środa, 30 marca 2022

Testament cz. 6

- Nie musisz już szpiegować Cieplak -zakomunikował  mu Aleks. — Zwalniamy cię z tej misji. Sami sobie poradzimy.

-Wzruszające Aleks. Mam być wam wdzięczy? -pytał, ubierając się na wyjście.

-Nie byłeś zadowolony, że musisz, to teraz powinieneś być, że nie musisz -dodała Paulina.

-W niczym nam nie pomogłeś -kontynuował Aleks. —Są skuteczniejsze sposoby.

-To dlatego byłeś w Rysiowie? I kto jeździ ciemnozielonym Oplem?

-Nie rozumiem? O co ci chodzi?

-Wysyłasz za mną ludzi i wypytujesz miejscowych o Ulę.

-Coś ci się pomieszało -odparł, nie dając w żaden sposób odczuć, że traci grunt pod nogami.

-Nic mi się nie pomieszało. Tak się składa, że wiem. Masz pecha, bo trafiłeś na znajomego Uli w barze. Wypytywałeś go o Cieplaków.

-Jakiemuś barmanowi wierzysz?

-Tak -odparł, nie zdradzając, że to Bartek naprowadził go głównie na trop.

-A ty co robisz -odezwała się ponownie Paulina. — Jeździsz do niej do Rysiowa i kupujesz prezenty. Nie taki był plan. Miałeś widywać się z nią w Warszawie.

-Szpiegujesz mnie?  

-Przypadkiem w twojej marynarce znalazłam rachunek z PEWEX-u. Kupowałeś perfumy, których nie używam.

-I na co ma być ten dowód?

-Że dajesz prezenty tej przybłędzie -odparła opryskliwie.

-Wyrażaj się Paula -wtrącił ostro.  — To po pierwsze. Po drugie  to moje zakupy i mogę robić z nimi, co chcę. Nie będę ci się tłumaczył. Wychodzę. Będę wieczorem.

-Można wiedzieć, gdzie idziesz -pytała Febo.

-Nie do Uli -skłamał w połowie. — Umówiłem się z kolegą z Brwinowa. Nie widzieliśmy się piętnaście lat, wczoraj spotkaliśmy się i na dzisiaj umówiliśmy.

 

Jadąc do Rysiowa Marek cały czas myślał o rozmowie z rodzeństwem. Oboje doprowadzili go do wściekłości. Zwłaszcza Paulina tym, że grzebie w jego kieszeniach. Tego, że perfumy były dla pani z kadr na imieniny od całej jego brygady, a nie dla Uli, nie zamierzał jej mówić. Postanowił również, że powie Uli prawdę i że będzie przekonywał ją, aby zatrzymała mieszkanie. Dzisiaj jednak odda tylko bucik Beatki i umówi się z nią w tygodniu. Rozmowa miała być bowiem trudna i nie na szybko. Rysiów dobrym miejscem też nie był. Wolał neutralne miejsce. Chciał jeszcze przygotować się do rozmowy.  Wjeżdżając na drogę do Rysiowa napotkał dziewczynę łapiącą stopa i przystanął.

-Do Rysiowa można? -zapytała.

-Tak.

Chwilę później autostopowiczka usiadła na przednim siedzeniu i zaczęła rozmowę.

-Ty jesteś Marek Dobrzański -stwierdziła, z takim podekscytowaniem, jakby spotykała samego Pawła Stasiaka, Thomasa Andersa, czy Tomasza Stokingera. 

-Znamy się? -zapytał, patrząc na nią, aby sobie przypomnieć dziewczynę.

-Byłeś na zabawie po odpuście w Rysiowie. Ulkę poderwałeś.  Marzena jestem.

-Aha -odparł, choć dalej jej nie kojarzył.

-Ale nie stąd cię znam. Byłeś wraz z rodziną w gazecie Moda i Styl. F&D to twoja rodzinna firma.

-Ja nie pracuję w firmie.

-Wiem. Ula już mi wytłumaczyła.

-Jak Ula wytłumaczyła -zapytał z zaskoczeniem.

-Mówiła, że jesteś strażakiem i że nie musisz pracować od razu w rodzinnej firmie, czy tak jakoś.

 Ula wie, że jestem od Febo, że kłamię -myślał gorączkowo.  — Tylko dlaczego nie spytała mnie o nic. Zachowuje spokój, jakby nic się nie stało, a powinna wpaść w złość i wszystko mi wygarnąć. Przede wszystkim  nie powinna chcieć dalej widywać się za mną, a spotyka? To do Uli niepodobne. Musi mieć jakiś powód. Co chce osiągnąć, udając przede mną, że wszystko jest dobrze? Sprawdza mnie?

-Nie potrzebujecie przypadkiem krawcowej -zapytała, wyrywając go z myśli. — Ale nie do szwalni tylko do pracowni projektanta. Nawet Ulę chciałam poprosić, żeby z tobą pogadała w tej sprawie.  

- Z tego co się orientuję, nasz projektant ma dość krawcowych. Podanie jednak możesz przynieść. Z mistrzem ciężko wytrzymać i krawcowe odchodzą i przychodzą.  Gdzie mam się zatrzymać? -zapytał, gdy mijali znak Rysiów.

-Przy tej kapliczce po lewej.

Kiedy pożegnał się z dziewczyną, wrócił myślami do Uli.

I co teraz mam zrobić -pytał sam siebie. Udawać, że jest dobrze, że o niczym nie wiem? Skoro Ula udaje, dlaczego nie miałbym i ja udawać.   Póki co nie będę też o nic wypytywać i poczekam na to co zrobi.  A bucik będzie musiał poczekać do wtorku. Dzisiaj nie pojadę do Uli.

Przejechał jeszcze parę metrów i na najbliższym dogodnym miejscu zawrócił i pojechał z powrotem do Warszawy. Jego krótki pobyt w Rysiowie tak bez echa jednak nie przeszedł, bo bywał już tu wystarczająco dużo razy, aby rozpoznawano jego auto. Dlatego już półgodziny później Ula wiedziała, że był i że z samochodu wysiadała Marzena.

 

Do spotkania z Sebastianem pozostały dwie godziny, dlatego Marek postanowił, że pojedzie do rodziców w odwiedziny i opowiedzieć im o wizycie w Brwinowie. Rodziców zastał przy popołudniowej kawie i dlatego po przywitaniu Helena poszła do kuchni po kawę dla syna, a Krzysztof z synem do salonu. 


 

-I jak było w podróży sentymentalnej? -zapytał, mając na myśli wczorajszy wyjazd syna.

-Wszystko się zmieniło tato. Nie tylko szkoła, ale miasteczko. Rynek odnowiony, jest park. A sama szkoła rozbudowana z prawdziwym boiskiem i salą gimnastyczną. Spotkałem Sebastiana Olszańskiego. Zawsze grałem z nim w warcaby. Dzisiaj umówiłem się z nim.

-Kiedyś muszę się też wybrać -odparł z uśmiechem na wspomnienia.

-Marek -przerwała im Helena, pojawiając się w salonie z ciastem i kawą. — Dzwoniła niedawno Paulinka i mówiła, że ją zaniedbujesz? 


 

-Konkretnie jak zaniedbuję?

-Nie masz dla niej czasu, wychodzisz sam, znikasz.  

-Dobrze zrozumiałem, że Paulina tu dzwoniła ze skargą. Do tego już się posuwa.

-Uważa, że kogoś masz -kontynuowała Helena. —Znalazła rachunek za perfumy i same perfumy w eleganckim opakowaniu. Ona nie używa tej marki.

-Żmija -wymruczał.

-Marek Paulina jest twoją narzeczoną, więc nie powinieneś mówić o niej żmija -upomniała go matka.

-Jak mogła dzwonić do was z takimi rzeczami? I czy mówiła wam, z kim się spotykam?

-To ty powinieneś odpowiedzieć na to pytanie.

-Paulina też wie. To ta dziewczyna od spadku. Oni ciągle nie mogą pogodzić się, że dziadek przepisał mieszkanie na obcą osobę. To oni wymyślili, abym się zainteresował Ulą, spotykał się z nią i wybadał, jaka jest.

-Dobrze zrozumieliśmy -wtrącił podniesionym głosem Krzysztof. —  Wykorzystujesz tę dziewczynę.

-Zbyt mocno powiedziane tato.

-To, że Paulina i Aleks wymyślili coś tak głupiego i podłego, nie dziwię się, ale że ty się zgodziłeś brać w tym udział, to inna sprawa. Nie tak cię wychowaliśmy -mówił ostro Krzysztof.

-Nie pomyślałeś o tej dziewczynie? -zawtórowała matka. — Zawróciłeś jej w głowie i zaraz zostawisz.

-Więc to wszystko moja wina?

-Powinieneś się nie zgodzić -upierał się Krzysztof.

-Pójdę już -rzekł, wstając z kanapy. —Nic tu po mnie. Kowal zawinił, a cygana powiesili.  Kawy już nie wypiję.

 

Spotkanie z dawnym kolegą było to, czego potrzebował. Rozmowa z Febo, wizyta w Rysiowie i u rodziców bowiem wystarczająco mocno zepsuło jego nastrój. Szybko też okazało się, że z Sebastianem nadają na tych samych falach. Czasy szkoły pominęli, bo o tym rozmawiali dzień prędzej  i skupili się na teraźniejszości. Olszański opowiedział mu o  Kasi, którą próbuje od dawna poderwać, a Marek o znajomością z Ulą i o narzeczonej.

-To niezłe ziółko jesteś -zaśmiał się Olszański. — Narzeczona i druga dziewczyna na boku.

-Ula to tylko znajoma.

-I to dla znajomej oczy ci błyszczą, jak o niej mówisz, a jak o narzeczonej to mina nietęga.

-A ty oprócz prowadzenia dokumentacji pracowniczej zajmujesz się analizą uczuć?

-Nie. Mówię, jak jest.  

Rozmawiali już dobre półgodziny, gdy Marek zauważył Wiolettę Kubasińską zaglądająca przez okno do klubu Dekada. Była ona kosmetyczką i koleżanką Pauliny Febo.

-Przepraszam Seba, ale muszę na chwilę wyjść -rzekł, wstając od stolika.  

Chwilę później pojawił się obok Wioletty.

-Wiola, co tu robisz? -zapytał bez przywitania.

-Marek co za niespodzianka -odparła z uśmiechem.

-Paulina kazała ci tu przyjść?  Znowu ogon mi przystawiła?

-Jaki ogon? Szczawiu się najadłeś?

-Szaleju Wiola. Mówi się szaleju. To co tu robisz?

-Byłam na różańcu i patrzę, a tu znajome auto stoi i myślę sobie, że zobaczę, co tu robisz.

-Na różańcu we wrześniu?

-Marek nie wiedziałem, że masz tak ładne koleżanki -odezwał się znienacka Sebastian, patrząc z zauroczeniem na Kubasińską. Wioletta również nie mogła oderwać wzroku od niego.

- Seba to Wiola znajoma Pauliny, Wiola to mój kolega z podstawówki -przedstawił ich sobie. 

-Przysiądziesz się do nas? -zapytał Olszański, nie pytając o zdanie Marka.

Dalej czuł się jak intruz, bo zarówno Wiola jak i Seba byli na najlepszej drodze, aby znajomość kontynuować.

 

środa, 23 marca 2022

Testament cz. 5

Ula jak tylko wyszła zza rogu na ulicę, na której mieszkała, zauważyła Marka rozmawiającego z Bartkiem. Chwilę później Marek i ją zauważył. Dlatego pożegnał się z Dąbrowskim i wyszedł naprzeciw jej i Beatki. Spotkali się w pobliżu Opla zaparkowanego na poboczu, ale żadne z nich uwagi na auto nie zwróciło. 

-Cześć Ulka, Beatka -rzekł, cmokając również w policzek starszą ze sióstr.   

-Cześć -odparła, nie dając odczuć chłodu. — Marek jeśli chodzi o nasz wyjazd, to nie mam, z kim Beatki zostawić.

-Beatkę możemy zabrać ze sobą -wtrącił, zanim Ula sama mu to zaproponowała. — Będzie sporo atrakcji dla dzieci.

-Dzięki. Mało kiedy wyjeżdża z Rysiowa.

-Postaram się zadbać o was dwie. Będzie sporo atrakcji dla dzieci. Huśtawki, konkursy, budy z zabawkami

-A lody  i olanzada będą -zapytała Betti.

-Lody nie Betti, bo możesz być chora, ale watę cukrową ci kupię  -odparła Ula za Marka. — Jest taka słodka i puszysta.

-Lody na pewno są lepsze.

-Ciepłe lody na pewno też będą -wtrącił ugodowo Marek.

-Ciepłe jak najbardziej Beatko.   

-Jedziemy od razu, czy do domu wchodzicie? -zapytał, kiedy doszli do jego auta.

-Pójdę tylko do domu odnieść torbę i przebrać siebie i Betti.  Dłużej niż dziesięć minut nam nie zejdzie.

-Spokojnie. Mamy dużo czasu. Poczekam na was na dworze.

W czasie kiedy Cieplakówny były w domu Marek kontynuował rozmowę z Bartkiem.

-Dobrze znasz się na autach? -zagadnął. —Od wczoraj mi czasami gaśnie.

-Mogę zobaczyć pod maskę -odparł, odkładając pędzel.

Kiedy zajęci byli oglądaniem silnika samochodu  dołączył do nich Maciek Szymczyk.

-Cześć Bartek. Zepsuł się?

-Coś gaśnie panu -odparł Dąbrowski, patrząc na silnik, a nie Maćka.

-Coraz więcej zagranicznych bryk jeździ po Rysiowie. Wczoraj jeden facet ciemnym Audi 200 C3 parkował przy barze -rzekł, dając już Markowi dwustuprocentową pewność, że był tu Aleks. — To jakiś dawny znajomy Cieplaków, bo pytał o nich.

-I co Maciek? Wszystko mu powiedziałeś -zakpił Bartek.

-Wszystko wiedział. Pytał, tylko jak sobie radzą po śmierci pani Magdy. A pan nie jest przypadkiem z  tych Dobrzańskich, co mają firmę na Lwowskiej -zagadnął do Marka.  — Moja mama od pierwszego ma tam sprzątać.

-Żyję z pensji strażaka -odparł, co było zresztą prawdą, bo z zysków firmy on nie korzystał, tylko Paulina.

Dalej na szczęście nie musieli rozmawiać na temat F&D, bo Ula pojawiła się przy furtce.

-Zepsuł się -zapytała podobnie jak Maciek?

-Wszystko już gra i buczy Ula. Pasek się poluzował -odparł Bartek.

-Wy już tak na serio -zagadnął Maciek do Uli i Marka.  — Dwa dni temu pan też był.

-Nie masz nic lepszego do roboty niż interesowanie się życiem sąsiadów -odparła ostro Maćkowi. 

-Gotowe -odezwał się ponownie Bartek. — Możecie jechać do Brwinowa.

-Ile jestem winny?

-Pan  żartuje? Pan potraktuje to, jako przysługę sąsiedzką Uli. 

-W takim razie dziękuję -odparł, wyciagając rękę do Bartka.

 -Masz u mnie kawę Bartek -dodała Ula. 

-Wpadnę kiedyś. Ten Opel przy domu państwa Jeżów stoi już jakiś czas, ale chyba  nikt z auta nie wychodził -mówił, patrząc w dal. Maciek, Marek  i Ula również tam spojrzeli.  Markowi był jednak znany, bo ta marka, model i kolor towarzyszył mu do Rysiowa. Raz był przed nim, a później trzymał się tuż za nim albo w pobliżu.

-Może nie zauważyłeś -odparł Maciek. — Oni mają sporo znajomych i mógł ktoś ich odwiedzić.

-Wyjechali dwa dni temu z wnuczką  nad morze. Panu Tomaszowi robiłem przed wyjazdem przegląd ich malucha. Kazał mi mieć na oku ich dom. Pójdę zobaczyć, o co chodzi.  

Kiedy jednak szedł w stronę Opla, auto odjechało.

- To, co jedziemy -rzekł tymczasem Marek, otwierając Uli drzwi od samochodu.

-Usiądę w tyle z Beatką. Tak będzie bezpieczniej.

-Chyba nie ma choroby lokomocyjnej? 

-Do tej pory nie miała. Jakby co zapłacę za czyszczenie.

Kiedy wsiedli do auta i ruszyli z miejsca, Ula zastanawiała się, czy ma skomentować jakoś słowa Maćka. Z kłopotu wybawił ją sam Marek.

-Ciekawych masz sąsiadów Ula -rzekł ogólnikowo, ale Ula wyczuła, że głównie miał na myśli Maćka.  

-Naprawdę nie ma sensu słuchać Maćka. On i jego matka są wścibscy. Wszystko wiedzą, a jak czegoś nie wiedzą, to się dowiedzą i doniosą. 

-Mogę domyślić się, że mieć takich sąsiadów to utrapienie -odparł od niechcenia. — Tak zabawnie jak w przypadku Pawlaka i Kargula nie jest.

-Fakt nie jest.

Wspomnienie komedii  było bardzo dobrym posunięciem, bo rozmowa między nimi się nie kleiła, a temat filmowy był bezpieczny. Oboje też czuli ciężką atmosferę, ale nie pytali o powody. Marek ciągle myślał o tym co powiedział mu Bartek i Maciek oraz o Oplu, a Ula o tym, że szpieguje ją. Chociaż tak naprawdę nigdy temat spadku i mieszkanie nie był podjęty w ich rozmowach i tym samym nie wypytywał jej. Ula najchętniej by zrezygnowałaby z wyjazdu, ale nie chciała rozczarować Beatki. Niewiadomą kwestią było również jego zdjęcie w gazecie w towarzystwie Febo i to, czy jest albo był chłopakiem Pauliny. Myślała również co dalej. Obiecała sobie, że następnym razem, jak się spotkają, wszystko mu powie. Również o tym, aby przekazał rodzeństwu, że nie zamierza zrezygnować ze spadku. Marek również zaprzątał sobie głowę co dalej. Najprościej byłoby, gdyby powiedział prawdę, ale chociaż był strażakiem i powinien być odważny, to tej odwagi nie miał. Postanowił jednak, że napisze jej list i w nim wszystko wyjaśni.  Zwłaszcza że wścibska sąsiadka Uli miała pracować w jego rodzinnej firmie i jego tajemnica, kim jest, tajemnicą długo by nie pozostała. Teraz zamierzał cieszyć się ostatnimi chwilami spędzonymi z Ulą. To, że Ula po szczerej rozmowie mogłaby mu wybaczyć, nie brał nawet pod uwagę, bo po czymś takim w jego mniemaniu nie ma wybaczenia.

 

Kiedy dojechali na miejsce, Beatka od razu pobiegła w stronę straganów z zabawkami.


 

-Kupisz mi pscółkę Maję, piłeckę i wiatlaczek do lowelku? -zapytała na widok balonika w kształcie bohaterki ulubionej bajki i innych zabawek.

-Nie za dużo zabawek Betti.

-Ja zapłacę Ula.

-Nie chodzi,  o to kto zapłaci, ale o zasady. Nie chcemy jej rozpieszczać, żeby nie myślał, że zawsze dostanie to co chce.

-Ten jeden raz zasady możesz złamać. Niektórzy uważają, że po to są.

-To wytłumacz to Beatce.

-A co dla ciebie?  -zapytał, kiedy podeszli do straganu.

-Pierścionek -odparła, pokazując na dorosłą biżuterię odpustową. — Ten z oczkiem w kształcie łezki i imitujący bursztyn.

-Ciekawy wybór -odparł, śmiejąc się wesoło. —A tego z niebieskim oczkiem nie chcesz? Pasuje do kolorów twoich oczów.

-Ten z bursztynem wygląda prawdziwiej.


 

Zanim zapłacił za zakupy, osobiście mierzył pierścionki i wsuwał na palec Uli. Pierwszy był za mały, ale drugi w sam raz.

-Pięknie wygląda -rzekła, patrząc na swoją dłoń, którą ciągle trzymał Marek.

-To bierzemy -odparł, całując w dłoń.

Najbardziej zadowolona od straganu odchodziła Beatka, bo wzbogaciła się o trzy zabawki. Balonika Maję wzięła pod pachę, a drugą rękę dała Markowi, a nie siostrze. Kolejne minuty spędzili na wesołej zabawie i opowieściach Marka o spędzonym tu dzieciństwie. Głównie Uli opowiadał, bo Beatka, pomijając że była za mała, korzystała z przyszkolnego placu zabaw. Razem z innymi dziećmi zjeżdżała ze ślizgawki, huśtała się i jeździła na karuzeli. Marek zadbał również o małe co nieco.  Dla Beatki były ciepłe lody, a sobie i Uli wziął lody z automatu. Nie obyło się bez czułych przytuleń Uli. W ogromie atrakcji nie zauważyli, że ktoś ich obserwuje i robi zdjęcia. Nawet jakby zauważyli, to nie zastanawialiby się nad tym, bo nie był jedyną osobą, która miała zawieszony aparat fotograficzny na szyi.  Jedną z atrakcji festynu była galeria zdjęć i innych pamiątek z okresu stulecia szkoły. O Marku Dobrzański również było napisane w kronice szkolnej. Okazało się, że jest on czterokrotnym mistrzem szkoły gry w warcaby w swojej grupie wiekowej.  Ula dużo jednak nie zdążyła obejrzeć, bo poszła z Beatką do toalety, zostawiając Marka samego.

-Marek Dobrzański? -usłyszał pytanie, kiedy oglądał zdjęcia z początku lat siedemdziesiątych i był w klasie 1-4. 

-Sebastian Olszański -odparł niepewnie i patrząc uważnie na niego.

-We własnej osobie.  Kupę lat minęło. Słyszałem, że nieźle ci się powodzi. Masz firmę F&D.

-Tak. Tylko ojciec się nią zajmuje. Ja jestem strażakiem. Tylko nie mów głośno.  Jestem tu z jedną dziewczyną  i jej  siostrą i Ula nic nie wie. Zaraz wrócą z toalety.

Tego się też właśnie  obawiał, że choć minęło ponad piętnaście lat od tego czasu i że tyle samo lat tu nie był, to może ktoś go rozpoznać i wiedzieć o jego teraźniejszości.  

-Spokojnie nic nie powiem i nie pytam. 

Rozmawiali jeszcze chwilę sami, ale Ula w końcu pojawiła się obok nich.

-Ula to Sebastian. Chodził do klasy C a ja do B.Graliśmy ze sobą często w warcaby.

Ulę jakoś szczególnie nie przedstawił, bo nie wiedział nawet jak ją przedstawić. Jako znajoma czy dziewczyna.

-Marek zawsze mnie ogrywał  -oznajmił jakby z ciągłym żalem.  — Dopiero jak odszedł ze szkoły, ja przejąłem mistrzostwo. Może umówimy się na partyjkę? -zwrócił się do Marka.

-Tylko że nie grałem w warcaby z dziesięć lat Seba. 

-Tym lepiej. Będę miał okazję cię ograć. 


Do Rysiowa wrócili po szóstej i pomimo wczesnej jeszcze pory, Beatka po całym popołudniu wrażeń, zasnęła w samochodzie. Uli szkoda było jej budzić i dlatego Marek postanowił, że zaniesie Beatkę do łóżka. Kiedy brał ją na ręce, pechowo zsunął sandałek z nogi, który niezauważenie upadł na siedzenie. W domu na brak jednego buta uwagi również nikt nie zwrócił.

-Dzięki za wycieczkę Marek -rzekła, jak położył małą na łóżku. — Beatka na pewno na długo zapamięta wyjazd.

-To mi było miło spędzić z wami czas. W ogóle miło było poznać taką miłą rodzinę. Jesteście tacy prawdziwi. A w tobie nie ma w tobie krzty zakłamania.

-Co cię tak wzięło na takie rozważania? -zapytała, odprowadzając do drzwi. Zastanawiała się też nad słowami „było miło was poznać”. Jak dla niej tak się mówiło, gdy miało się coś skończyć.

-Po prostu dzisiaj powspominałem dzieciństwo i tam byłem szczęśliwy -odparł, aby Ula nie domyśliła się, że właśnie się żegnają.  — Rodzice nie biegali jeszcze za pieniędzmi i mieli dla mnie czas. Tak jak ty dla Betti.

-A teraz jak ci się z nimi układa -postanowiła nieco wypytać go o życie prywatne. — Nigdy nie mówiłeś. Dalej mieszkasz z nimi czy sam.

-Od rodziców wyprowadziłem się ponad rok temu -odparł, nie wdając się w szczegóły.  

-Ale mam nadzieję, że spotykasz się z nimi -kontynuowała.  

-Tak, spotykamy się regularnie. Muszę już jechać Ula -szynko zmienił temat. — Nie chcę do pracy się spóźnić.

-Nie ma sprawy -odparła, czując jego zdenerwowanie.  — Pogadamy następnym razem. Cześć i spokojnego dyżuru.

-Dzięki i cześć -odparł i poszedł w stronę samochodu.

Prosto od Uli pojechał do pracy.  Dyżur na szczęście był spokojny i nie było żadnych wyjazdów. W niedzielę rano natomiast, kiedy wyjeżdżał z parkingu i patrzył wstecz, spostrzegł  sandałek Beatki na tylnym siedzeniu. Widać, że był nowy i szkoda byłoby go nie oddawać. Tym samym chcąc nie chcąc musiał jeszcze raz pojechać do Rysiowa. Wyjazd odłożył na popołudnie, bo chociaż było spokojnie w nocy, to  nie spał i chciał odpocząć. Do sypialni, gdzie spała Paulina jednak nie poszedł, tylko do drugiej mniejszej. Febo miała bowiem to do siebie, że gdy wstawała, robiła to wyjątkowo głośno i zawsze budziła go, gdy odsypiał nockę.  Kiedy wstał, Pauliny nie było w domu. Dlatego zrobił sobie śniadanie, a później chciał pojechać do Rysiowa. Miał już wychodzić, gdy w domu pojawiło się rodzeństwo Febo.