niedziela, 27 lutego 2022

Testament cz. 3

W czasie rozmowy Uli i ojca do domu ze szkoły wrócił Jasiek i jemu przy obiedzie również opowiedziała o wizycie u prawnika. Brat o  spotkaniu wiedział i nie było sensu ukrywać prawdy ani o spadku, ani o powodach, że go dostała. Kiedy pierwsze wrażenia młodego Cieplaka minęły, we trójkę zaczęli zastanawiać się co dalej.

-I co chcesz zrobić siostra? -zapytał.

-Nie wiem jeszcze. Dopiero od pięciu godzin wiem, że dostałam spadek. Mieszkanie może przynieść korzyści, ale i kłopoty i wydatki, bo puste stać długo nie może. Zwłaszcza że jesień i zima idą i musi być ogrzewane. A ja nawet wiem, jakie jest tam źródło ciepła. Muszę spytać pana Moniuszko  o to w poniedziałek, gdy pójdę na spotkanie z nim. Chociaż Marek mówił, że coraz częściej odchodzą od pieców kaflowych i instalują centralne ogrzewanie w kamienicach.

-To wy nie macie innych tematów niż ogrzewanie? -zakpił Jasiek.

-Mówił, bo robi w kamienicach przeglądy przeciwpożarowe. Nawet jutro idzie na takie przeglądy. Jak się spotkamy w sobotę, to się spytam. Może będzie wiedział, jak jest na Konopnickiej.

- Można wynająć komuś córciu -zaproponował ojciec. — Jakiejś urzędniczce na przykład, bo będzie dbała o mieszkanie. Albo studentkom. Byłyby dodatkowe pieniądze.

-Może i jest to jakiś pomysł -odparła Ula. —Nie musiałbyś dorabiać.  Mam koleżanki na studiach, którym nie podoba się mieszkanie w akademiku i im mogłabym wynająć po tańszej cenie. Ja mogłabym zatrzymać jeden pokój i spać zimą. Bywało, że wracałam po szóstej do domu, bo autobus miał opóźnienie albo rano nie dojechał. Na razie zamierzam tylko pojechać  tam i obejrzeć kamienicę na zewnątrz. Okolica z tego co się orientuję, nie należały do ubogich i zaniedbanych i to napawa optymizmem.

Rodzina kończyła obiad, gdy pojawił się u nich ich sąsiad zza płotu Bartek Dąbrowski. Chłopak był rok starszy od Uli i wrócił niedawno z wojska. Choć skończył przyzakładową szkołę Ursusa, montować ciągników i pracować na trzy zmiany nie zamierzał. Póki co pracował dorywczo i żył z tego co zarobiła jego matka. Teraz miał pomysł na biznes, a Cieplakowie mieli wejść w spółkę. 


 

-I jak? Zastanowił się pan, co do tych nieużywanych pomieszczeń -zapytał Cieplaka, przysiadując się do stołu. — Trochę remontu i będzie gitasowo -dodał, częstując się ciastem ze śliwkami.

-Bartek po co ci graty z Niemiec sprowadzać i naprawiać, jak możesz prawie to samo robić na państwowym. Idź do Ursusa i montuj traktory.

-Mówi pan jak mamusia. A ty Ula mogłabyś tłumaczyć papiery z Niemiec. Pan Edward wyprowadza się do córki pod Łódź i rezygnuje ze spółki.

-Ja tym bardziej nie zamierzam się pakować w twoje podejrzane interesy -odparła zdecydowanie.

-A masz lepszy pomysł na zarabianie?

-Może i mamy Bartek -odparła mu Ula.  —Bez ryzyka, że może się coś nie udać. 

-Zróbmy tak Bartek -odezwał się ponownie Józef.   —Tylko garaż ci udostępnię i zobaczymy, co wyjdzie ci z tego biznesu. 

-Zgoda panie Józefie -odparł, wyciągając ręke na przypieczętowanie słownej umowy. 

