poniedziałek, 25 marca 2019

Ula z Rysiowa cz. 5

W czasie, gdy Marek z Sebastianem ustalali kto stoi za wpisami Uli, to ona sama z koleżankami również rozmawiała na temat kto mógł zrobić jej coś takiego.
-Dominika i Klaudia to dwie pierwsze na liście podejrzanych- mówiła Wioletta. Od dawna próbują wzbudzić zainteresowanie Marka.
-Gdyby tak udało się przejrzeć ich telefony- dodała Julia.
-Jest jeszcze Marcin wśród podejrzanych- wtrąciła Majka.
-Mi najbardziej przykro, że Marek we wszystko wierzy- odparła Ula.
-Czyli zależy ci na Marku- pytała Wioletta?
-Nie zależy tylko jest mi przykro, jak mówiłam. Podejrzewa mnie o coś co nie zrobiłam.
-Olej sprawę- odparła Julia.
-Może wtedy Marek zmądrzeje- dodała Majka.  
-Ja tam potrzymałabym go w niepewności- mówiła Wioletta. Już raz mu wybaczyłaś Ula. Te historie z zakładem, a nie ma tak, żeby wszystko im wybaczać
-Na razie to ja nie mam nic do gadania dziewczyny. Ale na kolana nie będę padać i przepraszać albo błagać, żeby mi uwierzył.
Tymczasem Marek i Sebastian dowiedzieli się, że za wszystkim stoi Dominika. Z odkryciem kart Marek długo nie czekał i jeszcze przed dzwonkiem oznajmiającym koniec przerwy rozmówił się z koleżanką na temat tego czego się dowiedział.
-Co ma znaczyć te oczernianie Ulki- pytał Dominikę, a mówił tak głośno, że osoby będące już w klasie słyszały początek rozmowy i ucichły.
-Niby co- pytała zaskoczona? Oskarżasz mnie o coś?
-Sama powinnaś wiedzieć o co?
-Ale nie wiem. Może mnie oświecisz? - pytała pewnym głosem
-Wiem, że byłaś wczoraj w bibliotece w tym samym czasie co opublikowany post na forum.
-No i? Każdy ma tam wstęp.
-Korzystałaś ze stanowiska dwa i z historii przeglądania komputera wiem, że ktoś logował się na to forum.  
-Na mózg ci chyba padło -odparła, ale mniej pewnie.
-Jestem pewny, że to ty i albo powiesz mi, dlaczego zrobiłaś takie świństwo Uli, albo pójdę do wychowawczyni.
-Odkąd pojawiła się to we wszystko musi się wtrynić- odparła. Nawet ty masz jakiegoś hysia na jej punkcie.
-Może i mam, bo jest pierwszą dziewczyną, która sobą coś uosabia.
-Rok temu inaczej myślałeś i inne były w twoim typie- mówiła.
-To było rok temu i zmądrzałem. I masz wszystko poodkręcać Domi. Jako przewodniczący klasy przypilnuję tego.
-Chyba żartujesz?
-Nie. Powiem więcej. Jeszcze jeden taki numer, a źle się to dla ciebie skończy- ostrzegał, gdy odchodziła.
-I co łyso ci teraz Marek, że oskarżałeś Ule- pytała Wioletta, która była wśród tych, którzy słuchali ich?
-Żebyś wiedziała Wiola- odparł.
Chwilę później rozległ się dzwonek oznajmiający koniec przerwy i do klasy przyszli pozostali uczniowie, a wśród nich Ula. Marek nie czekając na kolejną przerwę sprawę dokończył i Dominika musiała przyznać się przed Ulą i resztą klasy, że to ona pisała na forum.


-Ula głupio wyszło i przepraszam, że nie wierzyłem ci- powiedział i Marek.
-I co chcesz usłyszeć. Nie ma sprawy Marek. Pomyłki zdarzają się każdemu.
-Nie. Wiem, że zawaliłem na całej linii i nie będę dziwił się, jak nie będziesz chciała rozmawiać ze mną.
-Powiedzmy, że nie będzie jak w ostatnich dniach. Wszystko psujesz.
-Miło wiedzieć, że mówisz powiedzmy. To jakaś nadzieja i będę starał się o szanse u ciebie Ula.
Przez kolejny tydzień w klasie było spokojnie. Tylko Ula tak jak mówiła trzymała Marka z dala od siebie, a on nie naciskał na zmianę jej decyzji pozostawiając wszystko losowi.
-Długo będziesz trzymała jeszcze Marka tak na dystans- pytały i dziewczyny.
-Miną tydzień a nie wieki- odparła Ula.
-Biedaczek wpadnie jeszcze w jakieś przygnębienie- mówiła Wioletta. Sebulek mówi, że dawno nie był w tak ponurym nastroju.
-Zdecydowanie za ostro go traktujesz- twierdziła Majak.
-Tworzyliście taki zgrany duet- dodała Julia.
-Bawicie się w adwokata, czy co- pytała Ula?
-My po prostu Ulka chcemy, żebyś przyhamowała w karaniu Marka– odpowiedziała Wioletta.
-Ja go nie karzę tylko próbuję nauczyć czegoś. I wszystko na ten temat dziewczyny.
Koniec kwietnia za sprawą polonistki przyniósł polepszenie ich relacji, bo nauczycielka nieświadoma ich nie najlepszych układów zaangażowała w przygotowania przedstawienia na pożegnanie klas maturalnych. Sztuka nosiła tytuł „Mąż zmarł, ale ma się już lepiej” była z gatunku czarnego humoru, a Ula i Marek mieli tam grać główne role, czyli małżeństwo.
-Jesteś zła- pytał na pierwszej przerwie?
-Nie. Mogłam się nie zgodzić. Pierwszy byłeś wybrany i wiedziałam z kim mam grać.
-A zgodziłaś się, bo?
-Chyba z tego samego powodu co ty. Lepsza ocena z polskiego na koniec roku.
-To jest argument Ula, ale ja lubię jeszcze wyzwania, a nigdy nie grałem w sztuce. Były tylko apele i przedstawienia okolicznościowe.
-To kto wie czy nie odkryjesz w sobie talentu aktorskiego i nie zostaniesz sławnym aktorem jak Brad Pitt, Leonardo DiCaprio albo nasz polski Filip Bobek.
-Wolałbym kogoś z rodzaju czarnych charakterów niż amantów.
-Ale ci drudzy mają większą popularność- droczyła się z nim.
-Bo kobiety nabijają licznik.
-Czyli uwielbienie dziewczyn cię nie kręci?
-Już samo bycie w szkole popularnym jest męczące, a co dopiero w szerszym kręgu. Nie moje klimaty Ula.
-Chyba cię rozumiem. Ja też nie mogłabym żyć na oczach innych.
-Czyli zgadzamy się. Nie jesteśmy stworzeni do sławy.
-Na to wygląda Marek.
-Fajnie jest porozmawiać z tobą znowu tak na luzie Ula- odparł. Jest tak jak za czasów, jak przyszłaś do klasy i przed sprawą z Dominiką. Postaram się nie zepsuć tego po raz kolejny. Daj mi tylko kolejną szansę.
-Życie zawsze daje nam drugą szansę Marek. Ta szansa nazywa się jutro*
Kolejne popołudnia spędzali na próbach samotnych albo wspólnych z innymi bohaterami sztuki. Marek miał okazję i odwieźć jednego dnia Ulę do Rysiowa. Tam został przyjęty bardzo życzliwie. Babcia Uli robiła akurat naleśniki z serem i  zaprosiła go na podwieczorek.
-Dzień dobry pani. Marek Dobrzański kolega Uli- przedstawił się tak jak wypadało.
- Dzień dobry. Miło w końcu cię poznać – odparła babcia. Jestem babcią Uli. Zjesz z nami?
-Naleśniki babci to niebo w gębie- powiedziała Ula.
-Z chęcią więc zjem. Od dużej przerwy nie miałem nic w ustach a w domu na nic dużego na kolację nie mogę liczyć, bo rodzice wyjechali na weekend i tylko kanapki mi pozostają. 
Chwilę później siedział w salonie Cieplaków i czekał aż naleśniki zejdą z patelki.



Do ich trójki wkrótce dołączyła Beatka i Jasiek a na końcu ojciec Uli, którego Marek miał okazję poznać, gdy Ula była w szpitalu po tym, jak zjadła pizzę z krewetkami, a na które była uczulona. Józef przy okazji podziękował mu osobiście za załatwienie pracy. U Cieplaków został do czasu, aż nie zaczęło ciemnieć na dworze. Później Ula w towarzystwie Beatki z kotkiem Czarusiem na rękach i Józefem poszła odprowadzić gościa.  Gdy byli już przy furtce, to kotek jednak wymknął się z rąk Betti i uciekał środkiem jezdni.  Beatka nie zważając, że jest to droga pobiegła za nim. Kolejne wydarzenia działy się bardzo szybko, bo zza zakrętu wyjechał samochód, zmierzał prosto na Beatkę i było tylko słychać pisk próby hamowania auta oraz krzyki Uli i Józefa. W tych ułamków sekund Marek rzucił się w stronę Beatki i siłą swojego ciała uchronił od uderzenia, ale sam poczuł uderzenie w bark a później w głowę. Kolejne wydarzenia mniej pamiętał, bo zajął się myślami o sobie i bólem, jaki odczuwał. Bolała go ręka, na głowi czuł guza a z nosa leciała krew. Podnieś się z jezdni nawet nie próbował, bo wiedział, że może sobie tylko zaszkodzić. Cieszył się za to, że Beatka była cała i chroniła się w ramionach Uli. Po kilku minutach zrobiło się zbiegowisko na ulicy, a po następnych kilku przyjechała policja oraz karetka pogotowia i po krótkich badaniach wzięli go do szpitala.  Tam przez kolejne dwie godziny robili mu różne badania. Na jego szczęście obrażenia miał niewielkie, bo ogólne potłuczenia, złamaną rękę a prześwietlenie głowy nie wykazało nic złego. Do szpitala przyjechała i Ula i pozwolono jej wejść na chwilę do Marka.
-Marek nie wiem jak mam ci dziękować- mówiła płacząc. Gdyby samochód uderzył w Betti mogłaby zginąć na miejscu. Sam ryzykowałeś swoim życiem. Twoi rodzice nie wybaczyli by mi tego.
-Na szczęście udało mi się wyjść prawie cało Ula.
-To skąd ten gips i opatrunek na głowie?
-Ze złamania i szycia czoła. Ale to drobnostka. Do wesela się zagoi, jak to mówią.
-Przynajmniej poczucie humoru cię nie opuściło. Ja i moja rodzina będziemy ci wdzięczni do końca życia Marek.
-To uważaj, bo zacznę korzystać z tego.
-A co mogę zrobić dla ciebie już teraz?
-Zostań jeszcze chwilę i jutro wpadnij- odparł. Do rodziców zadzwonię dopiero rano, bo nie chcę denerwować przed nocą.  Są na Mazurach i trochę im zejdzie dojechanie do Warszawy.
-Masz to pewne jak w banku- zapewniała.

A&K czyli AnKa


*Nie wiem kto to powiedział, ale u mnie w szkole jedna nauczycielka mówi coś w tym stylu o poprawkach ocen. 

czwartek, 14 marca 2019

Skazani na miłość cz. 17


Wróciłam, dopisałam scenę Uli i Marka ze szpitala, a która brakowała mi przed moim pójściem do szpitala. Tym razem reguła, że chłopcy rodzą się później się, nie sprawdziła, bo syn urodzi się prędzej. Kolejna część musi być pisana od zera, to trochę potrwa.



 Ośrodek rekreacyjno- konferencyjny nabierał ostatnich szlifów i na ostatnie dni przed otwarciem potrzebował tylko prac kosmetycznych i ekipy sprzątającej. Otwarcie również było już zapięte na ostatni guzik.  Catering zamówiony, prasa umówiona, dmuchane zabawki dla dzieci ustawione. Nawet pogoda zapowiadała się obiecująco, bo miało nie padać a temperatura sięgać dwudziestu pięciu stopni. To zaś było dla Marka ważne, bo Ula chciała pojawić się wraz z Piotrusiem, a deszcz i zbyt wysoki upał mógłby zaszkodzić synkowi. Tam też po raz pierwszy oficjalnie miał wystąpić przed jego znajomymi i dalszą rodziną. Dla dziadków Dobrzańskich zaś miała to być dopiero druga okazja do kontaktu z wnukiem.  Więcej uwagi musieli poświęcić Paulinie, która po cesarce dochodziła do siebie długo oraz małej Agusi. Febo do córeczki bowiem nie miała cierpliwości i nalegała na opiekunkę. Na to zaś nie chcieli zgodzić się Dobrzańscy, bo uważali, że matki nie zastąpi nawet najlepsza niania. Paulina, dlatego też zaczęła myśleć o przeprowadzce do domu Aleksa, zamieszkania z Bartkiem i zatrudnienia niani.  Znacznie inne nastawienie do dziecka wykazywała Ula, bo od czasu jak synek wyszedł ze szpitala, czyli dziesięć dni temu miał matczyną miłość zapewnioną nieustannie. Marek również nie zaniedbywał swoich obowiązków i w Rysiowie pojawiał się codziennie. Szybko nauczył się też zmieniania pieluch, ubierania, kąpania oraz innych czynności. Miał nawet okazję pobyć z synem przez weekend, bo Józef z młodszymi dziećmi wyjechał na rodzinną uroczystość i ktoś musiał zostać dla bezpieczeństwa z Ulą.  Wtedy zaliczył również pierwszy swój spacer z Piotrusiem i mógł doświadczyć nocnych pobudek. To nie przerażało go jednak i dalej chciał, aby Ula zamieszkała z synkiem u niego.


Otwarcie ośrodka Zacisze  dla większości gości było niespodzianką. Tak jak to, że to wspólny biznes Uli, Marka i Sebastiana. Honory gospodarza pełnił zaś Marek i witał kolejne zaproszone osoby. Sebastian z Maćkiem natomiast zajęli się oprowadzaniem niektórych z gości. Większe zainteresowanie niż ośrodek wzbudzał jedna Piotruś. Sam Marek mógł tego doświadczyć, bo w pierwszej kolejności gratulowali mu syna a dopiero później ośrodka. Niektórych interesowała jeszcze sprawa Pauli i to czy prawdą jest, że ojcem małej jest Bartek. Jeszcze inni wracali do sprawy jego ojcostwa. Pomiędzy obowiązkami Marek znalazł też czas, aby pobyć i zająć się synem. Ula w tym czasie mogła usiąść pod parasolem w pobliżu wody i ze spokojem porozmawiać z dawno niewidzianą Wiolettą.


-Aż trudno uwierzyć, że Marek jest teraz taki porządny- mówiła Kubasińska, patrząc z oddali na Marka z wózkiem. —Widać, że dojrzał do roli ojca. Nie chodzi po kubach, nie szuka przypadkowych znajomości.
-Fakt- odparła Ula, patrząc również na niego. —Na razie można liczyć na niego w stu procentach.
- I to wszystko dzięki ciąży Pauliny- stwierdziła wymownie Wiola. —Co prawda jej metody były dość perfidne i wszystko wymuszała szantażem, ale liczy się efekt i to, że ty na tym zyskasz. Tylko kompletnie nie rozumiem cię. Marek świata poza wami nie widzi, a ty nie chcesz przyjąć jego pomocy.
-Nie pomocy tylko propozycji zamieszkana razem Wiola- wtrąciła Ula, precyzując. —To jest różnica. Ludzie będą myśleli, że specjalnie zaszłam w ciążę, żeby coś osiągnąć, a prawda jest taka, że Piotruś to szczęśliwy przypadek.
- Może i masz rację. Nikt nie chce być tą przysłowiową potrawką (pożywką) dla dziennikarzy jak Paulina. Najpierw mówili o jej ciąży, później, że dziecko nie Marka a teraz, że Bartka. Nie schodzi normalnie z tapety.
-Sama jest sobie winna- stwierdziła Ula. —Kłamstwo pociąga za sobą kolejne kłamstwo.  I nie ma co jej żałować.
-Dokładnie Ula. Gdybyś tylko widziała ją, jak chodziła dumnie po firmie, demonstrując brzuch- mówiła z powetowaniem w głosie. —Tak jakby za każdym razem chciała powiedzieć, to dziecko Marka. A teraz, gdy wszystko się wydało, to przez ostatnie dwa tygodnie ani razu nie było jej w firmie.  Ona chyba myśli, że jak nie będzie pokazywać się w firmie, to nic nikt nie będzie o niej mówił.
-O mnie też coś mówią- zagadnęła. —Muszę być przygotowana na coś, jak wrócę.
-Jak to w firmie Ulka- odparła Wiola z wymuszonym uśmiechem. —Jedni ci zazdroszczą, drudzy obrabiają, inni są z tobą, a jeszcze inni są obojętni.  
-Jednak i mi się dostało- odparła cicho i z rozczarowaniem.
-Ula nie ma się czym martwić- pocieszała. —Pogadają i przestaną. 


Przez kolejne dwa wakacyjne miesiące życie Uli, Marka i Piotrusia toczyło się spokojnie. Maluszek ku uciesze rodziców, dziadków i reszcie rodziny był zdrowym i pogodnym dzieckiem. Ula tak jak obiecała Markowi bywała też z synkiem u niego w domu. Tam zaś zawsze pokazywali się Dobrzańscy. Helena i Krzysztof szybko zauroczyli się wnukiem i z góry zaoferowali swoją pomoc na przyszłość. Zwłaszcza że stosunki z Pauliną z każdym dniem się psuły. Febo bowiem wyprowadziła się od nich do domu brata, znalazła dla Agnieszki tatusia i wynajmowała kolejne nianie do opieki nad córeczką.  Sama tymczasem pod okiem specjalistów wracała do formy i figury jak sprzed ciąży.  Ula również próbowała odzyskać swoją figurę, ale prowadzeniem domu, spacerami i opieką nad synem. Obie młode mamy po niemal roku niewidzenia się miały też okazję na całkiem przypadkowe spotkanie u lekarza w czasie kontrolnych badań poporodowych. Febo oczywiście miała ochotę wyrzucić z siebie całą nienawiść do Uli, ale w poczekalni były dwie inne pacjentki, to się hamowała.  Inaczej do sprawy podchodziła Ula i chciała porozmawiać z nią na spokojnie od dawna, ale mina, jaką obrzuciła ją Paulina, gdy wychodziła, nie zapowiadała, że dojdzie do tego tak szybko.
Ośrodek Zacisze tymczasem stawał się coraz bardziej popularny, przynosił pierwsze zyski i codziennie zawierane były nowe umowy na rezerwacje. Kierował nim głównie Marek z niewielką pomocą Sebastiana i z siedziby firmy F&D. To zaś powodowało, że krążył nie tylko pomiędzy pracą w Warszawie a synkiem w Rysiowie, ale i ośrodkiem w Jabłonnej. Do tego w sierpniu wpadał do domu rodziców w czasie ich dwutygodniowego wyjazdu na wczasy. Sam zaś czasu na urlop nie miał, a jedyną jego rozrywką były spotkania z Sebastianem na codzienny jogging oraz na partyjkach squasha, czy kosza dwa razy w tygodniu.  O kondycję fizyczną oboje dbali zawsze, ale teraz gdy Marek został ojcem, to szczególnie pilnował się, aby nie zaniedbywać się w tej dziedzinie. Nie chciał zbyt szybko stracić, to co wypracował latami i mieć zadyszkę biegając za dwa- trzy lata za synkiem albo grając z nim w piłkę za dziesięć lat. W jedno sobotnie przedpołudnie końca sierpnia, choć od rana Marek nie czuł się dobrze, to również wybrał się z przyjacielem na godzinną grę w sguasha. Gra jednak od początku mu nie szła, ale przez pierwszy kwadrans nie dał po sobie znać.  Gdy jednak Marek po raz kolejny nie dobiegł do piłki, to Seba się zaniepokoił. 
-Marek, coś się dzieje? -pytał przyjaciel. —Podejrzanie wyglądasz i dziwnie się zachowujesz. Nigdy bez formy nie byłeś.
-Nic mi nie jest- odparł, podskakując w miejscu. —Chwilowa niedyspozycja. Twój serw Seba- mówił, wycierając rękawem pot spływający z czoła.
-Nie wiem jak ty, ale ja robię sobie przerwę- odparł, przyglądając się mu uważniej. 
-Niech ci będzie – odparł, idąc za nim, ale zanim doszedł do ławki, to w głowie mu pociemniało i gdyby nie refleks Olszańskiego upadłby z hukiem na podłogę.
-Marek, co ci- usłyszał z oddali
-Kłuje mnie coś w piersi- mówił, słabym głosem i w chwili, gdy obok nich pojawiło się dwóch mężczyzn z kortu obok.
-Kolega może mieć zawał- usłyszał jakiś obcy męski głos.
Zawał nie mogę mieć zawału. Nie, teraz kiedy urodził mi się syn. Co Ula zrobi sama? Nie mogę ich zostawić.
-Seba zaopiekuj się Piotrusiem i Ulą- odparł jakby z oddali.
-Proszę nic nie mówić- mówił mu obcy głos. —Jestem lekarzem kardiologiem i zaraz zajmiemy się panem. Kolega choruje na coś- pytał Olszańskiego.
-Do tej pory był okazem zdrowia. Ale jego tato ma problemy z sercem- wyjaśnił Olszański.
-Może być, to rodzinne proszę pana.
-Mówił pan, że to zawał, ale Marek ma przecież dopiero niespełna trzydzieści cztery lata- wtrącił Olszański ze zdziwieniem. Za młody jest. Do tego ma sporo ruchu.
-Każdy po trzydziestce myśli, że za młody i to ich gubi- odparł klarownie lekarz. —A prawda jest taka, że nawet młodsi mogą mieć zawał albo wylew.  Zwłaszcza w takie dni jak dzisiejszy trzeba uważać. Idą burze i jutro ma być o piętnaście stopni mniej niż dzisiaj.
Po dotarciu do szpitala podaniu leków i zrobieniu podstawowych badań Marek miał czas, aby zadzwonić do Uli i uprzedzić, że nie będzie mógł przyjechać do Rysiowa, bo wyciąga Sebę z aresztu za bójkę.
-Musiałeś okłamywać ją – pytał Olszański, gdy skończył rozmawiać. —I jeszcze mnie wciągać?
-Nie mogłem powiedzieć jej, że tu jestem, bo zamartwiałaby się tylko- tłumaczył się gorliwie.  —Jutro jak będę wiedział więcej, zadzwonię i powiem prawdę. Obiecuję Seba- dodał, widząc krzywo patrzącego na niego przyjaciela. —Ty też nie dzwoń do niej. Zrób to dla mnie i na naszą długoletnią przyjaźń.
-Niech będzie Marek- odparł bez przekonania. Poczekam do jutra.

 Nadchodzące załamanie pogody i spadające ciśnienie dało i Uli się we znaki.  Czuła zmęczenie większe niż zazwyczaj i postanowiła uciąć sobie popołudniową drzemkę. Zwłaszcza że i synek był ospały i szybko zasnął.




Jej jednak sen długo nie przychodził, a gdy zdrzemnęła się, to szybko obudziła z dziwnym bólem w okolicach sercach i myślami o Marku. Nie było to jednak nic miłego tylko koszmar, bo odjeżdżał gdzieś i widziała go bladego, zmęczonego i bez uśmiechu. Godzinę później, gdy zadzwonił, to ucieszyła się i zaniepokoiła jednocześnie, bo gdy dzwonił przed wizytą w Rysiowie, to oznaczało, że się spóźni.  Teraz zaś powiedział, że nie będzie mógł przyjechać w ogóle, bo Sebastian pobił się z kimś i wyciąga go z aresztu. To natomiast spowodowało, że Ula zastanawiała się nad jego prawdomównością, bo historia wydawała się mało przekonująca, a i tłumaczył się nerwowo. Pod uwagę brała natomiast jego powrót do dawnego trybu życia, inną kobietę i znudzenie się rolą ojca. W końcu postanowiła zadzwonić do niego pod pretekstem przypomnienia o wizycie na bilansie, ale abonent był niedostępny.  Po kolejnych nieudanych próbach zadzwoniła do Sebastiana myśląc, że może to Marek trafił za coś do aresztu. Ten zaś choć obiecał Markowi co innego, to nie potrafił okłamywać Uli i powiedział jej prawdę o zasłabnięciu i że Marek trafił do szpitala grochowskiego.
Ula z pomocą Maćka pojawiła się w szpitalu jeszcze tego samego dnia wieczorem. Marka zastała podpiętego do aparatury i kroplówki. Jej widokiem zaskoczony nie był, bo Sebastian zdążył uprzedzić go o telefonie i ewentualnej wizycie.
-Marek jak mogłeś okłamywać mnie? -pytała z wyrzutem.
-Przepraszam Ula, ale nie chciałem denerwować cię. To nie jest wskazane przy karmieniu piersią.
-Teraz dla odmiany podwójnie mnie zdenerwowałeś. Wiesz już skąd to zasłabnięcie.
-Zawał to nie jest, ale powinienem kontrolować serce. Choćby ze względu, że ojciec chorował. 
-To zrozumiałe Marek. Serce to nie przelewki. Każdy to wie, a ty zaniedbywałeś sobie sprawę. 
-Już nie będę Ula- obiecał solennie. Moje zdrowie będzie tak samo ważne, jak ty i Piotruś.
-Powinno być ważniejsze Marek i tego będę się trzymała i wymagała od ciebie.
Chwilę później pojawił się obok nich lekarz.


-To jest właśnie doktor Jarosz Ula. Przywiózł mnie i zajął się mną- wyjaśnił.
-Dzień dobry pani- przywitał się uprzejmie. —Jest wolne miejsce na kardiologii, to zatrzymam pan u siebie na dwa, trzy dni i zrobię dodatkowe badania- zwrócił się do Marka. —Próbę wysiłkową, echo serca, badanie dopplerowskie. A po wyjściu zlecę badanie Holtera. Przeprowadzimy jeszcze gastroskopię, skoro mówił pan o bólach żołądkowych. Na szczęście wyniki z krwi nie są złe. 
-Czyli będzie z Markiem dobrze? -zapytała Ula.
-Tak. Musi tylko zmienić tryb życia i przyhamować. Z tego, co mi opowiadał, to nie dojada, nie dosypia, jest nieustannie w drodze pomiędzy Warszawą, Rysiowem i Jabłonną. Wieczorami po pięciu wypitych kawach w ciągu dnia zaś, nie mogąc zasnąć, ogląda telewizje do późna.
-Poniekąd również przeze mnie tak żyje- odparła szczerze. —Przyjeżdża codziennie do syna.
-Słyszałem. Mówił o pani i Piotrusiu jeszcze na korcie. Widać, że zależy panu Markowi na was. Tylko zdrowiem nie powinien tego przypłacać. Dostał pan pierwsze ostrzeżenie i ma pan dla kogo żyć- zwrócił się do Marka. Ja mogę wypisać tylko leki i na teraz zlecić panu urlop.
-Na pewno dostosuję się panie doktorze- obiecał sumiennie Marek.
-Mądra decyzja- odparł lekarz przed odejściem. —Proszę pamiętać jeszcze o czymś takim jak dobre odżywianie i wypoczynek nocny.
-Teraz te twoje niedojadanie i niedosypianie skończą się Marek- rzekła zdecydowanie Ula, gdy lekarz zajął się innym pacjentem. —Będziesz jadł codziennie porządne śniadanie, obiad, kolację, wysypiał się i ograniczał wyjazdy do ośrodka.
-A jak sobie to wyobrażasz? -pytał z obawą na pomysł Uli.  Gosposie chcesz wynająć mi na stałe, aby dowoziła jedzenie i pilnowała, abym chodził szybko spać.
-Nie.  Po prostu przeprowadzę się do ciebie i zajmę się domem i tobą- oznajmiła mu nieoczekiwanie. A w ośrodku czas na zatrudnienie kogoś na stałe, a nie kierować ośrodkiem z Warszawy. Maciek na pewno byłby chętny na stanowisko kierownika.
-Naprawdę wprowadzisz się do mnie? -zapytał wyraźnie ucieszony.
-Jak tylko wyjdziesz ze szpitala- odparła.

