piątek, 29 stycznia 2021

Fartowny dzień cz. 2

W sklepie Ula zaszalała i wydała trzysta złotych na zakupy spożywcze i chemię. Nie brała jednak nic ciężkiego typu cukier i mąkę tylko droższą kawę, słodycze, wędliny, sery, jogurty i owoce. Na kolację zaś kupiła parówki cielęce i zrobiła je później w cieście oraz krewetki, pieczarki i bułki bagietki na zapiekanki. Pozostałe dwieście złotych wydała na prezenty.  Dla Betti miała zestaw pięćdziesięciu kredek, dla ojca kubek, a dla Jasia poduszkę z napisem Super brat. Sobie zaś kupiła  bluzkę. Do domu wróciła po piętnastej. Rodzeństwo zastała w kuchni przy objedzie.

-Tato, gdzie? -zapytała, stawiając na stole dwie torby.

-Poszedł naprawiać zawiasy od szafek u Dąbrowskiej -odparł brat. —A ty co taka obładowana? Na bank napadłaś?

-Znalazłam portfel jednego bogacza i dał mi duże znaleźne -wyjaśniła, wypakowując torby. —Całe pięćset złotych. —Kupiłam to co zazwyczaj omijam na półkach i małe upominki dla was.

-To masz fartowny dzień dzisiaj Ula -odparł młody Cieplak — Najpierw pieniądze od Maćka, później dostałaś się do teleturnieju, z którego z pustymi rękoma nikt nie wychodzi, a teraz to. 

-Nawet w horoskopie mi wróżono przypływ gotówki.

-To jak Ulcia wygra teleturniej, to będziemy bardzo bogaci? -pytała Beatka.

-Będzie nas stać na remont dachu, leczenie ojca i jeszcze nam trochę zostanie kochanie.

-Za resztę kupiłbym w końcu jakiś samochód Ula -rzekł Jasiu. —Albo duży telewizor w pakiecie z dobrą ofertą programową i Internetową.

-Jak się ma trochę więcej pieniędzy, to trzeba je szanować Jasiu, a nie szastać -tłumaczyła niczym jak ojciec.

-Ja tylko tak mówię. Na przerwie powiedziałem kolegom, że wystąpisz w teleturnieju i tak sobie rozmawialiśmy co i kto by sobie za to kupił. Fury i motory wygrały. Ja kupiłbym sobie motor, ale dla ciebie lepsze będzie auto Ula.

-Musiałeś się pochwalić. Nie wiesz co to dyskrecja?

-I tak by się dowiedzieli. Będziesz pierwszą osobą z Rysiowa, która wystąpi w telewizji, więc jest się czym chwalić.

Zanim Ula zaczęła robić kolację, zadzwoniła do niej pani Anna Kubicka z banku. Była ona sekretarką dyrektora personalnego i jedną z tych osób, które doceniały Ulę. 

-Ula tak nieoficjalnie, to prawdopodobnie masz szansę.  Po twoim odejściu niezła afera wynikła i Krawczyk z zawałem wylądował w szpitalu, a jak wiesz, to do niego należał ostateczny wybór.

-Ale Kinga to córka kuzynki dyrektora Szczepanika mimo wszystko -odparła pesymistycznie. —I co stało się Krawczykowi.

- Podobno wydało się, że Krawczyk po znajomości i za łapówki już prędzej zatrudniał inne osoby. Prezes niezłą jatkę zrobił wszystkim dyrektorom i audytora chce sprowadzić. A decyzję, kogo zatrudnią, ma podjąć Szymańska. Ona zawsze była nastawiona życzliwie do ciebie i chwaliła za rzetelność.

-Oby była to prawda pani Aniu. Tak bardzo potrzebuję tej pracy. Z renty ojca nie wyżyjemy.

 


Marek tymczasem również wrócił do domu, ale w przeciwieństwie do Uli nikogo w nim nie było. Gdyby nie pudełko po diecie pudełkowej pozostawione przez Paulinę mógłby nawet przypuszczać, że od rana w domu nikogo nie było. Febo właśnie tym się żywiła od dwóch tygodni i wydawała na swoje fanaberie pięćdziesiąt złotych dziennie. On natomiast stołował się głównie w niewielkiej restauracji w pobliżu firmy, gdzie serwowano domowe obiady w cenie piętnastu złotych za dwa dania. Czasami obiad do firmy przynosił Sebastian i dzielił się z nim. Jego narzeczona Wioletta pomimo wielu wad miała to do siebie, że gotowała i sprzątała mieszkanie, które dzieliła z narzeczonym. W przeciwieństwie do Pauliny, która nigdy nie gotowała, a w domu porządku pilnowała pani Iwona, która jednocześnie była nianią Iwa. Odwoziła i przywoziła do szkoły oraz czasami pilnowała popołudniami, gdy on był zajęty. Iwo również obiady jadał poza domem, bo w szkole. Dzisiaj nie było ich w domu, bo pani Iwona miała wolne popołudnie, a Iwo był na dwudniowych zawodach pływackich pod Wrocławiem i miał wrócić wieczorem. Chwile spędzane z Iwem były dla niego bezcenne i poświęcał mu sporo czasu. Pomagał mu w lekcjach, zawoził na basen i na lekcje włoskiego oraz grał w piłkę na podwórku. On również chodził na wywiadówki do szkoły. Gdy był mniejszy, to czytał mu bajki i przychodził do jego pokoju, gdy płakał w nocy. 

Korzystając z chwili samotności, przejrzał pocztę. Pośród dwóch rachunków było awizo na Paulinę Febo. Próbował dodzwonić się do niej w tej sprawie, ale telefonu nie odbierała. Dlatego sam poszedł na pocztę. List był nadany z Mediolanu z kancelarii Michaela Tocco.  Nazwisko było mu znane, bo był on prawnikiem rodziny Giovanny przyjaciółki Pauliny. Jej matka, a chrzestna Pauliny zmarła niespełna miesiąc temu i przypuszczał, że prawnik kontaktuje się z nią w tej sprawie. Paulina obecnie była jej jedyną krewną, choć bardzo daleką.

 

Na kolację Ula zrobiła tyle jedzenia, że zaprosiła Maćka. Sąsiad skończył pracę, był głodny i chociaż czekał na niego w domu obiad, to chętnie pojawił się u Cieplaków. 


 

-Skąd ta uczta -zapytał na widok półmisków.

-Ulcia znalazła pieniądze na ulicy -oznajmiła Beatka.

-Konkretnie to portfel Marka Dobrzańskiego. Tego od tej firmy modowej.

-Ty to masz szczęście Ula. Teleturniej, znaleźne, praca w banku. À propos mody to słyszałaś, że zamykają hurtownię z odzieżą używaną.

-Tato coś mówił. Słyszał od Dąbrowskiej, ale ona zawsze coś dopowie i nie wiadomo czy wierzyć.

-Teraz to prawda. Pamiętasz, jak chodziliśmy tam do pracy na sortowanie.

-Pewnie, że pamiętam. Trochę ubrań sobie i rodzinie przynieśliśmy. A dlaczego zamykają? Przecież niezły dochód mają z niej Kalkowie.

-Tak było kiedyś, ale Mariusz Kalka jest kiepskim kierownikiem. Jego ojciec potrafił prowadzić interesy, a jemu się nie chce. Nawet nikogo nie słucha. Ja bym wiedział jak kokosy na tym zbić.

-Jeszcze rano chciałeś agencję nieruchomości -przypomniała mu Ula.

-Ja chcę mieć coś swojego Ula. Nieważne co.

-To jak będę już pracowała w banku, to znajdę ci świetny kredyt i kupię jedno albo drugie Maciuś. A na razie pomóż nam to zjeść.

 

Po kolacji wzięła się za podliczenie rachunków za media. Przyszedł również kosztorys naprawy dachu i tu potrzebne było piętnaście tysięcy. Do tego dochodziła operacja ojca.  Kosz prywatnego zabiegu wynosił dziesięć tysięcy, a na państwową operację była kolejka. Dlatego tylko prywatny zabieg wchodził w rachubę.

Gdybym wygrała w tym teleturnieju główną nagrodę, to starczyłoby na najpotrzebniejsze rzeczy – rozmyślała. W banku od razu nie zarobię i na dach, i na operację ojca. Zostałaby jeszcze połowa i faktycznie może jakieś auto za dziesięć tysięcy bym kupiła.

Zanim poszła spać, wróciła myślami do Marka, bo trudno było jej wymazać go z pamięci. Widziała go przez parę minut, ale dokładnie pamiętała, jak uśmiechał się i jak brzmiał jego głos. Nawet ciągle czuła zapach jego perfum, choć marki nie znała. Trochę informacji również znalazła o nim w Internecie. Marek z tego co pisali, miał trzydzieści lat i był jedynakiem. Sporo angażował się w sprawy charytatywne i społeczne i razem z matką stworzyli akcję Strat w Dorosłość.  Było również sporo jego zdjęć. Na niektórych był z tym jego przyjacielem, z którym go widziała. Bardziej zainteresowały ją jednak zdjęcia z Pauliną Febo i ich synem Iwo. Chłopiec był tak samo ładny jak ojciec, choć tych uroczych dołeczków po ojcu nie odziedziczył.

 

Następnego dnia Ula z niecierpliwością czekała na jakąś wiadomość z banku. Ta nadeszła w południe i była dla Uli pozytywna. Od poniedziałku miała pracować jako analityk finansowy z możliwością awansu albo zmiany stanowiska. 


 

W przeciwieństwie do rodziny Cieplaków nad Dobrzańskimi i firmą F&D zbierały się czarne chmury. Okazało się bowiem, że ich kluczowa szwalnia ma problemy i zajął ją komornik. Wraz z maszynami również ich tkaniny, które dostarczyli na szycie jesiennej kolekcji. Na tym problemy się nie skończyły, bo Krzysztof kłopoty w firmie przypłacił pobytem w szpitalu. Dlatego Marek musiał zająć jego miejsce i wraz z Aleksem Febo firmowym Compliance zmierzyć się z zaistniałą sytuacją. Ta dobrze nie wyglądała, bo czekała ich długa droga do odzyskania własności. Trzeba było również szybko znaleźć nową szwalnię i tkaniny, aby oni wywiązali się z umów i nie musieli płacić odszkodowania.  

 

Kolejnego dnia Ula jechała już podpisać umowę. Pensja, jaką ją oferowano, była spora, więc do domu wracała szczęśliwa. Po drodze mijała market, w którym robiła zakupy i wysłała kupon Lotto. Na szybie sklepu widniał wielki napis.

TU PADŁA WYGRANA W KUMULACJI! WARTOŚĆ WYGRANEJ PONAD 60 MLN. SZCZĘŚLIWE NUMERY TO 7-8-19-26-48-49. ZWYCIĘZCY GRATULUJEMY.

Była w autobusie i nie wiedziała, co zrobić. Cieszyła się, że siedziała, bo mogłaby jeszcze z wrażenia zemdleć. Odruchowo przycisnęła do siebie torebkę, bo tam miała wygrany kupon. 

-Wygrać taką kasę i człowiek ustawiony na całe życie -usłyszała czyjąś rozmowę.

-Ja robotę rzuciłbym w cholerę -odparł ktoś.

 

sobota, 23 stycznia 2021

Fartowny dzień cz. 1

 

Zapowiedź z października. 

 

Dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry –usłyszała z głośnika radia dwudziestopięcioletnia Ula Cieplak we wtorkowy  poranek. Robiła właśnie śniadanie dla siebie, brata, siostry i ojca i słuchała jednocześnie rozgłośni. Mamy dzisiaj trzynastego, ale na szczęście nie piątek, tylko wtorek. W ten wrześniowy poranek wita was.

Na koniec krótki horoskop.

Ryby. Dla ryb najbliższe dni będą obfitować w samą pomyślność i czeka Was przypływ gotówki. Panny spod ryb natomiast mają szansę poznać miłość życia. Miejcie tylko szeroko otwarte oczy drogie panie.

Gdyby, chociaż w jednym się spełnił myślała Ula, nalewając do dzbanka herbatę. Gdybym, chociaż dostała pracę w banku.

Słuchanie radia przerwał jej dźwięk smsa.  Śniadanie miała już naszykowane, więc odebrała. Wiadomość zaskoczyła ją.

Miło nam poinformować, że zakwalifikowała się pani do finału teleturnieju 50 tysięcy w pół godziny. Jeszcze dzisiaj po czternastej skontaktujemy się z panią telefonicznie.

Kurczę blaszka horoskop się sprawdza? Mama zawsze mówiła, że nie należy tracić nadziei na lepsze jutro.

Mama Uli jej młodszego brata Jaśka i najmłodszej Betti zmarła sześć lat temu tuż przed jej maturą. Od tej pory ona musiała zająć się całym domem, a przede wszystkim rodzeństwem. Brat miał wtedy dwanaście lat, a Beatka była noworodkiem, bo Cieplakowa zmarła przy porodzie. Z pracami domowymi z pomocą życzliwych sąsiadek radziła sobie, ale gorzej było ze zdrowiem jej ojca, bo śmierć żony doprowadziła go do depresji, a później problemów z sercem i zawału. Tym samym musiał pójść na rentę. Dużo nie zarabiał i kwota comiesięcznej wypłaty była niska. Do domowego budżetu dochodziły renty na dzieci po matce. Po skończonych studiach Uli wypłata się już nie należała i zaczęła szukać pracy, ale szczęścia nie miała. Liczyła, że zostanie w banku, gdzie miała staż, ale wróciła jej poprzedniczka z urlopu macierzyńskiego i ona musiała odejść. Dzisiaj po półrocznym pobycie na bezrobociu miała szansę wrócić do banku, ale musiała przejść rozmowę kwalifikacyjną. 

W czasie śniadania przyszedł do nich Maciek Szymczyk ich sąsiad i przyjaciel Uli. Podobnie jak ona skończył SGH, ale na jednym kierunku a Ula na dwóch i to z wyróżnieniem. On również od pół roku szukał pracy w swoim zawodzie, ale kończyło się na pozostawionym CV i informacją, że skontaktujemy się z panem. Z braku lepszych perspektyw dwa tygodnie temu zatrudnił się na pobliskiej stacji benzynowej i kasował za benzynę albo obsługiwał mały sklepik. Przy stacji istniał Bistro Bar i Ula dostarczała pierogi i krokiety. Teraz przyszedł po kolejną porcję i przyniósł jej dwieście złotych za poprzednią dostawę


 

-Szef chce więcej zamówień Ula -mówił, siadając przy stole. —Twoje pierogi robią furorę. Gdybyś jeszcze barszcz gotowała albo żurek.

-Zobaczymy -rzekła, chowając banknot do torebki. Będzie na twoje leki tato. Ten nowy kosztuje sto dwadzieścia złotych za opakowanie.

-Ty sobie coś kup córciu. Zarobiłaś je. Ja poczekam do renty -protestował.

-Tato twoje zdrowie najważniejsze. Ja nie potrzebuję nowych ubrań do lepienia pierogów. Kupię sobie, jak wygram pięćdziesiąt tysięcy w tym teleturnieju. Dostałam dzisiaj smsa z wiadomością, że zakwalifikowałam się do finału -dodała do Maćka.

-Gratuluję Ula. Ja gdybym miał taką sumę, to zainwestowałbym na przykład w agencję nieruchomości. 

-Jak wygram, to pójdę do sklepu i załaduję towarem cały wózek -marzyła Ula. 

-Chciałbym tak przez jeden dzień nie liczyć się z wydatkami -dodał i marzycielsko Maciek. —Wydać na co się chce. Nawet pięć tysięcy.

-Brak pieniędzy to problem, ale nadmiar jeszcze większy -rzekł im Cieplak. —Bać się ciągle, żeby cię nie okradli. Nie mówiąc już o zawiści innych. Nic tak w oczy nie kole jak bogactwo innych. Zwłaszcza jak łatwo przyszło. Wolę swoją rentę i nie martwić się cały czas, że mnie okradną i widzieć wrogi wzrok sąsiadów.

-Tato pięćdziesiąt tysięcy to nie aż tak dużo. Gdyby to było pół miliona to co innego. Będzie na remont dachu, twoją operację i połowa zejdzie.

-Nie dziel skóry na niedźwiedziu Ula -stopował Cieplak. Najpierw musisz je wygrać.

-Kto jak nie ona panie Józefie -stwierdził Maciek. —Zobaczy pan. Zmiecie swoich rywali.

-Nagrody pocieszenia nie są też złe -mówiła Ula. —Tablety i smartfony na ziemi nie leżą. Czas, aby zmieniła swoją Nokię na coś nowszego.

 

Tymczasem w Warszawie swój dzień rozpoczynał trzydziestoletni Marek Dobrzański. Wstał o wpół do siódmej po cichu, aby nie obudzić śpiącej obok niego narzeczonej Pauliny Febo. Do domu musiała przyjść po północy, bo nawet nie usłyszał, kiedy wróciła ze spotkania z przyjaciółką Sabiną. Choć znały się dopiero od dwóch miesięcy, to spotykały prawie codziennie. Czasami miał wrażenie, że więcej uwagi poświęca jej niż jemu i zastanawiał się czy nie jest ukryty w tym cel. Paulina nie była bowiem nigdy zbytnio przyjacielska, bo oprócz Giovanny przyjaciółki z lat dzieciństwa i  Mediolanu z nikim się nie przyjaźniła. Giovanna jednak zmarła, a po jej śmierci przez pewien czas Paulina była nawet załamana.

Kiedy odświeżył się, to zszedł na dół do kuchni i zrobił sobie śniadanie. Dla zabicia ciszy włączył radio.

I na koniec horoskop moi drodzy -mówił dziennikarz.

Rak. Dla zodiakalnych raków to nie będzie najszczęśliwszy dzień. Czekają cię sprawy urzędowe i strata. Nad związkiem zbierają się czarne chmury. Pamiętaj jednak, że po burzy przychodzi słońce.

W moim związku od dawna są ciemne chmury -pomyślał ponuro. Ja mam swoje życie, a Paulina swoje. Tylko Iwo nas łączy. Gdyby nie on nasze drogi rozeszłyby się już dawno.

Z Pauliną związany był ponownie od pięciu lat, ale nigdy między nimi nie było płomiennej miłości. A przynajmniej on to czuł. Nawet w łóżku nie była namiętna i kochali się sporadycznie. Ten brak odbijał sobie przy kochankach. Zwłaszcza że Paulina nie robiła mu z tego powodu wyrzutów i zawsze znalazła się jakaś chętna panna z nadzieją, że zajmie miejsce Pauliny. Ich związek od początku był dość dziwny, bo zarówno jego rodzice jak i Pauliny od zawsze marzyli, aby w przyszłości oni pobrali się i jeszcze bardziej zjednali firmę. Jako nastolatkowie spotykali się, ale później Paulina poleciała do Włoch na studia i na parę lat się rozstali. Do Polski wróciła po pięciu latach i ponownie stali się parą. Febo zawsze była piękną kobietą, a on był wzrokowcem i patrzył głównie na urodę u kobiet, a nie na jej wnętrze. Z Pauliną było tak samo i to, że Paulina jest próżna, nie miało dla niego wtedy znaczenia. Fascynacja urodą minęła i dopiero teraz zaczął uświadamiać sobie, że interesuje ją wygodne życie. W firmie zajmowała się dodatkami do kreacji Pshemka oraz była ambasadorem firmy i przychodziła do pracy, jak była potrzebna. Całe dni natomiast spędzała w domu, salonie piękności albo w mieście na zakupach i spotkaniach z znajomymi. Mogła sobie na to pozwalać, bo Marek dobrze zarabiał i płacił rachunki.

Kiedy już zjadł i  ubrał dres,  to poszedł pobiegać nad rzekę. Tam czekał na niego jego przyjaciel Sebastian. Znali się od czasów liceum i przyjaźń przetrwała do tego czasu. Oprócz tego był kierownikiem działu HR w rodzinnej firmie Marka, a jego dziewczyna Wioletta była sekretarką Marka.

-Powiedziałeś już Pauli o naszym wypadzie -zagadnął.

-Nie, bo późno wróciła, a dzisiaj spała. Nie wiem, czy potrzebujemy wyjechać na cały weekend.

-Marek raz kończy się trzydzieści lat, a wraz z tym beztroskie życie - argumentował. Za rok będziemy już mężami i wkroczymy w wiek, kiedy przechodzi się kryzys wieku średniego. Ma to być taki nasz kawalerski wypad. Później żonki będą trzymały nad nami piecze.

-Chyba Wiola, bo ja mam luz, jeśli chodzi o te rzeczy -stwierdził ironicznie. To ona ciebie pilnuje, a nie mnie Paulina. 

-To uważaj, bo kobiety zmieniają się po ślubie i to, że teraz Paulina nie robi ci awantur, nie oznacza, że nie będzie, jak będzie panią Dobrzańską.

 

Tymczasem Ula szykowała się na rozmowę o pracę w banku, ale mimo pomyślnego horoskopu, szła tam bez optymizmu. Jeszcze poprzedniego dnia dowiedziała się, że również krewna jednego z dyrektorów aspirowała na to stanowisko. Aspirowała, było za mocno powiedziane, bo ona praktycznie już je miała. Oprócz znajomości miała i inne atuty. Była ładna, elegancka, zadbana, a ona urodą nie powalała. Nosiła okulary, na zębach miała aparat i nie miała zwyczaju się malować. Ubrania zaś kupowała na bazarku albo przerabiała po mamie. Jedyny atut przemawiający na jej korzyść był taki, że była tu na stażu i były osoby, które doceniały jej wiedzę, kwalifikacje i pracowitość. 

Po rozmowie z komisją poszła nad Wisłę. Tam zawsze odnajdywała spokój i mogła pomyśleć na spokojnie. Tym razem również nikogo nie było i usiadła w swoim ulubionym miejscu na kamieniu.

Po co w ogóle są te przesłuchania -myślała, rysując po piachu przypadkowe figury. Chyba tylko po to, aby się nie czepiali. Gdyby w końcu coś się stało i uśmiechnął się do mnie los.

Z tą samą chwilą usłyszała miauczenie kotka w pobliskich krzakach. Kotek był czarny i zaplątał się w bluszcz. Długo nie myśląc, poszła uwolnić go, ale jak tylko schyliła się, to spostrzegła leżący nieopodal duży męski portfel. W środku oprócz dokumentów była spora kwota, zdjęcie przystojnego mężczyzny w towarzystwie pięknej kobiety i wizytówki F&D. Sumka kusiła, ale wychowana była tak, że należało zgubę oddać. Najdłużej przypatrywała się fotografii, bo mężczyzna był wyjątkowo przystojny. 


 

 Kot tymczasem jak nagle pojawił się, tak zniknął.

To, gdzie mieści się siedziba firmy wiedziała, bo codziennie w drodze na studia mijała budynek na Lwowskiej. Nie było to też tak daleko stąd i od razu skierowała się do F&D. Przed wejście zamarzyła się jej praca tutaj, ale szybko marzenia porzuciła, bo kopciuszek do firmy modowej nie pasował.

Wnętrze było urządzone z dużym smakiem, rozmachem i rozglądała się z zaciekawieniem.

-Dzień dobry odezwał się jąkając ochroniarz. W czym mogę pani służyć?

-Dzień dobry -odparła, uśmiechając się szeroko. Ja do pana Marka Dobrzańskiego.

-W jakiej sprawie pani przyszła?

-Byłam na spacerze i znalazłam portfel pana Marka Dobrzańskiego -mówiła, pokazując skórzany przedmiot. Chciałam oddać.

-Rozumiem. Już dzwonię. To współwłaściciel firmy i szef działu reklamy. Pani godność?

-Urszula Cieplak.

Marek Dobrzański w holu pojawił się po trzech minutach. Był jeszcze daleko, ale Ula już wiedziała, że to on, a zdjęcie odebrało mu sporo uroku. Razem z nim przyszedł jakiś blondyn.

-Dzień dobry -rzekł, pokazując urocze dołeczki w oczach. Pani Urszula? Znalazła pani mój portfel?

-Tak odparła, uśmiechając się i pokazując aparat na zębach. Dobre posunięcie nie było, bo widziała lekkie skrzywienie na twarzy blondyna. Jej ubiór dobrego rażenia również nie zrobił. Leżał w krzakach nad Wisłą.

-Byłem tam rano i musiałem zgubić, jak biegałem. Później poszedłem poszukać, ale nie znalazłem. Dziękuję pani.

-Ale ja znalazłam. To znaczy, czarny kot znalazł. Proszę -dodała, podając to, co trzymała w dłoni. Pan sprawdzi zawartość.

-Najważniejsze są dokumenty pani Urszulo - mówił, zaglądając do przegródek.  Zdążyłem już zablokować karty i dowód, ale chyba da się odkręcić wszystko. A to dla pani -mówił, licząc banknoty, które chciał jej dać.

-Nie trzeba -zaprotestowała.

-Naprawdę należy się pani znaleźne -mówił, wciskając jej w rękę plik banknotów.

-Ale to za dużo panie Dobrzański.

-Jest w sam raz -wtrącił. I jeszcze raz dziękuję. Tak jak mówiłem, musiałbym dowód wyrabiać, nowe karty. Tyle kłopotów miałbym.

-W takim razie dziękuję panu. Zaszaleję w sklepie na zakupach.

-W takim razie życzę udanych zakupów.

-Dziękuję. Pójdę już i do widzenia panom -dodała do obu, ale ciągle patrzyła na Marka.

-Do widzenia-odparł, wyciągając rękę. Kiedy już ich dłonie złączyły się, to poczuła silny uścisk i przyjemne ciepło. 

-Ale z niej paszczak –rzekł Olszański, gdy wracali do windy. —Policzki jak u chomika.

-Seba –upomniał go. Nie oceniaj kogoś po wyglądzie. Widać, że to uczciwa dziewczyna. I oczy miała bardzo ładne. 


 

 Kiedy wyszła z firmy, zadzwoniła do niej pani z telewizji z informacją, że nagranie odcinka teleturnieju z jej udziałem ma mieć miejsce za dwa tygodnie w sobotę.

Za pięćset złotych postanowiła zrobić zakupy spożywcze i kupić małe prezenty dla rodzeństwa i ojca. Stała już w kolejce do kasy, gdy zauważyła na stojakach wstawione kupony lotto i reklamę kumulacji. Choć nigdy nie grała i uważała, że nie ma szczęścia, to postanowiła wysłać jeden zakład Lotto.  Nad wyborem liczb długo się nie zastanawiała i skreśliła wiek Betti, Jaśka, swój oraz rodziców. Do tego dodała osiem, bo w adresie zamieszkania była ósemka. Wieczorem jednak wyników nie sprawdziła.