sobota, 19 września 2015

Plan Pauliny 5




Cicho wymknął się z jej pokoju i zszedł na dół. Na śniadanie było jeszcze za wcześnie zrobił sobie tylko kawę i włączył laptopa.  Przejrzał pocztę i zajął się pisaniem listu do Pauliny.

Kochana siostrzyczko, Drogi Lwie.
Na wstępie mojego listu serdecznie i gorąco pozdrawiam Was i przesyłam buziaki. Jest wspaniale. Chodzimy na spacery, razem sprzątamy, gotujemy, wypoczywamy na tarasie. Wspólny wyjazd był nam potrzebny. Ula, choć po przyjeździe była zła teraz jest zachwycona tym miejscem. Miejmy nadzieję, że i na mnie wkrótce spojrzy w ten sposób. Na razie cieszę się z tego, że mam ją tak blisko i mogę codziennie patrzeć na nią, rozmawiać. Może się mylę, ale wydaje mi się, że Ulą targają sprzeczne uczucia. Czasami patrzy na mnie z taką samą miłością jak z przed czasu rozstania, a innym razem jakby się bała. Muszę, więc uzbroić się w cierpliwość. Czas pokaże, co z tego wyniknie. Niezależnie, jednak od przyszłości i tak jestem Wam bardzo wdzięczny. To są moje najwspanialsze wakacje. Muszę pomyśleć jak mam się Wam odwdzięczyć. Do miłego zobaczenia.
Marek.

Kliknął i wiadomość została wysłana. Zamknął laptopa i poszedł do kuchni zając się śniadaniem. Kuchenny stół szybko zamienił się w Szwedzki stół. Pokroił chleb, ser, wędlinę, pomidory, ogórki i wyłożył na półmiski. Całości dopełniały ulubione śledzie Uli i słodycze. Miał też czas na to, aby pójść do ogródka po świeżą miętę i owoce.  Dochodziła ósma, gdy on ze śniadaniem był gotowy, a Ula zbiegła na dół. Była jeszcze w piżamie nieco zaspana i rozczochrana, ale jak dla Marka wyglądała pięknie.
-Cześć Marek- przywitała się i uroczo przeciągnęła. Szybko dzisiaj wstałeś- stwierdziła.
-Cześć Ulka-odpowiedział. Nie tak znów wcześnie. Jakąś godzinę temu.  Na co masz ochotę-spytał. Nie zrobiłem nic konkretnego na śniadanie, bo nie wiedziałem, co będziesz chciała zjeść.  Jeśli chcesz to zrobię ci jeszcze jajecznicę albo tosty.
- Nie trzeba Marek. Zwykłe kanapki mi wystarczą- zapewniła. Ładny dzień się zapowiada, prawda- westchnęła z zachwytem patrząc w okno.
-I grzech byłby go nie wykorzystać- odparł odsuwając jedno z krzeseł. Po śniadaniu możemy pójść na spacer, jeśli chcesz.
 - Ja wolałabym iść do kościoła.  Kamila mówiła, że we wsi jest bardzo ładny drewniany kościółek, a na skróty przez las to tylko jakieś piętnaście- dwadzieścia minut pieszo. Nie musimy nawet brać samochodu.  Na dziesiątą powinniśmy chyba zdążyć-zapytała.
-Na pewno. A po obiedzie zapraszam na festyn do miasta z okazji dziesięciolecia galerii.
-Ok. Możemy pojechać- zgodziła się.
Nieodkryta jeszcze przez nich droga do kościoła była równie ładna, co ta ulubiona Uli. Jeśli nie ładniejsza, bo był leśny strumyk i pole z jeżynami i borówkami. W pobliżu polany dostrzegli również duży staw z pomostem i miejscem na rozłożenie koca lub leżaka.   Ula z miejsca zmieniła zdanie, co do popołudnia. Szybko przekonała Marka, że zamiast wyjazdu do miasta wolałaby ten czas spędzić tu na pikniku. Dobrzański zgodził się, bo znał Ulę i wiedział, że woli łono natury niż tłok i wielkomiejskie rozrywki.

Tymczasem we Warszawie Paulina czytała list Marka i cieszyła się, że jej plan udał się.
-Tygrysku mówiłam ci, że taki wyjazd im jest potrzebny- rzekła do narzeczonego. Zbliżają się do siebie.
-Kochanie to jeszcze nic nie znaczy- próbował studzić jej entuzjazm. Marek pisze, że jest lepiej, ale jeszcze nie na tyle dobrze żeby myśleć o wspólnej przyszłości.
-Ty to umiesz człowieka pocieszyć- odpowiedziała z udawaną złością. Dobrze, że nie pracujesz w telefonie zaufania. Miałbyś na swoim koncie największą ilość niepowodzeń.
-Chciałem powiedzieć, że jeszcze za wcześnie na kupowanie ślubnego prezentu – tłumaczył się. A ty od razu chciałabyś zobaczyć ich przy ołtarzu.  Za dwa dni jedziemy tam to zobaczymy jak jest.
-Jakie jedziemy- zdziwiła się. Absolutnie nie możemy im teraz przeszkadzać- powiedziała nie oczekując sprzeciwu.
-Umówiłem się z Adamem na ryby na środę- próbował przekonać Lew narzeczoną. I pamiętaj, że na piątek jesteśmy umówieni z proboszczem w sprawie ślubu-dodał.
- Pamiętam kotku.  I dlatego my zjawimy się tam dopiero w piątek popołudniu.  A twoje ryby nie zając to ci nie uciekną-dodała żartobliwie cmokając w nos.

Kościółek w Radości nie odbiegał urokliwością od reszty okolicy. Mały, drewniany położony na niewielkiej górce pięknie wpisywał się w krajobraz. Spotkali tam również swoich sąsiadów Kamilę i Adama i razem wrócili do domu. W czasie drogi powrotnej znajomi opowiedzieli im o niedawno mijanych miejscach i o kilku innych zakątkach godnych zwiedzenia. Ula była zachwycona perspektywami kolejnych wycieczek. Na razie cieszyła się tą najbliższą.  Po obiedzie spakowali, więc kosz z prowiantem, wzięli leżaki i ruszyli nad staw. Parę minut później byli na miejscu. Zdziwili się, że Stawy Młyńskie ściągną tyle osób.  Niewielka polano- plaża była wypełniona niemal do pełna. Chętnych do kąpieli też nie brakowało. Oni woleli nie ryzykować. Woda już z daleka wyglądała nieciekawie a Kamila z Adamem mówili, że glinianka, jak mówili o tym stawie miejscowi, miała muliste dno i łatwo było w nim ugrząźć. Marek rozłożył dla nich leżaki, nasmarował siebie i Ulę preparatem przeciw komarom i wystawił już i tak swoje opalone ciało na słońce. Zaproponował również Uli, aby rozebrała się i łyknęła trochę słońca, ona jednak wolała zostać w sukience i bardziej ukryta w cieniu.   Czas szybko mijał i dzikie kąpielisko powoli zaczęło pustoszeć. Zostali tylko oni, kobieta w zaawansowanej ciąży z kilkuletnią córeczką, paru młodzieńców amatorów pływania i wędkarze po drugiej stronie stawu. Oni również zaczęli zbierać się tak jak mama dziewczynki.  Zajęta pakowaniem swoich rzeczy do auta spuściła dziecko z oczu. Mała tymczasem nie zważając na niebezpieczeństwo bawiła się piłką blisko brzegu. Zbyt mocno rzucona piłka po pochyle sturlała się wprost do wody. Pobiegła za nią, weszła do stawu a woda poniosła dalej. Chwilę później zaplatała się w zarośla i zaczęła tonąć. Marek nie zastanawiając się długo pobiegł na pomost wskoczył do wody i szybko popłynął do tonącej dziewczynki. Było mu trudno wyciągnąć ją, bo wodna roślinność i muliste dno skutecznie utrudniały jego ruchy. W dodatku bolał go bark. W końcu dał radę i wydostał z szuwar. Do pomocy dopłyną również inny mężczyzna, wspólnie wyciągnęli małą na brzeg i zajął się reanimacją. Tymczasem jej mama przerażona całym zajściem zaczęła rodzić.  Ula, jako jedyna kobieta w tym towarzystwie zajęła się rodzącą. Uspakajała i kazała równomiernie i głęboko oddychać.   Wkrótce wokół nich zebrała się grupka gapiów głównie młodych chłopaków. Któryś z nich bardziej rozsądny zadzwonił po karetkę.  Przybiegł również jakiś spanikowany wędkarz. Okazało się, że to mąż kobiety i ojciec dziewczynki.  Na szczęście mała wkrótce odzyskała przytomność a jej mama uspokoiła się nieco. Karetka zjawiła się po niecałym półgodzinie i zajęła się obiema. Marka również chcieli przebadać, bo zauważyli na jego plecach stłuczenie, ale wytłumaczył im, że to piątkowy uraz.   Tuż przed odjazdem lekarz zapewnił jeszcze, że gdyby nie przytomność Dobrzańskiego teraz dziewczynka mogłaby już nie żyć. Oboje rodzice małej byli mu bardzo wdzięczni.
- To nie było nic nadzwyczajnego i nie mogłem inaczej postąpić- odrzekł na ich podziękowania bez pychy.  Jeszcze w liceum zrobiłem kurs ratownika i widać, że zostało mi coś z tych zajęć.
- A jak panu na imię- spytała rodząca.
-Marek
-To tak damy naszemu synkowi na imię-odparła.  Jest pan wspaniałym człowiekiem a pani ma szczęście mieć kogoś takiego przy sobie- dodała do Uli a drzwi karetki chwilę później zamknęły się.


Do domu wrócili później niż planowali, ale szczęśliwi. Jeśli można nazwać to wszystko, co wydarzyło się szczęściem. Jednego Ula była pewna. Była dumna z Marka. Miała swojego zwykłego, ale i niezwykłego bohatera.  Jeszcze w drodze do domu Marek dostał gratulacje od sąsiadów za odwagę. Kamila mówiła, że ta glinianka jest bardzo niebezpieczna- myślała.   Marek wskakując tam ryzykował swoje życie. Mógł teraz leżeć gdzieś na dnie martwy, a zostało tyle niewyjaśnionych spraw. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Obiecała sobie, że po kolacji porozmawia z nim. Teraz brał prysznic i przebierał się, a ona zajęła się kolacją.
Marek wkrótce dołączył do niej i pomógł w kuchni. Zjedli smaczny posiłek później razem pozmywali naczynia i mieli czas na TV.
-To, co Ula idziemy spać – spytał, gdy film skończył się. To był ciężki dla mnie dzień.
- Marek możemy jeszcze chwilę porozmawiać- zagadnęła niepewnie, gdy Dobrzański wyłączył telewizor i wstał z kanapy. O nas- dodała. Całą noc myślałam o tym, co mówiłeś wczoraj i o tym, co było kiedyś.  A po dzisiejszych wydarzenia zrozumiałam, że niektóre niewyjaśnione sprawy nie mogą czekać dłużej.   Kim ja tak naprawdę byłam dla ciebie- spytała?  Czułeś do mnie coś oprócz przyjaźni. Czy byłam tylko udziałami?
Po pierwszych jej słowach bał się, że zaraz powie, że miedzy nimi nie uda się albo coś w tym rodzaju, ale zaskoczyła go mile. W jednej chwili zdecydował się, że powie prawdę.
- Udziałami- zdziwił się.  Nie Ula. Nigdy tak nawet nie pomyślałem- odparł.
 A jednak nie byłam dla niego udziałami - ucieszyła się w myślach.
- Pamiętasz list, który zostawiłem ci przed twoim wyjazdem do Szczytna. Napisałem w nim, że chcę spotkać się z tobą i powiedzieć, jak bardzo jesteś dla mnie ważna.  Ula chciałem powiedzieć ci wtedy, że cię kocham. Nie wspomniałem nic o tym w liście, bo chciałem wyznać ci to patrząc prosto w oczy, aby zobaczyć w nich twoją radość, bo smutek już widziałem.  Wczoraj, gdy spytałaś mnie o Sylwię to powiedziałem ci, że nie kochałem jej, bo po odejściu nie czułem wielkiej rozpaczy. Skłamałem Ula. Nie kochałem jej, bo dopiero teraz zrozumiałem, co to jest miłość i nie to łączyło mnie ze Sylwią. Ty jesteś tą kobietą, którą pokochałem, kocham i będę kochać- wyznał jej patrząc w oczy i akcentując chwilą ciszy.  -Ciągle zastanawiam się, jak ja mogłem być tak głupi żeby przegapić i stracić coś tak ważnego i wiem, że będę żałować tego do końca życia- mówił z sarkazmem o własnej głupocie. Ula doskonale wiem, że cię skrzywdziłem, ale proszę abyś, chociaż pomyślała o nas i może potrafiła dać mi drugą szansę- spytał błagająco.
- Marek ja nie wiem-próbowała cokolwiek mu odpowiedzieć i zebrać myśli.  Kiedyś bardzo chciałam usłyszeć te słowa, ale teraz jestem inna. Skrzywdziłeś mnie i trudno coś takiego zapomnieć.
- Nie żądam odpowiedzi dzisiaj, czy jutro-odparł niezrażony.  Dam ci tyle czasu ile potrzebujesz, ale pomyśl o tym-poprosił na koniec.

