani na miłość jest poniżej!!!
To w ramach rekompensaty, że trzeba było czekać dłużej na Skazanych na miłość. Wkrótce dodam ankietę co do publikacji kolejnego opowiadania. 

-Seba wszystko się wydało z Ulą- rzekł od drzwi Marek Dobrzański prezes F&D. —Paula zrobiła mi właśnie awanturę o to- dodał, siadając naprzeciwko przyjaciela w jego biurze.
-Jak wie? – zapytał z niedowierzaniem. —Wszystko?
-Powiedziała, że niezłe gniazdko sobie uwiliśmy, że była tam, rozmawiała z Ulą i powiedziała jej, że nie jest pierwszą, którą zwodzę i że nie rzucę dla niej narzeczonej, czyli jej samej.
- A Ula, powiedziała prawdę Pauli, czy Paula ciągle wie tylko to, że istnieje Ula.
-Chyba to drugie, skoro jestem wśród żywych i nic nie mówiła na ten temat.
-Małe pocieszenie Marek, bo i tak już po tobie. Prędzej czy później, jak nie jedna to druga cię załatwi- mówił proroczo.  —A Ula co na to?
-Nie wiem. Próbowałem dodzwonić się do niej, ale nie odbiera.
-Dziwisz się? Jeśli to, co mówi Paula jest prawdą, to z Ulką delikatnie się nie obeszła. Pamiętasz, jak potraktowała Aśkę i Lidkę?
-Trudno zapomnieć. Obiecała, że kolejną kochankę zabije.
-Ale serio chyba nie mówiła? -pytał z obawą kadrowy.
-Ostatnio jak mówiła mi, że powyrzuca moje samochodziki, to nic nie zrobiła- rzekł, jakby na pocieszenie. —Seba byliśmy już tak blisko dokończenia spraw, a teraz po tym wszystkim Ula nie będzie chciała nawet przez chwilę porozmawiać ze mną.
- Może nie będzie tak źle- pocieszał. —Jesteście w końcu niby małżeństwem.
-Seba my jesteśmy małżeństwem- odparł stanowczo.
-Tylko jakim cudem się wydało Marek? – zastanawiał się Olszański. —Wszystko było tak dokładnie dopracowane.
- Nie wiem- mówił, sięgając do kieszeni po dzwoniący telefon.  —Do tego nie doszliśmy. —Ula- dodał, patrząc na ekran telefonu.
-To może jednak niestracone- mówił z uśmiechem kadrowy.
-Ula? -powtórzył po odebraniu połączenia.
-Nie proszę pana- usłyszał obcy damski głos. —Rozumiem, że zna pan właściciela telefonu, a raczej właścicielkę?
-Tak to moja, moja znajoma- skłamał poniekąd. —Stało się coś? I kim pani jest.
-Aspirant Anna Jastrzębska i dzwonię ze szpitala na Kaszubskiej. Jest taka sprawa proszę pana. Pana znajoma....
-Jak to ze szpitala? Uli coś się stało- przerwał rozmówczyni.
- Pewnie pan słyszał o tym wypadku tramwajowym…
-Tak. Od godziny mówią o tym w serwisach i że jest sporo rannych. Ale czy to znaczy, że Ula tam była?- pytał łamanym głosem. 
-Na to wygląda. Jedna z ofiar nie miała dokumentów, tylko….
-Ofiar!? Czy to znaczy, że Ula…- nie próbował nawet dokończyć
-Żyje. Ranna nie miała przy sobie dokumentów, tylko ten telefon i dlatego szukamy kogoś z bliskich. Próbuję dodzwonić się na numer domowy, ale nikt nie odbiera. Może pan wie, w jaki inny sposób można powiadomić kogoś z rodziny. Zadzwoniliśmy do pana, bo to były ostatnie próby połączenia na jej telefonie.
-Ja zaraz przyjadę- zadeklarował się.
 -Tak byłoby najlepiej. Jej stan jest ciężki- usłyszał na koniec.

Osiem miesięcy wcześniej
Ogłoszenie o pracy na zlecenie na tablicy uczelni SGH zainteresowało kilka osób i Marek postanowił umawiać się z nimi pojedynczo przez tydzień. Pierwsze trzy osoby większego wrażenia na nim nie zrobiły. Czwarta osoba Maciek Szymczyk wydawał się jak na razie najodpowiedniejszy. Z zatrudnieniem go jednak poczekał do poniedziałku, gdy to miał spotkać się z jedyną kobietą w tym gronie. Był też ciekawy, jak wygląda ta Ula, bo przez telefon jej głos wydawał się miły. Na spotkanie z nią wybrał małą kawiarnię w pobliżu jednego z przystanków, bo jak powiedziała mu, tam właśnie zajeżdża jej autobus. W kawiarni stawił się kwadrans przed czasem i każde pojawienie się jakiejś dziewczyny oceniał w myślach. W końcu pojawiła się ta docelowa. Pierwsze wrażenie było całkiem dobre, bo choć nie zauważył na jej twarzy makijażu podkreślającego urodę, a włosy potrzebowały grzebienia to oczy i uśmiech przyciągnęły jego uwagę.


-Pan Marek Dobrzański? -zapytała, choć dokładnie wiedziała, jak wygląda, bo zdążyła przejrzeć Internet i poczytać, to co piszą o nim.
-Tak i nie pan, tylko Marek- odparł, wstając i wyciągając rękę na przywitanie. —Jestem niewiele starszy od ciebie.
Już w połowie rozmowy Marek wiedział, że to z Ulą nawiąże współprace. I to nie tylko ze względu na najlepszą znajomość ekonomii, ale liczył na coś znacznie więcej. 
Marek Dobrzański dwudziestodziewięcioletni dyrektor do spraw reklamy i aspirujący na stanowisko prezesa F&D był bowiem znanym podrywaczem i żadnej kobiecie, która spodobała się mu, nie przepuścił. Ta zaś pomimo tego, że daleka była od urody modelek Klaudii, Dominiki, Patrycji oraz narzeczonej Pauliny Febo, to miała w sobie coś, co go przyciągało i pociągało. Z Pauliną formalnie związany był od czterech lat, choć w planach ich mariaż było od zawsze, czyli od dziecka. To ich rodzice umyślili sobie, że dla dobra firmy wezmą ślub. Miłością narzeczonej jednak nigdy nie darzył i w pierwszych miesiącach związku głównie łączyło ich łóżko. Febo była bowiem pół włoszką i miała też taki ognisty temperament w sypialni. Fascynacja się jednak szybko skończyła i Marek zaczął szukać zaspokojenia u innych kobiet. Wybierać miał też i w czym, bo kobiety oddawały się mu za jeden uśmiech. Te głównie znajdywał wśród modelek, własnych sekretarek, jak również w Klubie 69, w którym to był stałym bywalcem i można było codziennie znaleźć chętną panienkę na zaciągnięcie do hotelu na szybki numerek. W podbojach towarzyszył mu najlepszy przyjaciel Sebastian Olszański, który również znalazł pracę w F&D jako kadrowy. Po kilku miesiącach takiego życia Marek razem z Sebastianem postanowili wynająć dwupokojowe mieszkanko dla swoich potrzeb. Zwłaszcza że Olszański ciągle był na dorobku, mieszkał u rodziców i miał gdzie się teraz podziać. Drugim powodem było to, że ich częste wizyty w hotelach były zbyt głośno komentowane. To zaś wiązało się z awanturami, które robiła Paulina Markowi.  Po kilku takich scysjach i chcąc uniknąć kolejnych awantur, Marek postanowił odstawić modelki i sekretarki i trzymać się dziewczyn z klubu, bo były mniej problemowe. Najchętniej też rozstałby się z nią, ale obawiał się reakcji rodziców, bo była to ich pupilka i wymarzona synowa. Drugi powód i znacznie ważniejszy był taki, że rodzice obiecali mu na trzydzieste urodziny udziały i dlatego z obawy, że rodzice mogą zmienić zdanie, to ciągle trwał z nią w narzeczeństwie.

