Po
nieprzespanej nocy spowodowanej tym, co usłyszała, Ula wstała bardzo wcześnie, bo
gdy wszyscy jeszcze spali. Ubrała się i bez niczyjej pomocy osiodłała konia i
pojechała do Febo, gdzie zatrzymał się Marek. Miała z nim do pomówienia i nie
zamierzała z tym czekać. Nie zamierzała
również ukrywać przed światem tego, co usłyszała.
Taka
miła twarz a okazało się, że w ciele anioła skrywa się wcielenie diabła -myślała, galopując na swoim
koniu. Nie ma tak, żeby triumfował
bezkarnie. Nawet szlacheckie urodzenie mu nie pomoże. Wszyscy się dowiedzą i
przestanie chodzić z podniesioną głową.
Marek
tymczasem po odejściu od Cieplaków pojechał spotkać się z Sebastianem. Umówili
się w jednym z klubów rozrywki dla mężczyzn, aby przy szklaneczce trunku i w
towarzystwie pięknych kelnerek móc spokojnie porozmawiać.
-Bardzo
miło. Pan Cieplak ciągle jest mi przychylny. A Ula jest taka, jak mówiłeś. Nie
da sobie w kasze dmuchać i jak trzeba, to oczami pioruny rzuca.
-Jeszcze
trochę a zakochasz się Marek.
-Niedoczekanie
twoje -odparł, chociaż bał się, że może się tak stać. —Gdy odprowadzałem Ulę do
domu, to spotkaliśmy Sosnowskiego. Już wie, że teraz ja jestem faworytem u pana
Cieplaka. Sama Ula z powetowaniem oznajmiła mu to.
-Szkoda,
że mnie tam nie było. Mina jego musiała być bezcenna.
-O
tak Seba. Krzyżowanie mu szyków daje mi satysfakcje.
-Ale
znając go, to łatwo nie odpuści. Powinieneś uważać.
-To
samo sobie pomyślałem Seba, ale trzymam go w garści. Sprawa Jadzi zawsze może
wrócić.
Pojawienie
się panny Cieplakówny zdziwiło służbę państwa Febo, bo oni sami dopiero co
wstali.
-Dzień
dobry -ukłoniła się zaspanemu jeszcze lokajowi.
-Dzień
dobry. Panna tutaj o tak wczesnej porze? Stało się coś we dworze.
-Nie.
Ja do pana Dobrzańskiego.
-Śpi
jeszcze. Późno wrócił.
-To
proszę go obudzić -odparła tonem sugerującym, że nie chce słyszeć słowa
protestu. —I powiedzieć, że czekam w
ogrodzie na ławce.
Marek
zszedł na dwór dość szybko, bo po paru minutach. Ubrany był w elegancki i
delikatny robdeszan (szlafrok), a na twarzy ciągle było widać niewyspanie.
-Co za
miła niespodzianka panno Urszulo -rzekł z kurtuazją. —Tylko cóż takiego się
stało, że mogę cieszyć się panny wizytą tak wcześnie.
-Jest
pan nikczemnikiem i zasługuje na pogardę.
-Wizyta
miłą przestaje być. Co zrobiłem?
-Wykorzystałeś
niepełnosprawną dziewczynę i zostawiłeś z dzieckiem -wykrzyczała mu w twarz.
-Ja?
-Był
wczoraj u nas wieczorem Piotr Sosnowski i rozmawiał z ojcem na ten temat.
Zeszłam po wodę do kuchni i przypadkiem usłyszałam ich rozmowę.
-Sosnowski
-parsknął. —Powinienem prędzej się domyślić, że on za tym stoi.
-Więc
to prawda?
-Owszem
istnieje pewna dziewczyna. Ma na imię Jadzia i jest niepełnosprawna. Ma syna Marka i jestem
ojcem jej synka, ale ojcem chrzestnym. A Sosnowski opowiedział twojemu ojcu
własną historię.
-To,
jaka jest twoja, to znaczy pana wersja paniczu Dobrzański?
-Jadzia od urodzenia mieszkała w naszej posiadłości -zaczął od samego początku. —Jej
rodzice zajmowali się ogrodem. Po ich śmierci została u nas, bo czuła się
dobrze. Któregoś dnia zachorowała i rodzice zawołali do niej właśnie
Sosnowskiego. Kilka dni później, gdy nikogo nie było w posiadłości, to odwiedził
ją ponownie i wykorzystał. Przyszedł po raz trzeci w nocy i wtedy natknął się
na mnie. To znaczy mój pies zaczął ujadać i wyszedłem na dwór. Parę dni później
okazało się, że Janka jest w ciąży. Chciała nawet pójść nad staw i pełnić z tego
powodu samobójstwo, ale mój pies ją znalazł. Bandzior pod moją nieobecność często z nią
spędzał czas i praktycznie był tak samo przyzwyczajony do niej, jak do mnie. Po
tym, co odkryliśmy rodzice umieścili ją u krewnych, a państwo Sosnowscy
uprosili nas, aby nikomu nie wspominać o tym. Jadzia teraz mieszka w Warszawie u
naszych dalszych krewnych. Nie mają dzieci i jest dla nich jak córka i wnuczek.
-Dwie
takie same historie -odparła cicho.
-Możemy
jeszcze dzisiaj pojechać do moich rodziców i powiedzą to samo. Tak jak Janka.
To znaczy, ona może powiedzieć ci na migi albo napisać.
-Nie
trzeba, bo jakoś tobie wierzę.
-Dziękuję.
Gdy usłyszałem dwa dni temu, że wolałabyś pójść nad staw, to bałem się, że nie
żartujesz. Jedna kobieta już próbowała się zabić przez Sosnowskiego. Dlatego mam
z nim złe relacje.
-W
głowie mi się nie mieści, że można być tak podłym. Zawsze był dla mnie odrażający,
a teraz jeszcze bardziej. Gardzę takimi ludźmi. Niedojże, że sam zrobił
straszną rzecz, to jeszcze obwinił kogoś.
-Widocznie
można -odparł klarownie.
-Co
on sobie w ogóle myślał. Jest lekarzem i powinien wiedzieć o konsekwencjach
swojego czynu.
-Na
pewno wiedział, ale myślał, że skoro Jadzia nie mówi, to się nie wyda, kto stoi
za tym. Kiedy pierwszy raz był u niej była w ciężkiej
anginie i nie miał pojęcia, że jej niepełnosprawność to tylko mowa, a poza tym umysłowo
jest rozwinięta. Po namowach zdradziła
mi, co stało się jednej nocy. Od dziecka miałem z nią dobre relacje.
-Jak
przypuszczam, to los tej dziewczyny i dziecka jest mu teraz obojętny -łatwo
wydedukowała.
-Zobowiązał
się tylko płacić na dziecko. Ale robi to z oporem. Muszę chodzić do niego i
wyciągać co do grosza.
-To w
tej sprawie chodzisz do niego. Dziewczyny mówiły, że … . Zresztą nieważne.
- Że
chodzę w sprawach przypadłości różnych -dokończył za nią.
-Twoi
rodzice źle zrobili, że poszli na układ z nim -rzekła, nie komentując jego
wypowiedzi.
-Pomogę
panu.
-Może
po prostu Marek. Raz mówisz pan, innym panicz a jeszcze innym bez tytułowania.
-Lepiej
zostańmy przy panu.
-Dobrze.
Nie będę nalegał.
-Muszę
wracać do domu. Tato zacznie się martwić.
-Nie
będę zatrzymywał panny. Byłaby to kolejna ansa u ojca panny.
-Tato
nie jest taki zły, jak mówią.
-To
dobrze. Mogę wprosić się na jutrzejsze popołudnie? -zapytał, pomagając Uli wejść
na konia. —Muszę wytłumaczyć się przed panny ojcem -mówił specjalnie
nadużywając słowa panny. —Samej proszę nic nie mówić.
-Tak.
Może pan przyjechać w odwiedziny. Będzie nam miło.
-W
takim razie do jutrzejszego popołudnia.
-Do
widzenia.
-Kłaniam
się nisko -odparł, całując Ulę w dłoń.
Wracając
do domu Ula, zastanawiała się co teraz będzie i jak ojciec na to wszystko
zareaguje.
Słowo
Piotra przeciwko słowu Marka. Komu uwierzy? Piotr od roku był dla niego zbiorem
cnót, a Marek tylko fircykiem, który za uszami ma wiele. Teraz jeszcze to. I co ze mną? Nie mogę wyjść
za takiego człowieka. Może uciec z
Markiem? Tylko oznaczałoby to utratę tytułu i majątku przez niego i moją hańbę.
Albo samej, gdzieś wyjechać i zatrudnić się jako niania.
Marek
tymczasem nie czekając na śniadanie, pojechał do lecznicy, gdzie urzędował
Sosnowski i poczekał przed wejściem na jego powóz.
-W co
się ty bawisz Sosnowski? -zapytał, jak tylko medyk zeskoczył ze schodków.
-Znowu
jakieś zaległe płatności?
-Nie.
Opowiedziałeś panu Cieplakowi swoją historię. Naprawdę myślałeś, że się nie
dowiem. Albo że nie będę próbował
wszystkiego wyjaśnić.
-Czyżby
ktoś nie był już faworytem pana Cieplaka -rzekł z uśmiechem triumfu.
-To
nie powinno ciebie interesować. Coraz bardziej żałuję, że poszliśmy na układ z
twoimi rodzicami. Wszyscy powinni dowiedzieć się, co zrobiłeś Jadzi. I się
dowiedzą, jak nie przestaniesz knuć.
-Grozisz
mi?
-Na razie
tylko przestrzegam, ale robisz wszystko, żeby sobie nagrabić. Myślisz, że skoro
minęły dwa lata, to sprawa się przedawniła.
-Jak
na razie to ja jestem wygrany panie Dobrzański.
-Do
czasu. To, że Jadzia nie mówi, nie oznacza, że nie może w inny sposób powiedzieć
prawdy. Powinieneś to wiedzieć.
-I
jak myślisz? Komu uwierzą? Prostej dziewczynie czy mi.
-Tylko
że teraz nie jest taka prosta. Mieszka w większej kamienicy niż ty i się
kształci. Ja moi rodzice i moi krewni stoją za nią, więc po czyjej stronie
będzie publika.
-Prostak
już zawsze pozostanie prostakiem -odparł z pogardą.
-Gdybyśmy
nie byli w miejscu publicznym, to porachował ci kości.
-Hrabia
Dobrzański umie się bić -kpił. —Kto by pomyślał -dodał prowokująco.
-Nawet
nie prowokuj mnie -odparł, odgadując jego intencje. —I tak na koniec zastanów
się czy warto zadzierać ze mną. Wiele możesz stracić. Lecznicę, pacjentów,
jakiś tam prestiż.
-Myślisz,
że się ciebie boję? -wtrącił odważnie. —Nie tylko Dobrzańscy mają znajomości.
-Chcesz
wojnę, to będziesz ją miał -odparł spokojnie.
Po
powrocie do domu Ula zastała ojca szykującego się do wyjścia.
-Czy
ty zawsze córciu musisz jeździć na koniu o świcie i sama? -pytał z wyrzutami. —
Jeszcze zrzuci cię i co będzie.
-Tato
Bella to spokojna klacz. A ty, dokąd się wybierasz tak rano?
-Jadę
na pocztę wysłać telegraf do ciotki Władzi. Pojedziesz do niej na kilka
tygodni. Dzisiaj przed czternastą nasz pociąg. Fabian odwiezie cię na dworzec.
-Jak do niej tato? A Marek i nasz związek?
Jeszcze wczoraj było ci spiesznie do wydania mnie za niego.
-On
nie jest dla ciebie. Kiedyś się dowiesz dlaczego.
-Dlaczego
nie teraz tato? Co się takiego stało, że przez noc zmieniłeś zdanie? Późnym
wieczorem słyszałam, jak ktoś odjeżdżał od nas. Kto to był?
-To
nie czas ani miejsce na dyskusję Ula. Lepiej będzie, jak pójdziesz i się
spakujesz.
Dalsza
dyskusja z ojcem sensu nie miała. Znała go i wiedziała, że lepiej nie
sprzeciwiać się mu. Wolała również wyjazd do ciotki niż ponowne swatanie z
Sosnowskim albo Młoczyńskim. Tuż po wyjściu ojca postanowiła powiadomić o swoim
wyjeździe chociaż jedną przyjaciółkę. Osobiście wolałaby Paulinę, bo była
bardziej powściągliwa, ale wiązało się to z ponownym osiodłaniem konia i
piętnastominutową drogą w jedną stronę a do Wioletty było pięć minut pieszo. Do
Kubasińskich udała się jeszcze przed śniadaniem. Musiała także wymyślić powód
wyjazdu dla Wioli, bo koleżanka miała to do siebie, że gdyby powiedziała prawdę,
mogłaby coś komuś przypadkiem powiedzieć. Zastanawiała się również nad napisaniem listu
do Marka, ale doszła do wniosku, że Wioletta rzetelnym doręczycielem nie jest.
-Muszę
pojechać do ciotki Władzi Wiola -zaczęła Ula, gdy tylko drzwi pokoju Wioli zamknęły
się za pokojówką. —Zaczęła niedomagać. Nie wiem na ile, ale jakby Marek pytał,
gdzie jestem, to śmiało możesz powiedzieć mu prawdę. Tato może nie być taki
chętny, a nie chcę, żeby pomyślał, że uciekam przed nim.
-Nie
ma sprawy Ula. Pojechałaś do ciotki w Koziegłowach koło Poznania. Czyli to, co widziałam przed kościołem i co
mówiła Paulinka, jest prawdą.
-Czyli
co?
-To,
że Marek odprowadził cię do domu i że twój ojciec przychylnie patrzy na niego.
-Powiedzmy
Wiola, że tak jest -odparła wymijająco.
-Lepszy
on niż Sosnowski. Słyszałam, że wczoraj widziany był z Dąbrowskim i płacił mu
za coś. A sama wiesz, w jakim szperanym towarzystwie obraca się Bartuś.
-Na własne życzenie pakuje się w kłopoty -stwierdziła.
-Tak
już jest Ula, że każdy sobie rzepkę sam kopie.
No to wojna mości panowie. Oj, będzie ciekawie. Już nie mogę się doczekać. Ale Ulcia to rezolutna dziewczyna. Podoba mi się. Pozdrawiam serdecznie i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńRezolutna jak mało która w tamtych czasach. Takie panny nie były dobrze widziane ale Markowi to się w niej podoba.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Sosnowski prosi się o porządne lanie. Ula uwierzyła Markowi, ale myślę, że z Józefem tak łatwo nie będzie. Ciekawe co knuje doktorem i za co płacił Bartkowi?
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
Cieplutko pozdrawiam w późną środową noc.
Julita
I na Cieplaka znajdzie się sposób. Co do Bartka to wyjazd Uli szyki mu pokrzyżował. Przynajmniej na razie.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
W twoim opowiadaniu „historyczna” panna Cieplakówna jest bardziej rozsądna niż ta współczesna
OdpowiedzUsuńw serialu. Wolała jechać do panicza Dobrzańskiego wyjaśnić całą sprawę niż czekać co wymyśli jeszcze Sosnowski. Zuch dziewczyna. Z Cieplakiem może być trudniej, bo on uważa Dobrzańskiego za fircyka i łatwiej było mu uwierzyć w oszczerstwa „pełnego cnót” doktorka.
Zastanawiam się jakie sprawy łączą Sosnowskiego z Bartkiem, oby nie chcieli zrobić krzywdy Markowi Za parę groszy może namówić go do wszystkiego.
Dziękuję za dziś,już mnie skręca co będzie dalej.
Pozdrawiam serdecznie, Agata
Tak jak pisałam pod komentarzem Haliny dziewczyny takie jak Ula spotykane nie były na przełomie wieków. Sam decyduje i nie patrzy czy wypada czy nie. W tym się wyróżnia i już od pierwszej części wiedziała co chce. Co do Sosnowskiego to powiedzmy, że są dwie osoby na jego celowniku.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Na miejscu Marka zabawiłabym się w miejscowego plotkarza i wyjawiła wszystkim tajemnicę Sosnowskiego. Nie zasługuje na to, żeby go kryć. Taka szuja powinna siedzieć za to, że skrzywdził niepełnosprawną dziewczynę. Niestety w tamtych czasach proste dziewczyny służące we dworach stały od razu na przegranej pozycji i bardzo łatwo mogły stracić reputację. W dodatku nie miały żadnej możliwości obrony, bo było słowo przeciwko słowu i sądy z reguły wierzyły paniczom. Janka w swoim nieszczęściu miała wiele szczęścia, bo przychylni jej Dobrzańscy znaleźli jej bezpieczny dom i zaczęli kształcić a i dzieckiem ma się kto zająć. Bardzo szlachetny uczynek. Mam nadzieję, że poprowadzisz to opowiadanie tak, że Sosnowski poniesie dotkliwe konsekwencje swojego haniebnego czynu.
OdpowiedzUsuńCieplak zmienił zdanie co do Marka? Uwierzył Sosnowskiemu i dlatego wysyła Ulę do ciotki? Szkoda, że nie dopuścił córki do głosu, bo ta zapewne powiedziałaby mu prawdę. Ciekawa jestem jak zareaguje Marek na wieść o jej wyjeździe. Pojedzie za nią?
Przy "szperanym towarzystwie" umarłam. Cała Violetta.
Serdecznie pozdrawiam. :)
PS.
Od 20-go do prawdopodobnie końca miesiąca nie będę miała dostępu do internetu, dlatego wybacz, jeśli w tym czasie nie ukażą się moje komentarze. Na pewno nadrobię lekturę po powrocie.
Marek sprytniejszy sposób znajdzie na ujawnienie tajemnicy Sosnowskiego. O tym w kolejnej części. Co do sądów i innych tego typu organów to zawsze była kryteria pochodzenia i pieniędzy.
UsuńMożliwe, że Ula powiedziałaby prawdę, ale musiałaby tłumaczyć się skąd ona to wie. No i Cieplak miałby słowo przeciw słowu a potrzebuje czegoś bardziej przekonującego.
Zdradzę pojedzie do Uli. Po co to już tajemnica.
Każdy sam sobie rzepkę kopie było równie chyba dobre.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Komentarzami proszę się nie martwić.