Tej nocy oboje długo nie mogli zasnąć.  Przewracając się z boku na bok zajęci byli własnymi myślami. Ula głównie rozpamiętywała wydarzeniach ostatniego dnia i próbowała uporządkować swoje uczucia. Znowu nie mogę spać przez Marka- myślała z wyrzutami. Tylko, że jestem sama sobie winna, bo to ja chciałam porozmawiać z nim.  Ale jednego jestem pewna, że bałam się o Marka, więc nie jest mi obojętny. I podoba mi się, że byłam i jesteś ważniejsza od Sylwii. Tylko ta jego niestałość uczuciowa, czy już na dobre odeszła?
Marek natomiast ciągle rozmyślał, co może jeszcze zrobić, aby odzyskać Ulę. Szukać porad na forum dla porzuconych, poradzić się Pauliny, napisać do wujka Dobra Rada, wzbudzić zazdrość. Muszę wymyślić coś. Może skoczyć ze spadochronem albo na bungee. Chociaż to oklepane, to podoba się kobietom.
Było już grubo po północy, gdy oboje spragnieni napicia się i znudzeni bezsennością spotkali się wychodząc ze swoich sypialni.  Razem zeszli na dół i ze szklaneczkami z piciem na chwilę przysiedli na tarasie.
-Czuję się jakbym była teraz w Rysiowie- odezwała się Ula. Cisza przerywana tylko wyciem psów.
-Nie to, co u mnie. Nawet w nocy dochodzi do mojego mieszkania gwar ulicy, a prosto w okno świeci mi neon banku. Żałujesz, że zostałaś- spytał
-Nie- odpowiedziała bez wahania. Jak można żałować, kiedy ma się wokoło tyle piękna.
-To dobrze-odpowiedział zadowolony. Co byś powiedziała na to, aby jutro pojechać na wycieczkę do tych ruin zamku w Leszczynach, o których mówiła nam Kamila? To jest tylko godzina jazdy.
- Z przyjemnością- zgodziła się.   Dochodzi pierwsza, chodźmy spać- rzekła wstając z krzesełka. Jutro mamy jechać rano do miasta- przypomniała mu.
Rozstali się przy drzwiach do sypialni Uli życząc sobie dobrej nocy i kolorowych snów. Zanim jednak Ula wsunęła się do środka oboje pożegnali się tradycyjnym cmoknięciem w policzek. Oboje jednocześnie się do tego zabrali. Pocałunek ten, choć w policzka zadziałał na nich jak kołysanka na dziecko. Wrócili do swoich łóżek i zasnęli.

Następnego dnia obudzili się późno.  Zjedli tylko śniadanie, nastawili pralkę i pojechali do miasta. Zakupy z Ulą przebiegały szybko. W markecie pakowała do wózka kolejne produkty a Marek z zadowoleniem pchał wózek. Mieli też trochę czasu, aby pochodzić po galerii.   Zadziwiła go, bo omijała wszelkie wyprzedaże, czy przeceny, a on był przyzwyczajony, że kobiety nigdy takich okazji nie przepuszczały. Dopiero pod koniec zakupów odezwała się w niej natura prawdziwej kobiety. Na witrynie jednego ze sklepów widniał duży napis wyprzedaż. Był to sklep z odzieżą dla matek i dzieci. Ula bez namysłu pognała do butiku, ciągnąc za sobą Marka. Dobrzańskiego bardziej, jednak zainteresował lokal obok. Obiecał jej, że zadzwoni tylko do Sebastiana i dołączy do niej.
Po udanych zakupach zjedli szybki obiad i południem pojechali na planowaną wycieczkę. Ruiny okazały się bardzo romantycznym miejscem. Oprócz resztek budowli były też pozostałości po ogrodzie. Spacerowali alejkami i rozmawiali.
- Powinniśmy chyba odwdzięczyć się Paulinie i Lwowi – zasugerowała. Samo dziękuje nie wystarczy.
- Wiem i myślałem nawet o tym wczoraj-odparł. Lwa biorę na siebie. Postawie mu piwo albo kupię koniaka.
-Którego razem wypijecie- wtrąciła. Myślałam o czymś wspólnym, co moglibyśmy im dać. Może jakąś miniaturkę. W salonie mają kolekcję obrazów Jagody Fabiańskiej. Dokupimy im jakiś ładny pasujący pejzaż. Co ty na to- spytała?
-Czy ja wiem- odparł bez entuzjazmu. To Paulina zbiera te widoki. Lew woli całkiem inne obrazy.
- Akty- spytała kpiąco. Pejzaże są zdecydowanie piękniejsze.  Popatrz tylko jak cudnie wygląda zachód słońca na tle ruin.  Sprawia wrażenie jakby paliło się w środku ruin- westchnęła z zachwytu.  Piękny byłby z tego obraz. Szkoda, że nie mam talentu malarskiego od razu bym namalowała coś takiego i podarowała Paulinie.  A tak pozostaje mi tylko zrobienie zdjęcia- dodała z żałością.
Chwile później zapatrzona i zajęta fotografowaniem potknęła się o wystający korzeń i straciła równowagę. Z pewnością upadłaby gdyby nie ramiona Marka. Ula odruchowo przytuliła się do Marka, a on akurat schylił głowę.  Od dawna nie patrzyli sobie tak głęboko w oczy. Żadne z nich nie miało też ochoty odwracać wzroku. Ula chciała przekonać się jak to będzie, gdy pocałuje się z Markiem i czekała na to, co zrobi. Nie zawiodła się. Chwilę później poczuła usta Dobrzańskiego na swoich. Nie był to długi ani bardzo namiętny pocałunek, ale ważny. Oboje tego chcieli. Pocałunek Marka rozpalał ją a ciepło rozchodziło się po całym ciele. Bała się, że tak właśnie zareaguje i nie wiedziała jak to teraz będzie. On natomiast był szczęśliwy i chciał więcej, ale był świadom tego, że nie może narzucać się i małymi kroczkami musi zbliżać się do ukochanej.
-Gniewasz się- spytał chwilę później.
- Nie- bąknęła. Jak ja mogłabym się gniewać jak sama chciałam tego- pomyślała?
- Ula ja naprawdę zmieniłem się- próbował przekonywać. Inne kobiety, modelki czy panienki z klubu już mnie nie interesują. Dorosłem i chcę mieć rodzinę. Szybki i przypadkowy seks to już przeszłość.  Od czasu SPA nie byłem z nikim. Nawet żadnej nie pragnąłem. Uwierz mi Ula.
-Próbuję Marek, ale wiem, jaki byłeś i potrzebuję czasu.
- Tylko nie każ mi czekać zbyt długo- poprosił. Chce spędzić razem z tobą wiele lat.
Po powrocie do domu do tematu już nie wracali. Marek wiedział, że Ula musi sama wszystko przemyśleć w spokoju. On był zadowolony, bo od czasu upadku z drzewa było znacznie lepiej.  

We wtorkowy ranek, gdy Ula zbiegła na dół Marka już nie było.  W drodze powrotnej z wycieczki oznajmił jej, że rano musi gdzieś wyjechać. Pytała go o powód wyjazdu, ale Dobrzański był bardzo tajemniczy.  Po wydarzeniach wczorajszego dniu miała nadzieję, że zostanie w domu albo uda jej się coś z Marka wyciągnąć, ale zaspała. Zamiast tego na kuchennym stole znalazła karteczkę.
Ula
Nie chciałem Cię budzić tak smacznie spałaś. Wrócę przed dwunastą.PA.
 Tylko PA i nic więcej- pomyślała rozczarowana. Żadnego całuję, kocham, wyjaśnienia. I to jest ta jego miłość.
Chciała z nim porozmawiać i powiedzieć, że da mu drugą szansę. Już w nocy to postanowiła i przemyślała wiele rzeczy.  Jednego jestem pewna, że nie wyleczyłam się z Marka a ostatnie dni zbliżyły mnie do niego.  Jest opiekuńczy i wydaje się być w tym szczery. Tak jak w tym, co mówił. Od czasu przyjazdu zajmuje się mną i nawet jak mu marudziłam to nie narzekał tylko spełniał zachcianki. I przeze mnie zleciał z tego drzewa. A, gdy ratował tą małą tak bardzo bałam się, że może utopić się. Paulina mówiła mi, że się zmienił a ona wie najlepiej. Muszę dać mu szansę. Życie jest za krótkie na urazy. Później mogę żałować, że mu nie dałam tej szansy.