W Halinowie tymczasem szczęśliwe życie wraz z rodzicami i młodszym bratem wiodła Ula Cieplak. Ich szczęście skończyło się jednak wraz ze śmiercią mamy Uli, gdy ta była w klasie maturalnej. Nikt nie był przygotowany na taki cios, bo Cieplakowa zmarła po komplikacjach poporodowych i zostawiając małą córeczkę Beatę. Tym samym obowiązki domowe i opieka nad Betti spadły na Ulę. Mimo to skończyła liceum w Mińsku z wyróżnieniem i dostała się bez problemu na wymarzone studia na dwóch kierunkach. Gdy była na trzecim roku mogła zrezygnować z dojazdów do domu i razem z koleżanką Wiolettą Kubasińską zamieszkać w kawalerce po babci Wioli. W Warszawie szybko zaczęła też dawać korepetycje i zarabiała na swoje utrzymanie oraz podrzucić coś rodzinie.
W przeciwieństwie do Wioletty stroniła od wychodzenia do klubów i szukania sobie chłopaka. Miała oczywiście sympatie jeszcze w liceum i w czasie studiów, ale do żadnego z nich nie poczuła jednak szybszego bicia serca, co według niej było nieodzownym dowodem zakochania. Było tak do czasu, gdy na jej drodze nie stanął Marek Dobrzański.



Skazani na miłość cz. 22



Odgłosy i zapachy dochodzące z kuchni obudziły Ulę, ale zanim zeszła na dół to sprawdziła swój telefon. Idą uśpić Piotrusia wyciszyła go i teraz po odblokowaniu na ekranie wyświetliły się jej trzy nieodebrane połączenia z Wiolettą i jej SMS.
Ulka jak już będziesz miała chwilę czasu, to zadzwoń. Robi się gorąco wokół Marka.
Rozmawiać z koleżanką na razie ochoty nie miała to zeszła na dół do kuchni. Tam zastała Marka szykującego talerze, a na stole stał już półmisek ze surówką i drugi z polędwiczkami.
-Cześć Ula- rzekł na jej widok. —Obudziłem cię.
-Nie obudziłeś. Zresztą nie mogę spać przez całe popołudnie. Co ja będę w nocy robiła. Miło, że dokończyłeś obiad. Nie wiem, nawet kiedy mi się przysnęło.
-Należy ci się taki relaks Ula.  I to codziennie. A to dla ciebie- dodał, podając jej kwiaty.



-Piękne. Z jakiej okazji Marek? - pytała dociekliwie. —Imienin ani urodzin nie mam dzisiaj.
-I brak okazji, to okazja jak to mówią- odparł wymijająco.
-A już myślałam, że narozrabiałeś i to w ramach przeprosin- zagadnęła podchwytliwie i nawiązując do SMS-a Wioli.
-Ula, w czym mogłem narozrabiać- mówił, próbując brzmieć swobodnie. —Siadaj- dodał, odsuwając jej krzesełko. —Ziemniaki dogotują się za jakieś pięć- dziesięć minut.
-Ok. Nie będę dopytywać- odparła, siadając. —Marek chciałam porozmawiać o czymś. Już od tygodnia zbieram się na odwagę, jak ci to powiedzieć.
-Postanowiłaś wrócić do Rysowa?  - ni zapytał, ni stwierdził z niepokojem. —Gdy wprowadzałaś się do mnie, to mówiłaś, że czasowo.
-Nie o tym- wtrąciła. — Chciałabym od nowego roku pójść do pracy na pół etatu. Jest taka ustawa dla matek na wychowawczym. Mogą zajmować się dzieckiem i jednocześnie nie zaprzestać pracy.
-Jak do pracy? Gdzie?  
- Pomyślałam sobie, że skoro etat po Maćku ciągle jest wolny, to znowu mogłabym być twoją asystentką. (Maciek objął to stanowisko po Uli i na jej prośbę po tym, jak odkryła, że jest w ciąży i wyjechała do ciotki). Można byłoby Piotrusia ewentualnie czasami zabierać ze sobą do firmy.
- Nie Ula- zaprotestował. —To nie jest dobry pomysł. Ustaliliśmy, że ty zajmujesz się domem i dzieckiem, a ja zarabiam.
-Po pierwsze nie przypominam sobie, żebyśmy coś takiego ustalali Marek- ponownie weszła mu w słowo. — Po drugie Piotruś ma już pół roku i można zostawić go pod czyjąś opieką na parę godzin albo posłać do żłobka, a po trzecie to nie chodzi tu o pieniądze.  Ja zaczynam dusić się w domu i robię w kółko to samo. Zrozum to. Chcę wyjść do ludzi i nie wypaś z rynku pracy.  Dzisiaj nie usnęłam ze zmęczenia tylko z nudów. Rano ogarnęłam dom, wstępnie przygotowałam obiad i dla zabicia czasu położyłam się obok Piotrusia. Nie ja jedna byłabym pracującą matką.
-Ula ok, rozumiem, że masz ambicje, ale możesz chyba poczekać, aż Piotruś urośnie. Poza tym idzie zima i chcesz codziennie wozić go do żłobka. Złapie infekcję jedną, drugą i zacznie jeżdżenie się po lekarzach.  Piotruś jest jeszcze za mały na takie przejścia- mówił twardo. 
-To zawsze możemy zatrudnić nianię albo twoi rodzice mogliby nam pomóc- argumentowała.
-Rodzice na pewno zgodziliby się bardzo chętnie, ale jakbyś zapomniała to tato choruje na serce i nie chcę obarczać ich dodatkowymi obowiązkami. A z nianiami różnie bywa. Poza tym nie chcę, żeby jakaś obca osoba miała wychowywać mojego syna. Mnie mama wychowywała do trzech lat i było dobrze.
-Wymyślasz tylko powody. A dobrą nianię mogę znaleźć ci na zawołanie.  Mama Maćka jest na rencie i chętnie zajęłaby się jakimś dzieckiem.
-Tylko że ona mieszka w Rysiowie i przyjeżdżanie tutaj nie kalkulowało się jej.
-Zawsze mogę tam wrócić- rzuciła prowokacyjnie.
-Ma to być szantaż? -pytał wzburzony.
-Nie Marek. Ja tylko uświadamiam ci, że mogę dać sobie radę bez ciebie.
Dalszą rozmowę przerwał im dzwoniący w salonie telefon Marka. Był nawet wdzięczny za ten przerywnik, bo obojgu chwila na uspokojenie nerwów, jak myślał się przyda.
-Maciek – rzekł, gdy wrócił do salonu. —Zepsuł mu się samochód i chce, abym przyjechał do niego i podpisał kilka dokumentów. Obiecałem, że wpadnę jeszcze dzisiaj. (Maciek jest menadżerem  ośrodka wypoczynkowego Zacisze, a którego właścicielami są Ula, Marek i Sebastian. A został nim, bo Marek w swoim czasie zajmował się jednocześnie prowadzeniem ośrodka, firmą oraz jeździł do Uli i Piotrusia do Rysiowa. Dlatego też któregoś dnia zasłabł z przemęczenia i trafił do szpitala. To zaś spowodowało, że Ula postanowiła wprowadzić się do niego, a Maciek awansował na menadżera, aby Marek nie musiał tam jeździć)
-To jedź- odparła krótko.
-Ula nie chcę kłócić się z tobą- mówił łagodnie. —Ale zima to naprawdę nie jest dobry moment na rozpoczynanie pracy i na wożenie Piotrusia po żłobkach.
-Może masz i rację, ale ja nie chcę być kurą domową.
-Możemy pójść na jakiś kompromis.
-A co proponujesz?
 -Poczekać, chociaż do wiosny i wtedy zadecydować co dalej. Piotruś będzie miał prawie rok i pogoda będzie inna. Poza tym te sześć miesięcy dla tak małego dziecka to ważny okres. Uczy się siadać, gaworzyć, mówić, chodzić. Szkoda byłoby te momenty przegapić. Zwłaszcza że mnie praktycznie od siódmej do siedemnastej nie ma w domu.
-Fakt. Każda nowa umiejętność Piotrusia mnie cieszy- mówiła z uśmiechem.
-Widzisz Ula. W innych sprawach jak przemyślisz, to również przyznasz mi rację.
-Dobrze Marek poczekam do maja, ale później wracam do pracy i nie zatrzymasz mnie w domu- odparła ugodowo.
-Bardzo mądra decyzja Ula- odparł z ulgą. —A do tego czasu w ważniejszych sprawach będziesz mi pomagała i jeździła do firmy.
-Trzymam cię za słowo. A ziemniaki mają chyba już dosyć gotowania.
Pięknie Marek- myślał, odlewając wodę z garnka. Miałeś zrobić krok do przodu w relacjach z Ulą, a włączyłeś bieg wsteczny. Tylko że ja mam rację. Z kim Piotrusiowi będzie lepiej, jak nie z mamą.

Po obiedzie tak jak obiecał Maćkowi, Marek pojechał do ośrodka Zacisze podpisać kilka dokumentów. W drodze powrotnej natomiast postanowił odbić nieco z drogi i odwiedzić panią Więcek. (jego wychowawczyni z liceum przebywająca obecnie w domu pogodnej starości, a którą odwiedza regularnie) Zwłaszcza że nie widział się z nią od dobrych dwóch miesięcy. Zadzwonił tylko do Uli, aby uprzedzić ją, że się spóźni i powiedzieć, gdzie jest. Wychowawczynię zastał samą w jej pokoju, to mógł i porozmawiać z nią swobodnie.
-Wszelki duch Pana Boga chwali- rzekła na jego widok. —Dobrzański we własnej osobie. 
-Dzień dobry pani i przepraszam, że nie było mnie tyle czasu. Ale wie pani, obowiązki rodzicielskie zabierają czas- tłumaczył się gorliwie.
- I tylko to cię usprawiedliwia. A co u Uli i Piotrusia? Zdrowi?
-Tak i obiecuję, że jeszcze przed świętami przywiozę ich tutaj.
-Liczę na to. Udziergałam nawet dla Piotrusia sweterek.   A ty i Ula doszliście w końcu do porozumienia?- zapytała zachęcająco.
-Nie jest to takie proste, jakby się wydawało.  Mamy uparte charaktery.
-To nie charaktery, tylko to, że się starzejesz Dobrzański- oznajmiła wymownie. —Całe liceum dziewczyny jadły ci z ręki i wiedziałeś jak z nimi postępować, a teraz nie umiesz poradzić sobie z jedną.  
-To, dlatego że kiedyś dziewczyny były inne. Bez ambicji. 
-Bo takimi się otaczałeś. Patrzyły tylko na twoje bogactwo. A co konkretnie was dzieli w charakterach? 
-Chciałaby wrócić do pracy, a nie tylko w domu siedzieć. Nudzi się w domu. Myśli nawet, aby wrócić do ojca i rodzeństwa.
-Odwieczny problem par wspólnie mieszkających- stwierdziła wymownie. —Kobieta do garów, a mężczyzna do zarabiania pieniędzy. A ty, jeśli chcesz coś zmienić i zatrzymać przy sobie, to zacznij traktować jak kobietę, a nie jak pomoc domową- mówiła mu to samo, co Sebastian. —Zaproś gdzieś, aby się rozerwała. Jednym wyjazdem do SPA i autem takiej kobiety jak Ula nie przekupisz. Ja, gdybym nie odrzuciła miłości w młodości, nie byłabym tu i nie liczyła tylko na odwiedziny swoich wychowanków. Piotruś dorośnie, może pójdzie własną drogą i zostaniesz sam.
-Ma pani sporo racji- mówił z namysłem.
-To się nazywa doświadczenie życiowe mój drogi- odparła nauczycielka.
Od pani Więcek wracał z mocnym postanowieniem, że od tej pory będzie dbać o to, aby Ula miała czas na wyjścia i rozrywki.  Sam nawet planował w sobotnie popołudnie zaprosić gdzieś Ulę. Z konkretnym zaproszeniem postanowił jednak poczekać i porozmawiać najpierw z rodzicami na temat opieki nad wnukiem. 




Z myśli o planach wybił go telefon od Pauliny. Był akurat na stacji benzynowej, to odebrał. Febo na jego szczęście wiele nie chciała, tylko to aby przywiózł jej stare, ale markowe zabawki dla Agnieszki, a pozostawione u niego na strychu. Przed powrotem do domu zawitał jeszcze do rodziców, aby spytać o sobotnie popołudnie i czy nie zajęliby się Piotrusiem. Rodzice nie tylko byli chętni, ale i oddali mu bilet do teatru.

Tymczasem Ula sprzątnęła kuchnię, nakarmiła synka i zamierzała już oddzwonić do Wioletty, gdy ta zadzwoniła do niej i zapowiedziała się z krótką wizytą. Ochoty na rozmowę z koleżanką za bardzo nie miała, ale znała też wystarczająco dobrze Wiolę i wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała wysłuchać jej i zgodziła się, aby wpadła po pracy. Godzinę poźniej stała pod drzwiami.
-Nie przyszła góra do Machoneja, to Machonej przyszedł do góry- zagadnęła od drzwi. —Cześć Ulka. Możesz mi to przejrzeć? -zapytała, wciskając jej jakąś kolorową teczkę.  
-Cześć. Marek cię przysłał z tymi papierami? Jeśli tak to powiedz mu, że łaski nie potrzebuję.
-Jak Marek? - zadziwiła się. —Gośka moja kumpela chce wynająć butik, ale w umowie są takie słowa, że żaden słownik tego nie przetłumaczy, a nie chce wdepnąć na bombę. Powiedziałam jej, że znasz się na tym i poproszę o pomoc.
-Ok Wiola.  Wierzę ci. Pytałam, bo przed wyjściem Marka pokłóciliśmy się trochę o to, że ciągle zajmuję się domem i nie mam kontaktu z biurową pracą.
-Kłótnia jak w starym dobrym małżeństwie, co Ulka- stwierdziła zaczepnie.
-Siadaj, a ja przejrzę te papiery, póki Piotruś nie marudzi- odparła, nie komentując słów koleżanki. Kawy, herbaty.
-Nie dzięki. Właśnie Ula a pro po Marka, to rozmawiałam dzisiaj z Barbarą i jej nie chodzi o Sebulka tylko o Marka- oznajmiła mimo to i przeszła na główny cel wizyty. —Wypytywała mnie o niego. W końcu powiedziałam jej, że Marek to łakomy kąsek, ale już połknięty.
-A mówisz mi to, bo- wtrąciła Ula.
-Bo tu chodzi o przyszłość dwojga bliskich mi ludzi – odparła bez owijania w bawełnę. —A Ewa wróciła do firmy cała w skowronkach i zaczęła mówić, jaki to Marcus jest hezki, slodki. Sprawdziłam, co to znaczy hezki i znaczy, że jest miły i słodki.  Obie zagięły na niego palec. Dasz wiarę. 
-To mają problem. On jest jeden, a one dwie- odparła spokojnie.
-I nic a nic cię to nie obchodzi Ula? -pytała.   
-A w jakim języku rozmawiałaś z Barborą? -odparła pytaniem.
-Czeskim i polskim. Bo co?
-Właśnie Wiola- mówiła, czytając jednocześnie umowę. —Rozmowa z nią jest jak ta umowa. Połowy nie zrozumiałaś, a resztę dopowiedziałaś sobie. I na odwrót. Ona ciebie źle zrozumiała. U nich maj to kwiecień, jak wszędzie maj jest majem. Z innymi wyrazami jest podobnie.
-Fakt u nich chudy to biedny- wymruczała do siebie.  —Ale chyba lepiej jest dmuchać na gorące niż się później sparzyć- rzuciła jedną ze swoich mądrości. —Ula, jeśli czegoś nie zrobisz, to obie wezmą go w takie obroty, że sam nie będzie wiedział, kiedy osaczą go.
-Mam je wytargać za włosy albo zrobić awanturę na korytarzu? To nie moje metody- mówiła zezłoszczona.  Nie chcę być jak Paulina. Zresztą Marek, jeśli będzie chciał, to sam sobie poradzi z nimi albo one same się pozabijają o niego. Pomijając to, że Marek jest wolny i nic nas nie łączy.
-A ty swoje- mruczała Kubasińska. —Cztery miesiące razem mieszkacie, Marek dawno wyzdrowiał, a ty mówisz, że nic was nie łączy? Nie strój wariata czy tam nie ubieraj Ulka.
-Strugaj wariata Wiola.  To znaczy mówi się nie strugaj wariata. A do miłości nie można zmusić. Gdyby Markowi zależało, to by już coś zrobił.
-Oboje po studiach a rozum przedszkolaka- mówiła bezradnie. —Nawet gorzej, bo taki Wojtuś podchodzi do Marysi i wali prosto z mostu chcesz zostać moją dziewczyną, ta się zgadza i …
- Wiola- przerwała jej wywód. —Jeśli mam to przejrzeć to możesz dać mi się skupić? —I nie chcę wysłuchiwać po raz kolejny kazania na temat mojego związku z Markiem.  Będzie, co będzie Wiola.
-Ok. Ula. Będę milczała jak mogiła albo inny posąg, ale ty z takimi poglądami to długo panną będziesz- podsumowała Wioletta.

Marek do domu wrócił po ósmej, gdy Ula była już przebrana do spania i zajęta swoimi sprawami w swoim pokoju. Drzwi były otwarte na oścież, to nie musiał nawet pukać, tylko wejść.



-Jestem- rzekł, aby coś powiedzieć. —Piotruś grzeczny był?
-Tak. Nawet nie pluł kaszką. A, co słychać u pani Więcek?
-Wszystko dobrze- odparł, patrząc na śpiącego synka w łóżeczku. —Zaprasza całą naszą trojkę i obiecałem, że wpadniemy jeszcze przed świętami.  
-Chętnie. Bardzo ją lubię.
- Tak jak ona ciebie Ula. Rozmawialiśmy trochę i przemyślałem parę rzeczy. Musimy zorganizować inaczej nasze życie i zadbać, abyś mogła spełniać się zarówno zawodowo, jak i rodzinnie. Mogłabyś na dobry początek pracować w domu i prowadzić małe biuro rachunkowe. Sporo jest ogłoszeń o obliczanie podatków i innych rozliczeń.  Co prawda duże pieniądze to nie są, ale jak sama mówiłaś, nie o pieniądze tu chodzi.
-Niegłupie Marek- odparła po chwili namysłu. —Może kiedyś stworzyłabym własną firmę.
-Z twoimi zdolnościami na pewno by ci się udało. A dla nadrobienia zaległości towarzyskich, zapraszam cię do teatru w sobotę. Rozmawiałem już z rodzicami i zostaną z Piotrusiem. 
-No proszę- rzekła ze zdziwieniem. —Wyszedłeś tylko na pięć godzin, a wracasz całkiem odmieniony.
-Czasami wystarczy jeden mały moment, aby zrozumieć pewne sprawy Ula- odparł klarownie. —Pójdę teraz zrobić sobie kolację, a później przyjdę jeszcze powiedzieć ci dobranoc.
Kwiaty, teatr, troska o mnie.  Co on kombinuje? – zastanawiała się po jego wyjściu. —Myśli, że takimi gestami mnie przekupi, aby ciągle zajmowała się Piotrusiem.

Następnego dnia Marek do pracy jechał jak na ścięcie. Najchętniej to w ogóle by nie jechał, ale wiedział, że musi, chociaż na chwilę pokazać się, aby podpisać umowę z Nowotną.  Na jego szczęście uniknął dłuższy czas bycia z nią sam na sam, bo towarzyszył mu Pshemko oraz Hugo projektant z Czech. Na sam koniec wizyty jednak natknął się na korytarzu na Ewę. Wchodził właśnie do windy, a ona wślizgnęła się do środka w ostatniej chwili i skazany był na chwilę bycia z nią i rozmowę.
-Marco mam nadzieję, że zmienisz zdanie i pojawisz się w Pradze zamiast rodziców- zagadnęła po angielsku. —Zrozumiałam, że nie mam u ciebie szans na nic. 
-Trudno mi w to uwierzyć- odparł oskarżycielsko. —Podobno wczoraj wróciłaś do firmy zadowolona i opowiadałaś, jaki to jestem miły i słodki. Może po nieudanej próbie uwiedzenie mnie postanowiłaś coś udawać.
-Robisz tylko niepotrzebny zamęt- mówiła z wyrzutami, choć była to prawda. Chyba że nie jest to pierwsza taka sytuacja, że krążą takie plotki- prorokowała.
-Przeciągasz strunę Ewo- mówił ostrzegawczo. —A odpowiadając na twoje pierwsze pytanie, to nie zamierzam pojawiać się w Pradze.
-Jak chcesz Marco. Zaproszenie będzie aktualne.
-To się nie doczeka. Widzimy się na wiosennym pokazie- mówił stanowczo.
-Może prędzej- oznajmiła tajemniczo. —Paulina zaprosiła mnie na zabawę sylwestrową waszej firmy.
-Mnie nie będzie- odparł automatycznie. —Mama małe dziecko jakbyś zapomniała. Wybacz, ale Wiola dobija się do mnie telefonami- rzekł, gdy dojechali na piąte piętro. —Cześć Ewa i miłego lotu- dodał z czystej kurtuazji.
-Ahoj Marcus- odparła, całując w policzek.

Dwa dni później w sobotni ranek Marek nic nie przewidując, spakował stare zabawki Pauliny i pojechał do Febo.



Bartek tymczasem idąc na siłownię spotkał panią Dorotę nianię Agnieszki i dowiedział się, że Paula dała jej wolne i że razem z Ewą postanowiła zająć się dzieckiem. Było to dla niego o tyle dziwne i podejrzane, bo z tego, co było mu wiadomo, to Nowotna miała wylecieć dwa dni temu do Czech, a Paulina była umówiona z nową zdobyczą, restauratorem Matteo. Przypomniała mu się również niedawna rozmowa Pauliny z Nowotną o tym, że Febo szykuje zemstę. Od Marka natomiast wiedział, że wybiera się do nich właśnie w sobotę z rzeczami i zabawkami dla Agnieszki.  Długo nie myśląc, postanowił wrócić i sprawdzić co planuje Febo. Zwłaszcza że Ulę lubił od czasów liceum (chodził do jednej klasy z Ulą i Pauliną), a i Markowi zawdzięczał awans w pracy. W domu zainstalowane były również kamery i chciał je przejrzeć. To Paulina bowiem zainwestowała w domowy monitoring, aby mieć pewność, że gosposia i niania nie grzebią w jej rzeczach.  CDN PO ZAPOWIEDZI DLA MIŁOŚCI