 

Kamienica, w której mieściło się mieszkanie, na zewnątrz nie wyglądała na bardzo zaniedbaną. Potrzebowała jednak odnowienia elewacji i wymianę niektórych okien. Uli jednak najbardziej spodobały się płaskorzeźby. Weszła nawet do środka. Tam również potrzebne było malowanie. Korytarz  i schody były jednak pozamiatane i umyte i nie było czuć zapachu moczu,  a to często bywało problemem centrum miast. Spojrzała również na spis lokatorów. W sumie było dziewięć nazwisk.  Po trzy na każdym piętrze.  Miała już wychodzić, gdy z góry zeszła około sześćdziesięcioletnia kobieta.


 

-Szuka pani kogoś? -zapytała podejrzliwie i taksując wzrokiem.  

-Nie. Przyszłam tylko zobaczyć miejsce, gdzie mieszkałam przez dwa lata. I dzień dobry pani.

-Dzień dobry -odparła, przyglądając się Uli i jak można było zauważyć, wytężała umysł. —Ja tu mieszkam od trzydziestu. Ty musisz być małą Ulą Kozerską -dodała ze zdumieniem. — Razem z mamą i ojcem mieszkaliście piętro niżej niż ja. Majewska Alicja -przedstawiła się. — Jesteś nawet podobna do mamy.

-Bo to właśnie ja -oznajmiła z delikatnym uśmiechem.  — Tylko że teraz nazywam się Cieplak. Po drugim tacie.

-Tyle lat minęło. Chyba ze dwadzieścia -mówiła z sentymentem na wspomnienia.  — Słodkim byłaś brzdącem. Szkoda, że po  śmierci ojca musieliście się z matką wyprowadzić. Twoja mama i ojciec byli bardzo uczynni. Jak ktoś ze sąsiadów potrzebował pomocy pielęgniarki,  Magda zawsze przychodziła. A twój ojciec pomagał moim synom z matematyki i grosza za to nie wziął. Jeszcze zanim trafił na wózek. Jan był całkiem inny niż jego brat i żona. Zwłaszcza ona, bo rządziła mężem. Nie wiem, jak można było wyrzucić matkę z małym dzieckiem na bruk. Dobrze, że ten przyjaciel twojej mamy i ojca tobie i twojej mamie pomógł. O zmarłych nie powinno się źle mówić, ale los Nowackim odpłacił. Stracili jedyną córkę w wypadku, później pani Nowacka sama targnęła się na swoje życie, a jej mąż niedawno również zmarł. Szkoda w tym wszystkim twojej mamy,  że zmarła przy porodzie.

-Sporo pani wie -odparła z zaskoczeniem, ale i z nadzieją, że kobieta może jej coś więcej powiedzieć o tamtych czasach.

-Śmierć Nowackiej i pacjentki bez echa nie przeszły.  Ludzie zaczęli mówić, że była nią bratowa męża. A że miał jedną bratową, wiadomo było, że chodziło o Magdę. A co ciebie tu sprowadza? -pytała życzliwie. — Prędzej chyba nie było ciebie tutaj. Ani twojej mamy.

-Bo nie było. Ja nawet nie wiedziałam, że kiedyś tu mieszkałam. Dopiero dwa dni temu się dowiedziałam. Ale było warto przyjechać i usłyszeć od obcych, że mój ojciec i mama byli lubiani tutaj. Tylko od mamy słyszałam, że był z niego dobry człowiek -mówiła, improwizując. —Kto teraz tam mieszka? Rodzeństwo Febo? -zapytała, aby kobieta pomyślała, że jest w temacie zorientowana.

-Kiedy żyła córka Nowackich mieszkała tu z mężem i dziećmi przez jakieś pięć lat. Później zamieszkali  w Mediolanie, a po ich śmierci rodzeństwo zamieszkało u dziadków. Teraz rzadko tu bywają. Aleks prawie w ogóle nie przychodził, a Paulina mieszkała tu ze dwa miesiące jakiś czas temu z narzeczonym. Przenieśli się do nowego budownictwa i jak na razie mieszkanie stoi puste. Nie ma co żałować. Nie byli zbytnio uczynni ani uprzejmi. Może z wyjątkiem Marka. To narzeczony Pauliny. On zawsze się kłaniał, jak się mijaliśmy, pomagał. Teraz podobno chcą na gwałt wynająć. Pójdę już, bo do reszty wykupią mi na bazarku jaja i ser wiejski -dodała na koniec rozmowy tak, jakby się tłumaczyła, że chce odejść.

-A tak proszę pani. Ja tak samo tylko na chwilę tu weszłam. I dziękuję za rozmowę.

Kiedy wyszły na dwór, pożegnały się i rozeszły w dwie przeciwne strony. Ula spojrzała jeszcze na okna bez firan na pierwszym piętrze i poszła w stronę przystanku.

 

Po powrocie do domu czekała na nią niespodzianka. 


 

-Marek tu był -oznajmił jej ojciec, odkładając gazetę.  — Posiedział z półgodziny, wypił herbatę i pojechał. Do pracy musiał wrócić. Ale list zostawił dla ciebie -dodał, sięgając do szafki kuchennej. —Bardzo miły i kulturalny człowiek. A Beatka była nim oczarowana. Przywiózł jej czekoladę i małą fryzjerkę.

-Bo ostatnio jej obiecał taką zabawkę -odparła, zaczynając czytać list.

 

                    Cześć Ula. Przepraszam, że przyjechałem tak niezapowiedziany, ale mam sprawę. Chciałbym zaprosić Cię na sobotę, jeśli masz czas na festyn z okazji 100-lecia istnienia mojej szkoły w Brwinowie. To tam uczył się mój tato i ja przez pierwsze cztery lata, zanim się nie przenieśliśmy do Warszawy. Tato jechać nie może i na mnie padło reprezentowanie Dobrzańskich. Przyjechałbym po ciebie tak około 15-stej, a nie wieczorem. Nikogo tam już nie znam i nie chciałbym czuć się jak kołek w płocie. Jeśli się zgodzisz, zadzwoń do mnie dzisiaj. W domu będę tak od 15-stej  do 17-stej. Mój numer to 123456.

 

Chociaż na sobotni wieczór i tak byli umówieni, to zaproszenie ucieszyło ją i to bardzo. Do tej pory, oprócz zabawy po odpuście kiedy si poznali,  nie byli razem na masowej imprezie. Od razu poszła też na pocztę i zadzwoniła do Marka. Po drodze zastanawiała się, gdzie mieszka, bo na ich poprzednich spotkaniach jakoś nie spytała. Tak naprawdę wiedziała tylko o jego pracy i nic więcej.

Wydarzenia z następnego dnia spowodowały jednak, że całkiem inaczej zaczęła patrzeć na sprawę testamentu i znajomość z Markiem. W piątkowe popołudnie poszła bowiem do swojej koleżanki Marzeny. Dziewczyna była miejscową krawcową i szyła u niej sobie spódniczkę. Zanim jednak Marzena wzięła się za przymiarkę, pokazała Uli miesięcznik Moda i Styl. Gazeta dopiero od niespełna pół roku wydawana była w Polsce i była jedną z pierwszych, w której powiało zachodem. Oprócz wykrojów można było poczytać  w niej o ludziach związanych z modą i telewizją.  

-To nie przypadkiem ten twój Marek, z którym po odpuście tańczyłaś? –zapytała Marzena, pokazując, jej okładkę gazety z kwietnia. — Mówiłaś, że jest strażakiem, a tu firma modowa.

Ula na zdjęcie patrzyła z niedowierzaniem z dwóch powodów. Pierwszy był taki, że faktycznie był to Marek a drugi, że obok stali oboje Febo, a Marek obejmował Paulinę. Przypomniały się jej również słowa kobiety z kamienicy, że Paulina mieszkała tam z narzeczonym Markiem.

-Bo jest strażakiem -odparła, szukając odpowiednią stronę z artykułem. —Nie musi od razu pracować w rodzinnej firmie. Koleżanka na szczęście tematu nie drążyła i mogła przeczytać tekst.  

 Idąc do domu wyraźnie posmutniała tym, co odkryła i analizowała swoją znajomość z Markiem i artykuł z gazety.

Specjalnie się ze mną zapoznał na tej zabawie? Chciał mnie wykorzystać do zdobycia informacji? Febo przecież wiedzieli prędzej o spadku i mogli go namówić, żeby zainteresował się mną.  Tylko po co ta szopka? Wszystko po to, aby obalić testament, odebrać spadek?  I czy na pewno Marek jest strażakiem? Może chciał, abym nie skojarzyła go z firmą i z nazwiskiem Febo. Tylko skąd te wszystkie opowieści o akcjach? Wyczytał gdzieś albo usłyszał od kolegi strażaka. Jednak, gdy umawiamy się, bierze pod uwagę swoją pracę i to czy ma akurat dyżur. A w gazecie było tylko napisane, że to rodzinna firma, że Krzysztof Dobrzański, jest prezesem i reprezentuje rodzinę Dobrzańskich w interesach, a rodzinę Febo reprezentuje Aleksander, który zajmuję się głównie sprawami z Mediolanu. O Marku nie było nic wspomniane. Ale mówił mi kiedyś, że jak będzie za stary na strażaka znajdzie etat w rodzinnej firmie. Może w tym mnie nie okłamał. Tak czy siak, nie jest ze mną szczery. Może nie jest już z tą Pauliną?  Sprawdzę go. Nie powiem mu, że wiem, o nim więcej niż mi powiedział. Zobaczymy, co zrobi. Do czego się posunie.

 

Marek również nie wiedział, co ma zrobić. Chciał spotkać się jeszcze z Ulą, ale nie dlatego że Febo chcieli, ale że sam chciał. Kiedy więc ojciec poprosił go, aby pojechał do Brwinowa, ucieszył się i postanowił, że weźmie tam Ulę, a nie Paulinę, bo narzeczona takich imprez nie cierpiała. Później postara się czegoś dowiedzieć o jej planach i jakoś zakończyć znajomość z Ulą.

 

Febo tymczasem postanowili mieć plan B i sami rozejrzeć się po Rysiowie. Miejscowa knajpa była miejscem, gdzie można było czegoś się dowiedzieć. Warta tego była nawet specjalnie przebita opona pod barem i brak koła zapasowego. Kiedy wszedł, aby zadzwonić po pomoc, rozejrzał się po lokalu Wersal, aby znaleźć kogoś, z kim mógłby porozmawiać. Jeden mężczyzna wydawał się odpowiedni.

 

niedziela, 20 lutego 2022

Testament cz. 2

 1 część poniżej lub kwiecień 2021

 

Do gabinetu mecenasa Moniuszki, Ula wchodziła z podenerwowaniem i ciekawością. Wiedziała, że chodzi o jakiś spadek, ale nic poza tym. Febo natomiast dalej byli wściekli treścią testamentem po dziadku i nie zamierzali rezygnować z odzyskania mieszkania.  

-Mieczysław Moniuszko -przedstawił się Uli starszy mężczyzna, wyciągając do niej rękę.

-Urszula Cieplak -odparła, witając się uściskiem dłoni.

- Pozwolą państwo, że zanim przejdziemy do sprawy, przedstawię państwa -rzekł mecenas. — Pani Urszula Cieplak - rodzeństwo Febo. Paulina i Aleksander -mówił, wskazując odpowiednie osoby.

-Dzień dobry -przywitała się Ula, jak to miała w zwyczaju z życzliwością.

-Dzień dobry -odparli z ociąganiem oboje Febo.

-Proszę siadać -rzekł mecenas, pokazując na krzesełka.  — Kawy, herbaty?

-Dla mnie herbata -odparła Ula.

-A my kawę poprosiły -zadecydował Aleks za siebie i siostrę.

 -Trzy kawy i jedna herbata pani Renatko -zwrócił się do swojej sekretarki. — Pozwolą państwo -zwrócił się do Febo - że zanim puszczę państwu nagranie, zapoznam panią Cieplak z testamentem pana Tadeusza Nowackiego. To dziadek rodzeństwa -wyjaśnił, przenosząc wzrok na Ulę. — Konkretnie punktem dotyczącym pani osoby. Pan Nowacki zapisał pani mieszkanie na ul. Konopnickiej. Cztery pokoje, kuchnia, łazienka, balkon, pierwsze piętro.

-Jak mi? Kto to w ogóle jest? -zapytała po chwili ciszy. —To jakieś nieporozumienie musi być. Nie znam raczej nikogo o takim nazwisku.

-Zapewniam panią, że nie jest to nieporozumienie -odparł prawnik. — Zaraz wszystko wyjaśnię, a resztę dowiedzą się państwo z nagrania.  Rodzeństwo Febo również nie widzieli nagrania. Na początek jednak zapoznam państwa z testamentem Jana Kozerskiego. To brat pana Tadeusza Nowackiego -wyjaśnił Uli. — Od razu wytłumaczę pani, dlaczego nazwiska braci są różne. Otóż oboje panowie mieli innych ojców. Ojciec pana Jana zginął na wojnie, a po wojnie ich mama Leokadia wyszła drugi raz za mąż.  Słyszała pani od matki albo ojca o Janie Kozerskim?

-Nie.  

-Będę w takim razie dalej tłumaczył. Mieszkanie na Konopnickiej należało do pana Jana Kozerskiego i jego rodziny ze strony ojca. W latach sześćdziesiątych między braćmi doszło do sporych kłótni. Głównie na tle politycznym. Pan Jan był w opozycji, a Tadeusz z żoną byli z władzą. Pan Kozerski zmarł w 19869 roku i zapisał w testamencie mieszkanie pani matce i pani -zwrócił się bezpośrednio do Uli. — Jednak pewne zabiegi rodziny Nowackich spowodowały, że testament nie został zrealizowany.   Ze względu, że pani Cieplak nie żyje, spadek przechodzi na panią.

-Nic z tego nie rozumiem -mówiła ciągle skołowana tym, co usłyszała. —  Nie znam tych ludzi.  To jacyś krewni?

-Można tak powiedzieć pani Urszulo. Głównie w przypadku… .

-Ona miałaby być naszą krewną? -wtrącił Aleks, nie dając dokończyć prawnikowi. — Dowody są na to?

- Dowody są na nagraniu. 

-Ale co łączyło tego pana Kozerskiego z moją mamą i mną? -dopytywała Ula. — Mama nigdy, o kimś takim nie wspominała. Ani ojciec.

- Tego dowie się pani z nagrania -odparł, włączając pilotem odtwarzacz VHS. 


 

Witajcie -rzekł mężczyzna. — Pewnie dziwi was skład spotkania i treść poznanego niedawno testamentu.

-Widziałam już tego pana -odezwała się Ula. — Parę miesięcy temu był w Rysiowie.  Byłam przed domem, kiedy poprosiło o szklankę wody. Później rozmawiałam z nim chwilę. Opowiadał, że w czasie wojny uciekł z Warszawy do Rysiowa z dziadkami i przyjechał w sentymentalną podróż z Radzymina.

-Tak był. Chciał powiedzieć prawdę, ale w ostatniej chwili stchórzył.

Aby zrozumieć treść testamentu, musimy cofnąć się do lat sześćdziesiątych.  Paulina i Aleks wiedzą z opowieści, że mój brat po wypadku motocyklowym został sparaliżowany, długo leżał w szpitalu, a później potrzebował pomocy w domu.  Będąc jeszcze w szpitalu, poznał Magdalenę Cieplak z domu Guzik, a po wyjściu ze szpitala została jego pielęgniarką i gosposią. Opiekowała się nim przez trzy lata. Od mojej strony i żony brat praktycznie pomocy żadnej nie miał.  

-I tylko dlatego wujek zapisał jej mieszkanie, że się nim opiekowała? -odezwał się z oburzeniem Aleks. — To jakieś niedorzeczności. Wujek był sparaliżowany i nie wiadomo czy był zdrowy na umyśle.  

- Panie Febo grzeczniej -wtrącił ostro prawnik. — Mam dość pańskich nieuprzejmości. I proszę zachować dla siebie komentarze.

Po pół roku znajomości postanowili się pobrać.

-To on jest moim ojcem? -tym razem Ula przerwała oglądanie wideo. — Lata się zgadzają.

-Proszę do końca wszystko obejrzeć -poprosił spokojnie Moniuszko.

Pani Magdalena była w ciąży z chłopakiem, który był tu we wojsku. Kiedy dowiedział się o ciąży w pierwszej chwili ucieszył się, a dzień później  dostał się do więzienia  za udział w manifestacji -usłyszeli jak na zawołanie wyjaśnienia. Sęk w tym, że pani Cieplak myślała, że się jednak przestraszył odpowiedzialności. Do domu wrócić z nieślubnym dzieckiem nie mogła i dlatego postanowiła wyjść za mąż za mojego brata i to on miał stać się ojcem jej dziecka. Małżeństwem byli ponad dwa lata i tylko z nazwy, bo łączyły ich przyjacielskie uczucia, a kobietami brat zainteresowany nie był. Jego odmienność zresztą była drugim powodem, że nie utrzymywał kontaktów z rodziną. Wkrótce stan zdrowia brata zaczął się pogarszać, bo przyszły kłopoty z cukrzycą i nerkami. Lekarze nie dawali mu zbytnio dużych szans na wyzdrowienie. Dowiedział się również, że wrócił Józef i że Magda ciągle go kocha. Któregoś dnia brat nie wziął leków na cukrzycę. W liście pożegnalnym napisał, że świadomie zakończył życie. Ci, co nie znali treści listu winę zrzucili na  Magdalenę Guzik, bo znalazła sobie pełnosprawnego mężczyznę.  Za oczyszczenie z winy moja żona wymusiła na Magdzie Guzik zrezygnowanie ze spadku po mężu. W końcu sfałszowała testament.  Prawda nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego i po pogrzebie brata drogi rodzin nie miały się już nigdy skrzyżować. Los jest jednak przewrotny i stało się inaczej. Niestety, ale i karma powraca i los doświadczył mnie i żonę. Straciliśmy jedyną córkę.  Krótko po jej śmierci, bo po miesiącu do szpitala trafiła Magdalena Cieplak. To miał być ostatni dyżur mojej żony i ostatni poród, jaki miała przyjąć.  Jak skończył się ten poród wiadomo. Basia bardzo przeżyła to co się stało. Odebrała tysiące porodów i nigdy pacjentka jej nie zmarła. Te wydarzenia i strata córki spowodowały, że popełniła samobójstwo. Kiedy u mnie stwierdzono nowotwór, zacząłem porządkować swoje sprawy, rzeczy i wszystko wróciło. Dlatego pisząc swój testament, postanowiłem dostosować się do woli brata. Magdalena Cieplak zasłużyła na spadek po mężu. Była z nim dwadzieścia cztery godziny na dobę, a mała Ula była jego radością. To tyle z historii. Teraz chciałbym przeprosić panią Ulę, bo szans na przeproszenie Magdy nie ma. Na koniec chcę powiedzieć, że wykonawcą mojego testamentu i woli ustalam mojego przyjaciela i prawnika Mieczysława Moniuszkę. Upoważniam go również do reprezentowania pani Uli w sądzie, gdyby moi wnukowie robili problemy spadkowe.   

-Nie wiem co powiedzieć -wydukała Ula, kiedy prawnik wyłączył pilotem odtwarzacz. Jeszcze w czasie projekcji popłynęły jej łzy po policzku.

-To zrozumiałe pani Urszulo -odparł jej życzliwie prawnik.

-Babcia mogła mieć rację -odezwała się Paulina. — Jej matka mogła nakłonić wujka do zapisania mieszkania na siebie.

-Nie zamierzamy oddawać mieszkania tak łatwo - dodał Aleks. — Przez ostatnie lata to nasza rodzina inwestowała w remonty. Poza tym testament wuja napisany był lata temu i mógł ulec przedawnieniu.

-Państwo Febo od czasu poznania treści testamentu chcą go podważyć -wyjaśnił Moniuszko Uli. —A do pana wiadomości panie Febo testament nie ulega przedawnieniu w tym przypadku.

-Mamy odpuścić sobie duże mieszkanie w centrum -wtrąciła się ponownie Paulina w rozmowę.  — To nie kawalerka z ciemną kuchnią na obrzeżach. Niedoczekanie.

-Mogą państwo próbować w sądzie, ale  z prawnej strony testament jest prawomocny i niepodważalny. Państwa dziadek zresztą uprzedził mnie, że może taka sytuacja zaistnieć i prosił, aby  ja reprezentował panią Urszulę Cieplak. Pański dziadek już nawet zapłacił. Jest to zresztą na nagraniu i w dopisku testamentu. W razie problemów mam państwa pozbawić pozostałego spadku. 

-To się spotkamy w sądzie -rzekł Aleks, wstając z krzesełka i dając do zrozumienia, że zamierza jak najszybciej wyjść.

- Państwo to muszą opróżnić mieszkanie -rzekł do wychodzących z kancelarii Febo. — Chcę klucze pani Cieplak przekazać.

Chwilę później Febo zamknęli za sobą drzwi. Ula natomiast jeszcze chwilę została.

-Proszę się nimi nie przejmować pani Urszulo. Mają włoski charakter. Ich ojciec był Włochem.

-Nie wiem, co dalej mam robić -mówiła i patrzyła bezradnie na prawnika.

-Najlepiej jest się z tym przespać. Proponuję spotkanie w poniedziałek tutaj około trzynastej. Porozmawiamy spokojnie bez rodzeństwa Febo. Proszę się zastanowić czy przyjmuje pani spadek, czy odrzuca.

 

Kiedy wyszła na dwór Febo jak na złość stali przed wejściem przy samochodzie.  Głównie Aleks stał, bo Paulina nerwowo chodziła i mówiła coś do siebie po włosku.

-My nie żartujemy -rzekł jej z groźbą Aleks. — Jeśli trzeba będzie, to naprawdę sprawę do sądu oddamy. — Stać nas na adwokatów.

-Państwo wybaczą, ale nie zamierzam teraz dyskutować  na temat spadku -odparła bez strachu. — Wszystko dzieje się za szybko. Dowiedziałam się, właśnie, że miałam dwóch ojców a mama, zanim wyszła za mąż za mojego ojca, miała męża.  Teraz głównie to mam w głowie.  Do widzenia -dodała i poszła na przystanek.

 

 W autobusie miała sporo czasu, aby pomyśleć, o tym co wydarzyło się w kancelarii. Nie myślała tyle o mieszkaniu, ale o wydarzeniach sprzed lat. Kiedy dojechała do domu, ciągle zamyślona poszła do kuchni i nalała sobie kompotu. Chwilę później z pokoju przy kuchni wyszedł Cieplak.

-Tato mówią ci coś nazwiska Jan Kozerski i Tadeusz Nowacki? -zapytała ojca, przyglądając się mu uważnie. Ojca znała wystarczająco dobrze, żeby właśnie  z reakcji wyczytać jego nastawienie do czegoś.

-Praktycznie tylko z nazwiska córciu -odparł ogólnikowo, ale i z wyczuwalnym napięciem. — Co Nowacki chciał od ciebie?

-Nic nie chciał tato, bo nie żyje od paru miesięcy -wyjaśniła, siadając przy stole.

-Nie wiedziałem, że również zmarł -odparł, siadając obok córki.

-Ten Nowacki zapisał mi w spadku mieszkanie w kamienicy. Kiedyś należało do Jana Kozerskiego.  On był pierwszym mężem mamy.

-Tak był -potwierdził, bo sensu zaprzeczać nie było. — Kiedy ja byłem w więzieniu, a Magda myślała, że ją porzuciłem. Tylko raz go widziałem. Od twojej mamy wiem, że Jan był porządnym człowiekiem. Nigdy nikogo by nie skrzywdził. Los go źle potraktował. Mówił do ciebie córuchna i księżniczka. Jasiek to nawet po nim imię ma.

-Dlaczego nic mi nie powiedzieliście?

-Bo chcieliśmy z mamą zapomnieć o tych czasach. Nowaccy uważali, że tylko dlatego Magda była z Janem, bo zależało jej na mieszkaniu i wykorzystała jego niepełnosprawność. Mam schowane na strychu jego zdjęcia. Przyniosę zaraz.

Te parę minut pójścia na strych wykorzystał na uspokojenie się i przygotowanie na dalszą rozmowę z córką.   Kiedy wrócił do kuchni w ręku miał dużą szarą kopertę, którą podał Uli.  


 

-Teraz rozumiem, dlaczego pierwsze zdjęcia z czasów dzieciństwa z tobą są, jak miałam jakieś trzy lata -odparła, oglądając zachowane fotografie. — Nigdy nie pytałam, bo po prostu myślałam, że nie robiono tyle zdjęć.

-Nie musieliśmy się przynajmniej tłumaczyć z mamą.

-Kiedy pan Moniuszko powiedział mi o małżeństwie mamy z Kozerskim, myślałam, że on jest moim ojcem.

-Bo był poniekąd. Godnie mnie zastępował córciu. Jak będziemy w Warszawie, pokażę ci jeszcze, gdzie jest jego grób. Leży na Powązkach. Mama regularnie jeździła, a później ja.

-Powiedział jeszcze, że ta lekarka, która odbierała poród mamy, była żoną pana Nowackiego, czyli mamy szwagierką. Po miesiącu popełniła samobójstwo, a miesiąc prędzej straciła córkę i zięcia w wypadku.

-Wiem, że była przy porodzi,  że straciła najbliższych i że nie żyje. Dowiedziałem się z nekrologu w gazecie. Nie wiedziałem, tylko że to samobójstwo było i że jej mąż również zmarł.  I co zrobisz z tym mieszkaniem?

-Nie wiem tatuś. Na poniedziałek jestem umówiona z mecenasem Moniuszko. Mam sporo czasu, aby wszystko przemyśleć.

 

W tym samym czasie Febo spotkali się z Markiem na obiedzie. Rodzeństwo opowiedziało mu o nagraniu i o historii ich wuja Jana. Wyczuł też, że spodziewali się, że jednak była kochanką ich dziadka albo jego córką i że będą mogli jakoś to wykorzystać.

-Dobry scenariusz na film -podsumował żartobliwie. — A sama Ula ?-zapytał i o to co go interesowało. — Co myślicie o niej.

-Zwykła dziewucha -odfuknęła Paulina. — Łatwo będzie manipulować nią. Tym się zajmiesz Marek.

Nazwanie Uli zwykłą dziewuchą i ton zdecydowanie nie spodobał się Markowi, bo trudno było nazwać Ulę zwykłą dziewczyną. Wolał jednak nie komentować, ani nie wdawać się w dyskusję.

-Paula miałem tylko sprawdzić, jaka jest -odparł wymijająco. — Teraz skoro wiecie, że nie uwiodła waszego dziadka, ani nie była jego córką, tylko adoptowaną córką waszego wuja i to on zapisał jej mieszkanie, nie ma sensu ciągnąć dalej sprawy.  

-Masz się dowiedzieć, jakie ma plany -mówiła nieustępliwie. — Może z twoją pomocą uda się odzyskać mieszkanie. Odkupić za grosze, albo wytłumaczyć, że takie mieszkanie równa się z wydatkami, problemami.

-Ula nie jest półgłówkiem. Studiuje finanse i zapewne lepiej się zna finansach niż ty. Poza tym jak mam ją spytać, skoro nie wspomniała mi nawet o wizycie u mecenasa.

-Poradzisz sobie -wtrącił Aleks. — Zawsze możesz zacząć sam temat mieszkań w kamienicach w centrum.