wtorek, 31 grudnia 2019

Życzenia noworoczne.


Życzę, żeby spełniały się marzenia - te małe, o których wstydzimy się mówić głośno i te wielkie, które być może teraz wydają się niemożliwe. 
Życzę także spełniania życiu zawodowym, realizacji planów i wspinania się po drabince kariery.
 A w życiu rodzinnym spokoju i bezpieczeństwa.

Życzy RanczUla


Przepraszam, że nic nie dopisałam do mini jak obiecałam, ale czasu było brak . Od czwartku  biorę się za Hańbę.

sobota, 21 grudnia 2019

Z biegiem lat z biegiem dni. Cykl mini - BN.2019


UPS. Miało być na wigilię i coś jeszcze dopisane, ale zmieniając wygląd bloga na motyw zimowy przypadkiem opublikowałam. Oczywiście wpis nie jest dopieszczony i sprawdzony. Może jeszcze coś dopiszę, więc sprawdzajcie. 

Wigilijny poranek Urszula Dobrzańska zaczęła dość wcześnie, bo przed siódmą. Na dworze było jeszcze na wpół ciemno, gdy po omacku szła do drzwi. Przed wyjściem z sypialni spojrzała  na męża, który cichutko pochrapując smacznie spał. Pomimo upływu czasu i tego, że miał pięćdziesiąt pięć lat, ciągle sypiał w swojej ulubionej pozycji, czyli po części na boku i brzuch z wtuloną twarzą do poduszki. Idąc na dół, zajrzała jeszcze do pokoju najmłodszej ich latorośli sześcioletniej Liwii.  Córeczka była całkowitą wpadką rodziców, bo urodziła się, gdy jej mama była po czterdziestce. Do pokoi synów już nie zaglądała, bo Tomek miał ponad osiemnaście, a Tomek czternaście i z zaglądania wyrośli. Emilka najstarsza córka natomiast już nie mieszkała z rodzicami. Po maturze wyjechała do Włoch, gdzie w najlepszej Międzynarodowej Katedrze Mody Mediolanu uczyła się kostiumografii i projektowania ubioru.   Dzisiaj po czterech miesiącach nieobecności miała przylecieć do Polski na święta razem z jakimś gościem. Resztę domowników stanowili rodzice Marka. Oboje byli przed osiemdziesiątką i pięć lat temu Ula z Markiem wraz z dziećmi wprowadzili się do niej. Ich willa została w tym celu odnowiona oraz dobudowano dla seniorów na tyłach domu dodatkowe pokoje, kuchnię i łazienkę.




Marek, który nastawił sobie budzik na siódmą, również wkrótce po żonie pojawił się w kuchni. Oboje chcieli ze spokojem wypić poranną kawę i później pojechać do Rysiowa oraz na lotnisko po córkę i gościa. W rodzinnej miejscowości Uli dalej mieszkał Józef z Alą oraz Beatka z mężem Szymonem i synkiem Stasiem. Teraz była w ósmym miesiącu ciąży z córeczką i Ula oprócz prezentów miała dla całej rodziny pierogi i krokiety własnej roboty. Marek i Ula mieli również swoją coroczną tradycję całowania się w aucie pod domem i w ciągu tych wszystkich lat małżeństwa tylko dwa razy ich tu nie było. Pierwszy raz, gdy wyjechali z całą rodziną do Zakopanego a drugi tuż po urodzeniu Kubusia.
Energiczne kroki męża na schodach wyrwały Ulę z myśli o najbliższych dniach. Chwilę później Marek pojawił się w kuchni.


-Witaj kochanie -rzekł na przywitanie, cmokając czule żonę w policzek.
-Witaj -odparła jak co rano z uśmiechem i zadowoleniem. —Zrobię ci kawy, a ty skorzystaj z okazji, że nikt nie zajmuje łazienki, weź prysznic i się ogol.
-Weekendowe przepychanki czas zacząć -zamruczał.
-Kochanie, trzeba było prędzej pomyśleć o remoncie drugiej łazienki, a nie dopiero w grudniu. Nie miej teraz pretensji.
-Nie lubię, gdy łazienka po ich wyjściu wygląda, jakby przeszedł huragan. Ręcznik na ziemi, pasta do zębów bez zakrętki a moje kosmetyki poprzestawiane.
-To tylko drobnostki i nie ma sensu się denerwować -mówiła łagodnie. —Zwłaszcza przed świętami. Dostaniesz tylko siwych włosów -dodała, przeczesując jego rozczochraną jeszcze czuprynę.
-Myślisz, że nie byłoby mi do twarzy w siwych włosach? 
-Dla mnie niezależnie od koloru włosów i od tego czy je będziesz miał, czy nie i tak będziesz przystojny.
Po kwadransie Marek ponownie pojawił się w kuchni i razem z Ulą uraczyli się świeżo zaparzoną kawą i kawałkiem piernika. Wkrótce dołączyli do nich seniorzy.
-Idziemy teraz na poranny spacer, a później chcielibyśmy wpaść do Żukowskich z życzeniami -oznajmiła Helena. —Przed południem syn po nich przyjeżdża i nie będzie okazji później na spotkanie. Nie wiemy tylko co z Liwią.
-Chłopcy mogą zająć się nią raz -odparł Marek. —Wystarczy, że na co dzień przesiaduje u was.
-Dokładnie tak -dodała Ula. —Musicie mieć czas dla swoich znajomych, a nie tylko dla Liwii.
-To nasz aniołek i zawsze czas dla niej znajdziemy -rzekła z czułością Helena.
-I jesteśmy bardzo wdzięczni mamo, ale Ula ma rację. Musicie mieć chwilę wytchnienia od Liwki. Wiemy, jak może człowieka męczyć  -argumentował Marek.
-Nie męczy nas w ogóle -odezwał się i Krzysztof. Zawsze grzecznie się bawi i wszystko zjada. A wracając do sprawy, z którą przyszliśmy, to powinniśmy wrócić przed powrotem Emilki.
-Spieszyć się nie musicie, bo prędzej, jak przed dwunastą nie będziemy -odparł Marek.


