Część3
- Ula przysięgam ci, że nie wiedziałem nic o twoim
przyjeździe- próbował tłumaczyć się Marek w czasie, gdy ta próbowała dodzwonić
się do Pauliny. Gdybym wiedział nigdy nie zgodziłbym się na ten wyjazd. Wiem
jak na ciebie działam.
-Wiem i nie do ciebie mam pretensje. Nie odbiera.
Chwilę później dostała sms.
- Paulina. A to cwaniara. Specjalnie nie odebrała i wysłała
gotowca.
-Ula. To nie wina Marka. To był mój
pomysł na przywiezienia Was tu razem. Musicie w końcu pobyć sami z dala od
Warszawy, problemów, życzliwych znajomych. Będziemy w niedzielę i nie gniewaj
się. PA.
Niemalże w tym samym momencie telefon Marka również oznajmił
nadejście wiadomości od Lwa.
Marek nie gniewaj się, ale to był pomysł Pauliny, a ja
nie potrafię jej odmówić. Na wypadek gdyby działo się coś niepokojącego z ciążą
Uli, zostawiam samochód w garażu. Zapasowe kluczyki znajdziesz w szufladzie w
stoliku nocnym, a papiery są w schowku w samochodzie. I nie mów Uli, że jest samochód.
Zmusi cię do powrotu i powodzenia z Ulą.
-A, co pisze Lew- spytała.
-To samo, co Paulina. Mam się nie gniewać i życzy miłego
wypoczynku.
- Nieźle nas urządzili. Marek muszę zjeść pomidora –powiedziała
i poszła w stronę części kuchennej. Szybko przejrzała szafki lodówkę, spiżarkę
i nic. – Nie ma- stwierdziła z żałością.
Marek we wsi był sklepik. Idź i kup mi.
-Ula, ale to jest ponad kilometr i w dodatku przez
las-odparł z małym cynizmem.
-Marek chcę pomidora- powtórzyła ostro. Od dwóch miesięcy nie jadłam pomidorów, bo nie
miałam na nie ochoty, ale teraz mam taką zachciankę ciążową. Rozumiesz!
- To może zjesz ogórka kiszonego są w spiżarni- zaproponował
rozradowany swoim pomysłem. To też warzywo i podobno pomaga na zachcianki, ale
po minie Uli wywnioskował, że raczej nie zje. -Dobrze Ula tylko nie denerwuj
się. Gdy jechaliśmy tu mijaliśmy jakiś
dom i szklarnie może będą mieć pomidory. To nie jest tak daleko. Pójdę i
spytam. A ty załóż coś na siebie, połóż się i odpocznij. Dwie godziny jazdy
może zmęczyć.
I poszedł a szczęście
dopisało mu, bo dostał całe dwa kilo pomidorów. Sąsiadka miła kobieta zapewniła
też, że jeśli narzeczona będzie mieć inne zachcianki, a tego nie będą mieć to
może zawsze wpaść i spytać. Gdy wrócił
pierwszą rzeczą, jaka wpadła mu w oczy był wałek na stole. Ula natomiast
przebrana i ubrana we fartuszek stała tyłem do niego mruczała coś pod nosem i
robiła coś przy blacie.
- Ula proszę twoje pomidory. A można wiedzieć, co robisz-
spytał
-Pierogi i dzięki za pomidory. Później może zjem jak
przyjdzie mi ochota. Zawsze, gdy jestem zła lepię pierogi. Będą ruskie i na
słodko. A ty zajmiesz się wałkowaniem. Ciasto ma być takie cienkie Marek . O
takie- powiedziała i przed oczami zobaczył jej dwa palce pokazujące mu odległość
około milimetra. -Ja nie powinnam przemęczać się i zajmę się zrobieniem farszu
i lepieniem. Wskakuj, więc we fartuszek i bierz się za wałek. Na stole będzie
ci najwygodniej, bo stolnicy nie znalazłam.
Marek z niepokojem spojrzał na kulę ciasta, którą Ula
właśnie rzuciła na stół. Wielkością przypominała coś pomiędzy piłką do
siatkówki a piłką do piłki nożnej.
- Ula a nie będzie tego za dużo- spytał nieśmiało i chwile
później pożałował, bo Ula spojrzała na niego złowrogo.
-Nie Marek- odpowiedziała otrzepując ręce z mąki. Wiem ile
mi trzeba ulepić pierogów na uspokojenie nerwów. A tą szklaneczką będziesz
krążki wycinał.
Sto dwadzieścia jeden,
sto dwadzieścia dwa,….
-A jutro, jeśli
będę mieć drożdże to może zrobię kluski parowane. Też mnie to uspokaja-
zakomunikowała mu jakiś czas później.
Jurto jest piętnasty
sierpnia i sklepy są zamknięte- pomyślał z mała ulgą. Sto dwadzieścia trzy…
Pracowali w zgodzie do samego wieczora. Widać było, że Ula
tę dziedzinę ma opanowaną do perfekcji. Jedne pierogi wykładała z wrzątku i
wrzucała następne, studziła i pakowała do woreczków a na koniec wkładała do
zamrażalnika.
- Paulina i Lew będą mieć zapas pierogów na długie tygodnie-
powiedziała z zadowoleniem, kiedy zamykała drzwiczki zamrażalnika. Dla nas też
zostawiłam trochę. A teraz możemy zabrać się za kolację. Ja zjem te pomidory
wyglądają tak ładnie. A ty Marek, na co masz ochotę? Może pierogi?
-Wystarczy chleb i pomidor. Zobacz Ula nawet nie zdążyliśmy
rozpakować się. Wstaw wodę na herbatę, a ja zaniosę ci na górę bagaże. Wybrałaś
którąś sypialnie- spytał?
- Tak. Tę małą jest taka przytulna. Pierwsze drzwi po lewej
stronie. Tobie zostawię tę dużą. A tą czerwoną torbę zostaw. Tam są słoiki ze śledziami
i mój prowiant.
Następnego dnia Ula obudziła się wcześnie, bo dochodziło
dopiero wpół do szóstej, ale czuła się wyspana. Wyjrzała prze okno i zapragnęła
wyjść. Ale pięknie- pomyślała. I
tak spokojnie. Słychać szum lasu, śpiew ptaków. Słońce zaraz będzie wchodzić i
tak ładnie odbija się na tafli stawu. Nawet widać sarny na tej polanie.
Ubrała się szybko, zbiegła na chwile na dół do kuchni i wróciła na górę. Drzwi do sypialni Marka, co prawda były
uchylone, ale zapukała. Marek jednak nie odezwał się weszła i oniemiała, bo
spał nago. Ręce miał nad głową i leżał trochę na boku i brzuchu, odwrócony do
niej tyłem. Dużo nie widziała, bo tylko
biodro i kawałek pośladka, ale sam fakt, że tam dalej nic nie ma spowodował
zażenowanie. Przykryła tylko delikatnie tę gołą część ciała i dopiero
szturchnęła za ramię. Budził się powoli, ale bardzo urokliwie i odwrócił się do
niej.
- Ula stało się coś- spytał zaspanym głosem.
-Chcę iść na spacer, ale sama boje się- odpowiedziała.
- Teraz? Ula szóstej jeszcze nie ma. Bądź człowiekiem i daj
trochę pospać.
- Później będzie upał a teraz jest chłodno i tak piękne.
Słońce wschodzi, las szumi.
-Ula jeszcze godzinę- poprosił
- Chcę iść teraz- odpowiedziała. Albo idę z tobą albo pójdę sama- dodała
dobitnie. Wybieraj.
-Dobrze Ula tylko się nie denerwuj. I muszę najpierw napić
się kawy- odpowiedział. Energicznie
odkrył kołdrę i ukazał się jej nagi, jakim Pan Bóg go stworzył.
- Ekspres już nastawiłam – odpowiedziała z speszeniem i
uciekła.
- Ula przecież widziałaś mnie już nago - zawołał za nią z
zadowoleniem. Nie ma, jak to efektownie rozpoczęty
dzień.
Spacer o poranku okazał się bardzo udany. Poszli wedle
życzenia Uli w stronę stawu i małego lasku. Okazało się też, że nie byli na taki odludziu
jak zapewniał ich Lew. Przy stawie stały samochody a amatorzy wędkarstwa już od
świtu moczyli swoje kije. Za zagajnikiem
natomiast stały dwa domy a z daleka widzieli jakąś biegającą parę. Były też
sarny na polanie niezainteresowane tym, że znajdują się w pobliżu ludzie.
- Pięknie tu prawda Marek. Paulina miała rację mówiąc, że
zakocham się w tym miejscu- powiedziała i westchnęła z zachwytu.
Oby miała rację pomyślał
Dobrzański i dodał- To prawda Ula bardzo tu ładnie.
Miło mieć obok siebie
kobietę, którą się kocha. Iść obok niej, rozmawiać z nią, słuchać jej głosu i śmiechu.
Złość jej chyba już minęła- myślał Marek. I mamy jeszcze
cztery dni dla siebie kochanie. Całe cztery na to, aby cię pozyskać i wyjednać
przebaczenie. Po dzisiejszym ranku będzie mi łatwiej i nie pozwolę ci tak łatwo
o tym zapomnieć.
Miło mieć takiego
przyjaciela jak Marek- myślała tymczasem Ula. Bo nim jest. Opiekuje się mną, słucha, spełnia zachcianki. Nie będzie tak źle i dam radę wytrzymać te
cztery dni z nim sam na sam. Jest tu tak
ładnie, że szkoda by było wyjeżdżać prędzej. Żebym tylko jeszcze mogła wyrzucić
z pamięci to, co stało się dwie godziny temu. Przyjaciółki, przecież w ten
sposób nie myślą o swoich przyjaciołach.
Po powrocie do domu Lwa, Ula odkryła na podwórku miejsce na
grillowanie i mały rozkładany basen. Zajrzała też przez okno do altany. Były
tam krzesła, leżaki, stół i rowery.
- Zrobimy wieczorem
grilla – spytała, chociaż Marek do końca nie był pewien, czy to było pytanie,
czy może stwierdzenie. Mam ochotę na kiełbaski z sosem czosnkowym. Zadzwonię do
Pauliny i spytam o klucze do tej altany.
-A ty w ciąży możesz jeść grilla- zapytał. Sos czosnkowy jest ostry i może dziecku
zaszkodzić.
-Marek- zaczęła tłumaczyła mu. Jakbym patrzyła na to, co
mogę jeść a co nie mogę to okazałoby się, że nie mogę jeść połowy rzeczy. Chcę grilla- dodała głosem nieprzyjmującym
sprzeciwu.
-Dobrze Ula tylko się nie denerwuj- odpowiedział jej.
Rozpalę ci tego grilla. Teraz chodźmy, jednak na śniadanie, ósma dochodzi.
Wbrew przysłowiu nie chwal dnia przed zachodem słońca cały
dzień upłynął im miło. Ula już do samego wieczora nie powiedziała ani razu ”
Marek chcę”, a on nie musiał jej mówić „dobrze tylko się nie denerwuj”. Po śniadaniu wyciągnął z altany leżaki i oboje
mogli zażyć słonecznej kąpieli. Głównie to
Marek siedział na słońcu, a Ula wybrała bardziej ocienione miejsce. W szafie Pauliny znalazła strój kąpielowy a
gdy ukazała się w całej krasie Dobrzańskiemu, Marek oniemiał z zachwytu. Od
czasu spa nie widział jej takiej. Brzuszek zaczął się zaokrąglać i nie mógł
oprzeć się pokusie podejścia do niej. Uklęknął i nie pytając Ulę o zgodę
delikatnie zapukał w tę część jej ciała i pocałował.
- Cześć kruszynko to ja twój tatuś. Bardzo cię kocham i twoją mamę też-wyznał w myślach. -Ula pozwolisz mi czasami patrzeć jak rośnie i
dotykać go- spytał. Chciałbym poczuć jego albo jej ruchy, gdy będzie już na to
pora. Proszę Ula nie odmawiaj mi.
Nie mogła mu odmówić. To było takie słodkie i intymne.
W południe, gdy słońce zaczęło mocniej grzać wrócili do
domu. Wspólnie przyrządzili obiad,
posprzątali i za namową Marka, Ula poszła zdrzemnąć się. On tymczasem zajął się przygotowaniem grilla.
Zamarynował udka i karkówkę oraz zrobił sos czosnkowy. Cieszył się na ten wieczór,
choć mieli spędzić go nie we dwoję jak planowali prędzej, ale we czwórkę. Sąsiedzi
słysząc muzykę wpadli myśląc, że to Lew z Pauliną przyjechali na weekend. Chcieli właśnie zaprosić ich do siebie na
wieczór, bo też planowali grilla, a grill we dwoje traci swój czar jak
powiedziała im nowa znajoma Kamila. Ula, więc zaprosiła ich tu zapewniając, że
to nie będzie żaden kłopot.
Czas przy grillu szybko mijał. Ula od razu polubiła Kamilę,
a Marek jej męża Adama. Byli niemal równolatkami i mieli wspólne tematy.
Odeszli dopiero późnym wieczorem po mile spędzonych chwilach. Ula też była
zadowolona i nic nie wskazywało na to, że jutrzejszy dzień źle się rozpocznie.
- Ula to może, chociaż zjesz skibkę chleba z masłem - spytał
nazajutrz rano Marek.
- Nie Marek. Na nic nie mam ochoty. Mdli mnie, boli głowa i
w ogóle nie chce mi się ani jeść ani zabrać za cokolwiek. Życie jest do kitu.
Ula leżała właśnie na
kanapie w salonie, a Marek z niepokojem patrzył na nią. Była blada z
podkrążonymi oczami i smutna. Podszedł i dotknął jej czoła. Było lekko
rozpalone.
-Może do lekarza powinnaś jechać-spytał. Ten wczorajszy
grill mógł ci zaszkodzić.
-Czym- spytała. Na rowerze? I to na pewno nie grill mi
zaszkodził. Kobietom w ciąży tak się zdarza. Tu są zdrowe, a nagle pstryk i
czują się gorzej.
- Ula nie rowerem, ale samochodem. Lew zostawił auto na
wszelki wypadek. Tylko się nie denerwuj Ula- szybko dodał widząc jej minę.
Napisał mi w smsie, że w razie potrzeby mogę z niego skorzystać.
- Wiesz jak to się nazywa. To jest, to jest- zaczęła mówić
szukając odpowiednich słów.
-Świństwo-wyręczył ją pytaniem?
-Świństwo to by było gdyby wdepnęła w coś i przykleiło mi
się do buta, a to jest podstępna, perfidna podłość- wyrzuciła z siebie. Teraz
powinnam iść spakować się i kazać odwieźć do Warszawy. Nie zrobię tego tylko,
dlatego że jestem za bardzo zmęczona i nie chcę zabrudzić mu samochodu. Więc
bierz tę listę zakupów, jedź do sklepu i nie denerwuj mnie.
- Chleb, sok pomidorowy, ser pleśniowy, truskawki- zaczął
czytać. Ula truskawek mogą nie mieć. To tylko zwykły wiejski sklepik –
stwierdził niewinnie.
-To jedź do miasta. I nie mów, że daleko, bo jest samochód.
Ja i moje dziecko chcemy zjeść truskawki, a ty mi te dziecko zrobiłeś, więc
teraz zaopiekuj się nami jak należy- odpowiedziała znacznie głośniej i z wściekłością.
-Dobrze Ula pojadę do miasta. Tylko się nie denerwuj-
uspakajał. I nie wstawaj z kanapy. Nie
chcę, aby coś ci się stało pod moją nieobecność.
Miał szczęście, bo
tuż za rogatkami zauważył znak Biedronka w lewo dwieście metrów. Uwinął się z
zakupami i podróżą w niecałą godzinę. Po powrocie Uli, jednak w salonie nie
zastał. Zawołał ją, ale odpowiedziała mu cisza. Zaniepokoił się zostawił torby
na dolę i dognał na górę. Znalazł ją w sypialni. Spała spokojnym snem z
uśmiechem na ustach. Cicho zaciągnął
rolety przykrył lekkim pledem i wyszedł. A później zaglądał do niej wiele razy,
chwilę posiedział, odgarnął spoconą grzywkę, przymknął okno, gdy nadeszła burza
i cieszył się, że ma Ulę blisko siebie.
Może i masz humory i zachcianki, ale nie szkodzi – myślał. I tak cię kocham. W końcu poszedł ugotować obiad.
Ula obudziła się tuż
przed piętnastą i sama zdziwiła się, że spała cztery godziny, ale teraz czuła się
wyspana, głodna i szczęśliwa. Po rannym zły nastroju, mdłościach i braku
apetytu nie było śladu. Z kuchni dolatywały nęcące zapachy. Cokolwiek Marek gotuje, to właśnie na to mam
ochotę- pomyślała z zadowoleniem i pobiegła na dół. Gdy wtargnęła do kuchni
Marek akurat próbował miękkość makaronu, a sos bulgotał na patelce.
- Cześć Marek- powiedziała na przywitanie. Już nic mi nie
jest i jestem strasznie głodna. Pachnie
znakomicie i mam nadzieję, że równie smacznie smakuje. Kupiłeś mi te truskawki-
stwierdziła, gdy spojrzała na stół. Dziękuje Marek -powiedziała i pocałowała
zaskoczonego Dobrzańskiego w policzek.
- Proszę. A wieczorem zabieram cię na spacer-powiedział. Po tym deszczu jest chłodniej.
- Z przyjemnością pójdę. Najpierw jednak obiad. Mogę
spróbować- spytała i nie czekając na zgodę spróbowała sosu.-Jest pyszny i niczego
mu nie brakuje. Życie jest jednak piękne- dodała na koniec.
- To możesz szykować talerze Ula. Obiad gotowy.
Zjadła całe dwie porcje. Marka zdziwiło tylko to, że
spaghetti przegryzała ogórkami kiszonymi.
Wieczorem tak jak obiecał jej poszli na długi spacer. I tak jak za pierwszym razem i tym razem było cudownie.
Marek bał się jednak, że teraz, kiedy ich relacje były bardziej zażyłe, Ula wróci
do tematu powrotu do Warszawy. Muszę coś
wymyślić, aby zatrzymać Ulę tutaj- myślał.
-Zobacz Marek-
powiedziała i pokazała na drzewo. To ten kotek, który uciekał przed tym psem. Pewnie
nie umie zejść z tego drzewa. Trzeba go stamtąd ściągnąć Marek.
- I, co mam zadzwonić po straż pożarną- spytał z ironią.
-Nie Marek- odpowiedziała mu wyraźnie zirytowana jego
złośliwością. Masz ty tam wejść i go
ściągnąć. Nie mów mi tylko, że masz lęk wysokości, bo nie masz.
-Dobrze Ula już wchodzę. Tylko się nie denerwuj-
odpowiedział.
Wdrapał się, więc na jedną gałąź później na drugą i jeszcze
wyżej i już miał prawie kotka w rękach, ale ten zwinnie wywinął się i zeskoczył
niżej, a później jak to kot spadł na ziemię na cztery łapy i uciekł. Ula jeszcze
zawołał a za nim, ale chwilę później za plecami usłyszała trzask łamanej gałęzi
a, gdy odwróciła się Marek leżał na ziemi.
-Marek- zaniepokoiła się i w jednej chwili klęczała już przy
Dobrzańskim. Nic ci nie jest. Pomogę ci wstać. To moja wina Marek nie powinnam
ci kazać tam wchodzić. Przepraszam- mówiła prawie z łzami.
- Spokojnie Ula. Jestem w całym kawałku- odpowiedział
wstając. I nie dźwigaj mnie. Możesz dziecku zaszkodzić.
-W domu zrobię ci kompres z sody albo octu- zaproponowała.
Pewnie będziesz mieć paskudne siniaki. Okład z lodu też pomaga. Mam młodsze rodzeństwo, więc znam się na
stłuczeniach i siniakach.
-A, kto mi to położy w bolące miejsca- spytał przewrotnie.
Ty?
- Sam- odpowiedziała. Tam chyba dosięgniesz skoro sam sobie wiesz,
co robisz.
- Ula ja mówię o plecach, ale podoba mi się twój tok
myślenia- odpowiedział z rozbawieniem.
Markowi bardzo
spodobała się ta troskliwość Uli. Przez cały wieczór opiekowała się nim
troskliwie i z czułością. Po powrocie od razu kazała wyskoczyć mu z koszulki i
po fachowych oględzinach przyłożyła najpierw okład z lodu, a później zrobiła
kompres.
-Nie jest tak źle Marek- stwierdziła jakiś czas później.
Tylko niewielki krwiak na lewym barku. Do wesela się zagoi jak to mówią.
Część 4
Nazajutrz tuż przed siódmą rano Marek usłyszał za drzwiami
swojej sypialni krzątaninę. To Ula zbiegała na dół. Zdziwił się, że po raz
kolejny tak wcześnie wstała, bo zazwyczaj kobiety, z którymi gdzieś bywał nie
wychodziły z łóżka do południa. Miał
właśnie zamiar również wstać i dołączyć do niej, ale Ula jak bumerang zdążyła
wrócić na górę.
- Wchodź Ula już nie śpię-odpowiedział na jej pukanie.
- Cześć Marek. Przyszłam zobaczyć jak twoje ramię, zaprosić
na śniadanie i przeprosić. Przez ostatnie dwa dni byłam marudna- rzekła i
spojrzała na niego z miną niewiniątka.
-Ula daj spokój. Nie musisz mnie przepraszać- zapewniał. Miałaś prawo być zła. A ramię ma się całkiem
dobrze.
-Mogę zobaczyć- spytała. Gorzej nie jest, ale lepiej też nie-
stwierdziła. Boli cię jak ruszasz ręką.
- Trochę, ale dam radę wytrzymać- odrzekł z małym grymasem
bardziej dla zmyłki, niż z bólu. Bywało gorzej.
- Powinieneś maścią się nasmarować- zasugerowała. Może pojedziemy po śniadaniu do miasta- spytała
nieśmiało. Chciałam kupić coś na jutro na obiad i przy okazji wstąpimy do
apteki po maść.
-Pewnie, że możemy jechać- odpowiedział zachwycony uważając,
że to kolejny krok do tego, aby zbliżyć się do Uli.
- Świetne i dziękuję- odpowiedziała, uśmiechnęła się z
wdzięcznością i skierowała się w stronę drzwi. Aha Marek, bo ja właśnie robię
śniadanie i przyszłam zapytać cię czy wolisz jajka na twardo, czy na miękko-
spytała jeszcze.
-Szczerze. Jajecznicę
z cebulką i boczkiem- powiedział marzycielskim głosem. Jeśli to nie problem- dodał już bardziej
zwyczajnie.
-Dobrze zrobię ci jajecznicę- odrzekła z chichotem. I kto ma
tu zachcianki- pomyślała wychodząc?
Piętnaście minut
później, gdy Marek dotarł do kuchni Ula nakładała właśnie jajecznicę na
talerze. Pachniał smakowicie i była
dokładnie taka, jaką najbardziej lubił, lekko ścięta. W czasie, kiedy Marek
jadł ona sporządziła listę zakupów.
Z zakupami uwinęli się szybko, bo na liście Uli był tylko
sklep spożywczy, apteka i zielony rynek. Na koniec wyprawy Marek zaproponował spacer
po parku i lody. Zgodziła się bez wahania. Idąc tam natknęli się na sklep z
artykułami dziecięcymi. Ula nie potrafiła oprzeć się, aby tam nie wejść. Marek,
chociaż uważał, że to za wcześnie na kupowanie różowych albo niebieskich
śpioszków i nie chcąc robić jej przykrości zgodził się i wszedł razem z nią.
Zachowywanie Uli w sklepie zadziwiło go, bo zachowywała się jak dziecko w
sklepie z zabawkami. Zauroczona
śpioszkami, kaftanikami i innymi ubrankami dziecięcymi długo nie mogła się
zdecydować, co ma kupić. W końcu wybrała kilka kaftaników i śpioszków uniwersalnych
zarówno dla dziewczynki jak i dla chłopca.
Park okazał się
bardzo uroczy i co rusz natykali się na osoby spacerujące z wózkami. Ula nie
mogła oprzeć się i prawie za każdym musiała się obejrzeć. Na okrągło też mówiła
o dziecku.
- Marek ja dopiero teraz uświadomiłam sobie, że tak naprawdę
nie mam jeszcze nic kupione dla naszego dziecka, a ono za pół roku będzie na
świecie. I dziękuje ci, że zapłaciłeś za to wszystko- powiedziała i w podzięce
cmoknęła w policzek. Wrócę ci jak znajdę jakiś bankomat i wypłacę trochę
gotówki.
Dobrzańskiemu bardzo spodobała się ta serdeczność Uli. Przede
wszystkim, jednak cieszyło go stwierdzenie nasze dziecko.
-Ula nie żartuj. Nic mi nie musisz oddawać- odparł. To też moje dziecko i zamierzam łożyć na
nie. Myślałaś jak to będzie z nami, gdy już
urodzisz - spytał. Chciałbym od początku być przy was.
- Marek nie bój się nie będę ci utrudniać kontaktu z
dzieckiem- zapewniała oglądając kolejny wózek. Obiecałam ci już to zresztą.
- Tak pamiętam Ula. Pytam, bo pomyślałem, że mogłabyś się
przeprowadzić do Warszawy. Twój pokoik w Rysiowie jest tak mały, że łóżeczko
tam już nie wejdzie- argumentował.
-To nie jest dobry pomysł. Ja i ty pod jednym dachem-odpowiedziała
szybko.
-Ula bez obawy nie do
mnie- sprostował. Wynająłbym dla was małe mieszkanie. Może nawet udałby mi się w
moim bloku coś wynająć. Byłbym zawsze pod ręką.
-Możemy o tym na razie nie mówić-poprosiła. Widząc, jednak
smutną minę Marka dodała. –Obiecuję, że pomyślę o przeprowadzce do Warszawy.
Sama wiem, że u mnie jest ciasno.
- Dobrze już nie będę więcej wspominał i cieszę się, bo nie
powiedziałaś nie. Ale mam ostatnie
pytanie. Myślałaś już o imieniu- spytał.
- Tak. Dla chłopca mam już od dawna Mikołaj, a dla
dziewczynki Kasia, Hania albo Sylwia- odpowiedziała.
-Nie Ula tylko nie Sylwia- błagał z rozpaczą. Mam złe
wspomnienia z tym imieniem.
-Jakaś nieszczęśliwa miłość- zainteresowała się.
- Poznałem ją ponad pięć lat temu i wydawała mi się idealna-
zaczął swoje zwierzenia. Piękna, inteligentna, rodzinna. Była dwa lata starsza
ode mnie, ale to nie miało dla mnie znaczenia. Szybko się zakochałem i byłem gotowy
oświadczyć się. Któregoś dnia jednak ktoś życzliwy doniósł mi, że Sylwia taka
nie jest. Okazało się, że ma rodzinę.
Męża na wózku i małą córeczkę. Ula przez
prawie dwa lata naszego związku okłamywała mnie- mówił z żałością. Jeszcze na
początku naszej znajomości zobaczyłem zdjęcie jej rodziny i spytałem o nich.
Powiedziała mi, że mężczyzna na wózku to jej brat, dziewczynka to siostra a
teście to rodzice i musi im pomagać finansowo. Podziwiałem ją za to wszystko, a
okazało się to jednym wielkim kłamstwem. Jednak nie to było najgorsze. Gdy
prawda wyszła na jaw to powiedziała mi, że byłem dla niej łatwiejszym życiem i
odskocznią od problemów i zaproponowała, aby ciągnąć to dalej. Miałem być jej
kochankiem i utrzymankiem. Nie mogłem się na to zgodzić i skrzywdzić jej
najbliższych. Skoro ktoś mi doniósł o tym, że ma rodzinę to równie dobrze
mógłby powiedzieć o mnie jej mężowi. Taki podły nie mogłem być.
Nie wiedziała, co ma powiedzieć i jak zachować się. Chciała
mu już powiedzieć, że on również był taki okłamywał i drwił, ale nie była
złośliwa i spodobało się jej to, co powiedział na koniec, że nie mógłby być
kochankiem.
-Jak można być tak podłą kobietą i drwić sobie z uczuć
innych- spytała tylko.
-Jak widzisz można- parsknął z pogardą. Od tej pory to ja zacząłem tak żyć. Uwodzić i
porzucać, więc nie powinienem jej oceniać. Ale nie mówmy już o tym- poprosił.
Najchętniej wymazałbym ten czas z mojej pamięci.
-A ty masz jakieś swoje propozycje imion- spytała Ula
zmieniając temat.
- Tak. Dla dziewczynki Agnieszka albo Karolina, a dla
chłopca Tomek albo Piotruś.
-Też ładnie. To może zrobimy tak Marek- zaproponowała. Jeśli
urodzi się chłopiec to ja wybiorę imię a jeśli będzie to dziewczynka to ty.
Zgoda.
-Zgoda – odpowiedział ucieszony, bo pozwolenie na wybór
imienia w jego odczuciu był dużym krokiem w ojcowaniu.
Ula przez całą drogę powrotną i resztę dnia często wracała myślami
do tego, co opowiedział jej Marek. Była nawet zazdrosna o tą cała Sylwię. Ona była miłością Marka a ja tylko
udziałami- myślała. Kochał ją i może
dalej kocha. Są miłości niespełnione, które trwają całe życie. To może jedna z
tych miłości. Ale rozumiała Marka, bo on też miał swoją nieszczęśliwą i
niespełnioną miłość. Marek kochał tak jak
ja bez wzajemności. Chciała porozmawiać z nim jeszcze, ale nie była pewna,
czy powinna rozdrapywać jego rany.