W oczekiwaniu na powrót Marka wzięła się za prasowanie, obiad i inne prace domowe. Musiała się czymś zająć, bo w jej głowie ciągle tkwiły wydarzenia ostatnich dni. Po dwunastej, gdy Dobrzański nie wracał zaczęła się martwić, a w jej głowie pojawiły się czarne scenariusze. Może miał wypadek albo pojechał do lekarza a mnie nie chciał martwić. Obiecała sobie, że jak wróci i nie będzie mieć rozsądnego wytłumaczenia to porozmawia z nim.  Wrócił spóźniony półtorej godziny, ale zamiast wymówek tak jak obiecała sobie rzuciła się w ramiona.
- Martwiłam się- powiedziała z wyrzutami. Miałeś być dawno temu a telefonu nie odbierałeś. 
-Przepraszam Ula wszystko się przeciągłnęło, a telefon wyładował mi się- usprawiedliwiał się szczęśliwy, bo takiego powitania się nie spodziewał. Podoba ci się -spytał odkrywając rękaw.

Patrząc na jego ramię nie wierzyła własnym oczom. Marek miał tatuaż.
- Ula kocham cię do szaleństwa i nie wiedziałem jak mam ci to udowodnić- wyznał jej.
-Jesteś wariatem-wydukała z łzami i zrozumiała, że kocha Marka nie, dlatego że zrobił sobie tatuaż, ale dlatego że wrócił cały i zdrowy. Była szczęśliwa i wiedziała, że dłużej już nie może ukrywać swoich uczuć, ale chciała też potrzymać Dobrzańskiego w niepewności.
-Z grzeczności nie zaprzeczę- odparł.
-A, co zrobisz jak się odkochasz – spytała. Podobno usuwanie tatuażu bardziej boli niż robienie.
- To się nigdy nie stanie – odparł i pokiwał przecząco głową. To, że będę kochał cię do końca życia jestem pewien jak tego, że dwa plus dwa jest cztery.
- Ja też cię kocham- wyszeptała w końcu.
-Co- spytał szczęśliwy i zdumiony?
-I pragnę- dodała szybko lekko zaczerwieniając się.  Nie wiem tylko, czy wolno kochać się będąc w ciąży- spytała zaskoczonego Marka.
-Można Ula-zapewnił z radością. W stoliku nocnym Lwa znalazłem książkę z pozycjami i jedna część jest poświęcona tym zagadnięciu. I powiem ci w sekrecie, że ta część wydaje się jeszcze nieprzeglądana.
- To szkoda, żeby tej wiedzy nie wykorzystać- odpowiedziała i uwiesiła się na szyi.
Następnej zachęty nie potrzebował. Wziął ukochaną na ręce i zaniósł do sypialni. Kochali się długo i delikatnie. Później leżeli wtuleni w siebie bardzo szczęśliwi.
-Ula wiem, że oświadczyny w łóżku, zwłaszcza po seksie są mało romantyczne, ale wyjdziesz za mnie- spytał przerywając ciszę. I nie proszę cię o rękę, dlatego, że kochaliśmy się przed chwilą, ale dlatego że cię kocham.
-Tak Marek-odparła bez wahania.  I zgadzam się nie, dlatego że kochaliśmy się przed chwilą, ale dlatego że cię kocham- powtórzyła jak echo słowa Marka.  
-Cudownie- odpowiedział i czule pocałował.
-A ty gdzie idziesz –spytała chwilę później rozczarowana, gdy Marek przerwał pocałunek i zaczął ubierać się.
- Jadę do miasta po pierścionek i kwiaty- odparł pocałował w usta i wybiegł ze sypialni.
Ula zadowolona nie była, ale spodobało się jej też zdecydowanie Marka. Powiedział A i od razu chciał powiedzieć B. Sama również wstała z łóżka ubrała się i zeszła na dół. Miała niedokończony obiad i chciała zdążyć przed powrotem Marka. Wrócił tak jak obiecał po godzinie z bukietem róż i małym pudełeczkiem. Ula kończyła właśnie nakrywać stół. Podbiegł do niej i uklęknął.
- Ula uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną- spytał z powagą otwierając mały aksamitny kartonik w kształcie serca
- Będę zaszczycona móc być twoją żona Marku- odpowiedziała równie dostojnie, ale i z uśmiechem. Chwilę później podała mu dłoń a wsunął na jej palec pierścionek i ucałował.
-Jest piękny-zachwyciła się. Mały, ale gustowny dokładnie taki, jakie lubię.
-Tak myślałem, że ci się spodoba-odrzekł zadowolony z trafionego wyboru.  Wstał z kolan i przypieczętował to długim pocałunkiem.  
Znowu poczuła to fantastyczne uczucie, które tak przyjemnie łaskotało ją w brzuchu i rozchodziło się po ciele i nie chciała, aby się kończyło.
- A wiesz, że właścicielem salonu jubilerskiego był ten wędkarz z nad stawu- dodał nagle przerywając pocałunek ku niezadowoleniu Uli. Wyszedł z zaplecza jak usłyszał mój głos i chciał mi dać najdroższy pierścionek, jaki miał na składzie. Długo musiałem przekonywać go, że stać mnie na kupno. W końcu stanęło na tym, że dałem mu wizytówkę fundacji mamy i obiecał w podzięce wpłacać regularnie coś na konto. Ciągle powtarzał, że do końca życia będzie mi wdzięczny za uratowanie Igi. Wyszła z tego bez szwanku. Cała trójka jest jeszcze w szpitalu, ale mają wkrótce wyjść. Mały Mareczek ma być najdłużej, bo jest wcześniakiem- mówił z zadowoleniem.
-To dobrze, że nic im nie jest –odparła. Teraz chodźmy na obiad. Jest już po szesnastej i bardzo zgłodniałam. Rano coś mnie tknęło i przygotowałam to, co lubisz najbardziej.  Polędwiczki z kurkami w sosie śmietanowym.
Obiad i reszta dnia upłynęła im bardzo rozkosznie. Razem posprzątali później przyrządzili kolację i poszli na wieczorny spacer. Objęci i ciągle obsypując się pocałunkami i pieszczotami rozmawiali o przyszłości. Uzgodnili, że po powrocie do Warszawy Ula od razu przeprowadzi się do Marka i wróci na stałe do firmy na swoje stare stanowisko, czyli asystentki Marka. Ze ślubem postanowili poczekać do czerwcu, gdy dziecko będzie już na świecie i nieco większe.
Gdy wrócili z przechadzki była już noc. Ula wzięła swoje rzeczy i przeniosła się do sypialni Marka. On w tym czasie brał prysznic. Niedługo w kabinie bawił sam, bo wkrótce i ona dołączyła do niego i zabrała się za uwodzenie Dobrzańskiego. Objęła i zaczęła całować z perfekcją i zmysłowością, o jakiej jej nie podejrzewał.
 -Ula kochaliśmy się parę godzin temu-rzekł zdziwiony jej zachowaniem i propozycją seksu.  Może to dziecku zaszkodzić.
- Marek chcę się z tobą kochać- rzekła głośniej i dobrze znanym mu głosem.
- Dobrze kochanie tylko się nie denerwuj-uspokajał.
Kolejne dni były szaleństwem miłości i namiętności. Marek dziwił się, że Ula ma w sobie tyle energii i żarliwości i jest taka bezpruderyjna, ale nie narzekał. Brał z przyjemnością wszystko, co dawała mu narzeczona.


W piątkowe popołudnie do Radości zawitała Paulina z Lwem. Dojeżdżając do swojej posiadłości z daleka widzieli Ulę i Marka objętych i całujących się. Narzeczeni już prędzej powiadomili ich, że zaręczyli się, ale i tak ten widok ucieszył ich.  Wyskoczyli z samochodu i szczerze pogratulowali.
-Wiedziałam, że to musi się udać- mówiła uradowana Paulina. Pasujecie do siebie. Tylko Lew nie bardzo w to wierzył- powiedziała oskarżycielsko w stronę narzeczonego.  No Marek pokarz mi ten dowód miłości- ponaglała. Jest piękny- westchnęła oglądając jego ramię. Tygrysku zrobisz sobie taki sam- zwróciła się do narzeczonego.
On dokładnie nie wiedząc czy było to stwierdzenia, pytanie, czy żądanie spytał, więc żartobliwie.
-Dlaczego mam wytatuować sobie kocham cię Ula.
-Nie Ula tylko Paulina – odparła zirytowana. A ja może wytatuuję sobie lwa- zapiszczała zachwycona pomysłem.

Weekend spędzony we czwórkę szybko mijał. Ula z Pauliną miały czas na zwierzenia i plotki a ich mężczyźni na swoje męskie sprawy.  Wspólnie znaleźli też sposób na odwdzięczenie się za gościnę.  Marek zgodził się na propozycję Lwa, aby być jego świadkiem na ślubie. Ula natomiast obiecała Paulinie, że zostanie matką chrzestną ich dziecka.
 W sobotni wieczór kładli się spać ze świadomością, że jutro będą musieli odjechać. Było im szkoda opuszczać to miejsce, ale wiedzieli też, że odjeżdżają, aby w stolicy rozpocząć wspólne życie.


Pierwsze promienie wschodzącego słońca zakradały się do ich sypialni. Ula z tęsknotą i radością patrzyła w okno.  Chciała już dzisiaj pójść na poranny spacer, ale wiedziała, że musi poczekać do soboty jak przyjadą jej teście.  Wyswobodziła się z objęć męża, spojrzała na półroczną Paulinkę śpiącą w łóżeczku i podeszła do okna.  Za oknem rozciągał się dobrze jej znany widok. Był staw, polana i zagajnik, który przez ostatnie siedem lat nieco urósł. Do Radości przyjeżdżali bardzo często. Najpierw korzystali z gościnności Pauliny i Lwa później, gdy Korzyńskim urodziła się Masza i Hania, oni zakupili działkę i zbudowali swój letniskowy domek. Od czterech lat mieli tu własny kąt i przyjeżdżali parę razy w roku.  Kiedy już nacieszyła się widokiem zza okna spojrzał jeszcze na męża. Marek spał w ulubionej swojej pozycji. Ni to na brzuchu ni na boku z rękoma nad głową i nagi jak to bywało latem. Popatrzyła jeszcze chwilę na połowę swojej rodziny i wyszła z sypialni. Na naprzeciwko ich pokoju spał druga połowa. Cicho otworzyła drzwi i zajrzała do środka.  Ponad sześcioletni synek Mikołaj, kopia tatusia w urodzie i zachowaniu spał w pozycji jak tatuś.  Natomiast dwa lata młodsza Agnieszka wykapana mamusia, skulona była jak kotek. Chwilę patrzyła na swoje pociechy i zeszła na taras.
To już siedem lat od czasu, gdy byliśmy tu pierwszy raz. Wspaniałych lat. Prawie wszystkie najważniejsze wydarzenia wiążą się z tym miejscem. Tu zrozumiałam, że kocham Marka. Tu poprosił mnie o rękę i zaręczyliśmy się. Tu sześć lat temu wzięliśmy ślub i tu poczęła się Agnieszka.  Tu spotykam się z Paulina i Lwem tu nasze dzieci bawią się. Tu jest nasz drugi dom, nasze wspomnienie i plany i tu są najpiękniejsze poranki spędzone na długich spacerach z Markiem.
-Kochanie tak myślałem, że tu cię znajdę- usłyszała za plecami głos męża. Za dwa dni przyjadą rodzice to obiecuję ci, że pójdziemy na długi spacer- dodał obejmując czule żonę i całując w szyje.
-A skąd wiesz, że właśnie o tym myślałam- spytała.
-Bo znam i kocham panią, pani Dobrzańska- rzekł czule.
- A ja pana panie Dobrzański- odparła.
KONIEC

10 komentarzy:

  1. Och jak ja lubię takie sielankowe końcówki po latach.
    Pozdrawia i dziękuje Marta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też i dlatego często u mnie mają dzieci i żyli długo i szczęśliwie.
      Pozdrawiam i dzięki za wpis.

      Usuń
  2. długo kazałaś czekać, ale w końcu jest.Dobrze że ich połączyłaś bo chodzili koło siebie na zasadzie chciałabym a boje się....lubię gdy jest happy end, mam nadzieje że na kolejna publikacja będzie szybciej, pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecałam na 20 i wyrobiłam się. W piątek wróciłam z kursu i większą część przerobiłam Jest znacznie dłuższa niż z ta wersja z przed wyjazdu. Dzisiaj zaczynam pisać Historię pewnej znajomości, ale nie wiem na kiedy będzie.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam.

      Usuń
  3. Tak przeczuwałam ,że będą razem. Wszystko dobrze się skończyło. Porozmawiali szczerze i pokonali obawę i lęk. A potem żyli długo i szczęśliwie. Czekam na kolejne opowiadania. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogło być inaczej.
      Pozdrawiam i dziękuję za wpis.

      Usuń
  4. Cudowna część :) W końcu sobie wszystko wyjaśnili i ten epilog :) Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego zakończenia. Dziękuję za tę długą mini i czekam na kolejne części opowiadania, pozdrawiam, UiM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za pochwały a Historię pewnej znajomości już piszę.
      Pozdrawiam i dzięki za wpis.

      Usuń
  5. Piękny, sielankowy rozdział i piękne zakończenie tej historii. Piszesz coraz lepiej. Lepiej do tego stopnia, że czyta się Twoje historie jednym tchem. Ja jestem pod wrażeniem i czekam na kolejne.
    Serdecznie Cię pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za pochwały.Żeby tylko w piórka nie obrosnąć. Tak jak pisałam wyżej już piszę, tylko z czasem kiepsko. Praktycznie zostaje mi piątkowa noc i mocna kawa.
      Dzięki za wpis i miłego odpoczynku.

      Usuń