niedziela, 16 czerwca 2024

Seniorzy -mini

Wątek szybkiego uśmiercenia Dobrzańskich nie był czymś, co mi się spodobało, dlatego ja inaczej potoczyłam ich losy.

 

Helena i Krzysztof Dobrzańscy dość szybko pogodzili się faktem porzucenia przez ich syna Marka narzeczonej Pauliny. Helena, co prawda próbowała przetłumaczyć mu, że porzucanie narzeczonej i to dwa tygodnie przed ślubem jest niedorzecznością i że uczucie do innej kobiety jest tylko jego wymysłem. Syn jednak był jednak nieugięty i decyzji nie zmienił. Lepiej rozstanie syna i przybranej córki przyjął Krzysztof, który uczucie do innej kobiety odkrył i tylko dodał mu otuchy. Przełomem, który przekonał seniorów, że uczucie do Urszuli Cieplak jest bardzo duże i szczere był pokaz. To tam syn, stojąc na scenie, wyznał swoje uczucia a jego rodzice patrzyli na to wszystko mocno wzruszeni i szczęśliwi. 


 

Ula z natury wesoła, szczera, życzliwa już po krótkim czasie całkowicie została zaakceptowana przez przyszłych teściów. Krzysztof widział w niej również świetną ekonomistkę i mógł z nią na ten temat rozmawiać. Podobnie było pomiędzy seniorami i rodziną Uli. Alę rodzice Marka doskonalę znali i lubili i tylko przyszło im poznać Józefa, Jasia i małą Betti. Zwłaszcza Krzysztof i Józef spotykali się częściej i wraz z Pshemko raczyli nalewkami Cieplaka.  Rok po pamiętnym pokazie Ula i Marek byli już szczęśliwym małżeństwem i oczekiwali pierwszego potomka.  Zanim na świecie pojawił się pierworodny syn Marka i Uli seniorzy świętowali koralową rocznicę ślubu. Z tej okazji w ich posiadłości odbyło się małe przyjęcie.  Marek jako jedynak jako pierwszy złożył rodzicom życzenia toastowe, życząc im aby ich szczęście trwało jeszcze wiele lat, byli dla siebie podporą i wiodło się im jak najlepiej. Później do głosu doszedł jubilat.

-Kochana żono, Urszulo, synu i goście -zaczął uroczyście. — Chcę na początek podziękować za pamięć,  życzenia i że przyszliście tutaj. Tobie Helenko za wszystkie wspólne lata, miłość, cierpliwość i przeprosić za wszystko, co było złe i że zbyt dużo czasu spędzałem w pracy.

-Kochanie dziękuję za wszystko, a tych złych chwil nie było praktycznie. Ja pamiętam tylko te dobre.

-Helenka zawsze była wyrozumiała -rzekł do wszystkich Krzysztof. — I za to ją kocham między innymi. Oby się nam dalej powodziło -dodał, wznosząc kieliszek z szampanem.

-Oczywiście. Te najlepsze lata są przed nami jeszcze przed wami -zakończył uroczyście toast Marek. — Tak udane jak to przyjęcie. 

Inni goście również byli pod wielkim wrażeniem uroczystości.

-Bardzo przyjemne przyjęcie macie -usłyszeli z ust od jednych ze znajomych.  — Jest tak swobodnie. Znacznie lepiej niż pięć lat temu w tym hotelu.

-Paulina wtedy postanowiła zorganizować nam przyjęcie na rocznicę ślubu, a to w jej stylu -wyjaśniła Helena.

-Bigos poezja Krzysiu -rzekł jego kolega Stefan. — I ta nalewka wiśniowa.

-Co tam bigos. Spróbuj te pierogi albo barszczyk -dodała jego żona Basia. —Lepszych nie jadłam.  Skąd macie catering? Chętnie skorzystam.

-Znikąd -odparła Helena. — Pierogi i barszcz są dziełem naszej synowej, a bigos i nalewka jest od jej ojca. Teścia Marka.

-Właśnie Heleno -wtrąciła Basia. — Twoja synowa jest czarująca. Miła, uśmiechnięta, inteligentna i do tego skromna. A Marek wpatrzony jest w nią jak w obrazek.

-Teraz i my to wiemy kochana -odparła Helena, patrząc na synową i syna.  — Chociaż na początku myślałam, że to niedorzeczność ze strony Marka.

-To kiedy Ula rodzi?

-Tak za dwa tygodnie. Już nie mogę się doczekać, żeby przytulić wnuka.

Ten urodził się osiem dni później i był to najpiękniejszy prezent,  jaki mogli otrzymać na swoją trzydziestą piątą rocznicę ślubu.

-Czuję się tak samo szczęśliwy, jak przed laty, gdy ty się urodziłeś -mówił Krzysztof, oglądając zdjęcie wnuka. —Chociaż ciebie dopiero mogłem zobaczyć, jak miałeś trzy dni, a nie tak od razu.

-Ula ma do domu wyjść za trzy dni i zobaczycie go na żywo.

-Wszystko masz już gotowe w mieszkaniu synku -pytała Helena.

-Tak mamo. Łóżeczko złożone, przewijak tak samo, wanienka kupiona,  a komoda jest pełna pieluch i talków. Ula zadbała o wszystko.

-Szkoda, że jest teraz jesień  i nie ma aury na dłuższe spacery -rzekła świeżo upieczona babcia. — Chętnie pospacerowałabym z wózkiem po parku.

-I na to przyjdzie czas. Kuba da się wam jeszcze we znaki.

Wnuk jeszcze bardziej zacieśnił relacje pomiędzy młodym małżeństwem i seniorami. Oboje byli bowiem już w tym wieku, że chcieli być dziadkami i nacieszyć się wnukiem. Dlatego Kuba Dobrzański szybko stał się oczkiem w głowie dziadków. Zarówno tych dziadków, jak i ojca Uli i Ali, która była już żoną Józefa. Młodzi rodzice mogli na każdego z nich liczyć w pomocy nad opieką nad wnukiem i robili to z przyjemnością. Seniorzy zaproponowali również, aby Ula i Marek zamieszkali u nich w dużym i przestronnym domu z ogrodem, gdzie Kuba mógłby sypiać popołudniami. Na propozycję przystali, ale tylko na określony czas, bo woleli zamieszkać poza Warszawą i w połowie drogi pomiędzy Warszawą i Rysiowem. Była tam piękna i spokojna okolica a działka, która była do sprzedania urzekła Ulę. Dom powstał w ciągu niespełna dwóch lat i młodzi mogli przeprowadzić się do niego tuż przed urodzeniem się drugiego ich dziecka. Tym razem ku uciesze rodziców i dziadków była to dziewczynka. Posiadłość seniorów opuszczali mniej więcej w czasie, kiedy obok nich zaczęto budować duże centrum rozrywki. Tym samym z ciszy i spokoju dużo nie zostało.   

Ula i Marek tymczasem dopieszczali swój dom i cieszyli się swoją miłością i dziećmi. Te zdrowo się chowały i szybko przyszedł czas na pójście do przedszkola połączone z klubem malucha dla młodszych dzieci. Tym samym rozpoczęły się okolicznościowe występy. Jednym z pierwszych był dzień babci i dziadka organizowany w przedszkolu Kuby. Kuba miał co prawda skończone trzy latka i nic nie mówił, tylko stał w grupie najmłodszych dzieci i zaśpiewał z nim krótką piosenkę. To jednak wystarczyło, aby rozczulić seniorów. Zwłaszcza kiedy mały Kuba przyniósł im i dziadkom Cieplakom po laurce i kwiatku.

-Plosę ode mnie i Julki -wyseplenił Kuba.

-Dziękuję kochanie -mówiła, Helena ze wzruszeniem przytulając wnuka. — To najpiękniejszy rysunek, jaki dostałam. Ty i Julka jesteście naszymi słonkami na niebie.  

-Wspaniały dzień. Trochę naczekaliśmy się, ale było warto. Być tu i czuć się dziadkiem jest cudowne -rzekł i Krzysztof.

-Jeszcze wiele takich dni przed wami -odparła Ula. — Za rok i Julka będzie stać na scenie.  A teraz mamy jeszcze kawę i ciasto u nas w domu.

Rok później na scenie pojawiła się i Julka, która stała wraz z młodszymi dziećmi i zaśpiewała piosenkę, a Kuba miał już poważniejszą rolę i wyrecytował pierwszą zwrotkę wierszyka.

                    Podaruję dzisiaj kwiatki

                     i dla babci i dla dziadka

                 Podaruję moje serce, tak was kocham, kocham wielce.

Rok minął i seniorzy ponownie pojawili się w przedszkolu Kuby i Julki i po raz trzeci dostali laurki, całusy od wnucząt i obejrzeli przygotowane przedstawienie przez przedszkolaki.

-Ciągle czuję to wzruszenie, jak trzy lata temu, gdy Kubuś po raz pierwszy sepleniąc, składał nam życzenia -mówiła Helena.  

-Cieszmy się Helenko nimi, póki możemy. Oni dorastają, a my stajemy się coraz starsi.

-To prawda. Jeszcze niedawno Kubę uczyłam chodzić, a dzisiaj nie za zdążam za nim.

 

Rubinowe gody były podobne do tych koralowych. Z tą różnicą, że byli na nich wnuki. Kuba miał wtedy pięć lat a Julka trzy i pół i samodzielnie złożyli życzenia dziadkom.

-Kocham babcie i dziadka i chcę, żeby byli zawsze -mówił od siebie Kuba.

-I ja tez -dorzuciła Julka. — I jesce lizackii od dziadzi kocham.

- Skradasz moje serce, jak kiedyś twoja babcia -odparł jej dziadek.

-Mnie też komplementami czarował -odezwała się Helena.

-Babcię trudno było zdobyć. Ale warto było się starać.

-Chciałabym z Markiem przeżyć tyle samo lat co wy -rzekła Ula. — Macie jakiś przepis?

-Za przepis wystarczy Marek. Jest zakochany w tobie jak ja w Helenie.

-Tak na poważnie kochana -wtrąciła Helena -trzeba mieć zaufanie, czas dla siebie, szacunek, wyrozumiałość w gorsze dni i rozmawiać ze sobą. I żeby rutyna się nie wdarła.

-Będę się trzymała tych zasad mamo.

-A najgorsze dni były dla mnie, gdy Krzysiu wyjeżdżał na dłużej do Włoch i nie było go obok w sypialni.

-To prawda Urszulo. Rozłąki są trudne -poparł żonę Krzysztof.

 

Poza byciem dziadkami seniorzy korzystali z życia i sporej oferty wyjazdowej dla seniorów. Raz w roku jechali prywatnie do sanatorium i na inne wycieczki. Z każdej z wypraw przywozili wnukom jakiś prezent. Helena miała większą słabość do Kuby, a dla odmiany Krzysztof do Julki.

- I jak tu nie wierzyć, że wnuki rozpieszcza się bardziej niż własne dzieci -mówili w takich chwilach Ula z Markiem.

-Coś w tym jest, bo moja mama ciągle przywoziła ci samochodziki i potajemnie dawała słodycze. Obiecałem sobie, że taki nie będę. Ale nie da się.

-Pamiętam tato, jak byłeś wtedy zły. Ale samochodziki mam do dzisiaj. 

 Starali się jednak aby ich nie rozpuścić i uczyć co dobre a co złe. Lata mijały szybko i przyszedł czas pójścia Kuby szkoły.  Julka natomiast była w grupie pięciolatków. Po roku każde z nich było wyżej w edukacji i odnosili pierwsze sukcesy oraz zdobywali różne dyplomy. Każde kakie osiągnięcie było powodem do dumy i radości zarówno dla rodziców jaki i do dziadków.

 

Sielankę  życia jednych i drugich Dobrzańskich przerwał jeden wrześniowy poranek, gdy Krzysztof gorzej się poczuł. Ciężko się mu oddychało i czuł ból w piersiach. Helena nie tracąc czasu, zadzwoniła po pogotowie i do syna. Kiedy Marek dojeżdżał do rodziców, karetka odjeżdżała, a Helena czekała na syna przed bramą.

-Mamo co z ojcem -pytał, jak tylko wyskoczył z auta.

-Lekarz powiedział, że mogą być to powikłania po tej grypie z sierpnia. Jadą na Wolską.

- Spakuj rzeczy ojca i zaraz pojedziemy mamo.

Stan nie był dobry od początku i jeszcze tego samego dnia musiał podłączony być do specjalistycznej aparatury. Lekarze robili, co mogli, ale nie ukrywali tego, że nie jest dobrze.  Trzy dni później niestety przyszły te najgorsze wiadomości. Krzysztof Dobrzański zmarł na powikłania pogrypowe i na niewydolność serca mając siedemdziesiąt jeden lat.

-Co teraz synku? Jak mam żyć? -pytała, płacząc.

-Mamo przejdziemy przez to wszystko razem. Tato nie chciałby, abyś się załamała. Masz mnie, Ulę, wnuki.

-Tak wiem, ale byliśmy tyle lat razem. Prawie czterdzieści trzy lata.

-Mamo ojciec Uli mówi, że to boli, ale ból mija z czasem. On wie. Wiele lat temu stracił żonę, ale miał dla kogo żyć. Tak jak ty. Jeszcze dzisiaj do nas się przenosisz i zostaniesz tak długo jak będziesz chciała.

-Nie chcę kłopotów robić.

-To nie kłopot. Jesteś nam potrzebna i mam teraz tylko ciebie.

Pogrzeb był bardzo duży i pojawili się na nim znajomi zarówno z Polski jak i z Włoch. Ula z Markiem szybko podjęli decyzję, aby Helena zamieszkała z nim na stałe. Tak się też stało. Jej dom sprzedany jednak nie był tylko wynajęty znajomym z Włoch, którzy chcieli starość spędzić w Polsce. W przyszłości miał stać się własnością jednego z wnuków. Mieszkanie z Heleną układało się bardzo dobrze. Sporo czasu spędzała z wnukami. Kuba miał już dziewięć lat a Julka sześć.  Chodziła również do Klubu Seniora i tam poznała inne panie wdowy oraz panów wdowców. Przechodzenie przez ten okres z innymi podobnie doświadczonym osobami było znacznie lżejsze dla niej.   Najtrudniejszy był dzień rocznicy ich ślubu oraz pierwsza wigilia bez męża, ojca i dziadka. Helena sporo czasu spędzała, oglądając zdjęcia sprzed lat. 


 

Los podarował jej jeszcze siedem lat życia spędzonych w towarzystwie syna, synowej i trójki wnuków. Do Kuby i Julki dołączył bowiem Antoś. Jej śmierć była nieoczekiwana, bo zmarła w nocy mając siedemdziesiąt pięć lat z przyczyn naturalnych.

-Twoi rodzice są już razem na wieczność Marek -pocieszała męża. — Mama może nie okazywała tego, ale każdego dnia tęskniła za mężem. I tak długo była silna. Inni idą za żonami albo mężami do grobu po znacznie krótszy czasie.

-Tak wiem to wszystko kochanie. Dobrze, że mam ciebie i dzieci. Mam rodzinę, a takie jest życie, że dzieci chowają rodziców zazwyczaj i nic nie poradzimy na to.

 

niedziela, 26 maja 2024

Zaskakująca prawda 3/3

Paulina oczywiście dalej wyrzucała z siebie słowa pogardy, ale on jej nie słuchał. Wziął, tylko kluczyki, telefon,  dokument i pobiegł do windy. Do biura Uli jechał, jak w amoku. Na drzwiach widniała jednak karteczka z informacją, że Ula od wczoraj ma urlop przez kolejne dwa tygodnie. Zadzwonił do niej, ale telefon miała wyłączony. Z braku pomysłu pojechał najpierw sprawdzić park, czy nie ma jej przypadkiem na spacerze. Park był mały i szybko ogarnął go wzrokiem. Uli nigdzie jednak nie zlokalizował. Kiedy ponownie wybrał jej numer, telefon dalej miała wyłączony. Z braku pomysłu pojechał do firmy jej teściów. Ula skoro pomagała im, mogła właśnie tam być. I tu nie miał szczęścia, bo sekretarka powiedziała mu, że była jakiś czas temu, ale pojechała do domu. Poddawać się nie zamierzał i używając swojego uroku nakłamał, że musi porozmawiać o zleceniu, które jej powierzył, a telefonu nie odbiera. Wtedy też dowiedział się, że Ula ma dwa numery telefonu. Ten służbowy, który on posiada i prywatny. Tego drugiego sekretarka nie chciała mu podać, ale zapewniła, że znając Ulę, to w wolnej chwili będzie oddzwaniać. Wracając z firmy Koniczynka, ponownie zahaczył o park. Uli dalej nie było, ale postanowił spytać inne spacerujące panie z wózkami o Ulę Konieczną. Szczęście dopisało mu w połowie, bo jedna z kobiet wiedziała, o kogo chodzi i wskazała pobliskie osiedle. Dokładnego adresu nie znała jednak. Dla Marka było już to coś i pojechał na wskazane miejsce. Sześciopiętrowych bloków było sporo i w każdym z nich mogła mieszkać Ula. W pewnym momencie dostrzegł czerwone Kia z napisem na tylnej szybie Dziecko w aucie i imię Marcelina. Dokładnie takim samym autem jeździła Ula i był pewien, że to jej. Dalej jednak nie wiedział, w którą klatkę wejść. W tym pomógł mu ryzykowny pomysł uszkodzenia samochodu Uli. Obok było miejsce i tak postanowił zaparkować, aby stłuc jej tylne oświetlenie i spytać kogoś z przechodniów o właściciela. Mógł też i bez stłuczki spytać, ale to wydawało się pewniejsze. Kiedy już pechowo zaparkował, wyszedł z auta i popatrzył na szkody. Niedaleko na ławce siedziało trzech jakichś chłopaków i postanowił podejść do nich.

-Znacie może właściciela, albo właścicielkę. Nie chcę uciekać.

-Urszula Konieczna -dostał momentalnie odpowiedź od jednego z młodzieńców. —Klatka B drugie piętro mieszkania 9. Słono pan zapłaci. Zna się na cyferkach. Dawała mi korki z matmy, to wiem.