Po powrocie do domu w pierwszej kolejności Ula zajęła się
ramieniem Marka i dokładnie nasmarowała obolały bark. Później zjedli drugie śniadanie,
Ula obejrzała, jeszcze raz zakupione ubranka i w końcu zajęli się swoimi
obowiązkami. Marek tak jak obiecał Lwowi zajął się koszeniem trawy, a Ula w tym
czasie królowała w kuchni. Przygotowując
obiad i piekąc ciasto ciągle spoglądała prze okno i patrzyła na Marka. Miał na
sobie tylko krótkie spodenki i mogła podziwiać jego ciało. Próbowała nie
patrzeć tam, ale jej wzrok sam wędrował w stronę okna jak tylko głos kosiarki
stawał się głośniejszy a Marek był w polu widzenia. W końcu Dobrzański skończył swoją pracę
wrócił do domu, a Uli skończyło się darmowe przedstawienie.
-Obiad zaraz będzie gotowy – zakomunikowała mu. Zrobiłam
kurczaka w miodzie. Mam nadzieję, że lubisz- spytała niepewnie.
-Tak i pachnie bardzo apetycznie- odparł.
- To dobrze- powiedziała z ulgą. Jasiek uważa, że kurczak na
słodko jest niezjadliwy. Dzwoniła Paulina
i mówiła, że jutro z Lwem mogą być dopiero po osiemnastej. Pytała czy mają po
nas przyjechać czy sami wrócimy.
-Sami Ula. Nie ma sensu, aby tu tylko po nas przyjeżdżali. Może
po obiedzie pójdziemy na spacer- zaproponował.
- Po objedzie to my będziemy sprzątać- zakomunikowała mu
rozkładając talerze.
-Musimy – spytał z nieciekawą miną.
-Musimy. Skoro tu jesteśmy to musimy po sobie posprzątać-
tłumaczyła niezadowolonemu Markowi. A na
spacer możemy pójść po kolacji. Teraz idź i umyj się i ubierz coś na siebie.
Nie możesz tak siadać do stołu.
Wrócił po paru minutach z mokrymi jeszcze włosami w białej
koszuli i długich eleganckich spodniach.
-Tak lepiej – spytał z uśmiechem obracając się dookoła
siebie.
-Lepiej – odpowiedziała nie mogąc oderwać od niego wzroku.
Marek wyglądał bardzo elegancko i równie pociągająco jak jeszcze przed chwilą,
gdy był w samych spodenkach. -Tylko teraz to ja powinnam się przebrać-
stwierdziła. Moja podkoszulka i szorty mają się nijak do twojego stroju.
Danie Uli okazało się smaczne i Marek z czystym sumieniem
mógł je pochwalić. Ulę ucieszył ten komplement i w podzięce posłała mu swój
uśmiech. Uśmiech, który on tak lubił oglądać. Po obiedzie i krótkiej sjeście tak
jak zapowiadała Ula wzięli się za porządki. Marek zajął się odkurzanie i cięższymi pracami,
a Ula tymi lżejszymi. Zachowujemy
si ę jak w dobrym, starym małżeństwie- myślała patrząc na Marka. Wspólne
posiłki, zakupy, rozmowa na temat dziecka, sprzątanie. Tylko sypialnie mamy osobne.
Oddałbym całe swoje
bogactwo, aby było już zawsze tak jak teraz- myślał tymczasem Marek. Ja, Ula wspólne posiłki, zakupy, rozmowy. Nawet
z odkurzaczem mogę biegać, ale przy Uli.
Po godzinie pracy, gdy kuchnia, salon i reszta pomieszczeń
według Uli były już dostatecznie uprzątnięte przyszedł czas na podwieczorek. Pogoda była ładna, więc postanowili zjeść na
tarasie. Marek rozłożył dla nich leżaki i
hamak, a Ula zajęła się kawą i ciastem.
Czas w towarzystwie Marka i na wylegiwaniu się szybko mijał. Dobrzański
doskonale umiał zabawiać ją. Opowiadał
jej o dzieciństwie i czasach młodości, a ona często reagowała na jego
historyjki śmiechem. Było jak za dawnych dobrych czasów, z przed ich nieudanego
romansu i, gdy ona i Marek byli jeszcze w przyjaźni. I dbał o nią. Poprawił
parasol, gdy słońce za mocno grzało, przyniósł sok i poduszkę, gdy Ula
przeniosła się na hamak, rozmasował jej łydkę, gdy chwycił ją nagły skurcz. Ulę
radowały te wszystkie rzeczy i sytuacje. Marek był opiekuńczy i przyjazny. A w
perspektywie była jeszcze wieczorna przechadzka, na którą już się cieszyła.
Niechęć do Dobrzańskiego minęła wczoraj i teraz cieszyła się z jego
towarzystwa.
Kolację Marek postanowił przygotować już sam. Wytłumaczył
opierającej się i chętnej do pomocy Uli, że teraz jego kolej na przygotowanie
posiłku, bo ona zajęła się śniadaniem i obiadem, i powinna pozostać na tarasie
i odpocząć. Zrobił jej ulubione grzanki z
dużą ilością sera i zaparzył mięte ze świeżego liścia. Później jeszcze posprzątał
i mogli iść na spacer.
Na przechadzkę wybrali ulubioną trasę Uli obok stawu, polany
i zagajnika. I tak jak dwie poprzednie i ta wyprawa była urocza. Oboje w ciszy
i z rozkoszą słuchali śpiewu ptaków, wdychali zapach żywicy i zachwycali się
pięknem flory i fauny. Czaru dodawały też promienie zachodzącego słońca, które
delikatnie przedzierały się przez korony drzew dając im trochę ciepła a lasowi
większej magii. Ula patrząc na malowniczość natury uświadomiła sobie, że cała
złość na Paulinę już dawno jej przeszła. Była jej nawet wdzięczna za ten wyjazd
i gdzieś w głębi duszy z nostalgią przyznała, że chętnie zostałaby tu dłużej.
-Tak tu pięknie, że najchętniej nie wracałbym jeszcze do
Warszawy-odezwał się Marek wyczytując w jej myślach jej tęsknotę.
- To prawda Marek pięknie tu- poparła go. I ciężko będzie stąd
odjeżdżać. Może kiedyś Paulina i Lew zaproszą nas tu jeszcze raz- dodała z
nadzieją.
