niedziela, 27 października 2019

Dla miłości cz. 7



Powrót z Sulejówka do firmy dla Marka zaczął się niefortunnie, bo jeszcze będąc w holu firmy, Ania recepcjonistka poinformowała go, że czeka na niego adwokat. Słowo adwokat skojarzyło się mu tylko z Ulą i rozwodem. 
-Dzień dobry. Marek Dobrzański. Pan do mnie? -pytał uprzejmie.
-Tak. Adwokat Tomasz Kamiński. Możemy przejść w bardziej ustronne miejsce. Chcę porozmawiać o prywatnych sprawach i finansowych.
-Moja żona pana przysłała? – pytał za złością. —Jeśli tak to na żaden rozwód się nie zgadzam.
-Nie. Pan Aleksander Febo. Chce zadośćuczynienia dla siostry. Chociaż pani Paulina Febo pytała mnie, czy potrafiłbym pana szybko rozwieść.
-Nie będę rozmawiał z panem na żaden z tematów -odparł dosadnie. —Zwłaszcza na ten drugi. Nie zamierzam się rozwodzić. Może pan powiedzieć to swoim klientom. Co do drugiej sprawy proszę zostawić mi wizytówkę, a mój prawnik skontaktuje się z panem.
Po odejściu adwokata i patrząc na wspólne zdjęcie z podróży poślubnej, Marek odetchnął z ulgą, że to nie Ula go przysłała. Febo zaś nie zamierzał się przejmować, bo najważniejsza teraz była jego żona.



Krótko po jego wyjściu czekała na Marka miła niespodzianka, bo we firmie pojawili się jego rodzice z prezentem urodzinowym. Z życzeniami dzwonili już rano i ich wizyty się nie spodziewał.  
-Synku jeszcze raz wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń -rzekła mu mama, przytulając i całując policzki.
-A ja się dołączam do mamy życzeń -dodał ojciec.
-Obecnie mam tylko jedno życzenie. Chcę odnaleźć Ulę.
-Czyli Ula się nie odzywała? -ni stwierdziła, ni zapytała Helena.
-Nie, ale jestem bliski odnalezienia. I wiem, że nic jej nie jest.
-Oby ci się udało -mówił Krzysztof, poklepując po ramieniu. —Zabieramy cię dzisiaj na urodzinową kolację do Starej Kamienicy. Tylko my. Bez Pauliny i Aleksa. Teraz nasz prezent. Dzisiaj już oficjalnie Marek, chociaż bez prawnika. Nasze udziały firmy, tak jak obiecywaliśmy.
-Zaskoczyliście mnie -odparł z oszołomieniem.
-Myślałeś, że po tym, co zrobiłeś, to się rozmyślimy -rzekł ojciec. —Było to lekkomyślne, ale i udowodniłeś, że potrafisz być na swój sposób odpowiedzialny i wiesz, na czym ci zależy.  Nigdy taki zdeterminowany nie byłeś.
-Ojciec tak naprawdę bał się, że nigdy nie zdobędziesz się, żeby w czymś się nam przeciwstawić i będziesz taką marionetką -dodała Helena.
-Miło wiedzieć, że jest inaczej -mówił z ciągłym zadowoleniem i zaskoczeniem.
-Proszę -odezwał się Krzysztof, dając mu kopertę.
-Dziękuję -odparł, odbierając kopertę. —A z zaproszenia na kolację chętnie skorzystam. Nie pamiętam, kiedy ostatnio zjadłem porządny posiłek. Chyba kolację w poniedziałek przed zaginięciem Uli.
Ula tymczasem po serii badań uspokoiła się, bo lekarz zapewnił ją, że z dzieckiem i jej zdrowiem jest wszystko dobrze. W szpitalu miała jednak zostać jedną noc.
Dzisiejszy dzień inaczej miał wyglądać -myślała.  Marek ma dzisiaj urodziny i mieliśmy świętować je razem. A jutro miał pojechać do rodziców na uroczystą kolację i po te nieszczęsne udziały. Później miało być tylko lepiej. Nasz związek miał przestać być tajemnicą i mieliśmy żyć pełnią życia bez ukrywania się i kłamstw.
 Następnego dnia po dobie obserwacji Ula mogła wyjść do domu. Sama w Sulejówku nie chciała jednak być, to wstąpiła tam tylko na chwilę, a później zamierzała pojechać do Halinowa. Zwłaszcza że ojciec z Jaśkiem i Beatką również mieli wrócić z ferii.
W Sulejówku pojawiła się na krótko po czternastej, aby wziąć kilka swoich rzeczy i powiedzieć sąsiadce, że wyjeżdża i żeby zajmowała się mieszkaniem po babci jak dawniej. Sąsiadka nie zamierzała jednak wypuścić ją bez zaproszenia do siebie i rozmowy.  
-Niezłego alarmu narobiłaś swoim zasłabnięciem -rzekła jej pani Karwacka, gdy postawiła wodę na herbatę. — Wczoraj od rana szukał cię twój mąż.
-Marek był tu? -zapytała ze zdziwieniem.
-A był. Chociaż na początku nikt nie wiedział, że nim jest. Dopiero, gdy zadzwoniliśmy na policję i wylegitymował się powiedział, że jest twoim mężem.
-Policja? Po co policja? Awanturował się albo zrobił coś innego? -dopytywała. 
-Nic z tych rzeczy. Siedział przed domem parę godzin, to się zaniepokoiliśmy. Dzisiaj znowu tu był i pytał o ciebie. Odjechał godzinę temu.
-Będę musiał spotkać się z nim, bo inaczej nie da mi spokoju. Wiem od brata, że był w Halinowie we środę. Wypytywał sąsiadkę o mnie, ale pani Marysia bała się coś powiedzieć.
-To zrozumiałe. Tyle teraz oszustów. Nie wiem, co było między wami drogie dziecko, ale wygląda na porządnego.
-Tylko że okłamał mnie w pewnych sprawach – odparła z wyrzutem.
-Faceci tak już mają Ula. Najpierw coś zrobią a później dopiero myślą. A on tak bardzo martwił się o ciebie i dziecko. Wczoraj byłby w stanie sam drzwi wyważyć i sprawdzić czy przypadkiem nic ci się nie stało.
 -Martwił się o dziecko? Ale on o niczym nie wie. Nikomu nie mówiłam. Skąd mógł wiedzieć -pytała sąsiadkę, tak jakby znała odpowiedź.
-Tego nie wiem, ale to kolejny dowód, że mu zależy.
-Musiał chyba znaleźć test ciążowy. Albo skłamał.
-On zrobił coś poważnego, że jesteś tak cięta na niego -pytała życzliwie Karwacka.
-Nakłamał w sprawach urzędowych -odparła, uogólniając.
-Czasami nie wszystko jest takie, jakim się nam wydaje Ula. Tak mówiła zawsze twoja babcia i mama. Pamiętasz?
-Tak. Tylko że jest jeszcze była narzeczona Marka i jego rodzice. Bo my proszę pani pobraliśmy się w tajemnicy i teraz gdy wszystko wyjdzie na jaw, będą kłopoty -odparła, nie wiedząc, że Marek powiedział już rodzicom o ślubie. —W dodatku Paulina była narzeczona Marka to pupilka jego rodziców, a oni byli ze sobą parę lat.
-To jest problem. Trudno będzie konkurować z rodzicami. Jednak, jeśli kocha, to nie ma takiej siły, aby was rozdzielić. Dla miłości można wiele poświęcić.
-Z mojej strony na pewno pani Karwacka, ale jak jest z Markiem, nie wiem.
Dobrzańscy natomiast wbrew temu, co myślała Ula postanowili, że poczytaniami Pauliny zajmie się detektyw. W planach mieli wynajęcie tego samego detektywa, który wynajmowała Paulina i z którego oni sami skorzystali.Ten jednak doradził im całkiem kogoś innego, bo jego ludzi Febo znała. Polecił im natomiast Julię Gondecką początkującą panią detektyw.

W sobotni ranek Marek zamierzał ponownie pojawić się w Sulejówku. Najpierw jednak postanowił pojechać do Halinowa. Ferie kończyły się właśnie i było duże prawdopodobieństwo, że Cieplakowie wrócili do domu. Ciągle nieodśnieżone podwórko wskazywało jednak na to, że jeszcze ich nie ma. W Sulejówku szczęście również mu nie dopisało, bo Uli nie było i po trzynastej pojechał do Warszawy. Więcej szczęścia natomiast miał w niedzielę. Podobnie jak poprzedniego dnia najpierw pojechał do rodzinnego domu Uli i już na podwórku spotkał rodzeństwo Uli.


-Jasiek ja nie chcę bałwana. Ja chcę panią bałwanową -usłyszał, dziewczęcy rozkazujący głos.
-Nie idzie Betti. Bałwan to bałwan.
-Cześć wam -przywitał się z uśmiechem. —Piękne dzieło -dodał na widok figury ze śniegu. Wy jesteście rodzeństwem Uli? Jaśkiem i Beatką?
-A kto pyta? -zapytał asekuracyjnie Jasiek, choć domyślił się kto to.
-Marek Dobrzański. Jestem znajomym Uli- mówił, kłamiąc, bo uważał, że siostra Uli jest za mała, aby mówić jej, że jest mężem siostry. —Nie mogę skontaktować się z nią od wtorku. Zgubiła telefon, a nowego numeru nie znam.
-Umiesz ulepić panią bałwanową? -zapytała go tymczasem Betti.
-Jeśli będę miał jakąś wstążkę, korale albo spinkę to tak. Gdybyś przyniosła coś swojego z domu, to da się zrobić.
-Widzisz Jasiu -rzuciła do brata oskarżycielsko. —Idzie ulepić.
-Specjalnie wysłałem Beatkę, bo nie chciałem przy niej rozmawiać -oznajmił Marek, Jaśkowi, gdy Betti pobiegła do domu. —Tak naprawdę jestem mężem Uli.
-Tak myślałem, a gdy przedstawił się pan, to wiedziałem na pewno. Ula wczoraj powiedziała mi i ojcu o ślubie i że będziecie mieć dziecko.
-To Ula tu jest -wtrącił.
-Teraz jej nie ma, bo pojechała na cmentarz i …
-Gdzie jest cmentarz? -zapytał, nie dając mu dokończyć, że Ula dzwoniła do niego z wiadomością, że właśnie jedzie do niego.
Zanim Jasiek zdążył cokolwiek więcej powiedzieć, to na podwórku pojawił się Cieplak. Przez okno widział, że jego dzieci rozmawiają z kimś obcym i się zainteresował.
-Tato przyjechał pan Marek.
-Marek Dobrzański. Miło mi pana poznać -przywitał się, wyciągając rękę na powitanie.
-Józef Cieplak. Zapraszam do środka. Mamy do porozmawiania.
-Tato, ale Ula -próbował ponownie powiedzieć, że jest w Warszawie.
-Poczekamy na nią. Będzie mieć niespodziankę. A ja ze spokojem porozmawiam z panem Markiem.
Marek najchętniej odmówiłby i pojechałby jednak na cmentarz, ale nie chciał bardziej narażać się Cieplakowi, to wszedł. Z korytarza został wprowadzony do przytulnej kuchni. Główne miejsce zajmował stary odnowiony stylowy kredens  z podświetleniem za szybą. Do tego okrągły stół z czterema krzesełkami i drewniana podłoga. Z nowoczesnych rzeczy natomiast była lodówka, mikrofala, kuchenka z okapem oraz inne szafki kuchenne z IKEI. Uroku dodawały również doniczki z różnymi ziołami i przyprawami.


-Ładny kredens i stół z krzesłami -rzekł Marek, aby coś powiedzieć.
-Jestem stolarzem i gdy jeszcze pracowałem, to głównie zajmowaliśmy się w stolarni renowacją starych mebli. Dawaliśmy im drugie życie i przy okazji swoje odnowiłem. Dla mnie było to samą przyjemnością. Proszę siadać. Napije się pan kawy albo herbaty?
-Kawę poproszę. Bez cukru, ale z mlekiem, jeśli jest.
-Kiedy dokończymy panią bałwanową -zapytała Betti, która pojawiła się w kuchni ze spinkami.
-Nie teraz Beatko -odparł jej ojciec. —Musimy porozmawiać z panem. Jasiek skończy lepić.
-Widzę, że nosi pan obrączkę -rzekł Cieplak, gdy rodzeństwo Uli wyszło.
-Tak i zapewniam pana, że kocham pana córkę. Jakkolwiek by to nie wyglądało.  Nie wiem co i ile powiedziała Ula, ale prawnik był naprawdę chory, a za problemami ślubnymi stoi Wioletta.
-To właśnie mówiła. Problemy prawne. Opowiedziała jeszcze o sprawie udziałów, szwalni i małżeństwie. Rozsądne to nie było. Ślub w tajemnicy.
-Wiem, ale i tak chciałem ożenić się z pana córką latem - przytaknął grzecznie.
-A ta pana narzeczona? Podobno oficjalnie ciągle jesteście parą? -pytał, stawiając kawę na stół.
-Oficjalnie my nigdy się nie zaręczyliśmy -odpowiedział gotowy na to, aby powiedzieć Cieplakowi całą prawdę o swoim życiu. —Były tylko oświadczyny i to z paniki, bo jej brat przyłapał mnie w ramionach innej. Nie byłej jej wierny panie Józefie, bo nie kochałem jej. Nie wiem, czy Ula mówiła panu, ale miało to być małżeństwo bardziej biznesowe niż z miłości. Dopiero przy Uli zrozumiałem, że zakochałem się naprawdę. Nawet moi rodzice to zauważyli.
-Są jednak sceptycznie nastawieni to pana innych związków niż ta pana narzeczona -stwierdził wymownie.
-Wiedzą już o Uli i ślubie. Pan może o tym nie wie, ale w ostatni wtorek wydarzył się wypadek tramwajowy i myślałem, że Ula w nim ucierpiała. Na szczęście okazało się, że był tam tylko jej telefon. Przesiedziałem w szpitalu w oczekiwaniu na koniec operacji jakiejś dziewczyny cztery godziny i miałem sporo czasu na rozmyślania. Wtedy zdecydowałem, że powiem rodzicom prawdę niezależnie od tego, co się później stanie. Udziały, spadek przestały być ważne. Jeszcze tego samego dnia powiedziałem im o Uli i ślubie. Na początku był to dla nich szok, ale rozmawiałem z nimi i w piątek oraz wczoraj, i są ciekawi poznania Uli i czy już się odnalazła.
-Czyli rodzice pogodzili się z faktem, że ma pan żonę?
-Tak. Teraz brakuje mi tylko Uli do szczęścia -odparł.

Ula tymczasem na cmentarzu omiotła śnieg z nagrobku i zapaliła znicz.
-Dawno nie byłam tu mamo -mówiła cicho. —Moje małżeństwo przechodzi właśnie pierwszy kryzys. Chociaż nie wiem czy mogę nazwać to małżeństwem i kryzysem. Może nie jesteśmy nawet małżeństwem i to nie kryzys, tylko oszustwo. Wiem, że powinnam porozmawiać z Markiem o tym. Zwłaszcza że będziemy mieć dziecko. Nawet jeszcze nie mówiłam ci, że będę mamą. Ale wierzę, że patrzysz na nas z góry i już wiesz. Nie wiem, jak będzie między nami dalej, ale Marek dał mi coś pięknego mamo i za to będę mu wdzięczna. Gdybyś była z nami może inaczej patrzyła na sprawę.  Żebyś chociaż dała mi jakiś znak, co mam robić. Mam pojechać do niego?
W tej samej chwil zza grobu wyleciał wróbel, usiadł na krzyżu i zaćwierkał. Tym samym Ula uznała to za znak, aby pojechać do Marka i porozmawiać. Autobus do Warszawy miał odjechać za pięć minut, a kolejny był dopiero w południe to postanowiła nie wracać do domu, tylko pojechać tym. Z przystanku chciała zadzwonić do domu i powiadomić rodzinę, że jedzie do Warszawy i Marka, ale bywało, że nadajnik w tym miejscu gubił zasięg. Z samego autobusu również nie mogła zadzwonić, bo dosiadła się do niej sąsiadka Dąbrowska, a przy niej nie chciała rozmawiać. Rodzinę powiadomiła, dopiero gdy była już w stolicy i pożegnała się z sąsiadką.
Do mieszkania, które do niedawna dzieliła z Markiem, szła z niepokojem. Miała ciągle klucze, to nie dzwoniła domofonem, tylko od razu pojechała na górę. Marka jednak nie było w mieszkaniu. Znalazła za to wizytówkę adwokata Tomasza Kamińskiego specjalizującego się, jak wyczytała w szybkich rozwodach, sprawach finansowych, karnych, cywilnych. Z całej gamy obowiązków adwokackich zaś postawiła na sprawy rozwodowe, bo były wymienione w pierwszej kolejności. Dłużej w mieszkaniu nie zamierzała zostać. Miała jeszcze parę swoich rzeczy tu, to spakowała je tylko. Na koniec napisała krótki list do Marka.
Klucze od mieszkania wrzucę do skrzynki Marek. Przy rozwodzie bądź unieważnienia małżeństwa problemów robić nie będę. Wiem, że wiesz o ciąży.  Porozmawiamy kiedyś o tym. Ojcem nie zabronię ci być.
Gdy zjechała już na dół, to zrobiła z kluczami to, co napisała w liście. Po wyjściu na dwór popatrzyła jeszcze na budynek i poszła w stronę przystanku. Tam zadzwonił do niej Jasiek z informacją, że Marek siedzi u nich w kuchni i pije z ojcem kawę.

niedziela, 20 października 2019

Dla miłości cz. 6


O tym, że Ula może przebywać w Sulejówku, Marek dowiedział się jeszcze tego samego dnia. Chciał pojechać tam od razu, ale nadciągała śnieżyca i zostawił wyjazd na następny dzień. Kolejnego dnia do pracy szykował się w pośpiechu. Dlatego też, gdy wyciągał śmieci rozsypał je i znalazł test ciążowy Uli. Znaleziony przedmiot podziałał na niego jeszcze bardziej motywująco. Do firmy wpadł więc na chwilę, ale i tak wyczuł, że wzbudził zainteresowanie pracowników. Nikt jednak o obrączkę na jego palcu ani o zdjęcie Uli zamiast Pauliny na jego biurku nie pytał. Było tak, jakby od zawsze był taki stan rzeczy.
Wyjątek stanowił Aleks, który pojawił się u niego tuż po jego przyjściu.


-Co sprowadza cię do mnie? -zapytał Marek ze zniechęceniem na jego widok.
-Nie wiem czy mam ci gratulować, czy dowalić. Moja siostra jest załamana. Musiałeś tak ohydnie potraktować ją -mówił z oburzeniem Febo.
-Wyjdzie z tego. Pojedzie do Mediolanu i zapomni. Zawsze marzyła, aby wrócić tam na stałe. Tylko ja byłem przeszkodą.
-Zmarnowałeś jej ostatnich parę lat życia i tak błaho podchodzisz do sprawy?  Mogłeś już dawno rozstać się z nią, skoro wiedziałeś, że nic z tego nie będzie.
-Jak już to ona mnie się trzymała kurczowo. Ja wiele razy dawałem jej pretekst do odejścia.
-Powinieneś, chociaż zrekompensować się jej za ostatnie cierpienia -rzekł rozkazująco Febo.
-Zawsze mogę kupić jej bilet do Mediolanu -rzucił z ironią Marek.
-Ja tego tak nie zostawię -odparł mu  z groźbą.
-Wybacz, ale mam ważniejsze sprawy niż rozmowa na temat Pauli -mówił, idąc w stronę drzwi. —A za rekompensatę może uważać biżuterię, którą dostała ode mnie i wszystkie jej wydatki, za które ja płaciłem. Zawsze używała na swoje zachcianki wspólnej karty.
Do Sulejówka dojechał w półgodziny i skierował się prosto w okolice ulic o nazwach drzew. Były w jednym kompleksie to nie musiał dużo kursować po mieście. Okazały się jednak długie i co z tym się wiązało szukanie Uli, było trudne. W dodatku były to same domy, a Wiola mówiła o mieszkaniu. Nikt również nie znał Uli, a jak brzmi nazwisko panieńskiego matki Uli, nie pamiętał. Po dwóch godzinach szukania stwierdził, że jest to daremne i postanowił najpierw sprawdzić w aktach ślubnych, jak się nazywała pani Cieplakowa z domu i wrócić nazajutrz. 
W czasie drogi powrotnej zadzwoniły do niego dwie osoby. Najpierw policjant z wiadomością, żeby podjechał na komisariat i odebrał telefon, który zgubiła w tramwaju. Później mama z zaproszeniem na kolacje, bo chcą z nim porozmawiać i zapraszają go do siebie. Z kolacji u nich zrezygnował i pojawił się nieoczekiwanie na obiedzie. Myślał bowiem, że i Paulinę ma się pojawić wieczorem, a kontaktu z nią chciał uniknąć.
Tymczasem na drugim końcu Sulejówka na ulicy Jana Świerka Ula próbowała poukładać sobie najważniejsze sprawy. Musiała zadzwonić do brata powiedzieć mu o zagubionym telefonie, gdzie jest i że ma nowy dodatkowy numer telefonu, bo nie wie, co się stało z poprzednim telefonem.  Rozważała również, czy nie przenieś się tutaj na stałe.  Sporo czasu poświęciła na rozmyślania.
Okłamywał mnie począwszy od ukrywania tego, że Paulina jest w Polsce po szwalnię. Nie będę mogła mu ponownie zaufać. Tylko jak będziemy żyć? Będziemy mieć dziecko. Muszę powiedzieć mu o tym. Nie mogę być egoistyczna. Jeszcze ten nieszczęsny kredyt. Wzięty z mojej strony dla miłości. Tak powiedziałam Wioli. I co się okazało? Moja miłość to rozczarowanie. Dla miłości poświęciłam wiele.



Po dojechaniu do Warszawy Marek najpierw pojechał po telefon Uli. Chciał skorzystać z niego, ale był jednak zaszyfrowany.  Później odwiedził rodziców. Gdy wchodził, zastał ich już przy stole, to się dosiadł do nich.
-To, o czym chcecie porozmawiać? -zapytał, gdy gosposia podała mu talerze i wyszła z jadalni.
-O Uli? -odparła mu matka.
-Tak myślałem – wymruczał ze zniechęceniem. —Paula miała pojawić się wieczorem i razem mieliśmy przedyskutować sprawę? -zapytał z ironią rodziców.
- Nie Marek, nie mieliśmy tego w planach -wtrącił ojciec, aby nie dopuścić do kłótni żony i syna o Paulinę. Oprócz tego, że pracuje w banku to, co niej wiesz? Powinniśmy chyba i my coś wiedzieć.
-Jej rodzina mieszka w Halinowie. Ma osiemnastoletniego brata i siedmioletnią siostrę. Obecnie mieszkają tylko z ojcem, bo matka Uli zmarła przy porodzie siostry. Nigdy jednak u nich nie byłem i nie miałem okazji poznać.
-A ile czasu się znacie -drążyła temat Dobrzańska.
-Osiem miesięcy. Na początku znajomości z Ulą łączyła nas tylko praca i łóżko. Uczucie przyszło później -mówił zbyt szczerze jak dla rodziców. —Tak na początku grudnia.
-Widzisz Marek, sam powiedziałeś, że łóżko was łączyło – próbowała argumentować Helena, że związek syna i Uli nie jest oparty tak do końca na miłości. —Zauroczenie kiedyś minie i co wtedy? Rozwód czy bycie razem na siłę. Byłeś zbyt długo sam z dala od Pauliny i może zatęskniłeś za bliskością kobiety.  Może pomyliłeś miłość z innym uczuciem?
-Jestem pewny mamo, że kocham Ulę -wtrącił zdecydowanie. —Miłości nie da się pomylić z niczym innym. Teraz wiem, że z Paulą nic takiego mnie nie łączyło i nie będzie łączyć. I nic się nie wypali. Poza tym Ula jest chyba w ciąży. Znalazłem test ciążowy w koszu na śmieci.
- I nie powiedziała ci o tym. Nie uważasz, że to dziwne? -pytał rodzicielka. 
-Nie miała okazji mamo.
-A gdzie jest teraz? -pytał dla odmiany ojciec.
-Nie wiem -odparł z bezradnością. —Myśli, że okłamałem ją w paru sprawach -dodał, opowiadając rodzicom o ślubie, Wioli i szwalni.

Do Sulejówka Marek powrócił następnego dnia, ale nazwisko Porębska nic nikomu nie mówiło na ulicy Sosnowej, Świerkowej i innych okolicznych ulicach.  Dopiero jedna kobieta powiedziała mu o ulicy Jana Świerka i pojechał na wskazane miejsce. Tam ulica długa nie była, ale za to z domami wielorodzinnymi. Odpuścił sobie pytanie o Ulę Cieplak i pytało o mieszkanie po pani Porębskiej, które według słów Wioletty było wynajmowane dłuższy czas. Trop był dobry, bo szybko trafił pod wskazany adres. Nikt jednak na jego pukanie nie otwierał. Od sąsiadki natomiast dowiedział się, że Ula od wtorku jest tutaj. Gdzie teraz może być, nie wiedziała jednak i przyszło mu tylko cierpliwie czekać. Jego przedłużająca się jego obecność pod domem zainteresowała w końcu sąsiadów i zadzwonili na policję. Nadjeżdżający radiowóz zauważył i domyślił się, że to do niego jedzie.
-Aspirant Adam Rajczyk -usłyszał chwilę później, gdy otworzył szybę w aucie. —Dokumenty poproszę. I proszę wyjaśnić, co pan tu robi tyle czasu.
-Jeśli powiem, że czekam na żonę, uwierzy mi pan -odparł, podając etui z dowodem osobistym. —Nazywa się Urszula Cieplak - Dobrzańska. Jesteśmy od niedawna małżeństwem i szukam jej od dwóch dni. Przypadek sprawił, że odeszła do mnie i ukryła się tutaj. Może pan również zadzwonić do stołecznej policji do pani Anny Jastrzębskiej i sprawdzić moją tożsamość i Uli.  
-Sprawdzimy panie Dobrzański -odparł policjant.
-Tylko że Ula jest w ciąży i może coś się jej stało w mieszkaniu. Może potrzebuje pomocy.
-Chyba za dużo filmów pan się naoglądał -stwierdził kpiąco policjant.
-Martwię się o żonę. Ma pan obrączkę, to powinien pan zrozumieć mnie -mówił ze złością.
-Dobrze panie Dobrzański. Sprawdzimy czy nic się nie stało.
Na ich pukanie nikt jednak nie otwierał i dopiero sąsiadka, która miała klucze i rozmawiała z Markiem w końcu otwarła drzwi mieszkania.  Uli jednak w nim nie było. Nic nie wskazywało i na to, aby coś się złego stało.  Marek natomiast musiał na komisariacie wszystko wyjaśnić i opuścić miejsce obserwacji. Po godzinie dowiedział się, że Ula kontaktowała się z rodziną przebywającą w Karpaczu i uspokoił się tym, że jest cała i żyje.
Ula tymczasem nieświadoma tego, co dzieje się przed jej domem poszła ze spokojem na zakupy do marketu. Tam nagłą zmianą temperatury, ostatnimi wydarzeniami i faktem, że jest w ciąży zemdlała. Lekarz, który badał ją i po wywiadzie lekarskim postanowił zabrać ją do szpitala na badania. Zwłaszcza że badań ciążowych do tej pory nie zrobiła. Na oddziale zajęli się nią szybko, porobili badania i potwierdzili pięciotygodniową ciążę.  

Paulina w odzyskaniu Marka albo w rozbiciu jego małżeństwa poddawać się nie zamierzała i chciała znaleźć dowody na to, że Ula jest dwulicowa i okłamywała w czymkolwiek Marka.  Dlatego dzień po tym, jak okazało się, że Marek i Ula są małżeństwem, poszła ponownie do biura detektywistycznego.
-Chcę, aby znalazł pan coś na Ulę Cieplak -rzekła rozkazująco. —Im coś gorszego, tym lepiej. Mój narzeczony ożenił się z nią i chcę udowodnić mu, że nie jest taka, za jaką ją uważa.
-Trudno będzie pani Febo -odparł wymijająco.  
- Płacę panu za coś -wtrąciła sugestywnie.
-Czyli chce pani, aby sfałszował dowody -ni stwierdził, ni zapytał.
-Dobrze pan zrozumiał.
-Nie proszę pani. Nie zamierzam niczego fałszować. Moje biuro ma dobrą renomę i nie zamierzam jej stracić.
-To zrujnuję pana. Mam władzę -mówiła zastraszająco.
-Przypominam, że rozmowy są nagrywane, a pani w ciągu minuty próbowała mnie przekupić i grozić. Jedno i drugie jest karalne. Mogę prześwietlić panią Cieplak, ale wszystko będzie zgodne z prawdą. Jest pani ciągle zainteresowana współpracą ze mną?
-Nie -odparła z wyniosłością. —Sama sobie poradzę.
Następnego dnia w tym samym biurze pojawili się Dobrzańscy. Oboje zgodnie stwierdzili, że jedynym wyjściem na rozwianie ich wątpliwości co do synowej jest sprawdzenie czy to, co mówiła Markowi jest prawdą. Szczęście w dostaniu się do detektywa dopisało im, bo jeden z klientów odwołał spotkanie i mogli być przyjęci bez wcześniejszego zapisania.



- Dzień dobry. Paweł Kasprzycki -rzekł im na powitanie mężczyzna mniej więcej w wieku ich syna.
-Dzień dobry. Krzysztof Dobrzański, a to moja żona Helena -dokończył prezentacji ojciec Marka.
-Proszę siadać -odparł detektyw mocno zdziwiony nazwiskiem Dobrzańscy. —W czym mogę państwu pomóc.
-Chcieliśmy, aby pan sprawdził pewną dziewczynę -zaczął Krzysztof skrępowany sytuacją. —Nasz syn Marek niedawno ożenił się z w tajemnicy i chcemy wiedzieć czy ta dziewczyna nie ma ukrytego w tym celu. Nazywa się Urszula Cieplak, pracuje w banku Zachodnim, a pochodzi z Halinowa.
-Pani Febo was przysłała? I mam coś znaleźć na panią Cieplak? -pytał ich z wyrzutami. —Powiedziałem jej, że nie zamierzam fałszować śledztwa.
-Nie. Sami przyszliśmy -odparł zdziwiony Krzysztof.
-Paulina była u pana? -zapytała Helena.
-Nie powinienem zdradzać danych klientów, ale sam się zdradziłem. Tak była tu wczoraj i złożyła mi nieuczciwą ofertę. Od pięciu lat dostaję co parę miesięcy zlecenia od pani Pauliny Febo na śledzenie państwa syna. I muszę przyznać, że uparta z niej kobieta i ciężko się z nią współpracuje. Szybko wpada w szał. Szkoda państwa syna. Słyszałem i widziałem, jak jeszcze tu w biurze wpadała we wściekłość na widok niektórych zdjęć.
-To, dlaczego brał pan zlecenia? -pytał Krzysztof.
-Dobrze płaciła, a rozkręcałem biuro i potrzebowałem na lepszy sprzęt. A w czym konkretnie państwu mogę pomóc? Tak jak mówiłem, nie zamierzam jej oczerniać, jeśli nie będzie zgodne z prawdą.
-Nie o to chodzi. Chcemy poznać jej ciemne i jasne strony życia, i czy nie prowadzi podwójnego życia -tłumaczył Krzysztof. —Czasami czyta się, że przykładny mąż i ojciec okazuje się tyranem i sadystą w domu. Z kobietami może być podobnie.
-Dużo rodzina mówi o człowieku -dodała Helena. —Mógłby pan sprawdzić, czy to porządni ludzie.
-Rozumiem, o co państwu chodzi. Pani Febo dla odmiany szczegółów nie wymagała. Chciała wiedzieć, tylko jak się nazywa i gdzie się spotykają. Z mojej strony mogę powiedzieć, że pani Ula nie wygląda na taką, co ma coś do ukrycia, a państwa syn jest szczęśliwy.  Pamiętam inne sprawy zlecone przez panią Febo i zachowanie syna. Nigdy tak szczęśliwy nie był. Teraz żegnał się i witał tak czule, a kiedyś po spotkaniu z kobietą odchodził jakby byli sobie obcy. 
-I nam wydawało się, że w ostatnich tygodniach chodził zadowolony -odezwała się Helena.
-Myśleliśmy, że to z powodów sukcesów w pracy -dodał Krzysztof.
-A to zasługa kobiety -odparł detektyw.
Pierwsze ustalenia, że Ula nie wygląda na, jakąś naciągaczkę uspokoiły ich nieco. Zrozumieli i to, że syn mówił prawdę i Paulina naprawdę kazała śledzić ich syna od lat.
Dwa dni później detektyw miał dla nich sporo nowych faktów z życia Uli i pokrywały się z tym, co mówił syn.
-W pracy jest bardzo lubiana, a szefostwo chwali ją za wysokie kompetencje. Miała nawet wyjechać do Anglii na drugim roku studiów, ale zrezygnowała z wyjazdu ze względu na sprawy rodzinne. Jej mama zmarła przy porodzie siostry pani Uli i musiała zająć się siostrą, dwunastoletnim wówczas bratem i ojcem. Pan Cieplak mocno przeżył śmierć żony i przypłacił to zawałem. Ona sama była wtedy w klasie maturalnej. A o rodzinie same dobre rzeczy usłyszałem. Pomocni, życzliwi, uczciwi, skromni.  Nie słyszałem słowa skargi. Według mnie mogą państwo spać spokojnie. Państwa syn wybrał odpowiednią kobietę na żonę.
-Oby. Tylko, dlaczego znikła z życia Marka, ukrywa się i nie chciała, aby wszystko jej wytłumaczył? -zastanawiał się głośno Krzysztof.
-Na to pytanie nie odpowiem panu, ale może ja mógłbym pomóc w odnalezieniu pani Cieplak. Mam doświadczenie. Proszę porozmawiać o tym z synem. I jeszcze jedna sprawa. Obawiam się, że pani Febo może knuć przeciwko pani Cieplak i coś jej zrobić. Była wściekła, gdy odmówiłem współpracy, a w takich okolicznościach tajemnica zawodowa nas detektywów nie obowiązuje. 
-Dziękujemy za ostrzeżenia. Będziemy jej pilnować -odparł Krzysztof. Pomyślał sobie i czy Marek nie będzie zagrożony.
O tym, czego się dowiedzieli, Markowi mówić na razie nie zamierzali, bo wydałoby się, że skorzystali z usług detektywa. Chcieli natomiast sami zająć się Pauliną, pilnować ją i być jej sprzymierzeńcami. Marka powiadomić jedynie, gdy sytuacja będzie groźna.  

Powrót do firmy dla Marka zaczął się niefortunnie, bo jeszcze będąc w holu firmy Ania recepcjonistka poinformowała go, że czeka na niego adwokat. Słowo adwokat skojarzyło się mu tylko z Ulą. 
-Dzień dobry. Marek Dobrzański. Pan do mnie? -pytał uprzejmie.
-Tak. Adwokat Tomasz Kamiński. Możemy przejść w bardziej ustronne miejsce. Chcę porozmawiać o prywatnych sprawy i finansowych.

środa, 16 października 2019

Dla miłości cz. 5


Poranek dwudziestego lutego nie zapowiadał, że dzień okaże się dla Uli tak przykry. Rano tuż przed ósmą bowiem wyszła razem z Markiem z mieszkania radosna i pełna optymizmu. On pojechał do pracy, a ona poszła po zakupy oraz do apteki po test ciążowy. To, że może być w ciąży podejrzewała już od trzech dni, ale chciała jednak upewnić się, zanim cokolwiek powie Markowi. W drodze powrotnej zamyślona i wpatrzona w ulice Warszawy nie zauważyła nawet, że w czasie gwałtownego hamowania tramwaju wypadł jej telefon. Po powrocie na Sienną w pierwszej kolejności skierowała się do łazienki. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, to przerwał jej dzwonek do drzwi i listonosz z listem poleconym. Nie otwierając go, poszła ponownie do łazienki, a pięć minut później odczytała pozytywny wynik. Na myślenie co teraz czasu nie miała, bo ponownie ktoś dzwonił do drzwi wejściowych.



-Pani tutaj? -zapytała na widok Febo.
-Czyli wiesz, kim jestem -odparła, wchodząc do mieszkania, chociaż Ula jej nie zaprosiła. Zdążyła również dostrzec urodę Uli, bo na zdjęciach detektywa była w czapce i odebrało jej to połowę uroku. —Tak jestem Paulina Febo narzeczona twojego kochanka -mówiła wyniośle, aby pomścić jej wygląd, bo wiedziała, że i na Marku robi wrażenie.  —A jestem tu, bo zbyt dziwne było dla mnie to, że mój narzeczony przez ostatnie pół roku nie wdał się w żaden romans. Od paru dni jestem w Polsce i teraz wiem dlaczego. Nieźle nawet sobie to wymyślił. Sponsoring.
-Nie jestem jego utrzymanką. Jestem…
-Kolejną kochanką, która uwierzyła w jego słowa -wtrąciła. —Marek nigdy nie zdecyduje się odejść ode mnie. Zbyt wiele kosztowałoby go.  Jego rodzice są bogaci i zostawiając mnie, może sporo stracić. Od udziałów począwszy po spadek.
-Marek taki nie jest -odparła pewnie.
-Jest, bo znam go od lat. Przytulne gniazdko -dodała, rozglądając się po salonie. —Ale już niedługo będziesz się nim cieszyć.
-Może pani wyjść -próbowała mówić stanowczo. —Nachodzi mnie pani.
-Masz romans z moim narzeczonym i jeszcze masz czelność rozkazywać mi -syczała. —Dla mnie jesteś nikim, a dla Marka tylko zaspokojeniem jego potrzeb! Niejedna rozkładała już przed nim nogi i nic nie wskórała.  
-Teraz obraża mnie pani -mówiła bez strachu.
-Sama się pani obraża takim zachowaniem. I zapamiętaj jedno sobie -dodała, złowrogo. — Zabiję go i ciebie jak z tym nie skończycie -dodała tuż przed wyjściem.
Po jej wyjściu Ula z ulgą pomyślała, że to dobrze, że nie powiedziała jej, kim jest tak naprawdę dla Marka. Febo mogłaby zemścić się naprawdę i zaszkodzić jej i dziecku. Chciała również zadzwonić do Marka, ale w jej torebce telefonu nie było.  Przypomniała sobie i o liście.  To, co zawierał, zaszokowało ją.  Później przeanalizowała ostatnie wydarzenia, wszystko ułożyło się w jedną całość i dało wniosek, że Marek okłamywał ją jednak.  Długo nie myśląc, spakowała swoje rzeczy, napisała list do Marka i pozostawiając pierścionek oraz obrączkę na stoliku wyszła z mieszkania. W pracy miała tydzień wolnego, to mogła bez przeszkód pojechać gdzieś, gdzie będzie  z dala od Marka i Warszawy.

Marek tymczasem po powrocie ze szpitala i po znalezieniu listów zadzwonił do Wioletty. Miał bowiem nadzieję, że tam się zatrzymała.  Kubasińska nic jednak nie wiedziała, a w domu w Halinowie u Uli nikt nie odbierał. Innych znajomych Uli, z racji, że się ukrywali nie znał.  Z braku pomysłu, gdzie może być Ula, pojechał do rodziców. Rozmowa z nim i tak go czekała i wolał mieć to jak najszybciej z głowy. Jadąc do nich, założył również obrączkę, z którą już od tego momentu się nie rozstawał, bo i potrzeby ukrywania nie było.
Obecność Pauli w posiadłość jego rodziców nie zdziwiła go w ogóle. Ucieszyła nawet, bo jak pomyślał tylko raz będzie przechodził przez te katusze.


-Jesteś w końcu -rzekła mu wrogo Paulina. —Od paru godzin wydzwaniamy do ciebie.
-Byłem w szpitalu. Myślałem, że Ula została ranna w tym wypadku tramwajowym. Na szczęście okazało się to nieprawdą -rzekł, podchodząc do Pauli i matki.
-Znowu ta jego kochanka -rzuciła rozpaczliwie w stronę Dobrzańskiej.
-Ula nie jest żadną moją kochanką Paulino, tylko żoną -wtrącił, bez owijania w bawełnę. —Pobraliśmy się trzydziestego pierwszego stycznia.
-Co? -zapytała po chwili Febo.
-Ja i Ula jesteśmy małżeństwem Paulino -mówił powoli. —Dobrze zrozumiałaś.
-Synku to jakaś farsa -odezwała się i Helena.
-Nie mamo. Mogłem wziąć akt ślubu, ale obrączka będzie musiała wam wystarczyć. Data oraz inicjały Uli i moje są wyryte -mówił, pokazując matce złoty krążek.
-Marek, dlaczego w tajemnicy? -spytał ojciec, który podszedł do nich. —Dość dziwne zachowanie. Może jest w ciąży?
-Nie, nie jest, ale chcemy mieć dzieci. 
-Jesteś bogatym, interesującym mężczyzną i może dałeś się omotać? -dodała matka. —Twoje znajome w przeszłości próbowały różnych sztuczek, aby zbliżyć się do ciebie.  
-Nie omotała. A z Ulą i tak ożeniłbym się wkrótce -odparł rodzicom. —Przyspieszyłem ślub, tylko dlatego, aby móc wziąć kredyt małżeński na zakup szwalni.
-Czyli to tylko interes -rzekła Febo. —Rozwiedziesz się z nią i my pobierzemy się, jak było ustalone -dodała rozkazująco.
-Nie dla interesu się ożeniłam. Kocham Ulę i nikt, i nic tego nie zmieni. I na pewno nie zamierzam się rozwodzić. Po raz pierwszy czuję się szczęśliwy i jestem wierny. Dlatego wymyśliłem sobie chorobę, żeby nie iść z tobą do łóżka.
- Zrujnuje cię ta miłość -rzuciła Febo z nienawiścią za odpowiedź.
-Dla miłości Paulino mogę zostać z niczym -odparł spokojnie.
-I tak będzie. Założę się, że po to ukrywałeś te całe małżeństwo, aby móc dostać udziały -mówiła prowokująco.
-Fakt to był jeden z powodów -przyznał się szczerze i ku zdziwieniu Pauliny i rodziców.
-Widzicie -zwróciła się do Dobrzańskich. —Jest zepsutym manipulantem. Tym razem przeliczyłeś się i z planu nic nie wyszło -zwróciła się i do Marka.
-A ty u babci siedzisz tylko po to, aby twoi kuzyni nie dobrali się do jej majątku.
-Paulino pozwól, że naszym majątkiem i naszymi udziałami ja z Heleną będziemy rozporządzać -wtrącił Krzysztof, przerywając ich spór i wyczuwając, że ich ukochana Paulinka ma chrapkę i na ich majątek.
-Dziękuję tato. A ty Paula lepsza nie jesteś. Ciągle mówiłaś, że jak będziemy po ślubie, to oddasz swoje udziały Aleksowi, bo ja będę miał. Uważałaś się współwłaścicielką czegoś, czego jeszcze nie miałem. Rozporządzałaś nie swoim majątkiem.
-A ta Ula może tylko na twój majątek patrzy? – pytał Krzysztof. —Co o niej wiesz?
-Nic z tych rzeczy tato. Ula to porządna, uczciwa i wykształcona dziewczyna. Pomagała mi w napisaniu prezentacji. Skończyła dwa kierunki na SGH z wyróżnieniem, zna biegle niemiecki i rosyjski. Teraz pracuje w banku jako asystentka jednego z kierowników. W klubie jej na pewno nie poznałem, jak zapewne sugerowała Paulina. To skromna, rodzinna dziewczyna.
-Nic nie wiadomo -mówiła Febo, próbując oczerniać Ulę. —Może jest dobrą aktorką i tylko udaje taką skromną.
-Jest skromna i ma wiele innych zalet Paulino -odparł zdecydowanym tonem.  —Dlatego zakochałem się w niej i ożeniłem. A latem chcemy wziąć ślub kościelny i wyprawić wesele.  
-Poznamy ją wkrótce z mamą -pytał Krzysztof. —Sami się przekonamy, jaka jest prawda.
-Teraz wyjechała, bo przestraszyła się dzisiejszej rozmowy z Pauliną. Paula zagroziła jej, że pożałuje, jak się nie rozstaniemy.
-Możesz nie wymyślać – mówiła hamując się, aby nie wybuchnąć. — Nie groziłam jej. Oczerniasz mnie, a prawda jest taka, że ona mnie oczernia.
-Zobaczymy, co będzie później Marek -odezwała się ponownie Helena, która miała w planach pójść na Sienną, jak Ula wróci, spotkać się z nią i sposobem sprawdzić, czy zależy jej na Marku, czy na majątku syna. Liczyła również, że to syn się myli. W plany Pauliny nie zamierzała jednak wtajemniczyć.

 Do domu Marek wracał w lepszym humorze, niż myślał, bo rodzice wiadomość o jego ślubie przyjęli ze spokojem. Pomocna w tym była i Paulina, bo wyszło na to, że to ona jest materialistką i patrzy na majątek babci i Dobrzańskich. Po powrocie ponownie zadzwonił do Wioli, ale twierdziła, że ciągle nic nie wie. Do końca w jej słowa wierzyć jednak nie mógł. Zadzwonił również do Sebastiana i umówił się z nim w klubie.




-To, co opijamy Marek -zapytał, trącając się z nim szklaneczką. —Cudowne ocalenie Ulki?
-Nic nie opijamy -odburknął. —Wszystko się wali. Ula zostawiła mnie. Myśli, że ją okłamywałem przez cały czas. Zostawiła mi list pożegnalny. To znaczy w sensie, że odchodzi.
-Czyli Pauli udało się was skłócić? -stwierdził ze współczuciem.
-To też, ale przyszedł jeszcze list z Urzędu Stanu Cywilnego. Piszą, że nasze małżeństwo może być nieważne i Ula myśli, że specjalnie razem ze Sławkiem tak zorganizowaliśmy ślub, żeby można było go unieważnić. I jeszcze te kamienie nerkowe i pobyt w szpitalu notariusza, który miał zająć się przepisaniem szwalni na Ulę. To kolejny przypadek, a Ula przekonana jest, że wszystko sobie ukartowałem. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wiem, gdzie jej szukać. Telefonu nie ma, a znajomych Uli nie znam. Dzwoniłem tylko do Wioli, ale twierdzi, że nie wie, gdzie może być. Nie wiem tylko, czy mogę jej wierzyć. Podobno jest u siebie w domu.
-Wiolą się nie martw. Jestem umówiony z nią na jutro, to wypytam dyskretnie. A dzisiaj faktycznie miała być u rodziców.
-A pro po rodziców Seba to wracam od nich -oznajmił mu nieoczekiwanie. —Powiedziałem im i Pauli o Uli i że jest moją żoną.  Był szok, ale źle nie było. Tylko Paulina hamowała się, jak mogła. Gdybyśmy byli sami, to pewnie jakiś wazon albo kieliszek wylądowałby na podłodze. Przynajmniej to mam z głowy.
-Ja taki spokojny nie byłby Marek- odparł poważnie. —Znając Paulę i twoją mamę, to tak łatwo nie odpuszczą.
-Wiem Seba i zamierzam być czujny. Może wynajmę detektywa tak, jak Paulina, aby je pilnował.

Ula tymczasem bez planu na przyszłość pojechała na Dworzec Główny PKS i dalej do Sulejówka. Mieli tam mieszkanie po babci w wielorodzinnym domu typu czworaki i postanowiła zatrzymać się w nim na parę dni. O tym, co będzie później na razie nie myślała. Lokum duże nie był, bo czterdziestometrowe i posiadało kuchnie, łazienkę oraz dwa pokoje. Najważniejsze jednak było to, że podłączone było do ciepłowni i nie musiała martwić się o ciepłą wodę i ciepłe kaloryfery. Z tym, gdzie pojechała, z nikim się nie podzieliła. Następnego dnia zaopatrzyła się w jedzenie oraz kupiła nowy telefon i nową kartę do telefonu.
Marek natomiast zanim udał się do pracy, pojechał do USC, aby od swojego kolegi dowiedzieć się o powodach unieważnienia ich ślubu. Ten z uzyskaniem szczegółów trudności żadnych nie miał.
-Chodzi o świadkową Marek -tłumaczył Sławek kwadrans później. Podpisała się jako Wioletta Kubasińska przez V i dwa T, a w dowodzie widnieje jako Wioleta przez W i jedno T.
-Tylko tyle? -pytał zdziwiony, ale i pocieszał się, że to tylko mały szczegół.
-Tyle, ale jest to błąd i trzeba wyjaśnić.
-Dzięki Sławek.  Postaramy się z Ulą jak najszybciej to naprawić.
 Po przyjściu do pracy poszedł od razu do Sebastiana.
-Cześć Seba -rzekł od drzwi. —Wracam z Urzędu Cywilnego i zgadnij, kto namieszał.
- Wiolka -bardziej stwierdził, niż zapytał. —Co zrobiła?
-Podpisała się jako Violetta przez V i dwa T, a nie jak ma w dowodzie przez W i T. Dzwoniłem do niej i powiedziała mi, że chciała, żeby było bardziej wyniośle, czy tam uroczyście.  
-Cała ona. A Ula się odezwała?
-Nie Seba i może być wszędzie.  Podpiszę najważniejsze dokumenty i pojadę do niej do domu. Jej ojca z tego, co wiem nie ma, ale może jej brata zastanę.
-I co mu powiesz Marek. Cześć jestem twoim szwagrem, zastałem żonę.
-Właśnie tak zrobię Seba. Koniec ukrywania się przed rodzinami i znajomymi.
Wyjazd do Halinowa nic nie dał, bo gdy już parkował, to zauważył nieodśnieżony chodnik na ich posesji. Od sąsiadki natomiast dowiedział się, że Jasiek dołączył do ojca i siostry i pojechał do Karpacza. Zapytał ją i o Ulę, ale powiedziała mu, tylko że mieszka i pracuje w Warszawie. Jedyny plus wizyty był w tym, że przypomniała mu o Maćku, który od trzech dni pełnił funkcję menadżera w szwalni.
Z Halinowa pojechał prosto do szwalni.
-Szew tu? Inspekcja niezapowiedziana? -pytał na jego widok.
-Nie Maciek. Uli szukam. Myśli, że oszukałem ją w pewnych sprawach i muszę jak najszybciej porozmawiać z nią. Nie wiesz, gdzie może być?
- To zadzwoń do niej -odparł, jak dla niego sensownie.
- Właśnie, że nie mogę, bo ona wczoraj zgubiła telefon, w pracy ma wolne, a w domu jej nie ma.  A tak na marginesie Ula od trzech tygodni jest moją żoną.
-Co? -pytał tak samo zdziwiony, jak poprzedniego dnia Paula i jego rodzice.
-Tak Maciek dobrze słyszałeś. Ukrywaliśmy to przed światem, ale teraz koniec z tajemnicami. To, gdzie może być?
-Nie mam pojęcia. Od czasu, gdy zamieszkała na stałe w Warszawie nasze relacje nie były już takie dobre. Ale lubiła chodzić nad Wisłę. W okolice mostu Średnicowego.
-Racja. Powinienem sam na to prędzej wpaść. Dzięki Maciek. Jakby dzwoniła to powiedz, że ją szukam -odparł i z nadzieją pobiegł do samochodu. 
Nad Wisłą spędził trzy godziny aż do zmroku, ale Ula się nie pokazała. Obiecał sobie również przyjść nazajutrz od rana.

Późne popołudnie przyniosło w końcu przełom w poszukiwaniu Uli. Sebastian spotkał się bowiem z Wiolettą i tak jak obiecał Markowi próbował się czegoś dowiedzieć.


-Wiola narozrabiałaś na ślubie Uli i Marka, to teraz skup się nie na zakupach, ale nad tym, gdzie może ukrywać się Ulka -mówił stonowanym tonem.
-Kiedy ja naprawdę nie wiem – odparła rozpaczliwie. —Marek od wczoraj mnie o to pyta.
-To inaczej Wiola. Gdzie ty byś się schowała, żeby uciec przed kimś?
-W Hiszpanii na plaży -odparła bez zastanowienia.
-To nie był dobry trop -wymruczał do siebie. —Może ma swoje ulubione miejsca.
-Lubi chodzić nad Wisłę.
-O tym wiemy. Jacyś znajomi?
-Oprócz nas to Maciek. To jej przyjaciel z dzieciństwa.
-Marek był u niego. W Halinowie również.
-To nie wiem.  Nic ani nikt nie przychodzi mi do głowy.
-To może, chociaż ma rodzinę w pobliżu Warszawy? -próbował naprowadzić ją na jakiś trop.
- W Sulejówku mieszkała jej babcia, a Ula odziedziczyła po niej mieszkanie.  
-Znasz adres? -pytał z optymizmem.
-Sosnowa albo Świerkowa Cebulku. Zawsze mi się mylą  te iglaki.


niedziela, 6 października 2019

Dla miłości cz.4


O tym, że Paulina pojawiła się w firmie Marek, dowiedział się prędzej, bo tak jak parę dni wcześniej powiadomił go ochroniarz. Zdążył tylko wysłać SMS Sebie z wiadomością.  Idzie Paula, spałem u ciebie. Było to też o tyle dziwne dla niego, bo było przed jedenastą, a Febo zazwyczaj spała do jedenastej.


-Paula -zaczął, wysilając się, aby myślała, że się cieszy.  —Miło cię widzieć tak wcześnie rano.
-Nie bądź ironiczny Marek. Wynajęłam detektywa i wiem wszystko.
-Znowu bawisz się w dochodzenie -wtrącił tonem rozdrażnienia.
-Byłam na Siennej i spotkałam tę dziewuchę. Ula ma na imię. Niezłe gniazdko sobie uwiliście. Tylko kto płaci za te luksusy? Ona z pensji stażystki czy ty? Zacząłeś bawić się w sponsoring? I po co mówiłeś mi o wymyślonej chorobie? Kiedyś zdradzałeś mnie i nie przeszkadzało ci być i ze mną.
-Może zakochałem się i chcę być wierny -zasugerował.
-Nie bądź śmieszny Marek. Ty nie potrafisz być wierny. Zresztą powiedziałam jej o twoim całym życiu i żeby nie marzyła o byciu panią Dobrzańską, bo nie jest pierwszą, której wciskasz kłamstwa o rozstaniu z narzeczoną. Za bardzo boisz się reakcji Heleny i Krzysztofa.
-Od twojego wyjazdu minęło osiem miesięcy Paula. To sporo czasu, aby się zmienić -mówił, nie ukrywając już, że to coś więcej niż romans.
-Byłam u chorej babci, jakbyś zapomniał -wytknęła mu argument.
-Po to, aby trzymać rękę na spadku babci, a nie żeby trzymać ją za jej rękę. 
-Jesteś bezczelny -wysyczała. —Masz zakończyć ten związek -dodała, szykując się do wyjścia. —Inaczej oboje pożałujecie.  
Chwilę po wyjściu Febo poszedł do Sebastiana.
-Seba wszystko się wydało z Ulą- rzekł od drzwi. —Paula zrobiła mi właśnie awanturę o to- dodał, siadając naprzeciwko przyjaciela w jego biurze.
-Jak wie? – zapytał z niedowierzaniem. —Wszystko?
-Powiedziała, że niezłe gniazdko sobie uwiliśmy, że była tam, rozmawiała z Ulą i powiedziała jej, że nie jest pierwszą, którą zwodzę i że nie rzucę dla niej narzeczonej, czyli jej samej.
- A Ula, powiedziała prawdę Pauli czy Paula ciągle wie tylko to, że istnieje Ula.
-Chyba to drugie, skoro jestem wśród żywych i nic nie mówiła na ten temat.
-Małe pocieszenie Marek, bo i tak już po tobie. Prędzej czy później, jak nie jedna to druga cię załatwi- mówił proroczo.  —A Ula co na to?
-Nie wiem. Próbowałem dodzwonić się do niej, ale nie odbiera.
-Dziwisz się? Jeśli to, co mówi Paula jest prawdą, to z Ulką delikatnie się nie obeszła. Pamiętasz, jak potraktowała Aśkę i Lidkę?
-Trudno zapomnieć. Obiecała, że kolejną kochankę zabije.
-Ale serio chyba nie mówiła? -pytał z obawą kadrowy.
-Ostatnio jak mówiła mi, że powyrzuca moje samochodziki, to nic nie zrobiła- rzekł, jakby na pocieszenie. —Seba byliśmy już tak blisko dokończenia spraw, a teraz po tym wszystkim Ula nie będzie chciała nawet przez chwilę porozmawiać ze mną.
- Może nie będzie tak źle- pocieszał. —Jesteście w końcu niby małżeństwem.
-Seba my jesteśmy małżeństwem- odparł stanowczo.
-Tylko jakim cudem się wydało Marek? – zastanawiał się Olszański. —Wszystko było tak dokładnie dopracowane.
-Jak zawsze Seba detektyw -mówił, sięgając do kieszeni po dzwoniący telefon.  —Ula- dodał, patrząc na ekran telefonu.
-To może jednak niestracone- mówił z uśmiechem kadrowy.
-Ula? -powtórzył po odebraniu połączenia.
-Nie proszę pana- usłyszał obcy damski głos. —Rozumiem, że zna pan właściciela telefonu, a raczej właścicielkę?
-Tak to moja, moja znajoma- skłamał poniekąd. —Stało się coś? I kim pani jest.
-Aspirant Anna Jastrzębska i dzwonię ze szpitala na Kaszubskiej. Jest taka sprawa, proszę pana. Pana znajoma....
-Jak to ze szpitala? Uli coś się stało- przerwał rozmówczyni.
- Pewnie pan słyszał o tym wypadku tramwajowym…
-Tak. Od godziny mówią o tym w serwisach i że jest sporo rannych. Ale czy to znaczy, że Ula tam była? - pytał łamanym głosem. 
-Na to wygląda. Jedna z ofiar nie miała dokumentów, tylko….
-Ofiar!? Czy to znaczy, że Ula…- nie próbował nawet dokończyć
-Żyje. Ranna nie miała przy sobie dokumentów, tylko ten telefon i dlatego szukamy kogoś z bliskich. Próbuję dodzwonić się na numer domowy, ale nikt nie odbiera. Może pan wie, w jaki inny sposób można powiadomić kogoś z rodziny. Zadzwoniliśmy do pana, bo to były ostatnie próby połączenia na jej telefonie.
-Ja zaraz przyjadę- zadeklarował się.
 -Tak byłoby najlepiej. Jej stan jest ciężki- usłyszał na koniec.

Do szpitala dotarł po kwadransie i skierował się do rejestracji. Pani rejestratorka powiedziała mu, żeby o rannych pytał na sali segregacji. Tam o Ulę spytał pierwszego lekarza, jaki się mu napatoczył.


-Przepraszam pana, ale, szukam żony. Urszula Cieplak Dobrzańska. Dzwoniono do mnie, że przywieźli ją tutaj z tego wypadku tramwajowego. Nie miała przy sobie żadnych dokumentów, tylko telefon.
-Ta pacjentka jest operowana -odarł lekarz. — I dobrze, że pan jest. Potrzebne są jej dane. Dla nas i dla policji. Podejdzie pan do pokoju lekarskiego i tam pan uzyska informacje i załatwi formalności.
Chwilę później był już na miejscu. Oprócz lekarza była również policjantka.
-Dzień dobry Marek Dobrzański -rzekł od drzwi. —Dzwoniono, że przywieziono tu moją żonę. Była bez dokumentów. Urszula Cieplak -Dobrzańska.
-Dzień dobry. Doktor Drozdowicz. Pana żona od godziny jest operowana. Nie zajmowałem się nią i nie mogę wiele powiedzieć o jej stanie.  Wiem, tylko że miała uraz głowy i prawdopodobnie pękniętą śledzionę.
-Aspirant Jastrzębska. Przez telefon mówił pan, że jest tylko znajomym -wtrąciła policjantka.
-To nie ja odebrałem telefon, tylko mój kolega -zmyślił na miejscu. —Rozmawiałem z kontrahentem przez służbowy telefon w tym czasie. 
-A ma pan coś na potwierdzenie swoich słów, że jest pan mężem -drążyła temat. 
-Tylko mój dowód, że jestem Markiem Dobrzańskim. Jesteśmy małżeństwem od trzech tygodni. Aktu ślubu przy sobie niestety, ale nie mam.
-Obrączki również pan nie ma -stwierdziła, patrząc na jego dłoń.
-Właśnie, że mam -rzekł, sięgając do wewnętrznej kieszeni marynarki. —Również zdjęcia w telefonie. Proszę spojrzeć na grawer na obrączce. U.C. & M.D.
-Nosi pan obrączkę w marynarce? Dziwne? -mówiła, spoglądając na fotki i obrączkę.


-Ślub wzięliśmy w tajemnicy przed moimi rodzicami i muszę pilnować się, aby mój niedoszły szwagier czegoś nie zauważył. Pracujemy w jednym budynku.
-Wszystko podejrzanie to brzmi panie Dobrzański -mówiła oficjalnie policjantka.
-A my nie możemy pana informować o stanie zdrowia pacjentki -dodał lekarz.
 -To dłuższa historia -zaczął opowiadać już prawdę.  Przez wiele lat miałem narzeczoną Paulinę Febo. To pupilka rodziców, współwłaścicielka firmy F&D i to ją rodzice wymarzyli sobie, jako żonę dla mnie. Tylko że ja zakochałem się w innej i  teraz gdyby dowiedzieli się, że kocham inną mogli zmienić zdanie co do udziałów. Za trzy dni mam urodziny i w ramach prezentu miałem własnie dostać od rodziców udziały firmy F&DChcieliśmy też z Ulą poczekać do lata i wtedy pobrać się, ale była okazja kupić szwalnię. Potrzebowaliśmy tylko kredytu małżeńskiego. Dlatego wzięliśmy szybki ślub cywilny.
-Coś kojarzę pana sprawy rodzinne panie Dobrzański, ale sprawdzimy dokładnie -mówiła policjantka, gdy skończył opowiadać. 
-Pani Cieplak Dobrzańska ma inną rodzinę oprócz pana? -zapytał i lekarz. —Musimy wiedzieć na wypadek, gdyby coś się złego stało.
- Tak w Halinowie.  Ale z tego, co mi wiadomo, to jej ojciec z młodszą siostrą wyjechał na ferie, a brat ma osiemnaście lat i nie wiem, gdzie może być.

Operacja przedłużała się, ale on czekał cierpliwie od dwóch godzin. Dla uspokojenia nerwów zaś chodził po korytarzu, przeglądał ulotki o lekach i chorobach oraz czytał, to co wisiało na ściennych gablotkach. Skusił się również na dwa kubki kawy z automatu. Policja zdążyła również ustalić czy Marek mówił prawdę i czy może przebywać na oddziale oraz dowiadywać się o zdrowie żony. Jedynym przerywnikiem był telefon od Sebastiana.
-Ciągle operują ją Seba -oznajmił przyjacielowi. —Ma pękniętą śledzionę i uraz głowy.
-Jeśli chcesz, to przyjadę i podtrzymam na duchu.
- Dzięki, ale lepiej pilnuj firmy na wypadek, gdyby Paula wróciła. Ona i rodzice ciągle wydzwaniają do mnie. I nie mów, gdzie jestem.
-Ok. Będę milczał jak grób. A ty masz niewesoło chłopie. Rodzice po takiej akcji żyć ci nie dają.
-Nie dadzą Seba -powtórzył smętnie. —Jutro spotkam się z nimi i powiem prawdę, że Ula nie jest kochanką, tylko żoną. Dzisiaj nie mam siły na utarczki.
-To powodzenia ci tylko życzyć. Paulina teraz pewnie ich urabia.
-Nie dziękuję Seba.  Może ujdę z życiem. Pogadamy jutro -dodał szybko. —Jakaś pielęgniarka wychodzi z sali operacyjnej, to spytam, ile to jeszcze może potrwać.

Dwie godziny od jego przyjścia w końcu wyszedł lekarz zza przeszklonych drzwi oddzielających oddział od sali operacyjnej.
-Przepraszam -mówił, zatrzymując lekarza.  Pan operował moją żonę? Była bez dokumentów. Ja jestem Marek Dobrzański.
-Tak i jest lepiej, niż myśleliśmy. Nerka na szczęście nie została uszkodzona, a uraz głowy mniej groźny.
-Będę mógł zobaczyć się z nią? -zapytał z nadzieją.
-Tylko przez chwilę. W ciągu półgodziny powinniśmy przewieź ją na salę OIOM. To ta przy pokoju lekarzy.
Kolejne półgodziny dłużyły mu się niemiłosiernie długo. Drzwi zaś do części szpitala z salą operacyjną otwierały się trzy razy i pielęgniarki przewoziły chorych, ale za każdym razem nie była to Ula, choć jedna pacjentka trafiła na OIOM. W końcu tuż przed szesnastą postanowił dowiedzieć się czegoś od personelu.
-Przepraszam, ale mówił pan, że potrwa to nie dłużej niż pół godziny, a ja czekam prawie godzinę , żeby zobaczyć żonę i nic -zagadnął lekarza, który operował Ulę i który akurat wyszedł z OIOM-u.
-Żona jest już na sali. Byłem u niej przed chwilą i badałem -mówił ze zdziwieniem.
-Ta pacjentka z pierwszego łóżka nie jest moją żoną. Ani ta druga na końcu -mówił, patrząc przez szybę na chorych.
-Jest pan pewny? 
-Myśli pan, że nie wiem, jak wygląda moja własna żona? 
-Pacjentka jest po ciężkim wypadku i wygląda inaczej.
-Żadna z nich nie jest Ulą -wtrącił brutalnie. —Żona ma ciemne włosy do ramion, a nie jasne i długie, czy czarne. I nie ma tatuażu na ramieniu, jak ta pani na ostatnim łóżku.  

Na dalsze wyjaśnienia udali się do pokoju lekarskiego. Był tam ordynator oddziału i policjantka, która powiadomiła go o wypadku i prowadziła sprawę.
-Pan twierdzi, że operowana pacjentka nie jest jego żoną – rzekł lekarz
-Nie twierdzę, tylko wiem. Mam zdjęcia -wtrącił zbulwersowany.
-Zaraz wszystko wyjaśnimy -uspokajał ordynator.
-Może jest na innej sali? Po przywiezieniu tylu rannych mogło być zamieszanie i łatwo o pomyłkę -sugerował Marek. 
-Zdarza się tak, ale do nas trafiło pięć osób z wypadku. W tym troje mężczyzn oraz dwie kobiety. Jedna starsza pani, a druga ta bez dokumentów. Może jest w szpitalu na Batorego. Reszta rannych tam została przewieziona. 
-Rozmawiałam z kolegą i znają personalia wszystkich rannych znajdujących się tam -odezwała się i Jastrzębska. —Na liście nie ma Urszuli Cieplak Dobrzańskiej. Kolega przesłał mi ją półgodziny temu i zapamiętałabym, że i tu jest taka osoba.
-Ale nie mogła się przecież rozpłynąć – mówił ze wzburzeniem Marek.
-Spokojnie panie Dobrzański – mówił ciągle policjantka. —Wygląda na to, że pana żony nie ma wśród rannych, a osoba śmiertelna to mężczyzna. Być może nie było nawet pana żony w tramwaju. Może zgubiła telefon albo jej ukradli i tylko telefon był.
-To, gdzie jest moja żona?
-Tego nie wiem. Mogę jedynie domyślić się, że jest w domu i nie może się dodzwonić, bo nie ma telefonu i nie pamięta numeru -odparła sensownie Jastrzębska.

Do domu jechał jak na skrzydłach, a gdy parkował samochód i ujrzał światło w oknach swojego mieszkania, to poczuł radość. W holu próbował ściągnąć windę, ale pierwsza jechała już na górę. Druga pojawiła się chwile później. Wjechanie na dwunaste piętro trochę czasu mu również zajęło. Gdy przekroczył próg mieszkania zdziwił się, bo było ciemno i zrozumiał, że to Ula zjeżdżała drugą windą. Przechodząc korytarzem mieszkania natomiast zauważył w ich sypialni pootwierane szafki i brak ubrań Uli. Podobnie było w łazience i z jej kosmetykami. W salonie na stole natomiast znalazł obrączkę, pierścionek zaręczynowy i dwa listy. Jeden urzędowy a drugi zwykły.



                                                                                      Marek.
                    Nie wiem nawet co mam Ci napisać. Brak mi słów. Wszystko zaplanowałeś sobie z premedytacją i okłamywałeś mnie. Paula jest już w Polsce od paru dni i dokładnie wiedziałeś o tym. Poza tym ten szybki ślub i znajomy w urzędzie.  Miał tak to załatwić, aby można było unieważnić małżeństwo -czytał, nie wiedząc jeszcze, o co jej chodzi.  I to, że notariusz, który miał zająć się za parę dni temu formalnościami szwalni, nagle zachorował i na dłużej wylądował w szpitalu. Nie myśl sobie, tylko że zależy mi na przepisaniu szwalni, bo nie zależy i nie chcę nic od Ciebie. A Ciebie nie chcę znać ani pamiętać.  Zastanawiam się tylko, co zamierzałeś później? Ślub jednak z narzeczoną w Mediolanie, czy może życie kawalerskie?  I kim byłam dla Ciebie tak naprawę? Byłam, tylko po to, abyś mógł z kim sypiać? Zawsze przecież lepsza kobieta na stałe niż przypadkowa z klubu.
                            Ula CIEPLAK!!!!

Drugi list był już otwarty, wysłany z USC i zaadresowany do Urszuli i Marka Dobrzańskich.

Uprzejmie prosimy o wstawienie się w ciągu tygodnia w Urzędzie Stanu Cywilnego wraz ze świadkami w celu wyjaśnienia niezgodności danych. W przypadku niestawienia się małżeństwo może być uznane za nieważne.



Kolejna część po 15!!!! Przepraszam i cierpliwości.