wtorek, 26 lutego 2019

Skazani na miłość cz.15

Nazajutrz rano tuż po przyjściu do pracy Marek zajął się przejrzeniem korespondencji.  Ula mówiła mu wczorajszego dnia, że wysłała list do niego i chciał jak najszybciej go przeczytać.  Kopertę nietrudno było mu odnaleźć.

            Marek wiem, że to co teraz przeczytasz, będzie dla ciebie szokiem. Jest to jednak prawda, prawda i jeszcze raz prawda i przepraszam, że ukrywałam to tyle czasu.  Pisząc do Ciebie, wiem też, że nikt i nic mi nie przerwie.
Pamiętasz dzień, gdy zepsuł ci się alarm w domu? Przyjechałam do Ciebie, aby popracować a wszystko skończyło się w łóżku. Wtedy to się stało. Chociaż nie miałam o tym jeszcze pojęcia. Wtedy poczęło się nasze dziecko. Nasz syn. O tym, że jestem w ciąży, zorientowałam się tego samego dnia, gdy Ty powiedziałeś mi o ciąży Pauliny. Później długo o tym myślałam i zdecydowałam, że dla jego dobra muszę znikną z Twojego życia i wyjechać. Bałam się Pauliny, że może zaszczuć mnie i zaszkodzić dziecku. Dlatego uciekłam i nie kontaktowałam się z Tobą osobiście przez pół roku. Bałam się, że gdy spotkamy się, to zorientujesz się we wszystkim. Nie mogłam tak ryzykować. Gdybyś Ty dowiedział się to i Paulina by się dowiedziała. Długo nie dałoby się tego ukryć. Wiem Marek, że postąpiłam bardzo samolubnie, ale proszę chociaż spróbuj zrozumieć mnie.
Nasz syn miał urodzić się dopiero za miesiąc, ale dostałam ostre zapalenie wyrostka robaczkowego i musiałam poddać się cesarki i operacji. Wszystko to spowodowało, że uświadomiłam sobie, jak źle postępuję i gdy przygotowywali mnie do operacji, obiecałam sobie, że gdy tylko wydobrzeję, to powiem Ci całą prawdę. Najpierw chciałam zadzwonić do Ciebie, ale nie wiedziałam co mam Ci powiedzieć, to postanowiłam napisać. Zdecydowanie łatwiej jest wszystko przelać na papier.  Teraz kiedy wszystko już napisałam, jest mi znacznie lżej na sercu Marek.  Nie wiem, co będzie dalej, ale jeśli pomimo tego, co zrobiłam będziesz chciał porozmawiać ze mną i zobaczyć się, to ciągle jestem u cioci. Jeśli nie oddzwonisz ani nie przyjedziesz, to zrozumiem.
                                                         Ula.

Po przeczytaniu listu zadzwonił do Uli. Prędzej nie chciał dzwonić, bo był, to czas obchodu i śniadania.
-Cześć Ula. Nie przeszkadzam? -zapytał dla pewności.
-Nie. Obchód już sobie poszedł i przed chwilą wróciłam od Piotrusia- odparła ucieszona jego telefonem. —Tak bardzo chciałabym już go przytulić i nakarmić Marek. Zazdroszczę innym matkom, że mają swoje dzieci przy sobie.
-Wszystko w swoim czasie Ula- uspokajał.  —W inkubatorze jest mu dobrze i to dla jego dobra. Przeczytałem właśnie twój list -dodał. —Sporo racji i prawdy w tym.
-Pisałam od siebie, to co czułam i co wydawało się mi, że jest najlepszym rozwiązaniem.  
-Tylko nie zawsze to, co wydaje się najlepszym rozwiązaniem, jest najlepsze Ula- argumentował tajemniczo. —Gdybyś tylko powiedziała mi o ciąży, to teraz nie byłbym z Pauliną.
-Marek ja nigdy nie wymagałabym od ciebie czegoś takiego- wtrąciła. —Nie wymagałabym, abyś wybierał między nami.
-Nie o to chodzi Ula- przerwał jej. —Opowiem ci, jak się zobaczymy. To nie jest rozmowa na telefon. Przyjadę do was we czwartek. Mogę?
-Zawsze jesteś mile widziany- odparła z radością na jego was.
Po rozłączeniu się z nią wykonał jeszcze jeden telefon. Tym razem zadzwonił do rodziców i umówił się z nimi na wieczór. Na rozmowę z nimi musiał się przygotować mentalnie i fizycznie oraz przemyśleć, co powiedzieć i jak przeprowadzić całą rozmowę. Tuż po piątej stał przed drzwiami ich domu.
-A gdzie masz Paulinkę? -zagadnęła Helena, rozglądając się po podwórzu.
-W domu i lepiej, żeby nie było jej przy tej rozmowie mamo- odparł, wchodząc do domu.
-Znowu chcesz mówić o rozstaniu? - pytała z zirytowaniem Dobrzańska.



