Wiadomość, że to policja dzwoni, zmroziła krew Marka, a
przez głowę lotem błyskawicy przebiegły mu najczarniejsze myśli. Na szczęście
szybko okazało się, że nic strasznego nie stało się, a policjant dzwonił
poniekąd prywatnie. Był z rodziną w zamku, a na przy zamkowym parkingu jego
żona, cofając uszkodziła jego samochód. Na tym pasmo nieszczęść niestety, ale
nie skończyło się, bo policjant powiedział mu, że być może auto zostało
okradzione, bo jest otwarte, a we wnętrzu panuje bałagan. Po przyjściu na
parking faktycznie zastał wgnieciony przód swojego Lexusa i uchylone drzwi.
-Marek Dobrzański- przedstawił się pierwszy, wyciągając
rękę do nieznajomego.
- Tomasz Sarnowski- odparł. —Przepraszam, że wykorzystałem
stanowisko, dzwoniąc do pana, a jestem tu po cywilnemu i prywatnie-zaczął tłumaczyć. —Ale to co
zobaczyłem przez szybę, upoważniło mnie do interwencji i dowiedzenia się o pana
ewentualny numer telefonu. Pan zajrzy,
ale przez szybę do auta i sprawdzi, czy coś nie zginęło. Wie pan klamki lepiej
nie dotykać, bo może pan ślady sprawcy zetrzeć.
Markowi wystarczyło jedno spojrzenie, aby przekonać się,
że przypuszczenia policjanta sprawdziły się i że w aucie brakuje paru cennych
rzeczy.
-Na pewno zostało okradzione. Tylko jak to możliwe? Mam
najlepszy alarm.
-Jest taki sposób poprzez skaner, który blokuje
automatyczne zamknięcie samochodu i wyłącza alarm-zaczął, tłumaczył policjant. —Mieliśmy
już kilka takich przypadków we Wrocławiu. Być może złodzieje albo złodziej tu
się przenieśli, albo przyjechali na zamek zwiedzać. Tak na przyszłość to
powinien pan za każdym razem chwytać za klamkę i sprawdzać, czy auto jest
zamknięte.
-Będę pamiętać- odparł, sięgając po telefon. —Pan zgłoszenia
o kradzieży raczej nie może przyjąć? -zapytał jeszcze.
- Nie, nie mogę. Ale
będzie prędzej, jak ja zadzwonię po kolegów z komisariatu z Wałbrzycha. Mam
prywatne numery, a nie 997. Chociaż tak mogę stać się pomocny za uszkodzony
samochód.
Piętnaście minut później przyjechali umundurowani
policjanci i zajęli się sprawą. W międzyczasie Marek i Sarnowski zajęli się owym
uszkodzonym autem, choć była to teraz dla Marka sprawa drugorzędna.
-Prawie nowy firmowo-prywatny laptop, nawigacja,
radioodtwarzacz, drugi telefon- zaczął wymieniać skradzione rzeczy. —W marynarce miałem jeszcze portfel, klucze od domu, karty do
bankomatu, dowód osobisty, a w neseserze dokumenty firmy i markowe pióro.
-Ja wszystko, co cenniejsze miałam przy sobie- odezwała
się Ula, zanim policjant zdążył spytać ją o straty. —W aucie zostawiłam tylko
torbę podróżną i stary aparat fotograficzny. Bardziej szkoda zdjęć niż aparatu.
-A na ile pan szacuje straty? - ponownie zwrócił się do
Marka. —Nie licząc uszkodzonego samochodu.
-Grubo ponad dziesięć tysięcy. Sam laptop kosztował osiem
tysiaków.
Później Marek musiał pojechać jeszcze na komisariat,
złożyć obszerniejsze zeznania, zablokować karty, dowód osobisty i skontaktować się z
administratorem bloku, w którym mieszkał i poinformować go o stracie kluczy
zarówno do swojego mieszkania jak i do drzwi ogólnych. Policjant nadmienił im
również o konsekwencjach takiej kradzieży, argumentując tym, że zwykły
złodziejaszek za tym nie stoi tylko zorganizowana grupa i laptop prezesa dużej
firmy może być odpowiednio wykorzystany. Na szczęście auto nie było mocno
uszkodzone i choć z mocnym opóźnieniem mógł z Ulą wrócić do Warszawy.
-Musimy dokładnie wszystko poprzeglądać i pomyśleć jak
chronić dane firmy Marek- rzekła Ula, gdy ruszali w drogę powrotną. —I najlepiej
jak pojedziemy prosto do firmy i zajmiemy się tym od razu, a nie w poniedziałek. Zadzwonię tylko do rodziców i powiem im, że nie wrócę tak szybko, bo
jedziemy popracować.
-Dzięki Ula. Sam nie dałbym rady. Ty jesteś lepsza w
ogarnianiu biura.
-Dobra organizacja i odstawianie wszystkiego na swoje
miejsce to podstawa Marek w dobrym funkcjonowaniu biura. Od dziecka byłam odpowiedzialna i w pracy chcę
być taka.
-Nie to, co ja? Co Ula? – zagiął ją pytaniami. —Założę
się, że masz mi ochotę powiedzieć, jaki to jestem nieodpowiedzialny, bo dałem
się okraść.
- Nie to miałam na myśli -odparła zmieszana. — Ale masz
nauczkę, że dokumenty i portfel nosi się przy sobie.
-Mam – przytknął bez urazy za słowa Uli. — A co z
jutrzejszym wyjściem na grzyby robimy? Przekładamy na niedzielę?
-Najlepiej. Nie wiadomo, ile nam zejdzie na pracy.
Droga do Warszawy jak to droga powrotna minęła im
szybciej niż do Wrocławia. Nie marnując czasu już w aucie wstępnie próbowali odtworzyć
dokumenty i to co mogłoby osobom postronnym w czymś się przydać. We firmie natomiast
zajęli się tymi sprawami, do których potrzebny był komputer i podłączenie
Internetowe. W sumie we firmie spędzili parę godzin i pracę skończyli, gdy było
już jasno na dworze.
-Kawał solidnej roboty odwaliliśmy- rzekł z zadowoleniem
Marek, leżąc na kanapie.
-Dokładnie. Nie zapomnij tylko podzwonić, o jakiejś
przyzwoitej porze, do naszych kontrahentów, dostawców, partnerów i innych
ważnych dla nas osób. Faks faksem Marek, ale rozmowa osobista lepiej będzie
odebrana. Powiesz im, żeby uważali, jak będzie przychodzić coś z F&D. Listę masz na biurku.
-Zajmę się tym, jak tylko wrócę od mechanika-obiecał. —To,
co Ula teraz kawa i odwiozę cię do domu – ni zaproponował, ni stwierdził. — Na
pewno jesteś zmęczona tak jak ja. Podróż, praca.
-Fakt jestem. Oczy mi się kleją i marzę o swoim łóżku.
Do Rysiowa dojechali godzinę później. Przed domem Uli,
Marek wyskoczył z auta i otworzył jej drzwi. Ula zaprosiła go jeszcze do
środka, ale był już umówiony w warsztacie samochodowym, to odmówił.
- W takim razie widzimy się jutro Marek- rzekła, idąc w
stronę domu. — I nie zapomnij o telefonach.
- Nie zapomnę- zapewnił, otwierając jej furtkę. — Miłej soboty
i cześć- dodał, zamykając za nią furtkę.
-Cześć- odparła i poszła do drzwi wejściowych.
Tak od razu położyć się okazji nie miała, bo rodzice
koniecznie chcieli dowiedzieć się coś więcej o kradzieży. Później zasnąć też
nie mogła, bo miała dziwne przeczucie, że kradzież pociągnie za sobą
konsekwencje.
Następnego dnia Marek w towarzystwie rodziców ponownie pojawił
się w Rysiowie, a wizyta na samym grzybobraniu nie zakończyła się i zostali u
Cieplaków niemal do wieczora. Po
powrocie z lasu był bowiem czas na obiad, a Magdalena przygotowana była na
dodatkowe trzy osoby. Później jeszcze na stole pojawiła się kawa i ciasto.
Chwile spędzone z Dobrzańskimi mijały miło i szybko. Józef i Krzysztof, choć widzieli
się pierwszy raz, to polubili i znaleźli wspólne tematy do rozmowy, ich żony wspominały
czasy szkoły, Marek i Ula ciągle wracali do wydarzeń z Książa, Betti była taką
przylepką, a Jasiu po obiedzie poszedł do Kingi. Ula miała też okazję przekonać się, że nie
tylko jej mama ma w planach jej i Marka ożenek, ale i Dobrzańska. Już w lesie mogła
tego doświadczyć, gdy w dość jednoznaczny sposób dała jej do zrozumienia, że
Marek choć ma wady to dobry z niego chłopak i zaprosiła ją z synem na
popołudniu na kawę. Pomijając to, że zaproponowała, aby się rozdzielić. Ona z
Markiem mieli pójść na prawo w bardziej zarośnięty las a reszta, czyli Dobrzańscy
i Magda na lewo w bardziej czysty. Sam na sam z Markiem takie złe nie było i
zachowywał się jak przyjaciel. Do tego z zapałem szukał grzybów, wchodził w
największe zarośla, a jego koszyk szybko zapełniał się maślakami, prawdziwkami
i podgrzybkami. Widać było, że sprawiało mu to przyjemność i było miłą
odmianą w jego dotychczasowym życiu. Te okazalsze okazy nawet fotografował.
-Gdybym nie wiedziała, że dopiero po raz drugi jesteś na
grzybach, to pomyślałabym, że jesteś doświadczonym grzybiarzem- rzekła Ula,
przeglądając jego dorobek w obawie, że mógł nazbierać grzybków trujących.
-Grzybiarz to moje drugie imię. Nie wiedziałaś?
- Albo zadziałało tu te samo prawo co w kasynie. Kto
pierwszy raz coś obstawi, to ma szczęście i wygrywa.
- Może. Ile za takie grzyby mógłbym dostać? -zapytał
nieoczekiwanie.
-Najmniej pięćdziesiąt złotych.
-Ponad piętnaście złotych na godzinę- wyliczył.
-A co chcesz pojechać na targ albo stanąć przy drodze, że
tak wypytujesz? – zagadnęła zaciekawiona jego dopytywaniem.
-Nie, nie chcę. Zastanawiam się tylko, ile czasu
musiałbym zbierać grzyby, żeby zarobić na te stracone szesnaście tysięcy.
-Właśnie Marek. To poniekąd moja wina, bo ja chciałam
pojechać na zamek. Gdyby…
-Gdyby babcia miała wąsy, byłaby dziadkiem- wtrącił. — Ula mówiąc, o tym nie miałem na myśli ciebie
ani nie chciałem robić ci jakichś pretensji. I spójrz na to z tej lepszej
strony i jak powiedział ten policjant, że mogli ukraść cały samochód.
-Ale czuję się winna.
-Zamiast zrzędzić, lepiej powiedz, którędy do domu? Jeszcze trochę a zaczną nas szukać.
-Dobre pytanie Marek- stwierdziła, rozglądając się
dookoła. —Którędy do domu, kiedy
wszystkie drzewa takie same. Pomyślmy. Najpierw szliśmy prosto, później
natrafiłeś na polankę z prawdziwkami, a tam zatoczyliśmy kilka kółek i znowu
szliśmy prosto. Reasumując, to teraz możemy być wszędzie. W Rysiowie, w Jesionkach, Karbinach albo Małyszynie.
Gdybyśmy mieli kompas, to łatwiej byłby określić południowy zachód- mówiła pesymistycznie.
-Mówisz, masz – odparł, pokazując z zadowoleniem zegarek.
—Tylko jak to się obsługiwało?
Droga do domu mijała im na miłej rozmowie. Dowcipkowali i
śmiali się wesoło. Ula z takiego, przyjacielskiego wydania, Marka była
zadowolona. Cały ten sielankowy nastrój przerwał im dopiero dźwięk komórki Uli.
-Z domu dzwonią? -zapytał.
-Nie, to niezapisany numer-odparła, odbierając telefon. —Czy mam przyjemność z panią Urszulą Cieplak-
usłyszała miły głos. —A jeśli tak to? - odparła. —Co za ludzie- zwróciła się do
Marka, gdy uprzejmie podziękowała i powiedziała rozmówcy, że nie jest
zainteresowana. —Nie uszanują nawet tego,
że jest niedziela i człowiek chciałby odpocząć.
-Garnki czy kołdry?
-Tym razem facet z przyjemnością poinformował mnie, że w
dzisiejszej ich loterii wygrywa imię Ula, a mój numer został wylosowany jako
kandydat do głównej nagrody. Wystarczyło tylko odpowiedzieć na proste pytanie.
-Proste pytanie, a później kolejne i kolejne albo SMS-y. Co nie Ula?
Tymczasem Sebastian, choć wiedział, że po dwóch
miesiącach od śmierci narzeczonego Wioli na wiele nie może liczyć, to dzielnie
trwał przy Wioletcie i znosił jej burzę hormonów. Uważał również, że jest w lepszym położeniu
niż Marek, bo Wiolka nic o przyjaźni nie wspominała. Był dla niej oparciem
zarówno w pracy jak i w prywatnych kontaktach.
-Zadziwiasz mnie Cebulku. Piątek wieczór a ty ze mną w
pracy siedzisz i pomagasz. Nie znałam
pana od tej strony, panie Sebastianie Olszański.
-Rozmawialiśmy już o tym- odparł ucieszony z tego nieoczekiwanego
zdrobnienia. —Moje dawne życie to przeszłość. Marka tak samo. Mamy teraz inne
priorytety. Nawet moi starzy są zadowoleni, że przestałem szlajać się po
klubach i mam kogoś z kim chciałbym się związać tak na poważnie.
-To znaczy, że powiedziałeś im o nas? – pytała wyraźnie
zaskoczona.
-Jakiś czas temu Wiolka- odparł spokojnie.
-I? – dopytywała.
-I bez obaw. Nie przeraziło ich to że chcę związać się z
dziewczyną, która ma mieć dziecko. Bardziej obawiają się, że mi może odmienić
się, a tobie po raz drugi świat się zawali.
-Życie i z obaw się składa – odparła filozoficznie. — Rydzyk fizyk, jak to mówią.
-To może zaryzykujesz i wyjdziesz ze mną dzisiaj na
kolację - zaproponował, przysiadając na biurku. —Może jeszcze kino.
-Czy mam rozumieć, że proponujesz mi pierwszą randkę? -
zapytała, spoglądając na niego podejrzliwie.
-Jeśli nie przeszkadza ci to, to tak – odparł z zadowoleniem.
A miało być tak miło i przyjemnie. To prawdziwy pech z tym samochodem. Marek nie postąpił zbyt mądrze zostawiając dokumenty w aucie. Tak naprawdę to i laptop powinien zabrać ze sobą, bo to droga rzecz i stanowi nie lada pokusę dla złodzieja. Piszesz, że ta kradzież będzie miała dla Dobrzańskiego jakieś niemiłe następstwa, a może i dla Uli też. Nie jestem pewna, czy ten durny telefon o potencjalnej wygranej nie był jakimś rodzajem sprawdzenia jej tożsamości. Jedyny miły akcent to samo grzybobranie. Marek w zasadzie zachowuje się bez zarzutu. Zachowuje się jak przyjaciel, co Uli bardzo odpowiada. Ciekawa jestem jak długo to potrwa, chociaż mówią, że metoda małych kroków zawsze jest najskuteczniejsza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Złego dobrego początki Małgosiu. I chociaż Marek tyle stracił to kiedyś zyska. Tak ten telefon miał powiązanie z kradzieżą. Ale nikt na razie tego nie będzie łączył. Do miłości już bliziutko.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
No to zagadka się wyjaśniła. Co to za policjant. Ale czy ta Ulka musi być tak zawzięta i poza przyjaźnią nic więcej. A biedny Marek ciekawe jak długo wytrzyma w tej przyjaźni. I czy przypadkiem nie da Ulce powodów aby mogła poczuć coś w rodzaju zazdrości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
Policjant to tylko epizod a do miłości jest tuż, tuż. Trochę zazdrości będzie ale króciutko.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Marek i Ula wyjechali by odpocząć, pozwiedzać a tu taki pech. Uszkodzony samochód to pikuś przy tej kradzieży, ale Marek portfel i dokumenty typu dowód,karty powinien wziąć ze sobą. Wszyscy chcą ich połączyć a Ula nadal uparcie twierdzi ze to tylko przyjaźń i nic więcej. Czekam na to kiedy ona w końcu zmieni zdanie i przyzna sama przed sobą że go kocha. G
OdpowiedzUsuńNie ma złego co by na dobre nie wyszło G.Samochód naprawi, dokumenty wyrobi nowe, więcej takich błędów nie popełni a Ula w końcu zrozumie ,że kocha.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Ciekawe czy Uli przeczucia, z konsekwencjami kradzieży będą słuszne. Podobno najtrwalsze i najszczęśliwsze związki zaczynają się od przyjaźni. Może właśnie tak będzie z Ulą i Markiem? Między Violką, a Sebą coraz lepiej się układa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;)
Marku,szefie,prezesie
Konsekwencje będą niestety i pojawią się w kolejnej części.Miłość również wybuchnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło i dzięki za pis.
Na przyszłość Marek zapamięta ,że dokumenty ma się przy sobie ,a nie w aucie.Miły ,przyjacielski wyjazd ,a tu incydent niejako pokrzyżował ich plany.Kiedy ona zrozumie ,że to już nie przyjaźń?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :).
Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń