sobota, 23 listopada 2019

Hańba cz.1



Małe przypomnienie. Historii Polski nie uwzględniam. 


Swój debiut na salonach Ula nie tak sobie wyobrażała. Pomijając to, że miał mieć miejsce rok temu, to teraz ojciec tuż po balu szykował jej o dwadzieścia lat starszego męża.
-Lekarz to najlepsza partia, jaka może się trafić -mówił na jej protesty.
-Nie dla mnie tato -protestowała z całą upartością. —I nie potrzebujemy ich pieniędzy. Z naszego młyna pół okolicy korzysta, a z piekarni pół Warszawy je chleb, bułki i rogale.
-Nie chodzi o pieniądze córciu tylko o prestiż -wtrącił. —Byłabyś panią doktorową, mieszkała w Warszawie w wielkim domu.
-Tytuł nie jest mi do niczego potrzebny. A na wsi jest mi dobrze. Lubię swoje łąki, las, konie, koleżanki- argumentowała. Nie kocham go. Chcę poślubić kogoś z miłości.
-Rycerze na białym koniu nie istnieją -odparł Cieplak. —Za dużo czytasz tych swoich romansideł.
Piotra Sosnowskiego poznali ponad rok temu, gdy matka Uli rodziła swoje trzecie dziecko. Nastąpiły wtedy komplikacje i to on zajął się pacjentką. Mama Uli niestety zmarła przy porodzie pozostawiając przy życiu najmłodsze dziecko, a znajomość z lekarzem pozostała. Z racji żałoby też Ula nie uczestniczyła w balu osiemnastolatek rok temu jak jej dwie przyjaciółki Wioletta i Paulina. Obie również wspierały ją w kłopocie. Głównie, dlatego że obie kochały z wzajemnością i miały błogosławieństwa rodziców na swoje związki.
-Ty masz się najlepiej Wiola -mówiła Ula, gdy we trójkę spotkały się na przechadzce. —Twój Cebulek jest akceptowany przez twoich rodziców.
-Mama zawsze mówi, że przyszły zięć musi zgadzać się z matką panny w wierze, a z ojcem w polityce. U mnie tak jest -odparła panna Kubasińska.
-Mój Lew ostatnio ma tylko u matki względy -odezwała się Paulina Febo. —Tato najchętniej widziałby mnie u boku jakiegoś Marka Dobrzyńskiego.
-A kto to? -pytała Ula. —Nazwisko jakby było mi znajome.
-To kolega Sebastiana ze szkół -wyjaśniła Wioletta. —Wrócił właśnie ze studiów w Anglii.
-I syn nowych wspólników ojca przy okazji -dodała Febo. —Mają tkalnię pod Łodzią. Będą u nas zresztą na balu.
-Słyszałam Ula, jak plotkowali w służbówce o Sosnowskich, że niezbyt dobrze traktują służbę -odezwała się ponownie Wioletta. —Ich synowa od starszego syna żaliła się swojej pokojówce, a z naszą kucharką są kuzynkami, to wiem. Sama też nie ma za wesoło. Oni wielkie państwo na niżej urodzonych statusem źle patrzą.
- I tylko bogatych by leczył- stwierdziła Febo. —Bardzo materialiści z nich. Ciągle im mało.
-Musiałabyś znaleźć sposób na zniechęcenie go do siebie -dumała głośno Wiola. —Mogłabyś na przykład udawać, że zmysły ci się pomieszały.
-Tak nagle Wiola? -pytała Ula.
-Zawsze możesz powiedzieć, że z konia spadłaś -dodała Paulina. — Słyszałam o takim wypadku z opowiadań babci. Trzeba byłoby ci tylko siniaków narobić tak dla wiarygodności.
-I myślicie, że udałoby mi się tak udawać przez dłuższy czas? -pytała z wątpliwościami. —Piotr to lekarz.
-Możesz na szybko znaleźć sobie starającego się Ula -dodała Wioletta.
-Tato przegoniłby go.
-Jak byłby to ktoś z szlacheckim tytułem samego doktorka by przegonił -argumentowała druga koleżanka.
-Tylko gdzie takiego znaleźć Paulino?
-U mnie na balu maskowym. Pełno będzie kawalerów.
-Jest jeszcze inny sposób -zaczęła płochliwie Kubasińska. —Czytałam w jednej z książek Ula. Tylko jest to niemoralne. Musiałabyś się zhańbić albo udawać, że się tak stało.
-To już chyba wolę ten pierwszy sposób dziewczyny albo samej znaleźć sobie kogoś. Nie chciałabym być wytykana palcami jak Władka i Agnieszka.
-Władkę, to Adam upił i uwiódł. Panna z takim posagiem to niezły kąsek -rzuciła wymownie Paulina.
-Fakt, ale swoje przeszła.
-To, co Ulka? Narwany konik? -ni pytała, ni stwierdziła Wiola.
-Tak. Może się uda, chociaż na jakiś czas zniechęcić Sosnowskiego. Tylko po balu. Mam sukienkę z odsłoniętymi ramionami i nie chcę z siniakami pokazywać się na zabawie.
-Zobaczysz Ula -pocieszała Wioletta. —I owca będzie syta i wilk syty.
W kolejnych dniach Ula jeszcze bardziej przekonywała się, że Piotr to najgorsza rzecz, jaka może ją spotkać. Od kucharki rodziny Kubasińskich bowiem dowiedziała się, że kobiety w mniemaniu panów Sosnowskich są jak dzieci i głosu w ważnych sprawach nie mają. Najlepiej też, aby nie umiały czytać, liczyć, rodziły tylko dzieci i dawały przyjemność mężczyzną.

Czerwcowy bal maskowy u Pauliny miał miejsce tydzień później i zgromadził sporo osób z pobliskich majątków, tych odleglejszych, Warszawy i innych miast. Muzyka, dobre jedzenie, ciepła czerwcowa noc powodowały też, że wszyscy goście bawili się dobrze. Ula czas spędzała głównie z Wiolettą i Pauliną. Czasami dołączali do nich chłopcy w ich wieku i zabawiali dziewczyny. Koleżanki namawiały ją, aby wśród nich znalazła kogoś, kto mógłby uchodzić za ubiegającego się o nią. Ona jednak kandydata na ewentualnego narzeczonego wśród nich nie szukała. Byli przed studiami albo dopiero co je rozpoczęli i ich przyszłe żony według standardów miały dopiero po około dziesięć lat. W drugim końcu ogrodu zaś bawili się i popijali trunki kawalerowie w odpowiednim wieku do ożenku. Wśród nich był hrabia Marek Dobrzański. On jednak nie planował w najbliższym czasie porzucać stanu kawalerskiego i nawet nie patrzył w stronę dziewczyn. Wystrzegał się nawet ich z obawy, że jeśli jakaś matka dostrzegłaby, choćby małe zainteresowanie córką przyśle do niego swaty. On wolał wdowy i młode mężatki, których mężowie byli sporo starsi od żon i w sypialnie się już nie sprawdzali. 
Po północy Ula dowiedziała się, że jeszcze dzisiaj ojciec chce ogłosić jej zaręczyny z Piotrem. W panice uciekła więc daleko za stodołę. Tam w blasku księżyca dojrzała uciekającą ze stodoły panią Ludmiłę Kalinowską. Kobietę znała trochę i wiedziała, że ma około czterdziestu lat i męża starszego od jej ojca, czyli około sześćdziesięcioletniego dżentelmena.  Jej uwadze nie umknął również fakt, że pani Kalinowska, uciekając upuściła swoją maskę z balu. Podniosła ją i poszła w stronę stodoły. Ciekawa była z kim zabawiała się na sianie. Tam w świetle pełni księżyca wypatrzyła młodego mężczyznę, który zapadał akurat w sen po baraszkowaniu i wypitym alkoholu. Druga butelka leżała nietknięta obok. Długo nie myśląc i dla swojej odwagi oraz argumentów dla ojca i innych, że ktoś musiał spoić ją, upiła się połową wina, resztą pokropiła sukienkę i położyła obok mężczyzny. Wiedziała też, że wkrótce zaczną jej szukać. Na to długo nie musiała czekać, bo zanim koguty zaczęły piać, usłyszała, że ktoś się zbliża. Mężczyzna leżący obok również się obudził.


