piątek, 31 grudnia 2021

Święta dawniej i dziś 2/3

Przyjazd do sądu okazał się dla Uli i Marka zaskoczeniem, bo chwilę po nich na korytarzu pojawił się Marek Dobrowolski w towarzystwie mecenasa Fica. Wkrótce okazało się, że Dobrowolski to tak naprawdę komisarz Wolski.

-Sami państwo rozumieją, że nie mogłem się ujawnić -rzekł im. — Nawet nazwisko dali mi inne. Wolski Dobrowolski.

-Ja dowiedziałem się wczoraj -dodał Fic.

-Ale dlaczego? -pytał Marek. —Po co pojawił się pan w firmie.

-Policja poprzez pana Hu i pana Aleksa Febo chciała dotrzeć do ministra Biodro -wyjaśniał ciągle zaskoczonym Dobrzańskim.  — Potrzebne były konkretne dowody na korupcje ministra.  Od dawna mieliśmy podejrzenia co do jego uczciwości. 

- A my posądzaliśmy ciebie to znaczy pana o -zaczęła Ula.

-Ciebie -wtrącił Wolski.

-Ciebie o szpiegostwo.

-Tak wiem -odparł, wpatrując się w Ulę. — Trochę wam zeszło z tym dochodzeniem. Myślałem, że prędzej szpiega we mnie zobaczycie.

-Dobrze się maskowałeś -odparła Ula.

-A co z panem Hu i Aleksem?  -zapytał Marek. Oczywiście nie spodobało się mu to, jak patrzył na byłą żonę.

-Jedyny zarzut, jaki możemy im postawić to, to że dali łapówkę ministrowi.  Teraz zależy, co zeznają. Dobrze byłoby, gdyby zgodzili się zeznawać przeciwko ministrowi. Dzisiaj czeka ich niespodzianka. Sprawę macie wygraną.

-Jeśli państwo chcą, mogą oskarżyć ich jeszcze o psucie wizerunku firmy i poprzedniej kolekcji oraz domagać się odszkodowania -dodał Fic.

-Pomyślimy o tym. Nerwów trochę nam przysporzyli -odparł Marek. 

Kolejne wydarzenia działy się bardzo szybko. Ula z Markiem będąc jeszcze w sądzie zadecydowali, że oskarżą Aleksa i pana Hu, a mecenas Fic porozumie się z nimi i ich adwokatem jeszcze tego samego dnia. Po wyjściu z sądu Ula z Markiem pojechali do firmy, aby opowiedzieć, o tym co wydarzyło się w sądzie. Południem, gdy mieli wychodzić z firmy i jechać do domu do Marka zadzwonił Fic z dobrymi wiadomościami. Telefon włączył na głośnomówiący i Ula mogła wszystko usłyszeć. 

-Za odstąpienie z drogi sądowej Aleks jest skłonny oddać swoje udziały. Pieniędzy na odszkodowanie po prostu nie ma.  Jego pan Hu również oszukał. Zainwestował w firmę i raczej pieniędzy nie odzyska. Febo chce wyjechać na stałe do Włoch, a pan Hu zgadza się na rozwód z Wiolettą na jej warunkach. To wszystko jest do umówienia, ale po świętach i nie przez telefon. Wygląda na to, że problemy firmy i pani Wioletty się skończyły. Sam jestem zaskoczony takim obrotem sprawy.

-Ula słyszałaś. Jest lepiej, niż myśleliśmy -mówił z radością i z takim samym rozradowaniem wziął w ramiona Ulę i obrócił się z nią kilka razy. Na koniec pocałował z rozpędu w czoło. —Wszystko da się jeszcze uratować. Firma dalej będzie istnieć.

-I nie pozwolimy, aby drugi raz była na granicy bankructwa -odparła, kiedy poczuła, że były mąż postawił ją na podłodze.  To będzie cel na Nowy Rok.

Nie były to jedyne dobre wiadomości tego dnia.  Jasiek i Wojtek jakiś czas temu wpadli na pomysł zaprojektowanie zabawek pluszowych dla przedszkoli i do sklepów. Parę sztuk uszyli i teraz okazało się, że pomysł cieszył się z zainteresowaniem. Oni mieli je projektować a firma F&D szyć i mieć dodatkowe pieniądze.  Do domu Ula z Markiem wracali więc jako szczęśliwi ludzie. Tam czekało ich popołudnie i wieczór z dziećmi.

 


 

Pół godziny później byli już w domu i po odjeździe Ali wzięli się za przygotowywanie kolacji. Ula również za robienie pierogów i krokietów na wigilię. Pracy miała dużo, dlatego wizyta Marka tego dnia u dzieci miała być długa. Dzieci chciały jajecznicę na kolację i Marek miał się tym zająć. Kroił właśnie cebulkę, gdy się zaciął. Chwilę później szukając plastra w domowej apteczce zauważył tabletki Depresin oraz inne opakowanie o nic niemówiącej mu nazwie. Kiedy Ula wyszła z kuchni, jeszcze raz otworzył szafkę z lekami i przeczytał nazwę.  Później wpisał w wyszukiwarkę w telefonie. Ten lek również był z grupy leków psychotropowych.

-Ula wszystko dobrze? -zapytał cicho, kiedy dzieci zajęły się oglądaniem telewizji.

-Tak. Dlaczego pytasz?

-W apteczce masz leki na depresję. Martwię się.

Nic nie jest dobrze, od kiedy odszedłeś i nie zawalczyłeś o nasze małżeństwo. Zamiast tego zdradziłeś mnie. Nawet nie wytłumaczyłeś się, dlaczego nie chciałeś porozmawiać. Ja ci powiedziałam, dlaczego zdradziłam i tyle razy przepraszałam. A ty, tylko że zdradziłeś. Może zrozumiałabym, wybaczyła.

-Niepotrzebnie Marek -odparła, odwracając wzrok od męża.

-Ula znam cię lepiej niż ktokolwiek inny. Wiem, kiedy kłamiesz. To przeze mnie? Ciągle ciężko znosisz rozwód -ni zapytał, ni stwierdził.

- Dlaczego myślisz, że przez rozwód? Może to przez firmę?

-To na jedno wychodzi. Firma ma kłopoty przeze mnie.

-Na szczęście wszystko wychodzi na prostą Marek. Moje zdrowie również.

Dalej tematu nie drążył, bo nie chciał denerwować Uli, a i dzieci mogły usłyszeć ich rozmowę. Swoje jednak wiedział, że Ula wpadła w depresję przez niego i rozwód.

-Może wina się napijemy Ula. Mamy co świętować. Albo za błędy możemy wypić. Jak wolisz.

-Błędy lepiej naprawiać Marek. Myślisz pogodzić się z Sebastianem? Wigilia to dobry dzień na wybaczanie. Zbyt długo trwa wasza kłótnia.

-Myślę codziennie. On chyba nie jest chętny.

-Pytałeś go?

-Tyle razy widzieliśmy się w firmie i słowem się nie odezwał.

-Tak jak ty Marek. Ktoś musi zrobić pierwszy krok. Zadzwoń do niego i spróbuj umówić się na jutro. Albo jedź do niego. Tyle lat byliście przyjaciółmi. Nie brakuje ci go.

-Brakuje Ula.

I jego i ciebie i dzieci.

Kiedy wracał do domu, mijał Klub 69. Sam nie wiedziała, dlaczego postanowił wejść. Stamtąd zadzwonił do Sebastiana powiedział, gdzie jest i zaprosił na piwo. Olszański w klubie pojawił się po półgodzinie.

-Dzięki, że przyszedłeś -odezwał się Marek.

-Lepiej piwa napić się w klubie z kumplem, niż samemu w domu i do telewizora mówić.

-Przepraszam Seba. Nawet nie wiesz, jak bardzo podle się czuję. Nie mogę patrzeć na siebie.

-Trudno nie zauważyć.

-Wyszło tak, jakbym chciał odegrać się na Uli i aby poczuła, jak to jest być zdradzonym. Ale tak nie było. Poczułem się samotny, wypiliśmy za dużo. Następnego dnia nie miałem odwagi pojawić się w mieszkaniu, spojrzeć w oczy Natalii i powiedzieć jej, że to był błąd. Ona od początku wiązała ze mną jakieś nadzieje.  I wiem, jak łatwo jest zdradzić i jak trudno jest poradzić sobie.  Zdradziłem jedyną kobietę, którą kocham.

-Ula nie potrafi ci wybaczyć.

-Nawet nie prosiłem. Ula to nie Paulina. Seba jeden błąd pociąga za sobą kolejne i nic nie da się zrobić.

-Można Marek. Trzeba tylko chcieć.

-Nie zasłużyłem na Ulę. Nie po tym co jej zrobiłem.  

-I co? Zamierzasz być z …

-Nie Seba. Nie będzie jej. Ani Uli, ani żadnej innej. Będę sam.

Następnego dnia do Dobrzańskich przyjechał Sebastian. Jechał do rodziny na święta i po drodze przywiózł prezenty dla Uli i dzieci. Zanim wszedł, przebrał się za gwiazdora.  

-Hoł, hoł, hoł. Czy są tu jakieś grzeczne dzieci? -zawołał, gdy wszedł do salonu i zauważył starsze pociechy Uli i Marka.   

-Wujek -zawołał Kuba z Julką. Chwilę później tulili się do gościa.  

-Jaki wujek?  Jestem świętym Mikołajem. Za wierszyki albo piosenki dostaniecie prezenty. 

-My chcemy, tylko żeby tata wrócił -wypowiedziała się Julka za siebie i brata. — To da się załatwić?  

-Trzeba wierzyć i bardzo chcieć. Na razie może coś innego znajdę w moim worku. Teraz odpakujecie czy pod choinkę włożymy -mówił, wyciągając pierwszy prezent dla Julki.  

-Teraz -zadecydował Kuba za siebie i siostrę. — Możemy mamo. 

-Możecie -odparła.    

Dla Julki miał Magiczny Pamiętnik, Kuba dostał mikroskop, a Antoś muzyczny pociąg ABC. Ula również dostała prezent, ale włożyła sobie pod choinkę. Dla całej rodziny Sebastian miał jeszcze grę interaktywną Kto kłamie 

-Jest super. Zaraz włosa obejrzę i kurz -zawołał Kuba na widok mikroskopu. — Dziękuję wujku.  

-A ja napiszę pamiętnik -dodała Julcia.  

-Kawy, herbaty święty Mikołaju? -zapytała Ula, kiedy mali Dobrzańscy zajęli się swoimi prezentami. — Mam serniczek i pierniki.  

-Chętnie Ula -odparł, siadając przy stole. — Wczoraj pogodziliśmy się z Markiem. Mówił już ci? 

-Nie. I cieszę się, że się wam udało porozumieć.  

-Dzięki tobie Ula.  

-Tyle czasu przyjaźniliście się, że szkoda by było stracić coś tak pięknego. 

-A wy Ula?  Naprawdę nic nie da się zrobić? Marek żałuje. Wszystkiego żałuje.  

-Ja wystarczająco długo prosiłam go o wybaczenie i nie wybaczył.  

-Wybaczył, tylko że za późno Ula.  

-Wybaczył zemstą. 

-To ty myślisz, że z zemsty przespał się z Natalią? Oni za dużo wypili i poczuł się samotnie.  

-Adwokatem jego jesteś?  

-Nie, ale widzę, jak się zachowuje. Pamiętam go za czasów Pauliny. Nigdy nie miał najmniejszych wyrzutów sumienia po zdradzie. On nawet uważa, że nie zasługuje na ciebie. Wczoraj zwierzył mi się ze wszystkiego. Nie szkoda wam tracić czasu na jakieś idiotyzmy? Tak bardzo kochaliście się, żyliście jak w bajce. Cała wasza historia miłości była bajką.

-Seba to, co mówisz, jest dziecinne. Poza tym każda bajka się kiedyś kończy.

 

Korzystając z okazji, że Sebastian zobowiązał się przez godzinę zająć  dziećmi, Ula wyskoczyła na ostatnie zakupy. Kiedy kupiła wszystko postanowiła pójść jeszcze na krótki spacer do parku w pobliże firmy F&D. Obok Wisły i lasku było to jej i Marka ulubione miejsce. I tu było najbliżej.

Marek tymczasem w swoim mieszkaniu zjadł samotnie śniadanie. Później z braku lepszych pomysłów na przed popołudnie postanowił gdziekolwiek pójść. Samotne siedzenie zdecydowanie go przygnębiało. Zwłaszcza w taki dzień. Chciał pójść w miejsce, które łączyło go z Ulą, a że najbliżej było mu do parku obok firmy, tam właśnie poszedł.

Siebie zauważyli jednocześnie, więc uciekać ani udawać, że się nie widzą, sensu nie było.

 


Nie dałam rady dokończyć, więc jest tyle. Postaram się resztę dodać w niedzielę.

 

sobota, 25 grudnia 2021

Święta dawniej i dziś 1/3

 

 

 

Święta Bożego Narodzenia nieuchronnie zbliżały się. Jeszcze niedawno półki w sklepach były pełne świątecznych ozdób, a teraz stawały się puste. Również w sklepach było słychać świąteczne piosenki i oglądać reklamy produktów odpowiednich na prezenty.  Sami klienci wyglądali na szczęśliwych na zbliżające się dni. Ula Dobrzańska jednak do tej grupy nie należała i najchętniej przespałaby te święta. Po raz czwarty w jej życiu nie cieszyła się na nie ani nie miały być radosne. Pierwsza taka sytuacja miała miejsce przed laty, gdy po raz pierwszy zasiadali do stołu bez mamy Uli. Sześć lat później święta ponownie nie były dla Uli radosne. Tym razem z własnej winy. Wszystko przez to, że we wigilię pocałowała własnego szefa. Byli przed jej domem w samochodzie, żegnali i składali sobie życzenia, kiedy ich usta spotkały się na krótką chwilę.  Trzeci raz na święta nie czekała z radością rok temu, gdy po zdradzie męża byli już skłóceni. Teraz było jeszcze gorzej, bo byli po rozwodzie, a Marek mieszkał oddzielnie. Moc kamienia księżycowego chyba się wyczerpała -myślała, oglądając upominek, który przed laty dostała właśnie od Marka.  Mimo to, że byli po rozwodzie zaprosiła go na święta i kupiła mu nawet prezent. Była to elegancka koszula z krawatem.

Starsze dzieci Kuba i Julka również nie dali jej o tym zapomnieć, bo mieli do napisania opowiadania o świętach i Ula musiała się tym zająć. Rodzeństwo jednego wieczora przyszło do jej sypialni, aby pomogła im w wypracowaniach. 


 

-Mamy napisać opowiadanie o świętach z czasów rodziców mamo -rzekła córka.

-Julcia nie mogłaś sobie prędzej przypomnieć -odparła z reprymendą. 

-To na po świętach. Opowiesz mi, jakie były święta u ciebie.  Jutro pogadam jeszcze z tatą.

-A ja mam napisać opowiadanie o historii świątecznej -wtrącił Kuba. — Też na po świętach.

- To jakie były święta jak byłaś mała? -dopytywała córka.

- Jak ja byłam mała, nie było tyle takich bajerów co teraz. Ulice nie były tak przyozdobione ani witryny sklepów. Nawet za pomarańczami trzeba było czekać w długich kolejkach, a o bananach można było pomarzyć.  Czekolada była też rarytasem. Wszystko było to w specjalnych sklepach. 

-To, co jedliście na wigilię? -pytała Julcia i notując w notesiku.

-To co sami zrobiliśmy. Tak jak teraz. Zabawki też nie były takie odlotowe jak teraz.  Pamiętam, że gdy miałam sześć lat, dostałam pod choinkę dużą lalkę typu bobas. I to było coś na te czasy. Na świecie był już wtedy wasz wujek Jasiek i podobnie jak moja mama a wasza babci zajmowała synkiem, ja zajmowałam się swoją Zuzią. Całymi dniami mogłam się nią bawić. Mam nawet zdjęcie z Zuzią.

-Dziadek powiedział, że nie było komputerów i tylu programów co teraz -przerwał matce Kuba.

-Bo nie było i dzieci dlatego dzieci więcej wychodziły na dwór, żeby się pobawić.

-A w domu jak było w czasie świąt? -zapytała córka.

- Święta w Rysiowie zawsze były ciepłe i rodzinne. A przynajmniej ja takie pamiętam. Robiłam ozdoby z papieru kolorowego, szyszek i innych rzeczy. Dwa dni przed świętami ubierałam choinkę z ojcem, a później również z ojcem i bratem.  Podobnie jak ty Julcia pomagałam również mamie w kuchni. Zaczynałam od prostych rzeczy, czyli wycinania z ciasta pierniczków czy klejenia pierogów. Z każdym rokiem nabierałam też większego doświadczenia w kuchni i już jako trzynastolatka sama upiekłam swoje pierniczki.  W czasie samych świąt nigdzie daleko nie wyjeżdżaliśmy.  Nawet cała rodzina mieszkała w promieniu dwudziestu kilometrów i mogliśmy w jeden dzień odwiedzić ich i wrócić. Czasami w odwiedziny przychodzili do nas Szymczykowie albo my chodzili do nich. Rodzice za pieniędzmi nie gonili i dlatego nie mieliśmy luksusów ani na co dzień, ani na święta. Mieli za to dużo czasu dla siebie i dla mnie i Jaśka. Czasami marzyłam o świętach jak u bogatych, gdzieś na wyjeździe i z wystawnością. Pierwsze święta, które nie były dla nas radosne, to te, gdy zabrakło przy wigilijnym stole waszej babci.  

-A co z tatą mamo -przerwała Julka.

-A co ma być? -zapytała, bo w pierwszej chwili nie wiedziała, o co chodzi córce.

-Sam będzie w czasie świąt. Dziadkowie nie żyją, a rodziny nie ma.

-Nie będzie sam. Będzie z nami. Cały czas jest częścią naszej rodziny -wyjaśniła dzieciom.

Kiedy dzieci poszły do swojego pokoju i uśpiła Antosia, wróciła myślami do świąt spędzonych z Markiem. 

 

 Następnego dnia Kuba i Julka tak jak już prędzej było ustalone, poszli do ojca ubierać jego choinkę. On podobnie jak była żona nie czekał na okres świąteczny. Już teraz było mu źle w czasie długich i samotnych wieczorów w mieszkaniu. Czuł się prawie tak samo samotny jak przed laty, gdy był dzieckiem, a jego rodzice byli ciągle poza domem. Trudno było mu mówić i myśleć o szczęśliwych, spokojnych i rodzinnych świętach, gdy wszystko było przygotowywane na szybko i bez wkładu jego i rodziców.  Kiedy więc dorósł i zamieszkał z Pauliną, wyobrażał sobie, że święta od tej pory będą takie jak w innych rodzinach i że razem będą je przygotowywać. Szybko okazało się jednak, że Paulina woli pójść na gotowe do seniorów albo wyjechać w ciepłe kraje. Dlatego wieczorami marzyło się mu, aby mieć święta przygotowane od A do Z przez siebie i czuć prawdziwą rodzinną, świąteczną atmosferę. Dlatego teraz cały czas wracał do wspomnień, gdy był z Ulą i dziećmi.  W czasie całego życia najwięcej radosnych świąt przeżył, właśnie, gdy był z Ulą. To przy Uli poczuł smak prawdziwych świąt, bo to co najlepsze wyniosła z domu przeniosła do swojej rodziny. Kamień księżycowy stracił chyba termin ważności -myślał, oglądając upominek, który dostał od przyszłej żony na święta. Cieszył się jednak, że dzisiaj zaprosiła go na wigilię i święta. Choć mogło wydawać się to dziwne, kupił Uli również prezent. Był to komplet biżuterii składający się z niebieskiego koralu z dodatkami srebra. W skład wchodziły korale, kolczyki i bransoletka. 


 

-Dlaczego sztuczna? -zapytała Julka, zawieszając pierwszą bombkę na choince ojca. —Mama mówi, że już żywa choinka pachnie świętami. Tak jak pieczone pierniczki.

-Tak jakoś wyszło, że kupiłem sztuczną i nie za dużą -odparł, choć kupił taką choinkę, bo nie był w świątecznym nastroju, a choinka miała być adekwatna do nastroju.  — Wyrosłem z choinek.

-Na święta nie zostawimy cię samego -poinformował Kuba. — Mama mówiła, że z nami będziesz.

-Wiem. Mama powiedziała mi o tym jakiś czas temu.

-Spać też jest, gdzie -dodała Julka. —Nie będziesz musiał tu wracać i sam siedzieć po wigilii ani w same święta.

-Jakie dziwne lampki -rzekł Kuba, zakładając sobie klips lampki na nos.

-Żadne dziwne.  Takie były, gdy byłem w waszym wieku. Kupiło się raz i działały przez kolejne dwadzieścia. Czasami tylko żaróweczkę trzeba było wymienić, bo się przepaliła.

-Mama powiedziała nam, że wtedy biednie było -odezwała się ponownie córka.

-Nie było Internetu ani pomarańczy, czekolady, ładnych zabawek -sprecyzował brat.

-Bo tak było. Ja miałem o tyle dobrze, że moi rodzice pracowali na kierowniczych stanowiskach i często jeździli za granicę i przywozili to czego brakowało w sklepach. Pamiętam, że gdy miałem siedem lat, to pod choinkę dostałem samochód sterowany kablem. To było coś w tych czasach. Coś w rodzaju obecnych zdalnych sterowań.

-Mama lalkę dostała -poinformowała Julka.

-Wiem.  Zuzia miała na imię.

-Ja bym nie mógł bez komputera żyć -oznajmił Kuba. — Nudziłbym się cały dzień.  

-Ale chodziło się na ślizgawkę albo w piłkę pograć. Były też gry planszowe. Te same, w które teraz gramy. A je lubisz.

-A jak było u ciebie w czasie świąt? -dopytywała Julka. — Mama opowiadała, że u nich bardzo rodzinnie.

-Jak byłem w waszym wieku, było jeszcze całkiem przyjemnie. Żyła jeszcze moja babci Halinka i ona ogarniała całe święta i przygotowywała potrawy. Mama głównie dbała o wystrój, ale jak dla mnie był za poważny, bo taki katalogowy. Kiedy zmarła babcia miałem dwanaście lat i mama zatrudniła gosposię i ona przygotowywała wigilię, a ja z rodzicami schodziliśmy na dół, jak wszystko było gotowe. Rodzice wtedy nawiązali współpracę z rodzicami cioci Pauliny i wujka Aleksa i mieli coraz mniej czasu na dom. Ciągle byli poza domem, zajęci swoją pracą, dorabianiem się i pogonią za pieniędzmi. Zazdrościł nawet kolegom rodziców, którzy spędzali ze swoimi dziećmi sporo czasu, a ja miałem nianię.  Czasami wyjeżdżaliśmy na święta gdzieś we trójkę. Niby wszystko miałem na święta, ale jakoś brakowało atmosfery. Nawet stół w salonie jak na cztery osoby a później po śmierci babci na trzy był za duży.  

Zastanawiał się jeszcze czy nie opowiedzieć dzieciom o wigiliach, gdy był już dorosły i spędzał je z rodzeństwem Febo.  Stwierdził jednak, że nie warto do tych wspomnień wracać. Zresztą nie były to czasy jego dzieciństwa.

-To smutno trochę miałeś -podsumowała Julka. —  Mama miała wesoło.

-To prawda. Święta z mamą są bardzo wesołe i niepowtarzalne -odparł z uśmiechem na minione lata.  

 


Pierwsze wspólne święta obchodzili jako narzeczeni. Mieszkali już wtedy razem, na Siennej, ale na wigilię pojechali zarówno do Cieplaków do Rysiowa jak i do Dobrzańskich. Kiedy byli w Rysiowie oboje wrócili wspomnieniami do poprzedniego roku, kiedy doszło do nieoczekiwanego i pierwszego pocałunku. Ula cały czas uważała, że tylko ona jest winna, bo pierwsza pocałowała Maraka.  Marek również tak uważał, bo chciał odsunąć od siebie winę. Teraz jednak przeanalizowali sytuację i doszli do wniosku, że oboje się pocałowali. Przed wyjazdem do Rysiowa powiedziała jeszcze Markowi, że za siedem miesięcy będzie ojcem. Dlatego też mieli drugi powód do świętowania. W kolejnym roku już jako Dobrzańscy z małym Kubą wigilię urządzili w swoim nowym domu i zaprosili swoje rodziny.  Markowi po raz pierwszy przyszło robić duże przedświąteczne porządki. Pomagał również Uli w kuchni i zawiesił lampki przed domem. Mimo że miał sporo obowiązków, podobały się mu takie święta. W następne, gdy Ula była krótko po porodzie i na święta pojechali do Dobrzańskich. Były to jednak ostatnie święta z rodzicami Marka. W miarę upływu lat i gdy dzieci rosły, to dla Marka najprzyjemniejszymi momentami było ubieranie z nimi choinki. We czwórkę robili ozdoby na choinkę i łańcuchy. Był oczywiście gwiazdorem, ale dzieci za drugim razem go rozgryzły. Zabawy na śniegu i zabieranie Kuby i Julki na sanki były kolejną rzeczą, która całej rodzinie sprawiała radość.  Były i wesołe oraz wzruszające historie związane ze świętami. Było tak, gdy Kuba miał siedem lat, a Julka sześć i gdy kupili rodzicom pierwszy wspólny prezent. Oboje dostali kubki z odpowiednimi napisami dla najlepszej mamy i taty. Ula dodatkowo dostała ciepłe skarpetki z choinkami a Marek małą świecącą choineczkę, aby mógł zabrać do pracy i położyć sobie na biurku. Wszystko to mieli do teraz i ku uciesze dzieci używali. Rok prędzej Ula miała powody do wzruszeń, bo Marek wraz z dziećmi nagrali krótki filmik i wysłali do regionalnej telewizji do programu „Złóż życzenia ukochanej osobie.” Cała trójka składała jej życzenia i dziękowała za wszystko, co robi. Innego roku mieli chwilę grozy, gdy okazało się, że trzyletnia Julka włożyła sobie do nosa koralik. Jej brat na szczęście widział wszystko, powiedział rodzicom i mogli pojechać od razu na pogotowie.  Marek, kiedy pierwszy raz zakładał firanki i gdy już skończył i pokazał swoje dzieło, okazało się, że założył całkiem ładnie, tylko że na złą stronę, bo szewki widać było od salonu i musiał przewieszać. Gdy robił zakupy i miał kupić masło klarowane kupił orzechowe i czekoladowe, bo karmelowego nie mieli.  Innym razem miał listę z zakupami spożywczymi i przemysłowymi. Z tym że na osobnych stronach i kupił tylko spożywcze, bo na drugą stronę nie zajrzał. Ula również miała swoje świąteczne wpadki. Jednego roku, gdy włożyła już ciasto do piekarnika, okazało się, że zapomniała dodać przygotowanego proszku do pieczenia i ciasto nie wyrosło. Innym razem zapatrzona ma małego Kubę i Julkę wylała do zlewu barszczyk zamiast wodę od ziemniaków.

 

Zanim miały nadejść święta Ula i Marek ponownie znaleźli się w sądzie. Tym razem po jednej stronie, a nie po przeciwnych.

- Co będzie, jeśli nie wygramy z panem Hu i Aleksem -pytała Ula przed wejściem na salę sądową. — Firma tyle lat była na rynku. 

- Zniszczyłem to co budował ojciec -mówił z pretensjami do siebie. — Miał rację mówiąc, że jestem nieudacznikiem.

-Nie Marek. Nie myśl tak i nie mów. Damy sobie radę. I nie to miałam na myśli. Ani nie mam do ciebie pretensji. Najwyżej pójdziemy do pracy gdzieś. Albo stworzymy własną firmę.

-Lamur pamiętasz Ula -rzekł z uczuciem.

-Pamiętam. Pamiętam wszystko z tamtych czasów -pomyślała.