-Jeśli chcesz to zadzwonię do Lwa i spytam czy możemy zostać
dłużej- zaproponował niepewnie. Mam jeszcze niewykorzystany urlop, a w pracy
nic pilnego też nie ma. W razie, czego jest ojciec na miejscu i Sebastian. Co
ty na to Ula? Dodatkowy tydzień.
- Dzwoń- odpowiedziała błyskawicznie, chociaż wiedziała, że
będzie wiązało się to z dalszym przebywaniem w pobliżu Marka. Nie miało to
jednak dla niej większego znaczenia, bo i towarzystwo Dobrzańskiego nie było
już takie złe jak jeszcze niedawno. Teraz czekała z niepokojem, co powie Lew.
Lew zgodził się bez wahania i razem z Paulina życzyli miłego
pobytu.
-Musimy pojechać do miasta i zrobić większe zakupy, żeby nie
jeździć codziennie- mówiła chwilę później z zapałem. I pranie też trzeba zrobić,
bo kończą mi się czyste rzeczy. Marek jestem taka szczęśliwa- powiedziała na
koniec.
Podobał mu się ten entuzjazm Uli, ale najbardziej spodobało
mu się to, że wzięła go pod ramię i przytuliła się. Było to dla niego miłe i
zaskakujące.
-Spokojnie Ula – powściągał jej emocje. Wszystko w swoim czasie. Zajmiemy się tym w
poniedziałek. I służę pomocą we wszystkim, a nie tylko ramieniem- dodał z
zadowoleniem.
- Wiem, że mogę zawsze liczyć na twoją pomoc- powiedziała
obdarzając go uśmiechem. Przez ostatnie dni udowadniałeś mi to wiele razy. I za
to cię lubię.
- A mi jest miło to
słyszeć i wiedzieć, że tak o mnie myślisz- odparł szczęśliwy. Ty jesteś taka sama. Mało jest takich kobiet
jak ty. Uczciwych, dobrych, rodzinnych i życzliwych - mówił ze szczerością.
Zawsze jesteś sobą niczego nie udajesz- dodał jeszcze po chwili milczenia.
- Ciągle ją kochasz
–spytała przerywając ciszę.
- Rozumiem, że o Sylwię pytasz. Nie Ula. Nie można kochać
kogoś, kto okłamywał cię tyle czasu, skrzywdził i drwił z uczucia.
Można Marek- pomyślała Ula. Ja kochałam cię, chociaż zrobiłeś te
wszystkie rzeczy. Bo z nami kobietami już tak jest. Kochamy, jeśli nawet ta
osoba rani, kłamie, oszukuje.
- Zresztą po latach zrozumiałem, że to nie było prawdziwe
uczucie i tak naprawdę nie kochałem jej- kontynuował. Byłem tylko zauroczony.
-A skąd taka nagła zmiana- spytała?
Miał ochotę powiedzieć jej prawdę, że zakochał się w niej,
ale uznał, że swoim wyznaniem może wystraszyć tylko Ulę i wszystko zepsuć.
Wolał poczekać i nie ryzykować. Zwłaszcza teraz, gdy Ula zgodziła się tu zostać.
-To się czuje, wie Ula- powiedział pewnie. Po jej odejściu nie
rwałem sobie włosów z głowy, ani nie usychałem z rozpaczy. To ona zawróciła mi
w głowie i robiła wszystko, aby nasz związek nie rozpadł się. Ja tylko dałem się
na to nabierać jak ostatni idiota. Coś takiego trudno zapomnieć.
- Zobaczysz będziesz jeszcze kiedyś szczęśliwy – pocieszała go.
-Oby Ula- odpowiedział z tęsknotą.
Po powrocie do domu mieli
jeszcze czas na telewizję. Wybrali bardziej ambitne kino i obejrzeli film
oparty na faktach. Opowiadał o kobiecie, która po trzęsieniu ziemi przez kilka
lat uparcie szukała swojego syna.
Odnalazła go, ale był sparaliżowany i chory. Dla niej nie miało to
jednak znaczenia, bo najistotniejsze było to, że go odszukała. Film skończył się
tuż przed północą i przyszedł czas kłaść się spać. Rozstali się przed sypialnią
Uli.
- A dla ciebie, co było tym najważniejszym wydarzeniem życia–
spytała przy drzwiach swojego pokoju.
- Poznanie cię i czas
spędzony z tobą były tymi najwspanialszym momentami mojego życia- odpowiedział
pewnie i szybko. Ula, chociaż wiem, że
nic to nie zmieni to powinnaś, to wiedzieć- mówił patrząc prosto w jej twarz.
-Późno już Marek –powiedziała jedynie na jego wyznanie.
Dobranoc.
-Dobranoc Ula- zdążył tylko odpowiedzieć, delikatnie musnąć
w policzek i Ula wsunęła się do swojej sypialni.
Ula długo nie mogła zasnąć. Cały czas w jej myślach gościł
Marek i to, co jej powiedział. Zwłaszcza
o tym pocałunku na dobranoc trudno było jej zapomnieć. Co prawda ja go pierwsza całowałam, ale co innego, gdy ja go całowałam,
a co innego jego pocałunek . Jednego była pewna, że ciągle coś czuje do
Marka, ale nie umiała tych uczuć rozszyfrować. Czy ja ciągle go kocham, czy to tylko przyjaźń? Czy mogę mu zaufać,
czy lepiej nie wchodzić drugi raz do tej
samej rzeki? Przecież wyleczyłam się z Markoholizmu. Jak jeszcze niedawno interesował się tobą chciał być blisko to było
źle. A jak później przestał narzucać się to też było źle, a teraz jak powiedział
ci, że jesteś ważna to też masz mieszane uczucia.
Marek w
przeciwieństwie do Uli szybko zasnął i obudził się wcześnie. Drzwi do jej
sypialni były uchylone i zajrzał. Ula
spała skulona jak kot. Chciał już wyjść, ale zauważył leżącą na podłodze książkę,
którą kiedyś jej podarował. Podniósł, ją a ze środka wypadło jego zdjęcie. Nigdy
nie dawałem Uli zdjęcia- pomyślał z satysfakcją. Musiała sama je zdobyć, a to znaczy, że nie jestem dla niej taki
obojętny. Jeszcze nic stracone. Muszę tylko dać jej trochę czasu. Bał się
tylko jednego, aby po wczorajszym wieczorze i wyznaniu Ula nie zechciała odjechać.
*****************************************************************************
Ta część miała być ostatnią, ale
będzie jeszcze jedna. Nie zdążyłam dokończyć, bo ostatni tydzień miałam bardzo
zajęty, a od jutra jadę na parę dni na szkolenie i rozstaje się z laptopem.
Przed wyjazdem chciałam dodać, chociaż część miniaturki. Jest, jaka jest, ale
na poprawki i dopieszczenie nie mam już czasu. Na ciąg dalszy zapraszam około 20 września.
PA.
Piękna część przede wszystkim dlatego, że opisy bardzo plastyczne i nie tak trudno wszystko sobie zwizualizować. Odniosłam wrażenie, że oni bawią się w podchody, a przecież kocha i jedno i drugie. Najtrudniej powiedzieć to prosto w oczy, ale myślę, że Marek jest tego bardzo bliski i zrobi to w następnej części. Ula myśli, że jej miłości Marek nigdy nie odwzajemni i liczę na to, że mile się rozczaruje, choć miłosne wyznanie trudno traktować jak rozczarowanie. Oboje niejako dopasowują się do siebie, a ten wyjazd idealnie pomógł im we wzajemnych relacjach. Teraz może być tylko i wyłącznie szczęśliwy finał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Dzięki za pochwały. Ja do końca nie byłam zadowolona i przekonana czy dodawać. Obiecuję, że porozmawiają i wszystko wyjaśnią.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Marek jakiś mało zdecydowany, na zasadzie " chciałbym ale się boję". może w końcu czas zagrać w otwarte karty, ale widać że pomału zbliżają się do siebie tylko żadne nie ma odwagi się przyznać że kocha, Ula jest pod wrażeniem jego wdzięków i może ona powinna pokazać kto tu nosi spodnie, strasznie długo każesz czekać na kolejną publikację , ale cóż jak trzeba to poczekam , pozdrawiam B.
OdpowiedzUsuńZ tymi kto zacznie rozmowę na ich temat zgadłaś. Tyle zdradzę.
UsuńJa sama na szkolenie się nie wysłałam, ale co zrobić kazali to pojechałam. Źle nie jest.Dają jeść, pokój ładny i finansowo zyskam.
Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Cyba wszystko zmierza we właściwym kierunku. Marek boi się wyznać jej co czuje tak samo ona nie zrobiła jeszcze tego kroku. Jednak myślę ,że jest coraz bliżej. Ich relacje się zacielając. I w następnej części nastąpi przełom i będą bardzo szczęśliwi. A ich dziecko będzie miało pełną rodzinę. Opowiadanie wciągnęło mnie ale szkoda ,że tyle trzeba czekać na następna część. Ale rozumiem ja też zawiesiłam publikację. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa zawiesiłam na trochę. Przełom bedzie jak już pisałam, ale i wydarzy się coś co spowoduje ,że porozmawiają.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Już nie mogę się doczekać finału :) Bawią się w kotka i myszkę :) Dwa kroki do przodu i jeden do tyłu... Ula myśli, że Marek wciąż kocha tę kobietę, a nie wie, że prawda jest zupełnie inna. Marek powiedział "Nie można kochać kogoś, kto okłamywał cię tyle czasu, skrzywdził i drwił z uczucia." to dlaczego nie odniósł tego do siebie i Uli? Nie pomyślał, że ona już go nie kocha? Może jest zbyt pewny siebie i swego? Mimo wszystko nie mogę się doczekać happy endu :D Pozdrawiam, UiM
OdpowiedzUsuńZapewniam ,że wpadną w pułapkę zastawiona przez Paulinę.Marek przyznał się, że postępuje tak jak Sylwia , ona to doceniła i próbuje odzyskać miłość Uli.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Generalnie fajna historia i dobrze się ją czyta. Jedna uwaga - błędna nazwa, wprowadzająca w błąd - miniaturka to miniaturka. Ty proponujesz kilku częściowe opowiadanie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWiem, że wyszło z tego opowiadanie , ale tytułu już zmienić sie nie da.Więcej niżej.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Czekałam na tę część od dawna. To nie powinno nazywać się miniaturką. Mini mają najwyżej dwie części. Ta część wprawiła mnie w wspomnienia, Przypomina mi się moja pierwsza i niespełniona miłość. Nici z związku. Marek był w gorszej sytuacji, bo znał bardzo dobrze Sylwię, dzielił z nią życie. Ciężko nie odzywać się do osoby, która wie o tobie wszystko. Ula zazdrosna...Ma prawo do myśli, że Marek myśli i kocha Sylwię a ona dla niego była tylko wekslami. Marek niepotrzebnie jej to mówił- ze względu na Ulę jak i na siebie. Niepotrzebnie wzbudzał wspomnienia u siebie i u Cieplakówny.
OdpowiedzUsuńTo nie jest mini tylko jak już short story- miej to na względzie następnym razem.
Serdecznie pozdrawiam, Andziok
PS. zapraszam na moją część opowiadania...:)
Spoko wszystko sobie wyjaśnią.
UsuńNazwałam miniaturką, bo miały być trzy części. Ja mam taką metodę pisania, że najpierw w krótkich punktach piszę co ma sie dziać a później po kolei rozpisuję je.Tylko,że za bardzo się rozpisałam i stąd część czwarta. A piata będzie tylko dlatego, że nie zdążyłam napisać całości.
Pozdrawiam miło i dzieki za wpis.
Marek boi się swoich uczuć powiedzieć na głos. Czekam na finał z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuń"Poznanie cię i czas spędzony z tobą były tymi najwspanialszym momentami mojego życia" przy tych słowach się rozpłakałam. Są takie piękne, aż chciałoby się je usłyszeć :)
Pozdrawiam :)