Ciąg dalszy miniaturki 9 –Wielkanoc.
-Dlacego
nie mogę pójść do mamy-zapytała Emilka obrażonym tonem swojego tatusia
czytającego przepis na gofry.
-Bo
małe dzieci nie mogą wchodzić na oddział noworodków- odparł Marek spoglądając
przez ramię na siedząca przy stole swoją już czteroletnią córeczkę.
-Ale,
dlaczego?- nie ustępowała.
-Bo
mogą mieć katar albo kaszelek i zarazić maluszków.
-Ale
ja nie mam katalku ani kaszlu-rzekła raz po raz sepleniąc. O - dodała i na dowód pociągnęła noskiem i zakaszlała.
-Kochanie
ja o tym wiem, ale pani doktor nie-próbował przekonywać ją ojciec.
- To
powiemy jej, że jestem zdlowa- odparła rezolutnie dziewczynka.
-Obawiam
się, że to nie wystarczy kotku i zanim zobaczysz mamę i braciszka pani doktór
będzie chciała cię zbadać. Włożyć ci
patyczek na język i obejrzy gardło, zajrzy do noska i może jeszcze do uszka.
Nie wiem czy nie jest lepiej poczekać na powrót mamy niż dać się zbadać- zasugerował delikatnie.
-To,
kiedy mama wlóci do domu? - zapytała po przemyśleniu tego, co powiedział jej
tatuś.
-Pojutrze
kotku- odparł z ulgą, bo odwiódł Emilkę od pomysłu pójścia do szpitala.
-To
znaczy, kiedy?- spytała i zmarszczyła nosek, bo pojutrze dużo jej nie mówiło.
-W
czwartek-odpowiedział, ale po minie córki zorientował się, że dalej nie wie,
kiedy. – To znaczy, że musisz iść spać do przedszkola, spać do przedszkola i
jak wrócisz mama i braciszek już będą-wytłumaczył najbardziej zrozumiale jak
potrafił.
-To chyba
krótko, plawda tatusiu-zastanowiła się chwilę.
-Plawda. To znaczy prawda-poprawił się szybko. – A dzisiaj na podwieczorek przyjdzie do
ciebie wujek Sebastian z Natalką. Robię
dla was właśnie gofry. Jest ładna pogoda to zjecie na dworze i przy okazji
pokażesz Natalce swój domek.
-Hura-zawołała
niezwykle uradowana zarówno goframi jak i przyjściem Natalki. – A będę mogę pokłaść na gofly owoce i śmietanę?-
spytała spoglądając na ojca całą swoją słodyczą.
-Pewnie-odparł
z entuzjazmem. – Nikt tak pięknie nie
dekoruje gofrów jak ty kotku. Mama zawsze tak mówi.
Sebastian
z córeczką przyszli chwilę później. Natalka
na widok domku Emilki, aż zapiszczała. Ona mieszkała w bloku i takiego cudeńka
nie miała.
Domek
ten podarowali jej dziadkowie z okazji dnia dziecka oraz urodziny, które
obchodziła piątego czerwca i imienin, które przypadały na trzydziestego
czerwca. Czerwiec nie tylko dla Emilki był szczególny, ale także i dla Marka i
małego Tomaszka. Marek urodziny miał
dwunastego czerwca a imieniny osiemnastego. Tego też dnia wziął ślub z Ulą. Jego syn natomiast
urodził się szesnastego a imieniny miał dwudziestego drugiego. Był też
zaplanowanym dzieckiem i miał urodzić się właśnie w czerwcu, ale dwudziestego.
Na świat spieszyło mu się jednak, bo urodził się cztery dni prędzej. Tylko Ula imieniny obchodziła w październiku a
urodziny miała w marcu.
Sebastian
z Natalką u Dobrzańskich zostali do wieczora. Dziewczynki, pod czujnym okiem swoich ojców, grzecznie
bawiły się w domku, w piaskownicy i na trampolinie i nie chcieli psuć im tej zabawy.
Oni natomiast mieli czas, aby
porozmawiać.
-
Syna spłodziłeś, drzewo posadziłeś i to nie jedno jeszcze w czasie liceum, to
zostało ci tylko zbudowanie domu- rzekł Olszański siadając z Markiem na ławce.
– Ja mam się gorzej, bo o syna tak łatwo nie jest.
-Kto
wie, Seba może i wam się uda- odparł spoglądając na przyjaciela pokrzepiająco. - Szanse pół na pół. A co do zbudowania domu to może i tym zajmę
się w niedługim czasie- oznajmił mu tajemniczo.
- Chcecie z Ulą budować się- zdziwił się Olszański. - Przecież tu niczego wam nie brakuje. Blisko centrum, do rodziców, dużo zieleni, dom wygodny.
– Nie o taki dom mi chodzi-wtrącił wyjaśniają mu swoje plany. - Tato wczoraj wpadł na pomysł kupna działki na Mazurach i wybudowaniu małego domku. Mamie zawsze te okolice podobały się, Uli również to chcemy coś wspólnie zdziałać. Ma to być taka niespodzianka dla Uli z okazji piątej rocznicy ślubu i dla mamy trochę spóźniona na trzydziestą piątą. Ojciec ma tam znajomego, to obiecał nam znaleźć jakąś działką. Jeśli, więc wszystko pójdzie po naszej myśli to może jeszcze latem zaczniemy budowę.
- Chcecie z Ulą budować się- zdziwił się Olszański. - Przecież tu niczego wam nie brakuje. Blisko centrum, do rodziców, dużo zieleni, dom wygodny.
– Nie o taki dom mi chodzi-wtrącił wyjaśniają mu swoje plany. - Tato wczoraj wpadł na pomysł kupna działki na Mazurach i wybudowaniu małego domku. Mamie zawsze te okolice podobały się, Uli również to chcemy coś wspólnie zdziałać. Ma to być taka niespodzianka dla Uli z okazji piątej rocznicy ślubu i dla mamy trochę spóźniona na trzydziestą piątą. Ojciec ma tam znajomego, to obiecał nam znaleźć jakąś działką. Jeśli, więc wszystko pójdzie po naszej myśli to może jeszcze latem zaczniemy budowę.
-Nieźle-odparł
Olszański będąc pod wrażeniem planów Dobrzańskich. – Pamiętasz nasze wypady w liceum na Mazury? –
zapytał rozmarzonym głosem, ale na odpowiedz nie dał szansy. – To były czasy
Marek. Te ciepłe niezapomniane noce pod namiotem, spacery z dziewczynami przy blasku rozgwieżdżonego nieba. Tyle wspomnień mamy związanych z
Mazurami.
- Nie da się ukryć-westchnął również. -
Ale nie wiem jak ty, ale ja nie zamieniłbym tamtego życia na te.
-Wiadomo,
że nie –odparł pośpiesznie. – Wiolka,
Ula i dzieci są najważniejsze. Po prostu teraz głównie rozmawiamy na temat
dzieci, rodziny albo pracy, a kiedyś mieliśmy mnóstwo innych tematów i
zajęć-usprawiedliwiał swoją tęsknotę za dawnymi czasami. – Nie ma, co Marek, ale nasze panie zmieniły
nas. Nawet nie wiem, kiedy minęło te
ostatnie pięć lat. Czas tak szybko leci.
-To
prawda-przyznał bezspornie rację przyjacielowi. – Wydaje mi się jakby pokaz i ślub był dopiero
wczoraj. Najbardziej to, po Emilce widać.
Jeszcze rok temu wychodziła z pampersów, a dzisiaj wykłóca się z nami i czasami
drąży temat tak długo do póki ja albo Ula nie znajdziemy argumentów, aby ją
przekonać do czegoś albo zniechęcić. Czasami tak gada, że jej nie przegadasz-dodał
na koniec z dumą z rezolutności córki.
-Taki
urok dzieci –stwierdził Olszański wzdychając lekko. – Z Natalką mamy to samo.
Ale jak można nie kochać tych szkrabów?
-Nie
da się Seba, nie da-odparł przyglądając się córce zjeżdżającej ze ślizgawki. – A
wracając do Mazur to już możecie czuć się zaproszeni na wakacje.
-
Dzięki-ucieszył się ogromnie. – Na pewno skorzystamy. W rewanżu zawsze możecie wpadać
do nas do Pomiechówka na weekendy.
-Z
przyjemnością –odparł równie zadowolony. - A jak wasza kuchnia? Wiola zdecydowała
się w końcu na coś?
-Nie
jeszcze-rzekł z rezygnacją. – Codziennie ogląda nowe katalogi i wszystko się
jej podoba. Jak tak dalej pójdzie to tak szybko nie skończymy się budować, a
jesienią chciałbym wprowadzić się. Gdyby Wiola była choćby w połowie
tak zdecydowana jak Ula to kuchnia byłaby dawno gotowa.
-Fakt-
odparł z zadowoleniem, że przyjaciel dostrzegł w jego żonie zaletę. – Drugiej
tak zdecydowanej kobiety nie znam. Nawet zakupy z nią są przyjemnością. Nie to,
co z Pauliną, Klaudią albo z inną. Musiały obejść kilkanaście sklepów zanim coś
wybrały. A Ula jeden, dwa góra trzy sklepy i ma kupione to, co miała
zaplanowane. Ale, żebym nie miał się tak dobrze to Emilka jest dla odmiany niezdecydowana
i uparta. Najgorzej jest przy jedzeniu. Zawsze przy tym marudzi. Sam się zaraz
przekonasz. Kotku, co ci zrobić na
kolację?- zawołał do córki. Kanapki, parówkę, chleb z Nutellą, płatki z
jogurtem a może chleb z twarożkiem i kakao.
-Nic
tatusiu-odkrzyknęła mu nie spoglądając nawet na ojca. – Casu nie mam.
-A
później?
-Tez
nic, bo nie chce mi się jeść.
-A,
jeśli zgłodniejesz?
-Nie
zgłodnieje tatusiu.
-A
może jednak?
-Nie
będę jadła, bo nie.
-
Tak jest zawsze- rzekł do przyjaciela, gdy skończył dialog z córką. – Nie będę jadła, bo nie.
-To
moja Natalka ostatnio tylko by jadła jajecnicę w galnusku na masełku na płynno
z wdlobionym chlebkiem bez skólek- mówił zabawnie naśladując córkę.
- Przynajmniej nie musisz nic wymyślać- odparł
znajdując i w tym coś pozytywnego. Ja
muszę urozmaicać Emilce jedzenie. W Internecie znalazłem stronę „ Dania dla niejadków.
Jedna część poświęcona jest przygotowywaniem kanapek. Zawsze zjada te myszki,
serduszka, kaczuszki czy muchomorki. Na
dzisiaj też muszę coś wybrać. Zostaniecie na kolacji – ni to zapytał ni
stwierdził, wstając z ławki.
-Skoro
nalegasz –odparł z zadowoleniem Olszański, bo propozycja Marka była mu na rękę.
–To
przypilnuj przez chwilę sam te nasze skarby a ja pójdę coś przygotować.
Parę
minut później Marek zawołał całą trójkę na kolację. Miny dziewczynek na widok
kanapek- niespodzianek były bezcenne.
-No,
no, no Marek masz talent- pochwalił go Olszański kiwając z podziwem głową. – Skoro Natalka piszczy to znaczy, że się jej podoba i zje w końcu, co innego niż jajecznicę. A co tak ładnie pachnie? Bigos?- zapytał siadając
do stołu.
- Danie popisowe teścia- rzekł stawiając przed Sebastianem talerz. Niebo w gębie Seba.
To i nalewki to najlepsze dania, jakie robi teść. I smacznego wszystkim.
-Jest śliczny Ula- zachwycała się tymczasem Wioletta
patrząc na śpiące niemowlę. I ta ciemna czupryna na głowie. Już teraz widać, że
będzie wykapanym Markiem i przystojniakiem.
-To prawda-rozczuliła
się na słowa przyjaciółki, bo i ona zauważyła podobieństwa do Marka, ale
potrzebowała potwierdzenia osoby postronnej. – Teraz śpi i nie widać, ale gdy
przeciąga buzię i uśmiecha się to widać zaczątki dołeczków-mówiła z nieukrywanym
podziwem nad synkiem. – Najważniejsze jednak
jest to, że jest zdrowy. Mierzył
pięćdziesiąt dwa centymetry, trzy osiemset wagi i dostał 10 punktów.
-To
chłop z niego jak dąb, jak to mówią-rzekła Wiola biorąc delikatnie malca na
ręce. – A moje dopiero na etapie fasolki. No może już na etapie fasoli Jaś.
-
Zobaczysz pół roku szybko minie i też będziesz mieć takiego małego bobaska-odparła
ciągle przyglądając się synkowi.
-Najgorsze
jest właśnie te czekanie -rzekła oschle. Gdybyśmy z Sebastianem tak długo nie
zastanawiali się to może już też byłoby na świecie.
-Swoje
i tak musiałabyś odczekać-odparła jej sensownie.
-Co
racja to racja-stwierdziła bezsprzecznie. – Przecież nie od razu Krym zbudowano, prawda
Ula. A wracając do Tomusia, to Marek
cały dzień chodził po firmie radosny i dumny i pokazywał zdjęcia. Nie było
chyba we firmie osoby, której by nie pokazał zdjęcia syna.
-Trochę
tego wczoraj i dzisiaj rano narobił- zaśmiała się. – Gdyby mógł to nawet w
czasie porodu robiłby te swoje zdjęcia. Jedną ręką trzymałby mnie za rękę a
drugą robił zdjęcia.
-Kto
by pomyślał, że nasze chłopy przez pięć lat tak się zmienią się- rzekła z
refleksją w głosie Wioletta. – Jeszcze pięć lat temu w głowie mieli głównie klub, zabawę
i panienki, a teraz przykładni mężowie i ojcowie. Rano wspólne śniadanie,
później przedszkole, obiad, kolacja i grzecznie do łóżka. Z tamtego życia to im
tylko koszykówka została i poranny jogging. Nawet z klubu przychodzą wcześnie.
- Ty
też się zmieniłaś przez te lata- pochwaliła ją Ula. – Byłaś zwykłą sekretarką a
teraz kończysz studia PR, jesteś asystentką Kondrata, chwali cię. Pogodziłaś naukę z domem, pracą i wychowaniem
dziecka a to łatwe nie jest. Ja z Markiem i Sebastianem jesteśmy z ciebie
bardzo dumni.
-
Miło to słyszeć Ula-odparła z zażenowaniem. – To, co mówisz jest bardzo motywujące. Wiem, że już ci to wiele razy mówiłam, ale powiem
jeszcze raz. Dobrze mieć taką przyjaciółkę jak ty Ula. Tyle razy pomagałaś mi w
nauce, mogłam Natalkę zostawić u was, gdy miałam wykłady, a Cebulek był na
budowie.
-Po
to ma się przyjaciół Wiola-rzekła skromnie. Nasze córeczki bardzo lubią się razem bawić i
opieka nad nią była samą przyjemnością. Zawsze jesteście mile widziani u nas i
możecie przychodzić dalej.
- Dzięki – odparła i uściskała przyjaciółkę. – Chodzić na plac zabaw gdzie psy załatwiają
się, pijaki zostawiają strzaskane butelki i leżą zużyte gumki to chodzić nie
chce. A po powrocie od was Natalka zawsze jest później grzeczna i nie marudzi,
gdy ma iść spać.
-I
ja lubię jak przychodzicie- wyznała szczerze. – Mamy przynajmniej czas na chwilę rozmowy. Te
ostatnie cztery miesiące, gdy nie chodziłam do pracy dłużyły mi się
niemiłosiernie. A teraz czekają mnie kolejne miesiące bez firmy.
-
Spokojnie Ulka-odparła przyjaźnie. – Dalej możesz liczyć na mnie i na
odwiedziny. Słowo Wioletty Olszańskiej.
- To
skoro już tu jest i chętna do pomocy to chciałam cię poprosić o coś- rzekła
tajemniczo. – Zamówiłam dla Marka z okazji ślubu kryształową
szklaneczkę do drinków z wygrawerowaną dedykacją. Myślałam, że zdążę odebrać, ale mały w
przeciwieństwie do Emilki pospieszył się z przyjściem na świat. Mogłabyś ją
odebrać i przynieść mi tak, żeby Marek nie dowiedział się o tym. Ma być na
jutro gotowa.
-Pewnie,
że odbiorę-odparła i poklepała po ramieniu. – Po to ma się przecież przyjaciół.
Wieczorem,
gdy Marek położył już córkę spać miał czas, aby zadzwonić do żony, a później
leżąc w łóżku wrócił pamięcią do minionych pięciu lat. Wziął album z półki i zaczął przeglądać
zdjęcia ze ślubu w kościele, z wesela i ze sesji zdjęciowej nad Wisłą. To były
jego ulubione zdjęcia. Oni oboje w
strojach ślubnych mrok, ognisko, wiadukt i jadący pociąg. Oprócz tych fotografii miał również sentyment do
zdjęć z pokazu FD Gusto i do zdjęć zrobionym im przez Artura. Kolejne fotografie
przedstawiały czasy, gdy Ula była w ciąży z Emilką i gdy ta była całkiem mała,
aż do teraz. Były też zdjęcia z wakacji,
urodzin, imienin i takie zrobione bez okazji. Dzisiaj do tego zbioru dołożył
kolejne fotki dopiero, co urodzonego synka i żony z sali szpitalnej. W tych kilku albumach, nie licząc dzieciństwa
i wczesnej młodości, zawarty był najlepszy okres jego życia.
Wszystko
zaczęło się w czasie pokazu, gdy wyznał jej to, co chciał powiedzieć nie raz w
ostatnich paru tygodniach. Tydzień później
wyjechali do SPA i tam na w czasie kolacji na tarasie ich pokoju i przy blasku
księżyca oświadczył się jej. Marek chciał ożenić się natychmiast, ale to Ula
chciała wziąć ślub w czerwcu, gdy będzie ciepło, dużo zieleni i kwiatów. Marek nie chciał zniweczyć jej marzeń i zgodził się poczekać te parę miesięcy.
Zwłaszcza, że Ula często nocowała u niego i do Rysiowa jeździła głównie na
weekendy. W porównaniu z planami ślubnymi Pauliny uroczystość ta była
skromna. Ślub wzięli w kościółku w Rysiowie
a wesele wyprawili w Sali Gospodyń Wiejskich w Rysiowie. Zaprosili tylko
najbliższą rodzinę i przyjaciół. W sumie
osiemdziesiąt osób. Obie rodziny małżonków na weselu bawiły się zgodnie i wesoło
i nie dało odczuć się, że pochodzą z innych sfer. Nawet pogoda im dopisała i było
ciepło i bezchmurnie. Po ślubie
wyjechali w podróż poślubną po Europie. Zwiedzili Pragę, Rzym, Paryż, Madryt. Trzy
miesiące później okazało się, że Ula jest w ciąży. Planowali dzieci, ale nigdy na temat, kiedy
mają się pojawić na świecie nie rozmawiali. Ula bała się nawet, że to dla męża
będzie za wcześnie i może być niezadowolony z tak szybkiej ciąży. Jej obawy okazały się jednak bezpodstawne, bo
Marka ta wiadomość ogromnie ucieszyła. Przez kolejne miesiące studiował książki
o niemowlętach i ciąży i zapisał ich do szkoły rodzenia. Troskliwie też opiekował
się żoną. Dbał, aby zdrowo odżywiała się, wypoczywała, unikała stresu i chodził
na kontrolne badania. Lekarka śmiała się nawet, że tatuś ciążę bardziej
przeżywa niż mama i nieraz tłumaczyła mu, że wszystkie te jego emocje i
zdenerwowanie są zbędne, bo ciąża przebiega wręcz książkowo. Gdy termin porodu
minął zaczął się nawet martwić, że może to zaszkodzić dziecku. Emilka urodziła
się cztery dni po terminie i była zdrową i śliczną dziewczynką. Stała się też od
razu córeczką tatusia. Szybko nauczył się przewijać, usypiać, karmić i
wychodził na spacery. Wszystkie jej te najważniejsze momenty dokładnie pamiętał
i uwieczniał to, co się dało na zdjęciach albo na filmach.
Przez
te wszystkie miesiące narzeczeństwa i lata małżeństwa nigdy nie pokłócili się i wiele
innych par mogło brać z nich przykład. Ich związek oparty był przede wszystkim
na zaufaniu, szacunku, szczerości, bliskości i rozmowach. Wszystko razem też ustalali,
dzielili się obowiązkami i poświęcali dla rodziny mnóstwo czasu. Marek dla żony
i córki zmienił się nie do poznania i robił wszystko, aby najważniejszym dla
niego osobom miłości i radości nie zabrakło.
Był też mistrzem niespodzianek i to on głównie dbał, aby w ich życie nie
wkradła się rutyna i nuda i nie oddalali się od siebie.
Tylko
raz nad ich udanym i szczęśliwym małżeństwem padł cień niepewności. W niecałe dwa lata po ślubie, świat mody
obiegła wiadomość, że jedna z modelek jest nosicielką wirusa HIV. Marek był z
nią i bał się, że jest również chory i że zaraził żonę i córkę. Emilka, bowiem od paru dni źle się czuła,
miała podwyższoną temperaturę a pediatra nie wiedziała skąd u niej gorączka i
płacz. Na badania bał się jednak iść a była kochanka nie potrafiła powiedzieć
mu, kiedy ona sama zaraziła się. Ula
znała już dobrze męża i wiedziała, że coś go trapi i domyśliła się, że ma to
związek z Sandrą i jej wyznaniem. W końcu za jej namową poszli razem zrobić badania
i po wyniki. Zapewniła, go też, że niezależnie od wyniku to i tak go kocha i
powinni wspierać się w razie choroby. Wynik na szczęście był negatywny, a u
Emilki zdiagnozowano niewielkie zapalenie ucha środkowego.
Ula
ze szpitala wróciła tak jak było zaplanowane dwa dni później. Marek w szpitalu
zjawił się w południe i odebrał oboje. Przed wyjściem podziękowali jeszcze lekarzom
i pielęgniarką za opiekę i pojechali do domu. Tam czekali na nich już
Dobrzańscy z Emilką. Dziadkowie odebrali ją prędzej z przedszkola i przywieźli
do domu, aby mogła być przy przywitaniu nowego członka rodziny. Dziewczynka z
radością pobiegła do mamy i przytuliła się. Chciała nawet uwiesić się jej na
szyi tak jak to robiła przed ciążą mamy, ale Marek odwiódł ją od tego zamiaru i
wytłumaczył, że mama nie może jeszcze jej dźwigać. Z ciekawością przyglądała
się również braciszkowi. Rodzice pozwolili jej też, aby delikatnie pogłaskała
po policzku i uścisnęła na powitanie rączkę.
Wieczorem,
gdy Emilka poszła w końcu spać, synek był wykąpany i najedzony a Dobrzańscy odjechali,
Ula i Marek mieli trochę czasu dla siebie. Ula przez cały dzień czekała na
życzenia i zaczęła się nawet bać, że Marek w tym całym zamieszaniu i szybszym
porodzie zapomniał o ich rocznicy ślubu i swoich imieninach. Sama też nie
chciała mu przypominać. Leżała już w
łóżku gotowa do spania, gdy pokazał się w drzwiach z tacą z sokiem i
truskawkami oraz z herbacianą różą w ustach.
-Kochanie
wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy ślubu-rzekł siadając na łóżku i
podając jej kwiat. Z szafki nocnej
natomiast wyciągnął prezent. – To dla ciebie skarbie- dodał podając jej pakunek
i cmokając delikatnie usta.
-Myślałam
już, że zapomniałeś-wypomniała mu nie złośliwie. – Tak długo zwlekałeś.
-Ula
jak mógłbym zapomnieć-udał, że oburzył się. – Czekałem tylko na odpowiedni
moment. A tak szczerze to ja myślałem, że to ty zapomniałaś.
-Jak
mogłabym zapomnieć Marek- powtórzyła jak echo słowa męża i sięgnęła do swojej
szafki. – Proszę to dla ciebie z życzeniami imieninowymi i rocznicowymi- dodała
podając mu zgrabny kartonik. – Tylko ostrożnie -szybko ostrzegła męża, gdy zauważyła,
że Marek próbuje ocenić zawartość prezentu metodą potrząsania. – To produkt łatwo tłukący się. To, co
otwieramy?
-Otwieramy-odparł
z ciekawością w głosie.
Marek z otwarciem prezentu poradził sobie
szybciej niż Ula, bo był tylko kartonik a żona musiała odwinąć z papieru i
kokardki.
-Szklaneczka
do drinków-zaśmiał się. – Serca dwa, jedna miłość. Kocham Cię z całego serca-przeczytał
dedykację. – Ja też cię kocham skarbie-rzekł czule. I dziękuję.
Ula
swój prezent obejrzała chwilę później.
-Jest
piękna Marek-rzekła wpatrując się z zachwytem w drewnianą szkatułę. – W końcu
będę mieć porządek z biżuterią- zaśmiała się. –
I również bardzo dziękuję.
Po obejrzeniu
prezentów przyszedł czas na przypieczętowanie pocałunkiem życzeń i podarunków.
Marek delikatnie muskał jej usta i gładził ją po policzkach i głowie. Ula
uwielbiał te delikatne pieszczoty, bo przypominały jej czasy, gdy Marek
zakochiwał się w niej.
-To,
co Ula teraz czas na toast-rzekł, nalewając do szklaneczek sok pomidorowy. –
Zdrowie nasze, Tomka i Emilki. I dziękuję ci z Tomka.
-I
ja ci dziękuję za niego- odparła z wzruszeniem. – I za to, że zawsze jesteś
przy mnie i że jesteś taki opiekuńczy.
Resztę
wieczora spędzili leżąc wtuleni w siebie rozmawiając i jedząc truskawki. Zasnąć
niedane im było, bo synek wkrótce po zgaszeniu światła dał znać o swoim
istnieniu.
Mały
Dobrzański chował się zdrowo w miłości rodziców, siostry i dziadków. Marek na tę okoliczność wziął też dwa
tygodnie wolnego i zajął się matką i dzieckiem. Emilka również pomagała w opiece. Rodzice i dziadkowie angażowali ją w tą
pomoc, aby nie poczuła się odrzucona wraz z pojawieniem się braciszka. Prosili
ją, aby podawała smoczek, pieluszkę, grzechotkę, śpiochy czy spojrzała do
śpiącego malca we wózku. Przez te proste czynności dziewczynka czuła się potrzebna
rodzicom i Tomkowi.
Parę
dni później Krzysztof i Marek stali się właścicielami niewielkiej działki
budowlanej na Mazurach. Swoim żonom
obwieścili to w czasie niedzielnego uroczystego obiadu wyprawionego z okazji
spóźnionych urodzin i imienin Marka oraz rocznicy ślubu. Radość z prezentu obu
pań Dobrzańskich była ogromna.
**********************************************************************************
Do miłego zobaczenia za miesiąc.
Jeśli przyszły mąż pozwoli coś napisać. Jakby, co to wersje robocze są na dwie części.
Jeśli przyszły mąż pozwoli coś napisać. Jakby, co to wersje robocze są na dwie części.
Bardzo fajna miniaturka, taka pozytywna, z humorem i do tego zgrabnie napisana, że czyta się bardzo przyjemnie. Pozdrawiam i czekam na kolejne Twoje opowiadanie ;) M
OdpowiedzUsuńRównie łatwo się pisało.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Obie części tej mini bardzo rodzinne, ciepłe, serdeczne. To taki sielski obrazek zgodnie funkcjonującej rodziny, której każdy z członków obdarza się nawzajem miłością. Pierwsza część ukazywała relacje między młodymi Dobrzańskimi i seniorami, ta z kolei pokazuje wciąż trwającą przyjaźń między Dobrzańskimi i Olszańskimi. Mimo, że trochę lat upłynęło, porodziły się dzieci, oni wciąż się przyjaźnią, a teraz w taką zażyłość wchodzi najmłodsze pokolenie. Ula rodzi syna, który jest taką wisienką na torcie i sprawia, że rodzina może poczuć się wreszcie w komplecie. Radość, miłość i wzajemny szacunek. Takie właśnie wartości pokazałaś w tej mini. Bardzo mi się podobało. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńTrafne spostrzeżenia z tymi relacjami.Pisząc miniaturki o tym nie myślałam. Może zrobię z tego cykl i teraz będzie o Dobrzańscy- Cieplak. To dopiero ewentualnie w sierpniu albo we wrześniu.Nie wyobrażam sobie, że w ich małżeństwie mogłoby być źle i dlatego zawsze jest miło , radośnie, ciepło i z miłością.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Super miniaturka. Cieszę się że dodalas cos. Dobrze że wszystko sie dobrze konczy
OdpowiedzUsuńPozdrawiam MM
Chyba jeszcze nie koniec tej miniaturki. Tak jak pisałam wyżej coś dopiszę. Bez obawy skończy sie równie dobrze.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Trafiłaś w mój gust. Uwielbiam miniaturki i opowiadania które są kontynuacjami serialu. Zwłaszcza, że wszystko się im tak pięknie układa. Nie lubię, gdy komplikuje się im życie.Chociaż wiadomo, że nie zawsze jest pięknie.
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam i czekam cierpliwie na kolejne opowiadanie albo miniaturkę.
Mój gust podobny i nie komplikuję im życia po serialowego. Chyba, że to oddzielne opowiadanie.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Słodko-rodzinna mini. Mimo ,że mój gust jest trochę inny. Podobała mi się ta miniaturka.Pokazuje szczerze uczucie bohaterów zarówno Uli i marka jak i Sebastiana i Violetty. Obie rodziny przyjaźnią i ich dzieci również. Ula urodziła synka i teraz ich rodzina jest w komplecie. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTak jak pisałam wyżej nie wyobrażam sobie żeby w ich małżeństwie źle było. Co innego jeśli są odrębne opowiadania. Trochę sielanki jeszcze będzie.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Czy ten dopisek maczkiem oznacza, że ślub wkrótce bierzesz i stąd przerwa w publikacji? Jeśli tak to wszystkiego najlepszego Ranczula.
OdpowiedzUsuńW końcu ktoś to dostrzegł, albo skomentował. Wiadomo, że nikt nic maczkiem nie czyta a jest tam zazwyczaj coś istotnego napisane.To prawda przerwa związana jest z przygotowaniami do ślubu, ślubem, wyjazdem, przeprowadzką i urządzaniem się.Dziękuję za życzenie, wpis i pozdrawiam miło.
UsuńCzy to znaczy, że może nie pozwolić i koniec z pisaniem?
UsuńNie tyle nie pozwoli co czasu będzie mniej.
UsuńSkoro pisze, że przyszły mąż to musi brać. Również życzę szczęścia na tej nowej drodze życia. Eliza.
OdpowiedzUsuńRównież dziękuję za życzenia wpis i pozdrawiam miło.
UsuńGratuluję i życzę samych słonecznych dni jak najmniej trosk,dużo zdrowia i szczęścia.
OdpowiedzUsuńUrszulaB.
Dziękuję bardzo.
UsuńSłodka mini. Bez większych komplikacji, ciepła rodzinna atmosfera. Podobała mi się, chociaż jestem zwolenniczką tych, w których Mareczek cierpi hah :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię baaardzo serdecznie, Andziok :*
Justyna lubi komplikacje, Ty gdy Marek cierpi a ja takie sielankowe z drobnymi komplikacjami.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Przynajmniej jest jakaś różnorodność hah :D
UsuńŻyczę wszystkiego czego Wam trzeba: autostrady wiodącej do nieba
OdpowiedzUsuńbez żadnych ograniczeń prędkości,
do tego jeszcze ogromu radości
z każdego, coraz szczęśliwszego dnia,
który spełnia Wasze marzenia.
(czytaj całość na http://www.planowaniewesela.pl/warto_wiedziec/zyczenia_slubne_3.html) Żeby Wam nigdy nie zabrakło w domu
talerza klusek i makaronu
słońca bez końca, kwiatów pachnących,
a tuz za oknem ptaków śpiewających.
Każde z tych życzeń na pewno się spełni,
ponieważ płynie prosto z serca głębi.
Patrycja z Kamilem.
Kochana stres tylko do przysięgi a później idzie jak z płatka. Do miłego zobaczenia w kościele i sali.
Dzięki za wpis i życzenia Patrycjo. Stres na sali minął.Do miłego zobaczenia na poprawinach.
Usuń