piątek, 27 września 2019

Dla miłości cz 2


Życie Uli i Marka od prawie dwóch miesięcy wyglądało jak w dobrym, szczęśliwym małżeństwie. W mieszkaniu Marka mieli część swoich rzeczy i kosmetyków, i tam wracali po pracy. Ula zajęła się również gotowaniem i gdy Marek wracał do domu, to czekał na niego obiad. Kolację zaś razem przygotowywali.  Później wspólnie sprzątali i szli spać. Rano jedli wspólnie śniadanie i omawiali bieżące sprawy oraz zakupy. Markowi żyło się z Ulą znacznie inaczej niż z Pauliną, bo było spokojnie i mógłby już zawsze tak żyć. Sielankę wspólnego mieszkania Markowi mącił tylko fakt przylotu Pauliny na parę dni do Polski na spóźnione święta. Febo bowiem od ponad pół roku więcej czasu spędzała w Mediolanie u babci niż w Warszawie. Seniorka Febo  w ostatnich miesiącach podupadła na zdrowiu i potrzebowała kogoś z rodziny. Nie robiła to jednak z dobrego serca, tylko dlatego że babcia posiadała spory majątek a oprócz niej i Aleksa były i inne wnuki. Nie przyleciała nawet na święta Bożego Narodzenia, bo jej kuzyni zapowiedzieli swoją wizytę i obawiała się, że wykorzystają okazję, aby coś ugrać. Markowi było to akurat na rękę, bo święta w towarzystwie rodzeństwa Febo zawsze były dla niego męką.
Przylot Pauliny pokrywał się z czterodniowym wyjazdem Uli do domu na rodzinną uroczystość i dlatego udało się Markowi zachować w tajemnicy zarówno Ulę przed Pauliną, jak i pobyt Pauliny w Warszawie przed Ulą. Zwłaszcza Uli nie chciał dręczyć takimi wiadomościami. Dla niego były to też bardzo długie dni, bo już następnego dnia po wyjeździe Uli zatęsknił za nią. Nawet w swoim własnym domu czuł się obco, a Paula była jeszcze bardziej nie do zniesienia. Pocieszał się tylko tym, że za parę tygodni skończy trzydzieści lat, rodzice dają mu udziały, a on rozstanie się z Pauliną i przestanie ukrywać się z Ulą. Udziały były też jedyną niezgodą w ich relacjach, bo Ula chciała, aby w końcu ich związek nie był tajemnicą, a Marek trzymał się tego, aby poczekać do jego urodzin.
-Te nasze ciągłe ukrywanie się staje się męczące -mówiła z wyrzutami. —Nie możemy wyjść ani do kina, ani na spacer. Tylko udziały się liczą.
-Zrozum Ula. Nie jestem pazerny, tylko myślę rozsądnie – mawiał w takich chwilach. —Gdybyśmy ujawnili się teraz i rozstał z Pauliną, to rodzice uznaliby, że ciągle jestem niedojrzały, aby dostać udziały. Zwłaszcza że Paula jest ich pupilką od dawna i umie nimi manipulować. Ciągle biegała do nich na skargę, że ją zdradzam.
-Ale i tak później możesz mieć kłopoty -argumentowała. —Zarówno prywatnie jaki i w pracy. Febo mają dwa głosy w radzie i ty z ojcem po jednym, a w razie remisu, to głos prezesa się liczy. A ty po takiej akcji możesz stracić poparcie ojca i będziesz miał jeden swój głos.
-Nie Ula. Ojciec może i jest w sprawach domowych pod pantoflem mamy, ale w sprawach firmy jest sprawiedliwy i nigdy nie szkodziłby na rzecz firmy. Poza tym, rodzice oprócz udziałów mają jeszcze dużą posiadłość z eleganckim domem, dzieła sztuki, domek na Mazurach. Mogę z tego wszystkiego zrezygnować i zostawić nawet Febo, ale nie udziały. Firma to ja. Ula obiecuję ci, że już niedługo z Pauliną będzie łączyć mnie tylko firma, a my będziemy mogli się ujawnić.
-A co zrobiłbyś, gdyby warunkiem rodziców było oddanie ci swoich udziałów w prezencie ślubnym?
-Rzuciłbym Paulę już dawno Ula -mówił pewnie. —Nie jestem samobójcą ani aż tak pazerny.




Czas pobytu Pauli w Polsce i nieobecność Uli Marek zabijał dłuższym pobytem w pracy. Febo oczywiście sprawdzała go tam i na każdym innym kroku. Na jego szczęście nie wymagała od niego seksu, bo miała swoje dni, a które zawsze przechodziła boleśnie i obficie i nie w głowie było jej kochanie się z narzeczonym. Marek uświadomił sobie również, że bycie z Paulą byłoby jak zdrada Uli, a od prawie pół roku był jej wierny.
Dwa dni po powrocie Uli Marek postanowił powiedzieć jej o szwalni. Przygotowywali sobie jajecznicę na kolację i gdy Ula kroiła kiełbaskę, a on cebulę podjął temat.
-Pamiętasz Ula, jak rozmawialiśmy, o tym, że wszystko co mam zawdzięczam rodzicom, a chciałby sam coś stworzyć -zagadnął.
-Pamiętam.
-I dlatego, gdy nie było ciebie, to pogrzebałem w Internecie i znalazłem ogłoszenie o możliwości wykupu upadającej szwalni. Mam trochę oszczędności a na resztę wziąłbym dobry kredyt pod zastaw domu. Wiem, że łatwiej byłoby przez firmę jako żyrant, ale nie chcę firmy obciążać kredytem. Wszystko przechodzi przez biuro Aleksa i wydałoby się, że chcę kupić szwalnie, a ma to być tajemnica. Tylko Seba wie i ty teraz.
- I jak rozumiem mam ci pomóc w znalezieniu odpowiedniego kredytu?
-Dokładnie tak. Mam na wykup szwalni trzy tygodnie. Pomożesz mi?
-Pewnie. Zjemy, a później usiądziemy i ze spokojem przejrzymy oferty.
Po kolacji usiedli w salonie na kanapie z laptopem na kolanach i przeglądali oferty, kwoty i oprocentowania. Wszystko to, co proponowała Ula, miało jednak zawsze jakieś wady.
-Możesz cofnąć – rzekł z zainteresowaniem. —A ten kredyt? -zapytał, pokazując palcem na ekranie reklamę kredytu małżeńskiego.
-Ale to jest kredyt małżeński -odparła ironicznie. —Nie umiesz czytać? Choć faktycznie byłby najlepszy, ale ty nie masz żony.
-Ale zamierzałem się wkrótce ożenić Ula.  
-To jak już się ożenisz, to pogadamy -odparła, mrucząc.
-Ty skusić się nie dasz? Będę dobrym mężem -mówił żartobliwie, aby wprowadzić Ulę w dobry nastrój przed dalszą rozmową. 
-Brzmi to trochę jak oświadczyny.
-Bo to są oświadczyny Ula. Chociaż wiem, że nie tak powinny wyglądać. Mogę jedynie poprawić się troszkę -dodał, padając przed nią na kolana.  —Kochanie wyjdziesz za mnie już teraz, a nie za parę miesięcy.  
-To znaczy, że chciałeś mi się wkrótce oświadczyć? -pytała podejrzliwie.
-Konkretnie to w Walentynki -skłamał, bo konkretnego terminu nie miał.
-Tylko że ty masz czas na kupno szwalni tylko trzy tygodnie -stwierdziła po pierwszym szoku. —Jak chcesz tego dokonać? Wszędzie są kolejki. I w kościele i w urzędzie.
-Mam znajomego w USC i może termin przyspieszyć -mówił, siadając na powrót na kanapie obok Uli. —Poza tym zimą nie ma tylu ślubów. A ślub kościelny weźmiemy latem. Wtedy zaprosimy krewnych i znajomych i wyprawimy huczne wesele. Teraz będzie skromnie. My i świadkowie.
-To znaczy, że w tajemnicy mielibyśmy się pobrać -ni stwierdziła, ni zapytała z wyczuwalnym smutkiem.
-Tak byłoby najlepiej. Chociaż wiem, że i ślub inaczej sobie wymarzyłaś.
-Ślub za kredyt mało jest romantyczny -mówiła z ciągłym niezadowoleniem.
-Najważniejsze jest to, że się kochamy Ula i że chcemy być razem. A ta szwalnia to nasza przyszłość -argumentował. —Nie wiem, jak długo zachowam stołek prezesa. Zwłaszcza jak wyjdzie na jaw, że mam żonę i nie jest nią Paulina.
-A twój znajomy? -pytała sensownie. —Wszystko może zdradzić.
-Nie zdradzi, bo rodziców nie zna, a Paula kiedyś obraziła jego żonę i wyświadczenie, takiej przysługi będzie dla niego przyjemnością. Ula zrobisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? -zapytał ponownie.
-Zgoda Marek. Wyjdę za ciebie i razem weźmiemy kredyt.
Po tych słowach przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował.
-Kochanie a ta szwalnia będzie prezentem ślubnym dla ciebie -rzekł, gdy oderwali się od siebie.
-Nie musisz Marek.
-Ale chcę Ula.


Gdy następnego dnia Ula wróciła do domu z zakupami na kolacjo- obiad  czekała na nią niespodzianka. Marek bowiem kończył nakrywać stół, a po mieszkaniu roznosił się zapach pieczonego kurczaka. Na stole zaś stał duży bukiet kwiatów.
-Coś świętujemy Marek? -zapytała widząc to wszystko. Poznaliśmy się piątego, pierwszy raz całowaliśmy ósmego, a zamieszkaliśmy razem nie wiadomo, kiedy tak naprawdę.
-Nasze zaręczyny -odparł, zakręcając się przy stole i zabierając z niego kwiaty i pudełko z salonu Apart. Chwilę później był już przy Uli z otwartym puzderkiem i wziął ją za rękę. 
 -Ula przyjmij ten pierścionek na znak moje miłości i wierności- mówił, wsuwając go na palec.
-Wariat -stwierdziła z uśmiechem.
-Zakochany wariat -kochanie. —Dostanę buziaka?
-Dostaniesz, ale najpierw sprawdź, co ci kipi Marek -odparła.

Kolejnego dnia Ula musiała pójść do Wioletty swojej koleżanki i poprosić ją, aby była jej świadkową.
-Jak mam być twoją świadkową? Zaliczyliście wpadkę z Markiem? -pytała, patrząc na jej brzuch.
-Nie Wiola. Nie jestem w ciąży.
-To skąd tak nagła decyzja? - pytała. —Zawsze byłaś taka rozsądna.  
To dla miłości Wiola -pomyślała.
-Kochamy się Wiola i chcemy stworzyć rodzinę. Gdy ty poznasz, kogoś w kim się zakochasz, to również będziesz tak szczęśliwa, jak ja. To jak zgadzasz się Wiola? Nie mam tu nikogo innego w Warszawie.
-Zgoda Ula. Będę twoją świadkową. Tylko to trochę dziwne Ula. Bierzecie ślub, a żyjecie w konspiracji.
-Marek ma powody, ale niedługo się to zmieni. I dziękuję Wiola.

Ślub Markowi udało się zorganizować w dwa tygodnie i w środę ostatniego dnia stycznia pojechali do Urzędu Stanu Cywilnego. Zanim nastąpiło to, to ostatnią noc Ula spędziła u Wioli i tam ubierała się na wyjście. Przy okazji Wiola przygotowała dla niej namiastkę wieczoru panieńskiego i zafundowała jej metamorfozę. W tym samym czasie Sebastian oblewał z Markiem w klubie jego wieczór kawalerski. Następnego dnia Ula z Wiolą oraz Marek z Sebastianem mieli przyjechać osobno do urzędu. Pierwsi byli panowie i czekali na pojawienie się pań. Te wkrótce dojechały, a na ich widok obaj oniemieli, bo nie tylko nowa Ula zrobiła wrażenie na przyszłym mężu, ale i widok Wioli rozpromienił twarz Sebastiana.


-Witajcie -rzekł Marek. —Pięknie wyglądacie. Proszę Ula bukiet dla ciebie -dodał, podając ślubną wiązankę.
-Nie mówiłaś, że masz tak ładną koleżankę -odezwał się i Olszański do Uli, ale patrząc na Wiolettę.
-A Ula nie mówiła, że świadek będzie tak przystojny -odparła Kubasińska.
-Poznajcie się -odezwała się Ula. —Wiola, Marek mój narzeczony i jego przyjaciela Sebastian -mówiła, pokazując na odpowiednie osoby.


Sama ceremonia była krótka, a oprócz tej czwórki był obecny jeszcze Sławek kolega Marka z żoną, który pomógł mu przyspieszyć ślub. Po ślubie natomiast Sebastian uwiecznił wszystkich na zdjęciach. Później pojechali do jednej z restauracji oddalonych od F&D na uroczysty obiad.
-Powinno być gorzko, gorzko, ale jesteśmy w restauracji i w waszej sytuacji nie byłoby wskazane -rzekł Sebastian.
-Odbijemy sobie w noc poślubną Seba i w czasie podróży poślubnej -odparł mu Marek. —A ty Wiolą zaopiekuj się i odwieź do domu.
-Z przyjemnością -mówił z zadowoleniem i patrząc na Wiolettę.



W czterodniową podróż poślubną do SPA w Bieszczadach wyjechali nazajutrz o świcie.  Pierwszy dzień pobytu zepsuł im jednak telefon od Pauliny. Wracali właśnie z jednego ze szlaków, gdy zadzwoniła. Marek zaś dla świętego spokoju i za namową Uli odebrał.


-Kochanie zgadnij, gdzie jestem? -zaszczebiotała do słuchawki.
-Nie mam czasu na zgadywanki Paula. Idę zaraz na obiad.
-Na lotnisku w Mediolanie i kolację zjemy….
-Paula, ale mnie nie ma w Warszawie -wtrącił brutalnie.
-To, gdzie jesteś? -pytała ze wzburzeniem.
-Tam, gdzie ty nigdy nie chciałaś jechać. W Bieszczadach.
-I ja mam w to uwierzyć? Nie bądź śmieszny -mówiła z ironią.
-Zawsze mogę wysłać ci zdjęcie. Poproszę któregoś z turystów, aby mi zrobił.
-Nie trzeba. Ciekawa jestem, jaką panienkę…
-Sam jestem -przerwał jej po raz kolejny. —Znajdź mi taką dziewczynę, która byłaby chętna tu przyjechać zimą i zaszyć się w domku bez wygód.
-Powiedźmy, że mówisz prawdę. Zawsze chciałeś zamieszkać w takiej dziczy. Kiedy wracasz?
-W poniedziałek albo we wtorek -skłamał, bo strzelał, że Febo będzie wracała do Mediolanu w niedzielę.
-To, kto będzie zajmować się firmą w tym czasie? Aleks jest w Mediolanie.
-I, dlatego że on wyjechał, mogłem i ja wyjechać i odpocząć. Wolę zostawić firmę w rękach Pawła i pani Hani niż w rękach twojego brata -mówił, mając na myśli swojego asystenta i wieloletnią sekretarkę prezesa, którą dostał razem z posadą w spadku po ojcu. A co cię sprowadza tak nagle do Warszawy?
-Pomyślałam, że skoro nie będę mogła być za dwa tygodnie na twoich urodzinach, to teraz je uczcimy.
-Bardzo szlachetne Paula -ironizował. Po raz kolejny udowodniłaś, kto jest dla ciebie najważniejszy. Jestem chyba trzeci w kolejce po bracie i babci.
-Jeśli tak mamy rozmawiać, to lepiej będzie, jak w ogóle nie będziemy – mówiła obrażonym tonem. —Muszę iść odwołać swój lot -dodała i chwilę później wyłączyła się, nie mówiąc nawet słowa pożegnania.
-Co miało znaczyć, te znajdź mi taką, która -zapytała Ula, gdy rozłączył się z Febo.
-To dla dobra sprawy kochanie. I zadziałało, bo tematu nie drążyła i sama przyznała rację, że takiej nie znalazłbym.
Kwadrans później, gdy byli już w restauracji zadzwoniła do Marka jego sekretarka z wiadomością, że Paulina dzwoniła i wypytywała, gdzie jest i z kim. Pani Hania powiedział jej , to co sama wiedziała, czyli że Marek wyjechał w Bieszczady na parę dni.

niedziela, 22 września 2019

Dla miłości cz1


Przypomnienie na brązowo.


-Seba wszystko się wydało z Ulą- rzekł od drzwi Marek Dobrzański prezes F&D. —Paula zrobiła mi właśnie awanturę o to- dodał, siadając naprzeciwko przyjaciela w jego biurze.
-Jak wie? – zapytał z niedowierzaniem. —Wszystko?
-Powiedziała, że niezłe gniazdko sobie uwiliśmy, że była tam, rozmawiała z Ulą i powiedziała jej, że nie jest pierwszą, którą zwodzę i że nie rzucę dla niej narzeczonej, czyli jej samej.
- A Ula, powiedziała prawdę Pauli czy Paula ciągle wie tylko to, że istnieje Ula.
-Chyba to drugie, skoro jestem wśród żywych i nic nie mówiła na ten temat.
-Małe pocieszenie Marek, bo i tak już po tobie. Prędzej czy później, jak nie jedna to druga cię załatwi- mówił proroczo.  —A Ula co na to?
-Nie wiem. Próbowałem dodzwonić się do niej, ale nie odbiera.
-Dziwisz się? Jeśli to, co mówi Paula jest prawdą, to z Ulką delikatnie się nie obeszła. Pamiętasz, jak potraktowała Aśkę i Lidkę?
-Trudno zapomnieć. Obiecała, że kolejną kochankę zabije.
-Ale serio chyba nie mówiła? -pytał z obawą kadrowy.
-Ostatnio jak mówiła mi, że powyrzuca moje samochodziki, to nic nie zrobiła- rzekł, jakby na pocieszenie. —Seba byliśmy już tak blisko dokończenia spraw, a teraz po tym wszystkim Ula nie będzie chciała nawet przez chwilę porozmawiać ze mną.
- Może nie będzie tak źle- pocieszał. —Jesteście w końcu niby małżeństwem.
-Seba my jesteśmy małżeństwem- odparł stanowczo.
-Tylko jakim cudem się wydało Marek? – zastanawiał się Olszański. —Wszystko było tak dokładnie dopracowane.
- Nie wiem- mówił, sięgając do kieszeni po dzwoniący telefon.  —Do tego nie doszliśmy. —Ula- dodał, patrząc na ekran telefonu.
-To może jednak niestracone- mówił z uśmiechem kadrowy.
-Ula? -powtórzył po odebraniu połączenia.
-Nie proszę pana- usłyszał obcy damski głos. —Rozumiem, że zna pan właściciela telefonu, a raczej właścicielkę?
-Tak to moja, moja znajoma- skłamał poniekąd. —Stało się coś? I kim pani jest.
-Aspirant Anna Jastrzębska i dzwonię ze szpitala na Kaszubskiej. Jest taka sprawa proszę pana. Pana znajoma....
-Jak to ze szpitala? Uli coś się stało- przerwał rozmówczyni.
- Pewnie pan słyszał o tym wypadku tramwajowym…
-Tak. Od godziny mówią o tym w serwisach i że jest sporo rannych. Ale czy to znaczy, że Ula tam była? - pytał łamanym głosem. 
-Na to wygląda. Jedna z ofiar nie miała dokumentów, tylko….
-Ofiar!? Czy to znaczy, że Ula…- nie próbował nawet dokończyć
-Żyje. Ranna nie miała przy sobie dokumentów, tylko ten telefon i dlatego szukamy kogoś z bliskich. Próbuję dodzwonić się na numer domowy, ale nikt nie odbiera. Może pan wie, w jaki inny sposób można powiadomić kogoś z rodziny. Zadzwoniliśmy do pana, bo to były ostatnie próby połączenia na jej telefonie.
-Ja zaraz przyjadę- zadeklarował się.
 -Tak byłoby najlepiej. Jej stan jest ciężki- usłyszał na koniec.

Osiem miesięcy wcześniej
Ogłoszenie o pracy na zlecenie na tablicy uczelni SGH zainteresowało kilka osób i Marek postanowił umawiać się z nimi pojedynczo przez tydzień. Pierwsze trzy osoby większego wrażenia na nim nie zrobiły. Czwarta osoba Maciek Szymczyk wydawał się jak na razie najodpowiedniejszy. Z zatrudnieniem go jednak poczekał do poniedziałku, gdy to miał spotkać się z jedyną kobietą w tym gronie. Był też ciekawy, jak wygląda ta Ula, bo przez telefon jej głos wydawał się miły. Na spotkanie z nią wybrał małą kawiarnię w pobliżu jednego z przystanków, bo jak powiedziała mu, tam właśnie zajeżdża jej autobus. W kawiarni stawił się kwadrans przed czasem i każde pojawienie się jakiejś dziewczyny oceniał w myślach. W końcu pojawiła się ta docelowa. Pierwsze wrażenie było całkiem dobre, bo choć nie zauważył na jej twarzy makijażu podkreślającego urodę, a włosy potrzebowały grzebienia to oczy i uśmiech przyciągnęły jego uwagę.


