Przez kolejnych parę dni Marek zajmował się wyrabianiem
nowych dokumentów i kart do bankomatów. Razem z Ulą też uważnie sprawdzał
wychodzące i przychodzące dokumenty firmy. Najwięcej im jednak czasu
zajmowały przygotowania do zbliżającego się jesiennego pokazu F&D w
Gdańsku, a który miał odbyć się za dwa tygodnie. Musieli dopracować i oddać do druku foldery
reklamowe, razem z Pshemko wybrali modelki, skontaktowali się z
mediami, powysyłali zaproszenia, zajęli się logistyczną organizacją sesji zdjęciowej nad Wisłą oraz
nagrali filmik o kolekcji. W natłoku pracy Ula znalazła też czas, aby w środowe
popołudnie pójść na proszoną kawę do Dobrzańskich.
Dom rodziców Marka zarówno na zewnątrz, jak i w środku
przypominał Uli mały pałacyk. Mieli też sporo antyków w postaci starych mebli,
cennych obrazów, sreber i było co oglądać. Była nawet pani, która przyniosła kawę i
ciasto w eleganckiej zastawie. W czasie wizyty jednym z tematów był oczywiście
Marek z czasów dzieciństwa i młodości. On sam jednak niewiele mówił i głównie
protestował na jakieś wypowiedzi mamy, które nie były odpowiednie dla uszu Uli.
Wszystkie opowieści też opatrzone były stosami fotografii. Do tematu ożenku
syna, czyli meritum wizyty jak nietrudno było się domyślić Dobrzańska, przeszła
gładko.
- Już w przedszkolu potrafił rozkochiwać dziewczynki-
mówiła, pokazując odpowiednie zdjęcie. — Z taką naturą myśleliśmy z mężem, że
szybko ustatkuje się, a tu trzydzieści trzy lata i nie w głowie mu małżeństwo i
dzieci. Moja najlepsza przyjaciółka ma już jednego wnuka, a drugi jest w drodze
i ja też chciałabym nacieszyć się wnukami i bawić ich, póki zdrowie jest dobre.
Moja też najchętniej chciałaby zobaczyć obrączkę na moim
palcu. I to podarowaną od Marka- pomyślała. I jeszcze wnuki poniańczyć.
-Wie pani, lepiej poczekać niżby później miał się
rozwodzić, a dzieci miałyby cierpieć- odparła, biorąc nieoczekiwanie w obronę
Marka. Zastanawiała się też czy rozmowa nie była ukartowana z matką wcześniej.
— Marek na pewno kiedyś zakocha się i ożeni. Po prostu na miłość czasami trzeba
poczekać dłużej – próbowała pocieszać i przekonywać.
-Oby tylko nie była to żadna z tych modelek- kontynuowała
Dobrzańska nie zważając na syna i że mruczy coś pod nosem.
Marek faktycznie był zły na mamę i rozmawiał z nią
wcześniej i z góry wyznaczył tematy tabu, bo wiedział, że Uli nie spodoba się
rozmowa na temat jego ożenku czy prób zachwalania go i swatania.
-Mamo powtarzasz się – odezwał się, ale mało skutecznie.
-Ładne są, ale chciałabym, aby stworzył z kimś
odpowiednim prawdziwy dom i miał szczęśliwą rodzinę- rzekła do Uli i ignorując
syna. —Z rodziny, nie licząc mojego brata i kuzynów, praktycznie ma tylko
nas. Kiedyś ten dom będzie należał do
niego i nie chciałabym, aby dorobek naszego życia się zmarnował.
-Ma pani bardzo piękny dom i gustownie urządzony- odparła,
bo nie bardzo wiedziała, co mogłaby jeszcze powiedzieć o przyszłym życiu Marka.
—Ogród też jest piękny i zadbany – dodała, przechodząc na bezpieczniejszy temat
rozmowy.
-Dziękuję ci Uleńko –
Dobrzańska wyraźnie była zadowolona zachwalaniem. —To miłe, że ktoś umie
to docenić. A tu Marek na pierwszych
wakacjach we Włoszech z Pauliną i Aleksem- przeskoczyła nieoczekiwanie na
kolejny temat i pokazując stosowne zdjęcie. Więcej też o swoich ślubnych marzeniach
wobec syna nie wspominała.
Reszta wizyty minęła bez zgrzytów i całe popołudnie z
Dobrzańskimi Ula mogła zaliczyć do całkiem udanych.
-I jakie wrażenia Ula? – zagadnął Marek, gdy odwoził ją
do Rysiowa. —Tylko tak szczerze.
-Bardzo miłe Marek i niespodziewane. Trzy miesiące
znajomości i dopiero dzisiaj dowiedziałam się, że jesteś w wieku chrystusowym –
mówiła jakby z wyrzutem.
-Ja z twojego CV od razu wiedziałem, że skończyłaś
dwadzieścia pięć- odparł filuternie.
-A ja dawałam ci niewiele więcej. Jakieś dwadzieścia
osiem do trzydziestu lat. Zwłaszcza że nasze mamy są równolatkami.
- Niestety Ula, ale takie są fakt. Osiem lat różnicy jest
między nami. Ty rodziłaś się, a ja chodziłem już do szkoły. A mama rodziła
mnie, gdy miała niewiele ponad dwadzieścia lat.
Ula chciała już mu
powiedzieć, że teraz to nawet nie dziwi się, że jego mama martwi się o jego
przyszłość, ale w ostatniej chwili postanowiła nic nie mówić i nie wracać do
niedawnej rozmowy z Dobrzańską.
-Moja miała dwadzieścia osiem, to by się zgadzało-
odparła w zamian tego.
Marek tymczasem chciał nadmienić, że rodzice często
wypominają mu, że w jego wieku już dawno on był na świecie, ale w ostatniej
chwili powstrzymał się, bo dokładnie wiedział, jak może Ula zareagować i
postanowił trzymać się neutralnych tematów.
-Urodziłem się tak nietypowo Ula, bo pierwszego kwietnia
– rzekł, gdy cisza spowodowana własnymi myślami się przedłużała. —W młodszych
klasach podstawówki to nawet nie wszyscy koledzy i koleżanki moje przyjęcia
urodzinowe brali na serio. Zawsze robiliśmy na nich konkursy, kto kogo lepiej
nabierze.
-To miałeś wesoło- odparła. — Z tego, co mówiła twoja
mama, to byłeś bardzo lubiany wśród rówieśników.
-Czy ja wiem – mówił niepewnie. —Do końca nie wiedziałem czy
koledzy lubią mnie tak naprawdę, czy dlatego że miałem lepsze rzeczy z Włoch i
przynosiłem do szkoły.
Droga do Rysiowa mijała im na takiej właśnie
przyjacielskiej rozmowie o czasach szkolnych. Na tejże podstawie zrozumieli, że
naprawdę dzieli ich kawał czasu. Marek zaliczył jeszcze system nauczania
ośmioklasowy, kiedy w szkołach nie było komputerów a szczytem marzeń dzieci
była gra na małej konsoli strzelanie do kaczek, rower górski, walkman czy duże
plakaty sportowców, piosenkarzy aktorów. Opowiadał, o tym jak oglądał na
Polsacie albo Polonii 1 seriale akcji i chciał być jak Chuck Norris, albo
MacGyver. Ula natomiast chodziła do już
do gimnazjum, komputery stawały się coraz powszechniejsze, a marzeniami dzieci
były telefony komórkowe z grami i discmany. Po szkole zaś, jak mówiła, oglądała z
babcią telenowele latynoamerykańskie i kibicowała miłości Betty i Armando.
Nazajutrz rano ta miła atmosfera ze samochodu zepsuła się
na chwilę.
-A to, co? - zapytała Ula, wchodząc do sekretariatu i
widząc na swoim biurku bukiet czerwonych róż.
-Dla ciebie Ulka – odparła Wiola tak, jakby miało to być od początku oczywiste dla Uli. —Posłaniec przyniósł
kwadransik temu. A bilecik to poezja sama w sobie.
Marek- pomyślała, spoglądając z niechęcią w stronę drzwi
łączących sekretariat z biurem Marka. Co on znowu sobie myśli. Że coś między nami będzie? Niepotrzebnie szłam wczoraj do jego rodziców.
Teraz znowu zaczynie te swoje miłosne gierki.
Twoje oczy są jak najpiękniejsze błękitne
niebo, a uroda i uśmiech jak słońce, które nigdy nie gaśnie. I gdybym tylko
mógł, to podarowałbym Ci ten kawałek nieba, żebyś zawsze była roześmiana i
szczęśliwa. Marzę, aby być częścią Twojego życia i żeby się to nigdy nie
skończyło- wyczytała na owym bileciku.
-Spokojnie Ula, to nie od Marka – Wioletta trafnie
odczytała jej myśli. —Sam odebrał, a minę miał taką, że tylko z kijem podchodź.
Później szukał bileciku i jeszcze bardziej skwaśniał.
-Teraz nie dziwię się, że na korytarzu zbył mnie-odparła,
chowając bukiet pod biurko. —Ja mu przyjemne cześć Marek, a on mi zimne cześć i zniknął w windzie.
- Ula czy ty naprawdę nic do niego nie czujesz? -
zapytała Wioletta bez owijania w bawełnę. —Ryba ci nie pluska w brzuchu, kiedy
jest blisko ciebie. Sama mówiłaś, że było ci przykro, gdy tak zimo potraktował
cię.
-Jakoś nie czuję Wiola – rzekła zirytowana zarówno
pytaniem Wioli, jak i kwiatami. —Coś mówił ten posłaniec?
-Nie. Mnie wziął za ciebie, później przyszedł Marek
podpisał i poszedł sobie. To znaczy kurier poszedł sobie, bo Marek szukał bileciku, a ja na koniec włożyłam je do wazonu- wyrecytowała. —A od kogo to?
-Żebym ja to wiedziała- wymruczała. —Ale nie podoba mi
się takie anonimowe przesyłanie kwiatów. Ani przesyłanie takich wierszyków.
Do końca takiej ewentualności, że to Marek nie wykluczyła
jednak.
Marek natomiast siedział u Sebastiana i wylewał swoje
żale.
-Jakiś anonimowy - Romeo - poeta się przyplątał i kwiaty
przysłał Uli- rzekł od drzwi z wyraźnym rozdrażnieniem. —Bukiet czerwonych róż.
Możesz sobie to wyobrazić?
-To do Ulki było – odparł odkrywczo. —Widziałem, jak
kurier wchodził i zastanawiałem się dla kogo.
-Do niej właśnie. Gdybyś ten wierszyk słyszał. O
błękitnych oczach, uśmiechu jak słońce i że marzy, żeby być częścią jego życia.
-To kiepsko- rzekł pesymistycznie.
-Kiepsko – przytaknął z równym pesymizmem. —Ty z Wiolą
byłeś już na randce, a mi rywal rośnie.
-Ale w niedzielę jedziecie do Poznania na Targi Piękna,
to może wtedy coś- pocieszał.
-Coś miało być już we Wrocławiu, a skończyło się na
kradzieży. Nie wiem, czy nie dać sobie spokój z Ulą.
-Ja bym się nie poddawał Marek. Dogadujecie się, lubicie,
jest między wami chemia. Każdy to widzi.
-Widocznie to za mało, żeby i ona coś poczuła- odparł, przybity całą sytuacją.
Po powrocie do biura kwiatów na biurku Uli nie było. Uli
też nie zastał, a Wioletta powiedziała mu, że wyniosła je na korytarz, a z
przesyłki zadowolona nie była. Chwilę później wróciła do sekretariatu.
-Marek to naprawdę nie ty wysłałeś mi te kwiaty? – pytała
tak, jakby chciała usłyszeć potwierdzenie i nakrzyczeć na niego.
-Ja? - oskarżenia Uli wyraźnie nie spodobały się mu. — W
życiu Ula. Wiem, jakbyś zareagowała na kwiaty ode mnie. I wiem, że wolisz
eustomy. Jak mogłaś w ogóle tak pomyśleć.
- Właśnie, że mogłam- wytknęła mu dość klarownie. — I następnym razem nie odbieraj
takich przesyłek.
Następnego dnia w południe kurier ponownie pojawił się z przesyłką
dla Urszuli Cieplak. Odebrała, bo była przekonana, że to przesyłka
zamówiona przez nią na adres firmy. Po otwarciu okazało się, że to czekoladki i
kolejnym wiersz.
Już niedługo się spotkamy i poznamy lepiej.
Już niedługo pójdziemy na spacer i pierwszą
kawę.
Już niedługo poczujemy dotyk naszych rąk i smak
ust.
Już niedługo będziesz dla mnie największym
skarbem a ja dla ciebie opoką.
Już niedługo będziemy razem dzielić radości i
smutki.
-Staje się to irytujące- rzekła, odkładając prezent na
bok. — I niebezpieczne.
-I naprawdę nie wiesz, kto może ci to wysyłać? – pytał
Marek, oglądając liścik.
-Nie Marek- mówiła, patrząc bezradnie na niego.
-Może to ktoś z firmy- zagadnęła Wiola.
-Raczej nie. Pisze, że spotkamy się i poznamy dopiero, a
tu znam wszystkich.
-Ula jeszcze jedna taka przesyłka i pójdę do tego biura
kurierskiego i dowiem się o nazwisko nadawcy – deklarował Marek.
-Dzięki – powiedziała, chowając wszystko do szuflady.
—Dobrze, że jest piątek, weekend i wolne – dodała, znalazłszy coś
pocieszającego w całej tej sytuacji.
—Zobaczymy, co będzie po weekendzie.
Sobota w Rysiowie minęła spokojnie i przesyłek żadnych
nie dostała. Zastanawiała się też, czy powiedzieć coś rodzicom, ale doszła do
wniosku, że ojciec dopiero co przeszedł operację i nie powinna go martwić, a i
matka byłaby zaniepokojona. W niedzielę rano natomiast przyjechał po nią Marek
i pojechali na Targi Piękna do Poznania.
Choć impreza głównie skierowana była do koncernów kosmetycznych,
wizażystów i mistrzów fryzjerstwa to i firmy modowe dostały zaproszenia. Oni
tam jechali głównie po to, aby pozyskać jakiegoś dobrego stylistę i nawiązać
współpracę. Na samych targach czasu spędzili niewiele i pojechali zwiedzić
pałac w Będlewie. Zrobili kilka zdjęć, a przypadkowy turysta zrobił im zdjęci na
tle fontanny.
Do Warszawy z tego jednodniowego wypadu wrócili zadowoleni.
Obyło się taż bez niespodzianek. Na samych targach natomiast poszczęściło się
im i zdobyli kilka interesujących wizytówek. Głównie była to zasługa Uli, która
oczarowała swoją osobą niejednego mistrza fryzjerstwa i wizażystę.
W poniedziałek wśród popołudniowej poczty Ula znalazła
kopertę zaadresowaną do siebie. W
środku była kartka typu walentynka a w niej złote serduszko i list miłosny. Siedziała z Markiem na kanapie i wczytywała się z niepokojem w tekst.
Ula, Ulka, Ulcia,
Uleńka.
Wczoraj
pierwszy raz rozmawialiśmy. Krótko, ale rozmawialiśmy. I uśmiechnęłaś się do mnie. Patrząc na Ciebie, z tak bliska zrozumiałem, że dłużej nie chcę być anonimowy tylko poznać Cię znacznie bliżej. Marzę o tym, aby znowu Cię spotkać i spojrzeć w Twoje oczy.
Czuję, że jesteś tą jedyną, moim aniołem. Jesteś taka tajemnicza, fascynująca, czarująca, piękna,
niepowtarzalna. Już po pierwszym spojrzeniu na
Ciebie zrozumiałem to, a moje serce pokochało Cię szczerą miłością. Boję się tylko, jak przyjmiesz moje
uczucia. Boję się odrzucenia, a ja mógłbym dać Ci wszystko. Moje serce,
czas, miłość, wieczność. Niedługo spotkamy się i powiem Ci to
wszystko, trzymając się za dłonie. Przede mną być
może długa droga do Twojego serca, ale każde wyboje będą dla mnie nie do niepokonania.
- Jak to rozmawialiśmy, uśmiechałam się?! – pytała Marka, patrząc
z przejęciem i niedowierzaniem na list.
-Ula jeden z fryzjerów mówił, że jest z Warszawy, pracuje
tu gdzieś w pobliżu i widuje nas. Może
to on. Pożerał cię wzrokiem.
-Ten blondyn? – pytała. —Nie wyglądał na takiego.
- Wygląd nie ma tu znaczenia Ula. Na kopercie nie ma
stempla to znaczy, że ktoś podrzucił to do firmy –dodał, zabawiając się w
detektywa. —Może będzie widać na monitoringu. Pójdę do ochrony i sprawdzę.
Wizyta w biurze ochrony nic nie dała, bo okazało się, że
list wrzucony został do skrzynki na dworze, a tego monitoring nie obejmował.
************************************
Wiem, że obiecywałam, że już w tej części
Ula zrozumie, że kocha Marka, ale trochę musiałabym jeszcze napisać a ta część ma
już siedem stron. Poza tym obiecałam kilku osobom, że za życzenia imieninowo- urodzinowe dodam coś
prędzej. Ciociu, Patrycjo, Kamo, Aguś pozdrawiam.
Bardzo jestem ciekawa kto kryje się za tymi przesyłkami. Przyznam, że ten ostatni list nawet podsunął mi na myśl Dąbrowskiego. On tak do niej mówił.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
O Bartku było tylko wspomniane i na tym pozostanie. Kto jest tym typkiem w kolejnej części.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Ulka ma kolejnego wielbiciela, tylko to trochę przerażające co on wypisuje. Z drugiej strony coś takiego może ją popchnąć w ramiona Marka. ;-) Mama Mareczka jest już zdesperowana i robi wszystko aby jej syn w końcu się ożenił. G :-D
OdpowiedzUsuńMiało być bardziej przerażająco, ale nie wyszło. Czas też naglił, bo skoro obiecałam to musiałam słowa dotrzymać. Takie sytuacje zawsze zbliżają i tu nie będzie inaczej. I mamy marzenia się spełnią. Tylko wszystko w swoim czasie i po kolei.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Ula zawsze byłaś słowna ale nie myślałam że i teraz tak będzie. I to tak szybko.
OdpowiedzUsuńZagięłaś mnie wiekiem Marka. Fakt młody nie jest. Więcej jak spotkamy się. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Pozdrawiam serdecznie Śliwa.
Jutro Aguś będę do południa w domu.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za pis.
Świetnie dopasowane zdjęcia. Iguś musiała być grzeczna skoro miałaś czas na przejrzenie płyt. Dzięki wielkie za pozdrowienia. Ściskam całą trójkę.
OdpowiedzUsuńZdjęcie z różami było proste a na te ostatnie wpadłam przypadkiem.
UsuńDzięki za pozdrowienia ciociu.
Czy te wierszyki,to aby nie recepta od dr.Polo.
OdpowiedzUsuńObiecałam, że doktorka więcej nie będzie i nie będzie.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
No to się porobiło... Markowi wyrosła pod bokiem konkurencja i zaczyna się robić całkiem poważnie. Mam nadzieję, że on i Ula stworzą w stosunku do tego tajemniczego wielbiciela jakiś wspólny front, bo ani ona nie jest zadowolona z tych prezentów i Marek jest o nie zazdrosny. Zachodzę w głowę, kto mógłby to być i czy pojawił się już w tym opowiadaniu wcześniej.
OdpowiedzUsuńDobrzańscy najwyraźniej mają parcie na szkło i moim zdaniem zbyt naciskają. Nikt nie lubi, kiedy stawia się go w przymusowej sytuacji i Ula najwyraźniej też nie. I tak moim zdaniem zachowała zimną krew w czasie wizyty u nich.
Czekam na kolejną część, która być może trochę rozjaśni nam w głowach i serdecznie pozdrawiam. :)
Czy wielbiciel pojawił się w opowiadaniu, czy nie to moja słodka tajemnica. Ale tylko do następnej części. Później będzie prawie z górki. Są osoby którym do końca się nie dogodzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Rozmawialiśmy, uśmiechnęłaś się? To naprawdę musi być ktoś nie śmiały. No no nasz Mareczek jest zazdrosny. Jestem bardzo ciekawa kto to? Czy Marek ma rację?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Marku,szefie,prezesie