niedziela, 29 maja 2016

W ostatniej chwili 15 - epilog.




 

Ula i Marek w roli rodziców odnaleźli się szybko i wszystko mieli zorganizowane. Już po paru dniach dostrzegli pewną prawidłowość w tym nowym dla nich położeniu.  Synek zdecydowanie więcej i częściej jadł, przysypiał przy piersi mamy, prędzej się budził na kolejne karmienie a swoim płaczem budził przy okazji swoją siostrę. Ula żartowała nawet, że te przyssanie się do piersi ma po ojcu.  Wieczory i noc również mieli rozpracowane. Najpierw wspólnie kąpali córeczkę, później Ula karmiła ją, a Marek w tym czasie kąpał synka i ubierał.  Gdy Karolina była już najedzona to odbierał i usypiał córeczkę a Ula karmiła jej brata. Marek na te pierwsze najcięższe dwa tygodnie wziął wolne i zajmował się całą trójką.  Nauczył się przewijać, kąpać, karmić, robić herbatkę. Wstawał również do nich w nocy a gdy były starsze i pogoda dopisywała to wychodził na krótkie spacery. 

Dziecko Pauliny takiego szczęścia nie miało. Po porodzie kobieta stała się jeszcze bardziej zobojętniała niż przed porodem. Jej lekarka nie wiedziała czy depresja wywołana została z samego faktu porodu, czy z racji koloru skóry jej córeczki. Jeszcze w czasie pobytu w szpitalu zaniedbywała ją. Położna i pani psycholog nie były przekonane nawet czy może wyjść ze szpitala w tym stanie i tylko zapewnienia Aleksa i Dobrzańskich, że zajmą się zarówno dzieckiem, jak i matką spowodowały, że mogła opuścić szpital. Po powrocie do domu lepiej nie było i większa część obowiązków spadł na Aleksa, ale on o dzieciach niewiele wiedział i musiał korzystać z pomocy Dobrzańskich. Do tej pory pomagali w opiece nad bliźniętami, ale teraz bardziej potrzebni byli Aleksowi i Agnieszce a Ula i Marek zrozumieli to.  Paulina swoim dzieckiem jak prawdziwa matka nie zajmowała się.  Nie karmiła jej piersią bojąc się, że zdeformuje je, gdy płakała nie podchodziła dłuższy czas i chciała wrócić jak najszybciej do swojej figury i wagi jak przed porodem. Zaczęła również coraz częściej wychodziła na całe dnie i wieczory. Prośby i rozmowy na temat postępowanie jej niewiele dawały. Dobrzańscy byli mocno rozczarowani niedoszła synową i cieszyli się nawet, że nią nie została. W końcu cztery miesiące po porodzie oświadczyła, że wyjeżdża na krótkie wakacje do Włoch. Wyjazd przedłużył się jednak do miesiąca a Dobrzańscy już na dobre zajęli się jej córeczką.  To Aleks skierował sprawę do sądu o ograniczenie siostrze praw rodzicielskich. Sprawa rozstrzygnęła się pomyślnie i Dobrzańscy zostali prawnymi opiekunami Agnieszki. Paulina nawet nie protestowała z takiego obrotu sprawy i wróciła do swoich znajomych i życia we Włoszech. Wyjaśniła im również sprawę z ojcem dziecka. Z rozpaczy po tym jak oszukał ją kochanek w klubie poznała młodego śniadego chłopaka i spędziła z nim chwile uniesienia. Do końca nie była, więc pewna, który z nich jest ojcem.  Dobrzańscy z wychowaniem Agnieszki radzili sobie równie dobrze jak młodzi ludzie. Helena zawsze ubolewała, że po urodzeniu Marka nie mogła już mieć dzieci i zawsze marzyła się jej córeczka. Teraz po latach jej marzenia jakoby spełniły się.

