wtorek, 14 czerwca 2016

Pojawienie się Tomka. Cykl mini.



Ciąg dalszy miniaturki 9 –Wielkanoc.


-Dlacego nie mogę pójść do mamy-zapytała Emilka obrażonym tonem swojego tatusia czytającego przepis na gofry.
-Bo małe dzieci nie mogą wchodzić na oddział noworodków- odparł Marek spoglądając przez ramię na siedząca przy stole swoją już czteroletnią córeczkę.
-Ale, dlaczego?- nie ustępowała.
-Bo mogą mieć katar albo kaszelek i zarazić maluszków.
-Ale ja nie mam katalku ani kaszlu-rzekła raz po raz sepleniąc.  O - dodała i na dowód pociągnęła noskiem i zakaszlała.
-Kochanie ja o tym wiem, ale pani doktor nie-próbował przekonywać ją ojciec.
- To powiemy jej, że jestem zdlowa- odparła rezolutnie dziewczynka.
-Obawiam się, że to nie wystarczy kotku i zanim zobaczysz mamę i braciszka pani doktór będzie chciała cię zbadać.  Włożyć ci patyczek na język i obejrzy gardło, zajrzy do noska i może jeszcze do uszka. Nie wiem czy nie jest lepiej poczekać na powrót mamy niż dać się zbadać- zasugerował delikatnie.
-To, kiedy mama wlóci do domu? - zapytała po przemyśleniu tego, co powiedział jej tatuś.    
-Pojutrze kotku- odparł z ulgą, bo odwiódł Emilkę od pomysłu pójścia do szpitala.
-To znaczy, kiedy?- spytała i zmarszczyła nosek, bo pojutrze dużo jej nie mówiło.
-W czwartek-odpowiedział, ale po minie córki zorientował się, że dalej nie wie, kiedy. – To znaczy, że musisz iść spać do przedszkola, spać do przedszkola i jak wrócisz mama i braciszek już będą-wytłumaczył najbardziej zrozumiale jak potrafił.
-To chyba krótko, plawda tatusiu-zastanowiła się chwilę.
-Plawda.  To znaczy prawda-poprawił się szybko.   – A dzisiaj na podwieczorek przyjdzie do ciebie wujek Sebastian z Natalką.  Robię dla was właśnie gofry. Jest ładna pogoda to zjecie na dworze i przy okazji pokażesz Natalce swój domek.
-Hura-zawołała niezwykle uradowana zarówno goframi jak i przyjściem Natalki. –  A będę mogę pokłaść na gofly owoce i śmietanę?- spytała spoglądając na ojca całą swoją słodyczą.
-Pewnie-odparł z entuzjazmem.  – Nikt tak pięknie nie dekoruje gofrów jak ty kotku. Mama zawsze tak mówi.
Sebastian z córeczką przyszli chwilę później.  Natalka na widok domku Emilki, aż zapiszczała. Ona mieszkała w bloku i takiego cudeńka nie miała.



Domek ten podarowali jej dziadkowie z okazji dnia dziecka oraz urodziny, które obchodziła piątego czerwca i imienin, które przypadały na trzydziestego czerwca. Czerwiec nie tylko dla Emilki był szczególny, ale także i dla Marka i małego Tomaszka.  Marek urodziny miał dwunastego czerwca a imieniny osiemnastego.  Tego też dnia wziął ślub z Ulą. Jego syn natomiast urodził się szesnastego a imieniny miał dwudziestego drugiego. Był też zaplanowanym dzieckiem i miał urodzić się właśnie w czerwcu, ale dwudziestego. Na świat spieszyło mu się jednak, bo urodził się cztery dni prędzej.  Tylko Ula imieniny obchodziła w październiku a urodziny miała w marcu.

Sebastian z Natalką u Dobrzańskich zostali do wieczora.  Dziewczynki, pod czujnym okiem swoich ojców, grzecznie bawiły się w domku, w piaskownicy i na trampolinie i nie chcieli psuć im tej zabawy.  Oni natomiast mieli czas, aby porozmawiać.
- Syna spłodziłeś, drzewo posadziłeś i to nie jedno jeszcze w czasie liceum, to zostało ci tylko zbudowanie domu- rzekł Olszański siadając z Markiem na ławce. – Ja mam się gorzej, bo o syna tak łatwo nie jest.
-Kto wie, Seba może i wam się uda- odparł spoglądając na przyjaciela pokrzepiająco. - Szanse pół na pół.  A co do zbudowania domu to może i tym zajmę się w niedługim czasie- oznajmił mu tajemniczo
- Chcecie z Ulą budować się- zdziwił się Olszański.  - Przecież tu niczego wam nie brakuje. Blisko centrum, do rodziców, dużo zieleni, dom wygodny. 
Nie o taki dom mi chodzi-wtrącił wyjaśniają mu swoje plany- Tato wczoraj wpadł na pomysł kupna działki na Mazurach i wybudowaniu małego domku. Mamie zawsze te okolice podobały się, Uli również to chcemy coś wspólnie zdziałać. Ma to być taka niespodzianka dla Uli z okazji piątej rocznicy ślubu i dla mamy trochę spóźniona na trzydziestą piątą. Ojciec ma tam znajomego, to obiecał nam znaleźć jakąś działką.  Jeśli, więc wszystko pójdzie po naszej myśli to może jeszcze latem zaczniemy budowę.
-Nieźle-odparł Olszański będąc pod wrażeniem planów Dobrzańskich. –  Pamiętasz nasze wypady w liceum na Mazury? – zapytał rozmarzonym głosem, ale na odpowiedz nie dał szansy. – To były czasy Marek. Te ciepłe niezapomniane noce pod namiotem, spacery z dziewczynami przy blasku rozgwieżdżonego nieba. Tyle wspomnień mamy związanych z Mazurami.
- Nie da się ukryć-westchnął również. - Ale nie wiem jak ty, ale ja nie zamieniłbym tamtego życia na te.
-Wiadomo, że nie –odparł pośpiesznie. –  Wiolka, Ula i dzieci są najważniejsze. Po prostu teraz głównie rozmawiamy na temat dzieci, rodziny albo pracy, a kiedyś mieliśmy mnóstwo innych tematów i zajęć-usprawiedliwiał swoją tęsknotę za dawnymi czasami.  – Nie ma, co Marek, ale nasze panie zmieniły nas.  Nawet nie wiem, kiedy minęło te ostatnie pięć lat. Czas tak szybko leci.
-To prawda-przyznał bezspornie rację przyjacielowi. –  Wydaje mi się jakby pokaz i ślub był dopiero wczoraj.  Najbardziej to, po Emilce widać. Jeszcze rok temu wychodziła z pampersów, a dzisiaj wykłóca się z nami i czasami drąży temat tak długo do póki ja albo Ula nie znajdziemy argumentów, aby ją przekonać do czegoś albo zniechęcić. Czasami tak gada, że jej nie przegadasz-dodał na koniec z dumą z rezolutności córki.
-Taki urok dzieci –stwierdził Olszański wzdychając lekko. – Z Natalką mamy to samo. Ale jak można nie kochać tych szkrabów?
-Nie da się Seba, nie da-odparł przyglądając się córce zjeżdżającej ze ślizgawki. – A wracając do Mazur to już możecie czuć się zaproszeni na wakacje.
- Dzięki-ucieszył się ogromnie. – Na pewno skorzystamy. W rewanżu zawsze możecie wpadać do nas do Pomiechówka na weekendy.
-Z przyjemnością –odparł równie zadowolony. - A jak wasza kuchnia? Wiola zdecydowała się w końcu na coś?
-Nie jeszcze-rzekł z rezygnacją. – Codziennie ogląda nowe katalogi i wszystko się jej podoba. Jak tak dalej pójdzie to tak szybko nie skończymy się budować, a jesienią chciałbym wprowadzić się. Gdyby Wiola była choćby w połowie tak zdecydowana jak Ula to kuchnia byłaby dawno gotowa.
-Fakt- odparł z zadowoleniem, że przyjaciel dostrzegł w jego żonie zaletę. – Drugiej tak zdecydowanej kobiety nie znam. Nawet zakupy z nią są przyjemnością. Nie to, co z Pauliną, Klaudią albo z inną. Musiały obejść kilkanaście sklepów zanim coś wybrały. A Ula jeden, dwa góra trzy sklepy i ma kupione to, co miała zaplanowane. Ale, żebym nie miał się tak dobrze to Emilka jest dla odmiany niezdecydowana i uparta. Najgorzej jest przy jedzeniu. Zawsze przy tym marudzi. Sam się zaraz przekonasz.  Kotku, co ci zrobić na kolację?- zawołał do córki. Kanapki, parówkę, chleb z Nutellą, płatki z jogurtem a może chleb z twarożkiem i kakao.
-Nic tatusiu-odkrzyknęła mu nie spoglądając nawet na ojca.  – Casu nie mam.
-A później?
-Tez nic, bo nie chce mi się jeść.
-A, jeśli zgłodniejesz?
-Nie zgłodnieje tatusiu.
-A może jednak?
-Nie będę jadła, bo nie.
- Tak jest zawsze- rzekł do przyjaciela, gdy skończył dialog z córką.  – Nie będę jadła, bo nie.
-To moja Natalka ostatnio tylko by jadła jajecnicę w galnusku na masełku na płynno z wdlobionym chlebkiem bez skólek- mówił zabawnie naśladując córkę.
 - Przynajmniej nie musisz nic wymyślać- odparł znajdując i w tym coś pozytywnego.  Ja muszę urozmaicać Emilce jedzenie. W Internecie znalazłem stronę „ Dania dla niejadków. Jedna część poświęcona jest przygotowywaniem kanapek. Zawsze zjada te myszki, serduszka, kaczuszki czy muchomorki.  Na dzisiaj też muszę coś wybrać. Zostaniecie na kolacji – ni to zapytał ni stwierdził, wstając z ławki.
-Skoro nalegasz –odparł z zadowoleniem Olszański, bo propozycja Marka była mu na rękę.
–To przypilnuj przez chwilę sam te nasze skarby a ja pójdę coś przygotować.
Parę minut później Marek zawołał całą trójkę na kolację. Miny dziewczynek na widok kanapek- niespodzianek były bezcenne.




  -No, no, no Marek masz talent- pochwalił go Olszański kiwając z podziwem głową.  – Skoro Natalka piszczy to znaczy, że się jej podoba i zje w końcu, co innego niż jajecznicę.  A co tak ładnie pachnie? Bigos?- zapytał siadając do stołu.
- Danie popisowe teścia- rzekł stawiając przed Sebastianem talerz. Niebo w gębie Seba. To i nalewki to najlepsze dania, jakie robi teść.  I smacznego wszystkim.

  -Jest śliczny Ula- zachwycała się tymczasem Wioletta patrząc na śpiące niemowlę. I ta ciemna czupryna na głowie. Już teraz widać, że będzie wykapanym Markiem i przystojniakiem.
-To prawda-rozczuliła się na słowa przyjaciółki, bo i ona zauważyła podobieństwa do Marka, ale potrzebowała potwierdzenia osoby postronnej. – Teraz śpi i nie widać, ale gdy przeciąga buzię i uśmiecha się to widać zaczątki dołeczków-mówiła z nieukrywanym podziwem nad synkiem.  – Najważniejsze jednak jest to, że jest zdrowy.  Mierzył pięćdziesiąt dwa centymetry, trzy osiemset wagi i dostał 10 punktów.
-To chłop z niego jak dąb, jak to mówią-rzekła Wiola biorąc delikatnie malca na ręce. – A moje dopiero na etapie fasolki. No może już na etapie fasoli Jaś.
- Zobaczysz pół roku szybko minie i też będziesz mieć takiego małego bobaska-odparła ciągle przyglądając się synkowi.
-Najgorsze jest właśnie te czekanie -rzekła oschle.  Gdybyśmy z Sebastianem tak długo nie zastanawiali się to może już też byłoby na świecie.
-Swoje i tak musiałabyś odczekać-odparła jej sensownie.  
-Co racja to racja-stwierdziła bezsprzecznie. –  Przecież nie od razu Krym zbudowano, prawda Ula.  A wracając do Tomusia, to Marek cały dzień chodził po firmie radosny i dumny i pokazywał zdjęcia. Nie było chyba we firmie osoby, której by nie pokazał zdjęcia syna.
-Trochę tego wczoraj i dzisiaj rano narobił- zaśmiała się. – Gdyby mógł to nawet w czasie porodu robiłby te swoje zdjęcia. Jedną ręką trzymałby mnie za rękę a drugą robił zdjęcia.
-Kto by pomyślał, że nasze chłopy przez pięć lat tak się zmienią się- rzekła z refleksją w głosie Wioletta. – Jeszcze pięć lat temu w głowie mieli głównie klub, zabawę i panienki, a teraz przykładni mężowie i ojcowie. Rano wspólne śniadanie, później przedszkole, obiad, kolacja i grzecznie do łóżka. Z tamtego życia to im tylko koszykówka została i poranny jogging. Nawet z klubu przychodzą wcześnie.
- Ty też się zmieniłaś przez te lata- pochwaliła ją Ula. – Byłaś zwykłą sekretarką a teraz kończysz studia PR, jesteś asystentką Kondrata, chwali cię.  Pogodziłaś naukę z domem, pracą i wychowaniem dziecka a to łatwe nie jest. Ja z Markiem i Sebastianem jesteśmy z ciebie bardzo dumni.
- Miło to słyszeć Ula-odparła z zażenowaniem.  – To, co mówisz jest bardzo motywujące.  Wiem, że już ci to wiele razy mówiłam, ale powiem jeszcze raz. Dobrze mieć taką przyjaciółkę jak ty Ula. Tyle razy pomagałaś mi w nauce, mogłam Natalkę zostawić u was, gdy miałam wykłady, a Cebulek był na budowie.
-Po to ma się przyjaciół Wiola-rzekła skromnie.  Nasze córeczki bardzo lubią się razem bawić i opieka nad nią była samą przyjemnością. Zawsze jesteście mile widziani u nas i możecie przychodzić dalej.
 - Dzięki – odparła i uściskała przyjaciółkę.  – Chodzić na plac zabaw gdzie psy załatwiają się, pijaki zostawiają strzaskane butelki i leżą zużyte gumki to chodzić nie chce. A po powrocie od was Natalka zawsze jest później grzeczna i nie marudzi, gdy ma iść spać.
-I ja lubię jak przychodzicie- wyznała szczerze.  – Mamy przynajmniej czas na chwilę rozmowy. Te ostatnie cztery miesiące, gdy nie chodziłam do pracy dłużyły mi się niemiłosiernie. A teraz czekają mnie kolejne miesiące bez firmy.
- Spokojnie Ulka-odparła przyjaźnie. – Dalej możesz liczyć na mnie i na odwiedziny.  Słowo Wioletty Olszańskiej.
- To skoro już tu jest i chętna do pomocy to chciałam cię poprosić o coś- rzekła tajemniczo.   Zamówiłam dla Marka z okazji ślubu kryształową szklaneczkę do drinków z wygrawerowaną dedykacją.  Myślałam, że zdążę odebrać, ale mały w przeciwieństwie do Emilki pospieszył się z przyjściem na świat. Mogłabyś ją odebrać i przynieść mi tak, żeby Marek nie dowiedział się o tym. Ma być na jutro gotowa.
-Pewnie, że odbiorę-odparła i poklepała po ramieniu.  – Po to ma się przecież przyjaciół.

Wieczorem, gdy Marek położył już córkę spać miał czas, aby zadzwonić do żony, a później leżąc w łóżku wrócił pamięcią do minionych pięciu lat.  Wziął album z półki i zaczął przeglądać zdjęcia ze ślubu w kościele, z wesela i ze sesji zdjęciowej nad Wisłą. To były jego ulubione zdjęcia.  Oni oboje w strojach ślubnych mrok, ognisko, wiadukt i jadący pociąg.  Oprócz tych fotografii miał również sentyment do zdjęć z pokazu FD Gusto i do zdjęć zrobionym im przez Artura. Kolejne fotografie przedstawiały czasy, gdy Ula była w ciąży z Emilką i gdy ta była całkiem mała, aż do teraz.  Były też zdjęcia z wakacji, urodzin, imienin i takie zrobione bez okazji. Dzisiaj do tego zbioru dołożył kolejne fotki dopiero, co urodzonego synka i żony z sali szpitalnej.  W tych kilku albumach, nie licząc dzieciństwa i wczesnej młodości, zawarty był najlepszy okres jego życia.
Wszystko zaczęło się w czasie pokazu, gdy wyznał jej to, co chciał powiedzieć nie raz w ostatnich paru tygodniach.  Tydzień później wyjechali do SPA i tam na w czasie kolacji na tarasie ich pokoju i przy blasku księżyca oświadczył się jej. Marek chciał ożenić się natychmiast, ale to Ula chciała wziąć ślub w czerwcu, gdy będzie ciepło, dużo zieleni i kwiatów. Marek nie chciał  zniweczyć jej marzeń i zgodził się poczekać te parę miesięcy. Zwłaszcza, że Ula często nocowała u niego i do Rysiowa jeździła głównie na weekendy. W porównaniu z planami ślubnymi Pauliny uroczystość ta była skromna.  Ślub wzięli w kościółku w Rysiowie a wesele wyprawili w Sali Gospodyń Wiejskich w Rysiowie. Zaprosili tylko najbliższą rodzinę i przyjaciół.  W sumie osiemdziesiąt osób. Obie rodziny małżonków na weselu bawiły się zgodnie i wesoło i nie dało odczuć się, że pochodzą z innych sfer. Nawet pogoda im dopisała i było ciepło i bezchmurnie.  Po ślubie wyjechali w podróż poślubną po Europie. Zwiedzili Pragę, Rzym, Paryż, Madryt. Trzy miesiące później okazało się, że Ula jest w ciąży.  Planowali dzieci, ale nigdy na temat, kiedy mają się pojawić na świecie nie rozmawiali. Ula bała się nawet, że to dla męża będzie za wcześnie i może być niezadowolony z tak szybkiej ciąży.  Jej obawy okazały się jednak bezpodstawne, bo Marka ta wiadomość ogromnie ucieszyła. Przez kolejne miesiące studiował książki o niemowlętach i ciąży i zapisał ich do szkoły rodzenia. Troskliwie też opiekował się żoną. Dbał, aby zdrowo odżywiała się, wypoczywała, unikała stresu i chodził na kontrolne badania. Lekarka śmiała się nawet, że tatuś ciążę bardziej przeżywa niż mama i nieraz tłumaczyła mu, że wszystkie te jego emocje i zdenerwowanie są zbędne, bo ciąża przebiega wręcz książkowo. Gdy termin porodu minął zaczął się nawet martwić, że może to zaszkodzić dziecku. Emilka urodziła się cztery dni po terminie i była zdrową i śliczną dziewczynką. Stała się też od razu córeczką tatusia. Szybko nauczył się przewijać, usypiać, karmić i wychodził na spacery. Wszystkie jej te najważniejsze momenty dokładnie pamiętał i uwieczniał to, co się dało na zdjęciach albo na filmach.
Przez te wszystkie miesiące narzeczeństwa i lata małżeństwa nigdy nie pokłócili się i wiele innych par mogło brać z nich przykład. Ich związek oparty był przede wszystkim na zaufaniu, szacunku, szczerości, bliskości i rozmowach. Wszystko razem też ustalali, dzielili się obowiązkami i poświęcali dla rodziny mnóstwo czasu. Marek dla żony i córki zmienił się nie do poznania i robił wszystko, aby najważniejszym dla niego osobom miłości i radości nie zabrakło.  Był też mistrzem niespodzianek i to on głównie dbał, aby w ich życie nie wkradła się rutyna i nuda i nie oddalali się od siebie.
Tylko raz nad ich udanym i szczęśliwym małżeństwem padł cień niepewności.  W niecałe dwa lata po ślubie, świat mody obiegła wiadomość, że jedna z modelek jest nosicielką wirusa HIV. Marek był z nią i bał się, że jest również chory i że zaraził żonę i córkę.  Emilka, bowiem od paru dni źle się czuła, miała podwyższoną temperaturę a pediatra nie wiedziała skąd u niej gorączka i płacz. Na badania bał się jednak iść a była kochanka nie potrafiła powiedzieć mu, kiedy ona sama zaraziła się.  Ula znała już dobrze męża i wiedziała, że coś go trapi i domyśliła się, że ma to związek z Sandrą i jej wyznaniem. W końcu za jej namową poszli razem zrobić badania i po wyniki. Zapewniła, go też, że niezależnie od wyniku to i tak go kocha i powinni wspierać się w razie choroby. Wynik na szczęście był negatywny, a u Emilki zdiagnozowano niewielkie zapalenie ucha środkowego.   

Ula ze szpitala wróciła tak jak było zaplanowane dwa dni później. Marek w szpitalu zjawił się w południe i odebrał oboje. Przed wyjściem podziękowali jeszcze lekarzom i pielęgniarką za opiekę i pojechali do domu. Tam czekali na nich już Dobrzańscy z Emilką. Dziadkowie odebrali ją prędzej z przedszkola i przywieźli do domu, aby mogła być przy przywitaniu nowego członka rodziny. Dziewczynka z radością pobiegła do mamy i przytuliła się. Chciała nawet uwiesić się jej na szyi tak jak to robiła przed ciążą mamy, ale Marek odwiódł ją od tego zamiaru i wytłumaczył, że mama nie może jeszcze jej dźwigać. Z ciekawością przyglądała się również braciszkowi. Rodzice pozwolili jej też, aby delikatnie pogłaskała po policzku i uścisnęła na powitanie rączkę.
Wieczorem, gdy Emilka poszła w końcu spać, synek był wykąpany i najedzony a Dobrzańscy odjechali, Ula i Marek mieli trochę czasu dla siebie. Ula przez cały dzień czekała na życzenia i zaczęła się nawet bać, że Marek w tym całym zamieszaniu i szybszym porodzie zapomniał o ich rocznicy ślubu i swoich imieninach. Sama też nie chciała mu przypominać.  Leżała już w łóżku gotowa do spania, gdy pokazał się w drzwiach z tacą z sokiem i truskawkami oraz z herbacianą różą w ustach.
-Kochanie wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy ślubu-rzekł siadając na łóżku i podając jej kwiat.  Z szafki nocnej natomiast wyciągnął prezent. – To dla ciebie skarbie- dodał podając jej pakunek i cmokając delikatnie usta.
-Myślałam już, że zapomniałeś-wypomniała mu nie złośliwie. – Tak długo zwlekałeś.
-Ula jak mógłbym zapomnieć-udał, że oburzył się. – Czekałem tylko na odpowiedni moment. A tak szczerze to ja myślałem, że to ty zapomniałaś.
-Jak mogłabym zapomnieć Marek- powtórzyła jak echo słowa męża i sięgnęła do swojej szafki. – Proszę to dla ciebie z życzeniami imieninowymi i rocznicowymi- dodała podając mu zgrabny kartonik. – Tylko ostrożnie -szybko ostrzegła męża, gdy zauważyła, że Marek próbuje ocenić zawartość prezentu metodą potrząsania. –  To produkt łatwo tłukący się. To, co otwieramy?
-Otwieramy-odparł z ciekawością w głosie.
 Marek z otwarciem prezentu poradził sobie szybciej niż Ula, bo był tylko kartonik a żona musiała odwinąć z papieru i kokardki.
-Szklaneczka do drinków-zaśmiał się. – Serca dwa, jedna miłość. Kocham Cię z całego serca-przeczytał dedykację. – Ja też cię kocham skarbie-rzekł czule. I dziękuję. 





Ula swój prezent obejrzała chwilę później.
-Jest piękna Marek-rzekła wpatrując się z zachwytem w drewnianą szkatułę. – W końcu będę mieć porządek z biżuterią- zaśmiała się. –  I również bardzo dziękuję.





Po obejrzeniu prezentów przyszedł czas na przypieczętowanie pocałunkiem życzeń i podarunków. Marek delikatnie muskał jej usta i gładził ją po policzkach i głowie. Ula uwielbiał te delikatne pieszczoty, bo przypominały jej czasy, gdy Marek zakochiwał się w niej.
-To, co Ula teraz czas na toast-rzekł, nalewając do szklaneczek sok pomidorowy. – Zdrowie nasze, Tomka i Emilki. I dziękuję ci z Tomka.
-I ja ci dziękuję za niego- odparła z wzruszeniem. – I za to, że zawsze jesteś przy mnie i że jesteś taki opiekuńczy.
Resztę wieczora spędzili leżąc wtuleni w siebie rozmawiając i jedząc truskawki. Zasnąć niedane im było, bo synek wkrótce po zgaszeniu światła dał znać o swoim istnieniu.

Mały Dobrzański chował się zdrowo w miłości rodziców, siostry i dziadków.  Marek na tę okoliczność wziął też dwa tygodnie wolnego i zajął się matką i dzieckiem.  Emilka również pomagała w opiece.  Rodzice i dziadkowie angażowali ją w tą pomoc, aby nie poczuła się odrzucona wraz z pojawieniem się braciszka. Prosili ją, aby podawała smoczek, pieluszkę, grzechotkę, śpiochy czy spojrzała do śpiącego malca we wózku. Przez te proste czynności dziewczynka czuła się potrzebna rodzicom i Tomkowi.

Parę dni później Krzysztof i Marek stali się właścicielami niewielkiej działki budowlanej na Mazurach.  Swoim żonom obwieścili to w czasie niedzielnego uroczystego obiadu wyprawionego z okazji spóźnionych urodzin i imienin Marka oraz rocznicy ślubu. Radość z prezentu obu pań Dobrzańskich była ogromna.


**********************************************************************************
Do miłego zobaczenia za miesiąc.
 Jeśli przyszły mąż pozwoli coś napisać. Jakby, co to wersje robocze są na dwie części.
 

23 komentarze:

  1. Bardzo fajna miniaturka, taka pozytywna, z humorem i do tego zgrabnie napisana, że czyta się bardzo przyjemnie. Pozdrawiam i czekam na kolejne Twoje opowiadanie ;) M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Równie łatwo się pisało.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  2. Obie części tej mini bardzo rodzinne, ciepłe, serdeczne. To taki sielski obrazek zgodnie funkcjonującej rodziny, której każdy z członków obdarza się nawzajem miłością. Pierwsza część ukazywała relacje między młodymi Dobrzańskimi i seniorami, ta z kolei pokazuje wciąż trwającą przyjaźń między Dobrzańskimi i Olszańskimi. Mimo, że trochę lat upłynęło, porodziły się dzieci, oni wciąż się przyjaźnią, a teraz w taką zażyłość wchodzi najmłodsze pokolenie. Ula rodzi syna, który jest taką wisienką na torcie i sprawia, że rodzina może poczuć się wreszcie w komplecie. Radość, miłość i wzajemny szacunek. Takie właśnie wartości pokazałaś w tej mini. Bardzo mi się podobało. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafne spostrzeżenia z tymi relacjami.Pisząc miniaturki o tym nie myślałam. Może zrobię z tego cykl i teraz będzie o Dobrzańscy- Cieplak. To dopiero ewentualnie w sierpniu albo we wrześniu.Nie wyobrażam sobie, że w ich małżeństwie mogłoby być źle i dlatego zawsze jest miło , radośnie, ciepło i z miłością.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  3. Super miniaturka. Cieszę się że dodalas cos. Dobrze że wszystko sie dobrze konczy
    Pozdrawiam MM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jeszcze nie koniec tej miniaturki. Tak jak pisałam wyżej coś dopiszę. Bez obawy skończy sie równie dobrze.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  4. Trafiłaś w mój gust. Uwielbiam miniaturki i opowiadania które są kontynuacjami serialu. Zwłaszcza, że wszystko się im tak pięknie układa. Nie lubię, gdy komplikuje się im życie.Chociaż wiadomo, że nie zawsze jest pięknie.
    Gorąco pozdrawiam i czekam cierpliwie na kolejne opowiadanie albo miniaturkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój gust podobny i nie komplikuję im życia po serialowego. Chyba, że to oddzielne opowiadanie.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  5. Słodko-rodzinna mini. Mimo ,że mój gust jest trochę inny. Podobała mi się ta miniaturka.Pokazuje szczerze uczucie bohaterów zarówno Uli i marka jak i Sebastiana i Violetty. Obie rodziny przyjaźnią i ich dzieci również. Ula urodziła synka i teraz ich rodzina jest w komplecie. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałam wyżej nie wyobrażam sobie żeby w ich małżeństwie źle było. Co innego jeśli są odrębne opowiadania. Trochę sielanki jeszcze będzie.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  6. Czy ten dopisek maczkiem oznacza, że ślub wkrótce bierzesz i stąd przerwa w publikacji? Jeśli tak to wszystkiego najlepszego Ranczula.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu ktoś to dostrzegł, albo skomentował. Wiadomo, że nikt nic maczkiem nie czyta a jest tam zazwyczaj coś istotnego napisane.To prawda przerwa związana jest z przygotowaniami do ślubu, ślubem, wyjazdem, przeprowadzką i urządzaniem się.Dziękuję za życzenie, wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
    2. Czy to znaczy, że może nie pozwolić i koniec z pisaniem?

      Usuń
    3. Nie tyle nie pozwoli co czasu będzie mniej.

      Usuń
  7. Skoro pisze, że przyszły mąż to musi brać. Również życzę szczęścia na tej nowej drodze życia. Eliza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również dziękuję za życzenia wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  8. Gratuluję i życzę samych słonecznych dni jak najmniej trosk,dużo zdrowia i szczęścia.
    UrszulaB.

    OdpowiedzUsuń
  9. Słodka mini. Bez większych komplikacji, ciepła rodzinna atmosfera. Podobała mi się, chociaż jestem zwolenniczką tych, w których Mareczek cierpi hah :D
    Pozdrawiam Cię baaardzo serdecznie, Andziok :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna lubi komplikacje, Ty gdy Marek cierpi a ja takie sielankowe z drobnymi komplikacjami.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
    2. Przynajmniej jest jakaś różnorodność hah :D

      Usuń
  10. Życzę wszystkiego czego Wam trzeba: autostrady wiodącej do nieba
    bez żadnych ograniczeń prędkości,
    do tego jeszcze ogromu radości
    z każdego, coraz szczęśliwszego dnia,
    który spełnia Wasze marzenia.
    (czytaj całość na http://www.planowaniewesela.pl/warto_wiedziec/zyczenia_slubne_3.html) Żeby Wam nigdy nie zabrakło w domu
    talerza klusek i makaronu
    słońca bez końca, kwiatów pachnących,
    a tuz za oknem ptaków śpiewających.
    Każde z tych życzeń na pewno się spełni,
    ponieważ płynie prosto z serca głębi.
    Patrycja z Kamilem.
    Kochana stres tylko do przysięgi a później idzie jak z płatka. Do miłego zobaczenia w kościele i sali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wpis i życzenia Patrycjo. Stres na sali minął.Do miłego zobaczenia na poprawinach.

      Usuń