sobota, 20 kwietnia 2019

Wielkanoc 2019 Cykl mini.



…Idą święta, wielkanocne idą święta.
O tych świętach kazdy zając pamięta.
Do koszycka zapakuje słodyce
i na święta ci przyniesie moc życzeń-
śpiewał czteroletni Tomek. —Dlaczego w mieście nie ma zająców? - rzekł do swojej prawie ośmioletniej siostry, która przyozdabiała bukszpanem koszyczek ze święconką.
-Nie mówi się zająców, tylko zajęcy- odparła. — I nie ma, bo w mieście nie ma lasów i łąk, tylko samochody i domy. Samochody porozjeżdżałyby zające, jak koty. Po co ci Mikołaj w koszyczku? -zapytała brata, widząc, że w jego dziecinnym koszyczku obok zajączka z czekolady jest druga figurka.
- Żeby dostać dwa plezenty. Od zajączka i gwiazdola- odparł, sepleniąc.
-A widzisz tutaj choinkę, żeby gwiazdor przyszedł? Jest dawno po Bożym Narodzeniu.
-Ale Agata powiedziała mi i Baltkowi, że jak nie zjemy Mikołajów, to będzie przychodził cały lok- mówił, mając na myśli dzieci nowych sąsiadów. Dziesięcioletnią dziewczynkę i pięcioletniego chłopca. 
-To was okłamała Tomek.
-Ale tyle razy dostawałem po świętach plezenty od gwaizdola, to czemu nie telaz.
-Dostałeś, bo w twoim przedszkolu i w pracy u mamy i taty była zabawa gwiazdkowa, a później chrzest Kuby i krewni i tobie przywieźli prezenty. Teraz gwiazdor nic ci nie przyniesie, bo nie przyjdzie- tłumaczyła brutalnie.
-Nie wiadomo Emi- odparł z rozczarowaniem. —Może ktoś się pomyli i da plezent i od gwiazdola. Ta pani ciocia, co ma do nas przyjść może nie wie.
-Wie, bo to Wielkanoc, a nie Boże Narodzenie i wszyscy krewni to wiedzą. Teraz Pan Jezus umiera na krzyżu, a nie rodzi się w żłóbku pacanie.
-Tato ona się przezywa- naskarżył Tomek ojcu, który zszedł akurat na dół do swoich pociech. —Mówi do mnie pacanie jak Agata do Baltka
-Nie kłóćcie się kochani- odparł im ojciec. —Mamy dzisiaj Wielką Sobotę i zaraz wszyscy razem pójdziemy do kościoła ze święconką.
-Tato, ale on chce święcić zajączka i Mikołaja. Obciach na cały kościół zrobi.
-To trzeba wytłumaczyć mu, że to nie te święta, a nie przezywać Emi.
-Tłumaczyłam, ale do niego nic nie dociera. Ty spróbuj.
-Skarbie teraz gwiazdor odpoczywa i śpi mocno jak ten niedźwiadek w czasie zimy, o którym czytaliśmy dwa dni temu- tłumaczył mu łagodnie. —Miał tyle pracy w okresie świąt, że musi porządnie odpocząć przed kolejną gwiazdką. Dlatego też umówił się z zajączkiem, że w jedne święta prezenty będzie dawał gwiazdor i zostawiał pod choinką, a w drugie zajączek chował w ogrodzie albo domu. Sam zajączek też byłby bardzo, bardzo zmęczony, gdyby miał chodzić z prezentami i po Wielkanocy i po Bożym Narodzeniu. Poza tym wyciąganie prezentów spod choinki to nie to samo co szukanie ich w ogrodzie. Jest tyle frajdy szukając ich synku.
-I będę szukał? -zapytał z zainteresowaniem.
-Oczywiście. Jak tylko zjemy jutro śniadanie wielkanocne.
Pół godziny później całą rodziną poszli na święconkę. Ula z Emilką niosły koszyczki, które miały trafić nazajutrz na stół, Tomek swój ze słodyczami i owocami a Marek pchał wózek z najmłodszym dzieckiem czteromiesięcznym Kubusiem.


Po kościele był czas, aby zająć się ostatnimi przygotowaniami świątecznymi i na przyjęcie gości. Ula i Emilka zajęły się przygotowaniem salonu i odkurzeniem zastawy stołowej, a Marek został w kuchni i zajął się upieczeniem ciasta.


Na samo śniadanie nikt się nie zapowiadał, bo Józef z Alą i Beatką wybierali się do Jaśka i Kingi, a seniorzy Dobrzańscy mieli własnych gości. To Paulina Febo -Gotti wraz z rodziną przyleciała do Polski po dziewięciu latach pobytu we Włoszech. Jej rodzinę zaś tworzył mąż Carlos, jego dzieci dwudziestopięcioletnie bliźnięta Gabriela i David, trzynastoletni Marcello oraz ich trzyletni synek Vincent. Męża Paulina poznała poprzez swoją gosposię, a która przez wiele lat była nianią dzieci i po raz kolejny została nią. Sam Gotti był wdowcem po pięćdziesiątce, właścicielem wydawnictwa i posiadłości pod Mediolanem. Rodzina Gotti nigdy nie była w Polsce i teraz postanowili zrobić sobie tygodniowy urlop i poznać polskie tradycje świąteczne. Carlos chciał również lepiej poznać przybraną rodzinę żony. Zapowiedź ich przylotu mocno zadziwiła seniorów, bo do tej pory kontakty były tylko telefoniczne i widzieli ją tylko na jej własnym ślubie.  Nie chcieli też być nieuprzejmi i odmówić gościnności. Zwłaszcza że mieli sporo miejsca na spanie i gości i to Paulina pierwsza wyciągnęła poniekąd rękę. U Marka i Uli zaś mieli pojawić się popołudniem w pierwszy dzień świąt i zostać na kolację.
W Niedzielę Wielkanocną przed dziewiątą śniadanie było gotowe i cała rodzina mogła usiąść do stołu i podzielić się jajkiem. Po nim Tomek mógł wreszcie pójść do ogrodu w poszukiwaniu swoich prezentów. Znalezienie puzzli, autka i sikawki na lany poniedziałek trochę czasu mu zajęło, ale iw końcu znalazł i do domu wracał zadowolony i z zabawkami pod pachą i w ręku.
O piętnastej w drzwiach pojawili się Dobrzańscy seniorzy oraz rodzina Gotti. Zarówno Ula, jak i Marek ciekawi byli, jak wygląda nowa rodzina Pauliny, to ona sama ciekawa była Marka i Uli. Zwłaszcza interesowała ją Ula  i to jak wygląda po urodzeniu trójki dzieci, samodzielnym prowadzeniem domu i pracy zawodowej. Miała bowiem cichą nadzieję, że zastanie ją zmęczoną, grubą i postarzałą a Marek poczuje coś w rodzaju żalu, że zostawił ją, a ciągle wygląda młodo i elegancko. Wbrew jej przewidywaniom w progu przywitała ich uśmiechnięta para szczęśliwych małżonków.


Po przywitaniu,  przedstawieniu się i podarowaniu Tomkowi przez Gotti tradycyjnego  czekoladowego  jaja i Emilce spódniczki wszyscy dorośli usiedli do stołu, a Ula z Heleną zajęły się podaniem kawy i ciasta. Vincent tymczasem podreptał w stronę kącika z zabawkami Tomka i wkrótce zaczęli bawić się zgodnie, choć dzielił ich język i każdy mówił w swoim. W tym pomocna była Emilka i Marcello, którzy zajęli się pilnowaniem swoich braciszków. Im też łatwiej było porozmawiać, bo oboje znali język angielski, a i rodzeństwo Gotti znało trochę polskiego, bo ich niania miała polskie korzenie i liznęli od niej języka polskiego. Wkrótce dzieciaki przenieśli się na dwór, bo pogoda była ładna i mieścił się tam plac zabaw dla Emi, Tomka i Kubusia. Była ślizgawka, domek, piaskownica i huśtawki. Dołączyły do nich też dzieci sąsiadów. Agata i Bartek.

Atmosfera przy stole była prawie równie miła co u dzieci i nie dało odczuć się, że przy stole siedzi były narzeczony i obecny mąż Pauliny. Carlos i David jak na Włochów przystało, byli czarujący, ciągle żartowali, zachwalali polskie potrawy, mówili o piłce nożnej, a mówiąc gestykulowali. Przeciwieństwem do nich była Gabriela, bo czuć było od niej wyniosłość, nieustannie mówiła o sobie i kokietowała Marka. Gdy wszyscy zjedli już ciasto, Ula z teściową zajęły się posprzątaniem filiżanek i reszty ciast a reszta towarzystwa wyszła na dwór.


-Piękny dom i ogród Marco- rzekła mu Paulina. —Wydaje się taki dopieszczony.
-Dziękuję. Tylko nie moja w tym zasługa. Ja tylko kupiłem go, a resztą zajmowała się Ula. Cieszę się Paula, że znalazłaś szczęście, rodzinę i miłość. Teraz tak oficjalnie mogę ci pogratulować.
-Miłość -wtrąciła niewyraźnie Gabriele.  —To znaczy uczucie, jak dobrze pamiętam- dodała po angielsku. —Nasza niania mówi czasami nam.
-Dokładnie tak Gabriele. Mówiłem Pauli, że się cieszę, że jest szczęśliwa, ma swoją rodzinę i miłość- odparł w tym samym języku.
-Tato po śmierci mamy stracił chęć do życia a teraz, gdy pojawił się braciszek i Paula znowu się uśmiecha- rzekł i David, patrząc jak jego ojciec pomaga synkowi na zjeżdżalni. Vincent jest jego oczkiem w głowie.
-I mamusi David- wtrąciła wymownie Paulina. —Jest taki słodki.


-Słyszałam, że sporo lat razem mieszkaliście razem- rzekła panna Gotti do Marka. —U nas by to nie przeszło. Rodzina nalegałaby na szybki, huczny ślub.
-Było tego około siedmiu- odparł, przyglądając się Tomkowi, który zjeżdżał ze ślizgawki, a chwilę później stał już w kolejce za Bartkiem na kolejny swój ślizg.  A co do huczności to niestety, ale tak miało być – pomyślał, wzdrygając się na wspomnienie. —A i minęło prawie dziesięć lat.
-Dawne dzieje Gabriele, jak widzisz- wtrąciła Febo- Gotti.
-U nas się mówi tak Marco- rzekł David. Mogli e buoi dei Paesi tuoi – Żonę i woły [bierz] ze swoich stron- przetłumaczył na angielski.
-Może i coś w tym jest- odparł z zamysłem Marek.
-Mój i twój syn świetnie się bawią Marco- rzekł Carlos Gotti, gdy podszedł do swoich starszych dzieci, żony i Marka. —Jakby nie dzieliła ich bariera językowa i znali od dawna.
-Dzieci tak mają Carlos.  Umieją bawić się z nieznajomymi godzinami do upadłego.
-A nam będzie potrzebna kondycja na lata- stwierdził Włoch. —Vincent jest taki szybki.
-Pozwól kochanie, że ja zadbam o twoją kondycję- odparła słodko Paula. —Koniec z późnym wychodzeniem nie wiadomo, gdzie i z kim, piciem i nocnymi powrotami.
 Czyżby miała wrócić dawna Paulina- pomyślał Marek. Oby nie. Całkiem fajny ten Carlos i szkoda, żeby przechodził to samo, co ja.
Tymczasem druga grupa starszych dzieci, czyli Emilka, jej koleżanka Agata i Marcello w drugim końcu ogrodu zajęła się sobą. Opowiadali o swoich tradycjach wielkanocnych, szkole, zainteresowaniach, idolach. Agata też jako dwa lata starsza od Emilki próbowała zwrócić na siebie uwagę przystojnego jak na trzynaście lat Włocha. Marcello nie był jednak zainteresowany koleżanką Emilki, bo nie miała tak ładnych oczu i uśmiechu jak Dobrzańska.
Z wybiciem ósmej godziny goście, odeszli obiecując kolejne spotkanie i podtrzymanie znajomości, ale tylko Emilka i Marcello pomyśleli o numerach telefonu i adresach.
-Całkiem mili ludzie z tych panów Gotti. I całkiem inni niż Aleks- mówiła wieczorem Ula. —Uśmiechnięci, mili, rozmowni, uprzejmi. Tylko z Gabriele typowa Włoszka. —Czarowała cię.
-Zauważyłem kochanie, ale bez obaw nie jest zainteresowany. Paulina również rzucała mi ukradkowe spojrzenia. Nie chcę pochwalać sobie, ale wyglądam lepiej niż Carlos.
-Pyszałek- rzuciła karcąco. —Myślisz, że Paula naprawdę czuje coś do Carlosa, czy może chodziło jej o pieniądze? Bądź co bądź w pięć lat przetrwoniła prawie całe pieniądze, co dostała od Aleksa za akcje firmy.
-Na nieszczęśliwą nie wyglądała Ula. Ale tak jak ja cię kocham, to nikt inny na świecie nie kocha- mówił wpatrując się z miłością w żonę. —I nikt nie ma tak wspaniałej żony, jak ja.
-Pochlebca- odparła.

W drugi dzień świąt obudził ich pisk Emi, która ze swojego snu została wyrwana przez brata, a który od rana postanowił oblewać wszystkich wodą z nowego karabinku na wodę.
-A co się tu dzieje? -zapytała Ula synka, gdy pojawiła się z Markiem w pokoju córki.
-Scelam mamo- zawołał wesoło Tomek.
-Ja bym się poddał Ula- dodał Marek. —Nie mamy nic do obrony.
-Na to wygląda- odparła.
Gdy stało się już, co miało się stać, to Marek rozkręcił zabawę. Podstępem odebrał synkowi karabinek i kolejno polał wodą córkę, żonę i synka.
Po śniadaniu pojechali całą rodziną na cały dzień do Rysiowa.  
-Dostałem od pani cioci jajo- oznajmił Tomek, zanim ktokolwiek zdążył odezwać się i przywitać.
-Ogromne- odparła mu ciocia Betti. —Musi być tam jakaś duża zabawka. 


-A ja dostałam spódniczkę- pochwaliła się i Emilka. —Bardzo modną.
-Może tak najpierw przywitacie się i podziękujecie za prezenty kochani- upomniała Ula. —Puzzle i kolczyki to od tych dziadków. Witajcie- dodała do ojca, Ali i Beatki. —I jeszcze raz wesołego Alleluja.
-Dziękujemy- odparła za wszystkich Ala. —Usiądziecie na chwilę, czy idziecie od razu do kościoła i na cmentarz. 
-Idziemy Alu. Chcemy zdążyć na tę mszę o jedenastej. Rozpakuję tylko torbę z rzeczami Kubusia- zadecydowała Ula. Na trochę znikniemy, to nie będziemy przeszkadzać ci w przygotowywaniu obiadu.
-Bez pospiechu Ula. Obiad i tak będzie za jakieś trzy godziny. A jak po wizycie? - zapytała Marka, gdy Ula z siostrą zajęła się rozpakowywaniem.
-Było lepiej, niż myśleliśmy. Mąż Pauliny i David są czarujący, Marcello idzie w ich ślady, Gabriele jest trochę w charakterze Pauliny, a mały Vincent słodki.
-On tak mówił inacej- dodał Tomek.
-Ja z Marcelem pogadałam sobie- wtrąciła Emilka. —Wiecie, że nigdy nie jadł bigosu ani gołąbków. Zjadł chyba z pięć gołąbków.
-To prawda- dodał Marek. —Zachwycali się Uli gołąbkami, twoim bigosem tato, a na śniadaniu żurkiem w chlebie z białą kiełbaską i skwarkami. Mama mówiła mi o kolejnych dokładkach.
-Miło słyszeć, że smakuje im co polskie- odparł Cieplak z zadowoleniem na pochwałę bigosu. —Zwłaszcza w porównaniu do tych wszystkich owoców morza. 
-Dokładnie tak. Okazało się, że wiele polskich potraw nie jedli, chociaż Paula je zna. 
-A co Paula na to wszystko?- zapytała Alicja, przyszywanego zięcia. —Takie jedzenie dla biedaków to nie na jej podniebienie.
-Fakt Alu zadowolona nie była. Zresztą jej obrażona mina mówiła wszystko. Carlos, David i Marcello wyglądają na takich, co lubią dobrze i smacznie zjeść , ale niekoniecznie drogo i ekskluzywnie i nie spodobało się jej to. Boi się chyba, że będą życzyli sobie takiego jedzenia na co dzień. 
-Na to wygląda Marek. 
-Możemy już iść Marek- odezwała się ponownie Ula, która pojawiła się obok nich. Ja, dzieciaki i Beatka jesteśmy gotowi.
-Tylko uważajcie na naszych polewaczy- ostrzegł Józef. 

Spacer przyniósł im sporo atrakcji, bo pogoda była już letnia i mogli zobaczyć, jak mieszkańcy Rysiowa obchodzą Wielkanoc i Śmigus- Dyngus.  Drzwi i okna domów oraz ogródki miały wielkanocne akcenty i roiło się od zielonych gałązek, palm, żonkili, zajączków, kurczaczków i króliczków. Młodzież zaś i w przeważającej większości chłopców biegała po chodniku i ulicy i oblewała się nawzajem wodą. Przy kościele natomiast dla najmłodszych dzieci czekała niespodzianka w postaci krótkiego przedstawienia Wielkanocny Baranek a w rolach głównych występowały starsze dzieci przebrane za zwierzątka wielkanocne. Były również słodkości i symboliczne polanie wodą.
Wyjście wiązało się i z tym, że Ula miała okazję spotkać dawne koleżanki ze szkoły. Spotkania do końca nie przebiegały jednak tak miło, jak bywa w takich sytuacjach, bo część dziewczyn ciągle patrzyła z niedowierzaniem i zazdrością na szkolną brzydulę, jej męża i dzieci. One same, choć kiedyś błyszczały, teraz niczym się nie wyróżniały. Kolejne ciąże, praca, dom mocno je zmieniły, a Ula po trzech ciążach wyglądała atrakcyjnie.
-Kto to był? -zapytał cicho Marek, gdy przechodzili alejkami cmentarza, a jakaś kobieta obrzuciła ich i wózek z Kubusiem nieprzychylnym spojrzeniem. —Patrzyła na nas, jakbyśmy jej coś zrobili.
-Elwira Małolepsza. Koleżanka z klasy z podstawówki- wyjaśniła Ula, nie wdając się w szczegóły.
-Właśnie się rozwodzi- oznajmiła Beatka. —Ala mi powiedziała.  Ula od dziewięciu lat jest twoją żoną, a ciągle dla niektórych jest to jakaś niesprawiedliwość.
-Taka ludzka natura Betti- odparł Marek. —Ludzie wiele mogą znieść, ale jedną z najtrudniejszych rzeczy jest zaakceptowanie szczęście innych.
-Gdyby ta babcia żyła to miałbym tzy babcie? - zapytał Tomek, gdy docierali do grobu Magdaleny Cieplak i zmienił temat rozmowy.
-Nie, kochanie. Gdyby żyła babcia Magda nie byłoby babci Ali- wytłumaczyła Ula. —Dziadek ma drugą żonę, dlatego że pierwsza mu zmarła.
-Ale i tak masz trzy babcie- dodała Betti. —Tu dwie na ziemi i w niebie trzecią. Jest aniołkiem i patrzy na nas.
- Jest taki twoim i moim Aniołem Stróżem, jak w twojej modlitwie- sprecyzowała Emi. —Stoi i strzeże nas od wszystkiego złego.
-Dokładnie tak jest kochanie, jak mówi ciocia i siostra- przytaknęła Ula.  —Wszystkich nas strzeże, opiekuje się nami i sprawia, że spotyka nas wiele dobrego.
-Nawet twoją mamę mi zesłał, a razem z nią ciebie, Emilkę i Kubusia- dodał Marek.
-To fajnie mieć babcie anioła w niebie- podsumował Tomek.





6 komentarzy:

  1. Wyobraziłam sobie minę Pauliny gdy zobaczyła jak wygląda Ula. Ona chyba wciąż wierzy, że Marek kiedyś do niej wróci o ta jej naiwność mnie powala. A ta jej pasierbica to też taka jakaś śliska jest. Oby tylko nie próbowała namieszać w małżeństwie Marka i Uli.
    Poruszyłaś również temat nienawiści i zazdrości. To chyba jest nasza taka przywara zwłaszcza wśród ludzi z małych miast i wsi. Potrafimy zazdrościć tym, którym w życiu dzieje się lepiej, gdy potrafili coś osiągnąć.

    Z okazji Świąt wielkanocnych
    najlepsze życzenia:
    smacznego jajka, radosnego Alleluja
    i wiele szczęścia na co dzień
    składa Julita z rodziną.

    Dziękuję Ci bardzo za dzisiejszy wpis.
    Gorąco pozdrawiam w ten świąteczny czas.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia.
      O Marka i Gabriele możesz być spokojna bo prawdopodobnie nie pojawi się więcej w mini.Potrzebny był jakichś pomysł na mini i wymyśliłam rodzinę Uli. Żeby też nie było odległe od życia Uli, Marka i ich dzieci to mały wątek o nich. Co do zazdrości to nie tylko w mniejszych miejscowościach tak jest. Ja mieszkam w miarę dużym mieście i w mojej okolicach jest również sporo zazdrości.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  2. Abstrahując od miniaturki zachodzę w głowę, kiedy Ty zdążyłaś napisać taką długą mini. W ferworze obowiązków, świątecznych przygotowań i przy dwójce dzieci wydaje się to prawie niemożliwe. Bardzo, bardzo to doceniam i chylę czoła.
    A wracając do mini, to jest to kolejna z serii tych świątecznych, przepełnionych rodzinnym ciepłem, miłością do siebie i do dzieci, szacunkiem do starszych a zwłaszcza tych nieżyjących {Magda). Od pierwszej takiej miniaturki ukazujesz nam rodzinę Uli i Marka mocno osadzoną w polskiej tradycji, szanującą wartości chrześcijańskie i wpajającą je dzieciom. Myślę też, że wzorujesz się na własnej rodzinie, co jest godne pochwały. Ja chociaż nie jestem osobą wierzącą to jednak szanuję każdą wiarę i czasem podziwiam katolików za ich tradycjonalizm. Godne podziwu jest też to, że kultywują tę tradycję obchodzenia świąt od wieków.
    Najbardziej rozbroił mnie Tomek. To takie słodkie dziecko, jeszcze trochę naiwne, trochę nieporadne a jednak uświadamiane przez zaledwie ośmioletnią siostrę. W tym wszystkim widać ogromną pracę rodziców, ich czas poświęcony wyłącznie pociechom i stopniowe przekazywanie im wiedzy. Niezaprzeczalnie wspaniale wychowują swoje dzieci. Nie wiem czego spodziewała się Paulina, ale chyba jednak się zawiodła. Ula nadal jest piękną kobietą, którą Marek niezmiennie kocha od lat. Nie zmieniły jej ani kolejne ciąże, ani ciężka praca na podwójnym etacie w firmie i w domu.
    Bardzo piękna miniaturka i chcąc podtrzymać jej świąteczny nastrój z całego serca życzę Tobie i Twoim bliskim pogodnych, rodzinnych, wspaniałych świąt.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisana była z wyprzedzeniem jak byłam jeszcze w ciąży.
      Święta to taki czas, że odradza się wiara. Widać to choćby po ilości osób w kościele, przyjmujących komunię albo kolejek do spowiedzi. U mnie to jest cały rok i faktem jest, że było, jest i będzie zawsze ważne. Głównie tato wywiózł wiarę ze Śląska. Nawet teraz po ponad 25 latach nie mieszkania na Śląsku jeździ co dwa - trzy lata na pielgrzymkę na Górę Św. Anny.
      Dzieci Uli i Marka rosną i tak jak kiedyś Emilka była tą zadającą pytania to teraz Tomek przejął pałeczkę po siostrze. Miło mi, że umiałam jego dziecinne patrzenie na świat opisać.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  3. RanczUla, kolejna urocza mini opisująca święta w naszym polskim wydaniu, takie rodzinne i spokojne. Ula z Markiem od dziewięciu lat tworzą szczęśliwą rodzinę i na razie nie ma takiej siły, żeby to zmienić, nawet umizgi Gabriele czy zawiść i zazdrość otoczenia. Zawiedziona Paulina, kiedy zobaczyła zadbaną Ulę, to musiało być ciekawe, ona dalej ma nadzieję, że może być Dobrzańską. Choć już świąteczny czas minął, to z ochotą mogłam wrócić do ich atmosfery. Dziękuję za tę możliwość i pozdrawiam, Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie przewiduję jakiś zmian w życiu Uli i Marka. Chociaż nie wiem kiedy będzie kolejna część i o czym. Zaniedbałam Maćka i Anię oraz Jaśka i Kingę to może o nich.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń