-Rodzice wracają niedługo na stałe -oznajmił Marek Dobrzański kumplowi w czasie spotkania w jednym z lokali i popijając Winiak Luksusowy.
-To kiepsko Marek- odparł, wzdychając Sebastian Olszański. —Koniec zabaw u ciebie w domu.
-Niestety. Ostatnie dwa tygodnie wolności. Oprócz rodziców, Febo przylatują. Z początkiem lipca ojciec i Aleks chcą firmę uruchomić na dobre.
-Ale przynajmniej pracę będę mieć w waszej firmie. Teraz mnie wykorzystują. Nie po to kończyłem wydział administracji, żeby pocztę sortować i roznosić po biurach urzędu. Skoczymy dzisiaj wieczorem do Europy? – pytał o ich ulubiony klub.
-Pewnie -odparła z wyraźną ochotą. —Może znowu zobaczymy Grażynę i Gabrysię.
-Gabrychę mógłbym godzinami całować -mówił Olszański z dziką podnietą. —Dziewczyna obdarzona przez naturę jak mało która.
-A Grażynka sama słodycz. Tylko mało chętna i nieśmiała. Przy każdy przytuleniu, się czerwieniła. Nie mówiąc, gdy chciałem ją pocałować. Ale wszystko w swoim czasie. Jak nie przedwczoraj to może dzisiaj, jeśli będzie, da się coś zdziałać.
Do klubu Europa chodzili trzy -cztery razy w tygodniu i wszyscy ich tam znali. Oboje byli przystojni, młodzi, eleganccy, szarmanccy. Byli też westchnieniami dziewczyn i każda za taniec z którymkolwiek z nich albo za uśmiech oddałaby wszystko. Klub nie był takim zwykłym klubem, gdzie można było się napić, bo w niektóre dni na obrotowej scenie mogli obejrzeć striptiz. Otwarty był też do dwudziestej trzeciej. Nieliczni wiedzieli także, że w piwnicy były pokoje dla spragnionych miłości. Oczywiście oboje zdążyli już poznać to miejsce.
Marek Dobrzański i Sebastian Olszański poznali się w liceum i od tego momentu stali się najlepszymi kumplami. Studia jednak odrębnie skończyli. Marek ekonomię a Sebastian administrację. Nie przeszkadzało im to, aby spotykać się w wolny czasie i bawić. Zwłaszcza że posiadłość Dobrzańskich była spora i mogli tam urządzać prywatki. Pod słowem posiadłość krył się dom pod Warszawą, duży ogród i sad. Sam dom domagał się już remontu, bo od czasu budowy nie był remontowany. Kiedy Marek skończył osiemnaście lat, liceum i dostał się na studia, to jego matka postanowiła polecieć na stałe do męża do Mediolanu. Do tej pory Dobrzańscy mieszkali osobno, bo firma zatrzymywała Krzysztofa we Włoszech. Tam też mieszkało rodzeństwo Febo i potrzebowali, aby ktoś się nimi zajął. Parę lat temu, bowiem, gdy jeszcze nie byli pełnoletni stracili rodziców w wypadku. Teraz Aleks miał dwadzieścia osiem i był dwa lata starszy od Marka. Paulina natomiast była o dwa lata młodsza od Marka. Tak jak rodzeństwem Krzysztof musiał zająć się firmą, bo tam była siedziba F&D. Teraz nadarzyła się okazja przeniesienia firmy na stałe do Polski i skorzystali z tej szansy.
Moda Polska już wkrótce będzie miała konkurencję. I to nie byle jaką. Na polski rynek wkracza Febo & Dobrzański. Włosko - polska firma z siedzibą w Mediolanie. Po stolicy mody włoskiej czas na podbój stolicy znad Wisły. Siedziba będzie mieściła się na ulicy Lwowskiej, a sklepy rozmieszczone będą w różnych punktach stolicy. Pierwszy pokaz pod hasłem Złota Polska Jesień zaplanowany jest na początek września -czytała Ula Cieplak w najnowszym numerze Filipinki. Modą się zbytnio nie interesowała i chodziła w tym co kupiła na targu albo to, co uszyła bądź przerobiła sąsiadka krawcowa. Teraz wracała z Warszawy do Rysiowa i wgłębiła się w czytanie prasy, bo czekała ją przynajmniej półgodzinna droga. Wysłużony ogórek bowiem, który kursował na trasie Warszawa -Rysiów i dalej często miewał awarie i tym samym przestoje. Na szczęście do domu wracała przed szczytem powrotów z pracy i było w autobusie w miarę luźno. Do Warszawy pojechała po większe zakupy, bo sklepik w Rysiowie często miał braki w zaopatrzeniu oraz po ostatnie dokumenty z uczelni. Przy okazji kupiła arkusze papieru A-4, aby móc, na czym pisać życiorys i podanie o pracę. Z podjęciem pracy problemu nie powinna mieć, bo wystarczyło pójść do biura pracy i przejrzeć oferty. Skończyła też dobrą uczelnię SGPiS (Szkoła Główna Planowania i Statystyki) oraz znała niemiecki i rosyjski. W domu z książek i kaset uczyła się również angielskiego. W stolicy odwiedziła także swoją babcię, która mieszkała w starej kamienicy na Pradze. Pomogła jej posprzątać i zrobić zakupy.
-Jestem kochani -zawołała od drzwi do ojca i młodszej siostry Beatki. —Zaraz zabieram się za obiad. Będzie równo z powrotem Jasia z treningu.
Chwilę później w kuchni pojawił się jej ojciec i młodsza siostra.
-Kupiłaś mi lizaka kogutka? -zapytała siostra.
-Kupiłam. Nie mogłabym zapomnieć -odparła, głaszcząc po główce. —A dla ciebie Sporty tato. Chociaż powinieneś przestać całkiem palić.
-Paczka na tydzień córciu -bronił się przed oskarżeniami. —Przecież wiesz, że na więcej sobie nie pozwalam.
Józef od ponad pięciu lat przebywał na rencie po kłopotach ze zdrowiem. Po śmierci żony zaczął chorować i do pracy nie wrócił. Na szczęście władza ludowa zajęła się odpowiednio rodziną, gdzie była trójka małoletnich jeszcze dzieci i nie dała jej zginąć. Tak więc mieli się lepiej niż rodzina pełna. Teraz zaczynam się nowy okres w ich życiu, bo Ula miała dyplom ukończenia wyższych studiów i liczyła, że dostanie dobrą pracę w biurze.
Do Warszawy zawitała dwa dni później i udała się prosto do Urzędu Pracy. Tam spisała kilka ofert. Wśród karteczek zauważyła całą listę zapotrzebowania do firmy F&D. Poszukiwali między innymi kadrowej, księgowych, sekretarki. Wszystkie te oferty były również w jej zasięgu wykształcenia i zainteresowania. Godzinę później była w siedzibie firmy i rozmawiała z prezesem Krzysztofem Dobrzańskim. Przejrzał również jej życiorys i papiery z uczelni. Po kwadransie miała już pracę na stanowisku jego sekretarki. Tak więc do domu wracała szczęśliwa. Zwłaszcza że pensja była większa, niż myślała.
Pracę miała zacząć od nowego miesiąca, czyli za pięć dni. Tego dnia też oficjalnie firma rozpoczęła działalność w Polsce. Szef zorganizował z tej okazji zebranie zapoznawcze.
-Marek widzisz, jaką ładną sekretarkę wybrał sobie twój ojciec -rzekł szeptem Sebastian. —Reszta pań, to panie około czterdziestki. Trochę niesprawiedliwe. Moja pani Ala ma trzydzieści dziewięć i nie ma szans na jakąś bliższą znajomość.
-Tak jak w dystrybucji. Ojciec chyba po to zatrudnił mężatki, matki i facetów, żebym nie miał z kim flirtować. Ma być Paulina i basta. A ta dziewczyna to najpiękniejsza w firmie.
Ula faktycznie była piękna, ale skromna i urody nigdy nie podkreślała. Wystarczyła jej pomadka i grzebień. Ona również rozglądała się po sali. W oczy od razu rzucił się jej mężczyzna z ciemnymi włosami i dołeczkami w policzkach. Stał po przeciwnej stronie w towarzystwie innego mężczyzny i mogła patrzeć na nich do woli. Krzysztof tymczasem przedstawiał personel.
-Główny księgowy Aleks Febo, jego zastępca Adam Turek oraz dwie księgowe. Moja sekretarka Urszula Cieplak. Kadrowy Sebastian Olszański i Alicja Milewska. Projektant Pshemko i jego główna krawcowa Izabela Gajda. Kierownik dystrybucji Marek Dobrzański… Czyżby to jego syn? W ogóle niepodobni -myślała. Jest jeszcze Paulina Febo, która wraz z Wiolettą Kubasińską, będzie pisała artykuły do prasy i zajmowała się dodatkami. W recepcji…
Praca z Krzysztofem od pierwszej chwili układała się jej znakomicie. Szybko ogarnęła dokumenty i nauczyła się sztuki pisania na maszynie. Umiał także parzyć dobrze kawę i herbatę. Sprawdziła się i z gośćmi prezesa. Od pracy odrywał ją jedynie Marek Dobrzański. Junior przychodził do jej sekretariatu bardzo często i pod byle pretekstem. W sekretariacie pojawił się już tego samego dnia, co rozpoczęła pracę.
Z daleka była już piękna i zauroczyła go, ale teraz dostrzegł szczegóły. Błękitne oczy, długie rzęsy i piękny uśmiech z rzędem prostych, zdrowych zębów. Marek również wyglądał piękniej niż z daleka.
-Dzień dobry -przywitał się, eksponując uśmiech i podając rękę na przywitanie. —Pamięta mnie pani? Ojciec mnie przedstawiał.
-Tak. Pan jest synem dyrektora. Urszula Cieplak -odparła, podając mu swoją rękę. Chwilę później tak jak przystało, pocałował w dłoń. —Pana ojciec wyszedł na chwilę- dodała, zakładając, że ma do ojca jakąś sprawę.
-To poczekam -odparł, siadając naprzeciwko jej biurka. Przy okazji sprawdził czy na palcu nie ma przypadkiem obrączki. Obrączka zdecydowanie, by go rozczarowała.
-Mam nadzieję, że ojciec będzie wobec pani mniej wymagający niż wobec mnie albo Aleksa -zaczął rozmowę.
-Ja pracy ani wyzwań się nie, boję proszę pana -odparła oficjalnie.
-Wystarczy Marek. Jestem tylko rok starszy od ciebie.
-Nie wiem, czy wypada.
-Wypada Ula -zapewniał.
Od tego dnia jego wizyty były codziennością. Lubiła, gdy przychodził i opowiadał o dzieciństwie, podróżach, poznanych sławnych ludziach. Był przy tym zawsze sobą i się nie wywyższał, jak Aleks z Pauliną. Jego urodę już dawno oceniła na więcej niż przystojniak. Oczywiście tak jak większość dziewczyn i kobiet w firmie miała do niego słabość i się podkochiwała. Miał tylko parę wadę. Po pierwsze słychać było o jego podbojach, a że w każdej plotce jest coś z prawdy, uznała więc, że tak jest. Tym bardziej że był widywany z modelkami Teresą, Moniką i Joanną. Główną wadą jednak było to, że związany był z Pauliną Febo. A przynajmniej w przyszłości mieli się pobrać. Puki co on dalej mieszkał z rodzicami, a Paula razem z bratem w mieszkaniu po ich matce Agnieszce. Paulina była osobą wyniosłą, lubiącą postawić na swoim i mściwą. To przez nią pracę straciła jedna z modelek tylko, dlatego że Marek podwiózł ją do pracy. Wszystkim było też wiadomo, że Marek miał przy niej ciężkie życie. Do tego jej nie kochał i był z nią, bo jego rodzice i Febo ustalili kiedyś, że ich dzieci się pobiorą. Musiał znosić również jej humory i ciągłe niezadowolenie. Tym samym cierpiało jego samopoczucie. Całkiem inaczej czuł się przy Uli. Jej mógł się zwierzyć i porozmawiać. Nigdy nie spotkał też tak inteligentnej i bystrej dziewczyny. Docenił także jej charakter, bo była uczynna, dobra i rodzinna. Ale to nie charakter najbardziej go pociągał w Uli tylko jej uroda i powab. Jego celem było zaś zakosztować jej ust i ciała.
Sebastian w firmie znalazł również swój obiekt zainteresowania w postaci Wioletty Kubasińskiej asystentki Pauliny. Dziewczyna była w jego typie, czyli hojnie obdarzona w tych miejscach ciała, gdzie powinna. Wyróżniały ją również długie i zgrabne nogi, co przy krótkich sukienkach mogła eksponować. Niestety, ale uroda nie szła w parze z inteligencją. Pomimo to ona i Ula się zaprzyjaźniły.
-Pojutrze dwudziesty drugi lipca może więc wybierzemy się na defiladę i lody -zagadnęła Wiola w jedno popołudnie. —Sebastian mnie zaprosił, ale sama z nim nie chcę iść.
- Czyli przyzwoitka ci potrzebna?
-Jako koleżanka Ulka. Zabierzesz ze sobą siostrę, to będzie miała uciechę. Funduję watę na patyku i wodę z saturatora. Marek też ma być. Przyjedzie tym swoim karawanem. Obiecał, że przewiezie nas po Warszawie. Możesz sobie to wyobrazić? My i zazdrosne spojrzenia innych dziewczyn.
-Wiola kabrioletem. Karawan to nieboszczyków przewozi. A na paradę chętnie pójdę z wami. Z samą Beatką byłoby nudno, a już jej obiecałam.
W Święto Odrodzenia Polski roku 1965 na ulice Warszawy wyszedł spory tłum i faktycznie obecność Marka i Sebastiana była przydatna. Dobrego miejsc na obejrzenie maszerującego wojska i ludu było mało, tak więc na przemian sadzali Betti ma ramiona i chociaż ona mogła dokładnie widzieć, co się dzieje. Później, jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki Marek wyczarował im stolik w jednej z okolicznych kawiarni. Wystarczyła mu jedna rozmowa z kelnerką. Kelnerka była bardzo ładna i z daleka było widać, że chyba zna Marka. Od jakiej strony Ula wolała nie myśleć ani nie wiedzieć. Zamówił również dla całej piątki lody i sernik oraz kawę dla dorosłych i oranżadę dla Betti.
-Ja stawiam -oznajmił im, gdy kelnerka przyniosła zamówienie. —Dostałem swoje mieszkanie i trzeba to uczcić.
-To, to jest ta twoja tajemnica Marek -odezwał się Sebastian. —A ja myślałem, że postanowiłeś, gdzieś zwiać od problemów i Pauliny.
-Gratuluję -dodała Ula. —Masz mieszkanie i czas założyć podstawową komórkę społeczną.
-Będę musiał pomyśleć o tym Ula.
Marek tuż przed tym uroczystym świętem dostał przydział na mieszkanie. Rodzice przed laty wpłacili mu na własne M-4 i teraz był właścicielem trzech pokoi, jasnej kuchni, łazienki z WC. Mieszkanko z wielkiej płyty mieściło się na osiedlu Ursynów na drugim piętrze. Od chwili, kiedy odebrał klucze, zaczął je urządzać. W największym pokoju urządził salon w średnim sypialnię a w najmniejszym pokój gościnny, w których najczęściej miał urzędować Sebastian. Mieszkał bowiem pod Warszawą z rodzicami i dojeżdżać codziennie do pracy nie opłacało się mu. W urządzaniu miała pomagać mu Paulina, ale nie chciało się jej jeździć po sklepach. Wolała również, aby meble sprowadzić z Włoch, a przeprowadzenie tego było trudne. Dlatego też Marek mieszkanie urządził z pomocą Uli, Sebastiana i rodziców. Tak więc w połowie sierpnia mógł wyprowadzić się od rodziców i zamieszkać sam. W podzięce za pomoc w urządzeniu mieszkania zaprosił ją i Sebastiana do modnej restauracji na obiad. Później wraz z pięcioma innymi osobami na parapetówkę do mieszkania. Ula była akurat w kuchni Marka i przygotowywała sałatkę, gdy słyszała przez uchylone okno rozmowę Dobrzańskiego z Sebastianem. Oboje stali na balkonie, ale do kuchni większa część rozmowy dochodziła.
-Seba oddalam się od Pauliny z każdym dniem. Powinna być tu, a nie ciągle we Włoszech. Mówi, że tu w Polsce się dusi. Ja chcę mieć żonę i rodzinę tu, a nie w rozjazdach.
-Ciężka sprawa Marek. Ona tam od dziecka mieszka. I tam ma większą perspektywę niż u nas.
-Wiesz, co jeszcze ci powiem. Ja chyba naprawdę jej nie kocham. Kiedyś chyba kochałem. W szczeniackich latach, ale nie teraz. Czas zakończyć nasz związek.
Przez następne tygodnie w relacjach Pauliny i Marka nic się nie zmieniło i jak wyliczył od początku lipca do końca września Paula spędziła w Polsce, tylko dwadzieścia dwa dni w czasie trzech jej pobytów. Zrezygnowała nawet z pracy, a jej obowiązki przejęła Ula. Jej natomiast dalej pomagała Wioletta.
Tymczasem Ula i Marek od parapetówki coraz częściej się spotykali. Chodzili do kina, spacery, kawiarni. Były pierwsze nieśmiałe pocałunki i wyznania. Oczywiście wszystko to w tajemnicy przed wszystkimi i tylko Sebastian wiedział zarówno o tym, jak i o celu tych spotkań. Ula na początku z dystansem podchodziła do spotkań, ale sama słyszała, że z Pauliną się nie układa. Poza tym serce nie sługa i brnęła coraz bardziej w znajomość z Markiem.
Po ponad trzech miesiącach znajomości w październikowe popołudnie stało się, to na co Marek czekał od początku lipca. Ula pojechała do jego mieszkania, aby posłuchać najnowszej płyty The Beatles. Marek jako gospodarz otworzył również wino. Nastrojowa muzyka i alkohol zrobiło swoje i zaczęli się całować.
Pamiętam taką paradę. W zakładzie pracy ojca zorganizowali w tym czasie wyjazd do Warszawy. Niezapomniana atrakcja dla mnie i moich braci. Miałam wtedy naście lat i miło jest od rana powspominać lata 60. Humor poprawiony. Pozdrawiam Zosia.
OdpowiedzUsuńJa jestem już z czasów świętowania 11 listopada, ale defilada jest. Może skromniejsza. Niestety na żywo nie widziałam nigdy.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za komentarz.
No, no akcja przeniesiona w czasy PRL-u, zapowiada się ciekawie. Były parady, oranzada z saturatora 🤣 Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPodpatrzone z filmów, opowiadań rodziców i dziadków ta oranżada i saturator.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Jak zawsze mistrzostwo w Twoim wykonaniu. Widać z jaką lekkością przychodzi Ci umieszczanie naszych ulubieńców w dawnych epokach. Marek jako koneser piękna potrafił szybko zauważyć piękną pannę Cieplak. A i Uli sam Marek wpadł szybko w oko.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za tę część.
Cieplutko pozdrawiam we wtorkowe popołudnie.
Julita
Były czasy międzywojenne, przedwojenne i rok 1850 więc teraz coś bardziej współczesnego.
UsuńWątek jednak ciągle ten sam.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Ta historia osadzona jest w latach mojej młodości. Doskonale pamiętam lizaki kogutki, cukierki poduszeczki, wodę z saturatora i parady w święto niepodległości. Pamiętam autobusy ogórki, którymi dojeżdżałam go szkoły średniej i wpisanego w nie konduktora lub konduktorkę kasującą bilety. Przy takich historiach człowiek wraca pamięcią do tamtych lat, bo wywołują sentyment a nawet wzruszenie. Zgadzam się w pełni z Julitą twierdzącą, że jesteś mistrzynią w osadzaniu swoich bohaterów w różnych epokach historycznych. Uśmiech na twarzy wywołuje fakt, że młody Dobrzański dostał własne M-4 a na hulanki chadzał do kawiarni Europa. Zaskoczeniem jest Józef palący Sporty, choć faktycznie większość polskiej populacji paliła je w tamtych czasach, bo były najtańsze. Po prostu po dniówce zamiatano halę i produkowano Sporty. Mawiano, że zapalenie Sporta to jak zjedzenie schabowego. Zaletą tamtych czasów była też ogromna bezproblemowość w zatrudnianiu. Dowodem jest Ula, która bez kłopotów załapała się na stanowisko sekretarki samego prezesa.
OdpowiedzUsuńNajwyraźniej Markowi z Pauliną nie po drodze i coraz bardziej dojrzewa do rozstania z piękną Włoszką. W rankingu na najpiękniejszą wygrywa Ula i jej błękitne oczy, które tak pociągają juniora.
Jestem zachwycona pierwszą częścią i choć raczej nie wytykam Ci błędów, to tym razem napiszę o dwóch popełnionych prawdopodobnie z pośpiechu i braku czasu na sprawdzanie. Pierwszy dotyczy zdania: W oczy od razu rzucił się jej mężczyzna z ciemnymi włosami i dołeczkami w oczach. Hahaha. Raczej dołeczki w oczach są wykluczone.
Drugi błąd dotyczy sformułowania - jak za machnięciem czarodziejskiej wróżki. Oczywiście ma być różdżki, bo nią się macha.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję pięknie za tę sentymentalną dla mnie podróż w przeszłość. :)
Tak od końca to pisałam je przez niedzielę i trochę w poniedziałek i przeczytałam, ale umknęło mi. Zaraz poprawię.
OdpowiedzUsuńCzasy PRL nie takie odległe i trudno pisać nie było. Klub Europa np. wynalazłam w Internecie i faktycznie istniał i można było obejrzeć striptiz. Mieszkanko dostała ciocia, dziadek palił Sporty, a defilady z okazji Święta Odrodzenia Polski to do dzisiaj są wspominane, jako propaganda.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.