CDN W MAJU

piątek, 8 marca 2019

Ula z Rysiowa - przypomnienie.


Część 1 wrzesień 2018
 
                       
       
 
Józef po śmierci żony, a która zmarła przy porodzie postanowił wraz z dziećmi przenieść się z Sochaczewa do Rysiowa w swoje rodzinne strony. Tam mieszkała ciągle jego mama i obiecała pomóc mu w wychowaniu dzieci. A była ich trójka.  17- letnia Ula, 11- letni Jasiek i kilkumiesięczna Beatka. Przeprowadzka o kilkadziesiąt kilometrów wiązała się ze zmianą szkoły Uli i Jaśka. Ula, która była bardzo zdolna dostała się do jednego z najlepszych liceów. Nowa szkoła dobrego wrażenia jednak na niej nie zrobiła, bo wszędzie widziała bogactwo i szpan a ona czuła się tam jak Kopciuszek, bo nie była wystrzałowo ubrana w najdroższe ciuchy. Lepiej poczuła się, gdy trafiła do swojej nowej klasy, bo nie była jedyna skromniej ubrana, nie powalała urodą i nie zaliczyła przypału. Pierwszą osobą, jaką poznała z nazwiska i imienia był Marek Dobrzański i jak później okazało się szkolny Casanova. Nowa koleżanka, choć odbiegała wyglądem od dziewczyn, z jakimi spotykał się to wzbudziła i w nim zainteresowanie a później w czasie pierwszej rozmowy jeszcze bardziej zainteresowała, bo była wygadana.   Do tej samej klasy chodziły trzy dziewczyny Wiola, Julia i Majak, z którymi Ula szybko znalazła wspólny język i zaprzyjaźniła. To one opowiedziały jej o Marku, że jest starszy o rok od reszty, o jego szkolnych podbojach i że powinna uważać na niego. Powiedziały też o Klaudii i Dominice dziewczynach, które ciągle rywalizowały o Marka i knuły. W nowej szkole Ula szybko się odnajdywała i nie miała nawet zaległości w porównaniu do starej szkoły. Tylko informatyka sprawiała jej trudności, bo z materiałem byli dalej niż ona. W nadrobieniu zaległości miał jej pomóc właśnie Marek. Wtedy też Marek próbował czarować Ulę i objąć, ale Ula szybko zareagowała i uderzyła go łokciem w brzuch. Następnego dnia przypadały Walentynki i na Ulę czekała niespodzianka, bo znalazła Walentynkę na swoim stoliku. Nie wiedziała tylko, że to od Marka. On zaś zaczął coraz bardziej myśleć o niej jako swojej dziewczynie.
Część 2 październik.
Kto dał jej Walentynkę Ula nie dowiedziała się a z czasem przestała o tym myśleć. Nie miała nawet czasu na niepotrzebne myśli, bo poświęcała się nauce i rywalizacji z Markiem o prym w kasie, bo do tej pory Marek był tym najlepszym a teraz miał konkurencję. Oprócz nauki Ula zajęła się i pracą w redakcji szkolnej gazetki. Tam również działał Marek i był zastępcą redaktora.  Pierwszym zadaniem Uli było napisanie recenzji o filmie a na który wybrała się z Dobrzański. Po filmie poszli na pizzę do lokalu Aleksa Febo. Wyjście dobrze się nie skończyło, bo przez przypadek dostali pizzę z rybą a na którą Ula była uczulona i musiała pojechać do szpitala. Tam Marek zaopiekował się nią i sporo zyskał w jej oczach.  Parę dni później Ula dostała zaproszenie od Marka na swoje osiemnaste urodziny. Na początku nie była przekonana do pójścia, bo miała żałobę po mamie, ale rodzina ją przekonała, aby pójść. Kupiła więc sukienkę i prezent dla Marka w postaci kwarcu różowego jego zodiakalnego minerału i poszła. Na imprezie dochodzi też do pierwszego pocałunku między nimi i pierwszego dla Uli. Wyszli na chwilę na dwór i tam, gdy Ula potknęła się to pocałował. To powoduje, że Marek poczuł do niej miętę i chciałby umówić się z nią. Poniedziałek w szkole dobrze się nie rozpoczął dla Uli, bo po szkole krążyło zdjęcie Marka z umazanym policzkiem pomadką i to ona stała się tą, która go całowała i umazała. Do tego ktoś rozpowiedział, że Marek założył się z kolegą Kacprem o to kto pierwszy się z nią umówi. Jeszcze tego samego dnia Marek mówi jej prawdę, że kiedyś chciał założyć się z Kacprem o to który ją poderwie pierwszy, ale poznał ją bliżej i zrozumiała jaka jest fajna, mądra i że chciałby się z nią umawiać na serio. Ula jednak nie chciała go znać i słuchać. 
 
                                  

Część 3 grudzień.
Parę dni później Ula obchodziła swoje siedemnaste urodziny i po tajemniczej Walentynce dostała tajemniczy wisiorek ze słonikiem. Nie wiedziała tylko, że to od Marka i pod jego nieobecnością wisiorek do torby wsunęła jej Wioletta. Na początku marca los znowu ich złączył, bo mieli razem reprezentować szkołę w olimpiadzie informatyczno- matematycznej i razem uczyć się. Wtedy też Ula odwiedza dom Marka i poznała rodziców. Pierwsze wrażenie dobre dla niej nie jest, bo myśli, że Dobrzańska źle ją ocenia, bo przyglądała się jej. A prawda była taka, że mama Marka miała o niej jak najlepsze zdanie i cieszyła się, że Marek w końcu obraca się w towarzystwie schludnie i porządnie wyglądającej dziewczynie. Przygotowania do olimpiady szły im wolno, bo Marek bagatelizował sprawę a Ula chciała jak najlepiej wypaść. Miał też do siebie, że ciągle żartował. Czuł jednak, że z każdym kolejnym spotkaniem przełamuje lody i cieszyły go najdrobniejsze gesty z jej trony. Humor psuł mu tylko Marcin z trzeciej klasy, a który zaczął kręcić się obok niej. Był tak samo przystojny jak on i rywalizowali o miano przystojniaka szkoły. Olimpiada poszła im dobrze, bo Ula zwyciężyła. Nie wiedziała tylko, że to Marek pomógł jej w zdobyciu pierwszego miejsca, bo specjalnie popełnił błędy i liczył na błędy innych uczestników. Na tym Marek jednak nie poprzestał, bo wkrótce namówił rodziców, aby ufundowali kurs językowy w Niemczech. Postarał się również o pracę dla Józefa. Wszystkie te zasługi jednak spadały na Marcina, a on nie wyprowadzał jej z błędu. To też powodowało, że Ula postanowiła umówić się z Marcinem.
Część 4 Styczeń.
Wyjście Uli i Marka nie dochodzi do skutku, bo Marcin po aferze z narkotykami zostaje zatrzymany przez policję.  Za to Marek znowu mógł być bliżej Uli, bo mieli razem pisać artykuł o narkomani i chodzić do fundacji Heleny. Kilka dni później w szkole odbył się mecz koszykówki po którym to dochodzi do bójki pomiędzy Markiem a kibicami przeciwnej drużyny. Marek usłyszał jak wulgarnie mówili o Uli i gwizdali na nią to zareagował i pobił się jednym z nim. Po całym zajściu i rozmowie Uli z Sebastianem Ula wybaczyła Markowi zakład z Kacprem i mówi, że mogą kumplować się.  To do końca nie zadawalało Marka, ale cieszył się z tego co jest. Ich dobre relacje długo jednak nie trwają, bo z zawiści Klaudia i Dominika zaczęły knuć na swój sposób a inne osoby dodawały swoje. Ich plany się wiodły, bo wkrótce ktoś oskarżył Ulę o rozpisywanie o sprawach klasowych na jednym forum dla nastolatek i miłe to nie było. Gdy i Marek stał się bohaterem to oskarża Ulę o wszystko co prędzej mówiły o niej Dominika i Klaudia i w chwili złości obraża Ulę. W uspokojeniu nerwów pomaga mu Sebastian i próbuje przekonać, że Ula taka nie jest i że za wszystkim najprawdopodobniej stoi Dominika albo Klaudia. Sprawa szybko wyjaśnia się, bo idą do biblioteki i po datach i godzinach wpisów dochodzą do prawdy.

Z pozdrowieniami siostra RanczUli z koleżanką. A&K