-Po tym, czego dowiedziałem się wczoraj i przeanalizowaniu faktów, jest to już przesądzone mamo- odparł zdecydowanie. —I tylko ze względu na jej dziecko podkreślam jej, jeszcze nie wyrzuciłem z domu. Nie chcę, aby małej coś się stało przed porodem.
-Możesz jaśniej Marek- odezwał się i ojciec. —Co to znaczy jej. 
-Wczoraj całkiem przypadkiem dowiedziałem się, że dwa dni temu zostałem ojcem- odparł spokojnie. —Ula Cieplak urodziła mi syna i policzyłem sobie miesiące i tygodnie.
-Jeśli to są jakieś żarty albo podstęp, aby wymigać się od obowiązków wobec Pauliny i Agnieszki, to się mylisz- rzekła ostro Helena po chwili ciszy.
-Nie są i wszystko wam wyjaśnię -wtrącił. —Dokładnie jak na papierze. Ula dostała zapalenie wyrostka i Piotruś na świat przyszedł w ósmym miesiącu. Dokładnie osiem miesięcy temu związany byłem już z Ulą i nic nie łączyło mnie z Paulą od ponad miesiąca. Gdyby więc Paula nosiła moje dziecko, to powinno być już na świecie, a nie urodzić się za dwa tygodnie. Rachunek prosty. Paula musiałaby urodzić w dziesiątym miesiącu. Wiem też, dlaczego uparła się na Włochy, aby tam się leczyć i rodzić, a nie tu w Polsce. Ona po prostu bała się, że tu nie ukryje prawdy. Do lekarza też nie chciała chodzić w moim towarzystwie. Musiałem wymóc to.
-Bzdury Marek- mówiła nieprzekonana Helena. —Wymyśliłeś całą historię. Zobaczymy, co Paulinka na to powie.
-Skoro chcesz tuż przed porodem zafundować jej stres, to proszę bardzo mamo- mówił wymownie. —Tylko poród w ósmym miesiącu skończy się dla dziecka w inkubatorze. Tak jak Piotrusia.
-Marek ma rację- wtrącił Krzysztof. —Teraz nie pora na rozmowę z Pauliną. A ta Ula może chce tylko osiągnąć coś i namieszała- mówił podejrzliwie. —Dziwne, że prędzej nic ci nie powiedziała o dziecku.
-Ojciec ma rację Marek- poparła go momentalnie żona. Uwierzyłeś jej tak od razu, a są to tylko słowa. Powinieneś zażądać badań DNA.
-Tego, że ja jestem ojcem, jestem pewny na sto procent- mówił zdecydowanie. —Ula nie jest z tych, co kłamią. Mały ma też znamię. Dokładnie takie samo jak nasze tato, dziadka, cioci i brata dziadka. Mam zdjęcia Piotrusia, to sami się przekonacie -mówił, wyciągając telefon.
-Nieodzowny znak Dobrzańskich- rzekł z uśmiechem Krzysztof, spoglądając na owe zdjęcie z pieprzykiem na plecach po lewej stronie przy ramieniu. —I gratuluję synu- dodał.
-Dziękuję-odparł, czekając co powie matka.
-Dobrze Marek jest twoje. Tylko dlaczego Ula ukrywała ciążę?- pytała Helena.
-Ukrywała, bo bała się, że dowie się i Paulina i że może zaszkodzić jej i dziecku.
-To jest już bezczelność Marek- oburzała się Helena. —Oskarżacie ją o najgorsze.
-To może posłuchasz tego mamo- rzekł, wyciągając dyktafon z kieszeni, z którym się nie rozstawał. —Od jakiegoś czasu nagrywam, to co mówi i co dzieje się w domu. Chciałem mieć dowody na przyszłość, aby pokazać, jaka jest naprawdę Paulina.
To ja muszę chodzić, tyć i cierpieć a ty mi jeszcze każesz zbierać jakieś gazety…Zawsze mogę, wywieźć małą do Włoch i nie zobaczysz jej… Skoro zrobiłeś mi to dziecko, to zajmuj się nim i mną i nie wychodź… Jak możesz zostawiać mnie samą. …Nawet nie myśl, żeby zrobić mi drugi. Nie zamierzam przechodzić przez to drugi raz.
-Paulina okłamywała mnie przez ponad sześć miesięcy- kontynuował, jednocześnie. —Musiała mieć, choć cień wątpliwości, że nosi nie moje dziecko. Chociaż nie. Ona musiała mieć pewność i kłamała z premedytacją. Pokochałem Agnieszkę. Miała być dla mnie najważniejsza i tylko dla niej byłem z Pauliną i znosiłem jej humory.
-Właśni Marek tu najważniejsza jest Agusia- wtrąciła matka, widząc w tym szansę. —I o niej powinniśmy myśleć przede wszystkim. Mówiłeś, że kochasz Agnieszkę i ciągle macie szansę stworzyć szczęśliwą rodzinę. Dla jej dobra powinniście być razem.
-Mamo chyba sama nie słyszysz, co mówisz- odparł zirytowany. —Miałbym być z nią po czymś takim?  Jest jeszcze Piotruś. Myślisz, że zostawiłbym swoje własne dziecko tylko, dlatego że sobie coś życzysz. A dla Agnieszki będę tylko wujkiem. Trudno będzie mi się przyzwyczaić, ale tak będzie.
-Zobaczymy, jak się urodzi Marek- odezwał się ponownie ojciec, przerywając spór. —Zrobi się test DNA i sprawa twojego ojcostwa będzie wyjaśniona. 
-Dokładnie tak zrobię tato, ale nie dlatego, żeby wam i Paulinie udowodnić prawdę tylko dla sądu na wypadek, gdyby przyszło jej do głowy wejść na drogę sądową.
-A jak oni się czują? -zapytał nieoczekiwanie Helena. —Mówiłeś o operacji i że dziecko musiało zostać umieszczone w inkubatorze.
-W miarę dobrze. Ula do domu wyjdzie tak za tydzień, a Piotruś za jakieś dwa- trzy tygodnie.



Następnego dnia Marek wybrał się do Uli. Rano zawitał tylko na chwilę do pracy, aby dać Maćkowi wytyczne i uprzedzić, że jedzie do Piotrkowa. Szymczyk wiedział też o wszystkim, to mógł wtajemniczyć go w swój wyjazd i uprzedził, co ma mówić na wypadek, gdyby Paulina pojawiła się w firmie. Paulina faktycznie pojawiła się, a Maciek bez zawahania opowiedział jej o pilnym wyjeździe Marka w sprawach Targów Mody.


Marek tymczasem przed dwunastą był już w Piotrkowie i z maskotką pod pachą poszedł do sali Uli.


-Myślałaś już, gdzie będziesz mieszkać, jak wyjdziesz stąd? -zapytał, gdy przywitali się i odwiedzili synka. —Ja chcę mieć was u mnie w domu.
-Marek, jak sobie to wyobrażasz? -pytała, spoglądając na niego wymownie. —Paulina i ja pod jednym dachem?
-Pauliny nie będzie z nami- wtrącił.
-Nie mogę odebrać dziecku ojca- mówiła zdecydowanie.
-Nie odbierasz, bo Agnieszka nie jest moja Ula- odparł, wprowadzając ją w zaskoczenie.  —Pamiętasz, jak powiedziałem ci przez telefon, że nie zawsze to, co wydaje się najlepszym rozwiązaniem, jest najlepsze? -pytał i opowiedział to, co Sebastianowi i rodzicom.
-Nieźle- podsumowała krótko. —A twoi rodzice, co na to?
-Na razie trudno im jest uwierzyć, że Agnieszka nie jest moja, ale wkrótce sami się przekonają, że mam rację. Wczoraj powiedziałem im też o tobie i Piotrusiu. Na początku jak było do przewidzenia, trudno było im uwierzyć i wszystko traktowali w kategorii wymigania się od obowiązków wobec Pauliny. Później bardziej się zainteresowali i cieszyli- mówił koloryzując nieco sprawę. 
-To dobrze. Bałam się, że będą problemy.
Paulina tymczasem zajęła się testowaniem opiekunek do dziecka. Sama nie zamierzała zajmować się nią i chciała wynająć kogoś odpowiedniego na stałe i całodobowo. Dobrzańscy postanowili też na razie nie mówić nic Paulinie o podejrzeniach Marka i Piotrusiu, bo stres i szok mógłby rzeczywiście przyspieszyć poród a takiego ryzyka nie chcieli mieć na sumieniu. Helena liczyła również ciągle w to, że i Agnieszka jest dzieckiem Marka i że gdy zobaczy maleństwo, to zmieni zdanie i wróci do Paulinki. To z Agnieszką był bowiem związany uczuciowo, mówił, że ją kocha i że Piotruś będzie tym drugim jego dzieckiem.


Zawiezienie Pauli do kliniki miało być ostatnią rzeczą, jaką zrobi dla niej. Później pozostanie tylko spakować jej rzeczy i odwieźć do swoich rodziców albo do domu Aleksa. Musiał też przygotować pokój dla Uli i synka. Choć ta nie była ciągle zdecydowana na zamieszkanie u Marka. Bała się bowiem jak będą patrzeć na to jego rodzice. Przez te dwa tygodnie Marek wyrywał się też do nich co dwa, trzy dni na parę godzin. 
Paulina na poród jechała zadowolona, bo była przekonana, że wszystko idzie po jej myśli.  Jej i Markowi towarzyszyła również i Dobrzańska.
-Zdecydowała się jednak pani teraz na cesarkę, a nie poczekać ze dwa tygodnie, jak sugerowałem na ostatniej wizycie- zagadnął ich młody lekarz, który pojawił się w jej sali. —Małej w brzuchu mamy jest dobrze i nie wiem, dlaczego doktor Małecki zgodził się na wcześniejszą cesarkę.  
- Paula co to ma znaczyć? – wtrącił zdecydowanie Marek. —Chcesz przyspieszyć poród i ryzykować zdrowiem Agnieszki?
- Marek ma racje- dodała i Helena. —Co cię w ogóle skłoniło do wybierania sobie terminu?
-Tak wyliczyłam jeszcze na początku ciąży, a lekarz we Włoszech potwierdził- tłumaczyła nerwowo. —Doktor Małecki nie widział też przeciwwskazań, a jest od pana panie doktorze starszy, bardziej doświadczony i wie lepiej czy już teraz mogę poddać się cesarce, czy poczekać- rzuciła w stronę lekarza. —Jestem też przygotowana psychicznie na to.
-Może zostawić nas pan samych? -zapyta Marek lekarza.
-Miałem poczekać Paula, aż urodzisz, ale skoro jesteśmy już w temacie i nie liczy ci się dobro własnego dziecka, to nie ma sensy zwlekać- zaczął po wyjściu medyka. —Doliczyłem się wszystkich tygodni i miesięcy i wygląda na to, że Agnieszka nie jest moją córką- dodał, wprawiając w konsternację.
-A niby czyja -odparła po chwili i zbita z tropu.
-Paula nie udawaj- mówił zirytowany. —Lekarz mówił, że powinnaś poczekać z porodem przynajmniej dwa tygodnie, to oznaczałoby, że w ciąży byłabyś jakieś dziesięć miesięcy. Okłamywałaś mnie przez te wszystkie miesiące. Całkiem świadomie. Nie wierzę, że nie wiedziałaś o tym. Powiedz w końcu prawdę Paula. Test DNA i tak by wszystko wyjaśni.
-Gdy zorientowałam się, że jestem w ciąży i powiedziałam ci o tym, to byłam przekonana, że jest twoje Marek- mówiła, kłamiąc i wiedząc, że jest na przegranej pozycji. —Dopiero po kolejnych badaniach okazało się, że jest inaczej. Ty w tym czasie zdążyłeś pogodzić się z faktem zostania ojcem i cieszyłeś się na dziecko.
-Trudno mi jest w to uwierzyć- odparł pewnie. —Musiałabyś pomylić się o ponad cztery tygodnie. Dlatego manipulowałaś terminem porodu i robiłaś wszystko, abym jak najmniej wiedział o przebiegu ciąży.
-Marek Paulina, źle zrobiła, ale to co mówi, ma sens- odezwała się i Helena.
-Bo tak jest- przytaknęła, podbudowana przychylnością Heleny. —Więzy krwi nie zawsze są też najważniejsze. Liczy się uczucie Marco i kto wychowuje. A ty je kochasz. Tak bardzo troszczyłeś się o nie, o nas- mówiła, patrząc na niego z fałszywym uśmiechem.
-Bo byłem przekonany, że jest moje. Z krwi i kości.
-Jesteście jeszcze młodzi, to możecie mieć kolejne dziecko- dodała Helena.
-Mamo Paula nie chce mieć więcej dzieci. Sama słyszałaś.
-Mogę urodzić kolejne, skoro tak ci zależy ci- odparła z niechęcią i nie zamierzając dotrzymać słowa.
-Obędzie się Paula. Mam już dziecko.
-To po co te wszystkie słowa, skoro Agnieszka ci wystarczy?
-Ja nie mam na myśli Agnieszkę tylko Piotrusia- oznajmił jej z nutą powetowania. —Ula dwa tygodnie temu urodziła mi syna. Chciałem poczekać, aż urodzisz, ale sama prosiłaś się, aby prędzej się dowiedzieć.   
-Chyba żartujesz- rzekła po chwili spowodowanej tym, co usłyszała.
- Nie Paula. I po jej terminie porodu doszedłem do prawdy. Skoro ona urodziła ośmiomiesięcznego wcześniaka, to nasze powinno być już na świecie. Gdyby nie to, to być może nigdy nie doszedłbym do prawdy i dalej wmawiałabyś, że jest moje.
-Robisz mi awantury, a sam nie jesteś lepszy- odparła przez zęby, bo hamowała się od wybuchu agresji i wyrzucenia z siebie co myśli o Uli. Była z nimi również Helena i nie chciała wyjść przed nią na furiatkę. —Jak wyobrażasz sobie teraz nasze życie? Może mamy mieszkać razem?
-Ja zamierzam zamieszkać z Ulą i Piotrusiem u siebie, a ty uderz do prawdziwego tatusia. Albo wróć do domu Aleksa.  I nawet nie myśl po porodzie wpisywać mnie jako ojca Agusi. Będę tylko dla niej wujkiem- mówił wszystko szybko i zdecydowanie.
-Twoja mama nie pozwoli ci usunąć nas ot tak z twojego życia- rzuciła równie pewnie. Prawda Helenko-? -pytała, szukając wsparcia. 
-Mama powinna przede wszystkim przekonać cię, abyś posłuchała lekarza i przełożyła poród- wtrącił, zanim odezwała się Helena. —Nie ma już sensu przyspieszać porodu, narażać dziecka i udawać, że to moje Paulino.
Przekonać Pauliny do przełożenia porodu nie udało się Helenie, bo choć nie powiedziała tego Dobrzańskiej, to chciała jak najszybciej pozbyć się ciężaru. Swoim uporem również straciła, to co wypracowała prędzej u niedoszłej teściowej. Żałowała również, że nie posłuchała Dobrzańskich i nie zgodziła się na szybki ślub z Markiem. Teraz tak łatwo nie uwolniłby się od niej i miałaby jakieś prawa. Marek jej wyborem zaś się nie przejmował i ze spokojem pakował rzeczy jej i dziecka.


 Jeśli ktoś znajdzie błędy, to piszcie w komentarzu. Nie mam siły sprawdzać. Dobranoc.

sobota, 23 lutego 2019

Skazani na miłość cz. 14




Ciąża zarówno Pauliny, jak i Uli rozwijała się prawidłowo. Z tą różnicą, że Paulina korzystała z prywatnych klinik, a Ula była pod opieką lekarki z przychodni w Piotrkowie Trybunalskim. U ciotki Ali wiodła też spokojne życie. Ciocia miała swój dom obok restauracji, to do pracy praktycznie nie musiała wychodzić. Mogła też liczyć na ciocię, kiedy dolegliwości z ciążą dawały się jej we znaki. To ona zaspakajała jej zachcianki, przynosiła jedzenie i herbatę do łóżka w gorsze dni, dbała o dobry nastrój, poprawiała poduszki, rozmawiała i pocieszała.



Smutno było jej tylko w chwilach, gdy z gabinetu lekarskiego wychodziły pary trzymające się za ręce, a ona była tam sama. Nie wiedziała też nic na temat chorób dziedzicznych, a o co pytała lekarka. Tym jednak postanowiła się nie martwić, bo spokój był jej potrzebny. Gdy po jednej z kolejnych wizyt dowiedziała się, że będzie to chłopiec, postanowiła, że da mu imię Piotr po wuju. Poród zaś zaplanowany miała na drugą połowę czerwca.  Do Rysiowa natomiast postanowiła zajeżdżać tak często, jak się dało.  Ciągle swojego stanu też nie dałoby się ukrywać, to Cieplak pomału oswajał otoczenie. Tylko z wyjazdami do Warszawy ograniczała się, a jeśli już musiała jechać, to omijała okolice firmy. Kontaktu z firmą tak do końca jednak nie zerwała, bo Maciek tam pracował i miała również stały telefoniczny kontakt z Wiolettą. To od niej  dowiadywała się o wszystkich plotkach z firmy, jej relacjach z Sebastianem, pracy z Maćkiem i o ciężkim życiu Marka z Pauliną. Od Maćka również sporo wiedziała na ten temat i pomimo tego, że tak ohydnie postąpił wobec niej, to było jej czasami żal Marka. Według  słów Szymczyka i Wioletty Paulina pojawiała się ciągle w firmie i sprawdzała, czy jest. Gdy nie mogła pojawić się do dzwoniła na firmowy numer i ściągała pod byle pretekstem do domu.  Próbowała również przekupić Maćka, aby ten mówił jej, co robi Marek podczas jej nieobecności. Któregoś dnia nawet rzuciła się na Kamilę narzeczoną Maćka. Dziewczyna była już w widocznej ciąży, rozmawiała z jej Markiem i Febo z góry założyła, że to dziecko Marka. Z samych kontaktów z Markiem tak całkiem nie mogła zrezygnować, bo mogłoby się wydawać to dziwne. Mieli swoją inwestycję w remoncie i choćby o tym trzeba było porozmawiać. Były to jednak tylko kontakty telefoniczne, a spotkać się mieli dopiero w lipcu na otwarciu ośrodka.
 Życie z Pauliną w ciąży, tak jak przewidywał Marek, okazało się ciężkie. Febo od początku narzekała na nudności, tycie, puchnięcie stóp. Chodziła również ciągle zestresowana, zdenerwowana i niezadowolona. Z góry zastrzegła też, że nie zamierza starać się w przyszłości o rodzeństwo.  Zaczęła również swój szantaż, że wywiezie dziecko do Włoch. W takich chwilach Marek włączał dyktafon i wszystko skrupulatnie nagrywa. W dodatku jej plany na prowadzenie ciąży we Włoszech się nie powiodły.  Dobrzańscy i Marek bowiem zgodnie twierdzili, że jej częste wyjazdy do Włoch są bezsensowne, bo i w Warszawie są dobrzy lekarze, a ciągłe loty mogą tylko zaszkodzić dziecku. Od połowy ciąży musiała więc przejść pod opiekę polskiej służby zdrowia. Znalazła dobrą prywatną klinikę i już na pierwszej wizycie ustawiła sobie daty po swojej myśli. Całego zaległego miesiąca ciąży nie dałoby się nadrobić, ale dwa tygodnie już tak. Później jak była przekonana Marek, nie doliczy się i nie będzie pamiętać, jak to było jesienią. Sam poród podobnie jak w przypadku Uli planowo miała mieć w drugiej połowie czerwca, ale swoją cesarkę przyspieszyła o dwa tygodnie. Do lekarza z obawy, że może coś się wydać, to również sama chciała chodzić. Marek uparł się jednak, bo chciał usłyszeć bicie serduszka maluszka i widzieć na monitorze swoje dziecko, to musiała ustąpić. Niezadowolona była nawet z faktu, że ma się urodzić dziewczynka, a nie chłopiec. Głównie chyba dlatego, że przekonana była, że Marek wolałby syna na przedłużenie rodu Dobrzańskich nazwiskiem. Dla niego jednak nie miało to znaczenia, bo chciał, aby było zdrowe. Imiona Agnieszka Helena również wybrała, aby schlebić Dobrzańskim.  Marek musiał jej też wiele razy ustępować i praktycznie zrezygnować z wyjść do klubu. Kochał jednak tę małą istotkę to wszystko, to znosił. W jednym by tylko nieustępliwy i nie zamierzał dzielić z nią sypialni ani poślubić.

