poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Wiedźma, księżniczka i dzieci.

Urszula Cieplak siedziała w poczekalni do ortodonty, przeglądała telefon i nawet nie przypuszczała, że zaraz stanie się coś ważnego w jej życiu. Oprócz niej na korytarzu siedziała dwójka dzieci. Dzieci coś szeptały do siebie i w końcu podeszły do niej i usiedli obok. Chłopiec po lewej, a dziewczynka po prawej. 


-Ma pani męża -usłyszała z ust około dziesięcioletniego chłopca.

-Nie -odparła podejrzanie.

-A lubi pani dzieci -zapytała dla odmiany młodsza, bo około pięcioletnia dziewczynka.

-Lubię. Mam siostrę sześcioletnią. Jej mama to znaczy jej i moja zmarła, jak była całkiem mała i ja ją wychowałam.

-Nasza mama też zmarła. Osy ją użądliły -rzekł chłopiec. Jeszcze jak mieszkaliśmy z Dawidem.

-Smutne. I chcecie tacie nową żonę znaleźć?

-Mama nie była żoną taty -wyjaśnił chłopiec.

-A ja nie mam nawet taty -wtrąciła dziewczynka. — Tata Wojtka mnie zabrał i mogłam mówić do niego tata i nie krzyczał -dodała dziewczynka.

 -A ten Dawid to wasz młodszy albo starszy brat?

-Nie. Brat mamy. Ale kazał nam mówić Dawid do siebie. Jeździ tirami i tam mieszka. Mieszkał czasami z nami.   

 -Rozumiem -dodała, choć wszystko zaczęło być skomplikowane.

-A gdzie teraz jest wasz tata?

-Na wyprawie w Birmy.  

-A, z kim tu jesteście?

-Z wujkiem Markiem.

-A gdzie jest teraz wujek.

-U dentysty.  Zajmuje się nami, jak tata wyjeżdża.

-I teraz mieszkacie z wujkiem Markiem?

-Była jeszcze ciocia Paulina, ale poszła sobie -wyjaśnił chłopiec.

-To wiedźma, a pani wygląda jak księżniczka -oznajmiła dziewczynka. — Ona nie pozwoliła powiedzieć do siebie mama, a wuja Marek pozwala mówić tata dla zabawy.

-Kinia raz powiedziała do niej mama przed przedszkolem, to powiedziała, że nigdy nie była i nie będzie jej mamą. Kinia później płakała, a wuja nakrzyczał na ciocię Paulinę. Niedawno znowu się pokłócili i się spakowała i poleciała do Włoch na wakacje.

Kiedy Wojtuś skończył opowiadać, drzwi od gabinetu stomatologa się otworzyły i pojawił się w nich wysoki przystojny mężczyzna. Od razu podszedł do nich.

-A wy, co się tak przesiedliście -zapytał dzieci. — I dzień dobry pani.

-Dzień dobry -odparła i od razu skojarzyła go z banku. Miała okazję odsługiwać go i tą nieznana dotąd Paulinę.

-Wujku chcieliśmy sobie porozmawiać z panią -wyjaśniła dziewczynka.

-A my się przypadkiem nie znamy -zapytał, próbując skojarzyć twarz.

-W banku się widzieliśmy. Był pan z narzeczoną pozmieniać warunki. Zmienił pan limit jej dziennych wydatków.

-A tak. Kiedy wyżaliła się pani, powiedziała pani, że nie wie, jak to jest wydać na dzień pięć tysięcy, bo tyle na stażu się nawet nie zarabia.

-Dokładnie tak.

-Wujku pani nie ma męża i lubi dzieci -oznajmiła dziewczynka.

-Powinienem się domyśleć, że o tym rozmawialiście z panią…?

-Urszula Cieplak

-Marek Dobrzański.  I przepraszam za nich. Koniecznie chcą znaleźć sobie mamę i kuzynowi żonę.

-My chcemy wujku tobie znaleźć nową dziewczynę -wyjaśnił chłopiec.

-Bo ciocia Paulina to wiedźma a pani ładna jest jak księżniczka -powtórzyła Kinga.  

-Ta dziecięca fantazja -rzekł Marek.

- Dokładnie.

Dalej okazji na rozmowę nie mieli, bo pacjent od ortodonty wyszedł i Ula mogła wejść do gabinetu. 

 

Dwa miesiące później Ula i Marek ponownie się spotkali. Marek był w banku i zajęty patrzeniem w ekran telefonu, wpadł na nią.

-Przepraszam i dzień dobry pani -rzekł z uśmiechem.

-Dzień dobry -odparła. —I jak dzieciaki? Znalazły dla pana nową dziewczynę?

-Nie. Dzień prędzej oglądali jakiś film, gdzie dzieci szukali żony dla taty i postanowili, że i oni coś podobnego zrobią. Głównie Kinga chciała, bo Wojtek wiedział, że to tylko film, ale zgodził się, bo nie chciał robić przykrości siostrze.

-Dobrze mieć takiego brata.

-To prawda.  Są ze sobą bardzo zżyte. Nie wie pani, gdzie znajdę tutaj kogoś od udzielenia kredytu pod dotacje unijne.

-Znam. Tak się składa, że ja się akurat tym zajmuję. Tak za pół godziny będę mogła pana przyjąć panie Dobrzycki jak dobrze pamiętam. Pokój dwa.

-Dobrzański. Marek Dobrzański.

Rozmowa była konkretna i przejrzysta dla Marka. Ula cierpliwie wszystko mu wytłumaczyła i ostrzegła o wpisach małym druczkiem przy umowach. 


 

-Jakby były problemy, polecam się na przyszłość. Tu mam wizytówkę z numerem telefonu.

-Na pewno skorzystam, jeśli zajdzie taka potrzeba. Dobrze mieć takiego konsultanta. Widać, że zna się pani na rzeczy -mówił, wpatrując się nieprzerwalnie w nią.

-Miło słyszeć. I robię to, co lubię.

 

Marek po wizycie w banku nie mógł się oprzeć, aby nie sprawdzić jej na portalach społecznościowych. Już na FB znalazł jej profil i wspólnego dobrego znajomego Adriana Brzezińskiego. Poprzeglądał również jej zdjęcia i musiał przyznać, że jest piękną kobietą i że strój w pracy oraz skromny wygląd odbierają jej część urody. Adriana praktycznie spotykał, co tydzień na siłowni i przy pierwszej okazji powiedział mu o Uli a ten Uli o Marku.

-Długo się znacie -pytała.

-Jakieś osiem lat. Miałem osiemnaście, a on i Seba jego przyjaciel ze dwadzieścia cztery, gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy na siłowni. Ja jeszcze szczeniak a oni już dorośli i zaprawieni w siłowni. Dwa różne światy, ale z czasem jakoś się lepiej poznaliśmy. Kiedy swoją otwarłem on i jego przyjaciel przenieśli się do mnie.

-Te dzieciaki, którymi się zajmuje są ma bardzo sprytne. Poznałam je w przychodni i chciały mnie z Markiem zeswatać.

-Tak Marek opowiadał.  Dzieci ma udane, tylko narzeczona nie za przyjemna.

 

W samym życiu prywatnym Marka czekały spore zmian, bo już za niecały miesiąc miał wziąć ślub z narzeczoną. Paulina po namyśle wróciła do Polski po paru dniach i postawiła swoje warunki na przyszłość. Głównym powodem ich kłótni było tymczasowe przyznanie opieki nad małoletnim Wojciechem Dobrzańskim i Kingą Kuczyńską -Dobrzańską. Kuzyn Marka Marcin Dobrzański był zapalonym wędrowcem w nieznane i często wyjeżdżał ze znajomymi na wyprawy w góry i różne inne egzotyczne miejsca. Był też nieślubnym dzieckiem starszego brata Krzysztofa ojca Marka i dlatego nie przez wszystkich w rodzinie był do końca akceptowany. Kiedy poznał Sylwię matkę Wojtka i Kingi i ta zaszła w ciążę wszyscy myśleli, że się ustatkuje, ale trudno było porzucić mu dalekie wyprawy. Płacił tylko alimenty i spotykał się z synem, jak był w Polsce. W międzyczasie urodziła się Kinga i choć nie był jej ojcem, traktował, jak córkę i po czasie dodał  swoje nazwisko do nazwiska jej matki.

-Marek postawmy sprawy jasno -mówiła oficjalnie Paulina. Nie będę robiła ci trudności w przebywaniu ich pod moim dachem…

-Póki, co moim dachem Paula -wtrącił, aby sprecyzować.

-Tutaj ani w ewentualnym przejęciu opieki nad nimi, gdyby Marcinowi poślizgnęła się noga na skale.  

-Miejmy nadzieję, że się tak nigdy nie stanie Paula.

-Chcę być współwłaścicielką domu i nie chcę słyszeć o intercyzie.

-A, co? Chcesz wziąć szybko ślub, rozwieźć się i pół majątku zabrać.

-Żeby tobie nie przyszło do głowy się rozwodzić Marco.

-I ja też mam swoje warunki. Masz je traktować jak dzieci, a nie jak kulę u nogi. Masz być ich mamą jak zajdzie taka potrzeba i jak będzie przedstawienie w przedszkolu u Kingi albo w szkole Wojtka będziesz szła i nie będziesz się wściekała, jak Kinga powie do ciebie mama. Kindze bardzo na tym zależy. I nie chcę słyszeć, że krzyczysz na nie. U dzieci łatwo zaobserwować, jak coś się dzieje. Rozumiesz?

-To kiedy podpisujemy umowę?

-Po ślubie -odparła, a o jej warunkach na razie nie zamierzał myśleć.

 

Zaproszenie Uli na ślub Marka Dobrzańskiego i Pauliny Febo przez Adriana mocno ją zaskoczyło. Byli dobrymi kumplami, bo mieszkał długi czas w Rysiowie, chodzili razem do podstawówki, gimnazjum i liceum a w czasie studiów podwoził ją i Maćka do Warszawy. Z tym że on studiował na AWF a ona i Maciek na SGH. Teraz, choć mieszkał w Warszawie i prowadził siłownie, to dalej się spotykali na różnych imprezach i prywatnie, aby pogadać. 

-Nie mam aktualnie, z kim iść a ty akurat się nadajesz. Świetnie tańczysz, jesteś w ogóle towarzyska, elegancka, ładna. Samemu będzie głupio, a Marka znasz poniekąd.

-Tyle, co z banku i przypadkowego spotkania w przychodni.

-Nie daj się prosić Ulka.

-OK. Pójdę z tobą na ślub i wesele.

 

Zanim jednak doszło do ślub, mieli okazję ponownie się spotkać w banku.

-Wie pan, że mam pójść z Adrianem na pana ślub i wesele.

-Tak biorę w końcu ślub z narzeczoną. Ułatwi nam to sprawy prawne.

-Raczej z narzeczoną panie Dobrzański -zażartowała.

-Trafna uwaga -odparł bez urazy. — I Marek, jeśli można. Przyszedłem w spawie kredytu. Firma jest zainteresowana.

-Ula. Już się zajmujemy umową.

 

Dzień ślubu w końcu nadszedł, a największa sala w Pałacu Ślubów mieszcząca ponad 120 osób się zapełniała. Na razie mieli wziąć ślub cywilny, a z czasem miał odbyć się ślub kościelny w Mediolanie. Tak jak wymarzyła sobie Paulina. Było za kwadrans siedemnasta, gdy dojechał Marek z rodzicami, dziećmi, swoim świadkiem Sebastianem i brakowało tylko Pauliny. Ta miała dojechać z bratem i Julią swoją świadkową. Uroczystość miała się rozpocząć o siedemnastej, ale panny młodej ciągle nie było. Aleks w końcu dodzwonił się do Sebastiana i uprzedził, że się spóźnią jakieś piętnaście minut do półgodziny. Miał być to ostatni ślub i z przytupem to urzędnik się zgodził poczekać. Febo w końcu dojechała a brat poprowadził ją do czekającego na nią przy stole Marka.

-Można wiedzieć, co się stało -pytał Marek Julię, kiedy Paulina i Aleks przygotowywali się jeszcze do wejścia na salę.

-Wyjechaliśmy już, kiedy okazało się, że Paulina zapomniała pierścionka zaręczynowego i się wróciliśmy. Ja i Paula byłyśmy w szpileczkach i żeby było prędzej , Aleks pobiegł, a kiedy wracał, to spadł ze schodów, uderzył się w głowę i na chwilę go zamroczyło. Musiał jeszcze pójść się przebrać. Na koniec trafiliśmy na kolumnę pojazdów uprzywilejowanych. Był niedaleko stąd wypadek. Na szczęście udało się nam uniknąć największego korka powypadkowego.

Paulina w końcu była gotowa, aby wejść przy muzyce na żywo na salę. Urzędnik po krótkiej mowie miał przejść do sedna uroczystości, gdy Aleks przewrócił się na siostrę, a ta zachwiała się, potrąciła wazon z żywymi kwiatami, czego konsekwencją było zalanie papierów ślubnych. Nie to było najgorsze, tylko Aleks, który stracił przytomność.

-Mówiłam, żeby pojechać do szpitala -mówiła Julia do Pauliny. —Ale uparłaś się, że po ślubie pojedzie.

-To teraz masz Paula -odparł Marek.

Karetka przyjechała bardzo szybko i po opowieściach Juli wzięli Aleksa do szpitala.

-I, co teraz Marek -pytała Paulina. — Co ze ślubem?

-Ślubu nie będzie. Ogarnij się. Masz brata ciężko chorego.

Papiery również były zalane i urzędnik absolutnie nie zamierzał kontynuować uroczystości. Tym samym i goście się rozeszli.

 

Event, który miał miejsce tydzień później, ponownie skrzyżował drogi Uli i Marka. Co prawda pomogli im w spotkaniu Adrian, który zabrał ze sobą Ulę i Seba, który zajął się Markiem. Oboje stwierdzili, że skoro nie doszło do ślubu Marka i Pauliny, to jakiś znak, Ula byłaby lepsza dla Marka i że powinien się nią zainteresować. Liczyli na to, chociaż oboje wiedzieli, że Paulina zarezerwowała katedrę w Mediolanie na połowę września, czyli za trzy miesiące.  

Ula od poprzedniego  ich spotkania zmieniła fryzurę i w pierwszej chwili Marek nawet jej nie poznał. W krótkich i ciemnych włosach wyglądała uroczo.


-Jak się trzymacie po tym nieszczęściu na ślubie -zapytała? —W banku dużo mówiono o tym.

-Tak wiem, że gadali. Paulina chciała mieć ślub, o którym będą mówić i poniekąd się jej udało. Tylko zostałem na dłuższy czas bez dyrektora finansowego.

-Jakby, co mnie się możesz poradzić. Skończyłam w końcu ekonomię na SGH.

-Wiem. Adrian mi opowiadał, że skończyłaś dwa kierunki, że w ogóle jesteś uzdolniona ekonomicznie, że robisz pierogi palce lizać i że jesteś rodzinna i inteligentna.

-Folder reklamowy zrobił ze mnie?

-Ale z tego co zauważyłem wszystko jest prawdą. I dzięki za pomoc. Póki, co główny księgowy zastępuje Aleksa.

-Przepraszam, że pytam, ale oprócz ciebie Wojtek i Kinga nie mają rodziny?

-Mają i nie mają. Marcin jest nieślubnym dzieckiem mojego wuja i oprócz mojego ojca mnie i mamy nie ma dobrych kontaktów z resztą rodziny. Sylwii brat jeździ tirami i ciężko byłoby się mu zająć siostrzeńcami. A ich rodzice to jakaś patologia. Jest jeszcze matka Marcina. Mieszka w jakiejś wiosce w Zimbabwe. Pojechała na misje i została. Marcin to po rodzinie matki ma takie skłonności do eskapad. Teraz organizuje wycieczki, jest przewodnikiem i z tego żyje. A ja i rodzice jesteśmy mu sporo winni.  Jak miałem pięć lat, moi rodzice nie byli jeszcze bogaci i któregoś dnia pojechaliśmy razem z nim nad jakąś wodę. On miał już piętnaście lat a ja pięć i chodziłem ciągle za nim. Również do wody. Tylko że nie pomyślałem, że on umie już świetnie pływać i jest tam bardzo głęboko. Dalej było tak, że się topiłem i on wyciągnął mnie na brzeg. Uratował mi życie i jestem mu, sporo winien. Dlatego zajmuję się teraz jego dziećmi. Chociaż tylko Wojtek jego synem a Kingę tylko zaadoptował tak jakby.

-Historia jak na film.

-Tak to prawda.

 

Po wyjściu ze szpitala Aleksa Paulina postanowiła zająć się nim i polecieć do Włoch przynajmniej na dwa tygodnie. Marek tymczasem i dzieci mieli trochę spokoju. Zorganizował im i sobie nawet wyjazd na cały dzień na wieś do Rysiowa. Rodzice Adriana mieli agroturystykę i postanowił pokazać zwłaszcza Kindze koniki, kury, kaczątka, kozy i inne zwierzątka. Przy okazji spotkał się z Ulą, która podesłała im pierogi z jagodami oraz truskawkowe ciasto.

-Świetnie sobie radzisz z dziećmi Marek -mówiła mu, kiedy oboje patrzyli jak Wojtek, Kinga i jej Beatka karmią kucyka. — Jakbyś był ich prawdziwym ojcem.

-Jestem ojcem chrzestnym Wojtka i często się nim zajmowałem.  Kingę od małości też znam. Sam też chciałbym już być ojcem. Tylko Paulina zwleka.

-Ja Beatką zajmowałam się od urodzenia. Nasza mama zmarła przy jej porodzie.

-Smutne tak nie znać całkiem mamy. Wojtek może coś zapamięta, ale Kinga już nie. Dlatego tak zależy jej, aby komuś mówić mama.

Przez chwilę patrzyli na siebie też w milczeniu.

-Wujku pocałujesz panią Ulę -zapiszczała  Kinga.

-Kochanie co to za pomysł. My tylko rozmawiamy z panią Ulą.

-Możemy się przytulić. Ten pan zrobi nam zdjęcia -mówiła, pokazując  paluszkiem ojca Adriana. 


 

 Od tego czasu coraz częściej się spotykali i rozmawiali. Zwłaszcza że Paulina przedłużyła swój pobyt we Włoszech. To zaowocowało tym, że odkrywali coraz więcej wspólnych cech i że sporo ich łączy. Rodzeństwo w końcu wróciło i dla Pauliny zachowanie narzeczonego szybko stało się podejrzliwe. Aby mieć pewność, co się działo, postanowiła wypytać Kingę. Jej brat był już w takim wieku, że potrafił rozpoznać, kiedy warto mówić prawdę, a kiedy nie. Dziewczynka bez większej zachęty powiedziała jej o Uli i wyjeździe na wieś. To zaś ją rozzłościło i w furii zrzuciła rzeczy ze stolika. Wraz z porcelanową skarbonką dziewczynki. Dała też upust złości na Kindze i nakrzyczała na nią, żeby zeszła jej z oczu.  Bałaganu nie posprzątała i Marek od wejścia do salonu wiedziała, że coś się stało. Kiedy w pokoju dzieci zastał siedzącą w kącie dziewczynkę i zapłakaną miał już pewność. Córka opowiedziała też, co się stało. Paulina tymczasem brała relaksującą kąpiel. Jak tylko wyszła, Marek nie zamierzał dłużej milczeć. 


 

-Paula wróciłaś cztery dni temu, a walizka ciągle leży nierozpakowana i w przejściu. Może i dobrze się składa, żeby się wynieść.

-Nie rozumiem?

-Co miało znaczyć to rzucanie rzeczy ze stolika i krzyczenie na Kingę?

-A, kim jest Ula.

-Znajomą moją i Adriana. Ty zresztą też ją znasz. To ta dziewczyna, która powiedziała ci w banku, że nie wie, jak to jest wydać pięć tysięcy w jeden dzień. Była też na naszym ślubie z Adrianem. Może i dobrze, że nie doszedł do skutku i znak, że nie powinniśmy być razem.

-Chyba żartujesz Marco?

-Nie. Dużo myślałem o nas i co się stało w ostatnich dniach. Nasz związek nie ma przyszłości. Tobie tylko bogactwo w głowie i nic innego się nie liczy. Wiem też, że nie byłabyś dobrą matką. Parę tygodni temu Wojtek i Kinga zaczepili nieznaną im jeszcze wtedy Ulę i wypytali czy ma męża i czy lubi dzieci, bo chcieli znaleźć mi nową dziewczynę. Nawet oni zauważyli, jaka jesteś. Mi dłużej to zeszło. I zdania nie zmienię. To koniec naszego związku.

-Mnie się nie zostawia Marek -mówiła z oburzeniem.

-Najlepiej będzie, jak wrócisz do Mediolanu. Tam masz super znajomych, których ciągle zachwalasz. A tu tylko Seba i Adrian i oboje ci nie pasują.

-Jesteś nikim innym niż podłą świnią. Ja tego tak nie zostawię. Jeszcze porozmawiamy sobie.

Febo próbowała wszystko naprawić z pomocą rodziców Marka i że dla dobra Wojtka i Kingi powinni być razem, ale Marek był nieugięty. Marcin ojciec dzieci również zapowiedział, że wraca, więc i ten argument odpadł.

Kiedy związek z Pauliną definitywnie się zakończył postanowił spróbować związku z Ulą. Ta już od Adriana wiedziała, że rozstał się z narzeczoną. Prędzej głupio się czuła, gdy spotykała się z zajętym facetem. Teraz też nie wiedziała, w jakim celu się spotykają i co z tego wyjdzie. Dopiero na trzecim spotkaniu zapytał ją, czy mogliby się umawiać na prawdziwe randki. Ula oczywiście się zgodziła, bo Marek coraz bardziej się jej podobał.

Pół roku wystarczyło im, aby być pewnym swoich uczuć i tego, że są stworzeni dla siebie. Marek szybko się też oświadczył Uli i oboje razem planowali ślub. 


Ten miał odbyć się w Rysiowie, a małe przyjęcie w ogrodzie weselnym przy remizie OSP Rysiów. Jednymi z głównych gości była Kinga i Wojtek. Ci coraz więcej czasu spędzali z ojcem i Kamilą jego nową dziewczyną. Zwłaszcza dla Kingi było to ważne, bo zarówno do Uli jaki i Kamili mogła mówić mama, kiedy tylko chciała. Kiedy jej rodzice wyjeżdżali na wyprawy, dziećmi zajmowali się młodzi Dobrzańscy.

Ci dochowali się i swoich pociech w liczbie trzech. Dwóch chłopców i dziewczynki. Piotruś i Łukasz rodzili się po roku, a ich siostra Ania przyszła na świat trzy lata później.

-Piękna ta nasza bajka Marek -mówiła Ula patrząc na śpiącą roczną córeczkę. Zła wiedźma odeszła, a książę stał się wolny.  

-I księżniczka się pojawiła w moim życiu i żyli długo i szczęśliwie kochanie.

10 komentarzy:

  1. Coś pięknego RanczUla. Skąd u Ciebie takie pomysły? Taka przyjemna mini zapowiada miłą noc. No i Kinga wystąpiła, moja imienniczka, w głównej roli. 🥰
    Pozdrowienia serdecznie Kinia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kinga się pojawiła, bo akurat leciało Ranczo, jak pisałam. Miło, że się podobało i że noc była miła. Pomysł na mini już jakiś czas temu przyszedł do głowy i tylko modernizowałam go.
      Pozdrawiam miło i dziękuje za komentarz.

      Usuń
  2. Dzieci jak to dzieci zawsze wpadną na genialny pomysł. Oczywiście w ich mniemaniu.
    Paulina kolejny raz pokazała jaką jest podłą jędzą. Ona nawet po trupach dążyła do ślubu. Wypadek brata również nie był dla niej przeszkodą.
    Ale w końcu karma wróciła i panna Fe została sama.
    Za to Marek mógł założyć prawdziwą, szczęśliwą rodzinę.
    Dziękuję Ci bardzo za tę mini z nutką humoru.
    Cieplutko pozdrawiam w poniedziałek wieczorem.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczyłam po cichu, że mini będzie dobrze przyjęta. Uli i Markowi los trochę pomógł, a nie tylko dzieciaki, bo ślub prawie się odbył i gdyby Paulina nie zapomniała pierścionka zabrać Aleks, nie wróciłby po niego, nie upadł, a później z tego powodu stracił przytomność.
      Pozdrawiam milutko i dziękuję za komentarz.

      Usuń
  3. super oliwa jest sprawiedliwa dla fabio a i ula przychylniej spojzala na marka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paulinie już była o krok od bycia panią Dobrzańska, a tu papiery się zalały, a brat stracił przytomność i wszystko się posypało.
      Pozdrawiam milutko i dziękuje za komentarz.

      Usuń
  4. Miodzio 🤗🤗🤗🤗🤗💓💓💓💓💓💓💓 Super mini👍👏👏👏 każdemu się dostało podług zasług. Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru 🍀🌺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa zachwytu Miała być lekka i przyjemna w czytaniu.
      Pozdrawiam milutko i dziękuje za komentarz.

      Usuń
  5. Ależ świetna historia. Widzę RanczUla, że Twoja wyobraźnia ma się świetnie, a i wena niczego sobie. Gratuluję. :)
    Dzieci są przesłodkie, a ich potrzeba posiadania prawdziwej rodziny bardzo silna. Wychodzą ze skóry, żeby zarówno ich biologiczny ojciec, jak i wujek Marek znaleźli sobie partnerki, które w równym stopniu zaakceptowały by te dwie pół sierotki. To bardzo rozczulające, ale też pokazujące, jak wiele determinacji jest w tych maluchach. Potrafią odróżnić dobro od zła. Na Paulinie od razu się poznały i wiedziały, że to zła, bezduszna kobieta. Za to w Uli odkryły prawdziwego anioła pełnego dobroci i łagodności. Ta historia nie mogła skończyć się inaczej jak tylko tym, że zła wiedźma Paulina odeszła w niebyt, a Ula stała się życiową partnerką Marka. Koniec końców, każdy z bohaterów tej historii szukał szczęścia dla siebie i je znalazł. Dzieci mają już upragnioną rodzinę, a państwu Dobrzańskim juniorom także los szczęścia nie poskąpił w postaci trzech pociech. Miód na moje serce.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;)
      Tak dla ścisłości tylko chłopiec był biologicznym synem Marcina a Kinga już nie. Miał tylko dobry charakter i traktował jak córkę. Zresztą w pierwszej wersji Marek miał być ojcem Marcina z czasów, kiedy nie był jeszcze z Pauliną i Febo miała być złą macochą. Później wersja była taka, że Wojtek jest synem Marcina, a Kinga córką Marka i Paulina ponownie staje się złą macochą. Taka wersja mogła popsuć też relacje Marka z kuzynem, więc odrzuciłam. W końcu Paula została tylko wiedźmą. Poza tym chyba bym nie umiała aż tak opisać macochę.
      Co do dzieciaków i odróżnienie kto dobry, a kto nie to Marek dokładnie tak powiedział Paulinie. Koniec nie mógł być inny. Mogłam uśmiercić Marcina, tak jak prorokowała Paulina i dzieci mogły trafić pod opiekę wujka Marka, ale wystarczyło, że mama im zmarła.
      Pozdrawiam milutko i dziękuję za komentarz

      Usuń