niedziela, 29 maja 2022

Testament cz. 13

Obecność w lokalu Uli i Marka wprowadziło Marzenę i Maćka w zakłopotanie. Zbyt późno jednak zauważyli, że sąsiadka i jej chłopak są w klubokawiarni i na wyjście było za późno. Zwłaszcza że Ula również ich zauważyła i pomachała.

-O. O Marek -rzekła, patrząc zza jego plecy. — Marzena i Maciek przyszli.

-Zostaw ich mi Ula -odparł cicho do Uli. — Tylko zaproś ich do stolika. A ty Jasiu weź Betti na huśtawki.

Przybyła para tymczasem szukała wolnego miejsca. Było jednak po czternastej i spragnieni robotnicy z PGR zbierający ziemniaki, zajmowali większą część stolików. 


 

-Dosiądziecie się -zapytała, kiedy szli w stronę bufetu?

-Nie chcemy przeszkadzać -wymigiwał się Maciek.

-Nie będziecie -zapewnił Marek. —Będzie nam miło. Zamówię kawę, pogadamy trochę.

-Skoro tak mówicie, usiądziemy z Marzeną na chwilę.  

Przez kwadrans rozmowa, pomimo wyczuwalnego napięcia, jakoś się kleiła. Marek i Maciek rozmawiali głównie o odbywającej się właśnie olimpiadzie w Seulu, a Ula z Marzeną o modzie, aktorach.

-Słyszałem, że ostatnio brakuje wam pieniędzy -zagadnął Marek, gdy kończyli pić kawę.

-Nie rozumiem? -odezwał się ze zdezorientowaniem Maciek. — Skąd takie przypuszczenia?

-Bo wysłaliście do mnie anonim z żądaniem pieniędzy -wyjaśniła Ula. — Za milczenie, bo podobno jestem kochanką Marka.

-Jak mogliście wpaść na taki pomysł? -dodał z poirytowaniem Marek. — Filmów naoglądaliście się gangsterskich? 

-Chyba coś się wam pomieszało -odparł Maciek.

-Właśnie. To są bezpodstawne oskarżenia Ula -oburzyła się Marzena. — Idziemy Maciek -dodała, wstając od stolika.

-Nie są bezpodstawne -wtrąciła Ula, zatrzymując Marzenę. — I lepiej usiądź, bo zacznę głośniej mówić. Porównałam pismo. Te z anonimów i listy zakupów, którą dałaś mi kiedyś.

-Powinniśmy pójść z tym na milicję -dodał Marek. — Mają grafologów i bez problemów porównają pisma i ustalą autora.

-To jest groźba? -pytał Szymczyk.

-Na pewno znalazłby się na to paragraf -oznajmił otwarcie Marek. — Nie wiem, jak nazwać to co zrobiliście. Gangsterka, sabotaż.

-Bez przesady -wtrącił Maciek. —To znikoma szkodliwość czynu. Nic się tak naprawdę nie stało.

-Mój ojciec przez was trafił do szpitala. To jest to nic? -fuknęła na nich Ula, wystarczająco głośno, że inni klienci spojrzeli w ich kierunku.

-Nie chciałem, żeby twojemu ojcu coś się stało -rzekł Maciek.

-Ale stało się -mówiła ciszej. — I nawet to nie powstrzymało was od napisania kolejnego anonimu. Żądaliście piętnastu milionów (kwota podana w starych złotych przeliczając są to trzy średnie pensje roku 1988, jak wyczytałam).

-Jak drugi? -pytał Szymczyk, patrząc chwilę na Ule, a później na Marzenę. — Napisałaś jednak -zwrócił się do Marzeny z pretensjami. — Mówiłem ci, że odpuszczamy, że źle się skończy.

-Ty to wszystko wymyśliłeś, więc nie zwalaj całej winy na mnie -odparła z takim samym oburzeniem.

-Bo wycieczka do Rzymu ci się zamarzyła.

-Nie ważne kto wymyślił, ale sam fakt, że się czegoś takiego dopuściliście, jest podłe i okropne -przerwała ich wymianę zdań Ula.

-I co teraz zrobisz? -pytał Maciek.

-Nie wiem, co zrobię. Na razie jesteście u mnie w szachu.

-Czy Febo mają coś z tym wspólnego -zapytał Matek. — Skądś musieliście się dowiedzieć o Paulinie.

-W gazecie był artykuł i znajoma jest szwaczką w F&D -odparła Marzena.

-I tak do waszej świadomości -oznajmił im Marek, kiedy już odchodzili. — Z Pauliną Febo nic mnie nie łączy i na nic byłyby wasze knucia.

 

Paulina tymczasem w salonie piękności poddawała się zabiegom upiększającym wykonywanych przez Wiolettę. Kubasińska również po dłuższym niewidzeniu się z Pauliną i brakiem kontaktu z nią, miała dla Febo sporo  nowin.

-Nie mogłam uwierzyć własnym uszom i oczom Paulinko, gdy zobaczyłam Marka z tą dziewuchą -opowiadała, robiąc jej masaż twarzy. — Ani to ładna, ani ubrana.

-Bo jest zwykłą prostaczką ze wsi i złodziejką narzeczonych -odparła z furią. — Możesz uważać -wysyczała. — W oczy mi krem ładujesz.

-Bo się kręcisz. To kiedy wróciłaś kochaniutka?  

-Dzisiaj rano. Muszę poczekać tutaj na Aleksa. Ten gnojek Marek zamki w mieszkaniu zmienił.

-A propos Aleks, to Gośka mówiła, że jej brat Zbyszek widział Aleksa w towarzystwie ludzi z zaświatów i żeby uważał.

-Jakich znów zaświatów.

-Bandytów znaczy.

-W towarzystwie półświatka Wiola. Zacznij myśleć. Z zaświatów znaczy zza grobu. Półświatek to przestępcy.

-Jak zwał tak zwał, ale jakiś tam Janusz Święty, święty jednak nie jest. Przynajmniej tak mówi Zbyszek. A jak mówi, to tak jest i nie zamierza się pakować w kłopoty. Tak więc nie pomoże wam z tym mieszkaniem. Aleks powinien również uważać. A on sobie pod dach przygarnia bandziorów.  

-Jak przygarnia?

-Nie wiesz? Aleks kogoś przetrzymuje u siebie. Tak Zbyszek powiedział.

Aleks tak jak obiecał, przyjechał po siostrę i zawiózł do siebie. O tym czego się dowiedziała, Paulina bratu nie wspomniała. W domu jednak nikogo nie zastała. Zdziwił ją jednak jeden zamknięty pokój. 

 


 

-Carlo tu mieszka. To znajomy Riccarda Fabbri -wyjaśnił Aleks. — Teraz pojechał zwiedzić Kraków. Gościom wypadało dać klucz. Po twoim wyjściu z firmy był u mnie milicjant i mam zgłosić się na przesłuchanie w sprawie pana Moniuszki -zmienił gładko temat. — To źle, że wróciłaś. I ciebie mogą zawezwać. Najlepiej jak wyjedziesz z Warszawy. Wykupiłem ci tygodniowy pobyt w Grand Hotel w Sopocie. Wypoczniesz i wrócisz, jak wszystko ucichnie. Na jutro masz bilet na samolot.

-Co będzie, jak cię aresztują? Nie radzę sobie w takich sprawach.

-Rozmawialiśmy o tym w firmie -wtrącił. — Mną się nie martw. Ważne, żebyś ty była bezpieczna.

 

Popołudnie tymczasem w Rysiowie upłynęło Markowi przy grach planszowych z Jasiem i Beatką. Obejrzał również z Betti Piątek z Pankracym.  Ula w tym czasie robiła dla wszystkich kolację. Obiad był skromniejszy i postanowiła, że kolacja będzie wystawniejsza i szybsza. Dlatego przygotowała zapiekankę z grzybami,  ziemniakami i serem.

-Jakie plany masz na jutro? -zapytał, kiedy zapiekanka była w piecu i Ula dosiadła się do niego i rodzeństwa.

-A co?

-Mam wolny dzień i chętnie przyjadę i ci pomogę w domu. Może potrzebujesz kogoś do zbierania ziemniaków albo drzewo porąbać trzeba.

-Nie mamy ziemniaków zasadzonych, a drewno schowane. Chcę jutro jechać do Warszawy na bazar i kupić Beatce i Jasiowi kurtki.

-To jedziemy do miasta i ja jutro zajmę się wami, tak jak wy mną dzisiaj. Przyjadę po was. Powiedz tylko o której godzinie.

-Nie musisz. Tylko dzień sobie skomplikujesz -protestowała.

-Nie skomplikuje. Nic w planach nie mam, mam wolne od pracy a w domu do roboty też nic nie mam. To, o której mam być? I nie chcę słyszeć sprzeciwu. Nie ma sensu, żebyście autobusem się telepali -argumentował ciągle niezdecydowanej Uli.

-Ula zgódź się -wtrącił się rozemocjonowany Jasiek. — Będzie ekstra fajnie jechać Marka samochodem.

-Dziecku chyba nie odmówisz Ula -uchwycił się Jasia prośby.

-Jasiek nie jest dzieckiem. Ma prawie piętnaście lat.

-Nie czepiamy się drobiazgów Ula.

-Niech będzie. Możesz po nas przyjechać. Około dziewiątej wystarczy, jak będziesz. Nie za wcześnie?

-Chyba żartujesz? Wstaję po szóstej i biegam.

Przed kolacją u Cieplaków pojawił się Bartek i Ula również jego zaprosiła na kolację. Sąsiad miał co świętować, bo pierwszy sprowadzony z Niemiec i wyremontowany samochód był już sprzedany, a na kolejny był chętny.

Marek z Rysiowa odjechał kwadrans przed szóstą.  W piątki na siódmą miał bowiem wykupiony kort tenisowy i z kolegą z pracy zawsze rozgrywali trzy szybkie sety. Ula z pustymi rękoma go nie wypuściła i zapakowała mu pierogi, jabłka, śliwki, winogrona i gruszki. Przed wizytą na korcie musiał jeszcze podjechać do domu po strój i buty oraz do sklepu po zakupy. Te zrobił w małym sklepiku, a nie z SAM-ie i zaoszczędził na czasie. Przed apartamentowcem, gdzie mieszkał był o wpół do siódmej i było wystarczająco dużo czasu, aby torby odstawić do domu, zabrać co było potrzebne i pojechać na kort. Będąc już w windzie, zaczął po kieszeniach szukać kluczy. Przypomniało się mu wtedy, że wrzucił je do schowka w samochodzie. Mimo to pojechał na swoje piętro, bo chciał torby zostawić pod drzwiami i wrócić po klucze.  Kiedy wszedł z windy, ku zdziwieniu zastał siedzącą na schodach Paulinę. O taką przebiegłość, poświęcenie i operatywność nie posądzał jej.

-Co tu robisz? -zapytał, odkładając to, co trzymał w ręku na podłogę.

-Dziwisz się? Mieszkam tu i czekam na ciebie. I nie zamierzam się wynosić. Myślisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz? Zbyt dużo czasu poświęciłam dla naszego związku.  Masz wpuścić mnie do mieszkania. Chyba nie chcesz, abym zrobiła hałas tu na korytarzu.

-Raczej nie wejdziesz, bo kluczy zapomniałem zabrać od Uli -odparł, udając, że przeszukując kieszenie.  

-I myślisz, że uwierzę ci w coś takiego?

-Proszę bardzo -mówiąc, pokazując dwie kieszenie. — Sama możesz sprawdzić.

Febo oczywiście nie uwierzyła, bo musiała sama sprawdzić. Kluczy faktycznie nie znalazła.

-Ja jadę do rodziców, a ty możesz sobie tu zostać, jak chcesz -mówił, idąc do windy.  — Ewentualnie mogę podrzucić cię do Aleksa. Chociaż nie po drodze.

-Nie trzeba. Taksówką pojadę -mówiła, idąc za nim do windy. — Co ty sobie myślisz? Że tak ot sobie mnie zostawisz. Nie jestem zwykłą dziewuchą poznaną na chwilę.

-Rozstanie to jedyna słuszna decyzja -odparł, ze spokojem. — Nie pasujemy do siebie i kiedyś to zrozumiesz. Ciągle narzucasz mi swoje zdanie, potrzeby, reguły. Choćby ten apartament. W ogóle nie chciałem tu mieszkać. Tylko ci zależało, bo elegancko. Mamy całkiem inne zapatrywania na świat i ja w te twoje poglądy nie pasuję. Jestem domatorem, a ty wolisz błyszczeć i spędzać wieczory poza domem. W niczym się nie zgadzamy.

-Nieprawda -rzekła, uderzając dłonią o klawiaturę windy. Tym samym Marek pomyślał, że dobrze, że nie są w mieszkaniu, bo z furii mogłaby czymś rzucić. — Mamy wspólnych znajomych, firmę, dobrze nam w łóżku, oboje lubimy podróżować.

-Argumenty nie do odparcia Paula -wymruczał pod nosem,  bo nie chciał rozwijać tematu. Zwłaszcza tego o łóżku. — Tylko że ja lubię zwiedzać na wyjazdach, a ty chodzić po sklepach i korzystać z dobrodziejstw hoteli.

-Co ta dziewucha ci zadała? -mówiła, rozkręcając swoją furię coraz bardziej. — Innego wytłumaczenia nie ma na to, że latasz za nią jak pies za suką.

-Nie mów o niej tak -wtrącił, patrząc lodowato w jej twarz.

-Taka jest prawda. Nawet głupia Wioletta widzi, że to prostaczka. Na pośmiewisko tylko mnie wystawiasz. Ja i ona to dzień i noc. Prawie dwa lata poświęciłam na związek z tobą. Mogłam innymi się zainteresować. Nawet nie tu, ale we Włoszech. Omamiłeś mnie, zabawiłeś się i zostawiasz, jak zużytą zabawkę. Jesteś zwykłym gnojkiem, półgłówkiem, kutasem i nikim więcej.

-Ulżyło ci? -zapytał, kiedy winda zatrzymała się na parterze.

-Nie myśl, że to koniec. Ja tu jeszcze wrócę i zrobię ci taką jatkę, że mnie popamiętasz.

Z windy wyszła spokojna, jakby nic się nie stało i od razu skierowała się w stronę, gdzie można było złapać taksówkę. Marek natomiast w przeciwną na parking. Kiedy Febo zniknęła z pola widzenia, wziął kluczyki i bez problemów dostał się do swojego mieszkania. Zabrał, co miał zabrać i pojechał na kort tenisowy.

Paulina tymczasem do domu Aleksa wróciła wściekła. Brata oczywiście nie było. Z nerwów wzięła kieliszek i wino i udała się do swojego pokoju. Kiedy mijała zamknięty pokój, wydawało się jej, że usłyszała jakieś chrząknięcie czy odkaszlenie  

 

Następnego dnia Marek tak jak obiecał Uli, przyjechał po nią i rodzeństwo i pojechali na stadion dziesięciolecia na zakupy. 


 

Ula zaopatrzyła Betti i Jasia w jesienno -zimowe kurtki i buty. Marek głównie pomagał w wyborze ubrań dla Jasia, a Ula dla siostry. Od siebie kupił im również bluzy i modne komplety czapka plus szalik. Dla siebie, choć sporo kosztowało, Ula wybrała sukienkę z dżinsu.  Później wstąpili do jednej z nowo otwartych pizzerii. Kiedy zjedli, pojechali do mieszkania Uli, aby poprzymierzać to co kupili.  Dla Marka pójście tam było szczególe, bo przez pewien czas mieszkał tam Pauliną i od tej pory nie był. Zanim weszli na górę, Ula ze skrzynki pocztowej z numerem sześć wyciągnęła list zaadresowany do niej. Trochę się zdziwiła, bo nigdzie nie podawała tego adresu, a na urzędowy nie wyglądał. Rozrywając kopertę, miała dziwne przeczucie. W środku było zdjęcie Marka, a na odwrocie dwa zdania.

   Jeśli się kogoś naprawdę kocha, można zrobić dla tego kogoś wiele. Pomyśl nad tym.

 

poniedziałek, 23 maja 2022

Testament cz. 12

Marek po przyjściu do pracy zajął się przeglądaniem książki telefonicznej i szukaniem w niej numerów do zakładów ślusarskich. Chciał bowiem przed przylotem Pauliny z Mediolanu zmienić zamki od apartamentu, gdzie mieszkał z byłą narzeczoną. Miało to, choć częściowo uchronić go od zemsty Febo. Byłą narzeczoną znał  wystarczająco dobrze, aby obawiać się zemsty z jej strony i że zdemoluje mieszkanie. Tego zaś chciał uniknąć, bo w jego najbliższych planach było sprzedanie apartamentu. Nigdy się mu tu nie  podobało, kupił go tylko, dlatego że zależało Paulinie i opuszczał bez żalu.   Okolica również  była daleka od jego upodobań. Jak dla niego było tłoczno, brakowało w  pobliżu zieleni i wszędzie coraz to nowocześniejsze budowle.  Nawet sąsiedzi żyli niby blisko, a daleko od siebie, byli anonimowi i spotykali się tylko w windzie. Zdecydowanie lepiej mieszkało się mu w  mieszkaniu, które Ula dostała w spadku. 

Jeden z panów ślusarzy zgodził się  na ekspresową robotę i obiecał przyjść po siódmej. Kiedy załatwił tę sprawę i pomimo tego, że z Pauliną rozmawiał już tego wieczoru, to wybrał jeszcze numer do Mediolanu i cierpliwie czekał na połączenie z domem rodzeństwa w Mediolanie. Miał sporo szczęścia, bo Paulina była w domu.  Z odgłosów muzyki i gwaru mógł wywnioskować, że prawdopodobnie wyprawia przyjęcie. Było mu nawet to na rękę, bo w towarzystwie nerwy jej nie puszczały i nie musiał wysłuchiwać jej obelg.

-Ascolta -usłyszał włoskie, słucham.

-Witaj Paula -przywitał się dość głośno ze względu na odgłosy słyszany w słuchawce i jakość połączenia. — Chciałem tylko uprzedzić cię, że zmieniłem zamki od mieszkania. I nie dobijaj się jutro do mnie, bo nie będzie mnie cały dzień.

-Nie miałeś prawa. To też mój dom. Odbierasz mi jedyne co mam.

-Miałem prawo. Apartament kupiłem  za swoje pieniądze i jestem jedynym właścicielem. I to ja płacę za czynsz i inne rachunki. Gdybyś wpadła na podobny pomysł, jak twój braciszek i w jakiś sposób dostała się do mieszkania i wyrządziła szkody, to nie radzę, bo zapłacisz za nie.

-Jesteś skończonym chamem i prostakiem.

Dalej nie słuchał tylko podobnie jak trzy godziny prędzej kiedy to Febo rzuciła słuchawką, on tak zrobił.

 

Ślusarz tak jak obiecał, pojawił się punktualnie i po ósmej zamki były wymienione. Krótko po jego wyjściu i on wyszedł z mieszkania. Na wizytę u Uli było za wcześnie, bo umówieni byli na jedenastą i dlatego pojechał do domu rodziców. Ojciec co prawda o tej porze był już w pracy, ale mama zazwyczaj była w domu i mógł  liczyć na smaczne śniadanie i kawę w jej towarzystwie. Przy okazji opowiedział matce o wydarzeniach w kancelarii pana Moniuszki i wizycie w szpitalu u ojca Uli. Mama natomiast opowiedziała synowi o wczorajszym wieczorze, kiedy to Krzysztof wrócił do domu w doskonałym humorze z pracy. To zaś spowodowane było zadowoleniem Pshemka z nieoczekiwanego pomysłu Uli na tanią kolekcję. Podobnie jak ojciec i mama zapewniła go, że nie będzie już ingerować w jego związek z Pauliną.  Tak więc cała wizyta była udana, ale koniec najbardziej go wzruszył. Wtedy to Helena oświadczyła mu, że razem z mężem chętnie poznają bliżej Ulę i żeby w ich imieniu zaprosił Ulę na niedzielę do nich na podwieczorek.

 

Dzień spędzony w towarzystwie Uli i Beatki, a po przyjściu ze szkoły również w towarzystwie Jasia mijał mu miło, szybko i spokojnie. Tuż po przyjeździe zastał Ulę i Beatkę na dworze przy stercie porąbanego drzewa.  Obie siostry wrzucały kawałki drwa na taczkę, a później jak się domyślił się, Ula musiała zapchać taczkę do pobliskiego pomieszczenia gospodarczego i wszystko wyładować.  

-Cześć Ula, Betti -rzekł, podchodząc do nich. —Widzę, że przyjechałem w samą porę, bo potrzebna jest wam męska siła.

-Co ty Marek. Do pracy nie będę cię zapędzała. I cześć.

-Zgłaszam się na ochotnika.

-Dzięki Marek -rzekła z wdzięcznością — Muszę wszystko schować przed powrotem ojca do domu.  Tato powinien się oszczędzać, a znając go zabrałby się za to drzewo. 

-Ale dla ciebie taka taczka pełna drewna jest też za ciężka.

-Miło, że się martwisz. Wolę jednak dorobić się odcisków i pęcherzy na dłoniach niż mieć chorego ojca. Tak naprawdę nie wiem, jak to będzie, jak wrócę na studia –mówiła z wyraźnym przejęciem. — Będę musiała chyba poprosić panią Dąbrowską o pomoc w opiece nad Betti. Przynajmniej przez pierwsze dni.

-Nie lepiej,  aby poszła do przedszkola?

-Lepiej, ale miejsca nie było. Może w przyszłym się uda. Póki co jest na liście i korzysta z zaproszeń na jakieś okolicznościowe imprezy.

-A pro po zaproszenia, mama zaprasza cię na podwieczorek w niedzielę. Chce razem z ojcem poznać ciebie. Tato jest ci wdzięczny za ten pomysł z kolekcją tetrową.

-Ale to nie był mój pomysł tylko tego projektanta.

-Ale ty byłaś inspiracją i uchroniłaś ojca od humorów Pshemka i kolejnego zdenerwowania ojca. Zawiózłbym cię do rodziców, a później odwiózł do Rysiowa. Tak na szesnastą ten podwieczorek. Akurat o tej porze kończą się odwiedziny szpitalne.

Zaproszenie zaskoczyło ją, ucieszyło i chętnie by poznała rodziców Marka, ale było małe, ale.

-Tylko że w niedzielę chciałam z Betti i Jasiem pojechać do ojca.

-Miejsca przy stole znajdzie się dla całej trójki -wtrącił. — I zapewniam cię, że mama nie będzie miała nic przeciwko temu, że więcej was będzie -dodał, zanim Ula zdążyła spytać go dokładnie o to.

-Skoro tak, to chętnie przyjdziemy.

Praca z pomocą Marka praca szła znacznie szybciej. Marek i Beatka wrzucali kawałki drewna na taczkę, a później Marek przewoził i wyrzucał w pobliżu szopy.  Ula natomiast je układała.

Kiedy uporali się z tym zadaniem, Ula wzięła się za szybki i prosty obiad, czyli naleśniki z serem. Pół godziny później poszli we trójkę na spacer. W Rysiowie atrakcji co prawda nie było, ale stary młyn, zabytkowy kościółek, dworek i kapliczka  leśna, były godne obejrzenia.

Zanim jednak poszli w stronę pierwszej atrakcji, Ula ze skrzynki pocztowej wyjęła list. Pismo rozpoznała od razu.

-Przyszły pewnie  instrukcje -rzekła do Marka, jak rozrywała kopertę.

Naszykuj 15 milionów ( przed denominacją) na przyszły piątek wieczór i zostaw w śmietniku przy sklepie włożone w pudełko po herbacie Ulung. Twojego kochasia na pewno stać na taką sumę. I nie powiadamiaj policji, bo może się stać coś przykrego tobie albo komuś z rodziny.

-I co teraz? -pytała. — Mam dość ich knucia.

-Teraz to porozmawiamy sobie z nimi i milicją postraszymy. Są groźby -odparł, kierując się na drugą stronę ulicy. — Od razu pójdziemy do tego Szymczyka. Nie ma na co czekać.

-Tylko że nie ma jego malucha przed domem, a to znaczy, że go nie ma w domu.

-A ta Marzena, gdzie mieszka?

- Marzena mieszka w pobliżu kościółka.

Dziewczyny również nie było w domu i dlatego rozmowę musieli odłożyć na później. 


 

Przez kolejne minuty delektowali się pięknymi widokami i świeżym leśnym powietrzem.  

-Tu chodzę na grzyby -rzekła, gdy mijali jeden z lasów sosnowych a tam za młynem na jagody.

-Ulcia lobi słodkie i pysne bułeczki z jagódkami -wtrąciła Betti.

-Na pewno są tak samo dobre jak naleśniki Beatko -odparł nie tylko grzecznościowo, ale i dlatego że był o tym przekonany. —Da się z tego zbierania, dobrze zarobić -zapytał Ulę.

-Z jednego dnia zrobię zakupy i coś odłożę albo handel wymienny. Grzyby się łatwiej zbiera, ale jagody są bardziej opłacalne. Jak chodziłam jeszcze do szkoły, zarobiłam sobie na wyprawkę do szkoły i zostało jeszcze dla Jasia i ubiory

-A to, co za hala -zapytał, pokazując na budynek w oddali.

- Była tu kiedyś przetwórnia soków. Przez dwa lata w wakacje chodziła i butelki do pojemników wkładałam. Ale zamknęli rok temu i w te wakacje musiałam wyjechać do NRD na truskawki.

-Zadziwiasz mnie. W wakacje praca zamiast odpoczynku. I w tylu miejscach.

- Po prostu jestem taką współczesną kobietą pracującą i żadnej pracy się nie boję -dodała, przytaczając cytat z kultowego serialu.

-No tak Ula. Praca ważna, ale i odpoczynek jest ważny.

-Spokojnie wakacje też miałam. Widziałam parę razy góry i morze. Wyjeżdżałam w  podstawówce na kolonie i dodatkowo na wczasy z rodzicami. Byliśmy nawet w Jugosławii. Dopiero po śmierci mamy zaczęłam dorabiać.

-Ale i tak wielki szacunek. Inni by się tak nie poświęcali. Muszę Pshemkowi opowiedzieć o tych okolicach -zmienił nagle temat.  Szuka ładnych miejsc na sesje, a ten młyn jest bardzo ładny.

-Tak ładny, że miastowi przyjeżdżają tutaj na sesje ślubne. 



Pod mianem inni Marek miał głównie na myśli Paulinę. I mimo to, że był tu w Rysiowie trudno było mu nie myśleć, co robi teraz Paulina.

 

Febo tymczasem wylądowała w Warszawie i prosto z lotniska pojechała sprawdzić, czy Marek faktycznie zmienił zamki w drzwiach. Kiedy nie mogła żadnego z nich otworzyć i z braku pomysłu co ma ze sobą zrobić, pojechała do brata do firmy.

-Ten gnojek naprawdę to zrobił -rzekła od wejścia i wyładowując złość na bracie. — A ty sobie tak spokojnie kawę pijesz.

-Co zrobił Marek, bo jak myślę o nim mowa? -zapytał, patrząc na nią zza biurka.

- Wczoraj wieczorem dzwonił do mnie z pracy i powiedział mi, że zmienia zamki i że nie mam się co dobijać, bo go nie będzie, bo będzie z tą przybłędą.  Dzwoniłam wczoraj do ciebie do domu, ale oczywiście nie było cię w domu. Mogłeś jakoś zaradzić. Nawet nie miałeś czasu przyjechać po mnie na lotnisko.

-Mówiłem ci, że byłem umówiony i nie mogłem tego odwołać.

-Siostra dla ciebie nie jest ważna -pytała dobitnie?

-Nie tym tonem. I co niby miałem zrobić. Przykuć się do klamki?

- Chciałam, żebyś pojechał i powstrzymał go. Nie wiem nawet jakie rzeczy mi spakował. Mam tam biżuterię, kosmetyki, futra i założę się, że połowy nie spakował.

-Paula mam dość swoich problemów i ten twój z Markiem jest akurat teraz najmniej ważny dla mnie -przerwał gwałtownie siostrze.

-Przez ciebie straciłam Marka. Przez twój upór na to mieszkanie. A co z tym planem?

-Nic nie wyszło z włamaniem do kancelarii Moniuszki. Cieplak prędzej podpisała wszystkie dokumenty. W dodatku my jesteśmy pierwsi na liście podejrzanych. Ratuje nas tylko to, że jak Moniuszko wszystko uporządkuje, okaże się, że to nie te dokumenty zaginęły, tylko inne i podejrzenie na inne osoby przejdzie. Ale może się i okazać, że nie przejdzie.

-Jak to -zapytała z niedowierzaniem? — Możesz iść do więzienia? A co ze mną będzie? Gdzie się podzieję?

-Jak zwykle tylko o sobie myślisz? Ja ryzykuję za nas oboje.

-Oczywiście, że się martwię – odparła słodko i próbując  szybko wybrnąć z popełnionej gafy. —Jestem zmęczona po podróży. Musiałam wstać przed szóstą.  Możesz dać mi klucze od swojego domu? Są tam moje rzeczy i muszę się odświeżyć po podróży.

-Nie, nie mogę ci dać, bo wolę być przy tym jak się wprowadzasz  -odparł w zemście za jej troskę. — Nie chcę mieć wszystkiego poprzestawianego. Z tym się akurat z Markiem zgadzam. Umiesz dom w pięć minut do góry nogami przewrócić.

- To, co niby mam ze sobą teraz zrobić? U Dobrzańskich nie mam się co pokazywać. Ten gnojek już ich nastawił przeciwko mnie.

-Idź do kosmetyczki, wyżal się Wioli na Marka i poczekaj na mnie u niej.  Przyjadę po ciebie przed piętnastą.

Wizyta u kosmetyczki oprócz zabiegu upiększającego miała również inny przebieg.

 

Tymczasem Ula i Marek zgarnęli sprzed szkoły Jasia kończącego lekcje i całą czwórką poszli na oranżadę do klubokawiarni działającej przy GS Rysiów. Tam spotkali Marzenę i Maćka. Obok budynku znajdował się plac zabaw. Dlatego Ula poprosiła brata, aby zabrał tam siostrę, aby mogła wraz z Markiem porozmawiać z nimi.