Tuż przed ósmą wigilijny poranek przestał być spokojny dla Uli i Marka, bo w kuchni kolejno pojawiały się ich dzieci. Tomek, Liwia i Kuba. Każde z nich chciało również co innego na śniadanie. Córeczka płatki, Kuba francuskie tosty, a Tomek omleta z papryką i serem pleśniowym.
-Dzisiaj są kanapki dla wszystkich i nie ma wybrzydzania -zarządził Marek. —Moglibyście dać mamie chwilę wytchnienia, chociaż we wigilię. Zrobiła wam krokiety i pierogi.
-Niech będą te kanapki -odparł za wszystkich Tomek. —Dla mnie ze cztery mamo.
-Dla mnie z Nutellą mamusiu -dodała Liwia.
-A ten łosoś jeszcze jest mamo -zapytał Kuba, zaglądając do lodówki. —I gdzie są te nowe spodnie.
-Na pewno nie w lodówce synku -odparła mama.
-A mi zgubiła się jedna świąteczna skarpetka w gwiazdki -rzekła córeczka. —Nie wiesz, gdzie jest mamo?
-Sara i ja chcielibyśmy się dzisiaj spotkać wieczorem -odezwał się ponownie Tomek. —Jutro jedzie z rodziną do Szczecina i nie wróci jednak przed Nowym Rokiem.  Nie wiem tylko,  której kończymy wigilię mamo?
-Dostaniesz te cztery kanapki Tomek, a wigilię nie wiem, o której skończymy. Posiedzisz z nami i będziesz mógł pójść spotkać się z Sarą. Nutelle skończyła się córeczko, a jedną taką skarpetkę ostatnio widziałam pod twoim łóżkiem. Łosoś jeszcze jest, a spodnie wiszą w suszarni. Jeszcze jakieś pytania – zapytała Ula, odpowiadając jednocześnie i hurtowo na wszystkie pytania swoich dzieci.
-Mamo ty po prostu ogarniasz dom -rzekł Tomek.
-I jesteś najlepsa -dodała, sepleniąc Liwia.
-Dokładnie tak -przytaknął drugi syn.
Reszta śniadania minęła już bez zgrzytów i dzieci bez wybrzydzania i pytań zjedli swoje kanapki, a później podziękowali, odstawili  naczynia do zlewu i porozchodzili się do swoich pokoi.
-I to się nazywa podział obowiązków -rzekła Ula do męża, gdy dzieci najedzone i zadowolone wyszły z kuchni. —Pytania do mam. Gdzie są skarpetki, kiedy obiad, kupisz mi buty, dlaczego ja a nie on, wypierzesz mi spodnie, spytasz ojca, mogę już iść.  Pytania do ojca. Gdzie jest mama albo kiedy będzie mama.
-Widać przynajmniej kto jest ważniejszy -odparł przewrotnie. —A tak na marginesie kochanie, to gdzie jest ta moja koszula w prążki?
-Beze mnie chyba zginęlibyście, jak ciotka na  Pradze jakby powiedziała Wioletta. Tam, gdzie spodnie Kuby. Do wigilii uprasuję ci ją.
Na lotnisko Ula z Markiem wybrali się sami, bo i tak nie byłoby miejsca dla całej rodziny w ich samochodzie. Zwłaszcza że Emi miła przylecieć do Polski w towarzystwie chłopaka. Reszta ich pociech miała za zadanie pójść po ostatnie zakupy i posprzątać swoje pokoje. Z porządkami uporali się szybko i godzinę po wyjściu rodziców we trójkę wyszli do miasta. Wzięcie małej siostry do galerii braciom na rękę nie było, ale samej w domu również nie mogli jej zostawić. Obaj szybko przekonali się, że pilnowanie siostry i robienie zakupów łatwe nie jest, bo w jej zainteresowaniu były sklepy z zabawkami i zoologiczne, a oni mieli w planach zakupy spożywcze i Media Expert. W końcu postanowili przekupić siostrę i dać jej dwadzieścia złotych w zamian za siedzenie z innymi dziećmi w punkcie zabaw i czekanie aż nie wyjdą. Pech jednak chciał, że bracia wkrótce rozeszli się i do końca nie dogadali, który z nich ma odebrać siostrę, a wracać mieli osobno. Pierwszy pojawił się tam Kuba, ale siostra akurat poszła do toalety i myśląc, że odebrał ją Tomek, poszedł do domu. Tomek natomiast widząc z dala brata, idącego do klubu zabaw zawrócił i poszedł na dalsze zakupy.



Tymczasem na lotnisku Ula z Markiem wyczekiwali swojej córeczki i gościa. Gdy już pojawiła się zdziwili, bo obok Emilki szedł Marcello Gotti pasierb Pauliny. Młodzi poznali się parę lat wcześniej w czasie świąt wielkanocnych, gdy to Paulina pojawiła się w Polsce z nową rodziną. Jej małżeństwo jednak nie przetrwało, ale Emilka i Marcello utrzymywali znajomość. Po wyjeździe młodej Dobrzańskiej do Mediolanu znajomość jeszcze bardziej się zazębiła, ale Emi nigdy nie wspominała, że są parą.
-Witajcie kochani -zaczęła Emi, tuląc się do mamy. —Stęskniłam się za wami i rodzeństwem.
-I my się stęskniliśmy kochanie -odparła jej Ula. —Zawsze tak jest, gdy wyjeżdżasz.
-Dzień dobry -przywitał się łamaną polszczyzną Marcello. —Cieszę się, że mogę gościć u państwa -dodał po angielsku.
-I nam jest miło widzieć cię ponownie -odparła mu Ula w tym samym języku. —Emilka nie mówiła, że to ty będziesz.
-Uparła się na niespodziankę. Nie robię chyba problemu? -pytał.
-Żadnego -odparł Marek. —Gość w dom Bóg w dom. U nas się tak mówi.
-Wychodzi na to, że gościnność i rodzinność to również cechy was Polaków, a nie tylko nas.   
-Miło słyszeć Marcello, że jesteśmy podobnie albo przynajmniej staramy się dorównać gościnności -odparł Marek.
W drodze z lotniska do domu Dobrzańskich głównym tematem rozmowy było, to co mijali, choć Ulę najbardziej interesowały sprawy sercowe córki.


Tuż przed przyjazdem rodziców, siostry i Marcello, do domu wrócił Kuba z częścią zakupów. O brata i siostrę się nie martwił, bo był przekonany, że są razem. Chwilę po nich i niemal równocześnie do domu wróciła reszta rodziny Dobrzańskich, a on wyszedł im na powitanie. We forze powitań rodzeństwa, wyciągania bagaży przez Marka nikt nie zauważył braku Liwii i dopiero Emilka zainteresowała się brakiem siostrzyczki.
-A gdzie Liwia? Myślałam, że pierwsza będzie mnie witać przed domem.
-Nie przywiozłeś jej -zapytał Kuba starszego brata.
-Ty po nią przecież szedłeś.
-No tak, ale nie było jej.
-O czym w mówicie -odezwał się ostro Marek. —Gdzie jej nie było?
-Zgubiliście ją? -zapytała matka.
-Mamo byliśmy w galerii i uciekała nam, to zostawiliśmy ją w punkcie zabaw na dowód Tomka -wyjaśniał Kuba. —Poszedłem po nią, ale nie było jej nigdzie, to poszedłem do domu.
-A ja widziałem, jak Kuba idzie po Liwkę, to nie szedłem już, tylko poszedłem kupić jeszcze karmę dla Reksia -usprawiedliwiał się Tomek.
-Zafundowaliście nam niezłe rozpoczęcie świąt -rzekł im ojciec, zatrzaskując z impetem bagażnik.
-Tato Liwia się znajdzie. Kiedyś Tomek się zgubił…-próbowała pocieszać Emi.
-Tylko że on zgubił się w domu, a nie w galerii pełnej ludzi -wtrącił Marek. —Zamykają niedługo galerię.
-Marek nie ma czasu na dyskusje -rzekła Ula. —Musimy jechać po nią. Ty Tomek jedziesz z nami, skoro zostawiłeś ją tam. Nie mamy z ojcem i czasu na szukanie tego punktu zabaw.



Siedzenie w klubie zabaw zaczęło nudzić Liwię. Panie opiekunki również zaczęły się niepokoić przedłużającym się pobytem małej. Miała zostać na godzinę, półtorej a minęły już dwie. Dziewczynka zaczęła również mówić coś o rodzicach jadących na lotnisko i braciach zajętych dziewczynami. W końcu w chwili nieuwagi wymknęła się spod opieki i postanowiła sama wrócić do domu. Daleko jednak nie uszła, bo przechodząc obok Media Expert, weszła do sklepu, bo tam ostatni raz widziała swoich braci. Samotną i zapłakaną dziewczynkę zauważył ktoś z ochrony i po nieudanych próbach odnalezienia kogoś z rodziny zadzwonili na policję. Liwia miejsce zamieszkania na szczęście znała, więc odwieźli małą do domu. Rodziców jednak już nie było i to na Emilkę jako osobę pełnoletnią spadł obowiązek wytłumaczenia wszystkiego.  Po odejściu pań z policji zadzwoniła do rodziców i powiedziała o odnalezieniu siostry. 