Marek bardzo szybko doszedł do wniosku, że życie u boku Uli jest wspaniałe i całkiem inne niż te, które wiódł z Pauliną. Ula sama zajmowała się domem, obiadami, sprzątaniem i jego koszulami. I to zarówno przed porodem jak i po. Jedynie, czego brakowało to bliskości z Ulą. Nie chciał jednak ryzykować i kochać się z nią, gdy była w ciąży, aby nie zaszkodzić dzieciom. Po porodzie równiej musieli odczekać. Zrobili to dopiero po kolejnej wizycie i zapewnieniu lekarki, że nic nie stoi już na przeszkodzie, aby oddać się cielesnej miłości. Tego wieczora szybciej położyli dzieci spać i przygotowali dla siebie romantyczną kolację.
- Ula tyle miesięcy bez seksu to dla mnie naprawdę długo-rzekł całując jej szyję. – Jakby nie licząc to rok dwa tygodnie i dwa dni.
-Tak dokładnie pamiętasz-uśmiechnęła się na wyliczenia ukochanego.
- Tak kochanie-szepnął jej do ucha. – Ale nadrobimy to skarbie, bo zamierzam kochać się z tobą tak często jak się da. I to do czasu, gdy nie będę już zgrabiałym staruszkiem i nie będę już mógł. Ale przynajmniej przez najbliższe czterdzieści – pięćdziesiąt lat nie zamierzam zgrabnieć i dawać ci to, co najlepsze w łóżku.
Od tej pory miłości, tak jak obiecywał jej Marek, nie szczędzili sobie.
Zrobił również kolejne badania, ale wynik podobny był jak dwa poprzednie. Znaleźli jednak w tym coś optymistycznego, bo nie musieli zabezpieczać się ani tracić na to pieniędzy.

 Mijały kolejne dni i tygodnie i nastał czerwiec. Dzieci były już półrocznymi zdrowymi bobasami z wyrzynającym się ząbkami, samodzielnie siedzącymi i gaworzącymi. W drugą sobotę miesiąca Ula i Marek pobrali się.  Dzień jak na ślub był słoneczny, ale nie upalny. Wesele duże nie było. Zaprosili tylko najbliższą rodzinę i przyjaciół.  Pshemko uszył dla Uli skromną sukienkę, bo uważała, że coś bardzo wyszukanego, jako matce dwójki dzieci nie wypada zakładać. Przybraniem kościoła natomiast zajęły się zakonnice a sali wynajęta firma.  Tydzień po ślubie małżonkowie wyjechali na samotny weekend a później zabrali dzieci i pojechali na pierwsze wspólne wakacje na Mazury. Z początkiem lipca i ku radości pana Jareckiego po półtorarocznej przerwie Ula wróciła do pracy a dziećmi zajęli się dziadkowie. W opiece nad trójką maluchów pomagała im gosposia oraz jej wnuczka, która miała wakacje a w przyszłości chciała studiować zaocznie i potrzebowała pracy.  Rano, gdy Ula jechała na dziewiątą do banku to zawoziła bliźnięta do teściów a Marek wracając z pracy odbierał je. Taki układ był znacznie lepszy niż powierzanie dzieci niani.  




Gdy Karolina i Sebastian skończyli dwa latka ich rodzice zaczęli szukać nowego domu.  Pokoik przy ich sypialni stawał się dla dzieci za mały a pokój gościnny był za daleko od ich sypialni. Chcieli też, aby ich pociechy w niedługiej przyszłości mieli oddzielne pokoiki.  Dom znaleźli szybko i wczesną wiosną wprowadzili się do niego. Nie musieli przeprowadzać nawet remontu, bo był dopiero, co odnawiany. Na dole mieścił się salon z kuchnią i jadalnią z wyjściem na taras, mała spiżarnia oraz garaż. Na górze natomiast były cztery pokoje. Sypialnia rodziców, pokój gościnny oraz dwa inne mniejsze pokoje a do tego poddasze do zagospodarowania. W nowym domu szybko się urządzili i zadomowili. Ula wzięła się też za swój warzywny ogródek a Marek dzielnie jej pomagał.  Przekopywał, grabił i robił rajki.  Zostało już tak przez kolejne lata.  Wczesną wiosna przekopywał ogródek a jesienią pomagał żonie zbierać warzywa.  Dla dzieci natomiast specjalna firma zamontowała huśtawkę oraz domek z zjeżdżalnią i piaskownicą pod nim. Było też miejsce na urządzenie kącika na grilla i kojec dla psa.  Życie płynęło im w szczęściu, miłości i dopieszczaniu tego wszystkiego. Dzieciom i sobie poświęcali każdą wolną chwilę.  Nie chcieli, aby ich praca albo własne inne sprawy odbijały się na rodzinie. Latem i wiosną najczęściej przesiadywali na tarasie bacznie pilnując swoich pociech bawiących się na huśtawkach, a jesienią i zimą siedzieli w salonie przy kominku. Nie zapominali też o swoich przyjaciołach i zapraszali do siebie Karolinę i Sebastiana.

Czas płynął szybko, dzieci dorastały zaczęły chodzić do przedszkola a później do zerówki.  W wieku sześciu lat już wiele można było o nich powiedzieć. Karolina była z tych grzeczniejszych dziewczynek lubiąca chodzić w sukienkach, nie brudzić się i bawić się lalkami i w dom.  Przeciwieństwem jej była Agnieszka, która lubiła łobuzować, chodzić w spodniach i bawić się zarówno samochodami jak i lalkami. Najbardziej podobała się jej zabawa makietą wujka Marka i nieraz przesiadywała w sypialni wujka i cioci i ku niezadowoleniu Marka przekładała armaty i żołnierzyki.  Sebastian natomiast był małym odkrywcą i pełno go było wszędzie. Sam musiał wszystko sprawdzić, zobaczyć, dotknąć, przekonać się o czymś. Miał też całą masa pytań a dlaczego, a po co, a czemu. Z siostrą i kuzynką tylko czasami bawił i chyba tylko po to, aby przekonać się jak działa ich zabawka.  Bliźnięta swoją urodę odziedziczyły sprawiedliwie. Karolina podobna była do mamy z jej błękitnymi oczami i delikatnymi dołeczkami w policzkach. Jej brat natomiast przypominał ojca z jego uwodzicielskim spojrzeniem i dołeczkami, gdy uśmiechał się szerzej. Agnieszce urody również nie brakowało. Była wysoką i szczupłą dziewczynką o prostych długich włosach.




 Paulina córkę odwiedzała parę razy w roku. Nie były to jednak wizyty, na które Agnieszka jakoś szczególnie by czekała. Jej rodziną byli dziadkowie, ciocia Ula, wujek Marek i Aleks oraz Karolina i Sebastian. Nieraz zastanawiała się jednak i pytała dziadków, dlaczego nie ma przy niej mamy a ojca nie ma w ogóle i wygląda inaczej niż Karola i Cebulek. Dobrzańscy tłumaczyli jej, że mama ma życie i prace we Włoszech, jej tata okłamał mamę i po nim ma ciemną skórę. Zapewniali ją też, że nie jest gorsza od innych dzieci i jest dla nich największym skarbem i nie zamieniliby ją na żadną inną dziewczynkę. Agnieszka rosła, więc w miłości nie mniejszej jak Karolina i Sebastian. Te jej spokojne i radosne życie i rodzinną atmosferę na chwilę zamąciła Paulina. Podczas jednej z wizyt i po tym jak córka zachwalała ciocię Ulę to powiedziała jej, że gdyby nie ta kochana ciocia Ula to wujek Marek byłby teraz jej tatusiem i to ją by kochał i byliby razem. Dziewczynka bardzo przeżyła tę informację, nieufnie patrzyła na Ulę i była dla niej niemiła. Dziadkowie znali ją już dobrze i wiedzieli, że coś się stało i ma to związek z wizytą Pauliny. Wnusia opowiedziała im w końcu, co ją dręczy i co powiedziała jej mama.  Oboje byli oburzeni zachowaniem Febo i chcieli jak najszybciej porozmawiać z nią i powiedzieć jej, że jest bardziej podła niż myśleli. Najpierw jednak zajęli się Agnieszką i wytłumaczyli jej, że mama ją okłamała, bo zazdrości cioci Uli. Dziewczynka na szczęście uwierzyła im, bo dziadkowie zawsze byli blisko niej i nigdy jej nie okłamali.

O tej tragedii mówiły wszystkie programy informacyjne a gazety rozpisywały się. W wypadku samochodowym tuż przed Zieloną Górą zginęło czworo mieszkańców Warszawy. Nazwisk nie podawali, ale Ula z informacji, jakie były podawane domyśliła się, że chodzi o pana Jareckiego jego żonę, syna i synową. Jej przypuszczenia szybko się potwierdziły. Trudno było jej uwierzyć, że jej szef nie żyje i w piątkowe popołudnie po raz ostatni powiedziała mu do widzenia, życzyła udanej podroży i zabawy na jubileuszu ślubu brata.
Ich pogrzeb zgromadził tłum ludzi. Wśród rodziny, przyjaciół, znajomych i zwykłych gapiów Ula wypatrzyła córkę pana Jareckiego Julię. Znała ją, bo czasami przychodziła do ojca. Była późnym dzieckiem i był dumny z jej osiągnięć plastycznych. Dziewczyna zdała właśnie maturę i miała wkrótce rozpocząć studia w Paryżu. Teraz stała wśród starszych i młodszych krewnych i tuliła się do jednego z nich. Ula bardzo współczuła jej. Sama straciła matkę, gdy była w jej wieku, ale jej żal w porównaniu do żalu Julki był niczym. Ona w jednym momencie straciła oboje rodziców, brata i bratową, musiała dorosnąć, porzucić marzenia o studiowaniu na wymarzonej uczelni i zająć się wychowaniem dzieci brata.  Sama była jeszcze dzieckiem a miała zająć się sześcioletnim Adasiem i niespełna czteroletnią Igą.  Ich mam była, bowiem jedynaczką i oprócz matki bliższej rodziny nie miała. Kobieta natomiast była już po sześćdziesiątce i po przebytym zawala a tragiczna śmierć córki jeszcze bardziej wpłynęła na jej zdrowie i nie była w stanie zająć się dwójką dzieci.
Julia w banku pojawiła się parę dni po pogrzebie. Przyszła, aby z gabinetu ojca zabrać jego rzeczy. Dziewczyna wypłakała również Uli wszystkie swoje żale i niespełnione marzenia. Wyznała jej też, że myśli o tym, aby umieścić Adasia i Igę w rodzinie zastępczej. Waha się jednak, bo boi się powierzyć swoich bratanków całkiem obcym osobom i nie chce, aby tułały się od jednej rodziny do drugiej. Ula tylko przez chwilę zastanawiała się.
Następnego dnia razem z Markiem i prawnikiem zaczęli starać się o statut rodziny zastępczej.  Julia decyzję Uli i Marka przyjęła z radością, jeśli można w takiej sytuacji mówić o radości.  Mogła zaufać Uli, bo jej ojciec nie raz chwalił ją i mówił, że to mądra i dobra kobieta. Przez kolejne tygodnie chodzili na kurs przygotowawczy dla rodzin zastępczych i dużo rozmawiali z psychologiem. Pani psycholog uprzedzała, że czeka ich ciężkie zadanie. Za radą lekarki i dla dobra dzieci Julka miała zamieszkać z nim na czas adaptacji.  Musieli również porozmawiać z swoimi dziećmi i powiedzieć, że przybędzie im rodzeństwo, że spotkała ich wielka tragedia i potrzebują pomocy również z ich strony i ich towarzystwa i zabawy z nimi. Oboje przyjęli to bardzo dojrzale i pomagali w małym przemeblowaniu w swoich pokojach. Wspólnie z rodzicami w szafach i na półkach zrobili miejsce na rzeczy Adasia i Igi a wujek Sebastian pomógł dostawić łóżka. W niedługiej przyszłości dla chłopców miało być wyremontowane poddasze.  Ula i Marek na pierwsze dwa tygodnie pobytu młodych Jareckich w ich domu wzięli wolne. Rodzeństwo tak jak przewidywała pani psycholog z początku było nieśmiałe i zamknięte w sobie. Budzili się również w nocy z płaczem a Iga moczyła się. Dobrzańscy i Julka tulili ich wtedy i usypiali. Karolina i Sebastian natomiast zachęcali ich do zabawy, dawali własne zabawki. Przychodzili również rodzice Marka z Agnieszką i cała piątka bawiła się razem. Agnieszką zainteresowali się nawet, bo miała inny kolor skóry i też wychowywała się bez matki i ojca. Z czasem dzieci stawały się coraz śmielsze i otwarte i przylgnęli do nowej rodziny.  Adaś był spokojnym chłopcem i Sebastian przy nim stał się bardziej zrównoważony.  Nie rozkręcał już zabawek i innych rzeczy i nie robił doświadczeń tylko oglądał z nim książki albo telewizję na interesujący go akurat temat.   Iga natomiast całkowicie oddała się Karolinie i pozwoliła, aby ta mogła niańczyć ją i bawić się w dom.  Jeździli z nimi również na cmentarz i do drugiej babci, a ciocia Julka przylatywała do nich raz w miesiącu. Było to nawet częściej niż przyloty Pauliny. Po tym, co powiedziała córce o Uli jej kontakty z Dobrzańskimi jeszcze bardziej ochłodziły się a Agnieszka już całkiem przestała tęskniła i mówić o matce.