Całkiem inaczej Markowi wiodło się w pracy. Podpisał nowe kontrakty, Pshemko stworzył kolejną wiosenną kolekcję, a Maciek dobrze się spisywał i nie miał powodów, aby mieć do niego pretensje. Nawet Wioletta podciągnęła się w pracach biurowych. W międzyczasie jeździł sprawdzać, jak przebiega remont. Maciek również czasami mu towarzyszył, bo było to w interesie Uli.  Przy okazji tych wizyt odwiedzał panią Więcek. (To były te okolice) Wychowawczyni szybko też dowiedziała się o tym, że zostanie ojcem.
-Honorowo byłoby poślubić Paulinę- mówiła w czasie spaceru. — Jednak w tym, co mówisz, jest sporo racji. Nie można być z kimś na siłę i żeby spełnić oczekiwania rodziców. Nie te czasy na aranżowanie małżeństw.
-Dobrze słyszeć pani profesor- odparł. —Szkoda, że moi rodzice nie są tak niereformowani.
-Może powinieneś znaleźć sobie kogoś, aby dali ci spokój? -pytała.
-Obawiam się, że dla nich istnieje tylko jedna synowa- stwierdził ironicznie. Ze wszystkimi jej wadami.
-Pamiętam twoją mamę z czasów, jak przychodziła na wywiadówki- mówiła klarownie wychowawczyni. —Zawsze miała wysokie cele i chciała narzucić swoje zdanie. Nawet jeśli chodziło o wybór schroniska na szkolną wycieczkę. Chciała wybierać te najdroższe miejsca, pomimo tego, że części klasy nie było stać.
- Pamiętam – odparł z niechęcią na wspomnienie. —Uchodziłem później za mięczaka i maminsynka.
-Może ja spróbuję porozmawiać z nią Marek i przekonać, że nie ma racji- zaproponowała. —Wtedy udało się przemówić jej do rozumu.
-Miło, że pani chce pomóc, ale teraz to raczej nie pomoże. Nie liczą się dla niej żadne argumenty.
Pod koniec kwietnia Ula w towarzystwie Maćka, Kamili i cioci Ali również pojechała sprawdzić, jak przebiegają prace remontowe. Mogła zrobić to bez obawy, że spotka tam Marka, bo ten była na wyjeździe w Niemczech.  Z miejsca wyjechała jednak chwilę prędzej niż Szymczyk.
W majowy weekend Marek pojawił się u wychowawczyni ponownie. Ta zaś opowiedziała mu o weekendowej wizycie na terenie ośrodka jakiegoś chłopaka w towarzystwie dziewczyny w ciąży.



-Myślałam na początku, że to Ula, ale gdy obeszłam budynek, to okazało się, że to jakaś Kamila- opowiadała.  —Tak mówił do niej ten chłopak. Później okazało się, że się znacie.
-Tak wiem, Maciek mówił mi o spotkaniu z panią- odparł, nie przywiązując słów do tego, że mogła być to Ula. — A Ula ciągle u cioci mieszka.
-Dla mnie to trochę dziwne- mówiła wymownie.  —Tu ma rodzinę, a zachowuje się, jakby uciekała. Źle postąpiłeś, wykorzystując jej naiwność i swój urok, ale i ona teraz nie postępuje uczciwie. Oboje jesteście jacyś dziwni. Zachowujecie się, jakby dzieliły was dwie półkule, a nie sto kilometrów z hakiem.
-Niby tak. Tylko Ula chyba ciągle nie chce mnie oglądać- usprawiedliwia się trochę kiepsko.
- A ja żałuję, że do Uli nic nie poczułeś. Nie byłoby teraz problemów z Pauliną.
-Serce nie sługa- odparł. —I bardziej do przyjaźni nam było.
-Nie wiesz o tym, że przerodzenie się przyjaźni w miłość może zaowocować udanym i trwałym związkiem? -pytała.
-Chyba tylko w filmach, pani profesor- wymruczał.

Tydzień po tej rozmowie Marek wracając z Częstochowy, mijał Piotrków. Było już popołudnie, to postanowił zjeść tam obiad. Nie zamierzał też zatrzymać się w pierwszej lepszej restauracji ani wybierać spośród tych najlepszych tylko pojechać do tej konkretnej, gdzie pracowała Ula. Na miejsce łatwo było mu trafić, bo znał nazwę restauracja u Ali i Piotra i pozostało mu tylko znaleźć w Internecie adres i włączyć nawigacje.  Po dwudziestu minutach parkował już przed restauracją.  Jego przyjazd zaś z okna dostrzegła Ula. Na dłuższe wyjaśniania cioci czasu nie było, to powiedziała jej, tylko aby sama zajęła się gościem mówiła, że jej nie ma i absolutnie nie zdradziła się o ciąży. Zadanie, choć wydawało się jej dziwne, to postanowiła posłuchać bratanicy i zająć się osobiście gościem.
-Pan musi być Markiem Dobrzańskim- zagadnęła, gdy tylko wybrał stolik i zanim kelnerka pojawia się obok. —Znam pana, bo Ula moja bratanica opowiadała o panu, a prasa plotkarska ciągle publikuje pana zdjęcia.
-To właśnie ja i właśnie wpadłem do Uli. Mógłbym zobaczyć się z nią?
-Pojechała pochodzić trochę po górach- odparła, próbując brzmieć wiarygodnie. —Ostatnie miesiące ciągle tylko pracą żyła. Wie pan po śmierci męża, tylko ona zajmowała się interesami. Ja nie miałam o tym pojęcia i wdrażała mnie pomału.
-Szkoda, że jej nie ma- odparł, nie przeczuwając podstępu. —Nie widzieliśmy się parę miesięcy. Co pani mi poleca? -zapytał, spoglądając na kartę dań.
-Krupnik jak u mamy oraz pierogi z cielęciną i grzybami specjał Uli. A na deser jabłecznik z lodami malinowymi.
Po odjechaniu Marka Ula była już zmuszona odwołać historię o kontrahencie i powiedzieć cioci prawdę o ciąży, Marku i Paulinie. Zwłaszcza że Marek obiad zjadł w towarzystwie cioci i zrobił na niej jak najlepsze wrażenie. Ciotka obiecała też, że nie zdradzi ją przed ojcem, chociaż uważała, że ukrywanie prawdy przed jej bratem, jak i Markiem jest nierozsądne i nieetyczne. Wieczorem zaś dla niepoznaki zadzwoniła do Marka i podziękowała za wizytę w restauracji.

Początek maja przywita Paulinę niespodzianką, bo po dwutygodniowym pobycie z Heleną nad morzem w firmie za pulpitem ochrony dojrzała Bartka Dąbrowskiego.



Długo nie słyszała o nim i myślała, że odpuścił. Teraz był już po procesie i tak jak przewidywał, to jej adwokat dostał wyrok w zawieszeniu.  Jego wybór miejsca pracy też nie był przypadkowy, bo chciał być blisko niej i sporo już wiedział na temat tego, co się dzieje w jej życiu i rodziny.
- Zamierzam rozpocząć nowe życie Paulinko- rzekł jej przy pierwszym spotkaniu. —Pracę już ma tylko potrzebuje miejsca, gdzie mógłbym zamieszkać.
-Wylecisz z niej w tydzień- wysyczała.
-Nie sądzę. Coraz więcej tracisz. Szef zobaczy jedno nasze zdjęcie i będzie podejrzewać, że dziecko jest nie jego. A ja na razie dużo nie wymagam. Słyszałem, że dom po twoim braciszku stoi na razie pusty i marnieje.
-Mam ci go dać? Chyba żartujesz. Wart jest ze dwa miliony.
-Na razie wynajmiesz. Nieodpłatnie. Rachunki będę ci podrzucał. Teraz to twoja ostatnia szansa Paulino. Ja niczym nie ryzykuję. Najwyżej pójdę siedzieć. Jeszcze ta sprawa z Mario jest dość ciekawa. Jak to napisałaś. Chwila seksu ze mną nie jest tego warta? -pytał, przytaczając jej list (część 7 styczeń końcówka). Ciekawy jestem, kto jest ojcem twojej córeczki.
-To jest dziecko Marka- odparła pewnie.
-Skoro tak mówisz, to nie wnikam. Gdyby jednak dowiedział się o jakimś tam Mario i o nas przyjemnie nie byłoby. Mogę podkoloryzować nasze spotkania Paulinko. Rozmawiałem już parę razy z szefem i to miły gość. Szkoda byłoby go, aby związał się z kimś takim.  Nikt nie chciałby narzeczonej puszczalskiej. 
-Niech ci będzie. Wynajmę ci dom Aleksa- mówiła z rozdrażnieniem, bo nie lubiła przegrywać. —Potrzebuję teraz spokoju. 
-Tak myślałem, że się dogadamy- odparł z satysfakcją Dąbrowski.
Po porodzie zapłacisz mi za wszystko i za swoje słowa. Znajdę sposób, aby raz na zawsze usunąć cię z mojego życia. Możesz być tego pewny- myślała odchodząc

Koniec maja dostarczył Uli zmartwień. Dostała bowiem gorączkę, wymiotowała i odczuwała inne niż dotąd bóle brzucha. Zaniepokojona objawami poszła od razu na ostry dyżur. Tam po badaniach skierowali ją na oddział ginekologiczny. Po kolejnej godzinie i szczegółowych badaniach chirurga dowiedziała się, że ma ostre zapalenie wyrostka robaczkowego i konieczna będzie operacja i cesarka.
-Jak operacja? – pytała, spoglądając z niepokojem na obu lekarzy. —W moim stanie?
-To ósmy miesiąc i dziecko śmiało może przyjść na świat zdrowe -uspokajał ten drugi. —Pani wie, że i mniejsze dzieci przychodzą na świat, a zwlekanie z operacją tylko pogorszy sytuację i pani i dziecka.
Krótki czas, który pozostał jej do operacji, wykorzystała na przemyślenia. Wszystko, co się teraz działo uważała za karę za swoje postępowanie i kłamstwa. Obiecała sobie też, że jak tylko dojdzie do siebie, to zadzwoni do Marka i poprosi o spotkanie.
Operacja Uli przebiegła bez komplikacji, a i dziecko jak na swoje miesiące urodziło się w miarę zdrowe. Maluch ważył 2200 i mierzył 45 cm. Musiał jednak trafić do inkubatora na parę dni, a Ula pozostać na sali pooperacyjnej. Gdy była już w miarę przytomna, to pielęgniarka przyniosła jej zdjęcie synka. 


 Dwa dni później próbowała dzwonić do Marka. Nie wiedziała jednak, co miałaby mu powiedzieć, to postanowiła, że napisze list.  

Tymczasem do F&D z okazji Dnia Dziecka tuż przed godziną dziewiątą zawitała wycieczka.
-Ja tu kiedyś byłam- usłyszał głos dziewczęcy. —Ulcia moja siostra tu kiedyś pracowała i gdy mieli zdjąć mi gips z ręki, to przyjechałam tu z nią.
-Kłamiesz Betti- usłyszał w odpowiedzi oskarżycielski głos innej dziewczynki.
-Nie kłamię- protestowała ta pierwsza.
-Ty jesteś Beatka- wtrącił, Marek zwracając się wprost do niej i podając rękę na przywitanie. —Pamiętam cię ze zdjęcia, które stało na biurku Uli.
-Widzisz Oliwko- rzuciła do koleżanki z małym triumfem. Pan mnie pamięta. To jest pan Marek i tu rządzi.
-Dokładnie tak. Nazywam się Marek Dobrzański, jestem tu prezesem i razem z panem projektantem Przemko oprowadzę po firmie. A co u Uli? – zapytał Cieplakównę.
-Jest w szpitalu. Musieli wyciągnąć jej z brzucha robaka i dzidziusia.
-Jak dzidziusia? Ula urodziła? -podpytywał.
-Synka Piotrusia. Miał urodzić się na wakacje, ale pochorowała się i musiało urodzić się teraz.
-I Ula jest teraz tu w Warszawie- ni to zapytał, ni stwierdził.
-Nie. Ciągle u cioci- odparła grzecznie.
 Dłużej o nic nie musiał pytać, bo wystarczyło tylko policzyć. Zrozumiał również jej ucieczkę i unikanie spotkań. Maciek również dziwnie zachowywał się, gdy pytał o Ulę.  Dzieci zostawił więc pod opieką projektanta oraz Wioletty i nie dzwoniąc do Uli, pojechał prosto do Piotrkowa Trybunalskiego. Tam skierował się prosto do jej cioci. Nie musiał nawet dużo mówić, bo kobieta powiedziała mu, że Ula przebywa w szpitalu wojewódzkim imienia Kopernika na ulicy Rakowskiej.
Na jego wizytę Ula była przygotowana, bo ciocia zdążyła ją uprzedzić. Mogli nawet porozmawiać swobodnie , bo dwie inne chodzące pacjentki były na korytarzu, a sala była ogólna i był to czas odwiedzin.
-Przepraszam Marek, że ci nie powiedziałam- rzekła słabym głosem, gdy tylko pojawił się w drzwiach.
-Dlaczego Ula? -zapytał, siadając i biorąc za rękę. —Bałaś się, że się wyprę?
- Nie- wtrąciła. —Bałam się Pauliny i jej reakcji. Nie twojej. Ona nigdy nie zaakceptowałaby drugiego twojego dziecka.
-I, gdyby nie Beatka nigdy bym się nie dowiedział?
- Chciałam tak zrobić- odparła szczerze. —Kiedy jednak dowiedziałam się, że mam wyrostek pomyślałam, że to kara i obiecałam sobie, że zadzwonię i powiem ci prawdę. Przysięgam Marek. Nie wiedziałam tylko co mam ci powiedzieć.  Dlatego napisałam ci list i dzisiaj rano dałam cioci do wysłania- mówiła niemal z płaczem.
-Wierzę ci. A Piotruś jak się czuje?- pytał, głaszcząc dłoń z podpiętą kroplówką.
-Jak na wcześniaka dobrze. Tu masz zdjęcie- mówiła, podając mu swój telefon.  —Możesz zobaczyć go też przez szybę. Pielęgniarka cię zaprowadzi.
-Śliczny- mówił z łzami w oczach. —Mam syna -dodał, tak jakby dopiero do niego to dotarło. —Zaopiekuję się nim i tobą Ula- zapewniał. —Nie będziesz musiała już więcej ukrywać się ani uciekać. Będzie prawowitym moim synem.  Już je kocham.
- Czyli nie masz już żalu? -dopytywała.  
- Nie mam, bo cię rozumiem Ula. Paulinę stać na wszystko.  I dziękuję, że je urodziłaś.
-Inaczej nie mogłabym postąpić. A Paulina urodziła już? Od Maćka słyszałam, że będzie dziewczynka.
-Nie. Ma jeszcze parę dni do cesarki- odparł, przyglądając się ciągle w zdjęcie.
W szpitalu został do popołudnia. Poszedł obejrzeć synka i do sklepiku po owoce, soki i wodę dla Uli. Obiecał również, że pojawi się u niej za parę dni.

Wieczorem wrócił do Warszawy, ale zamiast do domu pojechał do Sebastiana. Już prędzej przez telefon nakreślił mu z grubsza sprawę, to przyjaciel był przygotowany na nowiny.
-Jeszcze raz gratuluję stary- mówił, obejmując go i poklepując przyjaźnie po plecach.  — Niezły z ciebie ogier. Dwójkę dzieci spłodzić w jednym czasie.
-Właśnie Seba, że jest coś nie tak z Pauliną- odparł, gdy usiedli. —Myślałem nad tym w drodze powrotnej. Skoro Ula urodziła miesiąc przed terminem, to Paulina powinna również już rodzić, a nie za dwa tygodnie. Po tym, jak byłem z Ulą, nie tknąłem Pauliny. Jestem tego pewny. A i prędzej trochę czasu było, że nic nie było.
-Czyli myślisz, że tylko zrobiła z ciebie tatusia.
-Dokładnie. Na razie nie mogę nic mówić ani zrobić. Muszę mieć dowody.  Nie chcę też, aby Paulina przeżyła szok przed porodem. Mogłoby to zaszkodzić dziecku. Niezależnie czy jest moje, czy nie.  Jednak, gdy tylko urodzi się, zrobię badania DNA. I pamiętaj Seba, tak jak mówiłem. Nikomu ani słowa. Zwłaszcza Wioli. 


środa, 20 lutego 2019

Skazani na miłość cz. 13


Decyzja Uli, o pozostaniu u cioci, pokrzyżowała plany Markowi na szczerą rozmowę. Uszanował jednak jej decyzję i obiecał, że przez ten czas zajmie się znalezieniem odpowiedniej ekipy remontowej. W tym miał pomóc mu Sebastian, który spłacał właśnie ostatnią ratę kredytu za mieszanie i miał dołożyć się w końcu do wspólnego przedsięwzięcia. Marka cieszył również fakt, że z rozmowy telefonicznej nie wyczuł od niej dużego chłodu i dystansu. U ciotki Ula miała natomiast sporo wolnego czasu na przemyślenia i postanowiła, że nie będzie już tak uległa i naiwna tylko zdecydowana. Zwłaszcza w sprawie Maćka. Powrót do firmy był jednak dla niej nieprzewidywalny i wszystkie jej palny legły w gruzach.
-Marka nie ma- oznajmiła jej Wioletta, gdy przywitały się i zajrzała do gabinetu szefa. —Pewnie ciągle kaca leczy.
-Co to znaczy ciągle leczy?- dopytywała.
-To ty nic nie wiesz- mówiła szeptem. —Marek zostanie tatusiem.
-Jak tatusiem. Z kim?
-Okazało się, że Paulina w ciąży jest.
Słowo ciążą podziałało na nią elektryzująco. I to nie tylko ze względu na Paulinę, ale sama próbowała przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz miała te dni. Po szybkiej analizie stwierdziła, że było to jakieś półtora miesiąca temu.
-I to nie ze szczęścia pije Ula. Sebulek mówi, że jest załamany- kontynuowała Wioletta.
-A Paulina? -zapytała, aby coś powiedzieć.
-Teraz poleciała znowu do Włoch. Tak na dwa tygodnie. Aleks ma mieć proces.
-Muszę jeszcze wyjść na chwilę- odparła jej. —Na pocztę- skłamała na doczekaniu. —Miałam wysłać ciotce list priorytetem.
Zamiast na pocztę poszła do apteki i dla pewności kupiła od razu dwa test ciążowe. Ze zrobieniem testu nie czekała i pobiegła do toalety.  Po przeczytaniu ulotki i zrobieniu co musiała czekała z niecierpliwością na wyniki. Te zaś były pozytywne. Na powrót do biura nie była na razie gotowa, to poszła do parku pomyśleć.



I co teraz Ula? Mam iść do Marka i powiedzieć Marek zaliczyliśmy wpadkę. Również jestem w ciąży.  Albo Marek będziesz podwójnym tatusiem.
Jednego była pewna, że jeśli wszystko potwierdzi się u lekarza, to nie może powiedzieć Markowi o dziecku i musi zniknąć z jego życia. Dla swojego dobra i dziecka. Zwłaszcza Paulina nie może się o niczym dowiedzieć, bo zrobi z jej życia i dziecka piekło. Co do Marka była spokojniejsza i pewna, że nic by jej nie groziło i uznałby dziecko, ale ryzyko ze strony Pauliny byłoby spore. Nie mogłaby też spokojnie patrzeć na Paulinę i Marka, którzy za poparciem i błogosławieństwem Dobrzańskich wkrótce staliby się pewnie małżeństwem albo parą. Ona zaś byłaby tą drugą z bękartem.
 Z rozmyślań wybił ją telefon od Wioletty.  
-Budujesz pocztę czy znaczki drukujesz? -pytała. —Masę czasu cię nie ma, a Marek czeka na ciebie.
Spotkanie z Markiem było trudne, ale musiała stawić temu czoła.
-Gratuluję Marek- rzekła na przywitanie.
-Ula wiem, że dziecko to dar, ale nie z Pauliną- odparł wyraźnie załamany.
-Byliście ze sobą tyle czasu i sypialiście, to można było przewidzieć, że mogą być z tego konsekwencje.
-Musiał się to stać ostatnim razem. Nie byłem z Pauliną od ponad dwóch miesiąc- mówił usprawiedliwiająco.
-Zdarza się Marek- odparła.


O ciąży Paulina dowiedziała się w czwartek. Czuła się źle, miała mdłości, to poszła do lekarza. Ten od razu podejrzewał ciążę i skierował na badanie krwi i USG. Po godzinie w czasie badania lekarka z uśmiechem oznajmiła jej, że jest w ósmym tygodniu ciąży.
-To niemożliwe- rzekła po pierwszym szoku. —Brałam regularnie tabletki.
-Czasami nie skutkują- tłumaczyła doktor Jaworska. —Wymioty, inne tabletki, stres, mała przerwa w braniu powodują, że przestają działać.
-Fakt był czas, gdy wymiotowałam i brałam jakieś leki- mówiła, mając na myśli okres, gdy spotykała się z Bartkiem i zabierał ją do podejrzanych knajp.  Po jednym takim wyjściu struła się i wymiotowała.
-I to mogło spowodować, że tabletki antykoncepcyjne przestały działały- odparła lekarka, potwierdzając swoje niedawne słowa.
Fakt bycia w ciąży był zdecydowanie jej nie na rękę. Nigdy nie miała instynktu macierzyńskiego i jeśli kiedyś miała takie plany, to tylko raz zamierzała zostać matką i to dla zaspokojenia marzeń Dobrzańskich o wnukach i Marka o byciu ojcem. Teraz sprawa była o tyle skomplikowana, że doskonale wiedziała, że nosi w sobie dziecko Mario, a nie Marka. Jeśli jednak, jak szybko pomyślała znajdzie odpowiedniego lekarza, to da się w terminach namieszać. Zwłaszcza że zamierzała leczyć się we Włoszech, mieć kartę ciążową w języku włoskim z której Marek wiele by nie rozumiał. Tym sposobem chciała również zemścić się na Marku i ziścić marzenia o byciu panią Dobrzańską.  Mario, był również podobny do Marka, co było kolejnym atutem jej planu. Tak jak to, że uciekł z Włoch i że nic nie wskazywało na to, aby wrócił.



Marek o tym, że zostanie ojcem, dowiedział się w czwartek wieczorem. Paulina nieoczekiwanie zadzwoniła do niego i ściągnęła do rodziców na kolację pod pretekstem Aleksa i jego problemów.
-To, co masz tak ważnego? – zapytał, zanim usiedli do stołu. — Oby nie była to kolejna próba przekonywania mnie do powrotu.
-Mam niespodziankę Marco. Zostaniesz ojcem- odparła z satysfakcją. —A wy dziadkami- dodała z uśmiechem do Heleny i Krzysztofa. —Byłam dzisiaj u lekarza i wszystko potwierdził. Mam nawet wydruk z USG- mówiła, podając Markowi wydruk.
-Żartujesz? -zapytał z kamienną miną.
-Możemy poczekać, aż urośnie mi brzuch Marco- wysyczała ze złością.
-To wspaniała wiadomość- odezwała się Helena, całując w policzek. —Tyle czasu czekaliśmy na taką chwilę.
-Serdeczne gratulacje- dodał Krzysztof.
-Dziękuję wam- mówiła z uśmiechem. —Będzie tak, jak marzyliśmy Marco- dodała, głaszcząc go po policzku i zmieniając minę twarzy na triumfalną. —Nawet niebiosa są po naszej stronie i chcą widzieć nas razem.
-Muszę się przewietrzyć- odparł, odsuwając się od niej i przez gardło.
Po wyjściu od rodziców pojechał do sklepu i kupił pół litra czystej.  Pół godziny później pojawił się u Sebastiana.  
-Stary, Paula powiedziała mi właśnie, że jest w ciąży- rzekł od drzwi. —Tyle lat i nic, a teraz, gdy uwolniłem się od niej taka wpadka.
-Marek brałeś coś? -zapytał, przyglądając się mu uważnie.
-Chciałbym. To już koniec Seba. Ona nie da mi teraz żyć. Muszę zapić się, choć na chwilę. Każda lepsza niż….
-Niż Paulina- dodał kadrowy.
Nazajutrz do pracy Marek w dobrej kondycji nie przyjechał i musiał skorzystać z pomocy Sebastiana. W dodatku w biurze zastał swoich rodziców.
-Co was sprowadza? - zapytał bezczelnie.
-To chyba zrozumiałe- odparł ojciec.
-Zajmę się nim- wtrącił. —To mogę wam obiecać.
- Nie masz zająć się nim tylko zachować jak mężczyzna i ożenić się z Pauliną- rzekł stanowczo ojciec.
-Nie kocham jej.
-Ale będziecie mieć dziecko- odparła z uwydatnieniem Helena.  —Chcesz, aby miało tatusia na godziny.
-Nie na godziny, bo będę spędzał z nim sporo czasu. Paula może nawet na początku zamieszkać ze mną.
-A później odstawisz, gdy przyzwyczai się do miejsca i życia- mówiła rodzicielka.  
-Wczoraj zachowałeś się podle- odezwał się ponownie ojciec. —Wychodząc i nie wracając. Paulina popłakała się po twoim wyjściu. Wyczuła, że nie chcesz tego dziecka.
-Nie chodzi mi o dziecko tylko o życie z Pauliną tato- wtrącił. —Nie chcę do niego wracać. Mam przysięgać jej miłość, wierność, uczciwość małżeńską i że nie opuszczę jej aż do śmierci, kiedy w żadnym punkcie nie będzie to uczciwe- dodał, cedząc słowa   
-To chociaż ślub cywilny na początek weź pod uwagę- zasugerowała matka. —Dziecko będzie mieć porządek w papierach, zabezpieczenia na przyszłość.
-Zabezpieczyć się to powinienem głównie ja i intercyzę spisać- wymruczał trochę do siebie.
-Przede wszystkim to powinieneś porozmawiać z Paulinką- odparła mu zdecydowanie. 
-Tyle chyba możesz zrobić dla niej i nas- dodał ojciec.
-Jutro wieczorem będę- obiecał. —Ale nie, dlatego aby mówić o ślubie tylko o dziecku.
-Całe życie zamierzasz być kawalerem?- zapytała jeszcze matka. 
-Lepsze to niż życie z Pauliną mamo- odparł.
 Z misji Dobrzańskich Paulina do końca zadowolona nie była, bo myślała, że usłyszy o jakichś konkretnych deklaracjach Marka. Tym na razie nie zamierzała się mocno przejmować. Zwłaszcza że Dobrzańscy obstawali za szybkim małym ślubie, a ona marzyła o ślubie królewskim w katedrze z masą gości i bez ciążowego brzucha. Chciała również poczekać, aż sprawy z Aleksem się wyjaśnią i żeby mógł być na jej ślubie. Na razie miał jej wystarczyć powrót do życia Marka. Później, jak planowała jej kartą przetargową będzie ich dziecko i w razie problemów będzie mogła zagrozić mu, że wywiezie je do Włoch.
Marek również miał nad czym myśleć i w jego głowie układał się plan.  Zamierzał zamieszkać przynajmniej na jakiś czas z Pauliną i nagrywać ich rozmowy i to co się dzieje w domu. Znając ją, to wiedział, że prędzej czy później będzie narzekać na ciążę, dziecko i że w przyszłości może to posłużyć mu nawet w pozbawieniu jej albo ograniczeniu praw rodzicielskich.



Następnego dnia tak jak obiecał, pojawił się wieczorem u rodziców i choć miał przeciwko sobie trzech przeciwników postanowił nie poddawać się i mieć coś do powiedzenia. Pierwszy sukces i ku jego zdziwieniu z poparciem matki odniósł, gdy Paulina zaproponowała wyprawienie przyjęcia świątecznego i oznajmieniu na nim, że wrócili do siebie i spodziewają się dziecka. Szybko jednak wybił jej ten pomysł z głowy argumentując, że będzie to okres gryp i przeziębień i nie będzie ryzykował zdrowia dziecka dla jej zachcianek. Równie dobrze poszło mu, gdy wynika sprawa wspólnego zamieszkania. Marek zgodził się, ale z góry uprzedził, że on będzie zajmował się finansami domowymi i dziecka, a jej wydatki to jej sprawa. Febo nie mogła też powstrzymać się od złośliwości.
-Długo nie cieszyłeś się wolnością- rzekła mu z wyniosłością, gdy zostali sami.
-A ty dużo nie ugrałaś- odparł, nie dając się sprowokować. —Nawet mama skrzywiła się na twoje plany o przyjęciu na dwieście osób.
-Jeszcze zobaczymy Marco, kto postawi na swoim- odparła, ale mniej pewnie.
-Zobaczymy czy zobaczymy- rzekł jej, patrząc w twarz.
W niedzielę rano, choć Dobrzańscy byli temu przeciwni, to poleciała do Włoch.

Na rozmyślania o swoim stanie i co dalej Ula miała czas w domu. Jednego była pewna, że musi wyjechać, zanim wróci Paulina. Nawet pomimo tego, że Marek mówił, że nie zamierza żenić się z Pauliną, tylko zająć się dzieckiem. Znała bowiem Paulinę i wiedziała, że z pomocą Dobrzańskich prędzej czy później dopnie swojego. Rodzinie również musiała powiedzieć coś o swoim stanie. Z tym postanowił jednak poczekać i najpierw porozmawiać z Markiem. Z tym z kolei nie czekała i już następnego dnia dała mu wypowiedzenie z pracy.
-Ula, jak odejść? - pytał, spoglądając to na nią to na dokument. —Jeśli chodzi o tę sprawę sprzed twojego wyjazdu to …
-Nie o to chodzi- wtrąciła. —Nie miałabym życia przy Paulinie- argumentowała ani moje dziecko- dodała w myślach. —I dla dobra waszego dziecka i naszego powinnam zniknąć stąd. Nie powinna denerwować się, widząc mnie a ja ją.  Postanowiłam pojechać do cioci i pobyć z nią dłuższy czas.
-Ula nic ci nie grozi, a ja będę cię bronił- przekonywał. 
-Przede wszystkim powinieneś dbać o spokój Pauliny- argumentowana.
- A co z naszą inwestycją? -zapytał zbyt dosadnie. — Zostawiasz mnie z tym.
-Więc tylko o to ci chodzi- odparła z rozczarowaniem.
-Ula oboje sporo zaryzykowaliśmy- próbował wyjść z sytuacji.
- Możesz spać spokojne. Nikt się nie dowie. Mam tylko warunek. Maciek zajmie moje miejsce w F&D. Potrzebuje dobrej pracy. Ma ślub w planach, a jego narzeczona jest w ciąży. Przez najbliższe miesiące będzie też zajmował się tymi sprawami za mnie.  Remont potrwa do lata i potrzebna nie będę. A na wypadek jakby coś się działo, to są telefony i Internet.
-Czyli jak rozumie nie mam wyjścia- odparł z rozgoryczeniem. —Muszę zgodzić się na twoje odejście z pracy i Maćka.
-Musisz -odparła.
Pięć minut później Marek pojawił się w biurze Olszańskiego.
-Seba, jak się wali to wszystko na raz- mówił od drzwi. —Ula odchodzi z pracy i tego całego Maćka na swoje miejsce każe mi zatrudnić.
-Ma pazurki dziewczyna- stwierdził jakby z podziwem. —Można było się jednak tego spodziewać. Po tym, co słyszała i zrozumiała postąpiłbym tak samo.
-Tylko że ona nie odchodzi z mojego powodu tylko z Pauliny. Nie chce, aby denerwowała się jej widokiem.
- Cała Ulka- odparł z kolejnym respektem. —Mało kogo byłoby na coś takiego stać. Widać, że ma klasę. Bujała się w tobie, a odchodzi. Nie to, co Paulina, co na siłę chcę się z tobą związać.  Gdyby sytuacja była odwrotna i to Ulka była z tobą w ciąży to Paula zatruwałaby jej życie codziennie, a nie odeszła.
- Albo trafiłby ją szlak, co byłoby dla mnie lepsze. A z Ulą to mógłbym nawet ożenić się i bez zastanowienia Seba. Przynajmniej nadaję się na matkę i żonę. 

Przejęcie obowiązków przez Maćka przebiegło sprawnie i w ciągu trzech dni. Szymczyk okazał się równie kompetentny co Ula i co najważniejsze Paulina była zadowolona. O tym, że to jest najbliższy przyjaciel Uli, nie wiedziała i nie miała się dowiedzieć (Maciek nie chodził z Ulą i Pauliną do liceum).  
Znacznie trudniejsza rozmowa czekała ją z ojcem i rodzeństwem. Musiała jakoś sensownie wytłumaczyć im odejście z pracy i ciążę. Z pierwszą sprawą było łatwiej, bo dopiero co owdowiała ciotka potrzebowała towarzystwa, a jej zakład gastronomiczny kogoś kto zająłby się zarządzaniem.



-Jest jeszcze drugi powód mojego wyjazdu- zaczęła opowiadać wymyśloną przez siebie prędzej historie. —Ponad trzy miesiące poznałam pewnego chłopaka. Zjawił się w F&D i podawał za kontrahenta firmy Seta z Włoch, a która zajmuje się dostawami jedwabiem. Spotykałam się z nim ponad miesiąc, gdy okazało się, że to oszust, bo wykorzystał mnie do swoich interesów, a jego tkaniny nie miały akcyzy.
- I teraz narobiłaś długu i pan Marek zwolnił cię– zgadywał Cieplak, gdy Ula na chwilę zamilkła.
-Nie tato. W porę się zorientowaliśmy z Markiem. Ja jestem z nim w ciąży i lepiej będzie, jak zniknę z Rysiowa. Nie chcę, żeby wzięli mnie na języki tak od razu- mówiła szybko. —A na Piotra nie mogę liczyć, bo to oszust, czeka go więzienie i zainteresował się mną celowo- dodała, wymyślając sobie imię Piotr i mając poniekąd na myśli Marka.
-Dobrze, że tata siedzi- rzekł Jasiek po chwili przerwy.
-Jasiek ty się nie odzywaj- odparł mu ojciec. —Zaskoczyłaś nas córciu. Zawsze byłaś taka rozsądna- mówił z ciągłym niedowierzaniem, ale i spokojnie, bo nie był to czas na wyrzuty i ostre słowa. W kuchni obok siedziała też i rysowała Beatka i mogła coś komuś powiedzieć a tego, jak na razie chcieli uniknąć.
-Sam jestem na siebie zła, że dałam się tak okłamywać- mówiła łamiącym głosem.
-Błędy zdarzają się wszystkim córciu- uspokajał. —I nie jesteś pierwsza w takiej sytuacji ani sama.  Możesz na nas liczyć.
- Dziękuję tato- odparła cicho i z ulgą.
O to, że ojciec albo Jasiek powie Markowi o ciąży, obawiać się nie musiała, bo spotkali się tylko raz. Prawdę zaś znał tylko Maciek.  Ominęła tylko to, że wykorzystał ją i powiedziała, że sama z zemsty na Paulinie pozwoliła sobie na niezobowiązujący związek z szefem. Znała też Maćka i wiedziała, że gdyby znał prawdę, to dobrze dla Marka by się to nie skończyło. Wytłumaczyła również sprawę z Pauliną i że nie dałaby jej żyć, gdyby dowiedziała się, że nosi w sobie dziecko Marka. Chłopak zrozumiał to i obiecał trzymać w tajemnicy. Zwłaszcza po tym, jak poznał Paulinę i zrozumiał, że Ula mówiła prawdę, że nie miałaby przy niej życia. 
Tydzień po odejściu z pracy Ula była gotowa do wyjazdu. Samo odejście natomiast było dla pracowników zaskoczeniem. Od niemal pierwszych dni była bowiem ulubienicą szefa i ostatnią osobą do odejścia.  Wioletta widziała w tym również jakąś tajemnicę, ale żadnymi sposobami nie udało się jej dowiedzieć.
Na dworzec PKP Ulę odprowadziła cała rodzina i Maciek. Tam ucałowała wszystkich po kolei, życzyła powodzenia i odjechała na rozpoczęcie nowego życia.
 Będę kochała je za siebie i Marka- myślała, wsiadając do pociągu jadącego do Piotrkowa Trybunalskiego.