Osiem miesięcy później
Mieszkanie odziedziczone przez Ulę po niespełna roku zamieszkiwania przez Marka i Sebastiana przechodziło drobny remont. Zniszczone mocno nie było, ale potrzebowało odmalowania i wymianę niektórych mebli. Głównie w przyszłej sypialni Uli i Marka i przyległego pokoiku, który miał być w przyszłości pokojem dla ich dziecka. Póki co powiększenia rodziny nie planowali. Przed Ulą były jeszcze dwa lata studiów i najpierw chciała uzyskać tytuł magistra a dopiero później zostać mamą. Ze ślubem jednak tyle czasu nie chcieli czekać. Kochali się i chcieli być jak najszybciej razem. Oboje o tym myśleli od czasu, jak kochali się po raz pierwszy. Od tego czasu na taką bliskość mogli pozwolić sobie, gdy nie było w mieszkaniu Sebastiana. Dzisiaj, chociaż nie było go zajęci byli całkiem czymś innym. Rano przywieźli zamówioną przez nich sypialnię i teraz ustawiali ostatnie lżejsze elementy, zawieszali obrazki i firanki oraz dodawali dekoracje.
-Nie mogę się doczekać, aż nie zamieszkamy tu razem kochanie -mówił, kiedy oglądali efekt ich pracy.
-Wytrzymałeś tyle miesięcy, to wytrzymasz jeszcze te trzy tygodnie kochanie. Sypialnia pięknie wygląda. Czuję, że będziemy tu bardzo szczęśliwi.
-Ja bym się tak nie przyzwyczajał do tego miejsca.
-Dlaczego?
-Bo długo tu nie zostaniemy. Facet musi zasadzić drzewo, wybudować dom i spłodzić syna. Drzew zasadziłem cały połacie jeszcze jako harcerz, więc pozostały mi te dwa ostatnie punkty. Myślę, że tak za trzy do pięciu lat będziemy mieć własny dom. Po ślubie poszukamy jakiejś ładnej działki i zaczniemy się budować.
-Jak budować?
-Chcę mieć ogródek, kota, psa. Chyba że ty nie chcesz wyprowadzać się z centrum.
-Nie. Po prostu zaskoczyłeś mnie. Nie po raz pierwszy zresztą.
Jednym z takich momentów były oświadczyny. Marek prędzej niczym się nie zdradził i pojawił się w Rysiowie w parę dni po tym, jak się po raz pierwszy kochali. Do oświadczyn starannie się przygotował i jak tylko spoglądała na zaręczynowy pierścionek, wracała myślami do tej listopadowej niedzieli. Po obiedzie, kiedy przyszedł czas na deser, Marek z całą powagą zwrócił się do Józefa.
-Chciałbym prosić pana o coś -zaczął ze zdenerwowaniem, kiedy stał z przyszłym teściem przy barku. — To coś osobistego.
-Proś, o co tylko chcesz -odparł życzliwie, dodając otuchy i podając kieliszek z nalewką.
-Chciałbym prosić o rękę Uli -rzekł, wprawiając w osłupienie nie tylko Józefa, ale i Ulę, bo ta zaczęła krztusić się kawą.
-A to niespodzianka -odparł Józef. —Zaskoczyć to potrafisz. Jeśli o mnie chodzi, to masz moją zgodę. Kochacie się, a to najważniejsze. I to Ulę powinieneś spytać.
-Myślę, że się zgodzi panie Józefie -rzekł podchwytliwie. — Tyle razem przeszliśmy. Wyniosłem ją z pożaru, razem walczyliśmy z Febo. Prawda Ula -dodał, podchodząc bliżej niej.
- Dokładnie -odparła przez gardło.
-Czyli zgodzisz się wyjść za mnie? -pytał, otwierając przed nią pudełeczko z pierścionkiem.
-Tak -odparła ciągle skołowana dziwnymi oświadczynami.
Chwilę później na palcu Uli widniał złoty pierścionek z bursztynem i cykoriami.
-To ja pójdę do piwnicy po lepsze wino -odezwał się ponownie Józef. — Taka okazja.
-Nie dałeś mi wyboru -rzekła Ula, kiedy zostali sami.
-To znaczy, że w innym przypadku byś się nie zgodziła wyjść za mnie?
-Zgodziłabym się. A ty oświadczyłeś się mi, dlatego że spaliśmy ze sobą?
-Skąd Ula. To tylko przyspieszyło oświadczyny. Mam nadzieję, że się podoba. Znam cię trochę i nie chciałem przesadzać z kamieniami.
-Jest piękny -odparła, patrząc na swoją dłoń. — Przypomina mi ten odpustowy z festynu z Brwinowa. Kupiłeś mi właśnie pierścionek z imitacją bursztynu.
-Pamiętam i dlatego wybrałem z takim kamieniem. Mogę pocałować swoją narzeczoną?
-A jeśli powiem nie -droczyła się z nim.
-To i tak cię pocałuję.
Tak jak powiedział, to zrobił. Józefa nie było w pokoju wystarczająco długo, aby pocałunek był długi i namiętny.
Kolejnego dnia zaczęli planować swój ślub i życie. Pobrać postanowili się pod koniec sierpnia tak, aby było to w przerwie wakacyjnej Uli. Zarówno Józef, jak i Dobrzańscy cieszyli się, że chcą być razem, ale też obawiali się, że może to spowodować, że Ula zajdzie w ciążę i nie skończy studiów. Pomimo nawet tego, że oboje zapewniali, że dziecko pojawi się nie prędzej jak za dwa lata.
Sebastian również planował ślub z Wiolettą i zamieszkać obok nich. Z pomocą Marka i Krzysztofa Olszański dostał bowiem pożyczkę i udało się mu kupić mieszkanie obok mieszkania Uli. Te zostało opuszczone przez zamieszkujące tam dziewczyny. Powodem tego było, że Mazzo zniknął bez wieści, a biznes zaczął upadać. Wkrótce okazało się, że Vito Mazzo ścigany był przez Interpol za fałszerstwa na terenie Włoch, Austrii, Niemiec i Polski, a rozkręcony biznes w Polsce był tylko przykrywką do jego prawdziwej działalności. Głównie zajmował się podrabianiem dokumentów. Sam również posiadał kilka tożsamości i tak naprawdę nazywał się Eduardo Reina. Istniały też podejrzenia, że Febo i z tym procederem może mieć dużo wspólnego. Zwłaszcza że minął się z prawdą w zeznaniach w poprzedniej sprawie przeciwko Vito. Zeznawał, że nie ma nic wspólnego z interesami Włocha, a milicja odkryła, że część zysków idzie na jego konto. Już na początku znajomości Vito przedstawił mu wykaz zysków i było, to więcej niż zarabiał w rodzinnej firmie. Pieniądze były mu natomiast potrzebne, bo w planach miał założenie własnej i konkurencyjnej firmy. Mieszkanie Uli natomiast miało być jego wkładem na zwiększenie zysków. W niedługim czasie okazało się, że jego konto zostało wyczyszczone do zera i miał długi w banku we Włoszech. Jego bliskie kontakty z Vito były powodem, że do jego domu i firmy z nakazem przeszukania zawitała milicja. Febo musiał również tłumaczyć się przed Krzysztofem. Konsekwencją tego i z obawy, że powiązania z Vito mogą wpłynąć na firmę, wysłał go na bezpłatny i bezterminowy urlop.
W tym samym czasie okazało się, że Paulinie po romansie z Vito została pamiątka. Dziecko było dla niej ciężarem i ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła. Zastanawiała się nawet nad aborcją. Przed usunięciem ciąży powstrzymało ją, tylko to że Mazzo vel Reina, jak się dowiedziała, ma faktycznie duży majątek i pochodzi z bogatej i szacownej rodziny. Z prawdą pominął się tylko w tym, że majątek należał do jego rodziców i rodzeństwa, a on został wydziedziczony. W dodatku miał już trójkę innych dzieci. Dwunastoletnią córkę z byłą żoną oraz synów. Pięcio i sześcioletniego. Czy nie ma innych dzieci jego rodzina nie miała pewności. Mimo to obiecali zająć się kolejnym dzieckiem ich brata i syna. Kilka miesięcy później Febo urodziła zdrowego chłopczyka i pozostała przez pewien czas w Mediolanie. Po Vito tymczasem słuch zaginął i według milicji uciekł z Europy. Aleks tymczasem zajmował się sprawami spadku po dziadku. Znajomości z Vito spowodowała, że był bez większych pieniędzy i z długami i scheda były dla niego wybawieniem. Okazała willa i oszczędności, co prawda były do podziału między nim i Pauliną, ale mógł się cieszyć z auta, a Paulina z biżuterii. Problemy z prawem i w pracy spowodowały, że i Aleks wyjechał do Włoch i tam zamieszkał na stałe.
Ślub Uli i Marka rozłożony był na dwa dni. W piątek pojechali do USC, a w sobotę wzięli ślub kościelny. Druga uroczystość był wydarzeniem na cały Rysiów. Głównie ze względu na pana młodego, który był bogaty i piękny a Ula była niezamożna i do niedawna przeciętna z urody. Plotki głównie roznoszone przez Szymczyków głosiły, że będzie to iście królewski ślub z karocą, sznurem limuzyn i weselem na grubo ponad stu gości. Ciekawscy szybko się przekonali, że jest taki sam jak inne. Była brama weselna, orkiestra przed domem, Marka samochód ozdobiony kwiatami był dla Państwa Młodych i kilkanaście innych z gośćmi. Tych było niecała setka. Jedynie obecność kamerzysty i fotografia były czymś innym i co wyróżniało od innych ślubów i atrakcją. Pojawili się również koledzy Marka z jednostki.
Przysięgę składali ze spokojem i wpatrzeni w siebie. Przyjęcie natomiast odbyło się w sali bankietowej przy remizie OSP w Rysiowie i trwało do późnych godzin nocnych. Kolejnego dnia były jeszcze poprawiny i równie udane co wesele. Na koniec nowożeńcy wygłosili swoje krótkie mowy.
-Kochani dziękujemy, że byliście z nami w tych szczególnych dniach i dzieliliście z nami tę radość -zaczął Marek. — Mamy z Ulą nadzieję, że nasze życie będzie tak samo udane, jak nasze wesele. Będzie wiele radości, uśmiechu i słońca jak wczorajsza i dzisiejsza pogoda.
-Wesele nie jest łatwe do przygotowania i dziękujemy również za wszelką pomoc -dodała Ula. — Wszystko się tak pięknie udało. Dziękujemy za życzenia, kwiaty, prezenty, uściski, że zgodziliście się być z nami przez te dwa dni i dzielić z nami tę radość.
- Miłość do Uli spadła na mnie tak nagle -odbiegł od tematu Marek, bo podziękowania mieli prędzej przygotowane. — I była to najwspanialsza rzecz, jaka mnie spotkała. Zakochałem się w najcudowniejszej kobiecie, o jakiej mogłem tylko marzyć. Mądrej, dobrej, inteligentnej. Połączył nas testament i teraz będziemy pisać nasz testament, świadectwo wspólnego życia. Kochanie dobrze, że jesteś -rzekł na koniec do samej żony i całując symbolicznie w policzek.
-Kochany mąż kompletnie mnie zaskoczył -odparła, uśmiechając się na słowa męża. — Ja mogę dodać, że pokochałam wyjątkowego człowieka. Odważnego, pomocnego, uśmiechniętego, uroczego i że chcę dożyć z Markiem starości.
-Nie mogę się nie zgodzić kochana żono. Starość z tobą jest nam pisana. — I tak na koniec kochani chciałby wznieść ostatni toast za nasz wszystkich tutaj zgromadzonych, aby się nam powodziło i zdrowie dopisywało -dodał, wnosząc swój kieliszek. — Tego życzę wam i nam.
Na odpoczynek po weselu i poprawinach dużo czasu nie mieli, bo w poniedziałek rano wybrali się w podróż poślubną. Jugosławia przywitała ich ciepłą, ale nie upalną pogodą. Ula do tej pory była tylko w Niemczech i Marek opowiedział jej trochę o miejscu, do którego jechali. Już sama podróż taksówką z lotniska do hotelu była interesująca i mogli zobaczyć sporo zabytków Dubrownika. Ich pokój hotelowy natomiast miał okno wychodzące na morze i plażę i to dla Uli było najpiękniejsze. Na leżeniu na plaży Ula nie poprzestała jednak i sporo zwiedzała z Markiem. Do Polski wrócili wypoczęci, opaleni i gotowi na wspólne życie.
Dwa lata później tuż po uzyskaniu przez Ulę tytułu magistra na świat przyszedł ich syn Dawid. Mieli już wtedy działkę i zaczęli budowę domu. Budowa mogła iść im znacznie szybciej z pomocą Dobrzańskich, ale nie spieszyło się im aż tak bardzo z przeprowadzką. Marek również chciał sam zarobić na dom. Ula w międzyczasie pomagała teściowi we firmie i również zarabiała. Z pracy zrezygnowała, dopiero gdy urodziła synka. Kiedy mały miał dwa latka, poszedł do żłobka, a Ula już na stałe została asystentką i sekretarką teścia. Przy nim miała nabrać wprawy, bo to ona miała w przyszłości zarządzać firmą. Aleks bowiem już na dobre zamieszkał we Włoszech, a Marek pozostał w straży i tam widział swoje miejsce, awansując pomału na kolejne stopnie. Ula skończyła również kursy komputerowe i informatyki i wprowadzała komputeryzację do firmy. Daria na świat przyszła, gdy jej brat miał cztery lat. Wkrótce wyprowadzili się również do swojego nowego domu, a do mieszkania wprowadził się Jasiek z kolegami ze studiów.
-Myślisz, że tu będziemy tak samo szczęśliwi, jak tam? -zapytała, kiedy położyli spać dzieci.
-Kochanie my bylibyśmy szczęśliwi nawet w chatce bez wygód, bo mamy naszą miłość, siebie i dzieci. Nic więcej nie jest mi potrzebne do szczęścia.
-Mi też Marek. Ty i dzieci jesteście największym szczęściem.
KONIEC
Wakacje od poniedziałku. Wracam po 5 sierpnia. Do miłego zobaczenie. Idę nas pakować. J