środa, 30 sierpnia 2023

Piękna i nieporadna cz. 7

Pojawienie się w Polsce Simone Rinaldi było zaskoczeniem dla obojga Febo. Był on dawnym kumplem Aleksa a parę lat temu, kiedy Paulina mieszkała w Mediolanie z babcią, a Aleks już w Polsce również przez pewien czas był jej chłopakiem. Ich rozstanie jednak do najmilszych nie należało, bo podejrzewała, że ma coś wspólnego z kradzieżą w domu babci. Liczyła też, że nie będzie się więcej z nim widziała. Zwłaszcza jak dowiedziała się, że został aresztowany za handel narkotykami, dopalaczami i środkami odurzającymi. Do Pauli zadzwonił późnym popołudniem.

-Witał piękna -przywitał się z nią po włosku. — Jak dobrze, że masz ten sam numer telefonu.

-Simone?

-We własnej osobie. Jestem w Polsce i szukam kontaktu z tobą i Aleksem. Dzwoniłem do niego do pracy, ale sekretarka powiedziała mi, że akurat poleciał do Mediolanu. Tam skąd ja przyleciałem. Możemy się spotkać? Raczej musimy się spotkać.

-Niby, po co? Nic nas nie łączy. Sześć lat temu pozałatwialiśmy wszystkie sprawy.

- Wyszedłem właśnie z więzienia i nie mam pieniędzy.

-I po to dzwonisz? Myślisz, że coś ci dam?

-Dokładnie tak. Ty i Aleks. Jest mi winny przysługę, a ty masz swój sekrecik. Chyba nie chcesz, aby twój ukochany dowiedział się prawdy? A Aleks o kradzieży. Przypuszczam, że nie wie, jak było z tym włamaniem.

-Jakiej prawdy ma się dowiedzieć Marek?

-Jak się spotkamy, to się dowiesz.

Zgodziła się spotkać się z nim, bo miała za dużo do stracenia. Aby nie ryzykować przypadkowego spotkania, z kimś ze znajomych umówiła się z nim z dala od centrum. Chwilę po tym jak zakończyli rozmowę, przysłał jej MMS-em ich zdjęcie. 


 

Następnego dnia, kiedy przyszła na umówione miejsce do parku Rinaldi już na nią czekał.

-Ciągle pięknie wyglądasz -rzekł, podchodząc do niej. — Chociaż wolałem cię, jak nie byłaś tak elegancka.

-Czego chcesz -zapytała, nie wymyślając się na uprzejmość przywitania.

-Tak jak mówiłem ci przez telefon, wyszedłem właśnie z więzienia i nie mam pieniędzy. We Włoszech mam za dużo wrogów i postanowiłem osiedlić się w ojczyźnie babci. Potrzebuję coś na start i wynająć małe mieszkanie.  Jeszcze moglibyście z Aleksem pracę mi załatwić w swojej firmie. Znam w miarę dobrze polski i dobre studia skończone.  

-Może jeszcze samochód?

-Samochód mam akurat. Ale miło, że pomyślałaś.  Potrzebuję tylko małego mieszkania.

-Aleks ani ja nic ci nie będziemy kupować.

-Fakt Aleks nie musi nic kupować. Wystarczy, że odstąpi mi jedno ze swoich mieszkań na wynajem.

-Jak jedno ze swoich? -zainteresowała się.

-Nie mów, że nie wiesz, co porabia twój ukochany braciszek?

-A ty skąd masz takie wiadomości.

-Mamy wspólnych znajomych. Aleks inwestuje w nieruchomości. Wracając do sprawy twojej tajemnicy, wiem, co się wydarzyło pięć lat temu przy zajeździe. Twój narzeczony może nieźle się zdziwić, że szlachetna Paulina nie jest taka szlachetna. Jeszcze sprawa kradzieży u twojej babci. Zeznałem nieprawdę, że ukradli ci klucze, żeby ci ratować tyłek. Jak dobrze myślę, Aleks nie wie, kto sprowadził złodziei. Ten jego zegarek kosztował ze dwadzieścia tysięcy. Pomijając, że była to pamiątka po ojcu. Za głupotę trzeba płacić.

-Możesz mnie nie obrażać -wysyczała.

-Skoro zaprosiłaś do domu obcych ludzi poznanych w klubie, to tylko idiotka mogła tak zrobić. Ile w sumie było strat. Biżuteria, figurka, gotówka. Chyba ponad trzydzieści tysięcy euro.

-A ja, jeśli dobrze się orientuję, to składanie fałszywych zeznań jest karalne.

-Ty więcej możesz stracić. Słyszałem, że Marek jest z tobą z wdzięczności. Ciekawy jestem, co się stanie, gdy się okaże, że nie jest ci nic wdzięczny.

Pojawienie się Simone spowodowało, że na pewien czas odłożyła sprawy związane z Ulą, Wiolettą i narzeczonym. Zadzwoniła również do brata. Ten obiecał wrócić najszybciej, jak się da i pomóc rozwiązać problemy. Rinaldi też znał jego tajemnice i obawiał się, że może mu sporo zaszkodzić. 

 

Marek tymczasem ciągle namawiał Sebastiana, aby zajął się Wiolettą. Ten, choć z oporami dał się w końcu przekonać. Głównie, dlatego że miał ostre spięcie z Pauliną. Febo przyszła do niego i zrobiła awanturę za przedłużenie umowy z modelką Angelą. Na odpowiedź, że nie ma powodów zwolnienia jej, przypomniała mu, kto jest współwłaścicielem firmy. Poza tym miał też na pieńku z Aleksem i gdyby ten kiedyś został prezesem on były pierwszy do zwolnienia. Nawet Adam przyłożył do tego rękę, chociaż całkiem przypadkiem. Turek przyszedł do działu kadr z pretensjami, że za późno dostarczają do działu księgowości ilość przepracowanych godzin poszczególnych pracowników.

-Gdyby Aleks był waszym bezpośrednim szefem, chodzilibyście jak w zegarku -mówił do Ali i drugiej kadrowej Marioli.

-Ale nie jest, a ty wchodzisz na mój teren -odparł mu Sebastian zza jego pleców. — To, że jesteś prawą ręką Aleksa i zastępujesz go w czasie wyjazdu, nie oznacza, że jesteś tak samo ważny.

- A może ty jesteś ważniejszy? Kumpel prezesika. Trzeba wiedzieć, od której strony uderzyć i do kogo, aby zaistnieć.

-I ty to wiesz?

-Żebyś wiedział, że wiem, z kim trzymać.

Po tej rozmowie od razu poszedł do Marka. Teraz i on wiedział, że Wiolettę lepiej mieć po swojej stronie i odseparować ją od Adama.

- Masz rację Marek, trzeba uciąć te dziwne relacje Wioli i Febo -rzucił przyjacielowi od drzwi jego gabinetu głosem wzburzenia. — Oni i Adam coraz bardziej się panoszą. Turek przyszedł z pretensjami, że za późno dostarczane są do działu księgowości ilość przepracowanych godzin. Zawsze to było 3 albo 4 danego miesiąca. Ale nie to mnie wkurwiło. Powiedział, że wie, do kogo należy uderzyć we firmie. Ewidentnie Wiolkę miał na myśli.

-To nasz Adaś zaczyna się rozkręcać. A Paulina dzisiaj mi oznajmiła, że jakiegoś Simona mam zatrudnić. Jest logistykiem i miałby zajmować się kontaktami z dostawcami tkanin z Włoch i importem odzieży do butików we Włoszech.

-Coraz bardziej otaczają się swoimi ludźmi i panoszyć. Trzeba z tym skończyć Marek.

-Miło słyszeć Seba.

-Tylko jak to wszystko przeprowadzić, żeby dziwnie nie wyglądało, jak wyjdę tak nagle z Wiolą. Nawet Aleks może zacząć coś podejrzewać.

-Tak to zorganizuję, że nie będzie nic podejrzanego Seba -uspokajał przyjaciela. — Pójdziecie do teatru Buffo.  To znaczy pójdziemy, bo mam cztery bilety na najnowsze przedstawienie na piątek. Dla mnie, dla ciebie, Pauli i Wioli. A znając Paulinę, nie będzie chętna.

-Dlaczego? Lubi przecież takie rozrywki.

- Paula woli Teatr Narodowy i coś bardziej na poziomie. Poza tym nie lubi twojego towarzystwa, a Wiola też nie należy do osób, z którymi chciałaby się pokazać publicznie. Potrzebna jest jej tylko we firmie. Pozostajemy my i Wiola.  Ja postaram się szybko wymiksować z waszego towarzystwa i zostaniecie sami.

-Dobrze wymyślone Marek, tylko, co będzie, jeśli Wiola ma już coś w planach z Turkiem na piątek.

-Raczej nie ma, bo Adam, co piątek przychodzi do pracy z małą walizeczką i jedzie do rodziców na weekend.

-Fakt. To jesteśmy prawie w domu.

Paulina tak jak przypuszczał Marek, nie była zainteresowana wyjściem z narzeczonym, Sebą i Wiolettą. Dokładnie tymi powodami, o których mówił przyjacielowi. Jednak zaskoczyła go innym rozwiązaniem.

 

-Poproś Ulę, żeby poszła zamiast mnie.

-Dlaczego ją?

-Bo później łatwiej będzie zaprosić mi ją do Teatru Narodowego (poprzednia część). Zapomniałeś, że chcę zorganizować wyjście Uli i Aleksa w naszym towarzystwie.

-Nie zapomniałem, ale dalej uważam, że to nie jest dobry pomysł.

-A ja tak. Zobaczysz, będzie z nich udana para. A na razie spróbuj Ulę przekonaj na pójście do teatru.

-Spróbuję -odparł z wyraźnym zadowoleniem.

Z takiego obrotu sprawy i w swoje szczęście nie mógł uwierzyć. Mógł wyjść całkiem jawnie z Ulą i to za przyzwoleniem Pauliny.  Liczył, że Ula się zgodzi wyjść do teatru.

Zanim jednak dotarł do dziewczyn, o wszystkim powiedział Sebastianowi.  

-I super Marek. Paula ułatwiła sprawę. Teraz tak podejrzanie nie będzie wyglądać. I ty skorzystasz. Pobędziesz z Ulą.

-Dokładnie. Zobaczysz, będzie całkiem przyjemnie.

 

Ulę i Wiolę spotkał w bufecie na codziennej kawie. Było nawet mu to na rękę, bo nie musiał osobno z nimi rozmawiać i namawiać na wyjście.

-Mogę się dosiąść -zapytał, przystając przy ich stoliku?

-Siadaj Marek -odparła Ula za siebie i Wiolę.

-Lubicie przedstawienia muzyczne -zapytał, siadając. — Pytam, bo mam bilet do na pojutrze do teatru Buffo. Konkretnie cztery. Dla siebie i Sebastiana. Miała iść z nami Paulina, ale nie jest zainteresowana, więc pomyślałem o was.

-Nigdy nie byłam, ale słyszałam, że warto iść -odezwała się, jako pierwsza Wiola.

-A ty Ula?

-Byłam dwa razy na takim przedstawieniu i naprawdę warto. Chciałam, co prawda prosto po pracy pojechać do Rysiowa, ale wrócę późniejszym autobusem.

-Czyli obie jesteście chętne -zapytał Marek, patrząc na Ulę i od niej oczekując odpowiedzi.

-Jesteśmy Marek. Tylko, dlaczego my? Jesteśmy tu nowe.

-Potraktujcie to, jako nagroda za dobrą pracę. Później dogadamy szczegóły

-My dwie Marek i Sebastian. Prawie jak podwójna randka -zamarzyła Wiola, kiedy Marek odszedł od ich stolika.  Może to dobry wstęp na pogłębienie mojej znajomości z Sebastianem

- Może -odparła, chociaż osobiście uważała, że Sebastian raczej nie zainteresuje się taką dziewczyną jak Wioletta. Nie potrafiła jednak powiedzieć prawdy koleżance.

-Chciałabym, żeby się tak stało.

-A Adam nie będzie miał nic przeciwko twojemu wyjściu? Spotykasz się, z nim kwiaty ci przysłał.

-Nigdy nie powiedział, że jesteśmy parą. Zresztą trochę z nudów się z nim umawiałam.  Z niego, to takie ciepłe bułki Ula. Nie czuję przy nim szybszego bicia serca, ani motyli na sercu.

-Nic na siłę Wiola. Jak nie czujesz nic do Adam, to nie dawaj mu  nadziei. I sama nie pakuj się w taki związek. Siebie unieszczęśliwisz i jego.

-Dzięki, że mi to mówisz. Teraz wiem co mam robić.

 


Po pracy Sebastian zaczął żałował, że zgodził się na pomysł przyjaciela. Siedział w swoim aucie, gdy Wiola pojawiła się w drzwiach i wyglądała mocno zniechęcająco. Kiedy jednak Adam pojawił się obok niej, znowu nabrał chęci na pokazanie Adamowi, kto bardziej potrafi zainteresować sobą Wiolettę. 

Jak wojna to wojna -pomyślał. Wszystkie chwyty dozwolone. Nie będzie  mi ten Turek -burek podskakiwał.

 

 

wtorek, 22 sierpnia 2023

Jest taki jeden dzień w ciągu roku -mimi.

-Tobie Ula, co się stało -zapytała Marlena Lewandowska była jej wychowawczyni z podstawówki i obecnie wychowawczymi jej brata. — W błoto weszłaś.

-Nie, proszę pani. Jakiś idiota w drogim srebrnym sportowym samochodzie wjechał w kałużę i mnie ochlapał -wytłumaczyła. — Na chwilę weszłam pod wiatę przy przystanku, aby zatelefonować, a gdy wyszłam, dostałam po całości wodą. 

 

-Tym idiotą chyba ja byłem -usłyszała głos zza pleców.  Gdy obróciła się, spojrzała w piękną twarz mężczyzny. — Pierwszy raz jestem w Rysiowie i w zastępstwie rodziców. Mocno pada i nie zauważyłem pani. Patrzyłem też na nawigację. Przepraszam bardzo.

-Nowa jasna kurtka, po raz drugi ubrana.

-Zapłacę za czyszczenie.

-Nie trzeba, proszę pana. Sama upiorę.

Ula do szkoły przyszła w zastępstwie mamy. Cieplakowa była w komitecie rodzicielskim, ale teraz była w ósmym miesiącu ciąży i za bardzo dobrze się nie czuła dzisiejszego dnia. Na zabraniu mieli omówić wyjazd kilkunastu uczniów na kolonie w czasie wakacji. Za zorganizowanie ich natomiast odpowiedzialna była firma F&D, która miała pokryć koszty wyjazdu.

Po półgodzinnym spotkaniu uzgodniono, że nad morze wyjedzie dwudziestu uczniów i czwórka wychowawców. Lewandowska zaproponowała, aby Ula była wśród opiekunów ze strony rodziców.

-Byłabyś już po maturze Ula, a i odpoczynek by ci się przydał przed egzaminami na studia.

-Popieram -wtrąciła pani Jasińska przewodnicząca komitetu szkolnego. — Jesteś odpowiedzialna i umiesz wszystko składnie organizować.

-Skoro tak, to mogę pojechać.

Po spotkaniu Marek czuł się zobowiązany do podwiezienia Uli do domu. Ciągle padało, wiałoi, była w dodatku ubrudzona, więc się zgodziła.

-A, więc do matury się przygotowujesz Ula -zagadnął, kiedy ruszali.

-Tak. 

-A później, co planujesz?

-SGH. Jeśli dobrze mi pójdzie na maturze, to może zwolniona będę z egzaminów. Matma nie ma przede mną tajemnic. 

-Ambitnie. 

Później przez chwilę wrócili do rozmowy na temat spotkania  w szkole.

-Muszę zjechać, bo karetka jedzie na sygnale.

Karetka minęła ich migiem i skręciła w lewo.

-W moją ulicę skręcili -rzekła z niepokojem Ula.  — Mama dzisiaj gorzej się czuła. 

-Ula spokojnie. To nic nie znaczy. 

Kiedy i Marek skręcił, ambulans już stał i Ula nie miała wątpliwości, że przy ich domu. Chwilę później i oni dojechali. Ula jak tylko samochód Marka się zatrzymał, wyskoczyła z auta i pobiegła do domu. Marek tymczasem zaparkował tak, aby nie blokować ruchu i czując, że może być pomocny, nie odjechał.

Z domu naprzeciwko wyszedł jakiś chłopak i chwilę z nim porozmawiał. W tym czasie do karetki wrócili ratownicy po nosze transportowe. Chwilę później z domu wybiegła roztrzęsiona Ula.

-Maciek z mamą jest źle. Musi natychmiast pojechać do szpitala. Ojciec też dostał duszności. Pojedzie z mamą w karetce. Zawieziesz mnie?

-Zepsuł się akurat mój grat.

-Ja swoim służę Ula. I tak wracam do Warszawy.

- Dzięki. A ty Maciek zajmij się Jaśkiem.

-Nie martw się Ula. Ja i rodzice przypilnujemy Jaśka.

 

Ula i Marek do szpitala dojechali dużo później niż karetka. Na izbie przyjęć powiedzieli jej, że ojciec jest na sali obserwacji, a mama ma przeprowadzaną cesarkę. Minuty w oczekiwaniu na jakieś wiadomości na temat matki dłużyły. Była w tym niemal sama, bo Marka nie mogła uważać za kogoś bliskiego. Chociaż cieszyła się z jego obecności.

-Pójdę po kawę do automatu -odezwał się cicho Marek. — Wziąć dla ciebie?

-Dobry pomysł. Dla mnie ze śmietanką i cukrem. I jakiś batonik.

-OK.

Kawa i batonik podniósł cukier i trochę lepiej się czuła. Niedługo później lekarz powiedział jej, że z siostrą jak na wcześniaka jest całkiem dobrze. Gorzej było z jej mamą, która straciła dużo krwi i jej stan jest ciężki. Cieplak tymczasem po lekach dochodził do siebie. Jednak lekarz zabronił Uli mówić mu o stanie zdrowia żony. Ten jednak się pogorszył i musiała być reanimowana. Po godzinnej reanimacji lekarz stwierdził zgon Magdaleny Cieplak.

-Nie mogliśmy nic więcej zrobić. Przykro nam -rzekł lekarz do Uli i Marka typowymi słowami w takich sytuacjach.

-Nie. To nie możliwe -wydusiła z siebie.


 

Od czasu wyjścia z domu Marka minęło sześć godzin i jego rodzice zaczęli się niepokoić. Syn tylko raz zadzwonił do nich po siódmej i powiedział, że jest w szpitalu z Ulą, bo jej rodzice trafili tu i jej pomaga. W końcu oni zadzwonili do niego. Odebrać nie odebrał, bo Ula wypłakiwała się w jego koszulę. Nie miał nawet pojęcia, co ma powiedzieć, ani co zrobić.   


-Dlaczego nas to spotkało Marek. Betti nigdy nie pozna mamy. Ja, tato i Jasiu nie usłyszymy jej głosu. Jak będziemy teraz żyć?

-Nie wiem Ula. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji.

Instynktownie przytulił ją i delikatnie pogłaskał po głowie i plecach. I chociaż znali się parę godzin Ula była mu  wdzięczna, że jest z nią.

 

Korzystając z tego, że Ula poszła z pielęgniarką po leki uspakajające,  zadzwonił do domu.

-Tato stało się nieszczęście -mówił z przygnębieniem. — Mama Uli zmarła. Urodziła i godzinę później zmarła. Jej tata też jest w szpitalu. Choruje na serce. Jestem tu z Ulą i staram się pomóc.

-Straszne to, co mówisz. Marek.  Ale nie ma nikogo bliskiego , z kim mogłaby teraz być? Kompletnie obcy jesteś. Paulina jeszcze przyleciała.

-Nie, nie ma tato. Oprócz dwunastoletniego brata. Paulina nie potrzebuje mnie, a Ula tak. I nie czekajcie na mnie, bo nie wiem, o której wrócę. Muszę jeszcze odwieźć Ulę do Rysiowa.

Po wyjściu z gabinetu pielęgniarki Ula próbowała zadzwonić do Szymczaków. Była ciągle jednak zbyt zdenerwowana. Dłonie drżały, a z gardła nie potrafiła wykrztusić słowa. Dlatego Marek wyręczył ją z tego zadania i przekazał te tragiczne nowiny. Obiecał również przywieźć Ulę do Rysiowa.

-Nie wiem, jak oni przez to wszystko przejdą -mówił z przejęciem Maciek, kiedy ponownie spotkali się w Rysiowie. — Jasiek to dopiero dziecko. W szkole jest psycholog i pomagał jednemu uczniowi parę lat temu po śmieci brata, ale jutro sobota, a raczej dzisiaj i psycholog ze szkoły Jasiowi nie pomoże.

-Może znajdę radę na to. Mama prowadzi fundację i zna dobrą panią psycholog. Wymienimy się numerami telefonu i obgadamy jakby, co sprawę jutro rano.

-Dzięki. Obcy jesteś, a tyle pomagasz Uli.

-Chyba każdy by tak postąpił w takich okolicznościach. 

 

Następnego dnia rano Marek przy śniadaniu opowiedział rodzicom o wydarzeniach z poprzedniego dnia. Również o pomocy dla Jasia. Później zadzwonił do Maćka. Szymczyk powiedział mu, że Ula jest u nich, usnęła nad ranem i ciągle śpi. W czasie obiadu u Dobrzańskich to Maciek zadzwonił do Marka i poprosił o pomoc znajomej jego mamy.

-Z Jaskiem dobrze nie jest. Od rana nie je, nie pije. Tylko leży i patrzy w sufit. Ula i on są ciągle u nas i mówiłem Uli o twojej propozycji i się zgodziła. Sami nie chcieliśmy decyzji podejmować, co do Jasia.

-OK. Maciek już mówię mamie.

-Już dzwonię synku -odezwała się Dobrzańska. — Zresztą po śniadaniu już z nią rozmawiałam. Krysia mówiła, że mogę o każdej porze zadzwonić i za darmo pojedzie. Musiałbyś ją tylko zawieźć. Nie wie gdzie to.

-Nie ma sprawy mamo.

-Ludzie nie mają kultury, żeby przeszkadzać innym w porze obiadu -stwierdziła tymczasem Febo. — Miałeś towarzyszyć mi u Mileny. Jak ja się pokażę tam sama?

-Paula słyszysz, co mówisz -przerwał jej ostro Marek.  — Oni wczoraj o tej porze byli szczęśliwą rodziną. A dzisiaj nie mają matki i żony. Mała nie ma jeszcze doby, leży w inkubatorze i nie ma matki. Nie masz krzty empatii i współczucia.

 

W czasie, kiedy Jasiek rozmawiała z panią psycholog, Marek pił kawę z Szymczykami. Od nich dowiedział się, że z Józefem jest lepiej i że i on potrzebował rozmowy z psychologiem. Ten powiedział mu, że ma, dla kogo żyć i że Magda na pewno by nie chciała, aby dołączyła do niego.  

Życie Cieplaków, choć z trudnością powoli wracało do normalności. Mała Betti po dwóch tygodniach mogła zostać przywieziona do domu. Przywiezieniem jej zajął się Marek, bo samochód Maćka był stary i  każdą dziurę w jezdni można było odczuć. Marek stał się też częstym gościem w ich domu i pomagał przejść im przez pierwsze dni żałoby. Dla Uli czas ten był najtrudniejszy, bo musiała zająć się domem, a i maturą. 

 

Lipcowy upał i duchota nic dobrego nie zapowiadały. Czarne chmurne też szybko się zebrały nad Rysiowem. Chwilę później słychać było już grzmoty i widać pioruny. Ula w tym czasie była z siostrą na bilansie, jej ojciec w sanatorium a w domu Jasiek został sam. Nawet sąsiedzi Szymczykowie wyjechali do Poznania do córki na całe trzy dni. Kolejne minuty były coraz gorsze. Leciał grad, a wiatr łamał gałęzie. Jedna z nich spadła częściowa na ich dom. Szczęście w nieszczęściu, że były to same cieńsze gałęzie z liśćmi i z nie niedojrzałymi papierówkami. Gruba gałąź spadła na płot. Trąba powietrzna najwięcej szkód spowodowała na polach i w lesie, gdzie pozrywało linie energetyczne i poprzewracało słupy i drzewa. W panice Jasiek zadzwonił do Uli, a gdy nie odbierała do Marka. Ten pomimo złej pogody postanowił pojechać do Rysiowa. Kiedy dojechał, świeciło już słońce, a mieszkańcy Rysiowa oglądali szkody. Dom Cieplaków na szczęście nie był uszkodzony. Trzeba było tylko zająć się gałęziami, które zagrodziły przejście na podwórko. Od sąsiadów Cieplaków dowiedział się też, że po szybkim rozeznaniu pogotowia elektrycznego prąd zostanie przywrócony dopiero nie prędzej niż za dwa-trzy dni. Ula do domu wróciła, wiedząc już, że Jasiowi nic się nie stało, a i dom jest cały.

-Jak się wali to wszystko Marek. Nie ma prądu, nie ma prania, kąpieli, umycia się w ciepłej wodzie.Jeszcze te gałęzie. Dobrze, że tato tego nie widzi.

-Znajdę kogoś, kto usunie gałęzie, a przez ten czas zamieszkasz z Betti i Jasiem u mnie. Dom rodziców jest wystarczająco duży.

-Nie mogę zwalić się tobie i twoim rodzicom. Poszukam jakiś hotel niedrogi.

-Oczywiście, że możesz Ula. Rodzice nic nie będą mieli przeciwko temu. Już dawno chcieli cię poznać. Idź i się spakuj.

Godzinę później dwie walizki i wózek Betti były w bagażniku samochodu Marka i jechali w stronę Warszawy.

Słowa Marka się całkowicie sprawdziły, bo przez trzy dni Ula nie odczuła, że jest tam niemile widziana. Jasiek upatrzył sobie Krzysztofa i ten opowiadał mu o samochodach i militariach. Oboje pojechali nawet do muzeum Wojska Polskiego. Helena natomiast pomagała Uli w opiece nad Beatką.

-Już zapomniałam, jak pachną te wszystkie talki dla niemowląt i jak radośnie prycha dziecko -rozczulała się, pochylając się nad wózkiem. Muszę pogonić Marka. Ma ponad dwadzieścia sześć lat i mógłby się postarać o potomstwo.

-Wie pani. Wydaje mi się, że Marek ciągle jeszcze dorasta.

-Niestety, ale i ja tak czuję -odparła z rezygnacją.

Przez te wszystkie tygodnie znajomości z Markiem Ula zaczęła czuć, że staje się nie tylko jej przyjacielem, ale kimś ważniejszym. Była jednak realna i w bajki nie wierzyła i nie liczyła na coś więcej niż znajomość albo przyjaźń. Trzy dni niemal całe spędzone z Cieplakami wpłynęły też pozytywnie na Marka. Do tej pory uważał, że małe dzieci tylko płaczą, jedzą, brudzą pieluszki, a przy Beatce odkrył, że są pogodne i całkiem miło pachną. Ula też swoją postawą dała mu do myślenia. Uświadomił sobie, że nie zna dziewczyny, która w tak młodym wieku poświęciłaby się dla rodziny.

 

Po wyjeździe Uli i jej rodzeństwa Helena postanowiła, że czas, aby Markowi przypomnieć o istnieniu Pauliny i że kiedyś oni oraz rodzice Pauli marzyli, aby zostali małżeństwem. Przed laty, kiedy Paulina miała osiemnaście lat a Marek dwadzieścia przez chwilę byli nawet razem. Jednak, gdy Febo dawała mu jednoznaczne znaki, że chętnie poszłaby z nim do łóżka, stwierdził, że taki krok zbyt mocno ich zwiąże i nie będzie odwrotu. Po maturze zdanej w Polsce Paulina spędziła pięć lat we Włoszech i do Polski przylatywała okolicznościowo. Teraz postanowiła na stałe przenieść się do ojczyzny matki. Związkiem z Markiem zainteresowana była, ale zostanie matką w najbliższym czasie już niekoniecznie.  Cieszyła się też, że ma wsparcie u Heleny.

-Mógłbyś czasami zająć się Paulinką i wyjść gdzieś z nią -usłyszał z ust matki, kiedy któregoś dnia zszedł na kolację.  — Ciągle ze mną i ojcem spędza całe dnie.

-Jakoś nie widzę jej tutaj. I ma brata.

-Aleks ma Julię -odparła.

-I tylko dlatego ja mam się z nią zajmować?  Jest dorosła i sama może zorganizować sobie czas. Albo niech znajdzie sobie chłopaka.

-Pamiętam, jak w dzieciństwie bawiliście się we trójkę -mówiła z rozczuleniem na wspomnienia Helena. — Paulinka zawsze mówiła w przedszkolu, że jesteś jej narzeczonym.

-A ty z ciocią Agnieszką od razu zamarzyłyście, aby dziecięca zabawa stała się faktem. Ale nic z tego mamo.

-Parę lat temu przez pewien czas byliście parą -kontynuowała Dobrzańska.

-I to był błąd mamo. Żeby być z kimś trzeba coś do tej drugiej osoby czuć. Tak jak w przypadku Julii i Aleksa. Jula jest w ogóle inna niż Paulina.

-A co masz do zarzucenia Paulince?

-Jest rozrzutna, zapatrzona w siebie, nie ma w niej ciepła i domatorki.  Nie, nie będę z nią i koniec tematu mamo.  

 

Z Ulą i Cieplakami Marek tymczasem spędzał coraz więcej czasu.  Józef nawet mówił, że to do Uli przyjeżdża. Córka jednak hamowała jego zapędy mówiąc, że on jest bogaty i przystojny, a ona jest biedną studentką i przeciętną dziewczyną. Kiedy w połowie listopada zaproponował jej pójście na otwarcie wystawy,  była mocno zdziwiona.  Później przyszedł czas na prawdziwe randki. Aura listopadowa nie sprzyjała spacerom, dlatego chodzili do kina, kawiarnia albo Marek wymyślał coś nieoczekiwanego. Była palmiarnia, ogród botaniczny, Escape room, papugarnia, pierwsze pocałunki. Lubił również z nią rozmawiać, bo dużo wiedziała i nie nudził się w jej towarzystwie. Miała też tę zaletę, że nigdy nie marudziła ani nie naciągała na kupowanie czegoś. 


 

W niespełna rok po śmierci Cieplakowej Marek był już pewny, co czuje do Uli. Musiał się tylko upewnić, że i Ula czuje to samo. Tego dnia po Ulę podjechał pod uczelnię i zaprosił na lody. Zdecydowali się na lody w wafelku i spacer po parku.

-To już rok jak się znamy Ula. Szybko minęło.

-Trudny rok, ale czas goi rany.

-Dla mnie był ważny, bo w końcu wiem, czego chcę. A chcę być z tobą. Kocham cię Ula. Przy żadnej kobiecie nie czułem tego, co przy tobie.

-Bajki jednak istnieją -odparła ze wzruszeniem.

-I chcę żyć z tobą długo i szczęśliwie. Jak w bajce.

-Jednego dnia straciłam, kogoś, kogo kochałam, ale i poznałam kogoś, kogo pokochałam.To takie dziwne Marek.

-To taki jeden dzień w ciągu roku, kiedy będziemy świętować i przywoływać smutne wspomnienia.

-Warto było być ochlapanym błotem z kałuży. Kto wie, czy w innym przypadku byś mnie odwiózł i został ze mną.

-Pewnie był nie odwiózł kochanie. Był piątek i dzień wyjścia z Sebą do klubu.

 

Chociaż Ula kończyła dopiero pierwszy rok studiów, to ze ślubem nie chcieli czekać. Marek kupił dla nich również małe mieszkanie. Na pojawienie się dziecka  poczekali, aż Ula nie zrobi, chociaż licencjatu. Te pojawiło się w parę dni po dyplomie Uli. Mała Magda szybko stała się oczkiem w głowie taty, dziadków Dobrzańskich i Józefa. Kiedy Magda miała trzy lata, rodzina powiększyła się o Kacperka.

-Mam trzy szczęścia przy sobie Ula i nic więcej nie potrzebuję do szczęścia -mówił, kiedy wróciła do domu z synkiem.

-To prawda Marek. Bo jak to mówią, co za dużo to nie zdrowo.