Upadek
Uli zauważyły dwie kobiety i podbiegły do niej. Koń tymczasem zawrócił i
prychając, pobiegł do młyna. Żmija zaś szybko popełzła w kamienie.
-Nic
się pani nie stało -zapytała jedna z kobiet?
-Chyba
zwichnęłam nogę -odparła, pocierając kostkę.
-Konie
czasami są zdradliwe, proszę pani -odpowiedziała kobieta z ciemniejszymi włosami. —Pomożemy pani wstać.
-Dziękuję
-odparła, podpierając się na brunetce. —Panie chyba nie są stąd. Jeśli
potrzebują chleba, to u nas nie brakuje. Albo odpocząć?
-Dziękujemy,
ale nie trzeba. Nie chcemy pani kłopotać. Pójdziemy już.
-Naprawdę
nie jest to kłopot, a chleba u nas dostatek jak widać.
-My
tylko na przechadzkę -rzekła kobieta z jaśniejszymi włosami.
Koń
tymczasem dobiegł do młyna i zaniepokoił robotników, bo niedawno widzieli, że
Ula wjeżdżała, a teraz koń wrócił sam. Wyszli na drogę a wraz z nimi Zosia, bo
słyszała, jak jeden z robotników mówił, że koń wrócił sam. Była szybsza od
robotników i wkrótce biegła w stronę Uli i jakichś kobiet. W połowie drogi
zatrzymała się na chwilę.
-Mamusia
-zawołała i rzucił się pędem w stronę brunetki.
Chwilę później tuliła się w ramionach mamy.
-Zosia,
córeczko -mówiła czule.
-To, dlatego
panie się tu pojawiły -rzekła Ula. —Musimy porozmawiać.
-Myśli pani,
że jesteśmy złe? -zapytała.
-Nie. I
nie mnie oceniać panią.
-Ciocia
Ula i wujek Marek mówili mi, że wrócisz -oznajmiła Zosia.
-Urszula
Cieplak -odezwała się Ula, wciągając rękę na przywitanie. —Zosia była u nas
przez ostatnie dwa tygodnie. Mój znajomy ją przywiózł.
-Eliza
Tomczak -przywitała się.
-Magdalena
Olczyk -dodała druga. —Przyszywana ciocia.
-Nic
panience się nie stało? -zapytał jeden z robotników, którzy dobiegli do nich.
-Nie.
Tylko nogę skręciłam w kostce i mam siniaki na ręce.
Do domu
daleko nie było, więc wsparta na robotniku pokuśtykała do domu. Za nią szła Zosia z mamą i ciocią.
-Dostałam
pieska Pimpusia i nowego misia -opowiadała tymczasem Zosia z błyszczącymi
oczami. —I ciocia zabrała mnie do Warszawy do teatru z lalkami.
-Miło z
pani strony, że zadbała o Zosię aż tak bardzo -rzekła do niej Eliza.
-Ale
matki nic nie zastąpi.
-Tak
wiem. Mimo to dziękuję.
-Opieka
nad dziećmi nie jest dla mnie nowością, proszę pani, a Zosia to miła
dziewczynka.
Po
powrocie do domu Ula zrobiła sobie okład z kapusty i zimnej wody. Postanowiła
również powiadomić Marka. Napisała liścik do niego i wysłała z nim Jaśka.
Marek
tymczasem popołudnie spędzał z Lucjanem kolegą ze studiów. Nie widzieli się
pięć lat i było, o czym rozmawiać.
-Piękna
panna. To ktoś na poważnie, czy dla rozrywki. Widziałem z daleka, że chyba się
kłóciliście. A tak w ogóle to żonaty jesteś?
-Nie
jestem, a ona właśnie jest kandydatką. I nie myliłeś się, bo język ma ostry i
nie tylko w całowaniu. A ty usidlony?
-Od pół
roku. Córka znajomych rodziców -mówił sugestywnie. —Nuda małżeńska mnie czasami
ogarnia. Lidka nie lubi balów, towarzystwa, nie zna się na niczym. Priorytetem
jej było znaleźć sobie męża. Teraz jest w ciąży i całymi dniami leży i jęczy.
-To gratuluję.
Dalej mieszkasz w Gnieźnie?
-Dalej.
Do domu wracam jutro popołudniem i szedłem właśnie znaleźć sobie jakiś hotel.
-To
zapraszam do siebie na nocleg. To znaczy do domu rodziców. A na razie zapraszam
do salonu rozkoszy. Oderwiesz się trochę od marazmu żony.
-Czyli
uważasz mnie za znużonego małżonka i potrzebującego takiego typu rozrywki.
-Dlaczego
tak mówisz?
-Bo
według kryteriów mojego ojca i brata tam udają się znużeni małżonkowie. Zwłaszcza
kiedy żona jest przy nadziei.
W
klubie spędzili dwie miłe godziny. Marek wdziękami zatrudnionych tam kobiet
zainteresowany zbytnio nie był. Dla oka Lucjana była to jednak
przyjemność. Z żadną na pokoje jednak
nie poszedł.
Do domu
dotarli późnym wieczorem i dopiero wtedy w holu Marek znalazł kopertę z jego
imieniem.
-Pachnąca
koperta w kwiatki może oznaczać tylko jedno Marek -zagadnął Lucjan. —Liścik
miłosny. Schadzka się szykuje, czy Ula?
-Tak od
niej -odparł, spoglądając na podpis.
Marek
Nie
uwierzysz, ale znalazła sięmama Zosi. Przyjechała
wraz z koleżanką. Przebrały się za nędzarki i przechadzały się obok młyna. Proszę, przyjedź, jak możesz, a ja postaram się zatrzymać ją na noc i jutro.
Ula.
-I?
-dopytywał kolega.
-
Znalazła się mama Zosi. Muszę jutro rano pojechać do Rysiowa.
-A, kim
jest Zosia?
-Długo by
opowiadać.
-Chętnie
posłucham.
-Skoro
nalegasz -mówił na początek dłuższego monologu. —Usiądziemy sobie w salonie, napijemy
się po kieliszeczku koniaku i ci opowiem.... . Summa summarum z listu dowiedzieliśmy
się, tylko że ma cztery lata i że nazywa się Tomczak. Prawdopodobnie po matce,
bo ojciec to jakiś panicz. A i jeszcze
mieszkali chyba w okolicach Poznania.
-Jak
powiedziałeś? Tomczak -powtórzył. —Znałem kiedyś taką dziewczynę Tomczak.
- Nie
powiesz mi, że…. Ja święty nie byłem Lucjan, ale nigdy nie skorzystałem z usług,
jakby to powiedzieć pań, które zatrudniamy.
-Nie ja
Marek. Mój kochany brat oczywiście. On i ojciec inaczej myślą o tych sprawach.
Uważają kobiety za własność. Wracając do sprawy, to mieliśmy młodą pomoc kuchenną.
Eliza miała na imię i zniknęła właśnie nagle z pięć lat temu. Widziałem, jak Leon poklepywał
albo obmacywał ją czasami.
-Wszystko
by się zgadzało. Gniezno jest wystarczająco daleko i zarazem blisko od
Poznania, aby się tam ukryć.
-Pojadę
jutro z tobą do tego Rysiowa i zobaczę, czy to ona.
Ula
tymczasem następnego dnia robiła wszystko, aby zatrzymać Elizę w młynie, jak
najdłużej. Jeszcze poprzedniego wieczora dowiedziała się, że Tomczak
przejechała taki kawał drogi, aby zobaczyć, jak się miewa Zosia. O tym natomiast,
gdzie obecnie przebywa jej córeczka wiedziała od koleżanki, bo Marek sam jej
powiedział, dokąd jedzie. (13 cz.) Znalazła również artykuł w gazecie.
-Znowu
chce pani zniknąć z życia córki? -pytała Ula z samego rana, gdy Zosia jeszcze
spała.
-Nie
stać mnie na utrzymanie nas. Musiałabym wynająć pokój.
-Są
zakłady pracy.
-Na
samotne matki źle patrzą i nie miałabym, z kim zostawiać Zosi. Wiem, że nie
powinnam o to prosić, ale gdyby Zosia mogła tu zostać. Będę łożyć na Zosię i odwiedzać czasami.
-A ja powtarzam
pani, że razem z Markiem pomożemy pani.
-Nie
mogę -mówiła uparcie. —Muszę wrócić do Poznania. Tam, gdzie pracuję, została
moja najlepsza koleżanka. Właścicielka powiedziała mi, że jak nie wrócę, to
odda Ludmiłę do domu Lipniaka. On jest starym zbereźnikiem i chce mieć kobietę
na zawołanie. On i jego koledzy. U nich jakieś orgie się odgrywają. Grają w
karty i ten, co wygrywa, to ma dziewczynę dla siebie. Ta, co była u niego albo
jest w ciąży, albo znudziła się im.
-Okropne,
co pani mówi.
-Wiem,
ale muszę wrócić, skąd wyjechałam wczoraj.
Marek
do Rysiowa wraz z kolegą pojechali tuż po wczesnym śniadaniu i pojawił się po
ósmej. Ulę zauważył w pierwszej kolejności. Siedziała na podwórzu z usztywnioną
nogą w kostce.
-Ula?
Co ci się stało? -pytał, podbiegając do niej. —Wczoraj byłaś jeszcze zdrowa.
-Koń
mnie zrzucił. Żmii się przestraszył. Dobrze,
że przyjechałeś Marek.
-Witam
panią ponownie -odezwał się towarzysz Marka.
-Dzień
dobry. Przyjechał pan zwiedzić wiejskie tereny?
-Faktycznie
tereny bardzo ładne, ale co innego mnie tu sprowadza.
-Okazało
się, że Zosia jest prawdopodobnie bratanicą Lucjana -wyjaśnił Marek.
-Ale,
jakim cudem? -pytała ze zdezorientowaniem.
Zanim Ula
usłyszała wyjaśnienia, to na podwórzu wraz z córką pojawił się Eliza.
-Pan
tu? -zapytał na widok Lucjana.
-Jak widać.
Czy Zosia jest moją bratanicą? -zapytał prosto z mostu i patrząc na trzymającą
ją za rękę dziewczynkę.
-Dlaczego
pan tak sądzi? -odparła pytaniem, bo nie wiedziała, w jakich intencjach pojawił
się tutaj Lucjan.
-Bo
układa się w całość. Zresztą jest podobna do Witkowskich. To jest moją bratanicą?
-Albo
siostrą. Prędzej jednak bratanicą.
UPS. Opublikowałam przypadkiem. Chciałam zapisać kolejny
fragment, ale kliknęłam w opublikuj. Więc dzisiaj króciutko. Na dniach dodam epilog.
Jak ja lubię takie przypadki,można poczytać coś weselszego niż statystyki o koronowirusie. Powinnam się trochę pokajac, bo opuściłam się w komentarzach,choć regularnie czytam. Obiecuję nadrobie zaległości, Agata
OdpowiedzUsuńNie ma za co przepraszać. Statystyk komentarzy nie sprawdzam. Usuwać wpisu nie chciałam, bo na innych blogach były znak, że coś było.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
No i piękny przypadek. Dobrze, że znalazła się mama Zosi, bo strasznie mi jej żal. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy i mała będzie mogła zostać z mamą. Miłego nowego tygodnia życzę i proszę o więcej takich przypadków.
OdpowiedzUsuńTen piękny przypadek to że się pomyliłam czy że znalazła się mama i wuja Zosi. Też przypadkiem pojawili się w odpowiednim czasie i miejscu. Teraz będzie tylko lepiej.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Widać, że sprawa małej Zosi zaczyna być coraz to ciekawsza. Myślę jednak, że lepiej będzie małej przy ojcu niż u obcych.
OdpowiedzUsuńAle jak widać Marek wciąż nie wyznał miłości Uli. Plus dla niego, że nie skorzystał z usług panien do towarzystwa
Dziękuję Ci bardzo za dzisiaj i jednocześnie zastanawiam się skąd masz kochana tyle czasu przy dwójce małych dzieci. Jestem pod coraz to większym wrażeniem. Sama pamiętam jak mój już teraz szesnastoletni syn był takim maluchem. Brakowało dnia.
Pozdrawiam cieplutko późną porą.
Julita
Staram się dwa razy w tygodniu wieczorami po ok. 2 godziny coś napisać. Jak nie weny to daję sobie spokój i piszę innym razem. Teraz siostra była to miałam więcej czasu.
UsuńCo do opowiadania to na ojca Zosi nie liczyłabym. Tylko na wujka.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Takiego scenariusza z Zosią w życiu bym się nie spodziewała. Sądziłam raczej, że jednak Marek i Ula zaadoptują małą a tu mamusia się znalazła i zapewne tatuś też. Lucjan wydaje się człowiekiem uczciwym i honorowym i skoro rozpoznał w dziewczynce geny swojej rodziny, to już ma pewność, że jego brat jest jej ojcem. Mam nadzieję, że to wszystko, co wyszło na jaw okaże się dla małej szczęśliwym zrządzeniem losu i dla jej matki także. Może wreszcie uda jej się porzucić najstarszy zawód świata i wrócić do normalnego życia. Teraz czekam na ślub Uli i Marka. Cieszę się, że przez jedną małą pomyłkę mogłyśmy przeczytać świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Tak potoczyłam losy Zosi aby było zaskoczenie. Teraz będzie tylko lepiej a Marek zajmie się w końcu Ulą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.