Boże Narodzenie tego roku było szczególne dla Uli i Marka, bo obchodzili je po raz pierwszy wspólnie i z półrocznym synkiem. Dla Marka były to też pierwsze od paru lat prawdziwe święta rodzinne, bo spędził je w szczęściu, spokoju i miłości. W ostatnich paru latach bowiem spędzał je z Pauliną i Aleksem i musiał przy stole udawać kochającą i szanującą się rodzinę. Świętowanie podzielili sprawiedliwie, bo wigilię oni wyprawili, pierwszy dzień świąt spędzili z Dobrzańskimi, a w drugi pojechali do Rysiowa. W samych przygotowaniach potraw Marek dużo pomagał Uli i tym samym wrócił do czasów dzieciństwa, gdy jego rodzice nie mieli jeszcze gosposi i jego mama sama zajmowała się przygotowywaniem dań, a on przyglądał się temu. Oprócz prac w kuchni zajął się wystrojem salonu i świątecznymi dekoracjami przed domem. Tuż po siedemnastej do ich domu zjechali się Dobrzańscy, Cieplakowie, Pshemko, dawna wychowawczyni Marka oraz ciocia Uli, u której to Ula skryła się na całą ciążę. Początek wieczerzy za sprawą Marka odbiegł od tradycji.
-Kochani
jak wiecie od prawie trzech tygodni, jestem już całkiem szczęśliwy, bo ja i Ula
jesteśmy razem -mówił, nawiązując do wydarzeń z początku grudnia, gdy to za
sprawą Bartka porozmawiali i doszli do wspólnego wniosku, że się kochają. —Dlatego
korzystając z faktu, że są z nami wszyscy, którzy powinni być, to chciałem sprawę
dopełnić. Panie Józefie chcę prosić o rękę córki -dodał, podchodząc do
Cieplaka. —Kocham ją i naszego synka i chcę z nimi i kolejnymi dziećmi spędzić
resztę życia.
-Cóż
panie Marku -zaczął Józef po chwili ciszy. —Zaskoczył nas pan.
-Wystarczy
Marek- wtrącił.
-Tak
Marek. Zaskoczyłeś nas wszystkich. Kto w tych czasach prosi rodziców o rękę
córki.
-Zakochany
wariat -odparł.
-Albo
ktoś szanujący tradycję. Widzę radość i szczęście w oczach Uli i dlatego nie
mogę stać na jej drodze do szczęścia i moją zgodę masz. Teraz wszystko w rękach
Uli. Musisz ją zapytać o zgodę.
-Ula
-zaczął, klęcząc przed nią. — Gwiazdki z nieba nie mogę ci obiecać, ale kocham
cię i chcę z tobą kroczyć do starości. W szczęściu i nieszczęściu, w zdrowiu i
chorobie, w zlotach i upadkach, na dobre i na złe. Wiem też, że mam wady, ale
na szczęście nikt nie jest idealny, a miłość umie wszystko przezwyciężyć. Wyjdziesz
za mnie -dodał, wyciągając z kieszeni pierścionek zaręczynowy.
-Zgadzam
się na wszystko -odparła ze łzami w oczach.
Po tych
słowach wolno wsunął zaręczynowy pierścionek na palec i pocałował dłoń. Później
wstał z kolan i przy ogólnej euforii pocałował w usta. Po oświadczynach
przyszedł czas na życzenia i gratulacje a dopiero później na dzielenie się
opłatkiem, kolację wigilijną, prezenty i śpiew kolęd. W
międzyczasie odebrali kilka telefonów z życzeniami świątecznymi i sami
podzielili się nowinami o ich szczęściu. Po ósmej ze względu na
Piotrusia czas było kończyć kolację i Dobrzańska z Beatką i ciocią Uli pomogły
jej sprzątać. Marek tymczasem zabawiał
resztę gości. Gdy goście rozjechali się, oni zajęli się kąpielą Piotrusia i
usypianiem go. Później mogli pójść do swojej sypialni, czyli sypialni Marka.
Ula trafiła tam dzień po pamiętnej sobocie i już pozostała, bo nawet Piotruś
nie protestował i nie płakał dużo w nocy.
-Kochanie
wszystko tak starannie przygotowałaś -rzekł, gdy przekraczali próg sypialni.
—Od lat nie miałem tak rodzinnej wigilii. A w tym domu to pierwsza wigilia.
-Zrobiłam
wszystko to, co wyniosłam z domu.
-Ja z
domu wyniosłem wiele tradycji, ale jakoś nie potrafiłem przenieś tego tutaj. Paula
wolał iść na gotowe. Od dziecka wychowywała się w luksusie, a ja pamiętam czasy,
jak mama gotowała. Przy tobie cofnąłem się do lat dzieciństwa.
-Czyli
oświadczyłeś się mi, bo zależy ci tylko na gotowaniu obiadków? -odparła,
wysilając się na powagę.
-Obiady
to tylko mały bonus Ula -mówił żartobliwie. —Są lepsze strony narzeczeństwa i
małżeństwa.
-Faceci
-mruczała. —Tylko jedno wam w głowie.
-Kochanie
-szeptał jej do ucha. —Ja nie mówię o tym sprawach, tylko o wspólnym spędzonym
czasie na spacerach, rozmowach, planowaniu przyszłości, obowiązkach domowych, przytulaniu.
Chociaż to, co miałaś na myśli, nie jest mi obojętne i uwielbiam takie rozrywki
z tobą.
-Ma to być
rodzaj pochlebstwa czy zachęty?
-To i to
Ula. Noc zaręczynowa się nam należy.
Dzień
później popołudniem pojechali na obiad do Dobrzańskich. Była również u nich
Agnieszka, która miała spędzić kilka godzin z przyszywanymi dziadkami. Problemu
ze zostawieniem jej nie było, bo w ostatnich dniach zmuszeni byli zajmować się
nią, znała dziadków i nie płakała.
-Bartek
przywiózł ją godzinę temu i odbierze wieczorem -oznajmiła im Helena. —Był z tą
Camilą Gotti. Nie ma rodziny we Włoszech,
to została tutaj i spędziła wigilię z Bartkiem jego matką i Agnieszką. Rozmawiałyśmy
chwilę i miła z niej dziewczyna. Chce zostać w Polsce i szuka pracy. Nie znalazłoby
się coś w firmie Marek? Skończyła stosunki międzynarodowe. Zna również dobrze
francuski.
-Całkiem dobry pomysł mamo. Potrzebny ktoś do kontaktów z kontrahentami z Włoch, a i otwieranie rynku na inne kraje dobrze firmie zrobi. A Paulina kontaktowała się z wami? -zapytał.
-Całkiem dobry pomysł mamo. Potrzebny ktoś do kontaktów z kontrahentami z Włoch, a i otwieranie rynku na inne kraje dobrze firmie zrobi. A Paulina kontaktowała się z wami? -zapytał.
-Nie. I
ma wyłączony telefon- odparła Helena. —
Ale Bartek powiedział nam, że wczoraj rano odezwała się do niego. Ma do Polski
wrócić po szóstym stycznia.
-Nie
wiem, jak mogła spakować się w jeden dzień i nic nie mówiąc Bartkowi polecieć
na wakacje do Włoch -wtrąciła Ula, mając na myśli jej zachowanie w trzy dni po
pamiętnych sobotnich wydarzeniach.
-Widocznie
można -odezwał się i Dobrzański. —Coraz poważniej zastanawiamy się, czy nie
przychylić się do wniosku Camili i nie pozbawić ją praw rodzicielskich. Bartek,
choć to tylko papierowy ojciec wykazuje więcej odpowiedzialności jako rodzic. Od
czasu tej afery na imprezie charytatywnej i rozstaniu z Matteo Paula całkowicie
się zatraciła. Przez ostatnie trzy tygodnie tylko dwa razy dzwoniła. Podobno w
Mediolanie znalazła sobie jakiegoś rozwodnika i bawi się z nim w najlepsze.
-Rodzinność
nigdy nie była jej dobrą stroną -odparł Marek.
-Zawiodła
nas -mówił z żalem Helena. —Jako narzeczona dla ciebie i jako matka.
-A, kiedy
zamierzacie się pobrać? -dopytywał Krzysztof. —Rozmawialiście już.
-Rozmawialiśmy
i czerwiec jest jak najbardziej prawdopodobny. Po świętach pojedziemy do
rodzinnej parafii Uli i zarezerwujemy termin.
-Dobrze,
że nie chcecie długo zwlekać- rzekła im życzliwie Helena. —Możecie liczyć na
nas w organizacji wesela.
-Dziękujemy
pani Heleno- odparł Ula. —Pomoc na pewno się przyda. Jeśli nie w samych
przygotowaniach to w opiece nad Piotrusiem.
-Zajmowanie
się Piotrusiem to sama przyjemność Ula -zapewniała Helena.
Po
powrocie do domu mieli nieoczekiwaną krótką wizytę.
-Jeszcze
raz gratuluje -rzekła Wioletta, obejmując przyjaciółkę. —Gdy zadzwoniłaś do
mnie z życzeniami i powiedziałaś o zaręczynach, to o mało nie potłukłam tacy z
talerzami po grzybowej. Marek to ma pomysły. Pochwal się tym zaręczynowym
cackiem.
-I ja się
podpisuję -dodał Sebastian, gdy Wiola oglądała jej pierścionek.
-Dziękujemy
-odparli chórem.
-To kiedy
zamierzacie się pobrać? – pytał Olszański.
-Wybraliśmy
ostatnią sobotę czerwca. W dwa lata po tym, jak się poznaliśmy. A ty Seba już
możesz czuć się moim świadkiem.
-Dzięki i
liczę na odwzajemnienie. My dzisiaj na obiedzie u Wioli rodziców po
przeanalizowaniu wszystkiego za i przeciw ustaliliśmy, że zostaniemy przy drugim
sierpnia. Chociaż to wtorek. Skoro to sympozjum ortopedyczne zaplanowane na ten
dzień jest przeniesione na wrzesień i sala i pokoje będą wolne w Zaciszu, to
grzech byłoby nie skorzystać. (Zacisze-Ośrodek
wypoczynkowy Uli, Marka i Sebastiana)
-Dominika,
Daniel i Dawid mają również wolną noc -dodała Wioletta.
-D&D&D
nieźle -stwierdziła Ula, bo to trio zajmowało się oprawą muzyczną,
konferansjerską i fotograficzną imprez i było jednym z chętniej zatrudnianych.
-Nie chcę
zatrudnić jakieś partaczy, żeby zdjęcia były gorszej jakości, a goście stali
jak te słupy soli z Kopalni Winniczka.( Teks z chłopaków do wzięcia bodajże)
-Wiola
Kopalnia Wieliczka, a nie Winniczka -rzucił Olszański. —Winniczek to ślimak.
- A co wy
planujecie? Katedra, kareta, drogi hotel, ekstra kapela -pytała Wiola.
-Nic z
tych rzeczy. Nie jestem Pauliną. Zamierzamy pobrać się bez przepychu. Naliczyliśmy
tylko pięćdziesiąt osób. Ślub w kościółku w Rysiowie, a wesele w jakimś
zajeździe nieopodal Rysiowa i didżej -wyjaśniała Ula.
-Taniej
nie byłoby w Zaciszu? -pytała Wiola. —To wasz ośrodek.
-Byłoby,
ale ty masz dziesięć kilometrów z Pomiechówka do Jabłonnej a ja z samego
Rysiowa do Warszawy piętnaście. Później trzeba byłoby się przebić przez
Warszawę i kolejne dwadzieścia. Nie opłaca się jechać tyle kilometrów z gośćmi.
-Zobacz
Marek, jeszcze półtora roku temu byliśmy wolni, to znaczy ja byłem wolny, bo ty
męczyłeś się z Paulą, a teraz planujemy śluby -rzekł Sebastian z namysłem. —Ty
dodatkowo dorobiłeś się dziecka.
-Wiele
dobrych rzeczy przez ten czas się wydarzyło Seba. Nie tylko Ula, Wiola, Piotruś,
otwarcie ośrodka. My się zmieniliśmy. Dorośliśmy do pewnych spraw i inaczej
patrzymy w przyszłość.
-Kobiety
nas zmieniły -stwierdził, patrząc w ich stronę. —Nawet Wiolce się to udało.
-My tu
jesteśmy Cebulku -rzuciła Wiola do swojego narzeczonego. —Pamiętasz Ula, jak pojawiłyśmy
się równocześnie we firmie i Marek z Sebą zajęli się nami. Kto by wtedy
przypuszczał, że za parę miesięcy będą dalej zajmować się nami, tylko inaczej.
-W twoim
przypadku było to do przewidzenia, ale ja miałam pod górkę.
-Kochanie
nie ma sensu wracać do tego czasu -zwrócił się do Uli Marek.
-Właśnie
Ula -poparła Wiola. —Co było, a nie jest nie pisze się w rachunek. Lepiej
pomyślmy, co zorganizujemy sobie na wieczór panieński. Bierzemy śluby w
okolicach miesiąca czasu, to możemy razem coś wyprawić. Wyczytałam w Puderku
(Pudelku) o kilku ciekawych propozycjach celebrytek.
- Wiola
-hamowała jej zapędy Ula. —Mamy czas do wiosny, aby coś wymyślić.
Kolejne
tygodnie i miesiące dzielące ich do ślubu mijały bez większych zawirowań. Ula
tak jak obiecała Markowi, przez okres zimowy została w domu i zajmowała się
Piotrusiem. Czasami tylko przychodziła do firmy i pomagała Markowi. Oprócz niej
Marek mógł liczyć na Wiolettę, która w ostatnich miesiącach wzięła się w garść
i swoje obowiązki wykonywała bez zarzutu. Również Camilla Gotti była pomocna.
Włoszka bowiem szybko uczyła się nie tylko języka polskiego, ale i prowadzenia
negocjacji. Zamierzała też zostać w Polsce na stałe. Zwłaszcza że jej związek z
Bartkiem rozwijał się z każdym dniem. Mieli również wspólny cel, czyli dobro i
wychowanie Agnieszki. W sądzie toczyła się właśnie sprawa o pozbawienie praw
rodzicielskich Pauliny Febo i przyznanie ich Camili i Bartkowi. Febo bowiem od
dawna nie pojawiła się w Polsce i listownie zrzekła się praw do córki.
Wiosną
Ula postanowiła wrócić do pracy. Do wyboru zaś miała dwa miejsca. Powrót do
F&D albo pracę w fundacji przyszłej teściowej. Chociaż pensja była o wiele
niższa, to wybrała jednak pracę u Dobrzańskiej. Nie była nigdy pazerna i to, co
wypłacała jej Helena, wystarczało na własne wydatki. Nie chciała też przez cały
czas przebywać w towarzystwie Marka, aby nie zmęczyć się sobą.
Dwudziesty
dziewiąty czerwca dzień ślubu Uli i Marka okazał się ciepłym dniem, ale nie
upalnym. Ula tego dnia też obudziła się w swoim dawnym domu, bo tam postanowiła
spędzić ostatnią noc przed ślubem. Tu również była jej ciocia, która wraz z panią Więcek pomogła się jej ubrać do ślubu.
Marek wraz
ze swoim gośćmi i synkiem przyjechał do Rysiowa godzinę przed rozpoczęciem
uroczystości w kościele. Pan Młody wyglądał niezwykle elegancko, ale przebił go
Piotruś, który tego dnia miał również obchodzić spóźniony roczek. To na jego
widok panie zrobiły minę zachwytu.
Ula od
synka i przyszłego męża niczym nie odbiegała i w swojej prostej sukni ślubnej wyglądała
pięknie. Uroku dodała jej również lekka
opalenizna złapana tydzień prędzej w czasie trzydniowego wyjazdu z Wiolą w
ramach wieczoru panieńskiego. Po
błogosławieństwie wszyscy wsiedli do samochodów i pojechali do kościoła. Droga do
kościoła bez przygód nie minęła, bo ich samochód złapał gumę, trzeba było na
szybko zmienić oponę i w rezultacie spóźnili się na własny ślub. Po dojechaniu pod kościół Ula liczyła, że
teraz pójdzie już wszystko zgodnie z planem. Msza jednak bez zakłóceń również nie
przebiegała, bo Piotruś nie zamierzał cicho siedzieć ani na kolanach babci, ani
żadnego dziadka. Nawet towarzystwo Betti i Jaśka mu nie wystarczało, bo ciągle
wiercił się i mówił na głos mama, tata, tam. W końcu za pozwoleniem księdza
usiadł na jednym z klęczników przeznaczonych dla Państwa Młodych i zadowoleniem
bawił się piłeczką z dzwoneczkami w środku. Dzwonił zaś w tych najważniejszych momentach,
czyli w czasie przysięgi małżeńskiej jego rodziców, jego błogosławieństwa i
podczas ciszy w czasie podniesienia.
*******************************
Na dziesiątą
rocznicę zdania matury Ula szła w jak najlepszym nastroju i z całkiem innym
nastawieniem niż pięć lat temu. Teraz
była ładna, zadbana, z pozycją i rozpoznawana w świecie Warszawy. Za
towarzystwo zaś miała Bartka Dąbrowskiego, bo spotkanie bez wyjątków miało
odbyć się bez osób towarzyszących. (chodzili do jednej klasy wraz z Pauliną)
Nie przeszkadzało jej to również, bo Bartek od pięciu lat prowadził ustatkowane
życie z Camilą Gotti- Dąbrowską, Agnieszką i małym Konradem. Ich synek miał ponad
trzy latka i był równolatkiem Lidki córeczki Uli i Marka oraz Elizy dziecka
Wioli i Sebastiana. Pauliny ku niezadowoleniu jej dawnych koleżanek z klasy nie
było. Febo bowiem od dawna bawiła we Włoszech, poznając coraz to nowszych
kochanków i z każdym rokiem ograniczając kontakty z Polską. Mimo jej
nieobecności to dało się wyczuć, że najbardziej interesujący temat do rozmowy
jest to, że przed pięcioma laty Paulina chwaliła się Markiem, a teraz klasowa
brzydula jest jego żoną. Ula po tym awansie całkiem inaczej była również
odbierana.
-Pięknie
wyglądasz i piękną parę tworzysz z mężem -mówiła jedna z dawnych koleżanek.
-Tylko ci
pogratulować. Z całej klasy zrobiłaś największą karierę -dorzuciła inna. —Ty i
Bartek. A to Pauli była wróżona.
-Ja tego
nie odbieram w kategorii kariera -mówiła ze spokojem. W słowach koleżanek i
spojrzeniach wyczuła również i zazdrość. —Marek miał dość charakteru Pauli, to
zostawił ją, a później mnie wybrał. Coś musiało się mu we mnie spodobać. Ja
mogę jednak zgadywać, że było to ciepło rodzinne, zrównoważenie, bezinteresowność,
chęć pomagania. Chociaż Marek powtarza, że skazani byliśmy na miłość, bo los
ciągle nam sprzyjał i wiele wydarzeń zdarzyło się z przypadku. I to dzięki Pauli
jestem z Markiem. Gdybyśmy nie spotkały się z Pauliną pięć lat temu, jak wpłacałyśmy
wpisowe na poprzednie spotkanie, to nie dowiedziałaby się być może o mojej
trudne sytuacji i nie przyprowadziła do F&D. Ja i Marek będziemy jej do
końca życia za to wdzięczni.
Cudowne zakończenie calego cyklu. Dziękuję, ppozdrawia i życzę powodzenia.
OdpowiedzUsuńI nieśmiało proszę o jeszcze.
Nie mogło być inaczej. Tylko ślub i dzieci.
Usuńpozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Całe szczęście, że Marek już nie zwlekał zbyt długo i w taki piękny czas jakim są święta oświadczył się Uli.
OdpowiedzUsuńZa to na zachowanie Pauliny brak mi słów. To podła suka pozbawiona jakichkolwiek uczuć. Natomiast Bartek ma u mnie ogromnego plusa.
Dziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
Cieplutko pozdrawiam w sobotnie popołudnie.
Julita
Z tymi oświadczynami to w ostatniej chwili wpaqdłam i tym bardziej jest mi miło, ze się podoba. Niestety ,ale zdarzają się i takie mamy. Ostatnio oglądałam Nasz Nowy Dom i tam matka zostawiła trojkę dzieciaków.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Piękne zakończenie choć muszę przyznać nie spodziewałam się, że Bartek zwiąże się z Włoszką i adoptuje dziecko Pauli. Febo to najgorsza matka pod słońcem. Trzeba mieć naprawdę parszywy charakter, by porzucić bez słowa małe dziecko dbając egoistycznie wyłącznie o siebie. Szkoda, że nie wymyśliłaś dla niej jakiejś kary, którą odczułaby bardzo boleśnie i być może coś zrozumiała. Nie mam litości dla takich wredot i zionę chęcią zemsty.
OdpowiedzUsuńZa to u pozostałych bohaterów wszystko układa się idealnie. Oświadczają się, zakładają rodziny i wychowują dzieci. Wszystko jest tak jak powinno być.
Ciekawa jestem co zaproponujesz nam teraz, bo to opowiadanie czytało się z prawdziwą przyjemnością.
Serdecznie pozdrawiam. :)
Czasami i Bartek zasługuje na coś dobrego. Tu był nie do końca złym bohaterem. On nie tyle adoptował, bo prawnie był jako ojciec. Co do Pauli to odpuściłam sobie ją. Czasami takie osoby na starość żałują takich błędów a Agnieszka jest i tak szczęśliwa. Szczęście jej wszak najwazniejsze.
UsuńNie wiem kiedy coś dodam, bo chociaż Iga chodzi do Klubu Malucha na parę godzin i powinnam mieć więcej czasu to nie mam , bo czasami muszę iść po nią albo odprowadzić. Jeśli będzie to Dla miłości.
pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
https://takietamwypociny.blogspot.com To znaczy ten adres
OdpowiedzUsuńCałkiem poprawny wpis jak na pierwszy raz. Cieszę się, że ktoś doszedł do piszących blog. Tu wszystko ładnie i gładko poszło. I to dzięki Józefowi, bo w serialu był jak tu na początku za Piotrem. Chociaż czasami miałam wrażenie, że wiedział, ze córka kocha jednak Marka.
UsuńPozdrawiam miło.
PS Szkoda, że komentarze są u Ciebie zablokowane.
PS Bez patrzenia w Internet wiem na co cierpisz i tylko mogę życzyć optymistycznego myślenia.
Podpisuję się pod wpisem RanczUli, szkoda, że komentarze są u Ciebie zablokowane.
UsuńPo różnych zawirowaniach w losach Uli i Marka wreszcie stabilizacja. Już nic nie powinno stać na przeszkodzie aby mogli wieść szczęśliwe życie. Paulina poszła w niezłe tango, natomiast u Bartka dokonała się dobra odmiana z cwaniaka na przykładnego męża i ojca. Tyko te koleżanki klasowe jakieś niereformowalne, wszystko oceniają z dawnej pozycji.
OdpowiedzUsuńDziękuję za to opowiadanie i czekam z ciekawością na następne, nie naciskając, w końcu małe dzieci to dosyć sporo obowiązków. Pełen podziw, że dajesz radę jeszcze coś pisać.
Pozdrawiam serdecznie,Agata
Na pewno już nic nie stanie, bo to koniec opowiadania.
OdpowiedzUsuńUla po latach poniżania w klasie teraz zrobiła furorę i dlatego takie zachowania koleżanek.Najwyraźniej jej zazdroszczą.
Postaram się szybko coś napisać, ale Kamil rośnie i tyle już nie śpi i nie pozwala mamie na chwilę wolnego czasu.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.