-Co ja tu robię? -pytała sennie. —Nie pamiętam nic. W głowie mi się tak kręci.
-Kim pani jest -odrzucił odpowiedzią mężczyzna leżący obok i w chwili, gdy w stodole pojawił się jej ojciec w towarzystwie pana Febo i Sebastiana Olszańskiego. 

***********************

-Panie Cieplak tu ktoś jest -usłyszeli oboje głos gospodarza zabawy, pana Febo, który oświetlał ich twarze lampą naftową.
-Pytałem, kim pani jest i co robi obok mnie? -pytał Marek, siadając na sianie. —Nie przypominam sobie, żebyśmy się poznali. Zapamiętałbym panią.
- Nie pamiętam nic. W głowie mi się tak kręci -powtórzyła głośno Ula. —Co ja tu robię?
-Marek co ty zrobiłeś? -odezwał się Olszański, który jako drugi pojawił się w stodole. Zanim pojawił się Cieplak. —Zhańbiłeś tę modą dziewczynę?
-Nie wiem. Wypiłem sporo i pamiętam, tylko że byłem tu z kimś.
-Co się tu dzieje? -pytał Cieplak. —Ula wyglądasz, jakbyś łajdaczyła się na sianie.
-Tato ja nic nie pamiętam. W głowie mi szumi.
-Ja wszystko wyjaśnię -odezwał się Marek.
-Nie ma co wyjaśniać -stwierdził Febo. —Sytuacja jest jednoznaczna. Sukienka porozpinana, włosy w nieładzie.
-Taki wstyd, taki wstyd -odezwał się ponownie Cieplak. —Ludzie na języki cię wezmą.  Co pomyśli sobie Piotr? Szukał cię.
-On tato najmniej mnie interesuje.  Nie chcę go za męża i mam nadzieję, że go zraziłam. I ciekawa jestem, dlaczego do tej pory się nie ożenił, skoro to taka dobra partia?
-Mówicie o Piotrze Sosnowskim? Tym lekarzu? -zapytał Marek.
-Taką partię przez pana Ula straciła. To szanująca się rodzina.
-Taka tato, że kobiety i służących ciągle traktują jak w pańszczyźnie. Cofają się o dwadzieścia lat. Nowobogaccy -prychnęła na koniec.
-Teraz tylko pozostaje wydać cię chyba za Alojzego Młoczyńskiego -mówił załamanym głosem Cieplak. —On potrzebuje kogoś młodego i zdrowego do prowadzenia domu.
-Jak za niego?! -zapytała z przerażeniem. —Tato on jest gruby, odrażający i stary -dodała, przypominając sobie znajomego ojca, który ciągle ślinił się na widok, co ładniejszych służących i innych kobiet. —Żaden ojciec nie chciałby dla córki takiego losu. Nawet dla tytułu baronowej.

*


-Córka ma rację -wtrącił Febo. —Dwie żony pochował.
-Widzisz tato. Inni wiedzą, tylko nie ty. Kiedyś inny byłeś. Rozumiałeś mnie. 
-Trzeba było prędzej pomyśleć, co robisz. Twoja matka się w grobie przewraca -mówił nie zważając na wypowiedź córki i Febo.
-Mama nie pozwoliłaby na coś takiego -mówiła pewnym głosem. —I kto się Betti zajmie? Ma dopiero rok.
-Wdowa Alicja jest zainteresowana mną, a ja nią. Dwie gospodynie nie są potrzebne w naszym domu.
-Wolę już pójść, gdzie mnie nogi poniosą niż wydać się za tego starca -odparła odważnie. —A pani Ala jest mi przychylna.
-Wstyd pozostanie. Całą rodzinę zhańbiłaś.
-To do stawu się wrzucę i zejdę ci z oczu.
-Panie Cieplak ja zawiniłem i ja powinienem ożenić się z pana córką -wtrącił odważnie Marek, przerażony tym, co mówi Ula.
-A, kim pan jest, że chce mówić mi co mam robić? -dopytywał podniesionym tonem. —Wy wszyscy panicze w tych nowoczesnych strojach tak samo wyglądacie.
- Marek Dobrzański. Mam majątek z drugiej strony Warszawy i tkalnie pod Łodzią.
-Z tych Dobrzańskich? -zapytał z respektem na nazwisko.
-Tak z tych -odparł bez wyższości. —Jestem hrabią, ale nie mam zwyczaju tytułować się.  Inaczej nie mogę postąpić, niż prosić o rękę córki. Możemy wrócić na zabawę i ogłosić zaręczyny. Albo jutro na sumie w kościele ogłosić zapowiedzi.
-Nikt nie uwierzy w taki obrót sprawy -mówił antypatycznie Cieplak. —Tak nagle mielibyście stać się parą.  
-Uwierzy, proszę pana. Z tego, co wiem pana rodzina była w żałobie przez ostatni rok i można zawsze powiedzieć, że nie był to czas na ogłaszanie zaręczyn. Albo że spotykałem się z pana córką w tajemnicy przed panem u państwa Febo bądź Kubasińskich. Mój serdeczny przyjaciel jest adoratorem panny Wioletty przyjaciółki pana córki.
-Ja mogę potwierdzić, że są parą od dawna -rzekł Sebastian.
-A jeśli już ktoś was widział, to co? -dumał Cieplak. 
-Nie widział. Inaczej zrobiłby larum na całą okolicę. Możemy śmiało wprowadzić w życie mój plan.
-Przynajmniej zachowuje się pan jak mężczyzna. Ma pan zgodę na poślubienie córki.
-Tato, ale ja go nie znam -odezwała się ponownie Ula.
-Ty już nic nie mów. Albo on, albo Młoczyński. Wybieraj.
-Wolę jego -odparła bez zastanowienia.
-Za tydzień wyprawimy przyjęcie zaręczynowe -oznajmił Marek. — A pana panie Febo poprosimy o zachowanie dyskrecji, aby nikt się o niczym nie dowiedział.

Chwile później Ula z ojcem i panem Febo wyszli ze stodoły. Został tylko Sebastian.
-Marek czy ja dobrze słyszałem? -pytał podejrzliwie. — Chcesz się żenić? Przecież nie wiesz nawet, czy ją tknąłeś.  
-Seba nie wiem, czy coś było między nami, czy nie, a raczej nie, bo pamiętałbym.
-To po co te oświadczyny. Dlatego że mówiła, że rzuci się do stawu.
-To też, ale słyszałem przerażenie w jej głosie, gdy ojciec oświadczył jej, że wyda ją za tego lubieżnika Młoczyńskiego.  Mógłby być jej dziadkiem.
-Fakt perspektywa nieciekawa dla dziewczyny.
-Możesz wyobrazić sobie ich razem w łóżku?  On gruby i obleśny i ona taka delikatna. Przygniótłby ją swoim cielskiem.
-To lepiej, żebyś ty ją przygniatał.
-Dla niej na pewno lepiej. A ja kiedyś i tak będę musiał się ożenić. Ta jest przynajmniej chyba bardzo ładna i chyba jest tą koleżanką Wioletty z majątkiem.
-Majątku przecież nie potrzebujesz.
-Nie, ale będzie można pomnożyć go.  Mają sporo żyznej ziemię, kamienice w mieście i w posagu coś wniesie. Do tego ma charakterek. Myślę, że ona zrobiła to specjalnie. Miała zostać żoną niechcianego Piotra Sosnowskiego i wymyśliła sposób, aby uniknąć małżeństwa z nim.  Ja z przyjemnością ją poślubię.
-Czyli ma to być słodka zemsta na Piotrze -stwierdził z chytrym uśmiechem Sebastian. —Odebranie jej dziewczyny?
-To też, ale ocalenie Uli od ślubu z Młoczyńskim jest najważniejsze.

*Pana ze zdjęcia bardzo lubię i cenię. Po wielu próbach znalezienia odpowiedniego zdjęcia to pasowało najbardziej i napisałam, to co musiałam napisać o baronie Młoczyńskim.

niedziela, 17 listopada 2019

Dla miłości cz. 10

W czasie, kiedy Ula i Marek wszystko sobie wyjaśniali, to Paulina wraz ze swoim dawnym znajomym Tomaszem Kupczykiem przygotowywała plan zemsty. Byli w tym bardzo ostrożni i umawiali się w mieszkaniu Kupczyka. Tym samym pani detektyw wynajęta przez Dobrzańskich wiele zdziałać nie mogła. Zwłaszcza że zlecenie śledzenia Pauliny dostała o jeden dzień za późno, gdy to Paula i Tomasz ustalali najważniejsze sprawy.
-Przejrzałem jej konto na Facebooku i mam o co się zaczepić Paulino -mówił Kupczyk. —Przejrzałem jeszcze prasę z poprzedniego roku z wakacji i znalazłem coś, co może się nam przydać. Mówiłaś, że pracuje w banku?
-Tak. A to ważne? -pytała Febo.
-Powiedzmy, że to dodatkowy atut. W poprzednie wakacje jakaś grupa dziewczyn uwodziła facetów, a wkrótce ich konta były puste. Policja przypuszcza, że to pracownice tych banków. 
-Czyli chcesz wplatać ją w tę sprawę? -zapytała z zadowoleniem na plany rozmówcy.
- To byłoby trudne, ale może policja sama się dopatrzy faktów albo ktoś coś zasugeruje. Podobno dziewczyn było kilka i może któraś z nich będzie pasowała do wizerunku Uli. Ja ograniczę się do samej kradzieży gotówki. Mój znajomy potrzebuje gotówki i będzie ofiarą kradzieży.
-Szkoda, że z bankiem nic więcej -odparła Febo z żalem. —Wplątanie jej w najgorsze bagno, byłoby dla mnie największą rozkoszą.
W poniedziałkowe popołudnie Paulina ponownie spotkała się z Tomaszem. Tym razem na krótką chwilę, aby dać mu małą torebeczkę. Chwilę przekazu udało się uwiecznić pani detektyw na zdjęciu.
W międzyczasie Paulina odwiedziła również Dobrzańskich.
-Jesteście jacyś markotni -zaczęła Paulina, rozsiadając się w ich salonie. —Ciągle martwicie się Markiem i tym jego ślubem.
-Łatwo nie jest się pogodzić Paulinko -zaczął z ubolewaniem Krzysztof.
-Może się jeszcze wszystko ułoży -odparła pocieszająco Paulina. —Marek jest taki zmienny.
-Teraz wygląda, że będzie inaczej -stwierdziła z westchnieniem Helena. —Tylko cud musiałby się zdarzyć, aby się rozstali. To znaczy, aby Marek się odkochał.
-Cuda się zdarzają Helena -odparła Paulina z chytrym uśmiechem, który zauważył Krzysztof.
-Co masz na myśli? -podpytywał. —Nie jest wymarzoną synową, ale nie chcemy, aby stało się jej coś.
-Nic nie mam na myśli Krzysiu – mówiła uspokajająco. —Ja tylko mówię, że nie wolno tracić nadziei, że będziemy kiedyś rodziną.
Od nich również dowiedziała się o planowanym wyjściu na obiad.

Pojawienie się policjantów przy stoliku Dobrzańskich i poproszenie Uli o pojechanie na komisariat wprowadziło wszystkich w szok.
-Przepraszam pana, ale ja jestem mężem Uli -wtrącił Marek. —Może pan wyjaśnić nam, o co chodzi?
-Coś się stało w mojej rodzinie? -zapytała z niepokojem Ula.
-Nie pani Dobrzańska. Jeden z klientów, który był tu chwilę prędzej  rozpoznał w pani kobietę, która wraz z koleżanką stoi za kradzieżą jego zegarka i pieniędzy.
-Co? To jakiś absurd -rzekł Marek.
-Nigdy nikogo nie okradłam -mówiła z niedowierzaniem Ula.
-Moja żona jest w ciąży a pan z czymś takim -wzburzył się Marek.
-Panie aspirancie moja synowa nic na razie nie powie -wtrącił Krzysztof. —Zadzwonię do swojego prawnika i jeszcze do jednej osoby.
-Mają państwo prawo -odparł policjant. —A pani Dobrzańska może na razie nic nie mówić. Proszę, tylko aby pojechała z nami na komisariat.
-Pojedzie tylko ze mną -odparł zdecydowanie Marek.

Na posterunku Marek próbował uspokoić płaczącą Ulę.
-Ula nie chodź tyle. Usiądź obok mnie. Pamiętaj, że w ciąży jesteś.
-Chodzenie mnie uspokaja -rzuciła do męża. —Kiedy będzie ten prawnik?
-To pochodzę z tobą kochanie -odparł. —Tato mówił, że już jedzie -dodał, przytulając.
-Nic nie zrobiła -mówił nerwowo. 
-Wiem -mówił, głaszcząc po policzkach. —Ani przez krótką chwilę nie wierzyłem w te pomówienia. Tak jak rodzice.
-Tylko dlaczego mnie to spotkało Marek? -pytała i spoglądała tak, jakby znał odpowiedź. —Kto mi to zrobił?
-Paulina albo oboje Febo. A, dlatego że jesteś moją żoną -odparł pewien swoich słów.
-Myślisz?
-Jestem tego pewny i powiem prawnikowi, aby policja sprawdziła ten trop.
Prawnik Dobrzańskich pan Małecki na komisariacie pojawił się na szczęście szybko, bo po półgodzinie. Po zapoznaniu się z Ulą oraz po krótkich ich wyjaśnieniach i opowiedzeniu o podejrzeniu Febo o to co spotkało Ulę, policjant poprosił ich do pokoju zeznań. Tam w towarzystwie adwokata mógł przejść już do przesłuchania.


-O, co jest konkretnie oskarżona moja klientka i kto postawił jej zarzuty? -pytał na wstępie adwokat.
-Niejaki pan Paweł Jaworski rozpoznał w pani Dobrzańskiej kobietę, która w ubiegłym roku wraz z koleżanką okradła go i jego kolegę.
-Nie zrobiłam tego. Pierwszy raz słyszę takie nazwisko -wtrąciła Ula.
-Gdzie pani była osiemnastego lipce zeszłego roku? -zapytał policjant.
-Nie pamiętam. Prawdopodobnie w pracy w Warszawie.
-Według pana Jaworskiego wraz z koleżanką z niewysoką brunetką krótko ostrzyżoną była pani w SPA Lilia.
-Być może. Byłam tam w jeden weekend z koleżanką, ale bez facetów i z nikim znajomości nie nawiązałyśmy.
- Przepraszam, ale kiedy pan Jaworski zgłosił tę kradzież? -zapytał prawnik.
-Dzisiaj, gdy zobaczył panią Dobrzańską w restauracji.
-Trochę to dziwne? Nie uważa pan? Tyle miesięcy minęło -argumentował Małecki.
-Pytaliśmy go o to. Ukradziono mu dwa tysiące oraz zegarek i uznał, że nie ma sensu zgłaszać się na policję. Poza tym razem z nim okradziony został jego kolega. On ma żonę i bał się przyznać, że został okradziony w taki sposób i że miał skok w bok.
-Powiedział, że ja z nim -wtrąciła Ula. –Poza tym inaczej wyglądałam latem.
- Miała pani długie i jaśniejsze włosy niż teraz oraz okulary -ni zapytał, ni stwierdził. —Zeznał jeszcze, że ma pani wytatuowaną koniczynkę na lewym ramieniu. Zgadza się wszystko.
-Tak, ale nie wiem, skąd ma te wiadomości?
-Różnica tylko w tym, że wtedy była pani Olą a pani znajoma Ulą.
-Skoro pani Ula wyglądała inaczej, to po czym ją rozpoznał pan Jaworski? -pytał rzeczowo adwokat.
-Po oczach, po tym zmienionym imieniu i że jest leworęczna. Kiedyś w telefonie miał pani zdjęcie, ale usunął niedawno. Zapamiętał jednak wygląd.
-To mało, aby kogoś oskarżyć -mówił prawnik.
-Pan Jaworski ma jeszcze pomadkę, którą pana klientka albo jej  koleżanka zgubiła w jego aucie. Niedawno dopiero znalazł ją pod siedzeniem i wrzucił do schowka w aucie. Być może są tam pani odciski palców i DNA albo koleżanki -zwrócił się na koniec do Uli.
-Ja nie okradłam nikogo -mówił z płaczem na kolejne dowody. —Ani Ola. Cały czas byłyśmy razem.
-Ma pani konto na jakimś portalu społecznościowym? -zapytał nieoczekiwanie policjant.
-Tak. Na Facebooku. Dlaczego pan pyta?
-Bo to cenne źródło wiadomości pani Dobrzańska.  Proszę się zalogować i zobaczę, co pani tam przechowuje. Informatycy dowiedzą się jeszcze, kto je ostatnio przeglądał.
-Nie mógł pan od tego zacząć -odezwała się ponownie prawnik. —Stresu mógł pan oszczędzić pani Uli.
-Dopiero teraz staje się to bardziej przejrzyste i prawdopodobne -odparł policjant.
-Proszę sprawdzić panią Paulinę Febo i jej brata Aleksa -zasugerował adwokat, gdy Ula logowała się na Facebooka.  —Mąż pani Uli porzucił pannę Febo i ożenił się właśnie z moją klientką. Ma motyw i mogła się zemścić. 
-Sprawdzimy panie Małecki. A pani, w który banku pracuje?
-Bank Twoich Oszczędności -odparła. —Byłam tam na praktyce, stażu i teraz pracuję.
-To dobrze pani Urszulo. Tam nie było żadnych doniesień o kradzieże z kont klientów.
Na komisariat dotarła również i pani detektyw z tym, co ustaliła. Opowiedziała policjantowi również o obawach Dobrzańskich i o tym z kim spotyka się Paulina. Osoba Tomasza Kupczyka była znana policjantowi i to ze złej strony, a sprawa nabrała innego obrotu.  Zwłaszcza gdy na zdjęciu było go widać ze samym poszkodowanym.
Na pomadce znaleziono jednak ślady Uli, ale policjanci spytali ją tylko, gdzie mogła ją zgubić. Przypomniała sobie wtedy, że prawdopodobnie w firmie F&D. Tam od niedawna było sporo kamer zainstalowanych i znalezienie odpowiedniego nagrania z poniedziałku nie było trudne. Kolejne poskładanie faktów było jeszcze bardziej prostsze. Konto Uli na Facebook i zdjęcia zamieszczone tam sugerowały, że to było źródłem informacji Kupczyka i Jaworskiego. Śledzenie już przez policjantów Kupczyka doprowadziło ich również do Jaworskiego. Kto stał za zleceniem, tajemnicą również nie było.

Pojawienie się policji u Pauliny zaskoczyło Febo.  Gdy zaś gdy dowiedziała się, co jej zarzucają i że jest poproszona, aby pojechała na komisariat, oburzyło.


Aleks był w zastępstwie za nią w Mediolanie, to w panice zadzwoniła od razu do Dobrzańskich, aby przyjechali do niej i skontaktowali się z ich adwokatem Małeckim. Musieli jednak odmówić jej, bo reprezentował już Ulę. Z braku innych pomysłów zadzwoniła po adwokata, którego wynajął Aleks, aby wyegzekował zadośćuczynienie od Marka.
Niemalże w tej samej chwil, gdy Ula została oczyszczona z zarzutów i wychodziła z policji, to Paulina przyjechała na komisariat i postawiono zarzuty. Febo do niczego się jednak nie przyznawała.
Następnego dnia pojawiła się u Dobrzańskich
-Jak mogliście mi nie pomóc? – pytała z wyrzutami. —Traktowałam was jak rodziców.
-A my ciebie jak córkę -odparła Helena. —To, co zrobiłaś, było jednak nikczemne.
-Myślałam i o was, a wy nawet palcem nie kiwnęliście, aby mi pomóc.
-Nikt nie prosił cię o pomoc -rzekła Helena. 
-Mieliśmy wystarczająco dowodów, aby wiedzieć, komu mamy pomóc Paulino -orzekł  i Krzysztof. —Całkiem przypadkiem trafiliśmy do tego samego detektywa, którego ty wynajmowałaś, aby Marka śledził.  Chcieliśmy sprawdzić, jaka jest Ula i czy nie czyha na majątek Marka, a przy okazji dowiedzieliśmy się o innych sprawach. Powiedział nam jeszcze, że zaproponowałaś mu nieuczciwe procedery. Dlatego w obawie, że możesz zrobić coś głupiego, wynajęliśmy panią detektyw, aby miała cię na oku.
-Co?! -oburzała się. — Kazaliście mnie śledzić?! Jak jakiegoś kryminalistę!
-To samo robiłaś z Markiem -wytknął jej Krzysztof.
-Zdradziliście mnie!
-Szczęście syna jest dla nas najważniejsza -odparła spokojnie Helena. —A Ula to dobra, szlachetna dziewczyna. Tak jak jej rodzina jest uczciwa. Detektyw słowa skargi nie usłyszał na nikogo z nich. W przeciwieństwie do ciebie. Powiedział nam, ile to razy kazałaś Marka śledzić i wpadałaś we wściekłość jeszcze u niego w biurze. Obcy człowiek otworzył nam oczy. Zawiedliśmy się na tobie.
-To wy mnie zawiedliście -rzuciła z pogardą. —Tyle lat zmarnowałam przy waszym synalku. Mogłam je spędzić w Mediolanie w towarzystwie innych mężczyzn.
-Nikt na siłę cię nie trzymał -mówiła Helena. 
-Teraz najlepiej będzie, jak po rozprawie wrócisz na stałe do Mediolanu -dodał Krzysztof. —Majątek babci czeka, a u nas nie masz, co szukać.
-Zobaczymy jeszcze, kto miał rację -mówiła, wychodząc z salonu.
-Paulino nawet nie próbuj nam grozić -odparł z przestrogą niedoszły teść. —Drogę do wyjścia znasz.

Od tych wydarzeń minęły trzy miesiące i wszystko układało się pomyślnie. Rozprawa była już zakończona i wyroki zasądzone. Paula dostała tylko wyrok w zawieszeniu, bo karana do tej pory nie była. Musiała jednak trzymać się z dala od Uli i Marka. Ku uldze całej rodzinie Dobrzańskich poleciała na stałe do Mediolanu. Z chęci dostania czegoś od Marka za stracone lata musiał obejść się smakiem, bo nie było żadnych podstaw. Zwłaszcza po tym, co zrobiła. Musiała nawet zapłacić sporo Markowi za zniszczone w ataku szału meble, sprzęt i inne rzeczy. Dobrowolnie nie zamierzała nic mu dawać, to Marek wytoczył jej proces, który wygrał, a Paulina musiała, ponadto zwrócić również koszty procesu. W tych chwilach nie mogła liczyć nawet na Aleksa, bo pomysł zemsty nawet on uważał za złe posunięcie.

W międzyczasie Ula z Markiem zajmowali się swoimi prywatnymi i rodzinnymi sprawami. Zaczęli zaś od obiadu, na który zaprosili Cieplaków i Dobrzańskich. Mieszkanie ich było wystarczająco duże, aby pomieściło ich dwójkę oraz pięć dodatkowych osób. Obiadem Ula sama się zajęła i z pomocą męża zrobiła tradycyjny rosół, roladki z polędwicy, kluski śląskie oraz dwa rodzaje surówek. Upiekła również mały tort. Zapoznanie rodzin, choć pochodzili z różnych sfer, przebiegało bez zakłóceń i się wszyscy się polubili. Mieli nawet wspólny cel, aby jak najszybciej móc uczestniczyć w ich ślubie. Zwłaszcza rodzicom Marka na tym zależało, bo był jedynakiem.
W relacji Wioletty i Sebastiana również wszystko się układało, bo od czasu poznania się, czyli dnia cywilnego ślubu Uli i Marka coraz częściej spotykali. Sebastian przyznał nawet rację Markowi, że chodzenie do klubu staje się nudne.
Pshemko tak jak obiecał, uszył dla Uli suknię ślubną. Gotowa była już dwa tygodnie przed tym najważniejszym dnie, a Ula oglądając ją na modelce, była zachwycona. Idealnie pasowała na nią również. Marek, choć nalegał, aby być przy przymierzaniu sukni, nie został wpuszczony przez mistrza z obawy na przesądy.


Dzień ślubu osiemnasty czerwca był piękny i słoneczny, ale nie upalny. Dla Uli, która była już szóstym miesiącu ciąży, było to ważne. Wyjazd do kościoła z  rodzinnego domu Uli w Halinowie odpuścili sobie i goście Uli mieli pojawić się w kościele pod wezwaniem Św. Barbary. Tę ostatnią noc zaś Ula spędziła z Wiolettą w mieszkaniu, a Marek u rodziców. Godzinę przed mszą Ula była już gotowa i przyjechał po nią Marek w towarzystwie rodziców i Sebastiana, który był świadkiem. Chwilę po nich pojawił się Cieplak, Jasiek z Kingą i Beatka. Po krótkim błogosławieństwie pojechali do kościoła. Msza z przysięgą trwała typowo, bo około godziny, a później po gratulacjach wszyscy przenieśli się do jednej z restauracji na poczęstunek. Po pięciu godzinach ucztowania wszyscy się rozeszli. Dzień później państwo młodzi pojechali do Halinowa, aby spotkać się z tymi z członkami rodziny Uli, których nie było na poczęstunku. Ula tego dni ciągle wyglądała pięknie, a sukienka podkreślała jej brzuszek. Marek zaś patrzył na jej brzuszek z rozmarzeniem.


Trzy miesiące później na świecie pojawiła się Zuzia oczko w głowie tatusia i Dobrzańskich. Na kolejne dziecko długo nie czekali, bo dwa lata. Tym razem również była to córeczka Martynka. Ula nawet podpytywała męża czy nie wolałby syna, ale zapewniał ją, że nie oddałby swoich córeczek nawet za tuzin synków. Dziewczynki były również bardzo urocze i obie miały dołeczki w policzkach. Dodatkowo starsza oczy mamy. Synka doczekali się również w nieplanowanej ciąży, gdy córeczki miał odpowiednio sześć i cztery lata. Mały Wojtek urodził się zaś w szóstą rocznicę ich ślubu i stał się oczkiem w głowie mamy, bo był wykapanym tatusiem. Jeszcze po narodzinach pierwszej córeczki zmienili swoje lokum zamieszkania i po sprzedaniu dawnego domu Marka kupili coś całkiem nowego i w pobliżu rodziców Marka. Oboje Dobrzańscy z każdym kolejnym dniem, tygodniem miesiącem i rokiem coraz bardziej doceniali Ulę i szczęście, jakie daje ich jedynakowi i nie żałowali, że Paulinę przegonili z życia Marka.

KONIEC


poniedziałek, 11 listopada 2019

Dla miłości cz. 9



Zapiekanka przygotowana przez Marka pomimo lekkiego przypalenia był smaczna. Jeszcze na początku posiłku Marek przypomniał sobie o ważnej sprawie.
-Kochanie mam coś, co należy do ciebie i nigdy nie powinno wrócić do mnie -rzekł, zrywając się od stołu i podchodząc do komody. —Pierścionek zaręczynowy i obrączka Ula.
-Oddałam, bo uważałam, że powinnam zwrócić ci je, skoro nic nas nie będzie łączyć -tłumaczyła.
-Cała ty. Inne dziewczyny pewnie zostawiłyby sobie, chociaż pierścionek -mówił, przeszukując szufladę.
-Ja nie mogłabym tak -odparła, gdy Marek z odnalezioną biżuterią wrócił do stołu.
-Wiem, że nie. Teraz mogę przynajmniej po raz drugi założyć ci obie rzeczy -rzekł, klękając przed Ulą.  —Ula kochanie przyjmij ten pierścionek i obrączkę na znak mojego oddania, miłości, wierności i uwielbienia.



- Będę zaszczycona i szczęśliwa, móc je nosić -szeptała ze wzruszeniem, gdy Marek wsuwał na jej palec pierścionek zaręczynowy.
-Nigdy więcej nie rozstawiaj się z nimi -mówił, wstając z kolan.
-A co będzie, jak palce mi spuchną? -przekomarzała się z nim.
-Kupię ci łańcuszek i na szyi zawieszę. Niech wszyscy wiedzą, że jesteś już zajęta.
Bez przypieczętowania pocałunkiem nie obyło się i Marek przylgnął do ust Uli w spokojnym pocałunkiem. Nie na długo, bo mieli na talerzach zapiekankę.
Po skończonym posiłku i włożeniu naczyń do zmywarki wybrali się na spacer. Chodzili po ulicach Warszawy przytuleni do siebie, jak prawdziwie zakochana para. Miejsca, gdzie idą wybranego nie mieli i szli, gdzie ich nogi niosły. Wkrótce znaleźli się w okolicy kawiarni Beza.
-Kochanie wiesz, co jest na następnej ulicy? -zapytał tajemniczo Marek.   
-Nasz dentysta ma tam gabinet -odparła.
-Ula ja chcę być romantyczny, a ty o bólu i nieprzyjemnościach myślisz. Kawiarnia Beza. Mówi co to coś?
-Tak -odparła z uśmiechem na wspomnienia. —Tam spotkaliśmy się po raz pierwszy. Konkretnie umówiliśmy się na rozmowę o pracę.
-Dokładnie tak. Siedziałem przy stoliku i wypatrywałem cię. Gdy pojawiłaś się w drzwiach, to chciałem, żebyś to była ty. Wyglądałaś tak naturalnie, dziewczęco i interesująco.
-Ja wiedziałam, jak wyglądasz ze zdjęć w Internecie i w prasie.
-Cwaniara. Jak mogliśmy nigdy nie pójść tam ponownie Ula? Dla nas to ważne miejsce. 
-Bo co innego dla ciebie było ważniejsze.
-Kochanie nie będziesz chyba robić mi teraz wyrzutów za łóżko.
-Kochanie ja miałam na myśli prace nad prezentacją.
-Czy, aby pewno kochanie? Po pracy umysłowej nigdy nie byłaś tak zadowolona, jak po tym, co robiliśmy w łóżku.
-Bo w łóżku przejawiałeś większe zainteresowanie, tym co robisz, niż w tym w czym powinieneś. Nie cierpię, gdy ktoś nie wykazuje aktywności, gdy ja się staram, aby wykazywał.
-To między innymi podobało mi się u ciebie od początku -odparł, mocniej przytulając. —Umiałaś mnie zaskoczyć swoimi ripostami, inteligencją i poczuciem humoru.
-Nie ma nic gorszego niż nuda w związku Marek.
-To prawda. To, co Ula. Zapraszam cię do Bezy. Musimy zacząć nadrabiać zaległości.
W kawiarni stoliki były wolne, to usiedli przy jednym z nich i zamówili sobie po porcji faworków i kawie.


-Nie mogę tyle jeść Marek -rzekła Ula na widok stosu faworków. —Niedługo i tak będę gruba, jak słoń.
-Ja zjem kilka za ciebie. Spalę kalorie jurto na joggingu z Sebastianem. A faworki bardzo lubię. Tylko że dawno ich nie jadłem. Będzie z parę lat.
-Mam zwolnienie lekarskie na tydzień, to ci upiekę jutro całą miskę. Przy okazji zawiozę trochę do domu. Zostawiłam tam niektóre swoje rzeczy, a będą mi potrzebne.
-Zawiozę cię Ula. Chętnie spotkam się ponownie z twoją rodziną. Z moimi rodzicami powinniśmy również się spotkać.
-Trochę się boję Marek.
-Spokojnie Ula, nie gryzą. Gdy spałaś, zadzwoniłem do nich i powiedziałem, że odnalazłaś się i chcą cię poznać. Miarkuję, że zaproszą nas na obiad na dniach. Mama pewnie wybierze jakąś restaurację. Nie będzie dla ciebie takie krępujące niż wizyta w ich domu.
-To na pewno. Jakby dzwonili, to umów się na wtorek albo środę.
-Co sobie tylko życzysz kochanie.
Po powrocie do domu nic już tylko nie jedli, tylko wykapali się i poszli do łóżka. Gdy znaleźli się już w sypialni, Marek zajął się delikatnym masażem stóp żony.
-Do tej pory nie robiłeś tego -zagadnęła.
-Bo nie byłaś w ciąży. Są takie specjalne kursy i chyba się zapiszę.
-Rozpieszczasz mnie -mówiła, gdy Marek z masażu stóp przeniósł się nieco wyżej.
Wkrótce jego dłonie mogła poczuć na biodrach i piersiach, a oczy wpatrzone w jej twarz. Już samo jego spojrzenie i zapach żelu pod prysznic powodował pożądanie w Uli. Chwilę później Marek położył się obok niej i zaczął delikatnie całować usta i szyję. Cienka koszula nocna była jedyną przeszkodą, aby Marek w pełni mógł ponownie delektować się ciałem żony, to pozbył się jej szybko. Z siebie przy okazji zdjął bokserki. Kiedy miał już dostęp do jej nagiego ciała, które już tak dobrze znał, zaczął grę wstępną. Całował, pieścił i ssał piersi oraz gładził ją po intymniejszych miejscach. Było to tak przyjemne, że Ula poddawała się tym słodkim torturą bez najmniejszego protestu. Sama również dłużna nie chciała pozostawiać i całował w te miejsca na ciele męża, które były dogodne. Raz były to usta innym razem ramiona czy tors.  Kolejne minuty były szalone i przygotowywały na to, co miało nastąpić już za chwilę. Jeszcze parę dni temu w takim momencie wszystko byłoby szybkie i szalone. Teraz jednak Marek zachował ostrożność i nawet wchodził w ciało Uli ostrożnie. Gdy już stali się jednością, równie delikatnie poruszał się w niej. Nie oznaczało to, że nie osiągnęli spełnienia, bo oboje mogli tego doświadczyć w chwili, gdy eksplodował w nich szczyt podniecenia.
-Chyba tak cudownie się jeszcze nie czułam Marek -mówiła Ula, gdy już odsapnęli. —Każda chwila mogłaby być dla mnie nieskończona.
-Powiedziałaś właśnie najprzyjemniejszy komplement, jaki może usłyszeć mężczyzna -odparł, gładząc jej ramiona. 

Następnego dnia na Ulę już rano czekała niespodzianka, bo Marek zrobił śniadanie i przyniósł do łóżka. Przy okazji budził ją pocałunkami.
-Kochanie świeże bułeczki, twarożek i herbata -mówił, gdy otwarła oczy. 
-Śniadanie -mówiła jeszcze przez sen. —Nie wiem, nawet kiedy wstałeś?
-Przed siódmą. Teraz ósma dochodzi. Zjedź Ula. Powinnaś odżywiać się dobrze.
-A ty nie jesz?
-Już coś tam przegryzłem. Nie chciałem cię tak szybko budzić. Sen jest tak samo ci potrzebny, jak dobre odżywianie.
-Bardzo to miłe Marek, ale jeśli przez kolejne osiem miesięcy tak będzie, to czarno to widzę. Kota można zagłaskać, a ciąża to nie choroba.
-Wiem kochanie. To tylko tak na teraz -uspokajał, bo nie chciał kłócić się z nią. —Pójdę teraz na godzinkę pobiegać. Seba już na mnie czeka w parku.  A ty ze spokojem zjedz.
Z joggingu wrócił po niecałej godzinie i po odświeżeniu się pojechali oboje do F&D. Pojawienie się żony Marka wzbudziło poruszenie wśród pracowników. Już przy wejściu Marek przedstawił Ulę ochroniarzowi Władkowi i recepcjonistce Ani. Później idąc korytarzami ciągle, ktoś witał się z nim poprzez dzień dobry albo cześć i patrzył z zaciekawieniem na jego towarzyszkę. Gdy przyszli już do jego biura była natomiast okazja na kolejną rozmowę.
-Dzień dobry -rzekł do swojej sekretarki i asystenta.
-Dzień dobry -odparli chórem i odrywając wzrok od ekranów komputera.
-Pani Haniu, Pawle przedstawiam wam moją żonę Urszulę Dobrzańską.
- Miło panią poznać -odezwała się wieloletnia sekretarka Marka. —Jest pani ładniejsza niż na zdjęciu.
-Na jakim zdjęciu? -zapytała.
-Pani zdjęcie, zamiast pani Pauliny, od tygodnia stoi na biurku Marka -wyjaśnił asystent Paweł. —Niezłą aferę Marek zrobił z tym ślubem.
-Dokładnie tak -odezwała się ponownie pani Hania. —Znam Marka od dwudziestu lat, jak przychodził tutaj jako nastolatek do ojca i jeszcze nigdy nic takiego nie wywinął.
-Fakt głośno czasami było o mnie -odparł bez żalu do sekretarki i asystenta. —Zwłaszcza jeśli chodziło o kobiety.
-Ale od dobrego pół roku cicho było -stwierdził Paweł. —Pani Hania mówiła nawet, że kobieta musi za tym stać.
-Najwidoczniej i na mnie przyszedł czas, żeby się ustatkować -odparł.
-Widać, że teraz zakochał się naprawdę -mówiła pani Hania do Uli i patrząc na nią. —Jest taki szczęśliwy i spokojny.
-Bo jestem ogromnie szczęśliwy -odparł za Ulę. —Pokażę ci teraz mój gabinet Ula i pójdziemy dalej zwiedzać.
Paulina tego dnia również pojawiła się w firmie u brata. O wizycie byłego narzeczonego dowiedziała się zaś szybko. Poszła nawet do gabinetu Marka, aby jak to ona i nie bacząc na to, że jest w firmie, zrobić awanturę.  Nie zastała jednak nikogo ani w samym sekretariacie, ani w gabinecie Marka. Zainteresowała ją za to pozostawiona kosmetyczka na biurku Marka z napisem Ula i pomadka leżąca na wierzchu. Długo nie zastanawiając się, końcówkami długich paznokci delikatnie wyciągnęła z kosmetyczki pomadkę, wrzuciła do swojej torebki i odeszła przez nikogo niezauważona do gabinetu brata.
Ula i Marek tymczasem gościli w pracowni mistrza.


-Pshemko poznaj moją żonę Ulę.
-Dzień dobry -przywitała się i ona, przypatrując mistrzowi, bo od męża słyszała, że to ekscentryk.
- Piękna -zachwycał się mistrz, patrząc spod okularów. — I te błękitne oczy. Marco zawsze miał dobry gust -mówił do Uli. —Zaprojektuję dla Urszuli sukienkę w kolorze oczu -dodał nieoczekiwanie. —W ramach prezentu ślubnego.
-Może za parę miesięcy Pshemko, bo Ula jest w ciąży i wkrótce przytyje -oznajmił Marek z nieukrywaną radością. —Albo sukienkę ślubną do ślubu kościelnego, jeśli potrafisz.
-Obrażasz mnie Marco. Na kiedy?
-Jeśli się uda to w czerwcu chcemy pobrać się przed ołtarzem.
-W takim razie Urszula przyjdzie w maju na wzięcie miary.
-Będzie mi miło. A ile będzie to kosztować? -zapytała nieśmiało.
-Urszula chyba żartuje. To będzie dla mnie przyjemność.
Po godzinnej wizycie w firmie Ula pojechała po stolnice i wałek do ciasta oraz inne zakupy. Kupiła również zaległy prezent urodzinowy dla Marka. Później zajęła się przygotowaniem obiadu. Z faworkami postanowiła poczekać do przyjazdu męża, aby pomógł jej w wałkowaniu ciasta.
Marek tak jak prędzej ustalili w mieszkaniu pojawił się o trzynastej.
-Zanim zjemy to mój prezent -rzekła Ula, podając mu zgrabny pakunek.
-Mówiłem, że nie musiałaś -odparł, odpakowując prezent. —Koszula bordowa. Bardzo ładny kolor. Od razu przymierzę kochanie. 
Chwilę później ściągał niebieską koszulę i zakładał tę zakupioną przez Ulę. —I jak? -pytał, okręcając się tak, jak robią to kobiety w nowych sukienkach.
-Do twarzy ci. Teraz siadaj. Zrobiłam zwykłe schabowe i surówkę.
-Świetnie. Dobre, proste, smaczne i tradycyjne danie.


Po obiedzie zajęli się faworkami. Ula zagniatała ciasto, a Marek wałkował. Później ona cięła w paski i zawijała, a on smażył. Gdy już posprzątali, a faworki ostygły posypali cukrem pudrem i przed siedemnastą pojechali do Halinowa na podwieczorek.
-Miło was widzieć razem -zaczął Cieplak. —Pogodzonych i szczęśliwych.
-Cała przyjemność po mojej stronie panie Józefie, że mogłem przyjechać tu ponownie -odparł Marek.
-A Jasiu powiedział, że jest pan mężem Ulci i będę mogła mówić panu po imieniu -zagadnęła Betti
-Bo to prawda -odparł, kucając przy Beatce.
-Ale jak to? Pan jest starszy, a tata mówi, że do starszych mówi się pan i pani -drążyła temat.
-Betti, Marek jest twoim szwagrem, a do szwagrów mówi się po imieniu- tłumaczyła Ula. Tak więc ty i Jasiu możecie mówić mu Marek. Jak będziesz starsza, to zrozumiesz.
-Pan również panie Józefie może mówić mi po imieniu- dodał Marek. Jestem w końcu zięciem.
-Jeśli to nie problem to jestem tato -odparł Cieplak.
Podwieczorek mijał w miłej rodzinnej atmosferze. Zwłaszcza dla Marka było to ważne, bo wyczuł, że zaakceptowali go, jako nowego członka rodziny. Tematem rozmowy oczywiście był ich ślub. Zarówno ten cywilny, jak i przyszły kościelny. W połowie podwieczorku dotarł Jasiek i z nim Marek szybko nawiązał kontakt i rozmawiali o autach.

Dwa dni później we środę Ulę i Marka czekał obiad w towarzystwie Dobrzańskich. Do Książęcej dotarli, gdy seniorzy już byli w restauracji.
-Mamo, tato -mówił dostojnie Marek. —Poznajcie Ulę.
-Dzień dobry -przywitała się sama zainteresowana. — Ula. Jeśli to nie problem to można do mnie tak mówić.
-Miło nam poznać Ula -odparł życzliwie Krzysztof.
-Marek opowiadał nam sporo o tobie -rzekła i Helena, gdy usiedli.
-Oby były to dobre rzeczy pani Heleno -odparła z uśmiechem.
-Powiedziałem rodzicom prawdę, tylko prawdę i samą prawdę i inaczej nie może być kochanie -odrzekł Marek, całując przy okazji w dłoń.
-Marek głównie mówił nam o twojej rodzinie, pracy i o tym jak się poznaliście -odezwał się ponownie Krzysztof. —Niezły romans byłby z tego.
-Miło wiedzieć, że państwo podchodzą do sprawy tak przychylnie i z humorem.
-Wiemy, że wkrótce urodzi się wam dziecko. Tyle czasu czekaliśmy, aby być dziadkami -mówił z serdecznością Helena.
-Tak. Dokładnie to za niecałe osiem miesięcy -sprecyzowała Ula.
-Na moje szczęście Paula nie chciała zostać matką, gdy prosiłem ją o to -stwierdził z ulgą Marek. —Teraz nie mógłbym być z Ulą.
-Nie wszystkim instynkt macierzyński ujawnia się -mówiła Helena, jakby chciała usprawiedliwić Paulinę.
-A pro po Pauliny, to ciekawy jestem, dlaczego nie wraca do chorej babci -wtrącił Marek. —W poniedziałek była w firmie u Aleksa.
-Sami jesteśmy ciekawi -odparł Krzysztof, choć swoje przypuszczenia z żoną mieli.

W połowie udanego spotkania podszedł do nich nieznajomy mężczyzna.
-Pani Urszula Dobrzańska? -zapytał.
-Tak. A kto pyta?
- Aspirant Tomasz Skawiński – odparł, pokazując delikatnie odznakę, ukrytą wewnątrz policyjnej kamizelki. —Pani pojedzie z nami na komisariat. Musimy wyjaśnić pewną sprawę. 

środa, 6 listopada 2019

Dla miłości cz. 8


Telefon od Jaśka z informacją, że Marek jest w Halinowie i pije kawę z ich ojcem, zaskoczyło Ulę.
-Jak rozmawia? Kłócą się? -pytała zdezorientowana.
-Chyba nie Ula. Ojciec kazał mi zająć się Betti i jestem na podwórku, ale okno od kuchni jest uchylone i nie słychać podniesionych głosów.
-Całe szczęście. Brakowałoby jeszcze, aby się pokłócili na dzień dobry.
-Ten twój mąż nie wygląda na kłótliwego Ula. Rozmawiałem z nim chwilę i wyglądał bardziej na zdesperowanego i zmartwionego.
-W końcu zniknęłam na pięć dni -odparła sensownie.
-Nie znam szwagra, ale robi dobre wrażenie. Zwłaszcza na Beatce. Od razu odezwała się do niego, a sama wiesz, jaka jest ostrożna do obcych.
-Marek nie musi nawet odzywać się, aby wzbudzić sympatię. Długo rozmawia z ojcem?
-Z pięć minut. Znając jednak ojca, to wyciągnął z niego wszystkie szczegóły z życia.  Kiedy wracasz?
-Nie mam ochoty w ogóle wracać ani spotykać się z Markiem.
-Tylko wiesz siostra, kiedyś będziesz musiała wrócić i spotkać się z mężem. Marek jest zdolny czekać na ciebie do samego wieczora.
-Wiem braciszku. Tato tak szybko też go nie wypuści. Możesz dać mi go do telefonu?
- Kogo? Marka czy ojca.
-Jasiek nie zgrywaj kretyna. Marka.
Tymczasem w kuchni Cieplak i Marek dalej rozmawiali.
-Wszystko to, co pan mówi, brzmi tak pięknie, że aż trudno uwierzyć. Tyle pan poświęcił.
-Bo jest prawdą panie Józefie. Kocham Ulę. A dla miłości można wiele poświęcić.
-Oby. Ula zasługuje na szczęście. Swój najlepszy czas poświęciła na wychowanie Beatki i Jaśka. Mnie pomagała również. A panu dobrze z oczu patrzy. 
-Marek panie Józefie -wtrącił. —Wystarczy Marek.
-Przepraszam tato, ale dzwoni Ula i chce z panem Markiem porozmawiać.
-Ula dzwoni -wtrącił Marek, zrywając się z krzesła.
-Ula kochanie. Gdzie jesteś? Szukam cię od pięciu dni -mówił chwilę później, gdy Jasiek dał mu telefon.
-W Warszawie. Czekam na autobus do Halinowa.
-Ula proszę, wróć do mieszkania i poczekaj na mnie. Musimy porozmawiać o wielu sprawach. Nie jest tak, jak piałaś mi w liście. Znalazłem jeszcze test ciążowy i wiem, że będziemy mieć dziecko.
-Ale to niemożliwe Marek.
-Ula proszę. Daj mi, chociaż pięć minut -nalegał. —Wszystko ci wyjaśnię.  Przecież zawsze mówiłaś, że nie można zostawiać niedomówień.
-Niemożliwe, bo właśnie klucze wrzuciłam do skrzynki na listy i nie mam, jak otworzyć drzwi.
-Ula. Domofon i skrzynkę pocztową można otworzyć szyfrem. Znasz oba szyfry. Wróć na Sienną, wyciągnij klucze i poczekaj na mnie.  Ja postaram się przyjechać w godzinę. Dopiję kawę z twoją rodziną i przyjadę.
-To, co z naszym bałwanem? -zapytała Betti, gdy skończył rozmawiać i usiadła mu na kolanach. —Kiedy ulepimy?
-Nie dzisiaj Beatko. Są ważniejsze sprawy -odparł Cieplak. 



Dziesięć minut później Ula ponownie pojawiła się w mieszkaniu, które dzieliła z Markiem. Do przyjazdu męża było trochę czasu, to zrobiła sobie ciepłej herbaty i położyła się pod kocem na kanapie w salonie. Zasypiać nie zamierzała, ale ostatnimi dniami źle sypiała i teraz w miejscu, w którym przez kilka ostatnich tygodni była szczęśliwa, zmorzył ją sen.
Marek na Sienną przyjechał po godzinie. Cisza zaniepokoiła go, ale gdy w holu dojrzał płaszcz Uli, to mu ulżyło. Ulę zastał smacznie śpiącą w salonie, to tylko na chwilę podszedł do niej, a później nie budząc jej poszedł do kuchni zająć się kolacją.


Ula obudziła się, gdy na dworze robiło się szaro. Jej ruch usłyszał Marek.
-Witaj Ula -rzekł, pojawiając się w drzwiach.
-Zasnęłam nawet nie wiem, kiedy -mówiła jeszcze sennie.
-Nie szkodzi -odparł, siadając obok. —Zrobiłem kolację w tym czasie.
-Miło, bo od śniadania nic nie jadłam. To, co tak ładnie pachnie?
-Zapiekanka makaronowa z serem feta i pieczarkami. Będzie za parę minut gotowa.
-To, co lubię. Brakuje tylko zupy krem z brokułów.
-Nie ma, tylko dlatego że nie miałem brokułu Ula. Dziękuję, że zgodziłaś się spotkać ze mną.
-Kiedyś musieliśmy porozmawiać Marek. Nazbierało się tyle spraw.
- Właśnie Ula. W ostatnim tygodniu tyle się wydarzyło, że nie wiem, od czego zacząć.
-Najlepiej od początku Marek.  Ja wiem tylko to, że szukałeś mnie w Sulejówku i że policja cię zgarnęła.
-To, co spotkało nas, jest jednym wielkim zbiegiem nieporozumień Ula-zaczął. —Kocham cię od chwili, kiedy to zrozumiałem i nic się nie zmieniło. Ostatnie dni był dla mnie koszmarem.
-Nie mniejszym niż moje. Jak myślisz, jak ja się czułam i co mogłam pomyśleć, gdy przyszła Paulina i powiedziała mi, żebym przestała marzyć o byciu panią Dobrzańska, bo ty nigdy jej nie zostawisz?
-Ula przecież dokładnie wiedziałaś, że ona nie wiedziała o naszym ślubie -wtrącił.
-Tylko że chwilę później, gdy otworzyłam list z Urzędu Cywilnego wyczytałam, że nasz ślub może być unieważniony?
-I od razu pomyślałaś, że z mojej strony był to szwindel, bo znałem Sławka i przyspieszył nasz ślub tylko po to, abym zdobył kredyt na szwalnię- rzekł oskarżycielsko.
-Masz inne wytłumaczenie?
-Tak mam.  Prawda jest taka, że to Wioletta jest wszystkiemu winna. Podpisała akt ślubny jako Violetta przez V i dwa T, zamiast tak jak ma w dowodzie, czyli przez jedno T i przez W. A prawnik, który miał zająć się przepisaniem na ciebie szwalni był naprawdę chory -dodał, nawiązując do listu, który zostawiła mu Ula. (część 4) Miał kamienie nerkowe. Jest już zdrowy i w każdej chwili może zająć się naszą sprawą.
-A Paulina? Okłamywałeś mnie, że nie ma jej w Polsce.
-Nie chciałem cię martwić Ula.  
-To, co robi tutaj wizytówka adwokata -próbowała jeszcze coś znaleźć na winę Marka.
-Zobaczyłaś ją i od razu pomyślałaś sobie, że chcę rozwodu -wyrokował. —To jest adwokat Febo. Wymyślili sobie, że jestem coś winny Pauli za wieloletni związek.  Nie zamierzam rozwodzić się z tobą i wiązać z Pauliną. Nie wiem, jak mogłaś myśleć, że jest inaczej.
- Łatwo ci mówić. Pojawienie się Pauliny i pismo z urzędu, dobrze nie wyglądało.
-Trzeba było poczekać na mnie i na wyjaśnienie, a nie uciekać -rzekł z lekkim wyrzutem.  —Albo chociaż zadzwonić.
-Zgubiłam telefon, a numeru nie pamiętałam -odparła mało przekonującym argumentem, bo mogła zadzwonić do firmy.
-Właśnie Ula. Mam go – rzekł, zrywając się z kanapy, aby oddać jej zgubę.
-A już myślałam, że zgubiłam gdzieś poza domem.
- Bo zgubiłaś i policja mi go oddała. Był w tym tramwaju, co uległ wypadkowi. Dokładnie co się stało, chyba nie wiesz?
-Akurat wiem.  Wypadek wydarzył się dwa przystanki po tym, jak wysiadłam.
-Nie o to chodzi Ula. Ja i Sebastian myśleliśmy, że byłaś w nim. Dwie godziny po wypadku zadzwonili do mnie ze szpitala z informacją, że jesteś jedną z poszkodowanych. Jakaś ranna dziewczyna była bez dokumentów, ale miała twój telefon i więc wszystko wskazywało na to, że to ty nią jesteś. W szpitalu spędziłem cztery długie godziny w oczekiwaniu, aż skończą operować tę kobietę. Dopiero gdy przewieźli ją na salę, okazało się, że to nie ty. Do domu wracałem szczęśliwy, że nic ci nie jest. Jeszcze większe szczęście poczułem, gdy widziałem palące się światła w mieszkaniu. Zdążyłaś jednak zjechać na dół, zanim ja wjechałem na górę. Ula, kiedy zadzwonili do mnie ze szpitala z informacją, że miałaś wypadek i że jesteś w ciężkim stanie, świat mi się zawalił po raz pierwszy. Drugi raz zawalił mi się po tym, gdy nie zastałem cię w mieszkaniu i po przeczytaniu twojego listu. To, że odchodzisz, było kolejnym ciosem. Jeszcze tego samego dnia zacząłem cię szukać. Wieczorem pojechałem jeszcze do rodziców i powiedziałem im i Paulinie o tobie i ślubie. Było mi już wszystko jedno czy rodzice dadzą mi te udziały, czy nie. Ty byłaś najważniejsza. Od tamtego dnia niczego już nie ukrywam i noszę obrączkę. Zrozum Ula. Jesteśmy stworzenie dla siebie i miłości. Chcę znowu budzić się obok ciebie i zasypiać.
-Nie wiedziałam, że tyle się stało -odparła ze łzami w oczach. — Narobiłam ci tylko strapień.
-Nie myśl teraz o tym -mówił, ocierając delikatnie łzy płynące po policzkach. —Najważniejsze jest to, że jesteś cała i zdrowa. Wierzysz mi teraz, że wszystko, co nas spotkało było nieporozumieniem i że cię kocham.
-Tak Marek.
- To wróć do mnie -szeptał. —Bo w to, że już nic do mnie nie czujesz nie, to uwierzę.
-Masz rację.  Nie potrafiłam przestać i nigdy nie przestanę cię kochać -odparła, patrząc w oczy.
-Kochanie -rzekł, całują w usta. —Już nigdy nie pozwolę ci odejść i nic nie będzie stało nam na drodze naszej miłości -dodał, gdy oderwał się od jej ust.
-A co z Pauliną i twoimi rodzicami. Groziła mi, że nas pozabija.
-To były tylko słowa -uspokajał.  —A rodzice byli tylko na początku w szoku. Teraz chcą cię poznać. Chyba zrozumieli, że Paulina nie jest taka, za jaką ją uważali. Przy nich groziła mi, że zostanę wydziedziczony, żebym zapomniał o udziałach i że jestem manipulantem. Na szczęście ojciec szybko zareagował i powiedział jej, że nie ma prawa rozporządzać ich majątkiem. Koniec końców dostałem te udziały na urodziny.
-Właśnie Marek. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin -rzekła z olśnieniem. —Powinnam dać ci jakiś prezent, ale nie zdążyłam kupić. Jutro to nadrobię. Kupię coś i przygotuję kolację.
-Nie musisz nic mi dawać Ula, bo już dałaś -zaczął tajemniczo.  —To już pewne? -pytał, kładąc rękę na jej brzuch.
-Tak. Po zasłabnięciu w Sulejówku zrobili mi badania i potwierdzili ciążę.
-Tak się cieszę kochanie, że będę ojcem -mówił, gładząc to miejsce. 
- Dowiadywałeś się już, co ze ślubem Marek? Jest ważny, czy nie?
-Byłem u Sławka (jego kolega, który pracuje w USC i przyspieszył ich ślub) i musimy tylko w ciągu tygodnia pójść z Wiolettą do Urzędu Stanu Cywilnego i wyjaśnić nieporozumienie z jej podpisem. Jakby były problemy to pobierzemy się jeszcze raz. Tak jak obiecywałem ci Ula. W kościele z weselem i naszymi rodzinami. Teraz mam kolejny do tego powód.  Nasze dziecko. 
-Nasze dziecko -powtórzyła cicho Ula. —Marek twoja zapiekanka zaczyna pachnieć mniej przyjemnie. Chyba się przypala.
-Jeśli będzie niezjadliwa, to pójdziemy na miasto coś zjeść -odparł, idąc w stronę kuchni. —Nie musimy się już ukrywać.


Paulina tymczasem nie zamierzała odpuszczać sobie realizacji planu i dalej dążyła do tego, aby oczernić Ulę.  Dlatego w piątkowe popołudnie umówiła się ze znajomym. Ona i Aleksa znali go od dawna i już parę razy za odpowiednim wynagrodzeniem pomagał im w załatwieniu niektórych spraw. 



Dobrzańscy tymczasem za namową detektywa Kamińskiego siedzieli w innym biurze detektywistycznym i składali zlecenie na sprawdzenie, co porabia Paulina. 


Dzisiaj krócej (dodaję, chociaż nie jestem do końca z wpisu zadowolona), bo mam chore dzieci. Synkowi dodatkowo zęby wychodzą i noce są nieprzespane.