środa, 13 lipca 2016

Życie na niby 2



Po pożegnaniu się z Ulą i Jasiem, Marek skierował się w stronę domu. Chciał wstąpić jeszcze na cmentarz na grób rodziców i zapalić wzięte od rodziny znicze, ale po wizycie u Cieplaków miał umazaną koszulę musem truskawkowym i nie wypadało mu iść na cmentarz w takim stanie. Po przyjeździe poszedł na tyły ogrodu przywitać się z psem Kabanosem. Nie był to żaden rasowy pies tylko zwykły kundel wzięty dwa lata temu ze schroniska. Odkarmił go i teraz był szczęśliwym, radosnym psiakiem i jego wiernym przyjacielem. Gdy pies był już wytargany za uszy i wypieszczony poszedł do domu rozpakować walizkę i prowiant przywieziony od rodziny.  Ciotka i babcia zawsze dawały mu jedzenie, gdy odjeżdżał, bo były przekonane, że skoro jest sam to przymiera głodem.  Brał, bo nie chciał robić babci przykrości a ciasta czy inne dania były smaczne. Tam też dbali o niego i nigdy nie chodził głodny. Z tego też powodu lubił jeździć do rodziny. Żeńska część rodziny rozpieszczała go do granic możliwości. Tym razem spędził u nich dwa dni. Przyjechał rano w piątek i odjechał w niedzielę po śniadaniu. Zazwyczaj odjeżdżał po niedzielnym obiedzie, ale popołudniu rodzina wychodziła, to i on wrócił do Warszawy prędzej. Piątek i sobota z rodziną Kubasińskich minęła szybko. Z babcią był na spacerze i na zakupach, z wujkiem porozmawiał na tematy finansowe, ciotce pomógł wybrać kreację na zbliżające się przyjęcie w jej pracy, a z nastoletnim kuzynem Szymkiem grał w koszykówkę. Był też ze swoją niespełna osiemnastoletnią kuzynką Wiolettą na dyskotece. Szybko okazało się, że nie jest tam dla jej bezpieczeństwa, tak jak myślał, tylko w roli jej chłopaka. Dziewczyna już dawno pochwaliła się koleżanką, że ma chłopaka ze stolicy i teraz przyszedł czas na przedstawienie go.
Wieczorem, gdy leżał już w łóżku wrócił pamięcią nie tylko do czasu spędzonego z rodziną, ale i do popołudnia.  Nie mogę stać bezczynnie obok i pozwolić, aby panu Cieplakowi coś się stało. Ta rodzina nie zasłużyła sobie na to, aby została sama.  Ula i Jasiek mają marzenia. I nie są to marzenia trudne do spełnienia. Bez zdrowego ojca nie spełnią ich na pewno. A przynajmniej Ula nie spełni i nie pójdzie na studia. Pojadę do nich jutro i dam im te pieniądze. Pan Cieplak to teraz priorytetowa sprawa.