-Pan Marek Dobrzański? -zapytała, choć dokładnie wiedziała, jak wygląda, bo zdążyła przejrzeć Internet i poczytać, to co piszą o nim.
-Tak i nie pan, tylko Marek- odparł, wstając i wyciągając rękę na przywitanie. —Jestem niewiele starszy od ciebie.
Już w połowie rozmowy Marek wiedział, że to z Ulą nawiąże współprace. I to nie tylko ze względu na najlepszą znajomość ekonomii, ale liczył na coś znacznie więcej. 
Marek Dobrzański dwudziestodziewięcioletni dyrektor do spraw reklamy i aspirujący na stanowisko prezesa F&D był bowiem znanym podrywaczem i żadnej kobiecie, która spodobała się mu, nie przepuścił. Ta zaś pomimo tego, że daleka była od urody modelek Klaudii, Dominiki, Patrycji oraz narzeczonej Pauliny Febo, to miała w sobie coś, co go przyciągało i pociągało. Z Pauliną formalnie związany był od czterech lat, choć w planach ich mariaż było od zawsze, czyli od dziecka. To ich rodzice umyślili sobie, że dla dobra firmy wezmą ślub. Miłością narzeczonej jednak nigdy nie darzył i w pierwszych miesiącach związku głównie łączyło ich łóżko. Febo była bowiem pół włoszką i miała też taki ognisty temperament w sypialni. Fascynacja się jednak szybko skończyła i Marek zaczął szukać zaspokojenia u innych kobiet. Wybierać miał też i w czym, bo kobiety oddawały się mu za jeden uśmiech. Te głównie znajdywał wśród modelek, własnych sekretarek, jak również w Klubie 69, w którym to był stałym bywalcem i można było codziennie znaleźć chętną panienkę na zaciągnięcie do hotelu na szybki numerek. W podbojach towarzyszył mu najlepszy przyjaciel Sebastian Olszański, który również znalazł pracę w F&D jako kadrowy. Po kilku miesiącach takiego życia Marek razem z Sebastianem postanowili wynająć dwupokojowe mieszkanko dla swoich potrzeb. Zwłaszcza że Olszański ciągle był na dorobku, mieszkał u rodziców i miał gdzie się teraz podziać. Drugim powodem było to, że ich częste wizyty w hotelach były zbyt głośno komentowane. To zaś wiązało się z awanturami, które robiła Paulina Markowi.  Po kilku takich scysjach i chcąc uniknąć kolejnych awantur, Marek postanowił odstawić modelki i sekretarki i trzymać się dziewczyn z klubu, bo były mniej problemowe. Najchętniej też rozstałby się z Paulą, ale obawiał się reakcji rodziców, bo była to ich pupilka i wymarzona synowa. Drugi powód i znacznie ważniejszy był taki, że rodzice obiecali mu na trzydzieste urodziny udziały i dlatego z obawy, że rodzice mogą zmienić zdanie, to ciągle trwał z nią w narzeczeństwie.

W Halinowie tymczasem szczęśliwe życie wraz z rodzicami i młodszym bratem wiodła Ula Cieplak. Ich szczęście skończyło się jednak wraz ze śmiercią mamy Uli, gdy ta była w klasie maturalnej. Nikt nie był przygotowany na taki cios, bo Cieplakowa zmarła po komplikacjach poporodowych i zostawiając małą córeczkę Beatę. Tym samym obowiązki domowe i opieka nad Betti spadły na Ulę. Mimo to skończyła liceum w Mińsku z wyróżnieniem i dostała się bez problemu na wymarzone studia na dwóch kierunkach. Gdy była na trzecim roku mogła zrezygnować z dojazdów do domu i razem z koleżanką Wiolettą Kubasińską zamieszkać w kawalerce po babci Wioli. W Warszawie szybko zaczęła też dawać korepetycje i zarabiała na swoje utrzymanie oraz podrzucić coś rodzinie. W przeciwieństwie do Wioletty stroniła od wychodzenia do klubów i szukania sobie chłopaka. Miała oczywiście sympatie jeszcze w liceum i w czasie studiów, ale do żadnego z nich nie poczuła jednak szybszego bicia serca, co według niej było nieodzownym dowodem zakochania. Było tak do czasu, gdy na jej drodze nie stanął Marek Dobrzański.



*********************
Współpraca Uli z Markiem od pierwszych dni układała się znakomicie. Spotykali się trzy razy w tygodniu w wynajętym mieszkaniu Marka i rozpisywali pomysł na rozwój firmy. Mogli pracować tam ze spokojem, bo Sebastian w końcu przeniósł się na swoje i nie przeszkadzał im.  Oprócz pracy znaleźli i wspólne tematy do długich i ciekawych rozmów. Ula była całkiem inna niż dziewczyny poznane do tej pory. Inteligentna, zabawna w pozytywnym znaczeniu i miła. Poznał historię jej rodziny i podziwiał, że tyle poświęca dla nich czasu. Ona również dowiedziała się o jego życiu i historii Febo.  Musieli tylko zrezygnować z wyjść, bo miał sporo znajomych, a Ula miała być jego słodką tajemnicą. Mogłaby o niej dowiedzieć się również i Paulina a do tego nie chciał dopuścić tuż przed rozstrzygnięciem konkursu na prezesa. Jej brat bowiem konkurował bezpośrednio z nim na to stanowisko i gdyby dowiedziała się, że spotyka się, z kim to mogła oddać głos na Aleksa.  Oprócz tego nie chciał, aby Aleks zarzucił mu, że to nie jest jego własna prezentacja. Ukrywanie Uli opłacało się, bo wygrał konkurs na prezesa.
Samą pracą Marek nie zamierzał zadowolić się i przez cały miesiąc próbował na wszystkie sposoby uwieść Ulę.  Gdy siedziała, to on nachylał się na nią z nadzieją, że jak podniesie głowę, to rozpłynie się w jego uśmiechu i oczach. Albo, gdy otworzy jej drzwi dopiero co po wziętym prysznicu, to zniewoli ją zapach jego żelu pod prysznic. Któregoś dnia ubrudził koszulę i chodził bez niej jakiś czas z nadzieją, że Ula zwróci uwagę na jego tors.
 Stratę pofolgował sobie dwa dni po swoim sukcesie. Zaprosił Ulę do swojego mieszkania, a prędzej przygotował kolację.
-Szampan, wino, kolacja -zagadnęła na widok zastawionego stołu. —Nie musiałeś.
-Ale chciałem. Nie mogłaś być wczoraj w klubie to chociaż w ten sposób się zrekompensuję.
-Mam nadzieję, że smakuje tak sami dobrze, jak wygląda -mówiła, wdychając zapachy.
-To moje popisowe dania Ula.
Na dobry początek Marek otworzył małego szampana.
-Proszę Ula – mówił, podając jej kieliszek. —Za nasz sukces.
-Za sukces.
-Liczę na dalszą współpracę Ula -dodał, gdy usiedli przy stole. —Teraz na dawnych zasadach, a później, gdy skończysz staż w banku to w firmie. Nie chcę już na początku prezesury popełnić błędu, a i dział Aleksa trzeba będzie sprawdzać. Wszystkie dane będę miał zawsze w laptopie.
-Zobaczymy Marek. Aż w tak daleką przyszłość nie wybiegam.
Kolacja przebiegała w miłej atmosferze, a głównym tematem był przebieg posiedzenia zarządu i zabawa na cześć wygranej Marka.
-Wszystko było pyszne -rzekła, gdy skończyli jeść, a butelka z winem była do połowy opróżniona.
-Miło mi. Nie wszyscy doceniają mój kunszt gotowania -stwierdził, mając na myśli Paulinę. —Mam twoje ostatnie wynagrodzenie -dodał, wyciągając z marynarki białą kopertę. Tak jak umawialiśmy się Ula. Dwa tysiące. I mały prezent.
-A to za co? -zapytała, widząc w dłoniach Marka pudełko od jubilera.
-Premia uznaniowa. Nie odmawiaj Ula. Noś na szczęście.
Gdy pudełko trafiło do jej rąk, to od razu sprawdziła, co się w nim znajduje.


-Bardzo ładny – rzekła na widok srebrnego wisiorek ni to z koniczynką, ni serduszkami.  
-Tak myślałem, że trafię w twój gust.
Próbowała również założyć, ale zapięcie było oporne.
-Daj Ula. Ja spróbuję -rzekł, wstając od stołu.
Bliskość rąk Marka i oddech na jej szyi spowodował, że poczuła drżenie. Od dawna pragnęła Marka, ale i bała się tego pierwszego razu. Wiedziała również, jaki jest Marek i że oprócz seksu na nic nie może liczyć. Teraz wypite wino i szampan dodały jej odwagi.
-Ula -szeptał jej przy uchu. —Dlaczego nie chcesz iść ze mną do łóżka? Nie podobam się się? Dawałem ci pewne znaki i pragnę cię. Nie czujesz nawet najmniejszego pożądania do mnie -pytał ośmielony wypitym winem. 
-Pójście z tobą do łóżka to dla mnie byłaby poważna decyzja Marek -odparła cicho.
-Innego chyba nie ma?
-Nie, nie ma. Ja po prostu jeszcze nigdy nie byłam z chłopakiem -wydukała.
-Nie? -zapytał mocno zdziwiony.
-Nie. Trudno w to uwierzyć prawda?
-Tak samo trudno będzie uwierzyć ci w to, że ja nigdy nie miałem okazji, aby, aby…
-Taki duży, a nie umie się wysłowić -odparła mu. —Aby pozbyć dziewczynę dziewictwa.
-Dokładnie.
-Czyli miałby to być i twój pierwszy raz poniekąd? Może czas na nowe doświadczenia dla nas -mówiła, patrząc na niego.
-Ale chcesz tego nie dlatego że wypiłaś wino. Nie chcę wykorzystać sytuacji.
-Nie Marek. Nie, dlatego że wypiłam. Chcę tego samo jak ty. Jestem gotowa na nowy etap mojego życia. Chcę ….
Dokończyć nie zdążyła, bo Marek zamknął jej usta pocałunkiem. Tylko na chwilę oderwał się od niej i zapewniał, że będzie delikatny. Później wziął na ręce, zaniósł do sypialni i postawił na ziemi. To tam ujrzała jego spragniony wzrok, choć nie mogła do końca wiedzieć, jak wygląda pożądanie w oczach mężczyzny. Nie tracąc czasu, zaczął całować usta i twarz Uli, rozpinając jej bluzeczkę, która wkrótce opadła na ziemię. Chwilę później i spódniczka znalazła się u jej stóp, a Ula stała przed nim w samej bieliźnie. Wzrok Marka przesuwający się po jej piersiach i talii spowodował, że czuła się  skrępowana. Nie na długo, bo Marek wyszeptał jej, że wygląda przepięknie. Sam pozbył się koszuli i spodni i stanął przed nią w samych bokserkach. Kolejne chwile należały do delikatnych pocałunków, a gdy znaleźli się już w łóżku, to delikatnie odgarnął włosy z czoła, a drugą ręką pieścił plecy. Na początku wszystko było powolne. Delikatne pocałunki i pieszczoty, ale mimo to Ula czuła, że z każdym takim ruchem zaczyna czuć pożądanie. Gdy zajął się piersiami, to szybko nabrzmiały a stanik zaczął uwierać. Dla Marka był to znak, że czas rozpiąć go. Chwilę później na przemian całował je, a Ula odpłynęła i nawet nie zdała sobie do końca sprawy, kiedy Marek zajął się dolną częścią bielizny. Przy okazji zdjął i swoje bokserki. Kiedy znowu położył się na Uli jego dłonie i usta pieściły każdy kawałek ciała. Ula nie chciała być dłużna i w miarę możliwości oddawał pieszczoty. Kiedy Marek uznał, że oboje są gotowi, to delikatnie uniósł biodra Uli i wsuwał się do jej wnętrza. Mimo to widział, że Ula zagryza wargi.
-Boli? -bardziej stwierdził, niż zapytał.
-Trochę. Ale wiem, że później jest przyjemnie.
Słowa Uli spowodowały, że wszedł do końca, a po chwili wytchnienia delikatnie poruszał się. Dla Uli przez chwilę dalej przyjemne to nie było, ale i ona w końcu złapała rytm i mogła czuć coś innego niż ból. Gdy z twarzy Uli Marek wyczytał zadowolenie, to zaczął przyspieszać a fala rozkoszy rozlewała się po nich ciałach.
Kiedy już ich ciała ucichły, Marek przytulił Ulę, ponownie odgarnął spocony kosmyk włosów z czoła i pocałował w usta.
-Byłaś taka odważna Ula -mówił wprost do ucha.
-Starałam się. Ma jeszcze znaczenie jak się to robi. Ty stanąłeś na wysokości zadania i byłeś delikatny. Znałam innych chłopaków, którzy pewnie byliby chętni, ale jakoś nie potrafiłabym z nimi.
-Dziękuję w takim razie Ula, że mnie wybrałaś.
-Od pierwszego spotkania w kawiarni spodobałeś się mi -odparła, przyznając się jednocześnie Markowi, że coś czuje do niego.

W kolejnych tygodniach ich spotkania miały charakter dość oryginalny i nie do pomyślenia jakiś czas temu przez Ulę. Najpierw szli do łóżka, a później pracowali albo najpierw pracowali i dopiero później szli do łóżka. Zdarzało się im również, że pracowali będą ciągle w łóżku. Ula z każdy takim spotkaniem była też coraz śmielsza i zaspakajała Marka w pełni. Z czasem dla Marka łóżko przestało być najważniejsze w ich spotkaniach i mógł tylko siedzieć przy niej i rozmawiać. Ciągle tylko ukrywali się przed światem i o istnieniu Uli wiedział Sebastian a o Marku Wioletta jej współlokatorka. Z wyjątkiem Uli i Seby okazji poznać nikt nikogo nie miał. Marek mógł też poświęcać Uli dużo więcej czasu, bo Paulina ze względu na chorą babcię w Mediolanie często tak leciała. Tym samym Ula nie była tyle zazdrosna, że noce spędza w łóżku z narzeczoną. O jego wypadach do klubu zaś wiele nie wiedziała. Z tym że jego powroty z klubu od kilku tygodni były samotne, bo Ula w zupełności mu wystarczała i nie miał ochoty na inne panienki.
Po trzech miesiącach takich spotkań zaczął podejrzewać, że zakochał się w Uli. Próbował tę myśl jednak odrzucić, bo w miłość nie wierzył. Nawet Sebastianowi się nie przyznał, bo przyjaciel był jeszcze bardziej cynicznie nastawiony do tych spraw niż on.
Jego nastawienie szybko zmieniło się i nabrał odwagi.
-Ula chyba zakochałem się -rzekł jej nieoczekiwanie, gdy leżeli przytuleni w łóżku.
-W kim? -zapytała z nadzieją.
-W pewnej dziewczynie z pięknym uśmiechem, błękitnymi oczami i charakterem anioła -odparł przewrotnie.
-I nie wiesz co z tym zrobić? 
-Dokładnie Ula.
-Może po prostu daj dorosnąć związkowi Marek.
Do związku dorastał z każdy dniem i coraz bardziej zależało mu na Uli i coraz śmielej mówił o swoich uczuciach. Myślał jednak ciągle materialnie i wolał mieszkać z Pauliną do swoich trzydziestych urodzin. W przeciwieństwie do Uli, dla której sprawy materialnie nie miały znaczenia.
Niecały miesiąc później, gdy Marek miał okazje kupić jedną z bankrutujących szwalni, to sprawa ich związku nabrała jeszcze innego charakteru. Potrzebował kogoś zaufanego, kto mógłby wziąć kredyt, a poręczeniem miałoby być F&D.
-Myślisz, że Ula się zgodzi na wzięcie kredytu? -pytał Olszański, gdy usłyszał o planach Marka.
-Nie wiem. To dość ryzykowne. Jest jeszcze jedno wyjście. Ślub z Ulą i przepisanie szwalni na nią. Kredy małżeński jest lepszy.
-I myślisz, że jak tak nagle wypalisz ze ślubem, to się zgodzi? -pytał z powątpiewaniem Sebastian.
-Całe szczęście, że już prędzej mówiłem Uli, że ją kocham.
-W twoje kłamstewka nawet najbardziej inteligentna dziewczyna uwierzy -odparł cynicznie Olszański.
Tłumaczyć przyjacielowi, że nie były to kłamstwa nie zamierzał.

sobota, 14 września 2019

Spotkanie, włamanie i porwanie.


-Nie wiem, co robi tu ta zgraja dzieciaków -mówiła Paulina Febo do swojego byłego narzeczonego w czasie pobytu w Książęcej.
-Paula uspokój się -odparł cicho Marek, widząc wzrok jakiegoś mężczyzny, który w towarzystwie prawdopodobnie żony i dwójki dzieci jadł lunch. —To tylko dzieci.
-Nie da się spokojnie porozmawiać, a mają twoi rodzice przyjść.
Równo z jej słowami tatuś dzieci pozwolił swojemu synkowi jeść udko palcami, a starsza córeczka demonstracyjnie dmuchała w słomkę z napojem i robiła bański w szklaneczce.
-Przesadzasz. Innym klientom to nie przeszkadza.
-Prawie trzy tygodnie ich nie widziałam -mówiła, nie zważając na jego upomnienie i kłamiąc, bo wczorajszego dnia widziała się z Heleną i ustalała to spotkanie.
Słowa Pauliny słyszał również i kelner, który obsługiwał dzieci.
-Nasza szefowa bierze udział w programie Dajemy szansę dzieciom ze wsi i zaprasza co jakiś czas grupę dzieci z podwarszawskich miejscowości. A pani zawsze może zmienić lokal.
-Słyszałaś Paula to akcja charytatywna, a ty tylko wstyd przynosisz -wysyczał Marek.
-Głucha nie jestem Marco.  I nie ma, o co się obrażać- mówiła, uśmiechając się do niego swoim popisowym uśmiechem. Lepiej porozmawiajmy o Mediolanie. Co ci strzeliło go głowy, żeby....


Monologu Pauli nie zamierzał słuchać. Wolał już słuchać paplaniny dzieci za jego plecami niż jej.
-Byłam już w takich lokalach, to wiem, jak się to je -mówiła jakaś dziewczyna. —A na moje urodziny mama obiecała, że zamówi stąd lody i tort czekoladowy
-To w końcu Oliwko, gdzie je będziesz mieć? -zapytał ktoś.
-W tym nowym parku rozrywki. Co sobie kupiliście w Smyku, bo ja zestaw kreatywny do robienia biżuterii i bluzę z jednorożcem -mówiła pokazując obie rzeczy. —W sumie osiemdziesiąt złotych wydałam.
Mała Paulina rośnie -pomyślał.
-A ty bawisz się jeszcze grzechotkami, że sobie kupiłaś dwie grzechotki? -usłyszał pytanie.
-Co ty Aga. To dla siostry- odparła, jakaś dziewczynka, z jak wydawało się mu znajomym głosem. —To znaczy dla jej dzidziusia.
-To dziwne Betti, że twoja siostra nie ma męża, a będzie mieć dziecko.
-Ale niedługo Ulcia będzie mieć i męża -odparła zdecydowanie.
Dalej nie podsłuchiwał, tylko zerwał się z krzesełka i stanął przy stoliku dzieci. Paulinę również zainteresowało to, co wyrabia Marek, ale w drzwiach pojawili się Dobrzańscy to nimi się zajęła.


-Cześć Betti. Pamiętasz mnie?
-Pewnie. Jesteś Marek. Ulcia pracowała z tobą.
-Dokładnie. To Ula jest w ciąży?
-Będzie mieć dzidziusia za pół roku -sprecyzowała, a Marek szybko cofnął się czasem.
-A Piotr?
-Pojechał sobie. Bardzo daleko.
-A Ula, gdzie jest?
-W Rysiowie mieszka. Zapomniał pan.
-Przepraszam, ale kim pan jest, że rozmawia z Beatką -przerwała im, jak domyślił się nauczycielka, która podeszła od stolika obok.
-Znajomym siostry Betti. Beatkę również znam.
-To prawda proszę pani. Znam Marka. Pracował z Ulą.
-Ja i tak miałem już odejść- odezwał się Marek do nauczycieli.  —Chciałem tylko przywitać się z Beatką. Cześć Betti. Miłej zabawy i smacznego dziewczyny -rzekł do całej grupy.
W czasie, gdy on rozmawiał z Beatką, to jego rodzice zdążyli pojawić się przy ich stoliku.
-Można wiedzieć co to za dziecko, z którym rozmawiałeś? -pytała Paulina.
-Beatka siostra Uli. Witajcie i do widzenia -rzekł i do rodziców. —Jadę do Rysiowa.
-Jak to do Rysiowa? -pytała Paulina. —Tam mieszka…
-Dokładnie tam jadę Paula. Ula nie poleciała do Bostonu.
-Mieliśmy porozmawiać.  Tyle czasu nie widziałam się z Heleną i Krzysztofem.
-To sobie rozmawiajcie na spokojnie. Ja z rodzicami widziałem się i rozmawiałem wczoraj, przedwczoraj i poprzedniego dnia.
-Ale mieliśmy razem zjeść i porozmawiać -mówiła rozkazująco Febo.
-Paulinka ma rację Marek. Po co masz teraz jechać do Rysiowa. Czy kiedyś ta kobieta wywietrzeje ci z głowy? Odtrąciła cię.
-Powinienem prędzej się domyślić- wtrącił Marek. —Rozmowa miała dotyczyć mnie i Pauli i dlatego przyleciała do Polski trzy dni po mnie. Ale nic z tego. Nie wrócę do Pauliny mamo. Za żadne skarby świata.
W tym się nie pomylił, bo poprzedniego dnia Helena z Pauliną umówiły się, że spróbują namówić Marka do powrotu do Pauliny. Zwłaszcza że z wyjazdu Pauli i Marka do Włoch nic nie wyszło. Febo leciała tam z planem odzyskania Marka, a okazało się, że na lotnisku w Mediolanie pożegnał się z nią i wybrał mały hotelik na dwutygodniowy pobyt, a nie jej dom. Tam chciał zapomnieć o Uli, wypadku i że za parę godzin jest lot do Bostonu. Nad dalszym swoim życiem bez Uli zastanawiał się również i wiedział, że jeśli miałby być z kimś i kogo mógłby choć trochę pokochać, to będzie kobieta pokroju Uli. Pobyt w Mediolanie, choć nie był to najlepszy czas w jego życiu, mijał w miarę miło. Brakowało mu tylko kontaktów ze znajomymi w Polsce. Z większością z nich nie mógł skontaktować się, bo zgubił telefon, a numerów nie pamiętał. Nie wiedział, że za zgubionym telefonem stoi Paulina, bo gdy byli na lotnisku a Marek odszedł na chwile, to Febo celowo pozostawiła jego telefon na ławce.
Do Polski Marek wrócił poniekąd z konieczności, aby zająć się firmą. Ula bowiem w dwa dni po pokazie złożyła rezygnację z funkcji i to Krzysztof podjął się zadania tymczasowego zarządzania firmą. Praca jednak źle wpływała na jego zdrowie i dlatego zadzwonił po syna. Aleksa nie zamierzał prosić o nic, bo w jego ręce trafiły teczki Adama Turka i sam mógł się przekonać, ile złego chciał wyrządzić Aleks.



Ostatni miesiąc był dla Uli przeplatanką smutków i radości.  Najpierw tuż przed pokazem wybuchła afera z plagiatem i jej cała praca i Marka z kilku ostatnich tygodni miała pójść na marne. Był i plus w tym wszystkim, bo   znowu mogli więcej i dłużej razem pracować.  To jednak spowodowało przemęczenie Marka i w efekcie jego wypadek i pobyt w szpitalu. Ula o wypadku dowiedziała się z wiadomości nagranej przez Marka na poczcie głosowej w jej telefonie i w towarzystwie Piotra pojechała od razu do szpitala. Tam czekał ją kolejny cios, bo Paula powiedziała jej na szpitalnym korytarzu, że Marek nie życzy sobie jej widzieć i że ma przestać wchodzić w ich życie. Uwierzyła w jej słowa i więcej w szpitalu się nie pojawiła. Zrozumiała jednak coś bardzo ważnego, że kocha tylko Marka, nie będzie mogła nigdy pokochać Piotra i że nie poleci z nim do Stanów. W czasie pokazu podbudowana przez Wiolettę i inne dziewczyny postanowiła zadzwonić do Marka i poprosiła, aby nie leciał, ale miał wyłączony telefon. Dzień później od Seby dowiedziała się, że jednak wyleciał. Po dwóch dniach, pomimo tego, że kolekcja odniosła sukces, a Krzysztof próbował zatrzymać ją, postanowiła odejść z pracy.
W tydzień później zaczęła czuć się gorzej i coś podejrzewać. Nie czekając poszła najpierw do apteki, a popołudniem do lekarza.  Wyjaśniła lekarce, że może być w ciąży, ale i to, że miała swoją comiesięczną dolegliwość. Lekarka miała na to wytłumaczenie, bo jak powiedziała jej, że zdarzają się przypadki lekkich krwawień na początku ciąży. Dla pewności zrobiła jej badania ciążowe i ogólne oraz USG. Wyniki były pozytywne i całkiem dobre na jej odmienny stan zdrowia. Kupiła jednak zalecone witaminy i tabletki dla ciężarnych oraz jedną książkę i pojechała do domu. Teraz pozostało powiedzieć o wszystkim ojcu i rodzeństwie. W domu zastała tylko ojca to postanowiła od niego zacząć. Zwłaszcza że siedział przy stole w kuchni i nie było obawy, że upadnie.
-Tato muszę coś ci powiedzieć -postanowiła, powiedzieć najprostszej jak się da.
-Jesteś w ciąży -wyręczył córkę.
-Skąd wiesz?
-Wyrzuciłem przypadkiem rachunek za golarkę, a w przypadku reklamacji jest potrzebny i znalazłem rachunek z apteki za test ciążowy. Nie wiedziałem czy to twój, czy Kingi. Dziwnie się zachowywali rano z Jaśkiem. Kiedy powiedzieli mi, że chcą pojechać na pół roku do Anglii, to wiedziałem, że to twój rachunek.  Nie powiem, że jest dobrze, ale to nie koniec świata. Nie jesteś pierwszą dziewczyną w takiej sytuacji.
-Dziękuję tato -odparła z ulgą.
-Przez dwie godziny zdążyłem przywyknąć do tej myśli. Najgorsze jest to, że to Dąbrowska znalazła rachunek. Jak ona wie, to jutro cała okolica będzie wiedziała.
-Kiedyś i tak by się wydało tato.  
-A ty pewna jesteś?
-Tak. Byłam u lekarza i jestem w dziesiątym tygodniu. Lekarka powiedziała, że wszystko jest dobrze.
-Marek czy Piotr jest ojcem? -zapytał i o to, co prędzej czy później spodziewał się usłyszeć. Zastanawiała się i co chciałby usłyszeć i jak myślała, że wolałby Piotra.
-To dziecko Marka tato i nie pytaj mnie czy powiem mu, czy nie, bo sama nie wiem.
-Powinien wiedzieć. Co było między wami to jedno a drugie to, że będzie ojcem.
-On już wybrał tato. Mediolan i Paulinę. Sama je wychowam, jeśli zajdzie taka potrzeba.
-Tylko że nie masz pracy.
-Ale mam PRO-es i dobre wykształcenie.

Droga do Rysiowa ciągła się Markowi niemiłosiernie długo. Były również korki. Gdy dojeżdżał do posesji Cieplaków, dojrzał odjeżdżająca karetkę pogotowia i Cieplaka krążącego w pobliżu furtki. W głowie zaś pojawiły się najczarniejsze   myśli, bo z tego, co orientował się to Jasiek miał sesję zdjęciową poza Warszawą, a Betti bawiła przecież w Warszawie.



-Dzień dobry- przywitał się ze zdenerwowaniem. —To Ulę zabrało pogotowie panie Józefie? Wiem, że jest w ciąży.
-A to pan i dzień dobry. Nie Ulę. Naszą sąsiadkę Dąbrowską. Przyszła do nas zdenerwowana problemami synem i dostała zawału. Najpierw byli u niej jakieś podejrzane typy i szukali Bartka, a po nich pojawiła się policja i też szukała Bartka. Później zauważyła, że ktoś obserwuje ich dom i ze strachu, że to gangsterzy tu przyszła. Okazało się jednak, że to policja była i przyszli za nią, bo myśleli, że Bartek tu się ukrywa. Drugie spotkanie z nimi to było dla niej za wiele i padła na podłogę. Zawsze mówiłem, że Bartek do grobu ją wpędzi. A co pan tu robi. Miał być pan z narzeczoną w Mediolanie.
-Nie mam narzeczonej od dawna -tłumaczył. —I naprawdę pokochałem pana córkę. Mogę spotkać się z nią.
-Nie ma jej w domu. Półgodziny temu pojechała do PRO- es. Dzwoni Maciek i mają jakieś problemy. Podobno było jakieś włamanie do magazynu. Powinniśmy porozmawiać panie Marku, ale i Dąbrowska w szpitalu potrzebuje kogoś -mówił niezdecydowanie.
-To zrobimy tak panie Józefie. Ja i tak wracam do Warszawy do Uli, to zabiorę pana i porozmawiamy po drodze.
 Rozmowa z Cieplakiem przebiegała w dobrej atmosferze. Marek opowiedział mu od początku do końca całą znajomość z Ulą, a Cieplak powiedział mu, że Ula, choć spotykała się z Piotrem, to i tak ciągle w myślach i sercu   miała jego.
Po podwiezieniu Cieplaka pod szpital i nie marnując czasu, pojechał prosto do magazynów PRO-es. Gdy wchodził na halę, usłyszał głos Maćka.
-Tak panie aspirancie ten sam adres. Do widzenia. Czekam. Marek? Co tu robisz? -zapytał, jak skończył rozmowę telefoniczną.
-Cześć. Do Uli przyjechałem. I nie ruszę się stąd, jak się z nią nie spotkam. Pan Józef powiedział mi, że tu jechała.
-Tylko że…
-Nie utrudniaj mi Maciek -przerwał Szymczykowi.
-Nie zamierzam ci nic utrudniać. Tylko że Ula znikła. Była tu, a jak mieliśmy jechać na policję, to zgłodniała. Zostawiłem ją w samochodzie i poszedłem tu niedaleko do sklepiku po kanapkę. Nie było mnie z dziesięć minut, a gdy wróciłem po Uli i moim samochodzie śladu nie było.
-Ale ona nie umie prowadzić -stwierdził Marek.
-Wiem, że nie umie prowadzić i obawiam się, że to nie ona prowadzi. Włamanie, ta kradzież i zniknięcie Uli nie może być przypadkiem Marek. Policja już jedzie.



Kolejne wydarzenia działy się jak w  filmie kryminalnym, bo policja z podjęciem działań nie czekała. Głównym zaś podejrzanym był Bartek i jego znajomi. Ten jednak jak szybko okazało się, był niewinny, bo inny patrol zdążył go zatrzymać wraz z innymi podejrzanymi o włamanie do magazynów PRO- es. Przebieg śledztwa przybrał całkiem innych kształtów, gdy policja spytała o wrogów Maćka i Marka. Maćkowi nikt do głowy nie przychodził, ale Markowi już tak.
-Aleks Febo współwłaściciel firmy. Zazdrościł mi, że zostałem prezesem i od dawna robił wszystko, aby mi uniemożliwiać pracę. Był przez parę dni we Włoszech, ale wrócił niedawno, chcąc zająć miejsce prezesa po mnie i Uli. Ojciec się jednak nie zgodził. Jest jeszcze jego siostra Paulina moja była narzeczona. Rzuciłem ją tuż przed ślubem i teraz poniekąd drugi raz. To dla Uli rozstałem się z nią i nienawidzi jej.
-To zmienia postać rzeczy panie Dobrzański -odparł policjant. —Proszę podać mi numery telefonów i adresy rodzeństwa Febo.
Ustalenie ostatnich ich logowań było proste i okazało się, że Febo dzwonił do siostry godzinę temu z okolic magazynów. Kolejnym ich tropem było sprawdzenie domu Aleksa i Pauliny. W obu miejscach wydawało się, że nikogo nie ma, ale były to okolice z większą ilością monitoringu i policja z łatwością przejrzała ostatnie godziny. W przypadku Aleksa było cicho, ale już pod byłym domem Marka działy się rzeczy, które zainteresowały policję, bo na nagraniach pojawił się  samochód Maćka. Wejście do samego domu okazało się również proste, bo drzwi garażowe były otwarte i połączone z domem. W samym garażu był również Maćka samochód.


Półgodziny później pojawił się tam również Marek i Maciek.
-Ula kochanie -zaczął od drzwi. —Nic ci nie jest -dodał, podbiegając do niej.
-Na szczęście nie Marek. Paula bardziej psychicznie znęcała się i mówiła, jak jej zniszczyłam życie. Ale co ty tu robisz?
-Szukam cię. W Książęcej od Betti dowiedziałem się, że spodziewasz się dziecka i….
-Będziecie mieć dziecko? -wtrąciła Febo.
-Tak a wy zapłacicie za wszystko – rzekł im Marek. — Nie uderzyli cię i dziecku nic nie jest? -zapytał Ulę.
-Nie jestem taka głupia, aby mówić im o ciąży. Jeszcze bardziej rozwścieczyłoby to Paulinę.
-Mówiłem ci, żeby Cieplak zostawić w spokoju -odezwał się i Aleks do siostry.
-A gdybyś mnie posłuchał, to pojechalibyśmy za miasto i mógłbyś za nią sporo dostać od Marka -wysyczała Febo.
-Paula jesteś bardziej okrutna, niż myślałem -rzucił do niej Marek.  —Na całe szczęście, że nie masz notarialnego posiadania domu. To, co zrobiliście Uli drogo będzie was kosztować.
Gdy policjanci wyprowadzili Febo, a Maciek poszedł załatwić sprawę swojego samochodu, to Ula z Markiem mogli porozmawiać na spokojnie.
-Nie byłem tu parę tygodni Ula i nie zamierzam wracać. Sprzedam dom najszybciej, jak się da i kupie coś innego.
-Ja chyba również nie mogłabym mieszkać w miejscu, gdzie wspomnienia nie są najlepsze.
-Zamierzałaś powiedzieć mi kiedyś o dziecku? -zapytał delikatnie. —Wiem, że jest moje.
-Nie wiem Marek. Pewnie prędzej czy później dowiedziałabym się, że nic nie łączy cię z Pauliną i wtedy pewnie tak. Dzwoniłam do ciebie w dniu pokazu, ale nie odbierałeś.
-Zgubiłem telefon i mało kontaktowałem się z osobami w Polsce. Ula ja nie byłem w Mediolanie z Paulą. Lecieliśmy tylko razem, a później zostawiłem ją na lotnisku. Ona wmawiała mi, że ma to być przyjacielski wyjazd, ale jakoś trudno było mi uwierzyć. Nie myliłem się, bo miała w planach odzyskania mnie. Ciągle nie może dotrzeć do niej, że to ciebie kocham i tylko z tobą mogę być szczęśliwy. Dasz mi na to szansę? -pytał, patrząc na nią z miłością.
-Dostałeś ją równo z chwilą, jak dowiedziałam się o twoim wypadku. Wtedy zrozumiałam, że nie mogę być z Piotrem ani z żadnym innym tylko z tobą, bo cię kocham.
-Ula skarbie -rzekł najczulej, jak się dało. Później, przytulił i pocałował w usta.
-Wiesz Marek, byłam u ciebie w szpitalu, ale Paulina powiedziała mi, że nie chcesz mnie widzieć. Teraz wiem, jakie to było głupie, że jej uwierzyłam. Ty nigdy nie powiedziałbyś coś takiego.
-Bardzo głupie Ula. Ciągle byłaś w moich myślach. Ale powiem ci, że ja lepszy nie byłem. Sebastian ciągle mówił mi, żebym poszedł i porozmawiał z tobą, ale ja mu ciągle powtarzałem, że przepadło i przepadło.
-To z nas taka para głupców Marek- odparła Ula.

Dzień później Marek i Ula już na spokojnie wysłuchiwali tego, co ustaliła policja.
-Przejrzeliśmy laptopa pana Febo i jego połączenia i okazało się, że chciał zniszczyć wszystko to, co pan stworzył i co się z tym wiązało -mówił policjant. W tym przypadku chciał spalić magazyny. Obserwował więc miejsce, a pani przypadkiem się tam pojawiła -dodał do Uli. —Wiedział, co pan zrobił jego siostrze, to zadzwonił po nią. Późniejsze porwanie to był nic innego jak działanie przypadkowe. Nie zmienia to jednak czynu i grozi im parę lat więzienia.
- Oby pozostali tam jak najdłużej, a później postaram się, aby wyjechali na stałe do Włoch. Mój ojciec przypłacił to wizytą w szpitalu, a matka ciągle zastanawia się, jak mogli okazać się tak niewdzięczni i okrutni. Wychowywała ich parę lat.
-Nienawiść proszę pana, posuwa ludzi do najgorszych czynów. Mówi to panu policjant z wieloletnim doświadczeniem.
Kolejne dni były już spokojniejsze. Ula dla uspokojenia Marka poszła również i do lekarza, ale lekarka nic groźnego nie zauważyła. Tylko dla uspokojenia zaleciła kilkudniowy odpoczynek. Na wyjazd wybrała się z Markiem do SPA, w który to począł się ich synek, jak mieli dowiedzieć się parę tygodni później. Zaczęli również przygotowania do ślubu, bo chcieli pobrać się, zanim Ula urodzi Mateusza. W tym sporo pomogła im Helena, która po ostatnich wydarzeniach zrozumiała kto jest odpowiedni dla jej syna.