piątek, 17 maja 2024

Zaskakująca prawda 1/3

Na nieszczęściu innej szczęścia się nie zbuduje -te słowa wypowiedziane z ust byłej narzeczonej w dniu pogrzebu męża i synka tkwiły w Uli przez wiele miesięcy. Przecież nie rozbiła małżeństwa, tylko parę -tłumaczyła sobie. Byli ze sobą co prawda parę lat, ale widocznie oni nie byli sobie pisani. To jej charakter  nie pomagał ich związkowi.  I na pewne męża nie złapała na ciążę, ani nie wyszła za niego, dlatego że był bogaty i miał firmę. To ona nie chciała pracować nawet jako sekretarka, tylko żyć na koszt narzeczonego. Zakochaliśmy się w sobie i tyle. Ula kończyła drugi rok studiów, gdy rozpoczęła pracę we firmie przyszłego męża, jako sekretarka. Miała zostać tylko do czasu, jak poprzednia sekretarka nie wróci z urlopu macierzyńskiego. Stało się inaczej, bo rok później byli małżeństwem, a po pół roku na świecie pojawił się ich synek.

W tych trudnych chwilach z Ulą była jej przyjaciółka Agnieszka. Wiele razy widziała, jak Ula patrzyła na matki z dzieckiem i zakochane pary i nie wiedziała, jak ma poradzić na jej ból.

-Muszę postarać się o dziecko -zwierzyła się Ula jednego dnia koleżance. — Dłużej nie wytrzymam. Chociaż ono ból trochę ukoi.

- Chyba nie chcesz porwać dziecka -spytała ściszonym i przerażonym głosem. — Wczoraj było w tym programie.

-Zwariowałaś -wtrąciła z oburzeniem. — Nie mogłabym zrobić coś takiego innej kobiecie. Cierpiałaby jak ja. Ani znaleźć się w więzieniu. Zrobię sobie dzidziusia. 

-A już myślałam, że całkiem ci odbiło. Chcesz skorzystać z banku nasienia?

-Nie. Za dużo procedur. Mało chętnych facetów jest na seks.

-Pierwszy lepszy z ulicy też nie jest dobry wybór.

-Nie będzie to pierwszy lepszy. Poszukam kogoś w miarę nadającego się na ojca. To znaczy na dawcę. A ty Aguś mi w tym pomożesz.

-Jak go wykorzystasz, w tym celu w sądzie możesz skończyć -argumentowała przyjaciółka.

-Nie skończę, bo nie dowie się o dziecku, a alimentów nie będę żądała. Jeden numerek  jak się uda i po sprawie. Stać mnie, aby dziecko sama wychować.  Będę chciała wiedzieć, tylko kim jest i gdzie go szukać na wszelki wypadek.

-Kompletnie jesteś niepoważna. Poczekaj, aż się ponownie zakochasz.

-Mówisz, jak moja teściowa. Ula młoda jesteś, powinnaś ułożyć sobie życie, z kimś innym, a nie zamykać się w domu.

-Ma absolutną rację Ula.

-Chcę mieć dziecko i zrobię wszystko, żeby je mieć jak najszybciej. Z twoją pomocą albo nie Aga. Co do zakochania się, to wątpię, żebym pokochała, kogoś tak jak Tomka.

-Słyszałam o takich dwóch gagatkach chętnych na seks Ula -postanowiła, że lepiej będzie jak jej pomoże, niż jakby sama miała z tym zostać.  — Ostatnio pojawiają się w Klubie 69.

Gagatkami okazali się dwaj stali bywalcy Klubu 69. Ula, zanim podjęła decyzję, z którym się prześpi, dokładnie się im przyjrzała i sprawdziła. Jeden był blondynem, a drugi brunetem. Wolała bruneta i ten dostał  mały plus na swoje konto. Anonimowy też nie był, bo był synem właścicieli firmy F&D, więc mogła przypisać mu drugi plusik. Głównym atutem jego było, jednak to, że miał na imię Marek tak, jak jej synek.

W odpowiednim dniu Ula z koleżanką udały się do klubu. Marka z kolegą udało się im szybko zlokalizować. Był już niestety w towarzystwie innych dziewczyn. Ula nie traciła jednak nadziei i jak tylko miejsce przy barze obok niego się zwolniło, dosiadła się szybko. Marek piękną błękitnooką dziewczyną od razu się zainteresował.


 

-Drinka piękna nieznajomo -zagadnął.

-Nie przywykłam, aby faceci mi stawiali. Możesz mi jednak coś zaproponować. Nie znam się na drinkach. Pokłóciłam się z facetem i muszę odreagować.

-A ja świętuję urodziny kumpla. Marek jestem.

-Żaneta -zmieniła celowo imię.

Ula, skoro już dostała się w pobliże Marka, nie zamierzała odpuszczać. Marek również, bo dziewczyna była całkiem inna od panienek z klubu. Nie musiał jej stawiać drinków, nie chichotała głupkowato i widać było, że była inteligentna. Nie minęły dwie godziny, jak znaleźli się w hotelowym pokoju. 


 

Następnego dnia Marek obudził się z uśmiechem na twarzy. Przeżył cudowne chwile, kochając się z dziewczyną. Licząc, że zobaczy Żanetę, spojrzał na lewą stronę łóżko, ale nie było nawet śladu po dziewczynie. Zdziwiło go, bo  panienki zazwyczaj czekały, aż się obudził licząc na powtórkę z nocy i na coś ekstra. Przez kolejne dni i tygodnie Marek wypatrywał w klubie konkretnej dziewczyny, ale nie pojawiła się ani razu. Ula tymczasem cieszyła się, że test ciążowy wyszedł pozytywnie, a lekarka wkrótce potwierdziła ciążę. Ciąża przebiegała książkowo, ale kiedy była w ósmym miesiącu ze względu na stres wywołany widokiem wypadku, doprowadziło do ataku paniki, skurczy i przedwczesnego porodu.

 

 

-Żaneta -zapytał Marek wychodzącą z sekretariatu szwalni dziewczynę z wózkiem.

-Marek -odparła z zaskoczeniem.  

-Więc również mnie zapamiętałaś -mówił, spoglądając na dziecko. Była to niewątpliwie około półroczna dziewczynka. Mała siedziała we wózku i próbowała zjeść zabawkę. Nietrudno było zauważyć, że miała błękitne oczy, jak Żaneta i słodkie dołeczki w policzkach jak on. 


 

-Trudno było cię zapomnieć. W końcu było coś między nami.

-Szukałem cię. Liczyłem, że pojawisz się jeszcze w klubie.

-Nie znalazłeś, bo byłam  tylko dwa razy w tym klubie. Wtedy i z miesiąc prędzej. — Spieszę się. Marek.

-To twoja córka? -spytał mimo to  z podejrzliwością.

-Tak, ale bez obawy. To nie twoja córka. Byłam już w ciąży, gdy my.  Gdyby było twoje, szukałabym cię.

-No tak. Logiczne.

-Pani Urszulo -przerwała im sekretarka. — Grzechotka Marceliny została na biurku.

-Dziękuję pani -odparła z zakłopotaniem.

-To znaczy Ula, jesteś czy Żaneta? -zapytał z kolejnymi podejrzeniami Marek.

-Ula. Po prostu z głupoty powiedziałam, że Żaneta.  Pokłóciłam się  wtedy z chłopakiem i na złość poszłam do klubu z koleżanką, a później z tobą do łóżka. Chyba dlatego więcej razy nie pokazałam się, w tym  klubie. Nie chciałam cię spotkać. Było mi głupio.

-Mi całkiem przyjemnie.

- Jak to facetowi. Muszę już iść. Marcelina tak za godzinę powinna iść spać. Nie chcę, żeby później była marudna.

 

Kiedy Ula vel Żaneta wyszła z holu, Marek został poproszony do sekretariatu szwalni.

-Ta kobieta, która wyszła od pani, jakbym ją znał -zagadnął do pani Krysi.

-To pani Urszula Konieczna. Razem z teściami prowadzi firmę Koniczynka, zajmującą się sektorem dziecięcym. Ubrania dziecięce, pluszaki, maty sensoryczne i tym podobne. Szyjemy dla niej kolekcję dla dwulatków.

-Konieczna -mówił, udając, że próbuje coś sobie przypomnieć.

-Wdowa po Tomaszu Koniecznym -wyjaśniła sekretarka.  — Straciła męża i synka Marka w wypadku samochodowym dwa lata temu. Pamiętam, jak bardzo wtedy cierpiała. Kochali się bardzo mocno z mężem.

-Ale chyba ma kogoś, skoro ma małe dziecko -drążył temat.

-Nie wiem, czy ma, czy nie. Ja nie słyszałam w każdym razie, aby był ktoś na stałe. Ktoś musiał być, bo Marcelinka nie jest córką pana Tomka na pewno. Wiem, tylko że firmę prowadzi z teściami i do  tego jest niezłą ekonomistką.  Pomaga w pisaniu wniosków o dotacje unijne, rozlicza podatki, robi porządki w księgowości. A panu czym mogę służyć panie Dobrzański -zmieniła gładko temat.

 

 Jeszcze tego samego popołudnia Marek opowiedział swojemu przyjacielowi Sebastianowi o tym nieoczekiwanym spotkaniu i że przez chwilę myślał, że jest ojcem jej dziecka.  Ula natomiast trochę wiedziała, co się dzieje z ojcem córeczki, bo Marek stawał się coraz bardziej popularny w kolorowej prasie i na portalach plotkarskich.

 

Wkrótce Marek musiał znaleźć dobrego konsultanta od dotacji unijnych. Aleks Febo z pomocą znajomego Mariusza Łasko postanowił korzystać z dużego wachlarza możliwości, ale niektóre decyzje nawet jemu laikowi wydawały się podejrzane. Obawiał się też, że część pieniędzy bierze sobie Aleks albo dzieli się z Mariuszem.  Wybór padł na Ulę i na drugą jej firmę oferującą usługi księgowej i doradztwa unijnego. W Internecie znalazł adres i nie umawiając się prędzej, postanowił pojechać do PRO -es. Najpierw musiał zapowiedzieć się u sekretarki Uli. Przedstawił się jej i powiedział, w jakim celu przyszedł. Ku jego radości wszystko poszło gładko, bo Ula nie była zajęta i przyjęła go od razu. Biuro Uli było bardzo kobiece i był tam również kącik z łóżeczkiem. Teraz było jednak puste. Na biurku od razu zauważył trzy zdjęcia. Ślubne, rocznego dziecka z balonikiem w kształcie cyfry 1 i małej Marceliny. Zdjęcia obecnego jakiegoś ukochanego Uli nie było.

-Witaj w moich skromnych progach -rzekła na przywitanie.

-Cześć Ula i dzięki, że chociaż zgodziłaś się, żebym mógł wejść.

-Nie ma sprawy. W końcu dałeś mi dziecko -pomyślała. —Siadaj, proszę. Kawy? Ja będę piła właśnie.

-Chętnie. Z mlekiem. Jeśli można.

-To w czym mogę ci służyć -zapytała, kiedy poprosiła sekretarkę o zrobienie dwóch kaw.   

-Dotacje unijne. Chcę się dowiedzieć, ile się wkłada, a ile zyska. Mam trochę danych, co by interesowało mnie jako firmę. Od trzech tygodni jestem PO obowiązki prezesa w firmie Febo& Dobrzańscy i nie chcę się sparzyć.  Mam pewne pomysły i nie wiem, czy je wdrążyć.

-Zobaczymy. Teraz tak na szybko ci nie powiem. Muszę ze spokojem poprzeglądać.

-Zrozumiałe Ula.

Tak naprawdę trochę się zdziwiła, że przyszedł w tej sprawie do niej, bo Agnieszka mówiła jej niedawno, że Mariusz Łasko dostał pracę we firmie Dobrzańskich. Mężczyzna chodził z nimi na studia licencjackie z administracji funduszów unijnych i obie dobrego zdania o nim nie miały. Na razie postanowiła nie mówić o tym Markowi.

Trzy dni później Marek ponowne zawitał do PRO-es. Sekretarki nie było, ale drzwi do gabinetu Uli były uchylone i słyszał jej ciepły głos. Kiedy zajrzał do biura, Ula stała przy łóżeczku córeczki i czule mówiła do niej. Scena, której był świadkiem, była bardzo rozczulająca i z przyjemnością patrzył na śpiącą Marcelinę i mamę. 


 

-Nie przeszkadzam -zapytał cicho?

-Nie. Wchodź. Marcysia śpi i powinna jeszcze pospać. Mamy czas, aby porozmawiać. Na jednym dokumencie widnieje podpis Mariusz Łasko.  Nie chcę się wtrącać, ale to nie był dobry wybór pracownika. Trzy lata razem studiowaliśmy i nic dobrego o nim nie mogę powiedzieć.

-To mamy podobne zdanie Ula. Właśnie chcę go sprawdzić.

 

Po weekendzie Marek ponownie pojawił się w biurze Uli. Ula ponownie była w pracy z dzieckiem. Tym razem dziewczynka nie spała, tylko bawiła się grzecznie w łóżeczku. Po kwadransie się jednak znudziła i zaczęła wyciągać ręce w stronę Uli.

-Zaraz mama się tobą zajmie kochanie -rzekła do córki. —Niania ma dzisiaj coś do załatwienia i musiałam zabrać ponownie ją do pracy -wyjaśniła Markowi, choć nie musiała.

Chwilę później Ula wzięła córkę na kolana i próbowała jednocześnie pracować. Mała wierciła się jednak i upatrzyła sobie smartwatch Marka, który co jakiś na kolorowo się rozświetlał.

-Mogę ją potrzymać chwilę -zaproponował nieoczekiwanie swoją pomoc. — Chyba ze boi się obcych.

Ula chciała już ostro zaprotestować, ale mogło wydać się to dziwne i oddała córkę w ręce ojca. Marcysia na kolanach ojca czuła się całkiem dobrze i nawet nie zakwiliła. Niespostrzeżenie też wrzuciła swój smoczek do teczki Marka.

-Dzisiaj kończy dokładnie siedem miesięcy.

-To jest co świętować.  Kosi, kosił łapki -zaczął bawić się z córką, a ta od razu z radością klaskała.

Kiedy wyszedł i choć Ula zapewniała, że nie jest ojcem Marceliny, obliczył sobie daty i wynikało, że faktycznie nie może być ojcem jej córki, skoro poczęcie musiało mieć miejsce w dniu urodzin Sebastiana. 

 

Smoczek Marceliny wpadł na spód teczki Marka i dopiero po trzech dniach zauważył, co nosi w teczce. Jednak nie on pierwszy go znalazł, tylko jego narzeczona Paulina. Miała to do siebie, że szukając jakichś dowodów na jego niewierność, przeszukiwała telefon, szuflady i osobiste jego rzeczy. Smoczek był ewidentnym dowodem na to, że ma dziecko. W pierwszym momencie chciała zrobić mu awanturę, ale przyjaciółka Julia odradziła jej ten pomysł.

-Lepiej mieć niezbite dowody na to, że ma nieślubne dziecko. Wynajmij detektywa i wszystkiego się dowiesz.

-Tak zrobię. Jeśli to prawda gorzko pożałuje.

Detektyw potrzebował, tylko trzech dni, aby dowiedzieć się, że Marek spotkał się z Urszulą Konieczną samotną matką. Dowodami były  zdjęcia Uli, Marka i ich córki ze spaceru po parku. Detektyw nie dopatrzył się, jednak że było to kolejne służbowe spotkanie. Wszystko to było wystarczającymi powodami, aby zrobić narzeczonemu awanturę.

-Wiem już wszystko Marek -rzuciła mu od drzwi, kiedy wrócił wieczorem z treningu na siłowni. — Masz dziecko. I nie zaprzeczaj -dodała, rzucając w niego zdjęciami.  — Detektyw cię wyśledził, a niedawno znalazłam smoczek w twojej teczce.

-Znowu grzebiesz w moich rzeczach  Paula. I jakim prawem kazałaś mnie śledzić.

-Prawem narzeczonej.

-Czy teraz się rozejdziemy?  Mówiłaś, że nieślubnego dzieciaka mi nie wybaczysz.

-Czyli nie zaprzeczasz?

-Cokolwiek powiem to i tak będziesz drążyć temat i będziesz robiła awantury.

-Jesteś mój i nie pozwolę, żeby jakaś łajdaczka weszła między nami.

-Oczywiście, że jestem ojcem -odparł rozłoszczony stwierdzeniami  jesteś mój i prawem narzeczonej.  — O tej wiem. Nie jestem pewny tylko czy po świecie nie chodzi więcej takich Dobrzańskich. 

-Jesteś bezczelny.

-A ty stajesz się nie do wytrzymania z tymi podejrzeniami, awanturami i ciągłym niezadowoleniem.   

Dzisiejszego wieczoru nie zamierzał wyjaśniać Paulinie, kim jest Ula, bo wyprowadziła go tym wszystkim z równowagi. Z tym chciał poczekać do rana. Chciał natomiast zadzwonić do Uli i powiedzieć o rozmowie, ale dochodziła dwudziesta druga i uznał, że jest późno. W dodatku Paulina była w domu i słyszałaby ich rozmowę. Rozmowa nie była też na telefon. Postanowił, że zadzwoni do niej nazajutrz około dziewiątej, jak Ula będzie rozpoczynała pracę. Poprosi o spotkanie  i wtedy opowie o rozmowie z narzeczoną. Leżąc już w łóżku,  musiał przyznać, że Ula zrobiła na nim duże wrażenie i coraz bardziej się mu podobała. Nawet fakt posiadania dziecka mu nie przeszkadzał, bo mała Marcelina była po prostu słodka.

10 komentarzy:

  1. Nie sądzę aby pomysł na jaki wpadła Ula był nawet dobry. Myślę, że Marek może mieć do niej pretensje o to co zrobiła i potem ukrywała fakt jego ojcostwa.
    Dziękuję Ci bardzo za tę część.
    Cieplutko pozdrawiam w piątek wieczorem.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że dobrym pomysłem to nie było, ale lepszym niż to aby ukraść komuś dziecko, bo i takie sytuacje się zdarzają. Psychika po stracie męża i dziecka jest nadszarpnięta i robi się różne rzeczy. Ula nie zakładała też, że kiedyś spotka Marka. Ale stało się i wszystko skomplikowało przez smoczek w teczce Marka. Gdyby Marcysia nie wrzuciła go, Paulina niczego by nie podejrzewała. Póki co Marek jest zauroczony Ulą i małą, a i ona dobrze się czuje na kolanach ojca.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam milutko.

      Usuń
  2. słodziak z tego dzieciaczka a i na miłosc przyjdzie czas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że przyjdzie. Markowi już się Ula podoba, a i dziecko mu nie przeszkadza.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam milutko.

      Usuń
  3. Ależ sytuacja! Choć muszę przyznać, że tak ogromne parcie na zajście w ciążę z przypadkowym facetem, to niezbyt trafiony pomysł. Na szczęście trafiła na Marka, ale równie dobrze mogła trafić tak fatalnie, że urodziłaby dziecko z obciążeniami. Sporo ryzykowała. Dziecko jest podobne do niej i właściwie poza dołeczkami w policzkach nic z Marka nie ma. Zbadanie smoczka dałoby zapewne jakąś pewność co do ojcostwa, ale ponieważ zajęła się smoczkiem Paulina, to właściwie żadne badanie DNA nie jest już potrzebne, bo przecież ona zawsze wie najleiej. Bardzo jestem ciekawa jak to dalej się rozwinie i czy to dziecko jednak połączy Ulę i Marka.
    Najserdeczniej pozdrawiam. :)

    PS.
    Szkoda, że na zdjęciu przedstawiającym scenę łóżkową nie jest Julka z Filipem, ale Aleksandra Kisio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak przypadkowy to nie był, bo sama sobie go wybrała. O jakichś chorobach rodzinnych nawet nie pomyślała. Zresztą nawet jak rodzice są chorzy, mogą urodzić się dzieci z jakimś obciążeniem. Dla Uli i tak nie miałoby to znaczenia. Smoczek już oddany będzie nawet o tym w drugiej części. Nie oznacza to, że nie będzie badań.
      To zdjęcie dodałam, bo nie chciało mi się szukać Uli i Marka. Twarzy akurat aktorki nie widać i jakoś t jest moim ulubionym zdjęciem.
      Pozdrawiam milutko i dziękuję za komentarz.

      Usuń
    2. Ranczula
      Z tym badaniem DNA i Pauliną, to był oczywiście żart, dlatego, że ona jest tak mądra, że nie potrzebuje żadnych testów, żeby wiedzieć. Tu akurat miałaby rację, ale takie wymądrzanie się dla niej jest znamienne.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
    3. Ona dopiero będzie rozkręcać. Badania to początek jej pomysłów i domysłów.
      Pozdrawiam milutko.

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że była świadoma tego co robi. Teraz konsekwencje ujrzały światło dzienne.
      Pozdrawiam milutko i dziękuje za komentarz.

      Usuń