-Dzięki -odparł i szybko poszedł pod wskazany adres.

 

Ula tymczasem wiedziała już, że Marek ją szuka, bo sekretarka w osobie jej przyjaciółki Agnieszki, zadzwoniła do niej z tą informacją. Również na telefonie miała nieodebrane połączenia. Zastanawiała się, co się takiego stało, ale na oddzwonienie nie miała czasu, bo Marcelina właśnie ząbkowała i próbowała ją uspokoić. Zasnęła właśnie, gdy cisze przerwał gwałtowny dzwonek. Szybko poszła też otworzyć.

-Marek? Co tu robisz?  -zapytała zaskoczona wizytą. —Coś się stało? Agnieszka mówiła, że mnie szukasz.

-Jak mogłaś -wysyczał, nie wysilając się na  jakąkolwiek uprzejmość i przywitanie. — Jak mogłaś okłamywać mnie. Marcelina jest moją córką.

-Wejdź. Jak się dowiedziałeś?

-Paulina wbrew mnie zrobiła badania na ojcostwo. Proszę, masz dowód -dodał, wciskając jej w ręce papierek. 


 

-Marek ciszej. Marcelina ząbkuje, nie spała pół nocy i dopiero co usnęła.

-Nie wiem, co jest gorsze -mówił ciszej, ale prosto w twarz i z miną nienawiści. — Jak teraz mnie okłamywałaś czy prędzej, jak mnie nie szukałaś, jak zorientowałaś się, że jesteś w ciąży. Chyba że było tylu facetów, że nie wiedziałaś do kogo uderzyć.

-Wiedziałam, że jesteś ojcem -postanowiła więcej nie kłamać. — Byłeś tylko ty od czasu śmierci mojego męża. Nie mogłam sobie poradzić ze stratą Tomka i Mareczka i chociaż na dziecko znalazłam sposób. To była perfidia z mojej strony. Prędzej sobie ciebie upatrzyłam.

-Nie, nie wierzę, w to słyszę -mówił, chodząc nerwowo po pokoju.  — Jak można było w ten sposób wykorzystać faceta. To jest tak samo podłe jak złapanie faceta na ciążę.

-Nawet nie wiesz, jak ja cierpiałam –mówiła, z zbierającymi się łzami. —Straciłam dwoje ukochanych ludzi.  Wtedy po tym hałasie z Pauliną, chciałam się z tobą umówić na popołudniu i powiedzieć prawdę. Powiedziałeś wtedy, że nigdy by ci nie wybaczyła dziecka na boku i że gdybyś miał kochankę, zabiłaby ją i ciebie. Bałam się i dlatego zrezygnowałam z zamiaru powiedzenia ci prawdy. I dalej boję się o swoje bezpieczeństwo i Marceliny.

-Nic wam nie grozi. Ale, to co zrobiłaś, jest karalne.

-Marek błagam cię, nie zabieraj mi jej i nie zgłaszaj nigdzie -wtrąciła gwałtownie. —Wiem, co zrobiłam, ale Marcysia jest całym moim światem. Oddam ci wszystko, ale nie ją. Kocham dzieci i mogłabym mieć  ich całą gromadkę. Nie chcę sądu, adwokatów.

-Nie zabiorę ci jej. Nie wiem, co dalej, ale o to możesz być spokojna. Chce być tylko prawowitym ojcem Marcysi, widywać ją regularnie i ponosić koszty utrzymania. Tylko w tym celu mogę skorzystać z prawa i adwokata. Jeśli się nie dogadamy sami.

-Dogadamy się jakoś Marek -momentalnie przytaknęła. —Teraz mam urlop. Przez tydzień będę w Rysiowie u ojca i rodzeństwa, a później tydzień nad morzem w okolicach Kołobrzegu. Jak wrócę, będziesz mógł widywać ją.

-Tylko co z datą urodzenia Marceliny. Nie zgadza się z moimi wyliczeniami.

-Była wcześniakiem. Urodziła się w ósmym miesiącu ciąży.

Marek został u Uli dłużej. Musiał również wytłumaczyć stłuczone światła w jej aucie. Paulina oczywiście wydzwaniała do niego, ale odrzucał połączenia. Mama również dzwoniła. Od niej odebrał i szybko okazało się, że Paulina jest u nich i wszystko im opowiedziała.  

 

Po spotkaniu z Ulą pojechał prosto do rodziców. Paulina ciągle u nich była i tylko, dlatego że była u nich  części hamowała się z wybuchami złości.

-Jesteś w końcu -wysyczała.  

-Witajcie kochani -przywitał się z rodzicami.

-Co to za historia z dzieckiem -dopytywała mama.

-Nie wiedziałem, że mam dziecko. Kiedy spotkałem przypadkiem Ulę  w szwalni, to powiedziała mi, że nie jestem ojcem Marceliny. Jestem w takim samym szoku, co wy.  Wiem, że to ohydne, ale tylko raz się spotkaliśmy i poszliśmy do łóżka.

-I co dalej synu -pytał ojciec. — Będziesz się z nią spotykać. Poznamy ją.

-Tak i poznacie ją wkrótce.

Paulina z wizyty u Dobrzańskich nie była zadowolona. Seniorzy byli zszokowani nowinami, ale z czasem cieszyli się z posiadania wnuczki. Ich znajomi cieszyli się już wnuczętami  i oni marzyli, aby być babcią i dziadkiem. Chcieli też  poznać wnuczkę. 

Kiedy wracał z Pauliną do domu, zamierzał jak najszybciej zamknąć dyskusję z nią.

-Paula tylko jedna sprawa -zaczął, zanim Paulina się odezwała. —Nawet nie próbuj zrobić coś Uli i Marcysi. Dokładnie pamiętam, co mówiłaś o nieślubnych dzieciach i kochankach.

-Bo co -pytała odważnie?

-Bo stracisz wszystko, co masz. Duży dom, utrzymywanie cię i dostęp do wspólnego konta.  Nie wspominając, że sam bym cię oskarżył. I nie odzywaj się teraz z łaski swojej, bo prowadzę i będziesz mnie jeszcze bardziej rozpraszała.

 

Przez kolejne kilka dni Ula przebywała poza Warszawą, a Paulina praktycznie nie rozmawiała z Markiem. Nie oznaczało to, że nie działała za jego plecami.  Przede wszystkim Julia uświadomiła jej, że mała Marcelina może jej pomóc, a nie być przeszkodą.  

-Marek uruchomiłam swoje znajomości i dowiedziałam się sporo na temat tej kobiety -oznajmiła mu  jednego popołudnia. — Po stracie męża i dziecka załamała się, a posiadanie dziecka stało się jej obsesją. Rozmawiałam z Julią i adwokatem i adwokat powiedział nam, że możesz odebrać jej dziecko.  Trzeba tylko udowodnić, że wykorzystała cię świadomie i że jest nadopiekuńcza i to szkodzi dziecku.  

-Zwariowałaś -wtrącił z oburzenie, ale i z niepokojeniem, bo wpadła na prawdziwy trop poczęcia Marceliny. — Jakim prawem rozmawiałaś z adwokatem o moich sprawach? Prosił cię ktoś o radę? Nie. Więc nie mów, co mam robić.

-Przecież marzysz o dziecku.

-Więc o to ci chodzi -wytknął jej prosto w oczy. — Umyśliłaś sobie, że jak uzyskam prawa opieki nad Marceliną i będę miał dziecko przy sobie, to nie będę nalegał na dziecko z tobą. Tobie rodzić się przecież nie chce.

-Chciałam tylko pomóc -odparła wielce obrażona.

-Może jeszcze matkować jej będziesz?  Karmić, bawić się, przewijać. To, co zrobiła Ula, jest podłe, ale co ty planujesz ohydne. Nie zamierzam odbierać jej dziecka. Ona ją kocha i jest najlepszą matką na świecie. Z desperacji postanowiła urodzić dziecko, aby choć po części ukoić swój ból. A ty jesteś egoistyczna. Marcelina będzie pojawiać się w tym domu i będzie mieć swoje miejsce, ale nie będzie tu na stałe. Koniec tematu Paula.

Dzień później w salonie pojawił  się kojec, książeczki i zabawki. Marek oświadczył jej, że popołudniu spotyka się z córką i że jak Ula wróci z Kołobrzegu, córka będzie pojawiać się tu regularnie. To okazało się ponad jej siły i postanowiła za radą Julii  wyjechać na dłużej do Włoch. Oświadczyła też Markowi, że ma się zastanowić, kogo wybiera. Ją czy dziecko. Z takiego obrotu sprawy Marek się tylko ucieszył.

 

Pierwszą osobą z jego otoczenia, która poznała jego córkę, był Sebastian. Przyjaciel poszedł z nim na popołudniowe spotkanie z Ulą i córką. Wtedy też Marek powiedział Uli o swoich warunkach spotykania się z córką.

-Urządziłem mały kącik u mnie w salonie i chciałbym zabierać ją do siebie. Rodzice chcą też ją poznać. Do czasu jak się nie przyzwyczai i nie nauczę się wszystkiego, będziesz nam towarzyszyć.

-Tak Marek. Tylko co z twoją narzeczoną.

-O to się nie martw. Chce lecieć na dłużej do Włoch. A jak wróci, ustawię ją odpowiednio.

Po powrocie Uli i Marcysi z wakacji Marek plan bycia ojcem wprowadził w życie. Jednego popołudnia gościli u niego, a jego rodzice mogli poznać wnuczkę. Ula natomiast jego rodziców. Zapoznanie łatwe nie było, ale Ula miała w sobie tyle dobrej energii, że pierwsze lody szybko zostały złamane. Z kolejnymi codziennymi wizytami Marcelina coraz lepiej się czuła w domu ojca. Ula nawet chwilami znikała, a ona nie czuła się niepewnie. Paulina przez ten czas nie zamierzała wracać, ani słyszeć o córce Marka. Zwłaszcza że prawnie była już Marceliną Dobrzańską.  O wszystkim, co dzieje się u Marka, dowiadywała się od Julii.

Po miesiącu takich wizyt Marek musiał zająć się dzieckiem na dłużej, bo Ula z zapaleniem woreczka żółciowego została skierowana do szpitala i na operację. Przez ten tydzień opieką nad Marceliną dzielił pomiędzy siebie, nianię i Julię. Z pomocy tej ostatniej był mocno zdziwiony, ale i wdzięczny. To też spowodowało, że wróciły wspomnienia, gdy połączył ich gorący romans. Marek chciał zapomnieć, ale Julia ciągle miała w pamięci ten czas i nadzieję na powrót do Marka. W końcu wylądowali razem w łóżku. Marek na chodzenie do klubu czasu nie miał, ani na przypadkowy seks, a na chwilę rozkoszy miał od dawna ochotę. 


 

Od tego czasu ich relację nabrały tempa. Julia też miała całkiem inny charakter niż Paulina. Marek zdawał sobie sprawę, że zdradzanie narzeczonej z jej najlepszą przyjaciółką jest podłe z jego strony jak i z Julii, ale nie potrafił tego zakończyć. W pewnym momencie był gotowy zostawić Paulinę dla Julii. Przez telefon nie chciał rozmawiać i zastanawiał się nad podróżą do Włoch. Przypadkowo usłyszana rozmowa Julii, z kimś przez telefon zmieniła jego plany.  

-Faceci to jednak prymitywne stworzenia kochana. Trochę seksu, porządku w domu i spokoju i jest twój. Mała taka zła też nie jest. Więcej czasu i tak będzie z matką. Taka głupia jak Paulina nie zamierzam być i nie zamierzam być złą macochą. Za dużo można stracić. Będąc z Markiem, będę ustawiona do końca życia. A jak urodzę mu dziecko to już w ogóle.

Przyznawać się do usłyszanej rozmowy nie zamierzał, tylko przy pierwszej nadarzającej się okazji podziękować za pomoc przy dziecku, darmowy seks i wyjaśnieniu, że robienie coś takiego Paulinie jest podłe. Ta z zemsty zadzwoniła do Pauliny. Po tym czego się dowiedziała od Julii, postanowiła wrócić. Według jej słów widok, jaki zastała, któregoś dnia w domu Marka kompletnie ją zaskoczył.  Na komodzie stały zdjęcia Marceliny, na podłodze leżały zabawki i ubranka. Nawet w łazience była wanienka, pieluchy i  kosmetyki dziecięce. Były i kosmetyki Uli i jej płaszcz kąpielowy. To wszystko spowodowało, że Febo postanowiła zadzwonić do Marka.

-Wracam Marek. Dzwoniła Julia i powiedziała mi, że ta ladacznica wprowadziła się do nas.

-Po pierwsze nie ladacznica Paula -wtrącił stanowczo. — Po drugie ja cię nie zostawiłem dla Uli. Ciebie chciałem zostawić dla Julii, a Julię zostawiłem dla córki i Uli -mówił zszokowanej Paulinie. —Przez telefon nie chciałem ci mówić, ale zbliżyliśmy się z Julią do siebie przez te trzy miesiące. Wtedy, gdy Ula wylądowała w szpitalu z woreczkiem żółciowym, była ze mną i pomagała przy dziecku. Julia niby twoja przyjaciółka, a tak ci doradzała, żebyś robiła wszystko po jej myśli. Obie jesteście siebie warte. I lepiej będzie, jak zostaniesz tam, gdzie jesteś. Po co nasze sprawy roztrząsać. Wszyscy uważają, że z klasą się rozstaliśmy i niech tak zostanie. Nawet ciebie w pewnym sensie podziwiają, że przełknęłaś spokojnie moje dziecko. Ja nie będę z tobą ani z Julią.

-Tak tego nie zostawię -wysyczała.  

-Podziękuj swojej przyjaciółce Paula. To ona otwarła mi oczy, jakie jesteście. Tak na marginesie z Ulą nie łączy mnie nic innego jak dziecko. Nie sypiamy ze sobą. Póki co -pomyślał. —I nie wiem, co takiego nagadała ci Julia. Ula sporadycznie śpi u mnie w gościnnym pokoju z dzieckiem. Wrócić możesz, ale tylko po swoje rzeczy.

Paulinie po takim obrocie sprawy nie pozostało nic innego, jak pozostać w Mediolanie. 

Roczek Marceliny był pierwszym wspólnym większym świętowaniem dla Uli i Marka. Z tej okazji Marek w swoim domu wyprawił małe przyjęcie. Wtedy też mieli okazję poznać się dziadkowie z obu stron, a Marek ojca Uli i jej rodzeństwo. 


 

Przez kolejne tygodnie rodzice Marcysi coraz bardziej zbliżali się do siebie. Ula coraz częściej bywała u Marka i zajmowała się domem. Robiła wszystko to, czego nie robiła Paulina. Miał domowe obiadki i wszystko poukładane w szafach.

Rodzące się uczucie do Marka Ula próbowała w sobie zabić, ale łatwo nie było. W dodatku sytuacja podobna była do tej z Tomkiem. On też miał dziewczynę, gdy pojawiła się w jego życiu. Chociaż z Pauliną Marek rozstał się pół roku temu i przez Julię, to początek był związany z nią i Marceliną. Dla Marka, Ula również nie była obojętna. Ze wszystkich dotychczas poznanych dziewczyn była najbardziej rozsądną,  inteligentną i z nią czas mijał mu miło i szybko.

-Marek widzę, jak się miotasz -mówił mu przyjaciel. —Zrób coś z Ulą. Czujesz coś do niej.Wyjdź z nią gdzieś zabawić się.

-Ona mnie okłamywała i wykorzystywała -odparł z pretensją.

-Niejedna babka wchodzi do łóżka facetowi, aby złapać go na dziecko. Julia na dziecko też chciała cię złapać. Ula zrobiła to z depresji. Zaproś ją gdzieś.

Marek jeszcze tego samego dnia postanowił skorzystać z rady przyjaciela. Zaproszenie na randkę zaś mocno zaskoczyło Ulę.

-Poszłabyś ze mną do kina jutro? Trzeba się zrelaksować, a nie tylko praca i dom.

-Musimy zadzwonić po nianię -odparła tylko.

-Zawsze moi rodzice mogą się nią zająć.

Kolejne dni przeplatane były ich wyjściami i opieką nad córką. Po  trzech tygodniach oboje zgodnie zrozumieli, że  łączy ich nie tylko córka, ale uczucie. Bawili się z córką, gdy Marek odważył się na wyznanie swoich uczuć.

-Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że mam was przy sobie Ula -zaczął cicho i rozczuleniem. — Jesteście dla mnie bardzo ważne, bardzo was kocham i chcę spędzać z wami każdą chwilę. Pokochałem cię i nie wyobrażam sobie już życia bez was.

-Ja ciebie również kocham Marek -wyznała z łzami w oczach. — Po śmierci Tomka myślałam, że się nie zakocham i nie będę już tak szczęśliwa. Teraz wiem, że można dwa razy tak samo kochać i być ponownie bardzo, bardzo szczęśliwym.

-A ja zrozumiałem, że można być tak szczęśliwym i naprawdę kochać.

 

Ślub huczny nie była. Rodzina Uli, jej pierwsi teściowie, Agnieszka i parę innych osób. Podobnie było z Markiem. Jego rodzice, bliższa rodzina, Sebastian z dziewczyną i przyjaciele z firmy. Niedługo później Ula ponownie zaszła w ciążę. Zanim dowiedzieli się, że będzie to syn, Marek zaproponował, aby miał na imię Tomek. Synek urodził się dokładnie w czwartą rocznicę tragicznej śmierci pierwszego męża Uli i syna.  Było to i tydzień przed terminem Uli.

-Kochanie tam z nieba, ktoś chyba czuwa nad nami i planuje nasze życie -rzekł do żony.

-Tak. Chyba tak kochanie -odparła, tuląc Tomka.

Dwa lata później ich rodzina powiększyła się jeszcze o syna Piotrusia, a wraz z upływem lat zdjęć w albumie przybywało.


 

Tym razem szczęście małżeńskie Uli trwało znacznie dłużej, bo oboje z Markiem dożyli późnej starości. Doczekali się trójki dzieci, siódemki wnucząt i prawnuka Marka.Imię dostał po pierwszym synku Uli i pradziadku.