Czas do kolacji wigilijnej mijał już bez niespodzianek. Emilka i Marcello rozpakowali się i odpoczęli po podróży, Ula z Markiem poważnie porozmawiali ze synami, a Liwia zasnęła. Do domu wrócili także seniorzy i dowiedzieli się o przygodzie wnusi. Oboje winili siebie, że wyszli, zamiast zająć się małą. Ula miała również czas, aby porozmawiać z córką od serca i spytać o Marcello, bo jeszcze niedawno była zauroczona jakimś kolegą ze studiów rodowitym Francuzem Pierro. Wyjeżdżając zaś z Polski, czule żegnała Mateusza.
-Zaskoczyłaś nas córeczko -zaczęła, gdy razem przygotowywały potrawy na wigilię. —Słowem się nie zdradziłaś, że spotykasz się z Marcello.
-Tak myślałam mamo i nie wiedziałam, jak zareagujecie ze względu na Paulinę -tłumaczyła.
-Krwi Pauliny w nim nie ma, a Gotti zawsze byli i są życzliwi Emilko. Jeśli więc myślałaś, że będziemy ci zabraniać spotkań, to się mylisz. To, ile czasu jesteście już razem.
-Dopiero trzy miesiące temu coś między nami zaiskrzyło -odparła z błyskiem w oczach. —Przez te dwa lata byliśmy dobrymi przyjaciółmi.
-Przyjaźń to dobry materiał na szczęśliwy związek -mówiła z uśmiechem na szczęście córki.  —Ja i tato jesteśmy przykładem.
-Wiem mamo. Z Marcello tak miło spędza się czas. Z Pierro, Mateuszem a jeszcze prędzej z Damianem tak przyjemnie mi się nie rozmawiało.
-Cieszę się skarbie, że jesteś szczęśliwa tak daleko od domu -odparła, przytulając córkę.
Zainteresowanie chłopaków  Emilką nie było takie przypadkowe, bo z urody dostała po rodzicach, to co najlepsze, czyli błękitne oczy mamy i uśmiech ojca. Z charakteru natomiast przypominała ojca, bo już od szkoły podstawowej była kokietką i rozkochiwała chłopców tak jaki kiedyś jej tato dziewczyny. Przeciwieństwem siostry był Tomek, bo choć urodę miał po ojcu to naturę już po matce i od dwóch lat był stały w swoich uczuciach i do tego odwzajemnionych do Sary Olszańskiej. Obie rodziny kibicowali miłości swoich pociech, chociaż Sebastian, który ciągle był najlepszym przyjacielem Marka, na związek swojej córki z Tomkiem z obawy, że odezwie się w nim charakter ojca na początku przychylnie nie patrzył. 



Wieczór i czas wigilii w końcu nadszedł, a najbardziej z tego faktu ucieszyła się Liwia. Dziewczynka od czasu jak wstała z popołudniowej drzemki, ciągle dopytywała się która godzina i kiedy będą prezenty. Kiedy się już całkiem ściemniało cała rodzina i gość podzielili się opłatkiem, złożyli życzenia i zasiedli do stołu.
-Dlaczego ten talerzyk jest pusty? -spytała Liwka, gdy zaczęli jeść barszcz z uszkami. —Ktoś jeszcze przyjdzie?
-Puste miejsce przy stole to tradycja skarbie -odparła jej siostra, która siedziała obok niej. —Jest dla nieoczekiwanego i głodnego gościa.
-Ale my już mamy gościa -odparła sensownie. —I chyba głodnego, bo ciągle by jadł. Je więcej niż Kuba.
-On musi być zbłąkany -wyjaśniła jaśniej Ula.
-Tomek mówił dzisiaj do Kuby tak. Chyba obłąkany jesteś.
- Nie mówił ci nikt, że się nie donosi -odparł jej Tomek.
-A ty z Kubą prezentów nie dostaniecie. Byliście dzisiaj niegrzeczni.
-A kto chciał dwadzieścia złotych za siedzenie w klubie zabaw? -wytknął jej młodszy z braci.
-Jestem tylko dzieckiem a wy duzi i wy wiecie lepiej, co jest lepiej -odparła rezolutnie. —Dostaną szlaban? -zapytała rodziców.
-Możecie się nie kłócić? -zwróciła im uwagę mama. —Mamy w końcu wigilię, a ty córeczko tak bez winy nie jesteś.
-To jak jest z tym talerzykiem? Do kogo naszykowany -postanowiła zmienić temat rozmowy na poprzedni.
-Zbłąkany i obłąkany to dwa różne znaczenia mają -wyjaśniała babcia, która siedziała z drugiej strony wnusi. — Mama miała na myśli osobę samotną i szukającą towarzystwa oraz posiłku w ten dzień.
-Tak jak w tej książeczce Zbłąkane Kurczątko? -zapytała.
-Dokładnie tak -przytaknęła babcia.
-Paulina kiedyś szykowała wam taką wigilię? -pytał Marek gościa.
-Ze dwa trzy razy, gdy byłem jeszcze mały. Nasza niania była za to z polski i ona bardziej opowiadała nam o tradycjach świątecznych. Paulina, poza tym rzadko bywała w kuchni, a nasza kucharka nie umiała wszystkiego ugotować.
-Nic nowego Marcello. Gdy byliśmy jeszcze razem, to tu zawsze spędzaliśmy wigilię, a i  w domu w kuchni często też nie bywała.
-Kiedy Paulina wybiera się do Polski? -zapytał gościa Krzysztof. —Stęskniliśmy się za Vincentem.  (syn Pauliny Wielkanoc 2019)
-Dwa lata niedługo minie, jak nie widzieliśmy go, a jest dla nas jak piąty wnuk -dodała Dobrzańska.
-Wyjechała do Szwajcarii na święta z bratem, ale powiem jej, żeby kiedyś wpadła. Może ja kiedyś przylecę z Vincentem.
-Miło będzie nam gościć -zapewniła Helena.
Kiedy wszyscy już zjedli, przyszedł czas na prezenty. Z Mikołaja wszyscy już wyrośli, to obdarowywanie przebiegało w tradycyjny sposób i każdy swoje prezenty włożył pod choinkę wraz małą karteczką, informującą dla kogo jest przeznaczony. Wieczór dla Uli i Marka oraz Emilki i Marcello zakończył się późno, bo najpierw posprzątali po kolacji, a później jeszcze zajęli się rozmową. Tomek natomiast pojechał do Pomiechówka na spotkanie z Sarą, a reszta rodziny poszła spać.   Gdy Ula już znalazła się w swojej sypialni i przygotowując się do snu pomyślała, że była to kolejna jej wymarzona wigilia. 



Pierwszy dzień świąt mijał na wizytach. Dom Dobrzańskich odwiedził Pszemko, który miał już siedemdziesiąt lat i wraz z synem Wojtkiem dalej zajmował się projektowaniem dla F&D. Był również już dziadkiem i to z synem i jego żoną oraz dwoma synami i córką spędzał wigilię, a nie jak kiedyś z Dobrzańskimi. Czas głównie spędził na pogawędce z Emilką, rozmawiając z nią o modzie i studiach. Przyjechał także Jasiek z Kingą oraz Pawłem i Kacprem ich synami. Popołudniem natomiast Emilka pojechała odwiedzić Natalkę Barańską starszą córkę Olszańskich, z którą to przyjaźniła się od pieluch. Natka od pół roku była szczęśliwą mężatką i za parę miesięcy miała zostać mamą. 




niedziela, 15 grudnia 2019

Hańba cz. 3

Tożsamość tajemniczej dziewczyny w niebieskiej sukience siedzącej w kościele obok Cieplaka została Markowi poznana, dopiero gdy skończyła się msza. Z kościoła wyszedł jako jeden z pierwszych i przez kolejne minuty stał wraz z Sebastianem ukryty pod drzewem i wśród wiernych wychodzących ze świątyni, wypatrywał tylko jednej osoby.
-Ciągle nie zmieniłeś zdania przyjacielu, co do panny Cieplakówny? -zagadnął Olszański.
-Nie, nie zmieniłem przyjacielu i nie zamierzam zmieniać. Ula to ta dziewczyna w niebieskiej sukience, która siedziała w kościele obok pana Cieplaka? - pytał. Czy może była to niania?
-Nigdy jej nie poznałem, ale z tego co wiem, Cieplakowie nie zatrudniają niani do małej i Ula głównie się nią zajmuje. Chodzą słuchy, że jest całkiem w tym dobra. To dobre rokowania na waszą przyszłość i wasze dzieci Marek.
-Nie gorączkuj się tak -hamował jego zapędy. —Nie zamierzam się żenić tak szybko. Na razie wystarczą mi zaręczyny, a ja będę mógł się jeszcze bawić przez parę miesięcy. Tyle wdówek jest na świecie -dodał z rozmarzeniem.
-To uważaj, bo znajdzie się lepsza partia dla panny Cieplak -stwierdził przewrotnie Sebastian. Najpierw był lekarz, później baron, a teraz hrabia.
-Trudno o lepszego ode mnie -odparł z udawaną wyższością.
-Skromnością nie grzeszysz. Tylko uważaj na pannę Ule. Podobno jest inna niż inne panny - rzekł poważnie.
-To znaczy, co? -pytał zainteresowany.
-Jest oczytana, nie daje sobą kierować i twardo stąpa po ziemi.
-To dobrze, bo nie cierpię tych ciągle chichoczących panienek z byle czego i niewiedzących co powiedzieć w danej sytuacji. Jeszcze gorsze są ich matki z nadskakiwaniem mi i rodzicom.
-To mamusię masz z głowy Marek. Przyjdzie ci tylko żonkę poskromić.
-Wątpisz w to Seba?
-Absolutnie nie. Wybacz, ale Wioletta z rodzicami wyszła z kościoła i pójdę przywitać się z nimi.
Po odejściu Sebastiana Marek czekał, aż z kościoła wyjdą Cieplakowie. Ci zaś wyszli jako jedni z ostatnich osób.  Gdy pojawiła się z zasięgu jego wzroku, a słońce rzuciło na jej twarz promienie słońca, uśmiechnął się na jej widok. Panna Cieplakówna okazała się delikatnej, subtelnej urody i smukłej figury.


-Witam. Miło państwa widzieć ponownie -przywitał się Marek, kłaniając się jednocześnie, jak wypadało dżentelmenowi.
-A to pan -odezwał się Cieplak.  
-We własnej osobie -odparł Cieplakowi. —Panno Urszulo -dodał, całując w rękę na przywitanie. —Miło pannę widzieć. Pięknie panna  dziś wygląda -dodał, podkręcając uśmiech i ukazując piękny uśmiech.
-Dziękuję -odparła, wpatrując się z zachwytem w twarz mężczyzny. —Ale mógł pan oszczędzić sobie komplementy. I nie wiem, co miało znaczyć to dziś? Wczoraj źle wyglądałam? -zapytał na koniec ciętą ripostą.
-Córcia możesz chociaż raz oszczędzić uszczypliwości -upomniał Cieplak.
-Nic się nie stało, proszę pana. Uwaga była nawet bardzo celna. —Chciałem być tylko uprzejmy wobec panny -dodał, zwracając się do Uli.
-Tak jak wszyscy gogusiowie tego świata -wymruczała. 
-Wdowę Milewską pan zna? -wtrącił Cieplak, aby nie pozwolić córce na rozkręcenie się w dyskusji.
-Tak -odparł, witając się z nią pocałunkiem w dłoń. —Miło panią widzieć. Pani Milewska uczęszczała z moją mamą do szkoły, a rodzice znali pani Alicji świętej pamięci męża -wyjaśnił również Cieplakom.  
-Wszystko się zgadza -przytaknęła Milewska.
-Ja bardziej kojarzę pani dzieci. Syn jest dwa lata starszy ode mnie, a córka jak wydaje mi się około pięciu lat młodsza i niedawno wydała się za Maćka Szymczyka.
-Dokładnie to osiem miesięcy temu i wkrótce powije mi wnuka albo wnuczkę. Syn niestety na razie nie zamierza się żenić.
-To serdecznie gratuluję powiększenia rodziny.
-Może zechce pan zaszczycić nas obecnością na obiedzie -zaproponował Cieplak.
Marek chciał już odmówić, ale zauważył grymas na twarzy swojej przyszłej żony i postanowił zrobić na przekór jej.
-Z przyjemnością -odparł z ochotą. — Będzie okazja, aby lepiej się poznać z pana córką. Uprzedzę, tylko pana Febo, że nie będzie mnie u nich na obiedzie.
-Pan Febo już wie -odezwał się sam zainteresowany zza jego pleców, który wraz z rodziną pojawił się obok. —Możesz iść Marek. A jak u pana trzyma się cena pszenicy za kwintal panie Józefie?
-Tyle, co w spółdzielni…
W czasie, gdy panowie i Ala zajęli się rozmową,  Ula miała okazję na chwilę rozmowy z Pauliną.
-Ulka co ma znaczyć te lepiej poznać się z tobą? -pytała podejrzliwie Paula. —Nie wiem o czymś.
-Cały ten Marek to nowy pomysł ojca. Tylko nikomu ani słowa.
-Niby ty i on? -pytała cicho. —Jakim cudem? Jeszcze wczoraj to Piotr był faworytem.
-Takim, że wczoraj poznali się i jakoś zmówili o mnie. Tylko tyle wiem -kłamała na doczekaniu.  
-Ciekawe -dumała Paulina. —Może prawdą jest to, co mówią o jego krewnych.
-O tym bezdzietnym małżeństwie z kamienicą w Warszawie i majątkiem w Nieborowie? -pytała i sama zaczęła zastanawiać, czy Marek faktycznie nie chce skusić się na ich majątek.
-O nich Ula. Kuzyn Marka już spotyka się z Anną od Makowskich.
-Tylko że minął dobry miesiąc od czasu, jak buchnęła wieść o zamiarach państwa Domagalskich oddania swojego majątku temu, kto pierwszy się ustatkuje z rodziny Dobrzańskich. Marek miał sporo czasu, aby uderzyć w konkury do kogokolwiek.
-Istotnie Ula. A Marek, jeśli uderzy w konkury do ciebie, to pan Sosna furii dostanie.
-W sumie byłoby dobrze trochę go rozjuszyć -odparła klarownie.
-Nigdy taka nie byłaś Ula. To ja i Wiola miałyśmy zapędy diablicy.
- Widocznie zbyt wiele czasu spędzamy razem Paulinko.

Droga do domu, choć krótka w towarzystwie Marka dłużyła się Uli niemiłosierni. W dodatku za towarzystwo mieli tylko Beatkę.
-Jest pani zła na ojca za zaproszenie mnie na obiad? -zagadnął. —Minę miała pani niesrogą.
-A jak pan myśli?  -pytała złośliwie.
-Myślę, że tak. Nie wiem tylko dlaczego? Nic pani nie zrobiłem? Nawet na sianie. Ja o tym wiem i pani wie. Powiem więcej. Powinna pani być mi wdzięczna. Uratowałem pani honor i przed losem poślubienia barona Młoczyńskiego i Piotra Sosnowskiego.
-I co oczekuje pan w zamian? Absolutnego podporządkowania się panu po ślubie?
-Absolutnie nie. Nigdy nie zamierzałem swojej przyszłej żony tak traktować.
-To może chce pan coś zyskać na tym małżeństwie? -zaskoczyła go pytaniem.
-Nie rozumiem? Jeśli myślisz, że mam chrapkę na którąś z waszych piekarni to nie jestem zainteresowany.
-Mój posag to kufer ubiorów. 15 sukien, 5 par trzewików, 20 nakryć głowy i kilkadziesiąt sztuk bielizny dziennej i nocnej.  Do tego trochę sreber, zastawy, dwa obrazy, dywan, obrusy i zasłony. Piekarni na tej liście nie ma.
-Za to bielizna nocna z tej listy wydaje się najbardziej interesująca panno Cieplak.
-Czyli sztuka rozpinania gorsetu przez panicza albo zdejmowanie pantalonów jest tak samo opanowana, jak powożenie -odparła bez skrępowania na jego słowa.
-To teraz młode dziewczęta rozmawiają o takich spawach?  Nie wiedziałem.
-A ja tego, że kawalerowie interesują się tym, czym interesują się młode dziewczęta.
-To, co mówią o pannie, jest jednak prawdą -rzekł z respektem.
-A, co mówią o mnie?
-To, że nie da panna sobie w kaszę dmuchać.
-Czyli myśląca dziewczyna i decydująca o sobie jest dla pana nie do przyjęcia.
-Nie skąd. Jest miłą odmianą.
-Uznam to za komplement.
-Bo jest i cała przyjemność po mojej stronie, że mogłem pannę poznać -odparł, całując w dłoń.
-Można wiedzieć, co to za poufałości z moją narzeczoną -rzekł z oburzeniem Sosnowski, który szedł chwilę za nimi.  


-Nie jestem pana narzeczoną -odparła Ula za Marka.
-Ale wkrótce się tak stanie -mówił podniesionym tonem.  —Z ojcem panny wkrótce ustalimy wszystko.
-Ojciec nie jest już panu przychylny -wtrąciła odważnie. 
-Androny jakieś. Jeszcze wczoraj miały ogłoszone być nasze zaręczyny. Można wiedzieć, gdzie podziewałaś się pół nocy? -zapytał oskarżycielsko.
-Było kochanie na sianie -rzuciła w odpowiedzi.
-Ojciec porozpuszczał cię jak dziadowski bicz. Ale to się skończy.
-Może grzeczniej -wtrącił ostro Marek. —Mówisz pan do damy. Nikt nie nauczył pana kultury wobec dam?
-Z kimś o pańskiej reputacją nie będę rozmawiał – odparł pogardą.  
-A ja nie powinienem rozmawiać z kimś, kto za nic ma kobietę i traktuje ją jak niewolnicę mężczyzn, która nie może odezwać się bez jego zgody.
- Panicz Marek postanowił świat zbawiać -prowokował.
-Nie zamierzam, ale mam przynajmniej tyle kultury, aby do kobiet odnosić się z szacunkiem i niczego siłą nie brać. Oboje dobrze wiemy, jak wyglądają czasami takie sprawy i jak się kończą. Teraz pan wybaczy, ale spieszymy się na obiad. Ojciec panny Urszuli był tak miły i zaprosił mnie.
-I ja mam w to uwierzyć. Ile się znacie? Tydzień?
-Nie ważne, ile, ale to prawda -dodała z powetowaniem Ula. —I teraz on jest faworytem ojca.
-Zobaczymy jeszcze, kto będzie górą -odgrażał się jeszcze Sosnowski.
-Zobaczymy czy zobaczymy panie Sosnowski. A teraz żegnam. Obiad czeka -odparł mu Marek.
-Nie trzeba było wstawiać się za mną -odezwała się Ula, gdy odszedł. —Sama poradziłabym sobie z nim.
-Być może tak, ale nie mogłem stać bezczynnie i pozwalać na obrażanie pani. Pani i żadnej innej kobiety. Kobiety są takimi samymi ludźmi jak mężczyźni.
-Czyli jest pan obrońcą płci pięknej. Taką Pauliną Kuczalską -Reinschmit w spodniach.
-W samej rzeczy panno Cieplak -odparł.

Obiad u Cieplaków okazał się ucztą. Był rosół ze swojskiej kury, pieczony drób oraz buraczki z chrzanem. Na deser zaś drożdżowy placek oraz jabłecznik. Oprócz niego na obiedzie gościła również Ala.


-Piękny dworek i wystrój -zaczął Marek.
-To zasługa mojej świętej pamięci żony, a teraz córki-wyjaśnił Cieplak. —Ula ma dryg do prowadzenia domu. Jest też oddaną siostrą. Beatką zajmuje się jak matka.
-Nie wątpię panie Józefie -odparł z kurtuazją.
-Tato nie jestem towarem na sprzedaż -wtrąciła Ula. —Poza tym takie zachwalanie jest w złym guście.
-Córka ma i inne zalety -rzekł Marek. –Nie jest próżna. W sensie, że nie chce tylko leżeć i pachnieć. Ma sporą wiedzę.
-Tylko po co jej to, skoro mężczyźni nie lubią uczonych kobiet -mówił z niezadowoleniem Cieplak. —Teraz chce chodzić na jakiś Uniwersytet Latający i podjąć pracę w ochronce.
- Ja na pewno nie będę sprzeciwiał się w zdobywaniu wiedzy przez córkę panie Józefie. Oczywiście, jeśli nie będzie to kolidować z obowiązkami żony, a później matki. Rygorystycznego posłuszeństwa wobec męża też nie będę wymagał.
-Zawód matki i żony już dawno powinien być zniesiony -odezwała się i Ala.  —A Ula ma spore szanse, aby coś osiągnąć. Jasiowi, jak do domu przyjeżdża, ciągle pomaga w rachunkach.
-Widzisz tato. W swoich poglądach nie jestem osamotniona-odezwała się ponownie Ula.
-Wracając do wczoraj, to rozumiem, że dalej zamierza pan postąpić, jak wypada? -pytał Cieplak.
-Niezależnie od wczoraj panie Józefie dzisiaj jestem pod urokiem córki i zamierzam oficjalnie starać się o rękę Uli. Ujęła mnie właśnie inteligencją i swoja silną wolą.
-Moją zgodę masz -rzekł prosto Cieplak.
-Dziękuję panie Józefie -odparł z zadowoleniem Marek.
I już?   Żadnych romantycznych uniesień? Zakochania się od pierwszego wejrzenia?  -myślała Ula. Nie tak wyobrażałam sobie swoja miłość i małżeństwo. Ale lepsze takie życie  niż z Sosnowskim czy Młoczyńskim. 



Późnym wieczorem dom Cieplaków odwiedził Sosnowski. Ula była już w swoim pokoju, ale poszła po wodę do kuchni i usłyszała rozmowę gościa z jej ojcem.
-Widziałem dzisiaj pańską córkę z tym gogusiem Dobrzańskim panie Józefie i przyszedłem uprzedzić.
-Tak wiem, że dużo się o nim mówi, że to fircyk, jakiego daleko szukać, ale…
-Nie chodzi o to -wtrącił. —Słyszałem, że często odwiedza swoich krewnych w Warszawie. Tylko że on nie chodzi do nich tylko do Jadzi dziewczyny, która kiedyś mieszkała u nich i jej dwuletniego syna. Wiem pan, co to oznacza?  A ta Jadzie jest w dodatku niema od urodzenia. Leczyłem ją również w okresie ciąży i wiem, że poczęcie nie było takie, jak by tu panu powiedzieć.
-Coś podobnego -mówił ze wzburzeniem Cieplak. —Powinno się ukarać go choćby dla przykładu. Skrzywdzić kaleką dziewczynę.
-Ze względu na dobro Dobrzańskich ukrywają ten fakt i lepiej, żeby nie mówić nikomu o tym -przekonywał. —Wydałoby się, że ja się wydałem. Lepiej byłoby też dla córki, gdyby pan zabronił jej kontaktów z tym Dobrzańskim i nie zdradzał szczegółów. Zna pan córkę i wie, że tajemnicy mogłaby nie dochować.
-Tak, tak będzie Piotrze. Jutra postaram się zaprzestać ich spotkań. I dziękuję, że powiedziałeś mi prawdę.

I on mówił mi o poszanowaniu kobiet -myślała Ula, idąc do swojego pokoju.  Hipokryta jeden. Wykorzystał niemą dziewczynę.  Jest taki sam ohydny jak Piotr i baron Młoczyński. Jutro powiem mu, co o nim sądzę i wszyscy dowiedzą się jaki jest. 
CDN W STYCZNIU 2020

niedziela, 8 grudnia 2019

Rozmowy, rozmowy, rozmowy....

Z odsłuchaniem wiadomości nagranej przez Marka Ula poczekała dobrą godzinę. Chciała w samotności posłuchać jego głosu, a była w towarzystwie Maćka. W drodze do firmy mijali jakiś wypadek, ale ona zainteresowana oglądanie nie była i odwróciła głowę. Od przyjaciela słyszała tylko, że dobrze to nie wygląda. Gdy odwiózł ją już do firmy, to nieoczekiwanie pojawił się Piotr i wyciągnął na kawę. Poszła, choć ochoty nie miała, bo ciągle zastanawiała się, co jest na poczcie głosowej. Ostatniej nocy, gdy pracowała z Markiem, czuła się tak swobodnie i szczęśliwie, i teraz myślała, że może i Marek czuł to samo i powie coś w stylu, że zostaje. Gdy Piotr w końcu poszedł sobie, sięgnęła po telefon i zaczęła z uśmiechem na ustach słuchać słów Marka.


Ula jestem w domu, więc jakbyś potrzebowała mojej pomocy, to przyjadę do firmy. Przebiorę się tylko, odświeżę i….
Dalej był tylko słychać jakieś trzaski i klakson. Szybko oddzwoniła, ale nikt nie odbierał. Długo nie zastanawiając się, pobiegła do Piotra na parking. Biegnąc zaś, zrozumiała jedną ważną rzecz.
-Piotr poczekaj -wołała za nim. —Coś się musiało stać Markowi. Nagrał mi się i nagle było słychać huk -mówiła chaotycznie. —Teraz jego telefon jest nieaktywny.
-Ula bez nerwów. Zadzwoń do firmy.
-Masz rację. Zadzwonię do Wioli.
-Wiola wiesz może coś o Marku? -pytała, gdy tylko usłyszała jej głos. —Nikt nic ci nie mówił.
-A co znowu jakaś panienka? -odparła pytaniem.
-Już nic Wiola. —Nic nie wie -rzekła i do Sosnowskiego.
-Brak wiadomości to dobra wiadomość Ula -pocieszał.
-Seba powinien coś wiedzieć -rzekła, wybierając jego numer. —On na pewno coś wie. Są przyjaciółmi.  
Na połączenie długo nie czekała.
-Cześć Seba.  Dzwonił do mnie Marek, ale coś się musiało stać. Słyszałam trzaski, klaksony i brzęk szkła. Dzwoniłam do niego, ale nie odbiera.
-Spokojnie Ula -wtrącił Olszański. —Marek miał wypadek, ale jest cały i zdrowy. Jakiś idiota uderzył w tył jego auta a on w kolejny samochód. Rozmawiałem z nim parę minut temu. Zadzwonił do mnie do pracy i powiedział, że pomimo tego, że nic mu nie jest, to jest w szpitalu, bo musi poddać się badaniom. Również tym na zawartość alkoholu we krwi i obecność narkotyków. Policja i ubezpieczyciele muszą wszystko mieć jasne. A nie dzwonił, bo upadł mu telefon i gdzieś leży w jego samochodzie. Mam właśnie sprawdzić, gdzie go odholowali.
-Dzięki Bogu Seba. Tak bardzo się bałam, że, że – zaczęła, ale bała się dokończyć. —Wczoraj pracowaliśmy całą noc i bałam się, że to przez mnie. Nie spał całą noc.
-Wiem Ulka, że pracowaliście. Rozmawiałem z nim rano i nie był w najlepszym nastroju.
-Mówiłam mu, żeby wziął wolne i wyspał się, ale widocznie nie posłuchał mnie.
-On z innych powodów jest nieswój Ula. Jego dusza cierpi. Chyba staję się sentymentalny, bo wierszem mówię- rzekł ni do siebie, ni do niej. —A ty, gdzie jesteś i kiedy przyjdziesz? Pshemko wariuje, a tylko ty masz na niego dobry wpływ.
-Będę za jakiś kwadrans -odparła.
-Marek jest cały i zdrowy -powiedziała do Sosnowskiego, chociaż już to słyszał. —Musi poddać się rutynowym badaniom. 
-To dobrze, że nic mu nie jest. To, co oprowadzę cię do pracy -zaoferował również swoją pomoc. —Jesteś zbyt zdenerwowana. Jeszcze z tych schodów spadniesz.
-Nie Piotr -wtrąciła. —Te parę minut niepewności, co z Markiem otworzyły mi oczy. Nie mogę ani być z tobą, ani wyjechać.
-Czyli Marek wygrał -odparł z goryczą.
-Nie Piotr. Marek już i tak wybrał. Sam widziałeś spotkania z Pauliną. Teraz słyszałam, że jadą razem na wakacje.
-I mimo to chcesz zostać tu i dręczyć się ich widokiem? -pytał z niedowierzaniem.
-Tu czy tam i tak dręczyłabym się Markiem i tym, że ciebie okłamuję.  Tylko wydawało mi się, że coś może między nami być więcej niż zwykła znajomość.
-To po co szukałaś kontaktu ze mną?
- Sam wiesz, że to moje koleżanki za moimi plecami pojechały do ciebie. Nie prosiłam o to.
-Wiem, ale później mogłaś zakończyć znajomość. Może chciałaś odegrać się na Marku i udowodnić mu, że i ty możesz mieć kogoś.
-Nie Piotr. Nie jest to żadne odegranie się.  Poza tym nie potrafiłabym udawać, że cię kocham. Najgorsze co mogłoby nas spotkać, to życie w kłamstwie. Sama brzydzę się kłamstwem, a podobnie postępowałabym.
-Może jak wyjadę, zatęsknisz i zmienisz zdanie -mówił z nadzieją.
-Nie Piotr. To się wie.
-Szczerość do bólu mi fundujesz.
-Przepraszam. Przepraszam, że dawałam ci dwa miesiące nadziei i że cię nie kocham. Cześć Piotr i dziękuję za wszystko -dodała i szybko odeszła.
-Mimo to będę czekał na ciebie jurto o dwunastej pod ambasadą -odparł do odchodzącej Uli.

Po odejściu usiadła jeszcze na chwilę na ławce, aby pomyśleć nad dalszym życiem bez Marka i Piotra.
Nie mogłabym inaczej postąpić. Już prędzej powinnam rozwiązać sprawę z Piotrem. Po tym, jak przeczytałam list.  Wtedy była jeszcze szansa dla mnie i Marka, a teraz przepadło. Stracił nadzieję na związek i wrócił do Pauliny.
Gdy wróciła do firmy, poszła do bufetu.
-Jesteś w końcu -zaczęła Iza. —Miłość miłością Ulka, ale pokaz jest już jutro.
-Właśnie mówiłyśmy, że ta strzała amora mogłaby uderzyć dwa dni później -dorzuciła Ela.
-A ja właśnie rozstałam się z Piotrem -oznajmiła im bez owijania w bawełnę.
-Co zrobiłaś? -zapytał obie.
-Rozstałam się z Piotrem. Dobrze słyszałyście.
-Jak rozstałaś? -pytała Iza. —Przecież jeszcze wczoraj nie odstępował cię na krok. A dzisiaj przyszedł tylko po to, aby zabrać cię na kawę przed pracą.
-Nie mogę być z kimś, kogo tylko lubię. Z Markiem też nie jestem.
-To przez ten wypadek Marka? -zapytała dla odmiany Ela. —On zawsze wejdzie ci w paradę.
-Marek już wybrał, więc nie dlatego zerwałam z Piotrem.
-Ula, ale z Piotrem pasowaliście do siebie -przekonywała Ela. —Mało jest takich porządnych facetów. On by ci nieba przychylił.
-I miałabym z nim być z rozsądku? To tak samo podłe, jak być z kimś z wyrachowania.
-Zapomniałaś już, jak pocieszał cię po tym, co zrobił ci Marek -argumentowała Iza. —Albo jak nie patrzył na twoją urodę, tylko zainteresował się tobą, jak byłaś jeszcze prostą i skromną Ulą?
-A Marek jak zwykle dostał olśnienia, jak wypiękniałaś -dorzuciła bufetowa.
-Dajcie jej spokój dziewczyny -odezwała się milcząca dotąd Ala, która znała więcej faktów. —To jej sprawa.
-Właśnie a wdzięczności jest tak samo złym powodem, jak rozsądek, żeby być z kimś? Poza tym nie znacie wszystkich faktów. Marek pokochał mnie prędzej. Tak napisał mi w liście.
-To dziwny sposób znalazł sobie na okazywanie miłości -kpiła Ela.
-Naprawdę chcecie, abym była nieszczęśliwa -pytała z rezygnacją.
-Chcemy, żebyś nie cierpiała znowu z powodu Marka -odparła ugodowo Iza.
-Jestem dorosła i sama wiem, co jest dla mnie najlepsze. Związek z Piotrem to zamknięty rozdział.

Trzy godziny później Marek pojawił się w firmie. Paulina również pojawiła się, bo zdążyła dowiedzieć się o wypadku Marka. W holu, gdy tylko dojrzała go, to podbiegła, cmoknęła w policzek, a ślad po pomadce rozsmarowała. Świadkiem powitania była Ula, która akurat wychodziła z windy. Szybko jednak wsunęła się z powrotem do windy i pojechała na górę.
-Marco, ile razy jeszcze będziesz straszył mnie swoimi wypadkami?
-Skąd wiesz o wypadku? -zapytał błaho.
-Dzwonił ktoś z policji na domowy numer z informacją, że mają twój telefon i jest do odbioru na komisariacie. Może pojedziesz teraz po niego, a później pójdziemy coś zjeść -zaszczebiotała. —Powinniśmy porozmawiać Marco. Tyle się działo ostatnio między nami, że pomyślałam sobie, że może razem wyjedziemy. Wiem, że wybierasz się na urlop tak jak ja.
-Masz rację Paula, musimy porozmawiać, ale nie zamierzam nigdzie wychodzić -odparł stanowczo. —Ani wyjeżdżać. Zrozum, że nas już nie ma i nie będzie.
-To po co były te ostatnie spotkania? -pytała z rozdrażnieniem. —Naprawdę chciałeś wyciągnąć ode mnie tylko te informacje?  Tak bardzo zależy ci na niej? Ona już wybrała, a ty dalej bawisz się w samarytanina.
-Można i tak kochać Paula. Ty tego jednak nie zrozumiesz, bo kochasz tylko brata i siebie. Może jeszcze pieniądze.
-A ty żyjesz mrzonkami -rzuciła zjadliwie. —Ona nie kocha cię, a ja mogę znowu być twoja.
-Nie Paula. Albo będę z Ulą, albo sam.
-Jeszcze zatęsknisz za kobietą -mówiła sarkastycznie. —Nie potrafisz żyć seksu i sam wrócisz do mnie.
-Prędzej pójdę do klubu na panienki Paula, niż trafię do twojego łóżka -rzekł pewnym głosem. —Miłego lotu -dodał, odchodząc. 


-Co chciała Paula? -zapytał nieoczekiwanie Sebastian, który pojawił się w holu i widział przez chwilę, jak Marek rozmawiał z Febo.
-Wymyśliła sobie, że może łączyć nas łóżko i że możemy razem wyjechać do Włoch.
-Jak łóżko Marek? -pytał zszokowany. — Zaproponowała ci sam seks.
-Poniekąd. Powiedziałem jej, że kocham Ulę a ona pomimo tego może być ze mną i jak zapragnę bliskości z kobietą, to jest chętna.
-Z tej strony jej nie znałem -stwierdził z ciągłym niedowierzaniem. — A co z tym wyjazdem?
-Zaproponowała wspólny urlop.
-Chodziły takie słuchy Marek, że macie wyjechać. Pewnie sama je rozpowiedziała.
-Pewnie tak. Gdyby nasze stosunki były inne, to może zgodziłbym się na wspólny wyjazd, a tak muszę sam wyjechać.
-Naprawdę musisz? Może spróbujesz jeszcze raz porozmawiać z Ulką -proponował delikatnie.
-Ula już wybrała Piotra i Boston -odparł zrezygnowanym tonem.  
-Może nie. Gdy odsłuchała twoją wiadomość, dzwoniła do mnie i pytała, co ci się stało. Nieźle ją zmartwiłeś.
-W końcu jesteśmy przyjaciółmi Seba.
-Ale sam mówiłeś kiedyś, że kochała cię naprawdę, a tego się nie zapomina -argumentował.
-Widocznie myliłem się Seba. Przepadło i tyle.
-Ja mimo to uważam, że powinieneś porozmawiać na spokojnie. Możesz kiedyś żałować, że nie spróbowałeś.
-Później pogadam -odparł na odczepne. —Zadowolony? Byłeś już na lunchu? Paula chciała zaprosić mnie, ale nie miałem ochoty z nią wychodzić. Stawiam.
-Skoro stawiasz, to chętnie.

Ula tymczasem w swoim gabinecie ciągle miała przed oczami scenę z holu.
Wrócili do siebie, to już koniec. Muszę zmienić pracę. Nie chcę ponownie przechodzić przez męczarnie i patrzeć na nich. Dawana miłość jednak nie rdzewieje.
Rozmyślania jej przerwało nadejście Wioli.


-Ulka, czy to prawda, co mówiły dziewczyny w bufecie? -zaczęła od drzwi. —Rzuciłaś Piotra?
-News dnia się szykuje -odparła do siebie. —Dobrze słyszałaś Wiola. I nie mów mi tylko, jak głupio postąpiłam.
-Jak tu przyszłaś, to żadnego chłopaka nie miałaś, a teraz rzucasz facetami jak rękawiczkami. Najpierw Marek, a teraz Piotr. Marka mogę zrozumieć, ale Piotra już nie.
-Wiola Marek to Sebastian, a Piotr to Artur. Teraz rozumiesz.
-To znaczy, że na Marku ci zależy? -pytała.
-To znaczy, że nie mogę wchodzić w coś, co nie ma przyszłości Wiola. Marek to inna inszość.
-Fakt nie możesz. Głowa do góry Ula. Na Piotrze i Marku świat się nie kończy.
-Dlaczego życie musi być takie pokrętne Wiola i za złe wybory i pomyłki w miłości trzeba drogo płacić.
-Nie wiem dlaczego, ale wiem, że nie można się poddawać. Powinnaś spotkać się z Markiem i porozmawiać jak cywilizowani ludzie.
-I co mam mu powiedzieć? Marek miłość do Piotra już mi przeszła? Zwłaszcza że wrócił do Pauliny.
-Dokładnie tak. Sebulek mówi, że dla ciebie haruje jak wół w oręży. Spotkaj się z nim i powiedz prawdę.  
-Pytanie, tylko czy on będzie chciał spotkać się ze mną.
-Zawsze możesz na dywanik go posłać. Jesteś w końcu panią prezes.
-Dzięki Wiola. Jesteś nie tylko oddaną sekretarką, ale i przyjaciółką.
-Serio Ulka? Jestem twoją przyjaciółką?  Paula nigdy nic mi takiego nie powiedziała.

Szykując się do domu, Ula miała nadzieję, że tam będzie miała trochę spokoju. Maciek jednak pojawił się u niej jeszcze, zanim weszła do domu. 




-Słyszałem od Ani, że Markowi samochód skasowali, a jemu cudem nic się nie stało -rzekł, jak tylko znaleźli się w korytarzu.
-To był ten wypadek, który mijaliśmy. I fakt miał sporo szczęścia, że wyszedł bez szwanku. Podobno nie ma nawet zadrapania. W chwili wypadku nagrywał mi się i tak samo strasznie, jak wyglądało, dało się usłyszeć. Huki, trzaski, klaksony. Bałam się, że to przez mnie miał wypadek. Całą noc zatrzymałam go w pracy i mógł być przemęczony. Na szczęście nie była to jego wina.
-A jak sprawy z Piotrem stoją? -zagadnął. —Widziałem go rano przed firmą. Doszliście w końcu do jakiegoś porozumienia w sprawie Bostonu? Jedziesz robić karierę w…
-Rozstałam się z nim -wtrąciła. —I nie mów, jak głupio zrobiłam. Wystarczy, to co powiedziała mi Ela i Iza.
-Nie zamierzam Ula -odparł po chwili. —Na początku myślałem, że Piotr to dobre rozwiązanie, ale widziałem różnice między tym, jak patrzysz na Marka, a jak na Piotra.
-To, dlaczego nic prędzej nie mówiłeś?
-Bo nic by to nie dało. Kiedyś mówiłem ci, żebyś dała sobie spokój z Markiem i nie posłuchałaś mnie. Teraz byłoby tak samo. Tylko co teraz?  On podobno wrócił do Pauliny.
-Postaram się żyć bez Marka. Wiem, że będzie trudno, ale nie mogłabym również żyć z Piotrem. Będzie dobrze Maciuś -mówił, próbując brzmieć optymistycznie. —Jestem teraz inna niż rok temu. Ładna, pewniejsza siebie i jeśli odejdę z F&D to znajdę sobie inną pracę albo zajmę się PRO -es. Nie jestem już brzydulą.
-Tylko to nie sprawiedliwe Ula. Wszyscy wokół ciebie znaleźli kogoś. Ja, twój tato, Wiola, Ela.
-Widocznie nie wszystkim pisana jest miłość i nie wszystko można mieć -odparła ze smutkiem.

Marek tymczasem po lunchu z Sebastianem postanowił spróbować jeszcze raz porozmawiać z Ulą. Dodatkową motywacją było, to co Wiola powiedziała mu przez telefon. W pracy już jej nie zastał, a od Ani dowiedział się, że zrobiła sobie wolne i pojechała do domu. To problemu dla niego nie stanowiło, bo pożyczył auto od Seby i pojechał do Rysiowa. Ulę spotkał przed domem, gdy odprowadzała Maćka.
-Marek? Co tu robisz? -pytała jednocześnie zaskoczona, ale i szczęśliwa.
-Nie mogę tak bezczynnie siedzieć Ula i przyjechałem poszukać swojej szansy. Kocham cię i wiem, że i ty mnie kochasz. Wiem też od Wioli, że rozstałaś się z Piotrem, więc nie mów, że jest inaczej.
-Nie zamierzam Marek -odparła ze wzruszeniem. —Gdy odsłuchiwałam twoją wiadomość i gdy nagle usłyszałam trzaski i klakson, to serce mi zamarło i zrozumiałam, że ciągle cię kocham. Bałam się, że coś ci się stało. Tysiąc razy bardziej wolałabym, żebyś był już z Pauliną, niż miałoby coś ci się stać.
-Kochanie i to jest prawdziwa miłość -mówił, biorąc w swoje dłonie jej twarz. —Ja byłem zdecydowany zrezygnować z ciebie dla twojego szczęścia.
-Moje szczęście może być tylko przy tobie Marek. Kocham cię od pierwszej chwili, gdy zobaczyłam cię przed firmą pewnego lipcowego poranka.
-A ja od pewnego późnego majowego wieczora, gdy spotkaliśmy się nad Wisłą. Byłem tylko głupcem, że nie powiedziałem ci tego.
-A nie, gdy odeszłam z firmy i nie schowałam się w samotni Pshemka? -pytała podchwytliwie.
-Wtedy właśnie zdałem sobie sprawę, że jestem głupcem i że firma była ważniejsza od miłości.
-Marek jesteśmy na ulicy -protestowała, gdy Marek zbliżył swoją twarz do twarzy Uli. —Zobaczy nas Dąbrowska i będą plotki.
-Niech sobie plotkują Ula -odparł, całując delikatnie w usta.
-Kiedy jechałem tu, pomyślałem sobie, że jak pierwszy raz jechałem do ciebie, również samochodem Sebastiana szczęście dopisało mi i wróciłaś do pracy i że teraz będzie podobnie i wrócisz do mnie -rzekł, jak oderwał się od jej ust.
-Najwidoczniej auro Seby przynosi ci szczęście Marek -odparła.



Dziękuję za 700 000 wejść. Wiem, że czekaliście na Hańbę, ale znacznie trudniej jest pisać cofając się o ponad 100 lat, niż o teraźniejszości. Kiedy kolejna część Hańby nie wiem, bo chcę dać mini świąteczną i piszę ją stopniowo. Do tego przed świętami w domu sporo pracy jest i nie tylko tej przy dzieciach. Pozdrawiam i jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI.