sobota, 19 września 2015
Plan Pauliny 5
wtorek, 8 września 2015
Plan Pauliny 3 i 4
Część3
- Ula przysięgam ci, że nie wiedziałem nic o twoim przyjeździe- próbował tłumaczyć się Marek w czasie, gdy ta próbowała dodzwonić się do Pauliny. Gdybym wiedział nigdy nie zgodziłbym się na ten wyjazd. Wiem jak na ciebie działam.
-Wiem i nie do ciebie mam pretensje. Nie odbiera.
Chwilę później dostała sms.
- Paulina. A to cwaniara. Specjalnie nie odebrała i wysłała
gotowca.
-Ula. To nie wina Marka. To był mój
pomysł na przywiezienia Was tu razem. Musicie w końcu pobyć sami z dala od
Warszawy, problemów, życzliwych znajomych. Będziemy w niedzielę i nie gniewaj
się. PA.
Niemalże w tym samym momencie telefon Marka również oznajmił
nadejście wiadomości od Lwa.
Marek nie gniewaj się, ale to był pomysł Pauliny, a ja
nie potrafię jej odmówić. Na wypadek gdyby działo się coś niepokojącego z ciążą
Uli, zostawiam samochód w garażu. Zapasowe kluczyki znajdziesz w szufladzie w
stoliku nocnym, a papiery są w schowku w samochodzie. I nie mów Uli, że jest samochód.
Zmusi cię do powrotu i powodzenia z Ulą.
-A, co pisze Lew- spytała.
-To samo, co Paulina. Mam się nie gniewać i życzy miłego
wypoczynku.
- Nieźle nas urządzili. Marek muszę zjeść pomidora –powiedziała
i poszła w stronę części kuchennej. Szybko przejrzała szafki lodówkę, spiżarkę
i nic. – Nie ma- stwierdziła z żałością.
Marek we wsi był sklepik. Idź i kup mi.
-Ula, ale to jest ponad kilometr i w dodatku przez
las-odparł z małym cynizmem.
-Marek chcę pomidora- powtórzyła ostro. Od dwóch miesięcy nie jadłam pomidorów, bo nie
miałam na nie ochoty, ale teraz mam taką zachciankę ciążową. Rozumiesz!
- To może zjesz ogórka kiszonego są w spiżarni- zaproponował
rozradowany swoim pomysłem. To też warzywo i podobno pomaga na zachcianki, ale
po minie Uli wywnioskował, że raczej nie zje. -Dobrze Ula tylko nie denerwuj
się. Gdy jechaliśmy tu mijaliśmy jakiś
dom i szklarnie może będą mieć pomidory. To nie jest tak daleko. Pójdę i
spytam. A ty załóż coś na siebie, połóż się i odpocznij. Dwie godziny jazdy
może zmęczyć.
I poszedł a szczęście
dopisało mu, bo dostał całe dwa kilo pomidorów. Sąsiadka miła kobieta zapewniła
też, że jeśli narzeczona będzie mieć inne zachcianki, a tego nie będą mieć to
może zawsze wpaść i spytać. Gdy wrócił
pierwszą rzeczą, jaka wpadła mu w oczy był wałek na stole. Ula natomiast
przebrana i ubrana we fartuszek stała tyłem do niego mruczała coś pod nosem i
robiła coś przy blacie.
- Ula proszę twoje pomidory. A można wiedzieć, co robisz-
spytał
-Pierogi i dzięki za pomidory. Później może zjem jak
przyjdzie mi ochota. Zawsze, gdy jestem zła lepię pierogi. Będą ruskie i na
słodko. A ty zajmiesz się wałkowaniem. Ciasto ma być takie cienkie Marek . O
takie- powiedziała i przed oczami zobaczył jej dwa palce pokazujące mu odległość
około milimetra. -Ja nie powinnam przemęczać się i zajmę się zrobieniem farszu
i lepieniem. Wskakuj, więc we fartuszek i bierz się za wałek. Na stole będzie
ci najwygodniej, bo stolnicy nie znalazłam.
Marek z niepokojem spojrzał na kulę ciasta, którą Ula
właśnie rzuciła na stół. Wielkością przypominała coś pomiędzy piłką do
siatkówki a piłką do piłki nożnej.
- Ula a nie będzie tego za dużo- spytał nieśmiało i chwile
później pożałował, bo Ula spojrzała na niego złowrogo.
-Nie Marek- odpowiedziała otrzepując ręce z mąki. Wiem ile
mi trzeba ulepić pierogów na uspokojenie nerwów. A tą szklaneczką będziesz
krążki wycinał.
Sto dwadzieścia jeden,
sto dwadzieścia dwa,….
-A jutro, jeśli
będę mieć drożdże to może zrobię kluski parowane. Też mnie to uspokaja-
zakomunikowała mu jakiś czas później.
Jurto jest piętnasty
sierpnia i sklepy są zamknięte- pomyślał z mała ulgą. Sto dwadzieścia trzy…
Pracowali w zgodzie do samego wieczora. Widać było, że Ula
tę dziedzinę ma opanowaną do perfekcji. Jedne pierogi wykładała z wrzątku i
wrzucała następne, studziła i pakowała do woreczków a na koniec wkładała do
zamrażalnika.
- Paulina i Lew będą mieć zapas pierogów na długie tygodnie-
powiedziała z zadowoleniem, kiedy zamykała drzwiczki zamrażalnika. Dla nas też
zostawiłam trochę. A teraz możemy zabrać się za kolację. Ja zjem te pomidory
wyglądają tak ładnie. A ty Marek, na co masz ochotę? Może pierogi?
-Wystarczy chleb i pomidor. Zobacz Ula nawet nie zdążyliśmy
rozpakować się. Wstaw wodę na herbatę, a ja zaniosę ci na górę bagaże. Wybrałaś
którąś sypialnie- spytał?
- Tak. Tę małą jest taka przytulna. Pierwsze drzwi po lewej
stronie. Tobie zostawię tę dużą. A tą czerwoną torbę zostaw. Tam są słoiki ze śledziami
i mój prowiant.
-Chcę iść na spacer, ale sama boje się- odpowiedziała.
- Teraz? Ula szóstej jeszcze nie ma. Bądź człowiekiem i daj trochę pospać.
- Później będzie upał a teraz jest chłodno i tak piękne. Słońce wschodzi, las szumi.
-Ula jeszcze godzinę- poprosił
- Chcę iść teraz- odpowiedziała. Albo idę z tobą albo pójdę sama- dodała dobitnie. Wybieraj.
-Dobrze Ula tylko się nie denerwuj. I muszę najpierw napić się kawy- odpowiedział. Energicznie odkrył kołdrę i ukazał się jej nagi, jakim Pan Bóg go stworzył.
- Ekspres już nastawiłam – odpowiedziała z speszeniem i uciekła.
- Ula przecież widziałaś mnie już nago - zawołał za nią z zadowoleniem. Nie ma, jak to efektownie rozpoczęty dzień.
Spacer o poranku okazał się bardzo udany. Poszli wedle życzenia Uli w stronę stawu i małego lasku. Okazało się też, że nie byli na taki odludziu jak zapewniał ich Lew. Przy stawie stały samochody a amatorzy wędkarstwa już od świtu moczyli swoje kije. Za zagajnikiem natomiast stały dwa domy a z daleka widzieli jakąś biegającą parę. Były też sarny na polanie niezainteresowane tym, że znajdują się w pobliżu ludzie.
- Pięknie tu prawda Marek. Paulina miała rację mówiąc, że zakocham się w tym miejscu- powiedziała i westchnęła z zachwytu.
Oby miała rację pomyślał Dobrzański i dodał- To prawda Ula bardzo tu ładnie.
Miło mieć obok siebie kobietę, którą się kocha. Iść obok niej, rozmawiać z nią, słuchać jej głosu i śmiechu. Złość jej chyba już minęła- myślał Marek. I mamy jeszcze cztery dni dla siebie kochanie. Całe cztery na to, aby cię pozyskać i wyjednać przebaczenie. Po dzisiejszym ranku będzie mi łatwiej i nie pozwolę ci tak łatwo o tym zapomnieć.
Miło mieć takiego przyjaciela jak Marek- myślała tymczasem Ula. Bo nim jest. Opiekuje się mną, słucha, spełnia zachcianki. Nie będzie tak źle i dam radę wytrzymać te cztery dni z nim sam na sam. Jest tu tak ładnie, że szkoda by było wyjeżdżać prędzej. Żebym tylko jeszcze mogła wyrzucić z pamięci to, co stało się dwie godziny temu. Przyjaciółki, przecież w ten sposób nie myślą o swoich przyjaciołach.
Po powrocie do domu Lwa, Ula odkryła na podwórku miejsce na grillowanie i mały rozkładany basen. Zajrzała też przez okno do altany. Były tam krzesła, leżaki, stół i rowery.
- Zrobimy wieczorem grilla – spytała, chociaż Marek do końca nie był pewien, czy to było pytanie, czy może stwierdzenie. Mam ochotę na kiełbaski z sosem czosnkowym. Zadzwonię do Pauliny i spytam o klucze do tej altany.
-A ty w ciąży możesz jeść grilla- zapytał. Sos czosnkowy jest ostry i może dziecku zaszkodzić.
-Marek- zaczęła tłumaczyła mu. Jakbym patrzyła na to, co mogę jeść a co nie mogę to okazałoby się, że nie mogę jeść połowy rzeczy. Chcę grilla- dodała głosem nieprzyjmującym sprzeciwu.
-Dobrze Ula tylko się nie denerwuj- odpowiedział jej. Rozpalę ci tego grilla. Teraz chodźmy, jednak na śniadanie, ósma dochodzi.
- Cześć kruszynko to ja twój tatuś. Bardzo cię kocham i twoją mamę też-wyznał w myślach. -Ula pozwolisz mi czasami patrzeć jak rośnie i
dotykać go- spytał. Chciałbym poczuć jego albo jej ruchy, gdy będzie już na to
pora. Proszę Ula nie odmawiaj mi.
Nie mogła mu odmówić. To było takie słodkie i intymne.
W południe, gdy słońce zaczęło mocniej grzać wrócili do
domu. Wspólnie przyrządzili obiad,
posprzątali i za namową Marka, Ula poszła zdrzemnąć się. On tymczasem zajął się przygotowaniem grilla.
Zamarynował udka i karkówkę oraz zrobił sos czosnkowy. Cieszył się na ten wieczór,
choć mieli spędzić go nie we dwoję jak planowali prędzej, ale we czwórkę. Sąsiedzi
słysząc muzykę wpadli myśląc, że to Lew z Pauliną przyjechali na weekend. Chcieli właśnie zaprosić ich do siebie na
wieczór, bo też planowali grilla, a grill we dwoje traci swój czar jak
powiedziała im nowa znajoma Kamila. Ula, więc zaprosiła ich tu zapewniając, że
to nie będzie żaden kłopot.
Czas przy grillu szybko mijał. Ula od razu polubiła Kamilę,
a Marek jej męża Adama. Byli niemal równolatkami i mieli wspólne tematy.
Odeszli dopiero późnym wieczorem po mile spędzonych chwilach. Ula też była
zadowolona i nic nie wskazywało na to, że jutrzejszy dzień źle się rozpocznie.
Ula leżała właśnie na kanapie w salonie, a Marek z niepokojem patrzył na nią. Była blada z podkrążonymi oczami i smutna. Podszedł i dotknął jej czoła. Było lekko rozpalone.
-Może do lekarza powinnaś jechać-spytał. Ten wczorajszy grill mógł ci zaszkodzić.
-Czym- spytała. Na rowerze? I to na pewno nie grill mi zaszkodził. Kobietom w ciąży tak się zdarza. Tu są zdrowe, a nagle pstryk i czują się gorzej.
- Ula nie rowerem, ale samochodem. Lew zostawił auto na wszelki wypadek. Tylko się nie denerwuj Ula- szybko dodał widząc jej minę. Napisał mi w smsie, że w razie potrzeby mogę z niego skorzystać.
- Wiesz jak to się nazywa. To jest, to jest- zaczęła mówić szukając odpowiednich słów.
-Świństwo-wyręczył ją pytaniem?
-Świństwo to by było gdyby wdepnęła w coś i przykleiło mi się do buta, a to jest podstępna, perfidna podłość- wyrzuciła z siebie. Teraz powinnam iść spakować się i kazać odwieźć do Warszawy. Nie zrobię tego tylko, dlatego że jestem za bardzo zmęczona i nie chcę zabrudzić mu samochodu. Więc bierz tę listę zakupów, jedź do sklepu i nie denerwuj mnie.
- Chleb, sok pomidorowy, ser pleśniowy, truskawki- zaczął czytać. Ula truskawek mogą nie mieć. To tylko zwykły wiejski sklepik – stwierdził niewinnie.
-To jedź do miasta. I nie mów, że daleko, bo jest samochód. Ja i moje dziecko chcemy zjeść truskawki, a ty mi te dziecko zrobiłeś, więc teraz zaopiekuj się nami jak należy- odpowiedziała znacznie głośniej i z wściekłością.
-Dobrze Ula pojadę do miasta. Tylko się nie denerwuj- uspakajał. I nie wstawaj z kanapy. Nie chcę, aby coś ci się stało pod moją nieobecność.
Miał szczęście, bo tuż za rogatkami zauważył znak Biedronka w lewo dwieście metrów. Uwinął się z zakupami i podróżą w niecałą godzinę. Po powrocie Uli, jednak w salonie nie zastał. Zawołał ją, ale odpowiedziała mu cisza. Zaniepokoił się zostawił torby na dolę i dognał na górę. Znalazł ją w sypialni. Spała spokojnym snem z uśmiechem na ustach. Cicho zaciągnął rolety przykrył lekkim pledem i wyszedł. A później zaglądał do niej wiele razy, chwilę posiedział, odgarnął spoconą grzywkę, przymknął okno, gdy nadeszła burza i cieszył się, że ma Ulę blisko siebie. Może i masz humory i zachcianki, ale nie szkodzi – myślał. I tak cię kocham. W końcu poszedł ugotować obiad.
Ula obudziła się tuż przed piętnastą i sama zdziwiła się, że spała cztery godziny, ale teraz czuła się wyspana, głodna i szczęśliwa. Po rannym zły nastroju, mdłościach i braku apetytu nie było śladu. Z kuchni dolatywały nęcące zapachy. Cokolwiek Marek gotuje, to właśnie na to mam ochotę- pomyślała z zadowoleniem i pobiegła na dół. Gdy wtargnęła do kuchni Marek akurat próbował miękkość makaronu, a sos bulgotał na patelce.
- Cześć Marek- powiedziała na przywitanie. Już nic mi nie jest i jestem strasznie głodna. Pachnie znakomicie i mam nadzieję, że równie smacznie smakuje. Kupiłeś mi te truskawki- stwierdziła, gdy spojrzała na stół. Dziękuje Marek -powiedziała i pocałowała zaskoczonego Dobrzańskiego w policzek.
- Proszę. A wieczorem zabieram cię na spacer-powiedział. Po tym deszczu jest chłodniej.
- Z przyjemnością pójdę. Najpierw jednak obiad. Mogę spróbować- spytała i nie czekając na zgodę spróbowała sosu.-Jest pyszny i niczego mu nie brakuje. Życie jest jednak piękne- dodała na koniec.
- To możesz szykować talerze Ula. Obiad gotowy.
Zjadła całe dwie porcje. Marka zdziwiło tylko to, że spaghetti przegryzała ogórkami kiszonymi.
- I, co mam zadzwonić po straż pożarną- spytał z ironią.
-Nie Marek- odpowiedziała mu wyraźnie zirytowana jego złośliwością. Masz ty tam wejść i go ściągnąć. Nie mów mi tylko, że masz lęk wysokości, bo nie masz.
-Dobrze Ula już wchodzę. Tylko się nie denerwuj- odpowiedział.
Wdrapał się, więc na jedną gałąź później na drugą i jeszcze wyżej i już miał prawie kotka w rękach, ale ten zwinnie wywinął się i zeskoczył niżej, a później jak to kot spadł na ziemię na cztery łapy i uciekł. Ula jeszcze zawołał a za nim, ale chwilę później za plecami usłyszała trzask łamanej gałęzi a, gdy odwróciła się Marek leżał na ziemi.
-Marek- zaniepokoiła się i w jednej chwili klęczała już przy Dobrzańskim. Nic ci nie jest. Pomogę ci wstać. To moja wina Marek nie powinnam ci kazać tam wchodzić. Przepraszam- mówiła prawie z łzami.
- Spokojnie Ula. Jestem w całym kawałku- odpowiedział wstając. I nie dźwigaj mnie. Możesz dziecku zaszkodzić.
-W domu zrobię ci kompres z sody albo octu- zaproponowała. Pewnie będziesz mieć paskudne siniaki. Okład z lodu też pomaga. Mam młodsze rodzeństwo, więc znam się na stłuczeniach i siniakach.
-A, kto mi to położy w bolące miejsca- spytał przewrotnie. Ty?
- Sam- odpowiedziała. Tam chyba dosięgniesz skoro sam sobie wiesz, co robisz.
- Ula ja mówię o plecach, ale podoba mi się twój tok myślenia- odpowiedział z rozbawieniem.
Markowi bardzo spodobała się ta troskliwość Uli. Przez cały wieczór opiekowała się nim troskliwie i z czułością. Po powrocie od razu kazała wyskoczyć mu z koszulki i po fachowych oględzinach przyłożyła najpierw okład z lodu, a później zrobiła kompres.
-Nie jest tak źle Marek- stwierdziła jakiś czas później. Tylko niewielki krwiak na lewym barku. Do wesela się zagoi jak to mówią.
Część 4