Z
powierzonego zadania Wioletta wywiązała się jeszcze tego samego dnia i
powiedziała Markowi o wyjeździe Uli do chorej ciotki w Koziegłowach obok
Poznania. Tylko w chorobę krewnej nie uwierzył i wiedział, że nagły wyjazd
Cieplakówny podyktowany jest ostatnimi wydarzeniami. Wiedział również, że na
razie w posiadłości Cieplaków nie może się pokazywać. Na powrót Uli z
założonymi rękoma nie zamierzał czekać, ale wybrać się do niej. Potrzebował
tylko dobrego planu, aby pojawić się w posiadłości Jaworskich. Plan powstał szybko, a w realizacji miał pomóc mu
Aleks Febo, który na co dzień pracował w jednej z gazet i wypożyczył mu sprzęt
dziennikarski i dał kilka niezbędnych wskazówek.
-Tylko
pilnuj jej -mówił, podając mu małą zgrabną maszynę to pisania. —Kosztowała
sporo i to własność gazety. —Tu masz jeszcze kajet z ołówkiem i dominate
Kuriera Warszawskiego na Michała Zabłockiego. Aparat fotograficzny masz swój,
więc dawać ci nie będę.
- Dziękuję
Aleks.
-I pamiętaj,
żeby często coś zapisywać i robić zdjęcia. Używaj jeszcze bardziej
skomplikowanych słów w rozmowach, a jak piszesz prostych i rymujących się, żeby
i prości czytelnicy mogli zrozumieć.
-Zapamiętam i wszystko zwrócę, jak wrócę. Już mi się nawet
rymuje -dodał dumny ze swojej rymowanki.
-Powiedźmy.
To jaki temat wybrałeś sobie na swój reportaż?
-Wielkopolska
okiem warszawiaka.
-Może
być Marek. A jak coś napiszesz, to może opublikujemy artykuł, jak będzie wart tego.
-Wątpisz
w moje zdolności Aleks?
Dwa
dni później udał się na stację i wyruszył do Poznania. Tam wynajął dorożkę i
kazał zawieść się do miejscowości Koziegłowy. Już na miejscu zaczął swoją pracę i przechadzając się w pobliżu majątku Jaworskich, robił zdjęcia. Szczęście dopisało mu, bo pierwszego
dnia spotkał Ulę odpoczywającą przed domem wraz z jakąś damą w wieku około
siedemdziesięciu lat. Od drogi do ogrodu i ławki było blisko, więc postanowił
skorzystać z okazji i się ujawnić.
-Kłaniam
się nisko panią -zaczął z podkręconym uśmiechem. —Michał Zabłocki Kurier
Warszawski. Pozwoliłem sobie przerwać panią picie herbatki, ale piszę o tych
pięknych okolicach, a ten ogród różany zauroczył mnie. Jest wart opisania i sfotografowania.
Tak jak cała okolica. Chociaż żadne słowa tych kolorów i okolic nie opiszą.
-Dzień
dobry -przywitała się Jaworska bez cienia podejrzenia. —Stanisława Jaworska, a
to Ula. Moja tak jakby wnuczka. Jej dziadek od ojca był moim bratem. Ula mieszka
na stałe w Warszawie tak, jak pan.
-Miło
poznać obie panie -odparł, ponownie podkręcając uśmiech i całując w dłonie. —Może
mógłbym uwiecznić pani ogród? Albo są tu inne miejsca godne uwagi.
- Z
chęcią panu udostępnię swój ogród i opowiem o nim. Moja nieboszczka mama zajęła
założeniem się, a ja tylko kontynuuję jej dzieło. Proszę usiąść drogi chłopcze.
Może herbaty? Albo coś zimnego do picia? W studni chłodzi się sok.
-Z przyjemnością wypiję sok albo kompot. Jest dzisiaj skwar i chętnie ochłodzę się czymś zimnym i kawałkiem cienia. I dziękuję za gościnę. Chodzę już ze dwie godziny i zaczynam
odczuwać kilometry w nogach, a na wynajęcie na cały dzień dorożki mnie nie
stać. Jest tu jakiś miejsce, gdzie można by było coś zjeść?
-Niedaleko jest zajazd, ale kiepskie jedzenie, a u mnie miejsca jest
dość, aby ugościć strudzonego wędrowca.
-Dziękuję
bardzo, ale czy na pewno nie będę panią przeszkadzał? Może panie chcą być same, a ja naruszyłem prywatność?
-Na pewno. Nie mamy zresztą nic lepszego do roboty. Ula dotrzyma panu towarzystwa. Jest w odpowiedniejszym wieku.
-Towarzystwo matron jest czasami bardziej interesujące niż młodych i niedoświadczonych dziewcząt -odparł z dyplomacją.
-Bardzo pan miły, ale wiem co mówię, drogi chłopcze -mówiła nieustępliwie Jaworska. —Zajmiesz się panem, prawda Ula?
-Towarzystwo matron jest czasami bardziej interesujące niż młodych i niedoświadczonych dziewcząt -odparł z dyplomacją.
-Bardzo pan miły, ale wiem co mówię, drogi chłopcze -mówiła nieustępliwie Jaworska. —Zajmiesz się panem, prawda Ula?
-Tak
-odparła krótko.
-Mówi
jednak pani, panna? Myślałem, że jest pani, panna niema.
-Panna
jeszcze. I jestem trochę nieśmiała do obcych -mówił skromnie, ale patrzyła wrogo.
-Tu
niedaleko jest piękna kapliczka, rozlewisko Warty i widok na miasto -odezwała
się ponownie ciotka. —Dzisiaj przy słonecznej pogodzie jest tam przepięknie.
Mieszczanie przyjeżdżają tutaj na pikniki. Może chce pan zobaczyć to miejsce i napisać
o nim?
-Jeśli
pani tak mówi, to musi takie być. Nie wiem, tylko czy trafię.
-Ula
pana zaprowadzi. Prawda córeńko -zarządziła ciotka?
-Tak
ciociu -przytaknęła grzecznie.
-Spacer w takim towarzystwie będzie przyjemnością -orzekł z kurtuazją do Uli.
-Nie boi się pan, że zanudzę pana? Jestem młodą, dziewczyną, taką od których pan stroni.
-Zaryzykuję panno Urszulo. Zostawię tylko swoje rzeczy u pani -dodał do gospodyni. —Maszyna do pisania trochę waży.
-Nie boi się pan, że zanudzę pana? Jestem młodą, dziewczyną, taką od których pan stroni.
-Zaryzykuję panno Urszulo. Zostawię tylko swoje rzeczy u pani -dodał do gospodyni. —Maszyna do pisania trochę waży.
-Jak najbardziej. Nie zginie. Obiad będzie za trzy kwadranse, więc zdążycie zajść i przyjść.
Gdy
odeszli kawałek mogli przestać odgrywać szopkę.
-Co
ma znaczyć to przebranie panie Dobrzański?
-Musiałem
coś wymyślić, aby dostać się do dworku twojej cioci panno Ulo. Nie mogłem być
Markiem Dobrzańskim, bo twoja ciocia mogłaby wiedzieć o mnie. Jak widziałem,
chora nie jest, a twój wyjazd podyktowany jest mną i tym, co powiedział
Sosnowski twojemu ojcu.
-Dokładnie
tak. Teraz nie masz co pokazywać się ojcu na oczy.
-Wiem
i dlatego dobrze, że nie wie, że ty podsłuchałaś rozmowę. Powiedz dokładnie, co
mówił Sosnowski twojemu ojcu o Jadzi i o mnie.
-Że jest niema i kiedyś mieszkała u was, a teraz mieszka
u twoich krewnych i chodzisz w odwiedziny do tej dziewczyny i jej syna i że ze względu na
starsze państwo, czyli pana rodziców sprawa została utajona.
-Toczka
w toczkę opowiedział swoją historię
-Masz
już, to znaczy ma pan plan na udowodnienie ojcu, że wszystko, co mówił, jest
nieprawdą?
-Tak
Ula i zajmę się tym, jak tylko wrócę.
-Dowiem
się czegoś więcej? Jestem tak samo zaangażowana w sprawę.
-Tajemnicą
to nie jest Ula.
W
czasie drogi do kapliczki Marek opowiedział pokrótce, co zamierza zrobić.
Uwiecznił również zdjęciami kilka miejsc, włączając w fotografie Ulę.
Po
powrocie do dworu obiad czekał już na nich i spędził z ciotką Uli i nią samą
miłą godzinę. Marek na starszej pani zrobił jak najlepsze wrażenie, bo pochwał
na jego elokwencję, kurtuazję i życzliwość końca nie było. Później pani
Jaworska poleciła swojemu woźnicy odwiezienia go na stację. Ula pod pretekstem wysłania listu wzięła się razem z nim. W czasie drogi musieli jeszcze uważać,
co mówią, bo woźnica mógł usłyszeć ich rozmowę i zdemaskować. Gdy dojechali pod
stację w Poznaniu, Ula natomiast odprowadziła go na peron.
-Będę
mógł wysłać tutaj list i napisać, jak mi poszło, czy raczej poczekać na
twój powrót? -pytał Marek.
-Ciotka
na szczęście nie jest wścibska i nie otwiera moich listów. A przynajmniej nie
otwierała tych od Wioli, Pauliny albo w przeszłości od mamy.
-W
takim razie spróbuję napisać tak, aby nie był podejrzany. Albo dołączę list do
listu Wioletty, albo Pauliny.
-Zdecydowanie do Pauliny. Wiola jest zbyt wścibska.
Gdy
wchodzili na peron, to zawiadowca stacji przez tubę zapowiadał nadjechanie
pociągu do Warszawy.
-Dziękuję
za fatygę pana i odwiedziny -mówiła życzliwie.
-Cała przyjemność była po mojej stronie. Pomijając to, że cel wizyty został zrealizowany.
-Udawał pan gazeciarza tak pierwszorzędnie, że ciotka ani przez chwilę nie podejrzewała, że jest pan kimś innym niż redaktorem.
-Cała przyjemność była po mojej stronie. Pomijając to, że cel wizyty został zrealizowany.
-Udawał pan gazeciarza tak pierwszorzędnie, że ciotka ani przez chwilę nie podejrzewała, że jest pan kimś innym niż redaktorem.
-Starałem
się, a z pani ust to komplement.
-Raczej
moja ciocia jest w tym mistrzynią. Wylała na pana całą listę cnót.
-Momentami
było mi aż nieswojo, że tak ją okłamuję.
-Ma pan
przynajmniej sporo przyzwoitości w sobie, że umie przyznać się do czegoś, co nie jest panu przypisywane.
-Miło
wiedzieć, że jest się doceniony w kolejnej sprawie -rzucił ripostą.
-Nie
ma co doceniać, bo zawsze mówię prawdę. Niezależnie czy jest to przyjemne, czy
nie -odparła bez owijania w bawełnę.
-Zauważyłem,
że charakterem odbiega panna od innych panienek z dobrych domów -mówił zgryźliwie.
-Na
smyczy nikt pana nie trzyma -wtrąciła wymownie. —Ani po słowie bardziej
oficjalnym też nie jesteśmy.
-To
prawda, ale skoro już obiecałem pani ślub, to się nie wycofam. Nie mam zwyczaju
zmieniać zdania i planów -odparł, bawiąc się z nią w grę słów.
-Oczywiście,
że nie. Dżentelmen w każdym calu -odparła ironicznie. —Miłej podróży i do
widzenia -dodała, gdy parowóz zatrzymywał się z piskiem.
-Kłaniam
się i do miłego kolejnego spotkania panno Urszulo -odparł, wchodząc po
schodkach do wagonu.
W
posiadłości Cieplaków Marek pojawił się dwa dni później nieoczekiwanie, chociaż
upewnił się najpierw, że będzie tam pan domu. Razem z nim przyjechała Jadzia i
mały Mareczek. Gdy tylko jego powóz wjechał na podwórze i wyszedł z niego w
towarzystwie kobiety, i dziecka z domu wyszedł Cieplak.
-Dzień
dobry i przepraszam, że tak bez zapowiedzi panie Cieplak, ale sam jeszcze
niedawno nie wiedziałem, że się tu zjawię.
-Dobry,
dobry -odparł skołowany wizytą. —Co sprowadza pana i … -dodał, patrząc na
kobietę i trzymającego się jej ręki chłopca.
-To
jest mój chrześniak Marek i jego mama Jadzia. Jadzia jest niema, więc panu nie
odpowie. Chciałem pokazać Mareczkowi młyn. Gdy przejeżdżaliśmy tędy, wyrywał
się, aby obejrzeć. Możemy?
-Tak
-odparł z miną świadczącą, o tym, że nie wie, co ma sądzić o wizycie.
W
czasie oglądania młyna dokładnie przypatrywał się gościom i szukał w małym
Mareczku jakiegoś podobieństwa, ale nic nie zauważył. Mały do matki podobny
również nie był, bo podobnie jak Marek miała ciemne włosy a chłopiec
jaśniejsze. W dodatku nie wyczuł niechęci Janki w stosunku do Marka i swoimi
sposobami porozumiewali się w czasie wizyty.
-Pani
Jadzia to pańska krewna? -zapytał podstępnie.
-Nie.
Mieszka tylko u moich dalszych krewnych w Warszawie. Kiedyś mieszkała w naszej
posiadłości, ale los zadecydował, że musiała przenieść się do miasta.
-Mąż
ją tego tam?
-Nie i
nie ma męża. A jej historia nie jest przyjemna.
-Wdowa?
-pytał zachęcająco.
-Nie
i proszę nie nalegać. Nie mam zwyczaju mówić o tych sprawach. Można wiedzieć,
kiedy wraca pana córka? Chciałbym ją odwiedzić.
-Sam
nie wiem, kiedy -odparł zdezorientowany.
Po
wizycie w młynie cała czwórka weszła jeszcze do domu na szklaneczkę soku i na
kawałek ciasta. W czasie poczęstunku obecna była również Ala i podobnie jak
Cieplak uważnie przypatrywała się gościom.
Okazała się również lepszym obserwatorem.
-Nie
uważasz, że ten chłopiec był dziwnie podobny do Piotra Sosnowskiego -rzekła do Józefa po wyjściu gości.
-Nie
mam takich zdolności spostrzegania -odparł, ale zaczął zastanawiać się nad
uwagą Milewskiej.
-Pamiętam
go, jak był jeszcze mały -mówiła z zastanowieniem. —Taka sama jasna czupryna i
oczy jak u małego Piotrusia.
-Ja
mogę tylko powiedzieć, że po matce urody nie odziedziczył, bo ona ma ciemne
oczy i włosy, a on z tych jaśniejszych brzdąców.
-W
całym nieszczęściu dziewczyna ma szczęście, że wychowała się u Dobrzańskich i
miała w Marku sprzymierzeńca -mówiła wymownie Ala. — Podobno, gdy przebywał w
Londynie na studiach i do domu przypływał tylko na święta Bożego Narodzenia i latem,
ona zajmowała się jego psami i koniem. A gdy już na stałe wrócił i okazało się,
że spodziewa się dziecka, to zajął się znalezieniem jej godnych warunków do
wychowania dziecka -oznajmiła na koniec, pozbawiając już w pełni wątpliwości co do
tego czy Marek jest ojcem, czy nie.
-Porządny
z niego człowiek -orzekł Cieplak.
-Bez dwóch
zdań, a Ula na lepszego kandydata na męża nie mogła trafić -odparła Ala.
Tymczasem
w jednej z knajp Sosnowski ponownie spotkał się z Dąbrowskim.
-Skoro
nie ma panny Uli, zajmiemy się najpierw Dobrzańskim? -zasugerował Bartek.
-Jego
zostawię sobie na koniec. Nie czas jeszcze. A Ula u ciotki wieczność nie będzie
przebywała. Może uda namówić mi się Cieplaka na szybszy jej powrót.
-Nasz
pryncypał nie jest skory do zmiany zdania -stwierdził wymownie Dąbrowski. —W młynie
pracuję trzy lata, to wiem.
-Mam
swoje sposoby. Przyszłemu zięciowi nie odmówi.
-To,
co mam teraz robić z koleżkami?
-Cicho
siedzieć i nic nie robić bez mojego przyzwolenia. Zemsta jest cierpliwa.
-Pan
płaci, pan wymaga -odparł Dąbrowski.
Marek bardzo sprytnie i mądrze poprowadził obie sprawy. Przyjazd z Jadzią i jej synkiem do Cieplaka było dobrym posunięciem. Ma również kolejnego sprzymierzeńca w postaci Ali.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się co takiego wymyślił Sosnowski.
Dziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
Cieplutko pozdrawiam w niedzielny późny wieczór.
Julita
Oczywiście spraw związanych ze Sosnowskim nie mogę zdradzić.
UsuńCo do reszty to Marek postanowił uderzyć z nieoczekiwanej strony. Sam już przyjazd dał Józefowo do myślenia.
Mój błąd, bo najpierw pisałam Janka później pomyliłam się napisałam Jadzia. Oficjalna wersja to Janka.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Marek Cieplaka załatwił genialnie, a Ale postawiła przysłowiową kropkę nad i. Mareczek jest bardzo pomysłowy chłopak. Spotkał się z Ula i jeszcze pozyskał sympatię ciotki. No ale martwi mnie doktorek z rozmowy z Bartkiem wnioskuję, że planuje napaść na Marka. A i wobec Uli też ma niecne zamiary. Pozdrawiam serdecznie i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy tej ciekawej historii.
OdpowiedzUsuńSosnowski to taki typ który nie potrafi przegrywać. Zwłaszcza jak chodzi o Marka. Marek dla uwielbia psuć mu szyki. To jak układa się mu z Ulą jest miłym dodatkiem.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
RanczUla, znakomity rozdział. Po raz kolejny brak mi słów na mistrzostwo dialogów panny Cieplak i Dobrzańskiego zarówno przy ciotce jak i tych na peronie.
OdpowiedzUsuńMarek po raz kolejny zyskał w oczach Uli, sam przyjazd do niej, choć w niespodziewanym charakterze, był zaskoczeniem, i świadczyć może, że mu na niej zależy. Który panicz tak by się starał o względy panny z niższej klasy. Dodatkowo plan ujawnienia podłości Sosnowskiego też zaakceptowała.
Cieplak już nie powinien mieć wątpliwości co do Marka, a dobre intencje i takt przyszłego zięcia potwierdziła Alicja.
Niepewne jest tylko co kombinuje doktorek, czy namówi Cieplaka na szybszy powrót Uli, bo to ją sobie wybrał jako pierwszą na cel.
Pełna niepewności czekam na dalszy rozwój sytuacji.
Pozdrawiam serdecznie,Agata
Po prosty trafił swój na swojego. Zwłaszcza dla Marka Ula jest kimś nowym, bo do tej pory myślał, że panny w jej wieku są głupiutkie. Niestety, ale tak szczerze na Uli nie zależy mu, bo robi to głównie aby Piotr jej nie miał jej za żonę.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Trochę się pogubiłam, bo w poprzednich rozdziałach nazywasz ofiarę Sosnowskiego Janką, a tu znowu Jadzią, po czym pod koniec rozdziału znowu piszesz o Jance. Ala nie nazywa się Milecka, ale Milewska i nie wiem, czy to zabieg celowy ta zmiana nazwiska.
OdpowiedzUsuńMarek bardzo sprytnie wcielił się w dziennikarza i tym samym stał się niezwykle wiarygodny dla pani Jaworskiej. Jednak najważniejsze, że porozmawiał z Ulą i wyjawił jej swoje zamierzenia względem Sosnowskiego. Szkoda tylko, że nie opowiedział Cieplakowi historii Janki, bo myślę, że okazja była świetna. Mimo to Ala zauważyła podobieństwo małego Marka do doktorka i nabrała podejrzeń dzieląc się nimi z mężem. Mam nadzieję, że one jednak podkopią zaufanie Cieplaka do Sosnowskiego i zasieją wątpliwości. Doktorek wciąż knuje z Bartusiem, ale nie zna aktualnej sytuacji i jest zbyt pewny siebie, co do powodzenia intrygi. To może go zgubić. Oby.
Serdecznie pozdrawiam. :)
Jak najbardziej Janka a Milewską pomyliłam. Dzięki za czujność. Milewska póki co nie jest żoną Józefa. Pomimo tego że ona jest wdową dłuższy czas ale Cieplak wdowcem dopiero rok z małym okładem.
UsuńMarek ma wszystko przemyślane i na wyjawienie prawdy przyjdzie czas. Cieplak mógłby teraz mu nie uwierzyć. Doktora zna ponad rok a Marka jakiś tydzień, bo dopiero tyle czasu minęło w opowiadaniu. Zdradzę, że Cieplak praktycznie już jest przekonany, ale jeszcze sprawdzi jedną rzecz.
Pozdrawiam miło i dziękuje za wpis.