Dla Uli święta czy to Wielkanocne czy też Boże Narodzenie zawsze były dla niej ważne. Było tak jak mieszkała jeszcze w Rysiowie jak i później, gdy miała już swoją rodzinę. Był wtedy czas dla rodziny a praca i codzienne życie schodziły na dalszy plan. Kiedy była już panią Dobrzańską, starała się, aby chociaż kilka godzin spędzić z ojcem, Alą, Beatką i Jasiem. Z czasem, kiedy jej dzieci były coraz starsze razem z nią i Markiem brały udział w przygotowaniach. Wszystkie te chwile uwiecznione były na zdjęciach, filmikach i filmikach Uli. Ula pamiętała również wszystkie historie związane z Wielkanocą. Kiedy była w ciąży z Kubą to na Marku spadła odpowiedzialność za zorganizowanie świąt. Krótko przed nimi trafiła bowiem do szpitala na kilka dni, bo nieoczekiwanie cukier się jej podwyższył. Do domu wróciła rano w Wielki Piątek i pilnowała Marka w sprzątaniu. Wtedy też jej mąż zrozumiał, że sprzątanie zajmuje sporo czasu a zawieszanie firanek i zasłonek to katorga, bo ręce ciągle omdlewały. Jednego roku, kiedy byli w Rysiowie Julka i Kuba, będąc z Beatką na spacerze, znaleźli cztery szczeniaki i przynieśli do domu. Innym razem musiał tłumaczyć głównie Julce, dlaczego akurat baranek jest z masła, a nie zajączek albo kurczaczek i dlaczego w mieście nie ma zajączków i skoro nie ma to, kto przynosi prezenty. Gdy Antoś miał cztery latka w jego koszyczku obok zajączka znalazł się również czekoladowy Mikołaj znaleziony przypadkiem w czasie porządków w jego pokoju. Chłopiec pomyślał sobie, że jeśli będzie zarówno zajączek i Mikołaj w koszyczku dostanie dwa prezenty. Kiedy natomiast miał parę miesięcy, Ula na święconkę wysłała tylko Kubę i Julka, a ci wrócili do domu z nie swoim koszyczkiem. Dzieci również od samego rana w Wielką Sobotę czekały, aż pójdą na święconkę, a Julka przez cały dzień nuciła sobie różne piosenki nauczone w przedszkolu. Śniadania wielkanocne jadali różnie. Jednego roku było u nich, innego w Rysiowie albo w Dobrzańskich seniorów. Co roku oczywiście obchodzili Śmigus- dyngus. Dzieciaki uwielbiały oblewać się nawzajem i rodziców i ci pozwoliły na mokrą zabawę. Marek pamiętał, że kiedyś zrobił taką pobudkę Paulinie, to dostała histerii i powiedziała mu, że zachowuje się prostacko i żeby nigdy więcej tego nie robił. Pamiętał też, że jak Ulę tak obudził, ta odwzajemniła się tym samym tuż po śniadaniu. W kolejnych latach przybywało osób do oblewania wodą. W pogodne i ciepłe dni nawet sporo wody zostało wylane i nikt do nikogo nie miał o to pretensji.
Marek z czasów bez Uli świąt w ogóle miło nie wspominał. Będąc jeszcze z rodzicami, czuł jeszcze, że są święta, bo mama wraz z panią Zosią zadbały o klimat, wystrój i potrawy. On w tym nie brał jednak udziału, a na święconkę przestał chodzić w wieku siedemnastu lat, bo jak mówił wyglądał głupio z koszyczkiem. Kiedy był już z Paulina na śniadanie, co roku chodzili do Dobrzańskich albo lecieli w ciepłe kraje. Ostatnia Wielkanoc z Pauliną utkwiła mu w pamięci, bo chciał, chociaż namiastkę świątecznego nastroju przenieść do jego domu. Paulina jednak wolała cały czas mówić i myśleć o zbliżającym się ślubie. Wtedy też podjął decyzję o rozstaniu się z nią.
Co parę lat święta wiązały się z urodzinami Uli i Kuby, bo Ula urodziła się dwudziestego pierwszego kwietnia, a jej syn trzydziestego marca. Pierwsze urodziny Kuby właśnie przypadały w drugi dzień świąt. Wtedy mieli dwa powody do świętowania.
-Kochanie to były wspaniałe dwa dni -rzekł jej Marek w wielkanocny poniedziałkowy wieczór. — I wiem, że już mówiłem ci to, to powiem kolejny raz. Z Febo takich świąt nigdy nie miałem.
-A ja od czasu śmierci mamy, nie miałam tak udanych świąt Marek -mówiła z rozczuleniem. —Ty, ja nasz synek, ojciec, Ala, twoi rodzice, Jasiek, Betti i nasz nienarodzony maluszek przy jednym stole.
-Jeszcze wiele takich świąt przed nami. Obiecuję ci to kochanie.
- Oby Marek, bo choć pracy jest więcej, mi to nie przeszkadza. To magiczny czas, kiedy życie zwalnia i jest czas na bycie z rodziną, znajomymi. Na rozmowy, wspomnienia.
- Takie będą te nasze święta kochanie. Ja żadne skarby świata nie chciałbym wrócić do świąt spędzanych z Pauliną. Wszystko było takie sztuczne udawane. Teraz czuję prawdziwą istotę świąt.
Jedno z kolejnych takich podwójnych świętowań miało miejsce, gdy Ula obchodziła pięćdziesiąte urodziny. Miała swoje plany na ten dzień, ale i mąż i dzieci swoje. Na szczęście nie kolidowały ze sobą. W Wielką Sobotę, jak co roku do czasu pójścia na święconkę Ula robiła ostatnie porządki i królowała w kuchni. We wszystkim pomagał jej Marek i trójka pociech. Z pomocy dzieci szczególnie się cieszyła i że będą obchodziły je z rodziną w odwiecznej tradycji. Wiele słyszała, że w ostatnich latach sporo młodych osób zwłaszcza święta Wielkanocne traktuje jak dodatkowe wolne od pracy bez kontekstu świąt i tradycje świąteczne ma za nic.
Następnego dnia Ula wstała wcześnie i chciała zająć się śniadaniem, ale okazało się, że Julka wyprzedziła mamę i nucąc piosenkę z lat dzieciństwa, układała na półmisku jajka. Uli na taki widok łza w oku się zakręciła.
Koszyczek z wikliny pełen jest pisanek.
A w nim przy nich kurczaczek i z masła baranek.
Przy baranku lukrowana babka, sól, chleb i wędzonka.
Oto wielkanocna jest nasza święconka.
Córka zdążyła nie tylko ugotować jajka i je ozdobić, ale również biała kiełbasa i żurek delikatnie się gotowały, a zapach gotujących się potraw roznosił się po kuchni. Na talerzu była też pokrojona szynka, schab z śliwką, pasztet i inne wędliny i sery. Na dwóch oddzielnych paterach miejsce znalazła babka i inne ciasta oraz owoce. Nakrył również stół w salonie i przystroił baziami, żonkilami oraz świątecznymi ozdobami. Dopełnieniem całości był koszyczek ze święconką.
-Witaj Córeczko -rzekła, całując córkę w policzek na powitanie. —Nie musiałaś sama przygotowywać wszystkiego. Tyle ma być osób na śniadaniu.
-Mamo to twoje święto. Zresztą Emilka ( żona Kuby) i Kuba mi pomogli. Ty idź i zrób się na bóstwo. I dzień dobry.
-W moim wieku na bóstwo trudno będzie się zrobić. Nie jestem cudotwórczynią.
-Cudotwórczynią może i nie, ale masz to coś -odparła z uznaniem. —Wyglądasz na moją siostrę, a nie na mamę. Moje koleżanki zazdroszczą mi takiej mamy. Co drugi facet za mamą się ogląda. Tak tato mówi. I jest zazdrosny jak kobra.
- Cały Marek. Ale za to go między innymi kocham.
Przed dziewiątą przyjechał ojciec Uli z Alą, Beatka z mężem Konradem i dwójką swoich dzieci, Jasiu z żoną Natalią i synem oraz narzeczony Julki Marek Siódmiak. Do grona dołączyła Helena Dobrzańska, która od paru miesięcy była wdową i już jakiś czas na stałe mieszkała z synem i jego rodziną.
Kiedy wszystko było już gotowe i mogli zasiąść do stołu. Zanim zaczęli jeść, wszyscy złożyli sobie życzenia a Marek, jako pan domu zabrał głos.
-Kochani, dzieląc się jajkiem, w te piękne święta chciałbym złożyć Wam wszystkim życzenia.
Życzę Wam zdrowych i pogodnych Świąt Wielkanocnych, pełnych wiary, nadziei, radości, smacznego jajka, radosnego nastroju, serdecznych spotkań z najbliższymi oraz zajączka bogatego i wesołej zabawy w lany poniedziałek.
Życzy RanczUla.
Osobne życzenia były dla Uli. Te od Marka był najważniejsze.
Ukochana Żono, w tym szczególnym dniu urodzin, życzę Ci, aby to, co wydaje się niemożliwe, stało się rzeczywistością. Żeby dzieci i wnuczka przysparzały Ci zawsze radości, szef uśmiechu na twarzy, konto pieniędzy, teściowa całusów, a los spełnienia najskrytszych pragnień. Sto lat, kochana marzycielko! (Spisane z Internetu)
Życzenia były jak najbardziej trafione, bo była marzycielką, dawno temu bycie panią Dobrzańską wydawało się niemożliwe, rodzina była jej szczęściem, teściowa w pełni akceptowała, a jej szef zawsze wywoływał uśmiech i szybsze bicie serca.
Był oczywiści prezent od męża. Marek podarował jej wisiorek z białego złota z diamentami. Reszta podarowała jej gadżety z liczbą 50. Był to kupek, koszulka, poduszka, skarpetki i inne drobiazgi. Sama jubilatka życzyła sobie nie wykosztowywać się prezentami.
Po tym punkcie poranka wszyscy zasiadli do stołu i uroczystego śniadania. Po nim kiedyś jak Julka, Kuba i Antoś był czas na małe upominki, ale małych dzieci oprócz Igi córki Kuby i Emilki nie było, a ona miała dopiero półtora roku i była za mało, aby dawać prezenty od zajączka.
Popołudnie spędzili w jeszcze większym gronie, bo do obecnych już gości dołączyli Szymczykowie z synami Karolem i Radkiem, Olszańscy z córką Samanthą i synem Kevinem oraz najbliższe koleżanki z F&D. Dla Uli pojawił się oczywiście spory tort. Marek wraz z Kubą i Antosiem wyciągnęli z garażu niedawno zakupione meble ogrodowe i kawę wypili w ogrodzie. Kwietniowa pogoda jak najbardziej zachęcała do spędzania czasu na powietrzu i dopiero późnym popołudniem wszyscy wrócili do domu. Po powrocie z dworu panie zajęły się przygotowaniem kolacji, a reszta towarzystwa poszła do salonu. Wieczór mijał w równie miłej atmosferze, co cały dzień. Wszyscy rozmawiali ze sobą, śmiali się, żartowali, jak przyjaciele, którzy znają się od lat i nie dzieli ich różnica wiekowa.
Od Dobrzańskich goście odjechali dopiero po kolacji. Ula po ich wyjściu wzięła się za sprzątanie, ale córka i synowa wraz z Markiem odesłali ją do sypialni, bo były to w końcu jej urodziny. Spać od razu nie poszła, tylko zajęła się przeglądaniem rodzinnego albumu Dobrzańskich. Marek do sypialni przyszedł po półgodzinie.
-Mocno zmęczona?- zapytał, podając jej herbatę. Tyle dzisiaj się działo kochanie.
- Nie -odparła uśmiechając się. — Nie jestem aż tak stara, żeby być zmęczona parogodzinną imprezą. Wiesz, że to były pierwsze święta od niepamiętnych czasów w czasie, których dużo leniuchowałam -stwierdziła, tuląc się do męża w sypialni.
-Skarbie w końcu należał ci się wypoczynek za wszystkie lata poświęcenia się dla rodziny -odparł. —Tej naszej i tej z Rysiowa. Zwłaszcza w taki dzień podwójnego świętowania. Widziałem, ile serca wkładałaś w organizację świąt w poprzednich latach naszego małżeństwa. Byłaś gospodynią na medal i raz mogłaś organizację świąt powierzyć innym.
W drugi dzień świąt czekała na Ulę niespodzianka urodzinowa. Już raz taki prezent niespodziankę miała przed laty, gdy Kuba i Julka chodzili jeszcze do przedszkola. Wtedy to Marek zorganizował jej nocny rejs promem do Ystad. Tym razem w ich domu pojawił się młody fotograf wraz z ekipą i przez całe cztery godziny robił zdjęcia Uli wraz z rodziną w różnych sytuacjach, stylizacjach i strojach. Tym sposobem Ula stała się królową na tle zamkowej komnaty, skromną dziewczynką na ulicy czy szlachcianką. Panowie natomiast mogli stać się piratami na tle statku pirackiego, żołnierzami z dawnej epoki, czy pokazać się z brodą, wąsami albo w kolorowej peruce.
-Już dawno się tak cudownie się nie bawiłam -mówiła z rozczuleniem Ula, kiedy była wieczorem z Markiem w ich sypialni.
-Niespodzianki to moje drugie imię kochanie -stwierdził z zadowoleniem.
-To na pewno.
-Dostanę coś w nagrodę -pytał, patrząc z pożądaniem na żonę? — Chociaż małą.
-Chyba wiem, co się
zadowoli mężu -rzekła w pełni gotowa na upojną noc z mężem. — Za te dwa udane dni nawet dużą nagrodę.
-Święta z Dobrzańskimi są..... zawsze udane kochanie -odparł, całując żonę i ściągając ramiączko z jej koszuli nocnej.
Ależ fajna niespodzianka 🤗 życzę zdrowych i pełnych radości świąt 🐣
OdpowiedzUsuńTaka mini napisana w trzy późne wieczory. Dziękuję za życzenia i nawzajem.
UsuńŚwietna mini. Początek pełen wspomnień przeszłych świąt aż do teraz. Marek, jak i cała reszta spisała się na medal aby uczcić urodziny Uli.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za tę mini. Zdrowych, pogodnych świąt w gronie najbliższych.
Cieplutko pozdrawiam w świąteczną niedzielę.
Julita
Wspomnienia wzięte z lat poprzednich, głównie z cyklu o Dobrzańskich. Reszta nowy pomysł. Świętą u Dobrzańskich są po prostu zawsze dane.
UsuńPozdrawiam milutko i dziękuję za komentarz i wpis.
Jesteś mistrzem świątecznego nastroju i choć ja sama nie jestem entuzjastką świąt, to za każdym razem urzeka mnie nastrój Twoich opowiadań, w których potrafisz, tak jak nikt, zbudować świąteczną atmosferę. Mam nadzieję, że i u ciebie te święta przebiegły podobnie, jak u Dobrzańskich i od razu bardzo Cię przepraszam za spóźnione życzenia świąteczne. Choroba rozłożyła mnie na łopatki, a przy wysokiej temperaurze trudno zdanie sklecić. Pozdrawiam Cię serdecznie i całą Twoją rodzinkę. :)
OdpowiedzUsuńJa staram się o tradycyjne święta i dzieciom przekazywać, to co najważniejsze, aby nic ze świąt z kolejnymi pokoleniami nie zanikło.
UsuńU mnie też w domu jakieś chorubsko się przyplątało. A całą zimę był w miarę spokój.
Pozdrawiam milutko i dziękuję za komentarz.