Ula tymczasem tuż po pożegnaniu się z Markiem powiedziała Jasiowi, co sądzi o jego braku rozsądku i przyprowadzeniu do domu obcej osoby. W domu ze względu na obecność Marka nie chciała rozmawiać z nim na ten temat. Tym bardziej przy ojcu nie zamierzała strofować brata, aby dodatkowo ojca nie denerwować. Nie raz, bowiem mówili Jaśkowi, aby nie rozmawiał z obcymi.  Tłumaczenie chłopca, że pamiętał o przestrogach i to nie Marek zaczepił go tylko on Marka niewiele dało na zagniewanie Uli. Przyniosło nawet odwrotny skutek, bo siostra uważała, że rozpoczęcie przez niego rozmowy jeszcze bardziej świadczyło o jego lekkomyślności. Zapowiedziała też bratu, aby nie wspominał tacie o niespodziewanym gościu.  Chłopiec słowa dotrzymał i Cieplak o wizycie Dobrzańskiego i jego pozdrowieniach i życzeniach tego dnia się nie dowiedział.  W szpitalu spędzili całe popołudnie i odjechali dopiero przed obchodem.  Ula z niepokojem patrzyła na ojca, bo przez ostatnie trzy dni wyraźnie zmizerniał.  Była też przekonana, że to bardziej z troski o nich i zamartwianiem się niż chorobą. Poszła również porozmawiać z lekarzem. Miała nadzieję, że jak sama porozmawia z nim i wytłumaczy mu sytuację rodzinną to może uda się przyspieszyć operację ojca. Kardiolog jednak dobrych wiadomości dla niej nie miał. Nigdy nie robili rotacji na liście, bo wiązało się to z przesunięciem operacji innego ojca czy męża.  W dodatku nowe leki, które ojciec musiał zażywać do czasu zabiegu tanie nie były. Do domu wracała, więc w niewesołym nastroju.
 Wieczorem po wykąpaniu i nakarmieniu Beatki oraz zrobieniu kolacji dla siebie i brata zajęła się swoimi sprawami.  Włączyła komputer przejrzała pocztę i oferty pracy sezonowej.  Na koniec z ciekawości sprawdziła jeszcze Marka Dobrzańskiego. Chciała przekonać się czy wszystko, co mówił o sobie było prawdą. Trochę stron na jego temat wyświetliło się. Najbardziej zainteresował ją plotkarski portal Papużka pl. To stamtąd dowiedziała się, że jest osobą publiczną i obraca się w towarzystwie modelek, aktorek, innych celebrytek i jest ogólnie mówiąc smakowitym kąskiem.  O firmie F&D również wiele było wiadomości.  Jeden artykuł zainteresował ją szczególnie i był z przed niespełna pół roku. „ Syna wydziedziczył a wnuk po dwudziestu pięciu latach dostał spadek.”-głosił tytuł.  Z tego, co zrozumiała to przed laty dziadek Marka, Henryk Dobrzański współwłaściciel firmy cukierniczej Grubiańscy& Dobrzańscy, po tym jak jego syn uciekł z przed ołtarza, wydziedziczył go i teraz to Marek dostał w spadku pokaźne konto z zysków i ze sprzedaży akcji firmy.

Następnego dnia w południe Marek ponownie pojawił się w Rysiowie. W domu, jednak nikogo nie zastał. Miał już odjechać, ale z domu z naprzeciwka wyszła sąsiadka z Beatką. Kobieta okazała się bardzo miła i zaprosiła do środka, aby tam mógł poczekać na Ule. Opowiedziała mu też dokładnie o kłopotach rodziny Cieplak.
-Ula z Jasiem jest w lesie na jagodach- oznajmiła mu idąc w stronę drzwi.  – Dla nich każdy grosz się liczy i Ula od czasu jak zdała maturę każdej pracy się chwyta. Sprząta po domach, chodzi do ogrodnika, udziela korepetycji. A teraz, gdy Józef jest w szpitalu to na Ule spadł obowiązek zajęcia się rodziną. Razem z mężem pomagamy jej jak możemy. Na pomoc, jako taką finansową nas nie stać to zajmuję się za darmo Beatką, gdy wychodzi na jagody.  Jestem winna to Magdzie i Józefowi. Na matce Uli zawsze można było polegać a Józek jeszcze tydzień temu pomagał nam w ustawianiu mebli. To było straszne panie Marku, gdy we czwartek zemdlał w sklepie. Na szczęście był tam ktoś, kto udzielił mu pierwszej pomocy a karetka szybko przyjechała.  Nie wiem jak poradzą sobie teraz.  Józek czasami dorabiał i jakoś łączyli koniec z końcem. A teraz lekarz zapowiedział mu, że z pracą fizyczną koniec. I jeszcze ta operacja. Piętnaście tysięcy to wydaje się nie dużo, ale gdy żyje się z renty to sporo.  Ula będzie musiała chyba, jednak iść do pracy i marzenia o studiach odłożyć na później. Chciała studiować razem z moim synem Maćkiem, ale wszystko wskazuje na to, że tak się nie stanie.  Od dziecka razem trzymali się- mówiła jak nakręcona i nie dając dojść do słowa Markowi.  – W podstawówce, gimnazjum i liceum. Mieli wyjechać w sobotę do Niemiec na ogórki, ale dwa dni przed wyjazdem Józek trafił do szpitala i syn pojechał sam. Chyba jak wróci to pożyczymy im te pieniądze na operacje. Trochę mamy uzbierane a resztę przywiezie Maciek to powinno starczyć. Co prawda mieliśmy dach remontować i ściągnąć eternit, ale zdrowie sąsiada jest ważniejsze. Przeżyliśmy pod eternitem ponad dwadzieścia lat to i wyżyjemy jeszcze rok dłużej-rzekła na koniec i zamilkła na chwilę a Marek mógł w końcu odezwać się.
 Jej wywód utwierdził go też jeszcze bardziej w przekonaniu, że dobrze robi i musi pomóc tej rodzinie
-Bo ja właśnie w sprawie jej ojca-wtrącił szybko. – Chcę dać im te pieniądze. Wiem, co to znaczy nie mieć rodziców i stać mnie na sfinansowanie operacji.
-Wiem Ula mówiła mi o panu rano-odparła stawiając na stół cukier i ciasteczka. –  Ale pieniędzy Ula nie przyjmie- oznajmiła pewnie. –Znam ją od dziecka i jest za dumna na to. Chociaż w tym wypadku powinna dumę zostawić za drzwiami. Pożyczka to, co innego i na to może się zgodzić, ale za darmo nic nie weźmie.
-Tylko, że później będzie musiała ją spłacić i znowu zabraknie na inne wydatki.  A ja chciałbym tak najzwyczajniej im dać.  
-Może pan spróbować- rzekła bez przekonania pani Szymczyk. – Ala znając Ule to łatwo nie będzie.