Jakiś czas później.

Ula zadziwiała Marka zawsze, ale teraz szczególnie.  Jego żona prowadziła sama dom, zajmowała się dziećmi, miała czas dla siebie i dla niego, wieczorami nie była zmęczona, zawsze pięknie wyglądała i do tego chodziła do pracy. Niedawno wygrała konkurs na jednego z dyrektorów banku i zajęła stanowisko pana Jareckiego. Dla Marka najważniejsze było to, że nie zmieniła się od czasu jak poznali się. Ciągle była dobra, miła, uśmiechnięta. Wieczorami, gdy dzieci już spały mieli czas tylko dla siebie.
-Kochanie, mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa?–zapytał ją Marek któregoś późnego wieczora, gdy zaglądali do pokoju Igi i Karoliny a później Adasia i Sebastiana.
-Bardzo szczęśliwa i nic więcej do szczęścia nie jest mi potrzebne - odparła radośnie patrząc na śpiące swoje dzieci. – Moje marzenia się spełniły kochanie w stu procentach.  Mam ciebie, dzieci, ogródek, psa, kota. Mam nawet więcej, bo mam jeszcze myszki Adasia.

KONIEC
***************************************************************
Do miłego zobaczenia w połowie lipca. Około 15 czerwca może będzie miniaturka.  100% nie daję. 
Zdradzę, że w kolejnym opowiadaniu tj. „Życie na niby” Marek w 2 lub 3 części dopuści się kłamstwa a po pięciu latach będzie mieć z tego powodu małe kłopoty. I coś, czego jeszcze chyba nie było. Matka Marka z domu nazywać się będzie ……? Na początku mowa będzie też o firmie Grubiańscy& Dobrzańscy oraz pojawi się wątek asystentka –szef. Ula podobnie jak w tym opowiadaniu F&D pracować nie będzie. To tyle zapowiedzi.
Pozdrawiam i cierpliwości. 

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Bardzo fajne zakończenie.
    Szkoda ze tak późno dodasz kolejene opowiadanie. Ale rozumiem musisz odpocząć.
    Czekam z utęsknieniem na kolejne rozdziały
    Pozdrawiam MM

    OdpowiedzUsuń
  2. Przerwa spowodowana jest innym powodem, chociaż tym trochę też.
    Dzięki za wpis i pozdrawiam Cię miło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudna historia pięknie napisana, a ostatni rozdział, to już prawdziwa wisienka na torcie. Ula marzyła o dzieciach i otrzymała ten dar od losu w poczwórnej dawce. Marek też wydaje się być szczęśliwy. Jestem pewna, że kochają przybrane dzieci jak swoje własne. Paulina nie popisała się w roli matki i chyba to dobrze, bo dziecko miało by przez nią spaprane życie, lub oddała by je gdzieś do sierocińca. Dobrzańscy okazali się wielkoduszni i wspaniałomyślni. Bez względu na kolor skóry traktowali małą jak własną wnuczkę i kochali ją bezgranicznie.
    Historia zakończyła się bardzo pozytywnie więc spokojnie mogę poczekać na kolejną, chociaż każesz nam czekać dość długo. Jakoś wytrzymamy.
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci na pewno kochają i to całą czwórkę a nawet piątkę. Tak jak Helena i Krzysztof. Mogłam gdzieś napisać o tym wyraźniej. Szkoda tylko, że Iga i Adaś trafili do nich w tak tragicznych okolicznościach. Chciałam nawet zmienić i miały to być dzieci wzięte z jakiejś ubogiej rodziny, ale teraz tyle mówi się o nie zabieraniu dzieci z powodu ubóstwa to trzymałam się pierwszej myśli. Zresztą po to tak często wspominałam pana Jareckiego.
      Te sześć tygodni szybko minie.Siła wyższa zmusza do przerwy. Miniaturka-niespodzianka tak jak pisałam powinna być.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam Cię miło.

      Usuń
  4. Piękna historia zakończona happy endem. Ula i Marek są ze sobą szczęśliwi, mają wspaniałą rodzinę i chociaż pojawienie się Igi i Adasia było związane z tragedią, to udało im się stworzyć dom pełen miłości. Co do córki Pauliny, to jej się też poszczęściło, mimo, że nie zna ojca a matka się nią nie interesuje za specjalnie, to ma wielu bliskich, którzy ją kochają, mimo, że nie ma bezpośredniego pokrewieństwa zapewniają jej przyszłość jakiej matka nie mogłaby zapewnić.
    Czekam na to kolejne opowiadanie i na zapowiedziana miniaturkę, pozdrawiam ;) M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu po tygodniu biegania mam chwilę czasu i mogę odpisać.
      Cała piątka dzieciaków ma wspaniałe kochających rodziców, opiekunów i dziadków. O to mi chodziło, że nie liczy się kto urodził ale kto zajmuje się nimi i daje poczucie bezpieczeństw.
      Pozdrawiam Cię miło.

      Usuń
  5. Ula marzyła o pięknej dużej rodzinie i jej marzenie się spełniło. Chociaż ta dwójka dzieci trafiła w przykrych okolicznościach to i tak potem odnalazły się w tym domu. Ula spełniona matka ,żona ,kobieta.Jest szczęśliwa ,a Marek jest tuż obok i również kocha wszystkie dzieci i ją. Paulina nie okazała się dobrą matką ,ale tego się po niej spodziewałam.Jej córka jednak znalazła się wśród kochających ludzi. Miłego i udanego odpoczynku. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od początku obiecałam czwórkę dzieci i nie mogło być inaczej. Ula ma wszystko co jej potrzebne było do szczęścia.
      Odpoczynek to dopiero po 22 czerwca a na razie zajęć masa.
      Pozdrawiam cię miło i dzięki za wpis.

      Usuń