Od dnia pojawienia się w Rysiowie małej Zosi minęły dwa tygodnie. Przez ten
czas ciągle mieszkała u Cieplaków i Ula zajmowała się nią. Spała z nią w jednym
łóżku, wymyślała zabawy, kupowała słodkości, zabierała na spacery, jeździła do
Warszawy na przedstawienia to teatru i do parku Ujazdowskiego na huśtawki. Dziewczynka
jak szybko okazało się, umiała sporo wierszyków, piosenek i jak tylko była
okazja śpiewała i recytowała. Publiczność zaś miała dużą, bo nieśmiała nie była
i przychodziła nawet do robotników do młyna, aby pokazać swoje umiejętności. Lubiła
również tańczyć. Mimo to, że miała tyle atrakcji, to nieustannie wypytywała o
mamę i dziadków. Z dziadkami było łatwiej, bo ich nigdy nie widziała, ale na
temat mamy Ula musiała kłamać, że jest chora i musi pomieszkać z nimi. Tak jak było do przewidzenia, ludzie zaczęli
tworzyć swoje teorie, kim jest. Jedna z fam głosiła, że jest to córeczka Marka.
Sam zainteresowany nie zamierzał ani zaprzeczać pogłoskom, ani potwierdzać, bo
tylko by sprawę pogorszył. Za plotkami jak szybko dowiedział się, oprócz
Dąbrowskiej, stali Sosnowscy. Ciągle nie mogli pogodzić się z tym, że przez
Marka ich syn trafił do więzienia, złamano mu karierę i zaszkodził tym samym
całej rodzinie. Aby nieco uciąć plotkom, to Ula zaczęła dyskretnie mówić o
dalszej krewnej z okolic Poznania, która musiała wyjechać do uzdrowiska
podreperować siły. O tyle było to wiarygodne, bo jej ciotka faktycznie
mieszkała w tych okolicach i mogła mieć tam dalszych krewnych. Zosia również
mówił o Poznaniu i słowa Uli stawały się jeszcze bardziej wiarygodne.
Przez ten
czas Marek z Aleksem próbowali odnaleźć matkę Zosi, ale na artykuł zamieszczony
w kilku gazetach nikt nie odpowiadał. Dlatego też Ula z Markiem zaczęli
dowiadywać się, jak wygląda prawnie jej sprawa. Oboje byli w jednym zgodni. Nie
chcieli bowiem, aby mała trafiła do sierocińca. Marek w miarę swojej możliwości
przyjeżdżał i pomagał w opiece. Choć dzieci nie były jego mocną stroną i
stronił od nich. Teraz jednak mała Zosia i Ula sprawiły, że jego pogląd na
rodzinę zmienił się całkowicie. Stało się to jednego popołudnia, gdy przyjechał
do Rysiowa i zastał Ulę z Zosią i Beatką w ogrodzie na ławce. Ula w blasku niskiego słońca wyglądała pięknie, a zabawa w noski, łaskotanie i niewinne
obcałowywanie twarzy Uli przez obie dziewczynki sprawili, że i on chciałby w
końcu skosztować ust panny Cieplak. Pojawienie się Marka zdziwiło Ulę, bo
umówieni nie byli i w dodatku przyjechał konno.
-Szkoda, że nie ma takiego urządzenia, które mogłoby uwiecznić wasze zabawy
-zagadnął. —Wyglądacie uroczo.
-Pan Dobrzański rozczulił się dwójką uroczych dziewczynek. Kto by pomyślał?
-zakpiła Ula.
-Trójką Ulą. I masz rację. Sam się dziwię.
W tym mówił prawdę, bo dzieci były dla niego odległą przyszłość i jeśli
planował je to za jakieś pięć, sześć lat.
Nawet wychowanie pozostawiłby żonie i nianiom a jego wkład byłby tylko w
spłodzeniu potomków i ewentualne zajęcie się synem, gdy osiągnie odpowiedni
wiek.
-A co tu robisz? -zapytała Ula. —Nie byliśmy umówieni.
-Byłem u Febo w interesach, użyczyli mi swojego konia i postanowiłem wpaść
na chwilę. Moja mama zaprasza cię do nas na obiad -dodał. —Proponuje pojutrze.
Przyjechałbym po ciebie około południa.
-Chętnie Marek. Zosiu, przyszedł pan baran -rzekła do podopiecznej. —Ponosisz
ją trochę na barana, prawda Marek?
-Trudno odmówić tak uroczej prośbie Ula.
Przez kolejne minuty oboje zajmowali się Zosią i Beatką i robili to z całym
sercem. Zosia okazała się bardzo całuśna, bo ciągle by całowała twarz Uli, a
Marek dalej marzył o tym samym.
Jeszcze tego samego dnia Marek miał okazję, aby doznać tego o czym marzył. Stało
się to, kiedy poszli na spacer i mijali zagajnik. Marek nie wiedział tylko jak zabrać się do
tego.
-Całowałaś się już Ula -zapytał najprościej.
-Nie -odparła cicho i krótko.
Ostatnimi czasy jednak dużo myślała, o tym, jak to jest się całować. Ze
słów przyjaciółek, które miały już za sobą ten pierwszy pocałunek wiedziała, że
jest to bardzo przyjemne uczucie.
-To dobrze -rzekł, wpatrując się w jej twarz.
Wzrok Marka był tak przeszywający, że Ula instynktownie przysunęła się
bliżej niego. Ten zaś nie zamierzał tracić takiej okazji i bez chwili zwłoki
zaczął muskać jej wargi. Z tą samą chwilą Ula zamknęła oczy, jeszcze bardziej
przylgnęła do Marka i całkowicie oddała się we władanie Marka. Pieszczoty
trwały już chwile, gdy poczuła, że język Marka znajduje się w jej własnych
ustach. Choć mogłoby wydawać się to za niehigieniczne, to sprawiało przyjemność
i zrozumiała, co miały na myśli jej przyjaciółki mówiące o przyjemnym cieple
rozchodzącym się po całym ciele, a zwłaszcza w okolicach brzucha. Dla samego Marka było również coś całkiem
nowego. Całował bowiem już wiele kobiet, ale nigdy nie czuł się tak szczęśliwy,
jak teraz.
- I jak? Przyjemnie było? -zapytał, kiedy wrócił mu rozsądek i przerwał pocałunek.
-Tak -odparła, unikając jego wzroku.
- Ula nie ma co się wstydzić. W pocałunku chodzi o to, aby było przyjemnie.
-Tylko że my krótko się znamy.
-I dlatego były to pocałunki odpowiednio długie, do długości znajomości.
Wracając tą samą drogą i w tym samym miejscu znowu oddali się
przyjemnością. Atmosfery dodawał fakt, że zbliżał się zachód słońca. Marek nie
pytał nawet o pozwolenie, tylko obrócił do siebie i przylgnął do ust Uli. Tak
samo, jak poprzednio zaczął delikatnie, by Uli nie przestraszyć nachalnością.
Gdy wyczuł, że może pozwolić na więcej, wplótł swoje ręce w jej włosy i po
mistrzowsku zawładnął jej ustami. Teraz całował ją z taką samą intensywnością
jak w zamierzchłych czasach Eleonorę i inne kochanki. Jego natura miała też, to
do siebie, że nie potrzebował dużo czasu, aby poczuć pożądanie i teraz właśnie
czuł to w swoich bryczesach. Pomruk Uli przywołał go jednak do rzeczywistości.
-Ula co miało znaczyć te hmm.
-Hmm Marek. Niech się zastanowię.
Z odpowiedzi wybawiło ją pojawienie się na alejce leśnej Wioletty i
Sebastiana. Oni podobnie jak Ula i Marek wybrali się na spacer i wracali do
posiadłości Kubasińskich. Do Cieplaków wracali więc we czwórkę, bo Wiola
mieszkała za Ulą. Kiedy już doszli, to czasu na rozmowę nie było, bo robiło się
coraz ciemniej i Marek musiał wrócić do Febo, a później do Warszawy. Nie dane
było im być również samym.
Wieczorem natomiast, gdy położyli się spać, to oboje wrócili do tych chwil.
Co się z tobą dzieje Marek -myślał. Tyle kobiet całowałeś i z tyloma byłeś, a
do żadnej nie poczułeś tyle błogości, co do Uli. Może tym objawia się miłość? Przecież
jeszcze dwa miesiące temu panny na wydaniu mnie w ogóle nie interesowały, a
teraz poczułem takie samo pożądanie jak do kochanek.
To było takie słodkie i kocham go -myślała Ula. Czy przy innym czułabym to samo, czy zależy od
mężczyzny? Na pewno od mężczyzny, bo kiedy Piotr chwytał mnie za rękę, to
czułam odrzucenie. Tylko czemu Marek nie powiedział mi nic czułego.
Dwa dni później Ula pojawiła się u Heleny i Krzysztofa na obiedzie w posiadłości
Dobrzańskich. Marek miał przyjechać po nią, ale nie mógł i przyjechał ich stangret.
-Piękny dom i ogród pani Heleno -rzekła Ula, rozglądając się po wnętrzach.
-Ogród to zasługa rodziców Jadzi i samej Jadzi Uleńko. I dziękuję, że
zgodziłaś się odwiedzić nas.
-Cała przyjemność po mojej stronie.
-A jak rodzina się czuje i mała Zosia? Zdrowi?
-Tak i mają państwo pozdrowienia od ojca i Ali.
Przez kolejne półgodziny i w oczekiwaniu na przyjście Marka rozmawiali o
wszystkim, a Dobrzańscy po raz kolejny w duchu dziękowali, że ich jedynak wiążę
przyszłość z tak uroczą kobietą. Marek do domu dotarł tuż przed trzynastą, porą
obiadową u Dobrzańskich.
-Spotkałem dzisiaj mecenasa Jarosza i możemy przyjść do kancelarii dzisiaj
po piętnastej -oznajmił rodzicom i Uli, gdy usiadł. —Ma dla nas jakieś wiadomości.
-Oby były dobre -odparła Ula.
-Zależy wam na tej dziewczynce? -zapytała życzliwie Helena.
-Tak mamo.
-Dobrze wróży wam na przyszłość -dodał Krzysztof. —Nie każdy młody człowiek
chciałby obarczać się takimi obowiązkami. Zwłaszcza Marek taki nie był.
-Zmieniłaś go Uleńko -dodała Dobrzańska. –I chwała ci za to.
-Dziękuję państwu -odparła Ula.
Po obiedzie Ula z Markiem wyszli na spotkanie z mecenasem. Zegar na
kościelnej wieży wybił dopiero wpół do trzeciej, więc czasu mieli jeszcze
trochę i postanowili pójść na spacer do parku, który mieścił się w pobliżu
kancelarii.
-Przeprasza za rodziców, że wylali na ciebie tyle pochwał -rzekł, kiedy
opuścili dom Dobrzańskich.
-Nie masz za co przepraszać. Mile było i gorzej byłoby, gdyby były to obelgi.
-Doszłaś już do siebie Ula?
-Nie rozumiem?
-Po pocałunkach. Ja nie mogę zapomnieć.
-Czy wam mężczyznom tylko jedno w głowie? Bo my kobiety wolimy, jak okazuje
się nam zainteresowanie w słowie. A przynajmniej ja należę do takich.
-Typ romantyczek. Tylko ja nie jestem typem, który mówi poematy Ula - przekomarzał się z nią.
-Nie trzeba być poetą, żeby powiedzieć kobiecie coś miłego albo określić
swoje uczucia -odparła dobitnie.
-Ula nie jesteś mi obojętna. Chyba wiesz o tym sama.
-Obojętna to rozległe pojęcie -stwierdziła z wyraźnym rozczarowaniem.
-Witam serdecznie -przerwał im sam mecenas, który nieoczekiwanie pojawił się za ich
plecami. —Jak rozumiem, to jest pani Urszula Cieplak.
-Tak -odparł Marek. —Ula to jest pan Jarosz prawnik rodziny i przyjaciel
rodziców. I jak przedstawia się sprawa od strony prawnej?
-Kłaniam się nisko -rzekł do Uli. —Szansa na przygarnięcie Zosi przez jakąś
rodzinę jest trochę skomplikowana -tłumaczył im prawnuk. —Choć dziewczynki właśnie
tym wieku są najchętniej widziane. Tu mamy jednak do czynienia z poważnym minusem.
-Niech zgadnę -wtrącił Marek. —Jej mama.
- W samej rzeczy chodzi o pochodzenie. Nawet całkowita sierota jest lepsza
od matki z taką profesją.
-Czyli do czasu aż się nie usamodzielni, może zostać w sierocińcu -pytał Ula.
-Często tak bywa droga pani. Mam jednak znajomości w ochronce u sióstr
Najświętszego Serca Jezusowego i może da się znaleźć rodzinę dla Zosi. Dodatkowy plus jest taki, że jest rezolutna, z
tego co mówił Marek.
-A ze mną nie mogłaby zostać -pytała Ula.
—Mogłabym sobie ją przysposobić. Stać mnie finansowo, a i doświadczenie
mam. Zajmowałam się młodszym bratem, a po śmierci mamy również siostrą od dnia
urodzenia.
-Lepiej patrzą na małżeństwa albo rodziny -zasugerował im po rozmowie z
Dobrzańskimi seniorami, aby nieco naprowadził ich na odpowiednie tory.
-Czyli gdybyśmy byli po ślubie sprawa byłaby prosta -wtrącił Marek.
-Póki co nie jesteśmy Marek -wtrąciła Ula.
-Ula na razie pytam -odparł jej Marek.
-To byłoby jakieś rozwiązanie -orzekł prawnik. —Jest jeszcze jedno wyjście.
Nazywa się, to opieka dobrowolna. Zosia zostałaby pod swoim nazwiskiem, a osoba
lub osoby, które zaopiekowałaby się nią, musiałaby tylko zapewnić jej w miarę
dobre warunki do życia. Robią tak czasami samotne, starsze, bezdzietne osoby, bezdzietne
małżeństwa albo takie, gdzie dzieci są już dorosłe. Zajmują
się sierotami, aby na starość miał się kto nimi zająć. Starsi chłopcy zaś są
zabierani, aby pomóc w obejściu. Pani za młoda jest i może mieć własne
potomstwo.
-Czyli wiele zrobić nie możemy -pytała Ula.
-Niestety. W dodatku czas trwania opieki nad Zosią u pani się kończy. Gdyby
byli państwo, chociaż oficjalnie zaręczeni, sprawa wyglądałaby o niebo lepiej.
-Same progi -rzekła Ula.
-Takie jest niestety prawo, droga pani. Czas
na mnie. Jakby byłbym potrzebny, to wiesz, gdzie mnie szukać Marek.
-Pomyślimy o tym -obiecał Marek. —I dziękujemy za poświęcony czas.
Po odejściu prawnika Marek dalej drążył temat ich ślubu.
-I co ty na to Ula? Zaręczyny to jest myśl.
-Jak ty sobie to wyobrażasz? -rzekła bez optymizmu Marka.
-W niedzielę moglibyśmy zorganizować zaręczyny, w poniedziałek pójść do
kościoła dać na zaręczyny.
-Ale znamy się dopiero niecałe dwa miesiące Marek -argumentowała. —Kto
uwierzy w szczere zaręczyny bez długich zalotów. Paula i Lew oraz Wiola z
Sebastianem są ze sobą kilka miesięcy i jeszcze się nie zaręczyli.
-Wystarczy spojrzeć na ciebie i pobyć trochę z tobą, aby nikt z moich i
twoich znajomych zdziwiony nie był. Zawsze możemy powiedzieć też, że była to
miłość od pierwszego wejrzenia.
-Na pewno wszyscy uwierzą Marek -drwiła jawnie. —Jesteś taki romantyczny?
-Czyli na Zosi ci nie zależy?
-Zależy, ale są jakieś granice. I nic nie rozumiesz.
-Bo nie jestem romantyczny? Ula, jeśli chcesz usłyszeć kilka czułych słów
to powiem. Jesteś niepowtarzalna, interesująca, z ciętym językiem, piękna,
umiesz zawrócić w głowie mężczyznom.
-A uczucia, gdzie są w tym?
-A uczucia, gdzie są w tym?
-Marek to naprawdę ty -przerwał mu jakiś elegant.
-Lucjan -odparł Marek z wyraźnym rozradowaniem. —Nie widzieliśmy się od
czasu skończenia studiów.
-Nie musisz odwozić mnie do domu Marek -wtrąciła Ula. —Za chwilę mam omnibus, a ty możesz zająć się
panem.
Po powrocie do domu wybrała się na przejażdżkę konną. Chciała w swoim ulubionym miejscu z dala od
gwaru domu i młyna pomyśleć o rozmowie z Markiem. Kiedy przejeżdżała drogą
polną obok młyna, to zauważyła dwie nędzarki spoglądające na młyn i obejście. Kiedy
i one zobaczyły ją, to zaczęły uciekać. Ta chwila rozkojarzenia spowodowała, że
Ula nie zauważyła wygrzewającej się żmii w popołudniowym słońcu na polnej drodze.
Koń jednak spostrzegł i ze strachu zrzucił Ulę z siodła.
Jak kocha to poczeka na jej decyzję pozdrawiam ulo maniakow marek ma troche raci
OdpowiedzUsuńW tym przypadku Ula czeka aż Marek powie kocham cię.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Ach ta nasza Ula - chciałabym, ale się boję. Na każdy temat bycia z Markiem na całe życie znajduje jakieś argumenty na nie. Oby Marek miał na tyle cierpliwości, że w końcu doczeka się i usłyszy - Tak. Bo na razie nic na to nie wskazuje.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za dzisiaj.
Cieplutko pozdrawiam w piątkowe popołudnie oraz życzę udanego długiego majowego weekendu.
Julita
Ula jest jak najbardziej gotowa zająć się Zosią i być z Markiem, bo go kocha. Jednak czeka aż Marek uczuciowo się ustosunkowuje. Ciągle nie powiedział jej, że ją kocha i widzi tylko to, że chce związać się z nią tylko dla dobra Zosi a nie z miłości do niej.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Dawne konwenanse dla nas współczesnych byłyby nie do przyjęcia. Z pewnością wzbudziłaby zgorszenie wieść o zaręczynach po zaledwie dwumiesięcznej znajomości a co dopiero ślub. Z drugiej strony konwenanse są po to, żeby je łamać więc skoro nie są sobie obojętni i chcą przysposobić Zosię, to nie ma się na co oglądać. Ludzie pogadają i przestaną. W tamtych czasach wścibstwo królowało na salonach i obsmarowywano wszystkich dookoła, kto tylko dostarczał pretekstu do plotek. Na przysposobienie Zosi czasu jest niewiele, niech więc przyspieszą nieco akcję, zagęszczą pocałunki, ogłoszą zaręczyny i chęć zaślubin. Nie ma na co czekać, bo mała rzeczywiście wyląduje w sierocińcu.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Małgosiu opublikowałam kolejną część zanim odpisałam więc co będzie z Zosią można się domyślić. Co do związku Uli i Marka powód szybkiego związku odpłynął, ale Marek może teraz swoje uczucia do Uli jakoś uporządkuje.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Twój Ula całkowicie nie pasuje do tamtych czasów. Dziewczęta były spokojne bojaźliwe a panna Cieplaka pokazuje pazurki. Ale tym zaskrobiła sobie zainteresowanie ze strony Marka. Nijakiej panny nie są wspaniałe jego typie. Teraz pojawiła się Zosia i mają cel aby jakoś związek zalegizować ale rozumiem i Ulę ⚩ czeka na Kocham Cię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Elka.
Pisałam z telefonu i nie wiem dlaczego na końcu wyszedł znaczek zamiast Że.
UsuńPozdrawiam.
Jak najbardziej nie pasuje i dlatego Marek zwrócił na nią uwagę. Miał dość znudzonych i głupiutkich panienek z dobrego domu. Dobrze, że dałaś wyjaśnienie, bo zastanawiałam o co chodzi z tym Kocham Cię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.