niedziela, 28 listopada 2021

Druga żona cz. 6

Do pracy w jeden z poniedziałków Marek jechał, pogwizdując z zadowoleniem. Miał ku temu powody, bo poprzedniego dnia obchodził imieniny i z tej okazji Ula wyprawiła mu małe przyjęcie. Noc był równie udana, bo kochał się z żoną do upadłego. Popołudniu natomiast wraz z dziećmi i Ulą miał pójść nad jezioro zażyć pierwszej kąpieli tego lata.  Jego świetny humor szybko jednak minął. Ledwie zaparkował, gdy obok niego pojawiła się pani Łucja z pracowni krawieckiej.

 

-Mam chyba jakieś omamy panie Marku -rzekła z przerażeniem i trzymająć dłoń na piersiach.  — Tam w parku ducha widziałam. Pana żona Klaudia siedziała przy fontannie i wodą się bawiła, jak dziecko. Była ubrana w łachany, ale to była jej twarz. Popatrzyła na mnie, uśmiecnnęła się i poszła sobie.

-Ona nie żyje pani Łucjo od lat -odparł, przełykając nerwowo ślinę — Musiał to być ktoś podobny do niej.

-Tak, tak- przytaknęła. —Ludzi przecież nie zmartwychwstają.

Po tym co usłyszał, poszedł od razu do parku, ale nigdzie nie zobaczył ani Klaudii, ani osoby podobnej do niej. Kiedy wrócił po kwadransie odźwierny pan Fabian miał dla niego podobne rewelacje.

-Może wydawać się to dziwne, panie Marku, ale chwilę temu przed wejściem widziałem kobietę całkiem podobną do pana pierwszej żony -opowiadał spokojniej niż pani Łucja. Tylko zachowywała się, jakby obłąkana była.  Popatrzyła na mnie i poszła sobie. Gdyby była noc powiedziałbym, że jej duch mnie nawiedził.

-Wzrok czasami sprawia nam psikusy panie Fabianie -odparł żartobliwie, bo i jego pracownik, to co widział, uważał za nierealne.

-To prawda panie Marku i miłego dnia życzę.

-Ja również panie Fabianie.

Zanim poszedł do siebie, zajrzał do biura Sebastiana.

-Seba, Klaudia wróciła -rzekł mu od drzwi i zatrzaskując je z impetem.

-Jak wróciła? Była tu? -pytał wstając zza biurka.

-Poniekąd -zaczął opowiadać emocjonalnie . W parku widziała ją pani Łucja, a pan Fabian niedawno przed firmą. Rozejrzałem się po ulicy, poszedłem do parku, ale już jej nie było.

-To ci cwaniara - parsknął z pogardą.  Antonio nie żyje, więc wróciła.

- Nawet jest większą cwaniarą, niż myślisz. Nie może tak nagle pojawić się w moim życiu, więc wymyśliła sobie, że niby przypadkiem pojawi się w okolicy firmy. Ale to nie wszystko. Chodzi w łachmanach, a pan Fabian powiedział, że zachowywała się jak obłąkana. Zresztą pani Łucja powiedziała mi, że kobieta widziana w parku bawiła się wodą, jak małe dziecko, a gdy spojrzały na siebie odeszła.

-Czyli chce udawać obłąkaną albo, że straciła pamięć, aby w ten sposób wrócić do żywych i do ciebie -wywnioskował Olszański to samo co i Marek przypuszczał.

-Dokładnie tak Seba. A ja będę musiał w końcu zdradzić mój sekret Uli i rodzicom. Nie wiem tylko kompletnie jak mam to zrobić.

-Mnie nie pytaj, bo też nie wiem jak Marek -odparł, patrząc bezradnie na przyjaciela.

Po rozmowie z przyjacielem poszedł do najbliższego biura detektywistycznego i przedstawił swoją sprawę panu Zborowskiemu. Po firmie tymczasem zdążyła już pójść fama, że jakaś kobieta podobna do pierwszej żony pojawiła się w pobliżu firmy.

 

Kiedy wrócił do domu Ula i dzieci byli już gotowi na wyjście. Ula na tę okoliczność przygotowała koszyk z jedzeniem i przy okazji mieli urządzić sobie piknik. Popołudnie spędzone z rodziną po całym ciężkim dniu ukoiło nieco jego nerwy. Trudno jednak było mu patrzeć na radosną żonę wiedząc, że niedługo będzie musiał te szczęście zburzyć. 

 

-Budujemy zamek z piasku tatusiu -zapytał niespełna trzyletni Hubert. —Taki duzy jak z klocków.

-Pewnie synku. Będzie wieża i fosa -odparł, zabierając się za budowę.  

- A ja mogę się przyłączyć? Michałek śpi. Ulepię takie kule z piasku.

 -Pewnie mamusiu. Włozymy tam zabę i będzie mieskać.

-No nie wiem synku -mówiła Ula. —Może zniszczyć zamek.

Moja żaba to Klaudia -pomyślał Marek. Może zburzyć nasz rodzinę.

 

Następnego dnia, Marek tak jak umówił się z detektywem, przyjechał rano do parku i spotkał się z nim. Szczęście im dopisało, bo wkrótce pojawiła się Klaudia. Marek postanowił wtedy pojechać do pracy i pozostawić sprawę panu Zborowskiemu.  Przed dziewiątą kobieta opuściła park i poszła do jednej z miejskich toalet. Weszła źle ubrana, a wyszła elegancka. Następnie udała się do jednego z jubilerów.  Detektyw wszedł za nią i oglądając sygnety przysłuchiwał się rozmowie z sprzedawcą. W ten sposób dowiedział się, że chce sprzedać złoty medalik z łańcuszkiem i że potrzebuje pieniędzy na już, aby zapłacić za hotel. Kolejnym miejscem, gdzie się udała, był właśnie hotelu. Tu równiesz poszczęściło się panu Zborowskiemu, bo usłyszał, że prosi o klucz do pokoju numer osiem, a recepcjonista zwracał się do niej pani Bianchi. Miała również uregulować rachunki. Ze względu na to, że nie chciał się ujawniać, nie pytał o kobietę w recepcji. W uzyskaniu paru informacji natomiast pomógł mu odźwierny, który za małą sumę powiedział, że to Valentina Bianchi, przyleciała niedawno z Mediolanu i że to wyjątkowa nieuprzejma osoba.  Po dwunastej detektyw zjawił się u Marka w pracy i opowiedział, co ustalił. Marek natomiast podzielił się tym z Sebą.

-Nawet lewe papiery załatwił jej Antonio -mówił ze wzburzeniem. — Teraz nazywa się Valentina Bianchi.

-A to nie jest karalne Marek? Fałszywe papiery, upozorowanie śmierci?

-Pewnie jest. Dowiem się dokładniej i wykorzystam, jeśli zajdzie taka potrzeba. Jutro chcę pójść do parku i może uda mi się spotkać z Klaudią. Spróbuję przekonać ją, aby znikła. Nawet jeśli miałbym jej zapłacić.

-Ryzykowne Marek. Możesz tylko ją rozwścieczyć.

-Na razie innego pomysłu nie mam. Dzisiaj czeka mnie rozmowa z rodzicami i Ulą i życz mi powodzenia.

-Powodzenia Marek -odparł, poklepując po ramieniu.

 

Po namyśle Marek zdecydował, że najpierw porozmawia z rodzicami i że się ich poradzi. Rodziców zastał w salonie. Ojciec czytał ostatnią stronę Kuriera warszawskiego, czyli artykuły o sporcie, a matka zajęta była wyszywaniem poduszki. Nalał sobie swojskiej nalewki, usiadł na sofie obok matki  i się zamyślił.  

-Coś cię stało synku -zapytała rodzicielka, odkładając swoje wyszywanie.  Znam cię i wiem, kiedy cię coś gnębi.

-Nie wiem, od czego zacząć mamo -odrzekł, patrząc w podłogę.

-Od początku najlepiej -poradził ojciec, odkładając gazetę.

-W tym wypadku najlepiej będzie najprościej -wymruczał ni do siebie, ni do rodziców. — I lepiej, żebym ja wam powiedział, niż mielibyście doznać szoku. Klaudia nie utopiła się w Wiśle. Ona uciekła ode mnie z kochankiem.

-Marek co za bzdury nam opowiadasz? -zapytał po chwili Krzysztof.

-Niestety, ale nie bzdury tato -odparł z bolączką.  Mateusz Sabotko powiedział mi kilka miesięcy temu, że żyje. 

-I uwierzyłeś jego słowom? 

-Teraz wróciła -odparł, nie patrząc nawet na ojca tylko w kieliszek nalewki.

-Jak wróciła? Tu? -zapytał po chwili ojciec.

-Jest w Warszawie. Na razie się ukrywa i odgrywa jakąś szopkę. Udaje biedną i obłąkaną.

-Nie Marek. To jakieś niedorzeczności -odezwała się i Helena.   

-Chciałbym, żeby tak było -odparł cicho. 

- Tylko w książkach można przeczytać coś takiego -kontynuowała matka.

-Najwidoczniej nie tylko w książkach.

-To musi być jakieś nieporozumienie Marek -mówił z ciągłym niedowierzaniem Krzysztof.

-Widziałem ją dzisiaj z daleka w parku.  A wczoraj z pracy widziały ją dwie osoby. Dlatego wynająłem dzisiaj detektywa i sprawdził Klaudię. Wiem, gdzie się zatrzymała, że podała fałszywe nazwisko i że prawdopodobnie brakuje jej pieniędzy. Pewnie dlatego postanowiła wrócić.

-Myśli tu wrócić? 

-Tego to nie wiem tato.  Biorąc jednak pod uwagę, że jej dom rodzinny sprzedany, a bliższej rodziny tu nie ma, to tak. Praktycznie nie ma gdzie wracać.

-Jak rozumiem taka perspektywa  ci nie odpowiada? -zapytała niepewnie Helena.

-Mamo to Ulę kocham i jej mężęm się czuję -odpatł tak, że nie pozostawił co do tego jakichkolwiek wątpliwosci. 

-Tylko co się działo z nią przez te siedem lat? -zastanawiał się Krzysztof. — Gdzie była, z czego żyła? Kim był ten mężczyzna.

-To akurat wiem -odparł i opowiedział rodzicom wszystko od chwili, gdy poszedł kupić Uli prezent na drugą rocznicę ślubu.

- Jak można było tak postąpić -zastanawiała się Helena, jak skończył mówić.  — Zostawić rodzinę i uciec z kochankiem. Źle się nie miała. 

-Widocznie można mamo -odparł wymownie.

-To nie na moje nerwy -dodał senior, kręcąc z niedowierzaniem głową. 

-Nie chciałem was denerwować, ale lepiej , żebyście się  ode mnie  dowiedzieli, niż miałaby pojawić się tutaj nieoczekiwanie.

-Nie twoja wina synu -zapewnił ojciec.  A Ula? Co z nią?

-Jeszcze nic nie wie. I to jest najtrudniejsze. Znam ją. Ona nie będzie chciała być ze mną. Przed Bogiem jestem mężem Klaudii.

-Obawiam się, że masz rację -stwierdził cicho i posępnie Krzysztof.

-Nie zostawimy cię samego z tym synku - mówiła Helena, przytulając syna. —Pomyślimy wspólnie, jak wam pomóc. Znamy jednego biskupa.

-Właśnie tak zrobimy Marek. Jutro pójdę do kurii i porozmawiam z biskupem Szlagowskim.  

-Dziękuję tato. Taka pomoc przyda się nam.

- To nie może zniszczyć twojego małżeństwa ...

 

Ula przyjazd męża z pracy zauważyła przez okno. Tak jak to, że zamiast jechać prosto do domu, skręcił na lewo na podwórko rodziców. Zdziwiona nie była, bo bywało, że Marek zajeżdżał do nich na pięć dziesięć minut. Tym razem minęło już półgodziny, a on wciąż nie wracał. Było popołudnie, wybierała się z dziećmi akurat na spacer i dlatego postanowiła pójść do teściów i sprawdzić, co takiego zatrzymuje męża w domu rodziców. Od strony tarasu usłyszała rozmowę i dlatego nie szła do drzwi wejściowych, tylko schodkami weszła na taras. Kiedy miała już wejść, usłyszała coś, co wbiło ją w podłogę.

-To nie może zniszczyć twojego małżeństwa Marek. Nie pozwolimy na to -usłyszała teścia.

-Macie dzieci -dodała Helena.

-Marek, o czym oni mówią -zapytała, pokazując się w drzwiach balkonu z dziećmi.

-My zajmiemy się Hubertem i Michałkiem, a wy porozmawiajcie -zareagowała szybko Helena. 

-Ula spokojnie. To nie to, co myślisz -zaczął, gdy Ula zbiegała ze schodów. —Nie chodzi o inną kobietę. Jesteś tylko ty i tylko ty się liczysz i nasze dzieci. O przeszłość chodzi i Klaudię. 

-Jak o nią? -zapytała, przystając na chwilę. — Przecież Klaudia od dawna nie żyje.

-Niestety Ula, ale żyje i ma się bardzo dobrze -rzekł z bólem i szybko. —Właśnie pojawiła się w Warszawie. Wróciła, jakby nigdy nic. Pojawiła się obok firmy i udaje biedna i obłąkaną.  Przez te wszystkie lata była kochanką Antonio - kontynuował, gdy Ula nic mu nie odpowiedziała. Ponad rok Mateusz Sabotko powiedział mi, że wymyślila własną śmierć, aby uciec ode mnie. Wiem, że powinienem powiedzieć ci prawdę prędzej, ale byłaś na początku ciąży z Michałem i nie chciałem cię martwić. Sam też nie potrafiłbym zrezygnować z tego co mam. Miałem nadzieję, że nigdy nie wróci do Polski. Pewnie byłoby tak, gdyby Antonio się nie rozbił samolotem. A teraz wiem od przedwczoraj. Chciałem dokładnie wszystko sprawdzić i nie chciałem psuć naszego wczorajszego wyjścia nad jezioro.  Hubert tak się cieszył na wyjście. 

-To nie może być prawda -rzekła, wpatrując się w męża.

-Chciałbym, żeby nie była Ula.

-Ona nie może żyć -mówiła, pozwalając sobie na łzy. — To oznacza, że nasze małżeństwo jest nieważne.

-Dla mnie jest ważne -odparł, przytulając żonę. — To ciebie kocham z tobą mam dzieci.

-Ja ciebie też kocham, ale co to zmienia.

-Ula unieważnię ślub z Klaudią -rzekł, całując w czubek głowy. — Tato zna biskupa Antoniego Szlagowskiego i obiecał mi, że jutro pojedzie do Warszawy i może uda się mu z nim porozmawiać.

-Tylko ile to potrwa? - pytała, patrząc na męża i szukając u niego odpowiedzi. Może do Watykanu do papieża trzeba będzie pisać?

-To napiszemy. Są sądy kanoniczne. A to co zrobiła Klaudia działa na naszą korzyść. 

-Będzie skandal na całą okolicę.

-To ona powinna się wstydzić, nie my.

-Ludzie są różnie Marek. Znajdą się tacy, którzy będą nas piętnować.

-Ja przez jej wybory nie zamierzam tracić ciebie i naszych dzieci.

-Jak można było w ogóle być tak okrutnym, żeby wymyślić własną śmierć? -mówiła krytycznie i z pogardą. Uciec od ciebie, zranić bliskie osoby, zniszczyć komuś życie. Tobie, matce, twoim rodzicom. To co zrobiła jest po prostu nie do uwierzenie

 -Widocznie można. Rodzice i ja też nie możemy tego pojąć. Ula - zaczał z obawą. Jeśli będziesz chciała odejść na jakiś czas albo spać osobno zrozumiem.

-Marek nie zamierzam cię opuszczać -odparła szybko i bez wahania. — Teraz i tak śpimy osobno, bo Michałkowi idą zęby i płacze co noc.

-Dziękuję Ula -odparł z ulgą, zaskoczeniem i uśmiechem. Tego bałem się najbardziej. Bałem się, że będziesz chciała mnie zostawić. Byłem nawet tego pewny.

-W niczym nie zawiniłeś. Byłeś formalnie wdowcem jak braliśmy ślub. Kocham cię i nic, i nikt tego nie zmieni. Jedynie, o co mogę mieć pretensję to, to że nie powiedziałeś mi prędzej prawdy. 

-Wiem. Dlatego przed paroma miesiącami byłem taki nieswój.

-Pamietam. Powiedziałeś mi wtedy, że o pracę chodzi.  Chcesz spotkać się z nią? -zapytała nieoczekiwanie.

-Myślę o tym -odparł z wyraźną niechęcią.  —Tylko że będzie to trudne. 

-Dasz radę Marek. Masz przewagę nad nią, bo wiesz co robiła przez te wszystkie lata. A ona jak mniemam nie wie, że ty wiesz. Poza tym im szybciej się z nią spotkasz tym lepiej. Będziesz mieć z głowy.

-Masz rację kochanie. Jutro się z nią spotkam. Ma mi sporo do wyjaśnienia. A teraz wracajmy. Michałka słychać, jak popłakuje. 

 

Po powrocie seniorzy mieli dla nich pewną propozycję.

-Kiedy nie było was, przemyśleliśmy naszą wcześniejszą rozmowę  i  pomyśleliśmy, że lepiej będzie, jak jednak sprowadzimy Klaudię tutaj -oznajmiła Helena.

-Po co mamo? Mówiłem, że nie chcę jej tu widzieć -odparł stanowczo.  

-Daj nam powiedzieć Marek -odezwał się Krzysztof. Chcemy sprowadzić ją, bo może narobić jakiś problemów i głupot. Ten detektyw przecież odkrył, że brakuje jej pieniędzy i nie wiadomo co może jej strzelić do głowy. I w żadnym wypadku nie do was. Chodziło o nas.  Mamy przybudówkę, to może zamieszkać w niej. Mielibyśmy ją na oku.  

-Marek tato ma rację. Ona już coś knuje z udawaniem obłąkanej i przebieraniem się w łachy -dodała Helena.

-Chce w ten sposób wrócić do żywych -mówił, gestykując nerwowo dłońmi. Bez konsekwencji za to co zrobiła.  Nie wie, tylko że ja wiem o wszystkim. 

- Prędzej czy później będziecie się spotykać -argumentował ojciec.

-A ty Ula? Co myślisz? -pytała teściowa. — Tobie byłoby najciężej.

-Jakby miała narobić kłopotów, to faktycznie to jest lepsze rozwiązanie. A z jej obecnością jakoś sobie poradzę.

-Widzisz Marek nawet Ula wie, że tak będzie lepiej.

-Marek, skoro zdolna była upozorować własną śmierć, to znaczy, że jest zdolna do wszystkiego - przekonywała Ula, widząc zaciętą twarz męża. —Między nami nic to nie zmieni.  

-Jej obecność tu,  to lepsze i mniejsze zło -argumentowała Helena. 

-Marek, proszę cię, posłuchaj nas -dodała Ula.

-Pojadę w takim razie do tego parku jutro rano i może uda mi się spotkać ją ponownie i przywieźć tu -odparł, ale bez przekonania.  

-A my przygotujemy te pokoje w przybudówce i panią Zosię na jej powrót. 

 




Klaudia tymczasem po przyjściu z parku po raz kolejny miała czas na rozmyślania. Już jakiś czas temu uświadomiła sobie, że ucieczka od męża była błąędem. Antonio w tamtym czasie był czarujący i zbyt szybko dała się namówić na zostanie jego kochanką. Obiecał jej jednak życie w luksusie, dostatku, bez obowiązków rodzenia i wychowywania dzieci. Teraz okazało się, że po śmierci kochanka nie ma nic. Nawet ich mieszkanko z wyposażeniem nie było zapisane na nią tylko na Antonio i przypadło wdowie Paulinie Febo -Gotti i ich dzieciom. Jej została tylko biżuteria, a z tą trudno było się rozstać. Jedynym rozwiązaniem był powrót do żywych i Marka. Zwłaszcza że kończyły się jej pieniądze. To jednak takie proste nie było i wymagało podstępu. Dlatego kręciła się obok firmy i udawała obłąkaną oraz biedną. O tym co się działo przez ten czas w Polsce wiedziała od Antonio i to również komplikowało sprawę. Marek miał żonę i dzieci, a ją dawno pochował. Zazdrościła nawet Uli, że ma rodzinę i sama żałowała, że nie zgodziła się na jeszcze jedno dziecko z Markiem.  Teraz miałaby dom i męża dbającego o nią i spełniającego jej zachcianki.