Ula z lasu wróciła chwilę po przyjściu Marka. Widziała jego auto przed domem to zdziwiona jego widokiem w kuchni nie była. Ciekawa była natomiast, co go sprowadza tak szybko. Mężczyzna po wyjściu sąsiadki przeszedł do sedna sprawy. Niestety, ale kobieta miała rację i trudno było przekonać ją do wzięcia pieniędzy.
-Jak to dać? –zdziwiła się o po tym jak Marek oznajmił jej, powody swojego pojawienia się u niej. – W sensie pożyczyć?
- Nie- odparł spokojnie.  – Tak zwyczajnie dać. Sfinansować operację inaczej mówiąc.  Wczoraj dużo myślałem o tym i doszedłem do wniosku, że ktoś musi wam pomóc.  Podaj mi tylko numer konta a ja wpłacę całą sumę. Albo przywiozę gotówkę tutaj.
-Ale, absolutnie nie mogę się na to zgodzić- zarzekała się, gdy zrozumiała, o czym mówi gość. – Nie znamy się i nie mogę brać pieniędzy, ot tak sobie od obcej osoby.
-To się poznamy-rzekł optymistycznie unosząc ręce w geście, że to żaden problem. – Marek Dobrzański, syn Krzysztofa i Heleny z domu Kubasińska, nie karany, kawaler, lat dwadzieścia pięć, bez większych nałogów, rozmiar buta…
-Nie o to chodzi Marek-przerwała mu. –  Jesteś dla mojej rodziny obcy, a chcesz nam pomagać. Dziwne to trochę. Nie uważasz?
-Nie, nie uważam, bo wiem, co to znaczy nie mieć rodziców i nie chcę, żeby spotkało was to samo.
-Jakoś poradzimy sobie.
-Myślałem, że zależy ci na rodzinie, ale widzę, że nie- wytknął jej ostro.  
-Zależy –odparła urażona jego słowami. –  Dla nich gotowa jestem zrobić wszystko, ale brać pieniądze tak za nic to nie wypada.
-Twoja sąsiadka wspominała mi, że nie będzie łatwo przekonać cię, ale nie myślałem, że aż tak bardzo- mówił z poirytowaniem. – To zrobimy inaczej Ula. Wiem, że na pożyczkę może się zgodzisz, więc pożyczę ci te pieniądze.  
-Pożyczysz?- spytała spoglądając na niego podejrzliwie.
-Tak- odparł krótko, ale pewnie. –  I chyba lepiej jest ode mnie pożyczyć niż brać kredyt albo pożyczać od sąsiadów. Najwyższy czas, żeby pozbyli się eternitu z dachu.  Nie tylko im szkodzi, ale i twojej rodzinie-wziął ją na wszelki wypadek na litość. – Prawda Ula.
 -Na pożyczkę mogę się zgodzić- odparła po krótkim namyśle.  I dziękuje bardzo-dodała uśmiechając się do niego po raz pierwszy życzliwie. –  Mało, kogo stać byłoby na taki gest.
- Nie ma, za co-odparł skromnie.  – To dla mnie w pewny sensie sprawa bardzo ważna. Tak jak już mówiłem wiem, co to znaczy nie mieć rodziców i nie chcę, aby to samo spotkało ciebie i twoje rodzeństwo.
- Rozumiem-odparła wczuwając się w jego położenie. –  Musimy tylko z góry ustalić warunki spłaty.   A to może trochę potrwać- usprawiedliwiała się. –  Żyjemy z renty ojca, z tego, co dostaje Jasiu i Beatka i z tego, co dorobię.
- Właśnie Ula.  Nie mi będziesz oddawać tylko wpłacać na konto tej fundacji – rzekł sięgając do portfela po wizytówkę. –  Tę fundację założyła mama krótko przed śmiercią i teraz jej przyjaciółka ją prowadzi. 
Szczęśliwe dzieciństwo – przeczytała w myślach Ula.   Fundacja imienia Heleny Dobrzańskiej.
To nie bank i raty nie będą ci spędzać snu z powiek- kontynuował tymczasem Marek. – Będziesz wpłacała tyle na ile będzie cię akurat stać.  Możesz nawet zacząć spłacać dług u mnie w domu- palnął trochę bezmyślnie.
-Nie rozumiem- rzekła mocno zmieszana wiedząc o jego trybie życia i bała się, że ma to być warunkiem w ich umowie.
- To znaczy w sensie popracować, zarobić Ula-wytłumaczył szybko.    Co, jak co, ale z dziećmi do łóżka nie chodzę- dodał czytając chyba w jej myślach i nie chcąc jej urazić mówiąc, że absolutnie nie jest w jego typie i nigdy z nią nic by nie było. – Po prostu moja gosposia wyjechała na miesiąc do sanatorium, wraca za tydzień i potrzebuję kogoś, kto pomoże mi w sprzątaniu. Zwłaszcza w myciu okien. Obiecałem pani Steni, że domu nie zapuszczę i że wynajmę firmę do mycia okien. Tylko jakoś czasu nie znalazłem, aby zająć się tym. Twoja sąsiadka powiedziała mi, że sprzątasz również  po domach to pomyślałem sobie, że może i moim byś się zajęła.  Chyba, że ci to nie odpowiada.
Chciała odmówić mu, ale szybko przemyślała sprawę i wolała iść do niego niż do lasu na jagody albo prażyć się na słońcu zbierając resztki truskawek lub w szklarni przy pomidorach albo kwiatach.
-Odpowiada, ale musiałabym najpierw obejrzeć twój dom. 
-W każdej chwili Ula.  Jutro albo jeszcze dzisiaj. Zawiozę cię i przywiozę.
-Dzisiaj jestem zbyt zmęczona, ale jutro jadę z Beatką do ortopedy a Jasiu jedzie po buty to, jeśli pasuje ci i masz trochę wolnego to obejrzę twój dom.
-Może być jutro –zgodził się natychmiast.   To, o której umawiamy się i gdzie?
-Autobus mam przed dziewiątą, lekarza na dziesiątą to myślę, że do jedenastej z lekarzem i kupnem butów dla Jasia powinnam się wyrobić- rozważała na głos. –  Podjadę jeszcze do kuzynki zawieść Beatkę i Jasia to około dwunastej powinnam być wolna. Pasuje ci?
-Jak najbardziej Ula- rzekł mając już gotowy plan w głowie  na jutrzejszy dzień i niespodziankę dla niej.
- To dobrze, bo chciałabym najpóźniej przed czternastą być w domu z powrotem. Podaj mi tylko adres i jak dojechać do ciebie. Może jeszcze numer telefonu? –zaproponowała niepewnie. –  Tak na wszelki wypadek jakby coś się zmieniło-tłumaczyła się ze swojej prośby.
- Ula, numer telefonu to dobry pomysł- poparł ją widząc jej nieuzasadnione skrępowanie . – Zresztą sam chciałem dać ci mój numer.  A mieszkam na Katowickiej. Odbiorę cię jednak z centrum i zawiozę na miejsce. Rano i tak jadę do pracy i będę musiał wrócić, to nie ma sensu, żebyś jechała autobusem-rzekł rozsądnie.  – Łatwo trafić do mnie też  nie jest i musiałabyś przynajmniej raz się przesiąść.  Zadzwonisz do mnie jak będziesz już wolna, a ja podjadę po ciebie.  
- Masz rację-  zgodziła się bezspornie. – Tak będzie najlepiej. Poza tym  nie znam tamtych okolic i nie chcę błądzić.
-Nie lubisz mnie, prawda? – Ni to stwierdził, ni zapytał nieoczekiwanie, gdy wymienili się już numerami telefonów.  – Tylko zastanawiam się, dlaczego? Z reguły jestem lubiany.
-Nie, że nie lubię –odparła nerwowo i unikając jego wzroku, bo takiego pytania nie spodziewała się usłyszeć. – Nie znamy się dobrze.
-Fakt, ale ja od razu wiem, czy kogoś lubię, czy nie- mówił przyglądając się jej intensywnie. – Was polubiłem od razu.
-Jak widać mamy inne charaktery i ja potrzebuję na to więcej czasu- odparła ciągle stremowana pytaniami i przyglądaniem się jej.
-To znaczy, że mam jakąś szansę?- spytał spoglądając na nią pytająco.
-Zobaczymy-odparła cicho.
 - To dobrze- uśmiechnął się swoim popisowym uśmiechem ukazującym dołeczki.  – Myślałem już, że będzie tak na stałe a tego bym nie zniósł.
Marek został jeszcze chwilę u nich, bo Jasiek również wrócił i nie chciał odchodzić bez porozmawia z nim. Chłopiec był właśnie u sąsiadki sprzedać jagody i z dumą pokazywał Markowi zarobione samodzielne pięćdziesiąt złotych. Drugie tyle zarobił poprzedniego dnia i miał kupić sobie następnego dnia porządne buty sportowe.
Jeszcze tego samego popołudnia Ula, choć była zmęczona to pojechała do ojca do szpitala. Musiała dowiedzieć się o numer konta i powiedzieć prawdę ojcu o przygodzie Jasia i zaoferowanej przez Marka pomocy. Cieplak, choć był zły na syna to po opowiedzeniu przez córkę całej historii nieco uspokoił się i uwierzył w szczere intencje Dobrzańskiego. Solennie obiecał sobie też, że jak tylko wróci ze szpitala to podziękuje mu osobiście. Teraz miała zrobić to Ula.
 
 

Nazajutrz rano tuż po ósmej Marek zjawił się niespodziewanie w Rysiowie. Ula pakowała właśnie torbę z rzeczami Beatki, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Odłożyła na chwilę pakowanie i poszła otworzyć drzwi.
- Marek? Co tu robisz? - zdziwiła się mocno? – Umówieni byliśmy na dwunastą w mieście.
-Tak, ale nie mogłem pozwolić na to, żebyś telepała się z dzieckiem i wózkiem autobusami -odparł jej wchodząc do domu.  – Pożyczyłem nawet od sąsiadki fotelik dla Beatki. Cieszysz się, prawda? –zapytał patrząc na dziewczynę filuternie.
-Jasiu na pewno się ucieszy-odparła od niechcenia.  – Od niedzieli ciągle wspomina przejażdżkę.
-Tak myślałem, że się ucieszysz-rzekł posępnie. –Cześć Jasiu –zwrócił się do chłopca, który pojawił się akurat w drzwiach. Przyjechałem po was.
-Super- odparł wyraźnie uszczęśliwiony chłopiec.
-Tato bardzo ci dziękuje za pożyczkę –zmieniła temat Ula. – Na razie w moim imieniu, ale jak tylko wróci do domu to zrobi to osobiście. Był poruszony twoją pomocą i bardzo chce cię poznać.
-I mi będzie miło go poznać- rzekł skromnie. –  To, co gotowi? –zapytał widząc, że Ula wyciąga z krzesełka Beatkę.
- Gotowi-odparła rozglądając się po kuchni sprawdzając czy wszystko spakowała.
Do Warszawy dojechali szybko. Ula poszła z Beatką od razu do lekarza a Marek z Jasiem na zakup butów.   Korzystając również z tego, że są już w Warszawie i to samochodem, Ula z Jasiem zrobili większe zakupy w markecie, a Marek z Beatką poszedł do pobliskiego parku.  Dziewczynka smacznie spała we wózku to dużo zajęcia przy niej nie miał. Chodził zadowolony alejkami mijając inne osoby z dziećmi we wózkach. Był tak zainspirowany tą nowa dla niego sytuacją, że nie zauważył nawet, kiedy zrobiono im zdjęcie. Starsze rodzeństwo wkrótce z marketu wróciło i rezygnując z podrzuceniu Beatki i Jasia do krewnych pojechali całą czwórką do jego domu.

Dom Marka był większy niż przypuszczała Ula i bała się, że czekał ją sporo pracy i przez te trzy-cztery dni może nie zdążyć ze sprzątaniem. Marek wytłumaczył jej, że do sprzątania jest tylko salon, kuchnia, łazienka i jego sypialnia, bo z reszty pokojów nie korzysta i trzeba umyć tam głównie okna.  Jako gospodarz oprowadził gości,  najpierw po parterze a później po piętrze.
W drodze na zwiedzanie góry Ula zatrzymała się na schodach dwa razy, aby poprawić dwa z siedmiu obrazków wiszący na ścianie wzdłuż schodów. Marka to trochę zdziwiło, bo chodzi po schodach parę razy na dzień i nie zauważyła, aby krzywo były powieszone. Nic jednak nie powiedział. Chwilę później schodzili na dół i dyskutowali na temat zapłaty.  
- Ula za same mycie okien firma wzięłaby najmniej trzysta złotych a ty- nie dokończył, bo dziewczyna zatrzymała się przy jednym z obrazków. – Ula bez urazy, ale jak szliśmy na górę to poprawiałaś tą miniaturkę teraz znowu ją poprawiasz.
-Tak?- udała, że zdziwiła się. –  Chyba jednak wisiała prosto a teraz krzywo- tłumaczyła się.
-W domu Ula codziennie poprawia obrazki-wtrącił Jasiek. – Tata mówi, że ma taką swoją nieszkodliwą manię.
- Tak- tym razem to Marek się zdziwił. –  Moja mama miała to samo.  Parę razy na dzień przekręcała te miniaturki. Pani Stenia w końcu zaczęła się bać je odkurzać i tato musiał wytłumaczyć jej, że ma się tym nie przejmować, bo mama tak już ma i nawet gdyby obrazki były powieszone przy pomocy poziomicy i co do milimetra to i tak by je poprawiała. Inne mogły wisieć krzywo i nie raziło ją to, i poprawiała tylko te przy schodach. Ojciec mówił na to odruch Dobrzańskiej-opowiadał z błyskiem w oczach, a Ula pomyślała, że wspomnienia o rodzicach sprawiają mu taka sama radość jak jej o swojej mamie. –  A wracając do twojej zapłaty to dam ci tysiąc złotych za całość Ula.
-To za dużo – zdziwiła się i zaprzeczyła jednocześnie.
-Nie za dużo-rzekł przekonująco. – Tyle płacę pani Steni na miesiąc i to bez mycia okien. I nie marudź, chociaż raz.

Po zwiedzeniu domu Marek zrobił dla siebie i Uli kawę, a Jasiu dostał colę. Dla Beatki natomiast Ula miała słoiczek gotowego dania, które Marek tylko lekko podgrzał. Zajął się też od razu przelewem na konto szpitala. Gdy formalności zostały dopełnione zajęli się rozmową a Ula karmieniem siostry. Marek do tej pory z tak małym dzieckiem do czynienia dużo nie miał i nawet karmienie dla niego było interesujące i rozczulił się.
-Nawet nie myślałem, że roczne dzieci są takie fajne- rzekł przyglądając się Uli i Beatce.
- A co myślałeś?- zagadnęła kpiąco.  – Że dalej tylko śpią, jedzą i płaczą?
-Aż takim laikiem nie jestem- oburzył się lekko.– Jest telewizja, prasa, ze szkoły coś też pamiętam. Myślałem, że więcej płaczą, marudzą i ciągle brzydko pachną. A Betti to radosne dziecko.  Mówi już coś?- zapytał zainteresowany rozwojem małej.
-Po swojemu mówi- odparła dumna z poczynań siostry. – Głównie la, co jest chyba słowem Ula i ba, ba i pa, pa.  Ale ma dopiero jedenaście miesięcy i ma czas. Z Jasiem uczymy ją teraz mówić tata. Chcemy zrobić ojcu niespodziankę na powrót ojca ze szpitala.  Kochanie powiedz tata- zwróciła się do siostry, wycierając jej buzię po zupce. – Ta-ta- przesylabizowała, ale Beatka nauką mówienia tata zainteresowana nie była i tylko radośnie wystrzeliła z pa, pa, pa.

 Ula korzystając również z tego, że była już we Warszawie i aby drugi raz popołudniu nie jechać do miasta poszła odwiedzić ojca.  Chciała dowiedzieć się jak najszybciej o terminie operacji i późniejszej rekonwalescencji.  Jasiek również chciał iść, ale Ula nie chciała zostawiać siostry samej w obcym miejscu i z obcą osobą.
 Chłopiec wkrótce po wyjściu siostry poszedł na górę do sypialni Marka pobawić się jego autkami.  Marek tymczasem wyciągnął Betti z nosidełka wziął na ręce i chodził z nią po salonie. Huśtał ją i mówił do niej czule. Dziewczynce zupełnie nie przeszkadzało to, że jest w obcym otoczeniu i z obcą osobą i wesoło gaworzyła.
-Puf, pf- wydała z siebie z radością bliżej nieokreślone dźwięki.
-Twoja siostra to chyba zapominalska osoba-odparł jej Marek, gdy zauważył leżącą komórkę na stoliku.
-Puuu- odpowiedziało mu dziecko wycierając przy okazji nosek o krawat.
-Kochanie może zamiast puf i pu, powiesz tata-prosił łagodni tak jak robiła to Ula jakiś czas temu.   – Ta-ta. To nie jest trudne Betti. Ta-ta.
-Ba, ba, ba- wyrzuciła z siebie jak automat.
-Nie ba-ba –ba tylko tata kotku. Ta-ta.
-Pi, pi- dla odmiany zapiszczała radośnie i zaklaskała.
-Pi i ti – jest na nosku –rzekł Marek naciskając delikatnie jej nosek i mówiąc ti, tit. –  O twoja siostra gapcia wrócił po telefon –rzekła do niemowlęcia, gdy ich miłą pogawędkę przerwał dzwonek do drzwi.
  Nie kładł małej nawet do nosidełka tylko z dzieckiem na ręku poszedł otworzyć drzwi. Zdziwił się jednak, bo zamiast Uli w drzwiach ujrzał Paulinę.
 
 
 
-Niespo- zaczęła kobieta, ale nie dokończyła.  – Marek, co to za dziecko?- spytała ostro. – Nie mów tylko, że to twoje.
-Paula to jest…- próbował tłumaczyć.
-No, kto?- ponaglała go głośno.
Beatce najwyraźniej nie spodobał się głośny ton głosu kobiety i to, że ktoś przerwał jej zabawę, bo jej broda zadrżała i z płaczem wtuliła się koszulę Marka. Z jej ust natomiast padło głośne i wyraźne.
 - Tata, tata, tata.

13 komentarzy:

  1. Jaka miła niespodzianka z tą wcześniejszą publikacją. Mam nadzieję, że będą kolejne niespodzianki i mąż pozwoli ci pisać?
    Wiola kuzynką Marka świetny pomysł. W ogóle część świetna i bardzo mi się podobała a Beatka po prostu rozbawiła mnie w końcówce.
    Pozdrawiam cię miło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mąż nie tyle nie pozwoli co ja będę mieć mniej czasu. Jesteśmy na swoim to obowiązków więcej.
    Dzięki za miłe słowa i że podobało się.
    Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaka fajna niespodzianka, cieszę się że dodalas
    Bardzo fajnie sie zaczyna, czekam na kolejny
    Kiedy bedzie cos?
    Pozdrawiam MM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyskrobałam trochę wolnego czasu dokończyłam to co miałam już napisane i dodałam. Kolejna część lub miniaturka ok 24.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  4. Cudo. Beatka powiedziała do Marka tata. Ślicznie. Czekam na kolejną część

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj nowa. Trochę zamieszania z tym będzie.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  5. Hahaha. Końcówka mnie rozwaliła. Świetny rozdział i w dodatku kolejne niespodzianki. Violetta kuzynką Marka, a jego mama Helena z domu Kubasińska? Świat się przekręca. Na taki pomysł chyba jeszcze nikt nie wpadł. Zresztą jesteś prekursorką wielu pomysłów, czasem karkołomnych na temat serialu, ale wszystkie wpisują się idealnie w treść.
    Marek ma serce na dłoni i bardzo chce pomóc rodzinie Cieplaków. Tak myślałam po przeczytaniu pierwszego rozdziału, że będzie chciał zasponsorować operację Józefa. Ula jest jednak honorowa. Jeszcze nie ufa Markowi, ale pewnie to szybko się zmieni. Za to jej rodzeństwo bardzo przylgnęło do niego.
    Napisałaś gdzieś tam w środku, że ktoś Markowi zrobił zdjęcie jak był w parku z małą Betti. Czy to będzie miało jakieś konsekwencje?
    Niecierpliwie czekam na kolejną część, bo zakończyłaś bardzo intrygująco.
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niespodzianki związane z mamą Marka zapowiadałam już pod pierwszą częścią i możliwe, że po raz pierwszy Wiola okazała się rodziną Marka. Mam nadzieję, że karkołomnych w sensie pozytywnym, bo kolejny już w następnej części.
      Marek jeszcze nie raz będzie pomagać im. Trochę na złość Uli, bo dziewczyna będzie ciągle trzymać go na dystans a on do tego przyzwyczajony nie jest.
      Z tym zdjęciem masz rację.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
    2. Karkołomny w sensie jak najbardziej pozytywny.
      Zwróciłam uwagę, że w ulubionych nadal figurują moje "Wariacje..." z interii sprzed 9 miesięcy. Tam nic już nie ma RanczUla, bo blog zniknął i otwiera się strona główna portalu. Wykasuj to, bo nie ma sensu, żeby szpeciło Ci to stronę.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Bardzo fajna ta część. Marek od razu złapał dobry kontakt z Jaśkiem ,a Beatka szybko się do niego przyzwyczaiła. Zdziwiło mnie trochę ,że Marek tak łatwo odnalazł się w roli ,,opiekuna'' .Chyba nie miał wcześniej zbyt wielkiego doświadczenia z dziećmi. Zwłaszcza tak małymi. Ale w przyszłości może mu się to przydać. Przynajmniej będzie wiedział jak zająć się takim szkrabem. Betti słodka ,a Paulina jak zwykle zła i podła.(mam na myśli ,że w serialu wiecznie coś się jej nie podobało).Zastanawia mnie kto zrobił Dobrzańskiemu zdjęcia gdy był w parku i czy znajdą się one w jakimś brukowcu. Co może zwiastować kłopoty. Violka rodziną Marka ,a to niespodzianka. Dobrzański ma dobre serce skoro zaoferował Cieplakom pomoc tak po prostu.Ula średnio go lubi ,ale znają się krótko i chyba potrzebuje więcej czasu aby go poznać i polubić. Końcówka najlepsza =D. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci to mają do siebie, że podobno dobrych ludzi potrafią wyczuć i tak jest w tym przypadku.Fakt Marek z dziećmi do czynienia nie miał, ale ma ten instynkt opiekuńczy. Co do zdjęcia masz rację trafi do brukowca i pociągnie to za sobą konsekwencje. Marek już na stałe zagości w rodzinie Cieplak. Do miłości jednak jeszcze 5-6 lat.
      Wszystkim końcówka podoba się. Zastanawiam się dlaczego.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam.

      Usuń
  7. No no muszę przyznać, że końcóweczka mocna, można sobie tylko wyobrazić minę Pauliny, zapewne zrobi się trochę zamieszania w związku z tym "ojcostwem". Stworzyłaś bardzo wrażliwego i dobrego Marka, który od razu budzi sympatię czytelnika. Nieufność Ulki jest jak najbardziej na miejscu, no bo komu zdarza się propozycja pieniędzy od zupełnie obcego faceta. Ulka odznacza się honorem, ale czasami jest to jedyna rzecz jaką mają ludzie biedni. No cóż teraz pozostaje czekać na kolejny rozdział i mam nadzieję, że ponownie mnie zaskoczysz, tak jak udał Ci się to zrobić tutaj, pozdrawiam ;) M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paulina jeszcze ostatniego słowa nie powiedziała a ojcostwo Marka szybko rozniesie się. Marek wrażliwy może i jest, ale cała reszta to Marek z serialu niestety.
      W kolejnym rozdziale zaskoczeń trochę będzie tak jak i w kolejnym.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń