czwartek, 14 maja 2020

Hańba cz. 16


Od ostatnich wydarzeń miną tydzień. W tym czasie wujek Zosi Lucjan umieścił bratanicę wraz z mamą Elizą pod Gdynią w domku, który niedawno kupił. Najpierw razem z Markiem pojechał do Poznania po przyjaciółkę pani Tomczak Ludmiłę. Była ona poniekąd zakładnikiem właścicielki Zakątka Rozkoszy Róży na wypadek nie powrotu Elizy. Plan był prosty, bo Lucjan wynajął ją na godzinę w środku nocy i poszedł na pięterko. Okna pokojowe były od podwórka, a tam czekał Marek.   Później z pomocy sznura spuścili kobietę na ziemię, Lucjan sam zeskoczył i we trójkę pojechali do Rysiowa. Kolejnego dnia Zosia z mamą pojechały na pomorze. Lucjan obiecał również zająć się sprawami finansowymi i dopilnować, aby jego brat poczuwał się obowiązku łożenia na córkę. Ludmiła natomiast z drugą koleżanką Elizy, z którą przyjechała do Rysiowa zatrzyma się w Bydgoszczy. Obie miały zaoszczędzone pieniądze przy sobie i na początek im starczało.  
Kiedy wszystkie sprawy związane z Zosią były już rozwiązane, to Marek więcej czasu poświęcał Uli. Przyjeżdżał niemal codziennie i zajmował się kontuzjowaną Ulą. Od zrzucenia z konia bowiem minął tydzień i ciągle miała opuchniętą kostkę.
-Co chciałabyś robić dzisiaj -zapytał w jeden z wieczorów. —Pogoda pod psem.
-Możemy zagrać w Chapankę, Faraona, kości albo w Dolinę kupców (gry karciane). Albo w gąskę (gra planszowa).
-Może być Faraon na początek. Ale o fanty będziemy grać Ula.
-Może być. Później, gdy przyjdzie Wiola z Sebastianem, to zabawimy się w szarady sylabowe. A teraz mam coś dla ciebie na rozgrzewkę Marek.
Pierwsze do herbaty dają
Drugiem trzeciem chłopczyka wołają
Drugie z literą wielką, gdy dodasz trzeci
Będzie król Polski, no któren wiecie?
Całe mamusia nastawi w garnuszek
gdy rozboli cię brzuszek. * -zagadka dla was.( rozwiązanie wymawiane po staropolsku)
-A co jest nagrodą? -zapytał.
-Może pozwolę ci na pocałunek, jak nikt nie będzie patrzył -mówił kokieteryjnie.  
Marek szaradę odgadł, choć nie od razu i z podpowiedzią.
-A moja nagroda -pytał z nadzieją.   
-Za podpowiedź możesz jedynie potrzymać mnie za rękę -droczyła się z nim.
-Może chociaż druga szansa? -pytał z nadzieją w głosie.
-Może poszczęści ci się w grze karcianej Marek.
W grach karcianych wypadali po równo. Marek został właścicielem małej broszki Uli i jej chusteczki. Ula zaś wygrała papierośnicę i zegarek. Markowi poszczęściło się w grze, w której stawką był pocałunek Uli. W grze planszowej więcej szczęścia miała Ula i Marek musiał dla niej zaśpiewać. Wybrał dumkę Hej sokoły. Głos miał melodyjny, więc całe wykonanie Ula nagrodziła oklaskami.


W kolejne dni, gdy pogoda była lepsza, to Marek zabierał Ulę na przejażdżki. Aby nie obciążała kostki, to nosił nawet na rękach.


-Uważaj Marek, bo się przyzwyczaję i już zawsze będziesz musiał nosić mnie na rękach -powiedziała któregoś dnia.
-Hmh -odparł, tylko przenosząc z powoziku na ławkę.
-To znaczy, jak dalej będziesz odwiedzać mnie.
-Czy to znaczy, że rozważasz dać mi czarną polewkę na niedzielny obiad?
-To znaczy, że to ty możesz zmienić zdanie Marek.  Wiem, że nie jestem bardzo wysoko urodzona, ani potulna jak przykładna panna.
-Ula mówiłem ci, że płochliwe dziewczęta nie są w moim typie. Do czasu, aż nie poznałem cię, to nie wiedziałem, że takie panny na wydaniu,  jak ty istnieją. Już samo zapoznani cię było takie niespotykane. Jaka panna położyłaby się w stodole obok młodego mężczyzny i udawała, że została zhańbiona?
-Zdesperowana. Jeszcze mam dreszcze na wspomnienia o planach ojca wydania mnie za Sosnowskiego albo później za Młoczyńskiego (cz.1 listopad)
-Ja pamiętam, że wolałabyś rzucić się do rzeki niż zostać baronową Młoczyńską.
-Przepraszam Marek, że wpakowałam cię w sytuację bez wyjścia. I dziękuję, że zachowałeś się honorowo i od razu chciałeś ogłosić zaręczyny.
-Ula, gdyby nie tamto wydarzenia teraz dalej przewijałbym się przez cudze sypialnie albo baraszkował na sianie. Nawzajem pomogliśmy sobie.  A tak bardziej szczegółowo i szczerze to nazwisko Sosnowski na mnie podziałało jak czerwona płachta na byka. Chciałem odebrać mu prawie narzeczoną.
-Chyba napiszę o nas romans Marek. Mam teraz tyle czasu i tyle działo się w naszym życiu.
-Tylko że losy Uli i Marka musiałyby się skończyć ślubem. Albo przynajmniej zaręczynami -stwierdził sensownie.
-Będę najwyżej improwizować Marek -mówiła błahym tonem.
-Już dwa miesiące temu obiecałem ci zaręczyny -rzekł równie od niechcenia.
-Obiecanki sasanki a głupiemu gruszki, jakby powiedziała Wiola, coś w tym stylu.
-Mówiłem  pannie, że miłość do panny jest tak wielka, że trudno ująć w słowa -zaczął, biorąc za rękę, a na twarzy pojawił się szelmowski uśmiech. —A uroda pani przebija najpiękniejsze portrety najpiękniejszych księżniczek i królowych. Nie wspominając o pani umyśle nieodbiegającym niczym od najwybitniejszych umysłów uczonych.
-Powinnam teraz zarumienić się i odwrócić twarz -ni to zapytała, ni tylko odparła.
-I za to cię między innymi kocham Ula. Umiesz zaskoczyć mnie i rozbawić.
-I jeszcze te komplementy -odparła z zawstydzeniem. Naprawdę zaraz spłonę.
- Już dawno powinienem powiedzieć, to wszystko, ale jakoś nie było do tej pory odpowiedniego nastroju Ula.  Kocham panią panno Cieplak i jestem szczęśliwy, że jestem tym który może być u twojego boku.
-I pomyśleć, że musiałam skręcić nogę, żebym usłyszała te słowa? Trochę mało romantyczne, ale do wiadomości przyjęte Marek.  I jak kocham pana panie Marku Dobrzański.
Po tym nie pozostało im nic innego, aby swoje wyznania przypieczętować słodkim i delikatnym pocałunkiem.


Trzy dni później w niedzielne popołudnie pod dom Cieplaków zajechał powóz z seniorami Dobrzańskimi. Marek gościł u Cieplaków już na obiedzie, bo nocował u Sebastiana i przyjechał do nich przedpołudniem.  Dla Uli i jej rodziny była to niespodzianka, bo Marek nic nie mówił, że na podwieczorku pojawią się jego rodzice.
-Czemuś zawdzięczamy odwiedziny państwa -zagadnął Józef, będąc jeszcze na dworze.
-Syn nalegał i nie będziemy ukrywać, że liczymy, że warto było przyjechać tutaj -oznajmił Krzysztof.
-Rozumiem -odparł z uśmiechem. —Zapraszam na salony -dodał, wykonując szeroki zapraszający gest.
W salonie siedziała już Ula z Markiem, Jaśkiem i Alą. Kto przyjechał zdążyli dostrzec przez okno, więc zaskoczenia nie było.
-Można wiedzieć skąd ta wizyta Marek -zapytała podejrzliwie.
-A mi skąd wiedzieć Ula. Rodzice może chcieli zrelaksować się na łonie natury. Miło widzieć was -dodał do rodziców, gdy tylko pojawili się w drzwiach.
-Dzień dobry państwu -przywitała się i Ula. —Miło gościć ponownie w naszych skromnych progach.
-Cała przyjemność po naszej stronie, drogie dziecko -odparł Krzysztof.
Kiedy wszystkie uprzejmości mieli za sobą, przywitano się z Alą i Jaśkiem oraz podano kawę, to głos zabrał Marek.
-Skoro jesteśmy już wszyscy razem, to chciałbym prosić o rękę pana córki -rzekł z powagą Marek. —Poślubić tak wspaniałą dziewczynę, jaką jest Ula byłoby dla mnie zaszczytem.
-My możemy tylko prośbę syna poprzeć. Ula byłaby dla nas wspaniałą córką -wtrąciła Helena.
-No cóż, drodzy państwo -zaczął Cieplak. —Dla mnie to niebywały respekt, a Ula kocha Marka. Ja na drodze do waszego szczęścia stać nie będę -dodał do córki i przyszłego zięcia.
-Dziękuję panie Józefie -odparł mu Marek.
-Ula uczynisz mi ten honor i zostaniesz moją żoną -rzekł, klęcząc przed ukochaną. W ręku natomiast trzymał ozdobne wyściełane aksamitem pudełeczko z pierścionkiem z oczkiem z ametystu.


-Będę zaszczycona i najszczęśliwsza -mówiła ze wzruszeniem. —Już jestem.
Włożenie pierścionka na palec Uli był tylko formalnością. Na koniec Marek z gracją pocałował w dłoń.
-Jest piękny -mówiła z ciągłym wzruszeniem.
-To pamiątka rodzinna -wytłumaczył Marek. —Moja mama dostała go od swojej mamy, a z racji, że nie mam siostry, to teraz należeć będzie do ciebie.
-Dziękuję pani. Taka rodzinna pamiątka, to dla mnie  wielkie wyróżnienie. Mam nadzieję, że będę dla pani dobrą córką.
-W to nie wątpię. Mój syn wybrał sobie na żonę idealną pannę. Już dawno z mężem o tym wiemy.
Później przyszedł czas na gratulacje i pierwsze plany dotyczące ślubu i wesela.


W kolejnym tygodniu Ula z Markiem zajęli się pierwszymi przygotowywaniami do ślubu i poszli dać na zapowiedzi.  Następnej niedzieli proboszcz ogłosił, że zamierzają się pobrać. Tak jak przystało ślub zaplanowali za około pół roku po zaręczynach. Na datę wybrali pierwszą sobotę po Wielkanocy Roku Pańskiego 1896, co wypadało na połowę kwietnia. Sam ślub miał mieć miejsce w miejscowej parafii a przyjęcie wyprawione na łące Cieplaków. Na wypadek deszczu do dyspozycji mieliby nowy magazyn, który był właśnie budowany na miejscu spalonego magazynu.  W kolejnym tygodniu odbyło się przyjęcie zaręczynowe. Dom Cieplaków okazał się zbyt mały, więc bal przeniesiono do Dobrzańskich.  Ula i Marek przy okazji wybrali druhny i drużbów. A zostali nimi Wiola i Paulina oraz Sebastian i Aleks.  


Wkrótce po nich zaręczynach do grona szczęśliwych narzeczonych dołączyła Wioletta z Sebastianem, która w czasie balu Uli i Marka z góry zapowiedziała, że następne muszą być jej. Również Lew poprosił o rękę Pauliny.

Ogłoszone zaręczyny równały się z tym że matki innych dziewcząt na wydaniu już na zawsze porzuciły nadziej na wydanie córek za Dobrzańskiego. Bez uszczypliwości i wytykania mezaliansu nie obeszło się również, ale z tym oboje dawali sobie radę, bo uwagi nie zwracali. Pomocna była i Helena, która przy każdej okazji wychwalała przyszłą synową.

Po balu przyszedł długi czas narzeczeństwa, który w ich przypadku podzielił się im na cztery etapy. W pierwszym, który przypadał na koniec lata i jesień zajęci byli dopieszczaniem swojego przyszłego domu. Z wyborem, gdzie będą mieszkać z Ulą po ślubie kłopotów nie mieli, bo Marek odziedziczył po babce ze strony mamy dworek. Gdy pierwszy raz zawiózł tam Ulę, to od razu pokochała to miejsce. 


Nikt tam jednak nie mieszkał od dwudziestu lat i potrzebował remontu w środku, jak i zadbania o otoczenie. Tym zajęli się bezzwłocznie i późnym latem rozpoczęły się pierwsze prace. Przyjaciele Marka z zawodu zdunowie, którzy niedawno pomogli mu zdemaskować Sosnowskiego, teraz zajęli się postawieniem pieca kaflowego w każdym pokoju. W salonie i sypialni natomiast pojawiły się kominki. Sypialnię połączono również z małym dziecięcym pokoikiem. Inna ekipa zadbała o ściany. Pojawiła się nawet toaleta i łazienka z prawdziwego zdarzenia.
W międzyczasie odbył się proces Sosnowskiego i udowodniono mu podpalenie. Wystarczyły zeznania Dąbrowskiego i to co usłyszał policjant w czasie prowokacji wymyślonej przez Marka.  Odpowiedział również za leczenie bez prawa do wykonywania zawodu.

 W drugim etapie ich narzeczeństwa, a przypadającym na późną jesień i adwent był czasem odwiedzin Marka u Cieplaków. Chodzili wtedy na spacery, spotykali z przyjaciółmi, oddawali się hazardowi w postaci gier i szarad. Czasami jeździli do Warszawy i szli wtedy do teatru albo kawiarni. Po Bożym Narodzeniu nastał czas karnawału i czas szybciej im mijał. Chodzili po balach, odwiedzali krewnych i znajomych, którzy poznać Uli albo Marka okazji jeszcze nie mieli. Wraz z Wielkim Postem nastała wiosna i Ula wraz z Jadzią ekspertką od kwiatów i ogrodów oraz z wynajętym ogrodnikiem zajęli się otoczeniem dworku. Z Jadzią dogadywała się doskonale i po ponad półrocznej znajomości z dziewczyną język migowy znała nie gorzej niż Marek. 

Dzień ślubu był, jak na życzenie, bo niebo było błękitne a temperatura w okolicach dwudziestu stopni. Ula od samego rana wpadła w ręce przyjaciółek i Ali, które pomagały w ubiorze i fryzurze. Efekt ich starań był urzekający. 


Do Rysiowa Marek przyjechał pięknie udekorowanym powozem a wraz z nim jego rodzina. Na Ulę czekał w kościele przy ołtarzu. 




Ta pojawiła się dziesięć minut po nim. Chwilę później ojciec poprowadził do ołtarza i przysięgali sobie miłość i wierność. Później przyszedł czas na wesele do środka nocy.  Po oczepinach czas było kończyć zabawę i rozjechać się do swoich domostw. 



Państwo młodzi do swojego dworku ze względu, że było ze trzydzieści kilometrów pojechali automobilem. Kiedy dojechali, przeniósł przez próg i zaniósł do salonu.
-Ula w końcu sami -rzekł, gdy postawił na podłodze.
-I we własnym domu. Jesteśmy rodziną i będę od jutra dbała o ciebie i o cały dom.
-Tylko dzieci nam brakuje.
-Na dziecko nie ten czas. Trzeba poczekać dwa tygodnie.
-Chcesz tyle czasu odmawiać mi nocy poślubnej?
-Nie Marek. Czytam poradniki dla kobiet i wiem wszystko o fizjologii kobiet. Nie licz, więc że co rok będzie prorok.
-Nigdy nie pozwoliłbym na takie rozwiązanie. Chcę mieć żonę niewymęczoną ciągłą ciążą i porodami. Bardzo zmęczona?
-Nie Marek. Jeśli pytasz, czy dam radę spełnić obowiązek małżeński, to dam radę.
-Tylko nie obowiązek kochanie -odparł przy jej ustach.
Chwilę później wziął ponownie na ręce i zaniósł do sypialni.
Noc poślubna okazała się przyjemniejsza, niż myślała. Słyszała i czytała, że boli i kobieta nie ma z tego przyjemności. Marek tymczasem pomógł rozebrać się jej i rozpuścić włosy. Później bez pospiechu obsypywał twarz pocałunkami, pozwalając sobie na schodzenie na dekolt. Dla Uli było to bardzo przyjemne uczucie i całkiem inne niż przy zwykłych dotychczasowych pocałunkach. Kiedy nadchodził najważniejszy moment nocy, to Ula wyczuła to i instynktownie podniosła biodra. Przez chwilę było nieprzyjemnie, ale starała się nie myśleć o tym. Kiedy myślała, że już po wszystkim małżonek zaczął poruszać się w niej bardzo delikatnie i było to całkiem przyjemne. Mogłoby nawet być mocniejsze i szybsze. Marek jakby czytając w jej myślach i czując bardziej zaciśnięte nogi wokół własnych bioder, to swoje ruchy przyspieszył. Tym samym kobiecość Ula jeszcze bardziej się rozbudziła. Długo nie trwało, aby poznała, co to znaczy szczytować. Kiedy ich ciała wracały do normy, a Markowi wrócił rozsądek, aby dać Uli w tę noc spokój, zsunął się z żony i wsparty na boku położył się obok.
-Kochanie byłaś bardzo dzielna -mówił, gładząc policzek. —Kolejne noce będą przyjemniejsze.
-Wiem Marek. Czytam dużo.  I wcale nie bolało.
-Nie wiem, czy nie wymóc na tobie posłuszeństwa w małżeństwie i nie zakazać ci czytania poradników dla kobiet. Zbyt dużo wiesz.
-Przed ślubem moje oczytanie ci nie przeszkadzało Marek -wytknęła mu.
-Pomyślimy nad kompromisem Ula. A teraz śpij. Należy się nam po całym dniu wrażeń mocny odpoczynek. 




Dziesięć miesięcy po ślubie przyszła na świat pierwsza ich córka Zosia. Ula liczyła, że powije syna, ale mąż zapewniał ją, że nie zamieniłby małej Zosi nawet na tuzin chłopców, bo od urodzenia była ślicznym bobasem. Na kolejne dziecko czekali dwa lata. Tym razem urodził się synek Wojciech. Po kolejnych dwóch kolejna córeczka Emilia.
-Spełniłaś wszystkie moje marzenia -mówił Marek, tuląc po chrzcie swoją ostatnią pociechę.
-Staram się być przykładną żoną i matką.
-Jesteś kochanie. Tak się cieszę, że dzisiaj pojawiła się cała nasza rodzina i przyjaciele i że wszystkim się wokół nas układa. Olszańscy i Korzyńscy są szczęśliwi, Jadzia dla twojego wujostwa jest jak córka a Mareczek jak wnuk, a Zosia świetnie się uczy i nie ciąży na niej przeszłość matki. 
-To prawda Marek. I jeszcze jesteśmy zdrowi. Chciałabym dożyć późnej starości z tobą, dziećmi, wnukami.
-Dożyjemy kochanie, dożyjemy -mówił, nie wiedząc, że przed nimi ponad pięćdziesiąt lat wspólnego życia.

Na kolejne opowiadanie zapraszam za jakiś miesiąc. Potrzebuję trochę wytchnienia.  Ciągle piszę na bieżąco i jest to trochę uciążliwe. Może uda mi się coś napisać na zapas.



10 komentarzy:

  1. Zakończenie wspaniałe. Ula w końcu doczekała się wyznania miłości i szczęśliwego długiego życia u boku Dobrzańskiego.
    Również inni dostali to co im było pisane. Dziewczyny poślubiły swoich wybranków, a Sosnowski został ukarany.
    Dziękuję Ci bardzo za to opowiadanie i cierpliwie poczekam na kolejne.
    Cieplutko pozdrawiam w czwartkowy wieczór.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę trzeba było poczekać na kocham cię, ale za to jak barwnie Marek z Ulą je poprowadzili. Najpierw z humorem a później na bardziej poważnie.
      Pozdrawiam miło i dziękuje za wpis.

      Usuń
  2. Myślę że w ramach wypoczynku mogłabyś oglądnąć hiszpański serial Velet polecam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na telewizję czasu zbytnio nie mam. Ale ze streszczenia wyczytałam, że to coś do Brzyduli zbliżone. Bogaty i przystojny właściciel firmy modowej tylko bohaterka jest piękna.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  3. Bardzo fajnie zakończone. Wszyscy szczęśliwi, sprawiedlispraw stało się zadość i żyli długo i szczęśliwie. Wszystkim również tego życzę. Dziękuję, pozdrawiam serdecznie i życzę tak potrzebnego wytchnienia i weny twórczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Innego zakończenia nie mogłoby być. Ula zmieniła Marka i to w dużej mierze zaowocowało ich szczęściu.
      Pozdrawiam miło i dziękuje za wpis.

      Usuń
  4. Cała ta część to jeden wielki happy end, bo wszystkie kłopoty się skończyły dla znakomitej większości bohaterów. Właściwie, to tylko doktorkowi się nie poszczęściło, ale zapracował sobie na ten wyrok w pocie czoła. Matka Zosi wyrwana ze szpon prostytucji wreszcie mogła zająć się córką.
    Marek i Ula szczęśliwie dobili do spokojnej, małżeńskiej przystani i zaczęli budować własną przyszłość. Rozpływam się, bo wiesz jak lubię szczęśliwe zakończenia. Dziękuję za całe to opowiadanie i cierpliwie czekam na kolejne.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się aby o każdym bohaterze coś napisać i pozakańczać wątki.Nie wszyscy dobrze skończyli, ale takie jest życie że jedni sa na górze a inni na dole.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  5. Bardzo piękne i szczesliwe zakonczenie.Bede czekac na kolejne opowiadanie cos kojaze ze po Hanbie miala byc zamiana, zapowiedz byla bardzo ciekawa.Zycze odpoczynku i kolejnych pieknych opowiadan Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak będzie Zamiana, chociaż czeka jeszcze od bardzo dawna (Nie)doskonały plan i Dziewczyna z klubu zapowiedzi z kwietnia 2019 roku.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń