niedziela, 3 maja 2020

Hańba cz. 15


Upadek Uli zauważyły dwie kobiety i podbiegły do niej. Koń tymczasem zawrócił i prychając, pobiegł do młyna. Żmija zaś szybko popełzła w kamienie.
-Nic się pani nie stało -zapytała jedna z kobiet?
-Chyba zwichnęłam nogę -odparła, pocierając kostkę.
-Konie czasami są zdradliwe, proszę pani -odpowiedziała kobieta z ciemniejszymi włosami. —Pomożemy pani wstać.
-Dziękuję -odparła, podpierając się na brunetce. —Panie chyba nie są stąd. Jeśli potrzebują chleba, to u nas nie brakuje. Albo odpocząć?
-Dziękujemy, ale nie trzeba. Nie chcemy pani kłopotać. Pójdziemy już.
-Naprawdę nie jest to kłopot, a chleba u nas dostatek jak widać.
-My tylko na przechadzkę -rzekła kobieta z jaśniejszymi włosami.
Koń tymczasem dobiegł do młyna i zaniepokoił robotników, bo niedawno widzieli, że Ula wjeżdżała, a teraz koń wrócił sam. Wyszli na drogę a wraz z nimi Zosia, bo słyszała, jak jeden z robotników mówił, że koń wrócił sam. Była szybsza od robotników i wkrótce biegła w stronę Uli i jakichś kobiet. W połowie drogi zatrzymała się na chwilę.
-Mamusia -zawołała i rzucił się pędem w stronę brunetki.  Chwilę później tuliła się w ramionach mamy.
-Zosia, córeczko -mówiła czule.
-To, dlatego panie się tu pojawiły -rzekła Ula. —Musimy porozmawiać.
-Myśli pani, że jesteśmy złe? -zapytała.
-Nie. I nie mnie oceniać panią.
-Ciocia Ula i wujek Marek mówili mi, że wrócisz -oznajmiła Zosia.
-Urszula Cieplak -odezwała się Ula, wciągając rękę na przywitanie. —Zosia była u nas przez ostatnie dwa tygodnie. Mój znajomy ją przywiózł.
-Eliza Tomczak -przywitała się.
-Magdalena Olczyk -dodała druga. —Przyszywana ciocia.
-Nic panience się nie stało? -zapytał jeden z robotników, którzy dobiegli do nich.
-Nie. Tylko nogę skręciłam w kostce i mam siniaki na ręce.
Do domu daleko nie było, więc wsparta na robotniku pokuśtykała do domu.  Za nią szła Zosia z mamą i ciocią.
-Dostałam pieska Pimpusia i nowego misia -opowiadała tymczasem Zosia z błyszczącymi oczami. —I ciocia zabrała mnie do Warszawy do teatru z lalkami.
-Miło z pani strony, że zadbała o Zosię aż tak bardzo -rzekła do niej Eliza.
-Ale matki nic nie zastąpi.
-Tak wiem. Mimo to dziękuję.
-Opieka nad dziećmi nie jest dla mnie nowością, proszę pani, a Zosia to miła dziewczynka.
Po powrocie do domu Ula zrobiła sobie okład z kapusty i zimnej wody. Postanowiła również powiadomić Marka. Napisała liścik do niego i wysłała z nim Jaśka.

Marek tymczasem popołudnie spędzał z Lucjanem kolegą ze studiów. Nie widzieli się pięć lat i było, o czym rozmawiać.
-Piękna panna. To ktoś na poważnie, czy dla rozrywki. Widziałem z daleka, że chyba się kłóciliście. A tak w ogóle to żonaty jesteś?
-Nie jestem, a ona właśnie jest kandydatką. I nie myliłeś się, bo język ma ostry i nie tylko w całowaniu. A ty usidlony?
-Od pół roku. Córka znajomych rodziców -mówił sugestywnie. —Nuda małżeńska mnie czasami ogarnia. Lidka nie lubi balów, towarzystwa, nie zna się na niczym. Priorytetem jej było znaleźć sobie męża. Teraz jest w ciąży i całymi dniami leży i jęczy.
-To gratuluję. Dalej mieszkasz w Gnieźnie?
-Dalej. Do domu wracam jutro popołudniem i szedłem właśnie znaleźć sobie jakiś hotel.
-To zapraszam do siebie na nocleg. To znaczy do domu rodziców. A na razie zapraszam do salonu rozkoszy. Oderwiesz się trochę od marazmu żony.
-Czyli uważasz mnie za znużonego małżonka i potrzebującego takiego typu rozrywki.
-Dlaczego tak mówisz?
-Bo według kryteriów mojego ojca i brata tam udają się znużeni małżonkowie. Zwłaszcza kiedy żona jest przy nadziei.
W klubie spędzili dwie miłe godziny. Marek wdziękami zatrudnionych tam kobiet zainteresowany zbytnio nie był. Dla oka Lucjana była to jednak przyjemność.  Z żadną na pokoje jednak nie poszedł.



Do domu dotarli późnym wieczorem i dopiero wtedy w holu Marek znalazł kopertę z jego imieniem.
-Pachnąca koperta w kwiatki może oznaczać tylko jedno Marek -zagadnął Lucjan. —Liścik miłosny. Schadzka się szykuje, czy Ula?  
-Tak od niej -odparł, spoglądając na podpis.
Marek
Nie uwierzysz, ale znalazła sięmama Zosi.  Przyjechała wraz z koleżanką. Przebrały się za nędzarki i przechadzały się obok młyna. Proszę, przyjedź, jak możesz, a ja postaram się zatrzymać ją na noc i jutro.
Ula.
-I? -dopytywał kolega.
- Znalazła się mama Zosi. Muszę jutro rano pojechać do Rysiowa.
-A, kim jest Zosia?
-Długo by opowiadać.
-Chętnie posłucham.
-Skoro nalegasz -mówił na początek dłuższego monologu. —Usiądziemy sobie w salonie, napijemy się po kieliszeczku koniaku i ci opowiem.... . Summa summarum z listu dowiedzieliśmy się, tylko że ma cztery lata i że nazywa się Tomczak. Prawdopodobnie po matce, bo ojciec to jakiś panicz.  A i jeszcze mieszkali chyba w okolicach Poznania.
-Jak powiedziałeś? Tomczak -powtórzył. —Znałem kiedyś taką dziewczynę Tomczak.
- Nie powiesz mi, że…. Ja święty nie byłem Lucjan, ale nigdy nie skorzystałem z usług, jakby to powiedzieć pań, które zatrudniamy.
-Nie ja Marek. Mój kochany brat oczywiście. On i ojciec inaczej myślą o tych sprawach. Uważają kobiety za własność. Wracając do sprawy, to mieliśmy młodą pomoc kuchenną. Eliza miała na imię i zniknęła właśnie nagle z pięć lat temu. Widziałem, jak Leon poklepywał albo obmacywał ją czasami.
-Wszystko by się zgadzało. Gniezno jest wystarczająco daleko i zarazem blisko od Poznania, aby się tam ukryć.
-Pojadę jutro z tobą do tego Rysiowa i zobaczę, czy to ona.

Ula tymczasem następnego dnia robiła wszystko, aby zatrzymać Elizę w młynie, jak najdłużej. Jeszcze poprzedniego wieczora dowiedziała się, że Tomczak przejechała taki kawał drogi, aby zobaczyć, jak się miewa Zosia. O tym natomiast, gdzie obecnie przebywa jej córeczka wiedziała od koleżanki, bo Marek sam jej powiedział, dokąd jedzie. (13 cz.) Znalazła również artykuł w gazecie.
-Znowu chce pani zniknąć z życia córki? -pytała Ula z samego rana, gdy Zosia jeszcze spała.
-Nie stać mnie na utrzymanie nas. Musiałabym wynająć pokój.
-Są zakłady pracy.
-Na samotne matki źle patrzą i nie miałabym, z kim zostawiać Zosi. Wiem, że nie powinnam o to prosić, ale gdyby Zosia mogła tu zostać.  Będę łożyć na Zosię i odwiedzać czasami.
-A ja powtarzam pani, że razem z Markiem pomożemy pani.
-Nie mogę -mówiła uparcie. —Muszę wrócić do Poznania. Tam, gdzie pracuję, została moja najlepsza koleżanka. Właścicielka powiedziała mi, że jak nie wrócę, to odda Ludmiłę do domu Lipniaka. On jest starym zbereźnikiem i chce mieć kobietę na zawołanie. On i jego koledzy. U nich jakieś orgie się odgrywają. Grają w karty i ten, co wygrywa, to ma dziewczynę dla siebie. Ta, co była u niego albo jest w ciąży, albo znudziła się im.
-Okropne, co pani mówi.
-Wiem, ale muszę wrócić, skąd wyjechałam wczoraj.



Marek do Rysiowa wraz z kolegą pojechali tuż po wczesnym śniadaniu i pojawił się po ósmej. Ulę zauważył w pierwszej kolejności. Siedziała na podwórzu z usztywnioną nogą w kostce.
-Ula? Co ci się stało? -pytał, podbiegając do niej. —Wczoraj byłaś jeszcze zdrowa.
-Koń mnie zrzucił. Żmii się przestraszył.  Dobrze, że przyjechałeś Marek.
-Witam panią ponownie -odezwał się towarzysz Marka.
-Dzień dobry. Przyjechał pan zwiedzić wiejskie tereny?
-Faktycznie tereny bardzo ładne, ale co innego mnie tu sprowadza.
-Okazało się, że Zosia jest prawdopodobnie bratanicą Lucjana -wyjaśnił Marek.
-Ale, jakim cudem? -pytała ze zdezorientowaniem.
Zanim Ula usłyszała wyjaśnienia, to na podwórzu wraz z córką pojawił się Eliza.
-Pan tu? -zapytał na widok Lucjana.
-Jak widać. Czy Zosia jest moją bratanicą? -zapytał prosto z mostu i patrząc na trzymającą ją za rękę dziewczynkę.
-Dlaczego pan tak sądzi? -odparła pytaniem, bo nie wiedziała, w jakich intencjach pojawił się tutaj Lucjan.
-Bo układa się w całość. Zresztą jest podobna do Witkowskich. To jest moją bratanicą?
-Albo siostrą. Prędzej jednak bratanicą.

UPS. Opublikowałam przypadkiem. Chciałam  zapisać kolejny fragment, ale kliknęłam w opublikuj. Więc dzisiaj króciutko. Na dniach dodam epilog.

8 komentarzy:

  1. Jak ja lubię takie przypadki,można poczytać coś weselszego niż statystyki o koronowirusie. Powinnam się trochę pokajac, bo opuściłam się w komentarzach,choć regularnie czytam. Obiecuję nadrobie zaległości, Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co przepraszać. Statystyk komentarzy nie sprawdzam. Usuwać wpisu nie chciałam, bo na innych blogach były znak, że coś było.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  2. No i piękny przypadek. Dobrze, że znalazła się mama Zosi, bo strasznie mi jej żal. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy i mała będzie mogła zostać z mamą. Miłego nowego tygodnia życzę i proszę o więcej takich przypadków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten piękny przypadek to że się pomyliłam czy że znalazła się mama i wuja Zosi. Też przypadkiem pojawili się w odpowiednim czasie i miejscu. Teraz będzie tylko lepiej.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  3. Widać, że sprawa małej Zosi zaczyna być coraz to ciekawsza. Myślę jednak, że lepiej będzie małej przy ojcu niż u obcych.
    Ale jak widać Marek wciąż nie wyznał miłości Uli. Plus dla niego, że nie skorzystał z usług panien do towarzystwa
    Dziękuję Ci bardzo za dzisiaj i jednocześnie zastanawiam się skąd masz kochana tyle czasu przy dwójce małych dzieci. Jestem pod coraz to większym wrażeniem. Sama pamiętam jak mój już teraz szesnastoletni syn był takim maluchem. Brakowało dnia.
    Pozdrawiam cieplutko późną porą.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się dwa razy w tygodniu wieczorami po ok. 2 godziny coś napisać. Jak nie weny to daję sobie spokój i piszę innym razem. Teraz siostra była to miałam więcej czasu.
      Co do opowiadania to na ojca Zosi nie liczyłabym. Tylko na wujka.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  4. Takiego scenariusza z Zosią w życiu bym się nie spodziewała. Sądziłam raczej, że jednak Marek i Ula zaadoptują małą a tu mamusia się znalazła i zapewne tatuś też. Lucjan wydaje się człowiekiem uczciwym i honorowym i skoro rozpoznał w dziewczynce geny swojej rodziny, to już ma pewność, że jego brat jest jej ojcem. Mam nadzieję, że to wszystko, co wyszło na jaw okaże się dla małej szczęśliwym zrządzeniem losu i dla jej matki także. Może wreszcie uda jej się porzucić najstarszy zawód świata i wrócić do normalnego życia. Teraz czekam na ślub Uli i Marka. Cieszę się, że przez jedną małą pomyłkę mogłyśmy przeczytać świetny rozdział.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak potoczyłam losy Zosi aby było zaskoczenie. Teraz będzie tylko lepiej a Marek zajmie się w końcu Ulą.
    Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

    OdpowiedzUsuń