poniedziałek, 23 października 2017

Rozmowa kwalifikacyjna 16



Przez kolejnych parę dni Marek zajmował się wyrabianiem nowych dokumentów i kart do bankomatów. Razem z Ulą też uważnie sprawdzał wychodzące i przychodzące dokumenty firmy. Najwięcej im jednak czasu zajmowały przygotowania do zbliżającego się jesiennego pokazu F&D w Gdańsku, a który miał odbyć się za dwa tygodnie. Musieli dopracować i oddać do druku foldery reklamowe, razem z Pshemko wybrali modelki, skontaktowali się z mediami, powysyłali zaproszenia, zajęli się logistyczną organizacją  sesji zdjęciowej nad Wisłą oraz nagrali filmik o kolekcji. W natłoku pracy Ula znalazła też czas, aby w środowe popołudnie pójść na proszoną kawę do Dobrzańskich. 



Dom rodziców Marka zarówno na zewnątrz, jak i w środku przypominał Uli mały pałacyk. Mieli też sporo antyków w postaci starych mebli, cennych obrazów, sreber i było co oglądać. Była nawet pani, która przyniosła kawę i ciasto w eleganckiej zastawie. W czasie wizyty jednym z tematów był oczywiście Marek z czasów dzieciństwa i młodości. On sam jednak niewiele mówił i głównie protestował na jakieś wypowiedzi mamy, które nie były odpowiednie dla uszu Uli. Wszystkie opowieści też opatrzone były stosami fotografii. Do tematu ożenku syna, czyli meritum wizyty jak nietrudno było się domyślić Dobrzańska, przeszła gładko.
- Już w przedszkolu potrafił rozkochiwać dziewczynki- mówiła, pokazując odpowiednie zdjęcie. — Z taką naturą myśleliśmy z mężem, że szybko ustatkuje się, a tu trzydzieści trzy lata i nie w głowie mu małżeństwo i dzieci. Moja najlepsza przyjaciółka ma już jednego wnuka, a drugi jest w drodze i ja też chciałabym nacieszyć się wnukami i bawić ich, póki zdrowie jest dobre.
Moja też najchętniej chciałaby zobaczyć obrączkę na moim palcu. I to podarowaną od Marka- pomyślała. I jeszcze wnuki poniańczyć.
-Wie pani, lepiej poczekać niżby później miał się rozwodzić, a dzieci miałyby cierpieć- odparła, biorąc nieoczekiwanie w obronę Marka. Zastanawiała się też czy rozmowa nie była ukartowana z matką wcześniej. — Marek na pewno kiedyś zakocha się i ożeni. Po prostu na miłość czasami trzeba poczekać dłużej – próbowała pocieszać i przekonywać.
-Oby tylko nie była to żadna z tych modelek- kontynuowała Dobrzańska nie zważając na syna i że mruczy coś pod nosem.
Marek faktycznie był zły na mamę i rozmawiał z nią wcześniej i z góry wyznaczył tematy tabu, bo wiedział, że Uli nie spodoba się rozmowa na temat jego ożenku czy prób zachwalania go i swatania.
-Mamo powtarzasz się – odezwał się, ale mało skutecznie.
-Ładne są, ale chciałabym, aby stworzył z kimś odpowiednim prawdziwy dom i miał szczęśliwą rodzinę- rzekła do Uli i ignorując syna. —Z rodziny, nie licząc mojego brata i kuzynów, praktycznie ma tylko nas.  Kiedyś ten dom będzie należał do niego i nie chciałabym, aby dorobek naszego życia się zmarnował.
-Ma pani bardzo piękny dom i gustownie urządzony- odparła, bo nie bardzo wiedziała, co mogłaby jeszcze powiedzieć o przyszłym życiu Marka. —Ogród też jest piękny i zadbany – dodała, przechodząc na bezpieczniejszy temat rozmowy.
-Dziękuję ci Uleńko –  Dobrzańska wyraźnie była zadowolona zachwalaniem. —To miłe, że ktoś umie to docenić.  A tu Marek na pierwszych wakacjach we Włoszech z Pauliną i Aleksem- przeskoczyła nieoczekiwanie na kolejny temat i pokazując stosowne zdjęcie. Więcej też o swoich ślubnych marzeniach wobec syna nie wspominała.
Reszta wizyty minęła bez zgrzytów i całe popołudnie z Dobrzańskimi Ula mogła zaliczyć do całkiem udanych.
-I jakie wrażenia Ula? – zagadnął Marek, gdy odwoził ją do Rysiowa. —Tylko tak szczerze.
-Bardzo miłe Marek i niespodziewane. Trzy miesiące znajomości i dopiero dzisiaj dowiedziałam się, że jesteś w wieku chrystusowym – mówiła jakby z wyrzutem.
-Ja z twojego CV od razu wiedziałem, że skończyłaś dwadzieścia pięć- odparł filuternie.
-A ja dawałam ci niewiele więcej. Jakieś dwadzieścia osiem do trzydziestu lat. Zwłaszcza że nasze mamy są równolatkami.
- Niestety Ula, ale takie są fakt. Osiem lat różnicy jest między nami. Ty rodziłaś się, a ja chodziłem już do szkoły. A mama rodziła mnie, gdy miała niewiele ponad dwadzieścia lat.
 Ula chciała już mu powiedzieć, że teraz to nawet nie dziwi się, że jego mama martwi się o jego przyszłość, ale w ostatniej chwili postanowiła nic nie mówić i nie wracać do niedawnej rozmowy z Dobrzańską. 
-Moja miała dwadzieścia osiem, to by się zgadzało- odparła w zamian tego.
Marek tymczasem chciał nadmienić, że rodzice często wypominają mu, że w jego wieku już dawno on był na świecie, ale w ostatniej chwili powstrzymał się, bo dokładnie wiedział, jak może Ula zareagować i postanowił trzymać się neutralnych tematów.
-Urodziłem się tak nietypowo Ula, bo pierwszego kwietnia – rzekł, gdy cisza spowodowana własnymi myślami się przedłużała. —W młodszych klasach podstawówki to nawet nie wszyscy koledzy i koleżanki moje przyjęcia urodzinowe brali na serio. Zawsze robiliśmy na nich konkursy, kto kogo lepiej nabierze.
-To miałeś wesoło- odparła. — Z tego, co mówiła twoja mama, to byłeś bardzo lubiany wśród rówieśników.
-Czy ja wiem – mówił niepewnie. —Do końca nie wiedziałem czy koledzy lubią mnie tak naprawdę, czy dlatego że miałem lepsze rzeczy z Włoch i przynosiłem do szkoły.
Droga do Rysiowa mijała im na takiej właśnie przyjacielskiej rozmowie o czasach szkolnych. Na tejże podstawie zrozumieli, że naprawdę dzieli ich kawał czasu. Marek zaliczył jeszcze system nauczania ośmioklasowy, kiedy w szkołach nie było komputerów a szczytem marzeń dzieci była gra na małej konsoli strzelanie do kaczek, rower górski, walkman czy duże plakaty sportowców, piosenkarzy aktorów. Opowiadał, o tym jak oglądał na Polsacie albo Polonii 1 seriale akcji i chciał być jak Chuck Norris, albo MacGyver.  Ula natomiast chodziła do już do gimnazjum, komputery stawały się coraz powszechniejsze, a marzeniami dzieci były telefony komórkowe z grami i discmany. Po szkole zaś, jak mówiła, oglądała z babcią telenowele latynoamerykańskie i kibicowała miłości Betty i Armando.  
Nazajutrz rano ta miła atmosfera ze samochodu zepsuła się na chwilę.
-A to, co? - zapytała Ula, wchodząc do sekretariatu i widząc na swoim biurku bukiet czerwonych róż.
-Dla ciebie Ulka – odparła Wiola tak, jakby miało to być od początku oczywiste dla Uli. —Posłaniec przyniósł kwadransik temu. A bilecik to poezja sama w sobie.
Marek- pomyślała, spoglądając z niechęcią w stronę drzwi łączących sekretariat z biurem Marka. Co on znowu sobie myśli. Że coś między nami będzie?  Niepotrzebnie szłam wczoraj do jego rodziców. Teraz znowu zaczynie te swoje miłosne gierki.

Twoje oczy są jak najpiękniejsze błękitne niebo, a uroda i uśmiech jak słońce, które nigdy nie gaśnie. I gdybym tylko mógł, to podarowałbym Ci ten kawałek nieba, żebyś zawsze była roześmiana i szczęśliwa. Marzę, aby być częścią Twojego życia i żeby się to nigdy nie skończyło- wyczytała na owym bileciku.


 -Spokojnie Ula, to nie od Marka – Wioletta trafnie odczytała jej myśli. —Sam odebrał, a minę miał taką, że tylko z kijem podchodź. Później szukał bileciku i jeszcze bardziej skwaśniał.
-Teraz nie dziwię się, że na korytarzu zbył mnie-odparła, chowając bukiet pod biurko. —Ja mu przyjemne cześć Marek, a on mi zimne cześć i zniknął w windzie.
- Ula czy ty naprawdę nic do niego nie czujesz? - zapytała Wioletta bez owijania w bawełnę. —Ryba ci nie pluska w brzuchu, kiedy jest blisko ciebie. Sama mówiłaś, że było ci przykro, gdy tak zimo potraktował cię.
-Jakoś nie czuję Wiola – rzekła zirytowana zarówno pytaniem Wioli, jak i kwiatami. —Coś mówił ten posłaniec?
-Nie. Mnie wziął za ciebie, później przyszedł Marek podpisał i poszedł sobie. To znaczy kurier poszedł sobie, bo Marek szukał bileciku, a ja na koniec włożyłam je do wazonu- wyrecytowała.  —A od kogo to?
-Żebym ja to wiedziała- wymruczała. —Ale nie podoba mi się takie anonimowe przesyłanie kwiatów. Ani przesyłanie takich wierszyków.
Do końca takiej ewentualności, że to Marek nie wykluczyła jednak.

Marek natomiast siedział u Sebastiana i wylewał swoje żale.
-Jakiś anonimowy - Romeo - poeta się przyplątał i kwiaty przysłał Uli- rzekł od drzwi z wyraźnym rozdrażnieniem. —Bukiet czerwonych róż. Możesz sobie to wyobrazić?
-To do Ulki było – odparł odkrywczo. —Widziałem, jak kurier wchodził i zastanawiałem się dla kogo.
-Do niej właśnie. Gdybyś ten wierszyk słyszał. O błękitnych oczach, uśmiechu jak słońce i że marzy, żeby być częścią jego życia.
-To kiepsko- rzekł pesymistycznie.
-Kiepsko – przytaknął z równym pesymizmem. —Ty z Wiolą byłeś już na randce, a mi rywal rośnie.
-Ale w niedzielę jedziecie do Poznania na Targi Piękna, to może wtedy coś- pocieszał.
-Coś miało być już we Wrocławiu, a skończyło się na kradzieży. Nie wiem, czy nie dać sobie spokój z Ulą.
-Ja bym się nie poddawał Marek. Dogadujecie się, lubicie, jest między wami chemia. Każdy to widzi.
-Widocznie to za mało, żeby i ona coś poczuła-  odparł, przybity całą sytuacją. 
Po powrocie do biura kwiatów na biurku Uli nie było. Uli też nie zastał, a Wioletta powiedziała mu, że wyniosła je na korytarz, a z przesyłki zadowolona nie była. Chwilę później wróciła do sekretariatu.
-Marek to naprawdę nie ty wysłałeś mi te kwiaty? – pytała tak, jakby chciała usłyszeć potwierdzenie i nakrzyczeć na niego.
-Ja? - oskarżenia Uli wyraźnie nie spodobały się mu. — W życiu Ula. Wiem, jakbyś zareagowała na kwiaty ode mnie. I wiem, że wolisz eustomy. Jak mogłaś w ogóle tak pomyśleć.
- Właśnie, że mogłam- wytknęła mu dość klarownie. I następnym razem nie odbieraj takich przesyłek.

Następnego dnia w południe kurier ponownie pojawił się z przesyłką dla Urszuli Cieplak. Odebrała, bo była przekonana, że to przesyłka zamówiona przez nią na adres firmy. Po otwarciu okazało się, że to czekoladki i kolejnym wiersz.

Już niedługo się spotkamy i poznamy lepiej.
Już niedługo pójdziemy na spacer i pierwszą kawę.
Już niedługo poczujemy dotyk naszych rąk i smak ust.
Już niedługo będziesz dla mnie największym skarbem a ja dla ciebie opoką.
Już niedługo będziemy razem dzielić radości i smutki. 

-Staje się to irytujące- rzekła, odkładając prezent na bok. — I niebezpieczne.
-I naprawdę nie wiesz, kto może ci to wysyłać? – pytał Marek, oglądając liścik.
-Nie Marek- mówiła, patrząc bezradnie na niego.
-Może to ktoś z firmy- zagadnęła Wiola.
-Raczej nie. Pisze, że spotkamy się i poznamy dopiero, a tu znam wszystkich.
-Ula jeszcze jedna taka przesyłka i pójdę do tego biura kurierskiego i dowiem się o nazwisko nadawcy – deklarował Marek.
-Dzięki – powiedziała, chowając wszystko do szuflady. —Dobrze, że jest piątek, weekend i wolne – dodała, znalazłszy coś pocieszającego w całej tej sytuacji.  —Zobaczymy, co będzie po weekendzie.

Sobota w Rysiowie minęła spokojnie i przesyłek żadnych nie dostała. Zastanawiała się też, czy powiedzieć coś rodzicom, ale doszła do wniosku, że ojciec dopiero co przeszedł operację i nie powinna go martwić, a i matka byłaby zaniepokojona. W niedzielę rano natomiast przyjechał po nią Marek i pojechali na Targi Piękna do Poznania.  Choć impreza głównie skierowana była do koncernów kosmetycznych, wizażystów i mistrzów fryzjerstwa to i firmy modowe dostały zaproszenia. Oni tam jechali głównie po to, aby pozyskać jakiegoś dobrego stylistę i nawiązać współpracę. Na samych targach czasu spędzili niewiele i pojechali zwiedzić pałac w Będlewie. Zrobili kilka zdjęć, a przypadkowy turysta zrobił im zdjęci na tle fontanny.


Do Warszawy z tego jednodniowego wypadu wrócili zadowoleni. Obyło się taż bez niespodzianek. Na samych targach natomiast poszczęściło się im i zdobyli kilka interesujących wizytówek. Głównie była to zasługa Uli, która oczarowała swoją osobą niejednego mistrza fryzjerstwa i wizażystę.

W poniedziałek wśród popołudniowej poczty Ula znalazła kopertę zaadresowaną do siebie.  W środku była kartka typu walentynka a w niej złote serduszko i list miłosny. Siedziała z Markiem na kanapie i wczytywała się z niepokojem w tekst.


 Ula, Ulka, Ulcia, Uleńka.
Wczoraj pierwszy raz rozmawialiśmy. Krótko, ale rozmawialiśmy. I uśmiechnęłaś się do mnie. Patrząc na Ciebie, z tak bliska zrozumiałem, że dłużej nie chcę być anonimowy tylko poznać Cię znacznie bliżej. Marzę o tym, aby znowu Cię spotkać i spojrzeć w Twoje oczy. Czuję, że jesteś tą jedyną, moim aniołem. Jesteś taka tajemnicza, fascynująca, czarująca, piękna, niepowtarzalna. Już po pierwszym spojrzeniu na Ciebie zrozumiałem to, a moje serce pokochało Cię szczerą miłością. Boję się tylko, jak przyjmiesz moje uczucia. Boję się odrzucenia, a ja mógłbym dać Ci wszystko. Moje serce, czas, miłość, wieczność. Niedługo spotkamy się i powiem Ci to wszystko, trzymając się za dłonie. Przede mną być może długa droga do Twojego serca, ale każde wyboje będą dla mnie nie do niepokonania.

- Jak to rozmawialiśmy, uśmiechałam się?! – pytała Marka, patrząc z przejęciem i niedowierzaniem na list.
-Ula jeden z fryzjerów mówił, że jest z Warszawy, pracuje tu gdzieś w pobliżu i widuje nas.  Może to on. Pożerał cię wzrokiem.
-Ten blondyn? – pytała. —Nie wyglądał na takiego.
- Wygląd nie ma tu znaczenia Ula. Na kopercie nie ma stempla to znaczy, że ktoś podrzucił to do firmy –dodał, zabawiając się w detektywa. —Może będzie widać na monitoringu. Pójdę do ochrony i sprawdzę.
Wizyta w biurze ochrony nic nie dała, bo okazało się, że list wrzucony został do skrzynki na dworze, a tego monitoring nie obejmował. 

************************************
Wiem, że obiecywałam, że już w tej części Ula zrozumie, że kocha Marka, ale trochę musiałabym jeszcze napisać a ta część ma już siedem stron. Poza tym obiecałam kilku osobom, że za życzenia imieninowo- urodzinowe dodam coś prędzej. Ciociu, Patrycjo, Kamo, Aguś pozdrawiam.

13 komentarzy:

  1. Bardzo jestem ciekawa kto kryje się za tymi przesyłkami. Przyznam, że ten ostatni list nawet podsunął mi na myśl Dąbrowskiego. On tak do niej mówił.
    Czekam na kolejną część.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Bartku było tylko wspomniane i na tym pozostanie. Kto jest tym typkiem w kolejnej części.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  2. Ulka ma kolejnego wielbiciela, tylko to trochę przerażające co on wypisuje. Z drugiej strony coś takiego może ją popchnąć w ramiona Marka. ;-) Mama Mareczka jest już zdesperowana i robi wszystko aby jej syn w końcu się ożenił. G :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być bardziej przerażająco, ale nie wyszło. Czas też naglił, bo skoro obiecałam to musiałam słowa dotrzymać. Takie sytuacje zawsze zbliżają i tu nie będzie inaczej. I mamy marzenia się spełnią. Tylko wszystko w swoim czasie i po kolei.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  3. Ula zawsze byłaś słowna ale nie myślałam że i teraz tak będzie. I to tak szybko.
    Zagięłaś mnie wiekiem Marka. Fakt młody nie jest. Więcej jak spotkamy się. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Pozdrawiam serdecznie Śliwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro Aguś będę do południa w domu.
      Pozdrawiam miło i dzięki za pis.

      Usuń
  4. Świetnie dopasowane zdjęcia. Iguś musiała być grzeczna skoro miałaś czas na przejrzenie płyt. Dzięki wielkie za pozdrowienia. Ściskam całą trójkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcie z różami było proste a na te ostatnie wpadłam przypadkiem.
      Dzięki za pozdrowienia ciociu.

      Usuń
  5. Czy te wierszyki,to aby nie recepta od dr.Polo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecałam, że doktorka więcej nie będzie i nie będzie.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  6. No to się porobiło... Markowi wyrosła pod bokiem konkurencja i zaczyna się robić całkiem poważnie. Mam nadzieję, że on i Ula stworzą w stosunku do tego tajemniczego wielbiciela jakiś wspólny front, bo ani ona nie jest zadowolona z tych prezentów i Marek jest o nie zazdrosny. Zachodzę w głowę, kto mógłby to być i czy pojawił się już w tym opowiadaniu wcześniej.
    Dobrzańscy najwyraźniej mają parcie na szkło i moim zdaniem zbyt naciskają. Nikt nie lubi, kiedy stawia się go w przymusowej sytuacji i Ula najwyraźniej też nie. I tak moim zdaniem zachowała zimną krew w czasie wizyty u nich.
    Czekam na kolejną część, która być może trochę rozjaśni nam w głowach i serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy wielbiciel pojawił się w opowiadaniu, czy nie to moja słodka tajemnica. Ale tylko do następnej części. Później będzie prawie z górki. Są osoby którym do końca się nie dogodzi.
    Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozmawialiśmy, uśmiechnęłaś się? To naprawdę musi być ktoś nie śmiały. No no nasz Mareczek jest zazdrosny. Jestem bardzo ciekawa kto to? Czy Marek ma rację?
    Pozdrawiam :)
    Marku,szefie,prezesie

    OdpowiedzUsuń