sobota, 7 września 2019

Skazani na miłość cz 25 Epilog.




Boże Narodzenie tego roku było szczególne dla Uli i Marka, bo obchodzili je po raz pierwszy wspólnie i z półrocznym synkiem. Dla Marka były to też pierwsze od paru lat prawdziwe święta rodzinne, bo spędził je w szczęściu, spokoju i miłości.  W ostatnich paru latach bowiem spędzał je z Pauliną i Aleksem i musiał przy stole udawać kochającą i szanującą się rodzinę. Świętowanie podzielili sprawiedliwie, bo wigilię oni wyprawili, pierwszy dzień świąt spędzili z Dobrzańskimi, a w drugi pojechali do Rysiowa. W samych przygotowaniach potraw Marek dużo pomagał Uli i tym samym wrócił do czasów dzieciństwa, gdy jego rodzice nie mieli jeszcze gosposi i jego mama sama zajmowała się przygotowywaniem dań, a on przyglądał się temu. Oprócz prac w kuchni zajął się wystrojem salonu i świątecznymi dekoracjami przed domem. Tuż po siedemnastej do ich domu zjechali się Dobrzańscy, Cieplakowie, Pshemko, dawna wychowawczyni Marka oraz ciocia Uli, u której to Ula skryła się na całą ciążę. Początek wieczerzy za sprawą Marka odbiegł od tradycji.
-Kochani jak wiecie od prawie trzech tygodni, jestem już całkiem szczęśliwy, bo ja i Ula jesteśmy razem -mówił, nawiązując do wydarzeń z początku grudnia, gdy to za sprawą Bartka porozmawiali i doszli do wspólnego wniosku, że się kochają. —Dlatego korzystając z faktu, że są z nami wszyscy, którzy powinni być, to chciałem sprawę dopełnić. Panie Józefie chcę prosić o rękę córki -dodał, podchodząc do Cieplaka. —Kocham ją i naszego synka i chcę z nimi i kolejnymi dziećmi spędzić resztę życia.
-Cóż panie Marku -zaczął Józef po chwili ciszy. —Zaskoczył nas pan.
-Wystarczy Marek- wtrącił.
-Tak Marek. Zaskoczyłeś nas wszystkich. Kto w tych czasach prosi rodziców o rękę córki.
-Zakochany wariat -odparł.
-Albo ktoś szanujący tradycję. Widzę radość i szczęście w oczach Uli i dlatego nie mogę stać na jej drodze do szczęścia i moją zgodę masz. Teraz wszystko w rękach Uli. Musisz ją zapytać o zgodę.
-Ula -zaczął, klęcząc przed nią. — Gwiazdki z nieba nie mogę ci obiecać, ale kocham cię i chcę z tobą kroczyć do starości.  W szczęściu i nieszczęściu, w zdrowiu i chorobie, w zlotach i upadkach, na dobre i na złe. Wiem też, że mam wady, ale na szczęście nikt nie jest idealny, a miłość umie wszystko przezwyciężyć. Wyjdziesz za mnie -dodał, wyciągając z kieszeni pierścionek zaręczynowy.
-Zgadzam się na wszystko -odparła ze łzami w oczach.


Po tych słowach wolno wsunął zaręczynowy pierścionek na palec i pocałował dłoń. Później wstał z kolan i przy ogólnej euforii pocałował w usta. Po oświadczynach przyszedł czas na życzenia i gratulacje a dopiero później na dzielenie się opłatkiem, kolację wigilijną, prezenty i śpiew kolęd. W międzyczasie odebrali kilka telefonów z życzeniami świątecznymi i sami podzielili się nowinami o ich szczęściu. Po ósmej ze względu na Piotrusia czas było kończyć kolację i Dobrzańska z Beatką i ciocią Uli pomogły jej sprzątać.  Marek tymczasem zabawiał resztę gości. Gdy goście rozjechali się, oni zajęli się kąpielą Piotrusia i usypianiem go. Później mogli pójść do swojej sypialni, czyli sypialni Marka. Ula trafiła tam dzień po pamiętnej sobocie i już pozostała, bo nawet Piotruś nie protestował i nie płakał dużo w nocy.
-Kochanie wszystko tak starannie przygotowałaś -rzekł, gdy przekraczali próg sypialni. —Od lat nie miałem tak rodzinnej wigilii. A w tym domu to pierwsza wigilia.
-Zrobiłam wszystko to, co wyniosłam z domu. 
-Ja z domu wyniosłem wiele tradycji, ale jakoś nie potrafiłem przenieś tego tutaj. Paula wolał iść na gotowe. Od dziecka wychowywała się w luksusie, a ja pamiętam czasy, jak mama gotowała. Przy tobie cofnąłem się do lat dzieciństwa.
-Czyli oświadczyłeś się mi, bo zależy ci tylko na gotowaniu obiadków? -odparła, wysilając się na powagę.
-Obiady to tylko mały bonus Ula -mówił żartobliwie. —Są lepsze strony narzeczeństwa i małżeństwa.   
-Faceci -mruczała. —Tylko jedno wam w głowie.
-Kochanie -szeptał jej do ucha. —Ja nie mówię o tym sprawach, tylko o wspólnym spędzonym czasie na spacerach, rozmowach, planowaniu przyszłości, obowiązkach domowych, przytulaniu. Chociaż to, co miałaś na myśli, nie jest mi obojętne i uwielbiam takie rozrywki z tobą.
-Ma to być rodzaj pochlebstwa czy zachęty?
-To i to Ula. Noc zaręczynowa się nam należy.

Dzień później popołudniem pojechali na obiad do Dobrzańskich. Była również u nich Agnieszka, która miała spędzić kilka godzin z przyszywanymi dziadkami. Problemu ze zostawieniem jej nie było, bo w ostatnich dniach zmuszeni byli zajmować się nią, znała dziadków i nie płakała.
-Bartek przywiózł ją godzinę temu i odbierze wieczorem -oznajmiła im Helena. —Był z tą Camilą Gotti.  Nie ma rodziny we Włoszech, to została tutaj i spędziła wigilię z Bartkiem jego matką i Agnieszką. Rozmawiałyśmy chwilę i miła z niej dziewczyna.  Chce zostać w Polsce i szuka pracy. Nie znalazłoby się coś w firmie Marek? Skończyła stosunki międzynarodowe. Zna również dobrze francuski.
-Całkiem dobry pomysł mamo. Potrzebny ktoś do kontaktów z kontrahentami z Włoch, a i otwieranie rynku na inne kraje dobrze firmie zrobi. A Paulina kontaktowała się z wami? -zapytał.
-Nie. I ma wyłączony telefon- odparła Helena.  — Ale Bartek powiedział nam, że wczoraj rano odezwała się do niego. Ma do Polski wrócić po szóstym stycznia.
-Nie wiem, jak mogła spakować się w jeden dzień i nic nie mówiąc Bartkowi polecieć na wakacje do Włoch -wtrąciła Ula, mając na myśli jej zachowanie w trzy dni po pamiętnych sobotnich wydarzeniach.
-Widocznie można -odezwał się i Dobrzański. —Coraz poważniej zastanawiamy się, czy nie przychylić się do wniosku Camili i nie pozbawić ją praw rodzicielskich. Bartek, choć to tylko papierowy ojciec wykazuje więcej odpowiedzialności jako rodzic. Od czasu tej afery na imprezie charytatywnej i rozstaniu z Matteo Paula całkowicie się zatraciła. Przez ostatnie trzy tygodnie tylko dwa razy dzwoniła. Podobno w Mediolanie znalazła sobie jakiegoś rozwodnika i bawi się z nim w najlepsze.
-Rodzinność nigdy nie była jej dobrą stroną -odparł Marek.
-Zawiodła nas -mówił z żalem Helena. —Jako narzeczona dla ciebie i jako matka.
-A, kiedy zamierzacie się pobrać? -dopytywał Krzysztof. —Rozmawialiście już.
-Rozmawialiśmy i czerwiec jest jak najbardziej prawdopodobny. Po świętach pojedziemy do rodzinnej parafii Uli i zarezerwujemy termin.
-Dobrze, że nie chcecie długo zwlekać- rzekła im życzliwie Helena. —Możecie liczyć na nas w organizacji wesela.
-Dziękujemy pani Heleno- odparł Ula. —Pomoc na pewno się przyda. Jeśli nie w samych przygotowaniach to w opiece nad Piotrusiem.
-Zajmowanie się Piotrusiem to sama przyjemność Ula -zapewniała Helena.


Po powrocie do domu mieli nieoczekiwaną krótką wizytę.
-Jeszcze raz gratuluje -rzekła Wioletta, obejmując przyjaciółkę. —Gdy zadzwoniłaś do mnie z życzeniami i powiedziałaś o zaręczynach, to o mało nie potłukłam tacy z talerzami po grzybowej. Marek to ma pomysły. Pochwal się tym zaręczynowym cackiem.
-I ja się podpisuję -dodał Sebastian, gdy Wiola oglądała jej pierścionek.
-Dziękujemy -odparli chórem.
-To kiedy zamierzacie się pobrać? – pytał Olszański.
-Wybraliśmy ostatnią sobotę czerwca. W dwa lata po tym, jak się poznaliśmy. A ty Seba już możesz czuć się moim świadkiem.
-Dzięki i liczę na odwzajemnienie. My dzisiaj na obiedzie u Wioli rodziców po przeanalizowaniu wszystkiego za i przeciw ustaliliśmy, że zostaniemy przy drugim sierpnia. Chociaż to wtorek. Skoro to sympozjum ortopedyczne zaplanowane na ten dzień jest przeniesione na wrzesień i sala i pokoje będą wolne w Zaciszu, to grzech byłoby nie skorzystać. (Zacisze-Ośrodek wypoczynkowy Uli, Marka i Sebastiana)
-Dominika, Daniel i Dawid mają również wolną noc -dodała Wioletta.
-D&D&D nieźle -stwierdziła Ula, bo to trio zajmowało się oprawą muzyczną, konferansjerską i fotograficzną imprez i było jednym z chętniej zatrudnianych.
-Nie chcę zatrudnić jakieś partaczy, żeby zdjęcia były gorszej jakości, a goście stali jak te słupy soli z Kopalni Winniczka.( Teks z chłopaków do wzięcia bodajże) 
-Wiola Kopalnia Wieliczka, a nie Winniczka -rzucił Olszański. —Winniczek to ślimak. 
- A co wy planujecie? Katedra, kareta, drogi hotel, ekstra kapela -pytała Wiola.
-Nic z tych rzeczy. Nie jestem Pauliną. Zamierzamy pobrać się bez przepychu. Naliczyliśmy tylko pięćdziesiąt osób. Ślub w kościółku w Rysiowie, a wesele w jakimś zajeździe nieopodal Rysiowa i didżej -wyjaśniała Ula.
-Taniej nie byłoby w Zaciszu? -pytała Wiola. —To wasz ośrodek.
-Byłoby, ale ty masz dziesięć kilometrów z Pomiechówka do Jabłonnej a ja z samego Rysiowa do Warszawy piętnaście. Później trzeba byłoby się przebić przez Warszawę i kolejne dwadzieścia. Nie opłaca się jechać tyle kilometrów z gośćmi.
-Zobacz Marek, jeszcze półtora roku temu byliśmy wolni, to znaczy ja byłem wolny, bo ty męczyłeś się z Paulą, a teraz planujemy śluby -rzekł Sebastian z namysłem. —Ty dodatkowo dorobiłeś się dziecka.
-Wiele dobrych rzeczy przez ten czas się wydarzyło Seba. Nie tylko Ula, Wiola, Piotruś, otwarcie ośrodka. My się zmieniliśmy. Dorośliśmy do pewnych spraw i inaczej patrzymy w przyszłość.
-Kobiety nas zmieniły -stwierdził, patrząc w ich stronę. —Nawet Wiolce się to udało.
-My tu jesteśmy Cebulku -rzuciła Wiola do swojego narzeczonego. —Pamiętasz Ula, jak pojawiłyśmy się równocześnie we firmie i Marek z Sebą zajęli się nami. Kto by wtedy przypuszczał, że za parę miesięcy będą dalej zajmować się  nami, tylko inaczej.
-W twoim przypadku było to do przewidzenia, ale ja miałam pod górkę.
-Kochanie nie ma sensu wracać do tego czasu -zwrócił się do Uli Marek.
-Właśnie Ula -poparła Wiola. —Co było, a nie jest nie pisze się w rachunek. Lepiej pomyślmy, co zorganizujemy sobie na wieczór panieński. Bierzemy śluby w okolicach miesiąca czasu, to możemy razem coś wyprawić. Wyczytałam w Puderku (Pudelku) o kilku ciekawych propozycjach celebrytek.
- Wiola -hamowała jej zapędy Ula. —Mamy czas do wiosny, aby coś wymyślić.

Kolejne tygodnie i miesiące dzielące ich do ślubu mijały bez większych zawirowań. Ula tak jak obiecała Markowi, przez okres zimowy została w domu i zajmowała się Piotrusiem. Czasami tylko przychodziła do firmy i pomagała Markowi. Oprócz niej Marek mógł liczyć na Wiolettę, która w ostatnich miesiącach wzięła się w garść i swoje obowiązki wykonywała bez zarzutu. Również Camilla Gotti była pomocna. Włoszka bowiem szybko uczyła się nie tylko języka polskiego, ale i prowadzenia negocjacji. Zamierzała też zostać w Polsce na stałe. Zwłaszcza że jej związek z Bartkiem rozwijał się z każdym dniem. Mieli również wspólny cel, czyli dobro i wychowanie Agnieszki. W sądzie toczyła się właśnie sprawa o pozbawienie praw rodzicielskich Pauliny Febo i przyznanie ich Camili i Bartkowi. Febo bowiem od dawna nie pojawiła się w Polsce i listownie zrzekła się praw do córki.
Wiosną Ula postanowiła wrócić do pracy. Do wyboru zaś miała dwa miejsca. Powrót do F&D albo pracę w fundacji przyszłej teściowej. Chociaż pensja była o wiele niższa, to wybrała jednak pracę u Dobrzańskiej. Nie była nigdy pazerna i to, co wypłacała jej Helena, wystarczało na własne wydatki. Nie chciała też przez cały czas przebywać w towarzystwie Marka, aby nie zmęczyć się sobą.

Dwudziesty dziewiąty czerwca dzień ślubu Uli i Marka okazał się ciepłym dniem, ale nie upalnym. Ula tego dnia też obudziła się w swoim dawnym domu, bo tam postanowiła spędzić ostatnią noc przed ślubem. Tu również była jej ciocia, która wraz z panią Więcek  pomogła się jej ubrać do ślubu.


Marek wraz ze swoim gośćmi i synkiem przyjechał do Rysiowa godzinę przed rozpoczęciem uroczystości w kościele. Pan Młody wyglądał niezwykle elegancko, ale przebił go Piotruś, który tego dnia miał również obchodzić spóźniony roczek. To na jego widok panie zrobiły minę zachwytu.


Ula od synka i przyszłego męża niczym nie odbiegała i w swojej prostej sukni ślubnej wyglądała pięknie.  Uroku dodała jej również lekka opalenizna złapana tydzień prędzej w czasie trzydniowego wyjazdu z Wiolą w ramach wieczoru panieńskiego.  Po błogosławieństwie wszyscy wsiedli do samochodów i pojechali do kościoła. Droga do kościoła bez przygód nie minęła, bo ich samochód złapał gumę, trzeba było na szybko zmienić oponę i w rezultacie spóźnili się na własny ślub.  Po dojechaniu pod kościół Ula liczyła, że teraz pójdzie już wszystko zgodnie z planem. Msza jednak bez zakłóceń również nie przebiegała, bo Piotruś nie zamierzał cicho siedzieć ani na kolanach babci, ani żadnego dziadka. Nawet towarzystwo Betti i Jaśka mu nie wystarczało, bo ciągle wiercił się i mówił na głos mama, tata, tam. W końcu za pozwoleniem księdza usiadł na jednym z klęczników przeznaczonych dla Państwa Młodych i zadowoleniem bawił się piłeczką z dzwoneczkami w środku. Dzwonił zaś w tych najważniejszych momentach, czyli w czasie przysięgi małżeńskiej jego rodziców, jego błogosławieństwa i podczas ciszy w czasie podniesienia.


*******************************

Na dziesiątą rocznicę zdania matury Ula szła w jak najlepszym nastroju i z całkiem innym nastawieniem niż pięć lat temu.  Teraz była ładna, zadbana, z pozycją i rozpoznawana w świecie Warszawy. Za towarzystwo zaś miała Bartka Dąbrowskiego, bo spotkanie bez wyjątków miało odbyć się bez osób towarzyszących. (chodzili do jednej klasy wraz z Pauliną) Nie przeszkadzało jej to również, bo Bartek od pięciu lat prowadził ustatkowane życie z Camilą Gotti- Dąbrowską, Agnieszką i małym Konradem. Ich synek miał ponad trzy latka i był równolatkiem Lidki córeczki Uli i Marka oraz Elizy dziecka Wioli i Sebastiana. Pauliny ku niezadowoleniu jej dawnych koleżanek z klasy nie było. Febo bowiem od dawna bawiła we Włoszech, poznając coraz to nowszych kochanków i z każdym rokiem ograniczając kontakty z Polską. Mimo jej nieobecności to dało się wyczuć, że najbardziej interesujący temat do rozmowy jest to, że przed pięcioma laty Paulina chwaliła się Markiem, a teraz klasowa brzydula jest jego żoną. Ula po tym awansie całkiem inaczej była również odbierana.
-Pięknie wyglądasz i piękną parę tworzysz z mężem -mówiła jedna z dawnych koleżanek.
-Tylko ci pogratulować. Z całej klasy zrobiłaś największą karierę -dorzuciła inna. —Ty i Bartek. A to Pauli była wróżona.
-Ja tego nie odbieram w kategorii kariera -mówiła ze spokojem. W słowach koleżanek i spojrzeniach wyczuła również i zazdrość. —Marek miał dość charakteru Pauli, to zostawił ją, a później mnie wybrał. Coś musiało się mu we mnie spodobać. Ja mogę jednak zgadywać, że było to ciepło rodzinne, zrównoważenie, bezinteresowność, chęć pomagania. Chociaż Marek powtarza, że skazani byliśmy na miłość, bo los ciągle nam sprzyjał i wiele wydarzeń zdarzyło się z przypadku. I to dzięki Pauli jestem z Markiem. Gdybyśmy nie spotkały się z Pauliną pięć lat temu, jak wpłacałyśmy wpisowe na poprzednie spotkanie, to nie dowiedziałaby się być może o mojej trudne sytuacji i nie przyprowadziła do F&D. Ja i Marek będziemy jej do końca życia za to wdzięczni. 

11 komentarzy:

  1. Cudowne zakończenie calego cyklu. Dziękuję, ppozdrawia i życzę powodzenia.
    I nieśmiało proszę o jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogło być inaczej. Tylko ślub i dzieci.
      pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  2. Całe szczęście, że Marek już nie zwlekał zbyt długo i w taki piękny czas jakim są święta oświadczył się Uli.
    Za to na zachowanie Pauliny brak mi słów. To podła suka pozbawiona jakichkolwiek uczuć. Natomiast Bartek ma u mnie ogromnego plusa.
    Dziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
    Cieplutko pozdrawiam w sobotnie popołudnie.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi oświadczynami to w ostatniej chwili wpaqdłam i tym bardziej jest mi miło, ze się podoba. Niestety ,ale zdarzają się i takie mamy. Ostatnio oglądałam Nasz Nowy Dom i tam matka zostawiła trojkę dzieciaków.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  3. Piękne zakończenie choć muszę przyznać nie spodziewałam się, że Bartek zwiąże się z Włoszką i adoptuje dziecko Pauli. Febo to najgorsza matka pod słońcem. Trzeba mieć naprawdę parszywy charakter, by porzucić bez słowa małe dziecko dbając egoistycznie wyłącznie o siebie. Szkoda, że nie wymyśliłaś dla niej jakiejś kary, którą odczułaby bardzo boleśnie i być może coś zrozumiała. Nie mam litości dla takich wredot i zionę chęcią zemsty.
    Za to u pozostałych bohaterów wszystko układa się idealnie. Oświadczają się, zakładają rodziny i wychowują dzieci. Wszystko jest tak jak powinno być.
    Ciekawa jestem co zaproponujesz nam teraz, bo to opowiadanie czytało się z prawdziwą przyjemnością.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami i Bartek zasługuje na coś dobrego. Tu był nie do końca złym bohaterem. On nie tyle adoptował, bo prawnie był jako ojciec. Co do Pauli to odpuściłam sobie ją. Czasami takie osoby na starość żałują takich błędów a Agnieszka jest i tak szczęśliwa. Szczęście jej wszak najwazniejsze.
      Nie wiem kiedy coś dodam, bo chociaż Iga chodzi do Klubu Malucha na parę godzin i powinnam mieć więcej czasu to nie mam , bo czasami muszę iść po nią albo odprowadzić. Jeśli będzie to Dla miłości.
      pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  4. https://takietamwypociny.blogspot.com To znaczy ten adres

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem poprawny wpis jak na pierwszy raz. Cieszę się, że ktoś doszedł do piszących blog. Tu wszystko ładnie i gładko poszło. I to dzięki Józefowi, bo w serialu był jak tu na początku za Piotrem. Chociaż czasami miałam wrażenie, że wiedział, ze córka kocha jednak Marka.
      Pozdrawiam miło.

      PS Szkoda, że komentarze są u Ciebie zablokowane.
      PS Bez patrzenia w Internet wiem na co cierpisz i tylko mogę życzyć optymistycznego myślenia.

      Usuń
    2. Podpisuję się pod wpisem RanczUli, szkoda, że komentarze są u Ciebie zablokowane.

      Usuń
  5. Po różnych zawirowaniach w losach Uli i Marka wreszcie stabilizacja. Już nic nie powinno stać na przeszkodzie aby mogli wieść szczęśliwe życie. Paulina poszła w niezłe tango, natomiast u Bartka dokonała się dobra odmiana z cwaniaka na przykładnego męża i ojca. Tyko te koleżanki klasowe jakieś niereformowalne, wszystko oceniają z dawnej pozycji.
    Dziękuję za to opowiadanie i czekam z ciekawością na następne, nie naciskając, w końcu małe dzieci to dosyć sporo obowiązków. Pełen podziw, że dajesz radę jeszcze coś pisać.
    Pozdrawiam serdecznie,Agata

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pewno już nic nie stanie, bo to koniec opowiadania.
    Ula po latach poniżania w klasie teraz zrobiła furorę i dlatego takie zachowania koleżanek.Najwyraźniej jej zazdroszczą.
    Postaram się szybko coś napisać, ale Kamil rośnie i tyle już nie śpi i nie pozwala mamie na chwilę wolnego czasu.
    Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

    OdpowiedzUsuń