Ula w sobotę obudziła się w doskonałym humorze i równie
dobrze spała. Od rana wzięła się za przygotowywania do urodzinowego przyjęcia. Beatka
towarzyszyła jej w kuchni i przy okazji zadawała mnóstwo pytań. Miała taki zwyczaj,
że jak Ula wracała do domu na weekend to zasypywała ją pytaniami z całego
tygodnia, bo twierdziła, że nikt tak dobrze jak Ulcia nie umie na nie odpowiadać. Dzisiaj jednak głównie pytała o tego
nieznajomego pana. Rzadko mieli okazję gościć całkiem obcą osobę i było to dla
niej urozmaiceniem. Ojciec był równie
ciekaw jak jej siostra i już wczoraj wieczorem zasypał ją pytaniami typu skąd,
jak, kiedy i kim jest dla niej. Ula
cierpliwie odpowiadała ojcu na wszystko i cieszyła się, że miał tyle taktu, aby
nie wypytywać o to wszystko samego Marka. Dzisiaj, mieszając masę na ciasto, po
raz trzeci odpowiadał na te pytania. Tym razem sama sobie.
Kim tak
naprawdę jest dla mnie Marek? Znajomym?
Znajomego trzeba trochę znać, aby stał się znajomym, a ja go znam raptem pięć
dni. Jest szefem Karoliny i jej
znajomym. Ale znajomi naszych znajomych są naszymi znajomymi, więc jest tak
jakby był moim znajomym. Tylko, do czego nas, to znaczy mnie ta znajomość zaprowadzi.
Obiecałam sobie, że prywatne sprawy między mną a Markiem skończą się razem z
kupnem aparatu, a umówiłam się na kolejne spotkanie. Jedno jest pewne, że
zrobił na mnie wrażenie, podoba mi się i gdzieś tam w głębi ducha cieszę się,
że z nim idę. Kurde blaszka nie powiedział tylko, gdzie mamy
się spotkać i o której-pomyślała rozsądnie próbując czekoladową masę. Przedstawienie zaczyna się o osiemnastej i
nie możemy być tam na ostatni dzwonek. Zadzwonię
do niego we środę albo czwartek i spytam. Prędzej nie, żeby nie pomyślał sobie, że mu się narzucam.
W czasie, kiedy Ula krzątała się po kuchni Marek smacznie
spał w swoim domu w ramionach Dominiki. Tuż przed dziewiątą kobieta rozbudzała
go w dobrze znany mu sposób. Delikatnie kąsała jego ucho, szeptała czułe słówka
i w nęcący sposób gładziła jego tors. Marek budził się po woli, lekko mrucząc, ale
tak naprawdę ochoty wstawać nie miał. A
tym bardziej nie miał ochoty na kolejne miłosne uniesienia, a przynajmniej na
razie tak było. Był zmęczony nocną
zabawa w klubie i upojną nocą z nią i najchętniej dalej by spał. Ucieszył się, więc gdy kochanka oznajmiła mu,
że za godzinę ma nagranie do programu Modelki i musi już iść. Bez żalu zrobił
jej kawę, zamówił taksówkę, podziękował za dzisiejszą noc, a za kolejną ku rozczarowaniu
kobiety dyplomatycznie, podziękował. Wychodziła od niego niepocieszona, bo nie
przypuszczała, że kolejny wieczór Marek woli spędzić z Sebastianem na oglądaniu
meczu niż z nią. W ramach przeprosin pożegnał ją namiętnym pocałunkiem i
obietnicą, że wkrótce znowu się spotkają i że będzie tęsknić. Odprowadził
jeszcze dziewczynę do drzwi, wrócił do ciepłego ciągle łóżka i wkrótce ponownie
zasnął. Nie przypuszczał nawet, że z Dominiką kochał się po raz ostatni. Ponownie
obudził się przed trzynastą, wziął prysznic, poszedł do sklepu po zakupy i
ogarnął salon. Wieczorem na oglądanie meczu i na relację nocy z Dominiką
zawitał Sebastian.
-Opowiadaj Marek –zachęcał Olszański rozsiadając się na
kanapie. Udana nocka?
-Udana- odparł od niechcenia. Zrobiliśmy, co mieliśmy
zrobić, a rano przed dziewiątą wyszła. Miał jakieś swoje służbowe sprawy
–dodał, aby uprzedzić pytanie Sebastiana tylko tyle?
-To słabiutko- skomentował zawiedziony. Myślałem, że
skoro jutro wraca do Mediolanu to z łóżka do południa nie będziecie wychodzić.
Ale nie martw się- pocieszał widząc niezadowoloną minę przyjaciela. Kiedyś tam
znowu się spotkacie i wszystko nadrobicie- dodał i poklepał przyjaźnie po
ramieniu.
- Sęk w tym Seba, że nie czuję się szczególnie
rozczarowany -odparł zdziwiony swoimi słowami. Rano jak obudziłem się i powiedziała
mi, że musi iść to nawet ucieszyłem się. Chyba się starzeje - dodał z
rezygnacją. Kiedyś mogłem balować całą noc i rano być rześki i chętny. A teraz
jedna noc jeden numerek i jestem znudzony i zmęczony. Podobnie było dwa tygodnie temu z Roksaną.
- Marek ja się na tym nie znam, ale może to chwilowe-
próbował coś zaradzić Olszański. Może jesienna depresja cię dopadła.
- Sam nie wiem. Wieczorem i w nocy wszystko było OK a
rano, gdy budziła mnie to po raz pierwszy nie zrobiło to na mnie żadnego
wrażenia. Myślałem, że to ze zmęczenia, ale później jak obudziłem się, to
miałem to samo. Jakoś nie było mi przykro, że jej nie ma.
-Może po prostu znudziła ci się i potrzebujesz naprawdę
jakiejś odmiany- odparł uspokajająco. Może ta Ula albo Kamila coś pomogą.
-Nie wiem Seba. Ale nie mówmy dłużej o mnie. Chodź musimy
zrobić sobie coś do jedzenia. Przed nami długi wieczór. To ile obstawiasz. Ja
stawiam na 1:3 dla Niemców.
Od paru lat poranny jogging dla Marka i Sebastiana był
ich zwyczajem i biegali niemalże codziennie i niezależnie od tego czy był to
dzień pracy, czy weekend. Mieli wtedy czas na spokojną rozmowę i popatrzenia
sobie na biegające dziewczyny.
- A ty, co jesteś taki niewyraźny-zagadnął go Sebastian w
poniedziałkowy ranek. Głowa ciągle boli.
-To też, ale głównie, dlatego że Paulina rano dzwoniła.
-A, o co tym razem ma pretensje. Telefonu nie odebrałeś,
czy widziała twoje zdjęcie z kolejną panienką.
- Gorzej Seba. Powiedział, że na ślub chce zarezerwować
katedrę w Mediolanie i mam zadecydować czy wolę listopad, czy grudzień.
- Nieźle- zaśmiał się. Ustawiła ci zaręczyny, a teraz
chce ustawić ślub. Jak to na listopad
albo grudzień-zreflektował się chwilę później? Mamy przecież październik.
-Na przyszły rok- odparł.
- Aaa-odetchnął z ulgą. Już myślałem, że zostały ci dwa
miesiące życia kawalerskiego.
-Ona przecież nie byłaby w stanie zorganizować ślubu w
miesiąc czy dwa- odparł ironicznie.
-Co prawda to prawda. Ale musisz coś z tym Mediolanem zrobić-
ostrzegał. Póki nie jest za późno. Zrobi
ci taką samą szopkę ze ślubu jak z zaręczyn.
-Wiem, że muszę i jeszcze dzisiaj się tym zajmę-zapewnił.
- I trzymaj się tego, bo jak teraz ustąpisz to nawet nie
zauważysz a, kiedy owinie cię wokół małego paluszka. Klaudia byłaby dla ciebie
lepsza- dodał po chwili. Ten upuszczony pierścionek na zaręczynach to może
znak, że nie jest wam pisane.
- Seba- powiedział
z irytacją. Powtarzasz się i znam to na pamięć. Powiedz lepiej jak tam twoje
nowe mieszkanko. Znalazłeś już coś-zapytał chcąc zmienić temat.
-Mam jedne upatrzone, ale nie wiem czy stać mnie na nie-
zaczął. Chyba będę musiał pomyśleć o kredycie.
Sebastian od dawna próbował przekonać Marka, żeby rzucił
Paulinę i związał się z inną. Nie lubił jej i niechęć ta była obustronna. Olszański
uważał, że osacza go, rządzi nim i manipuluje. Ona natomiast obwiniała Sebastiana o to, że sprowadza
Marka na złą drogę i miesza między nimi. W miłość, co prawda też nie wierzył,
ale uważał, że jeśli chce się być razem to trzeba, chociaż czuć do siebie
sympatię. Między narzeczonymi natomiast nic takiego nie było. Marek nie kochał
jej i działała mu na nerwy a jego tłumaczenia, że rodzice, przyzwyczajenie i
wybaczanie zdrad były dla niego niedorzeczne. Paulina natomiast była z nim z
czysto egoistycznych pobudek, aby dopiąć swego i wyjść za niego za mąż. Najbardziej
bała się właśnie, że któregoś dnia odejdzie i ośmieszy ją przed znajomymi. Dlatego
wraz z jego rodzicami wymogła w końcu na nim oficjalne oświadczyny i zaręczyny.
Od tego czasu minęły już dwa miesiące, ale Sebastian ciągle
wspominał je z rozbawieniem. Marek będąc na antresoli i w chwil, kiedy miał już
wsunąć pierścionek na palec Pauliny, to upuścił go tak niefortunnie, że spadł na
dół i ktoś niechcąco przydepnął go i zniekształcił. Jedna z kobiet stojących obok niego stwierdziła,
że takie upuszczenie pierścionka to zły znak i zapowiada rozstanie. I choć wiedział,
że dla żadnej kobiety nie byłoby to miłe, ani wymarzone zajście to czuł małą
satysfakcję. Tak długo oczekiwany i planowany przez Paulinę dzień okazał się
nie do końca udany. Przez resztę wieczoru, chodziła wściekła i obrażona. Nie
pom0gło nawet podarowanie przez Dobrzańską jej własnego pierścionka. Tylko
Marka było mu szkoda, bo przez kolejne dni miał z nią piekło.
Najchętniej u boku
przyjaciela widziałby modelkę Klaudię. Była całkowitym przeciwieństwem Pauliny
i taka jak oni. Wesoła, spontaniczna, przystępna, lubiła chodzić do klubu a
przede wszystkim była zainteresowana byciem z Markiem. Dobrzański, choć lubił
ją była dla niego tylko kumpelą i
kochanką. Zainteresowany nią w sensie partnerki życiowej nie był, bo charakter miała
tak samo wybuchowy i mściwy jak narzeczona. Wolał już być z Pauliną, którą
wiedział jak ma udobruchać niż z nieprzewidywalną Klaudią, której reakcji na
jego wyskoki i przyzwyczajenia nie mógł przewidzieć. Poza tym nie chciał wiązać się z kobietą,
która na każde jego zawołanie wchodzi mu do łóżka, robi to bez skrupułów i
zgadza się być tą drugą.
Do pracy Marek przyszedł spóźniony. Przywitał się tylko z
Karoliną i wrócił do rozmowy telefonicznej.
Dziewczyna od razu zauważyła jego podkrążone oczy i grymas na twarzy. Tuż przed jego zniknięciem za drzwiami
usłyszała, że rozmawia z Pauliną i grozi jej, że ma wybierać albo on albo
Mediolan. Chwile później, kiedy zza drzwi nie dochodził już podniesiony głos
szefa weszła do gabinetu. Marek siedział za biurkiem wsparty na rękach z dobrze
znaną jej miną.
-Co się stało- zagadnęła? Słyszałam, że kłóciłeś się z
Pauliną. Chce zamieszkać na stałe we Włoszech?
- Nie. Jej
koleżanka bierze ślub w katedrze w Mediolanie i wymyśliła sobie, że my również pobierzemy
się w Mediolanie.
-To ma być jej ślub i chce żeby był jak najpiękniejszy-próbowała
tłumaczyć Paulinę, rozpuszczając tabletkę przeciwbólową.
- Tylko, że ona ma tam pięciu krewnych i trochę znajomych,
a w Polsce jest moja rodzina, rodzina jej mamy i nasi znajomi-mówił z irytacją.
Do niej jednak to nie dociera, że to są dodatkowe koszty i niektórych nie będzie
stać na wyjazd do Włoch.
-Może nie będzie tak źle- próbowała pocieszać. Może
ograniczy listę gości.
- Nie żartuj. Jeśli na zaręczynach było dwieście osób to
ona na ślub jest zdolna zaprosić dwa razy tyle. Chce zrobić takie samo
przedstawienie ze ślubu, jak z zaręczyn- zacytował słowa Sebastiana. Oby było jak najwięcej osób i jak najwięcej
szumu a to, że to ma być przede wszystkim nasz dzień nie ma dla niej znaczenia.
Nasprasza dawnych znajomych z
dzieciństwa tylko po to, aby zapchać kościół i nie było pustych ławek. A połowę
z zaproszonych gości znowu nie będę znał tak jak na zaręczynach-dodał z
rezygnacją. A to, co-spytał, gdy Karolina
podała mu szklankę z wodą.
- Tabletka przeciwbólowa. Widzę jak wyglądasz i wiem jak
szczęśliwi chodzą mężczyźni od sobotniego wygranego meczu-odparła żartobliwie. - A tym,
że nie znałeś połowy zaproszonych gości na zaręczynach to się nie martw. Ciebie
też nie znali. Jeden facet myślał, że ty to Aleks, bo to on przy Paulinie
częściej bywał niż ty- powiedziała na pocieszenie.
- Czy ja ci już mówiłem, że jesteś aniołem-zapytał z
uśmiechem. Znasz mnie na wylot, umiesz pocieszyć i rozśmieszyć. Szkoda, że nie
jesteś mną zainteresowana. Byłabyś wspaniałą żonę.
-To może jednak warto spróbować z Klaudią- zagadnęła z niewinną
miną.
-Karola ty też- spytał z udawaną złością.
W wielu kwestiach Karolina z Sebastianem nie zgadzali
się, ale co do tego, że Paulina nie nadaje się na żonę dla Marka zgadzali się w
stu procentach. Tylko, że Olszański był za tym, aby Marek związał się z Klaudią,
a ona natomiast nie zamierzała narzucać mu nikogo. Uważała, że Marek pogubił
się i sam powinien uporządkować swoje życie i sam znaleźć tą jedyną.
Popołudniem tuż przed końcem pracy Marek zadzwonił do Uli
z propozycją spotkania. Dzisiaj, co prawda marzyło mu się tylko łóżko, ale na
jutrzejsze popołudnie planów nie miał i z chęcią spędziłby je z Ulą. Telefon odebrała
po drugim dzwonku. Po przywitaniu i bez zbędnej zwłoki przeszedł do sedna
sprawy.
-Pomyślałem sobie, że do piątku daleko i może dałabyś się
zaprosić któregoś dnia na kawę po pracy.
Może jutro-dodał, gdy zapadła cisza.
Odpowiedzi jednak ciągle nie usłyszał. Zamiast tego do
jego uszu doszło jakby westchnienie czy mruknięcie.
Za szybko Marek, za szybko-upomniał się
w myślach. Trzeba było najpierw
porozmawiać, spytać jak tam po urodzinach a nie tak od razu wypalać z kawą.
-Ula jesteś tam-spytał, gdy cisza przedłużała się.
- Tak, tak jestem
tylko podpisywałam jeden dokument koleżance- odparła pośpiesznie. Zaskoczył ją
tym zaproszeniem i sama nie wiedziała czy ma się zgodzić i ciągnąć tą
znajomość, czy odmówić. Jedno spotkanie
wte czy wewte różnicy przecież nie
robi- pomyślała. Zresztą i tak miałam dzwonić do niego w sprawie
wyjścia do teatru. - Jutro wieczorem nie bardzo mogę- oznajmiła mu zgodnie z prawdą. Pracę kończę o
siedemnastej, a na osiemnastą mam umówione korepetycje- tłumaczyła się. Ale dobrze, że dzwonisz, bo jeśli chodzi o
nasze wyjście do teatru to nie powiedziałeś mi gdzie mamy się spotkać i o
której. Mówiłeś, że przedstawienie jest o osiemnastej a na ostatnią chwilę nie
wypada być.
- Tak wiem Ula i o to mi właśnie chodziło- podchwyci jej
trafne spostrzeżenie. Chciałem porozmawiać o naszym wyjściu. To, co Ula, jeśli
wieczorem ci nie pasuje to może w ciągu dnia dałabyś radę wyskoczyć na mała
kawę-nie poddawał się łatwo.
-W ciągu dnia chyba dam radę -odparła w końcu.
-O trzynastej w tej naszej kawiarence pasowałoby
ci-spytał ucieszony patrząc w swój kalendarz.
W naszej
kawiarence- pomyślała z sentymentem. To my mamy nawet już naszą kawiarenkę.
Niedane jednak było wypić im razem kawę, bo Karolina
nieoczekiwanie umówiła go na tę godzinę z Zarębskim jednym z kontrahentów i nie
mógł tego opuścić. Próbował przełożyć
spotkanie z Ulą na środę, ale z kolei w banku Uli przez dwa dni odbywało się
sympozjum, pracowała do późna i nie miała czasu na prywatne sprawy. Na wyjście
do teatru musieli umówić się telefonicznie.
W piątek przed siedemnastą Marek pojawił się przed jej
blokiem. Specjalnie przyjechał prędzej, aby móc wejść na górę i zobaczyć jak mieszka.
Kawalerka Uli nie przypominała kawalerki Sebastiana. Sama kuchnia Olszańskiego była większa od
pokoju Uli, a za kuchnię służyła jej wnęka w korytarzu. Do łazienki nawet nie
próbował zaglądać. Zwłaszcza, że Ula tam była. Wyszła chwile później w prostej
czerwonej sukience ozdobionej białym paskiem, a jedynym dodatkiem był srebrny łańcuszek.
Dobrzański musiał przyznać, że wyglądała bardzo ładnie.
-Gotowa- spytał taksując jej postać.
-Tak. Wezmę jeszcze torebkę i możemy jechać.
Przedstawienie
było komedią i opowiadało o trzypokoleniowej rodzinie. Dziadkach, rodzicach i
dorosłych dzieciach. Każdy z nich miał
inny charakter i krytykował zachowanie i wady pozostałych członków rodziny. Senior rodziny Stanisław twierdził, że swoje
odpracował, dzieci spłodził i teraz całe dnie spędzał na rybach albo siedząc z
piwem przed telewizorem oglądając sport i ciesząc się wesołym życiem emeryta. Jego żonę Helenę natomiast bardziej
interesowało życie sąsiadów, celebrytów i serialowych rodzin niż własna familia.
Ich syn Karol istniał w zasadzie tylko po to, aby zarabiać pieniądze, które
jego żona Grażynka trwoniła w drogich sklepach i salonach piękności. Resztę czasu natomiast spędzała na przyjęciach
i na spotkaniach z przyjaciółkami. Wnuk
Szymon swój czas dzielił pomiędzy pracę, klub i panienki, a takie wartości jak
miłość, rodzina i dzieci, które wyznawała jego siostra Jagoda nie miały dla
niego znaczenia i drwił z tego. Siostra nie pozostała mu dłużna i wytykała mu,
że się źle prowadzi. W tym trzydziestoletnim kawalerze, który
ciągle skakał z kwiatka na kwiatek Marek szybko dopatrzył się siebie. Tak jak w jego matce widział jakby Paulinę, a
przynajmniej jej zalążki. W Jagodzie natomiast na pewno dojrzał Ulę. Już w
czasie pamiętnego obiadu z czułością i sentymentem opowiadała mu o swojej
rodzinie.
W czasie przerwy między aktami w holu Marek spotkał
Sebastiana ze swoją dziewczyną Patrycją.
Zdziwił się, że przyjaciel też tu jest, bo nie wspominał mu, że wybiera
się do teatru i przypuszczał, że przyszedł tylko po to, aby poznać Ulę.
Po przedstawieniu natomiast miał odbyć się bankiet. Ula bała się
tej części wieczoru, bo nigdy w czymś takim nie uczestniczyła i obawiała się,
że może popełnić jakąś gafę. Jej obawy
na szczęście nie sprawdziły się i razem z Markiem bawili się świetnie. Miała nawet
okazję poznać swoją ulubioną aktorkę i projektanta Pshemka. Mistrz był zauroczony jej prostotą,
naturalnością, wdziękiem i inteligencją. Marka zdziwiło, że Ula tak szybko
zyskała jego sympatię, bo znał projektanta i nowych znajomych trzymał na
dystans i tak łatwo w jego łaski nie dało się wkraść. Urszula natomiast jak o
niej mówił od razu zyskała jego aprobację i przez większość bankietu rozmawiali
ze sobą, a Marek poszedł jakby w odstawkę. Dopiero
w drodze do Rysiowa mieli okazję porozmawiać. Dobrzański miał nieodpartą chęć pospierać
się z nią na temat Szymona i Jagody. Sam zaczął rozmowę.
- Szymon i Jagoda to całkowite inne typy człowieka,
prawda Ula- zagadnął. Typowa romantyczka wierząca w bezgraniczną miłość do
grobowej deski a jej brat to zimny drań i lekkoduch. Trudno uwierzyć, że to
rodzeństwo.
- A to źle, że jest romantyczką i wierzy, że z jedną
osobą można być do końca życia – spytała broniąc Jagodę?
-Nie, ale kto w tych czasach wierzy w taką miłość-
zadrwił. Tylko chyba głupcy i nastolatki. Teraz liczy się to, co można zyskać w
związku albo jest się z kimś z rozsądku.
- Mów, co chcesz, ale ja myślę podobnie jak ona-odparła
patrząc na niego z litością. Ja też nie mogłabym
wyjść za mąż bez miłości. A tym bardziej
właśnie z powodów finansowych albo z rozsądku. I współczuje tym, którzy nie
wierzą w miłość w coś, co daje największe szczęście dwojga ludziom. Ludzie, którzy zatracili wiarę w miłość sami
siebie krzywdzą- przekonywała.
-Więc z kimś takim
jak Szymon nie byłabyś zainteresowana- podpytywał patrząc na nią z podchwytliwym
uśmiechem.
-Nie-odparła krótko.
-Pytam, bo kobiety często właśnie zakochują się w
draniach-odparł jakby od niechcenia.
-Ale nie ja-odparła pewnie, chociaż wiedziała, że kłamie,
bo właśnie zakochuje się w draniach. Nie mogłabym być przecież z kimś, kto
uważa, że dzieci to niedogodność konieczna i chwila przyjemności-mówiła i
patrzyła na niego lekceważąco jakby chciała ukarać go za wszystkich tak
myślących mężczyzn. -Dla mnie dzieci to
sama radość i nie wyobrażam sobie swojego domu bez nich. Sama chciałabym mieć
przynajmniej trójkę albo nawet czwórkę.
- Rozumiem, że
potencjalny tatuś już jest-spytał przewrotnie, bo był pewien, że nikogo takiego
nie ma. Nie wygląda mu na taką, która umawiałaby się na spotkania z innym mając
chłopaka.
- Jeszcze nie- odparła cicho. Ale jak już znajdę tego
jedynego to musi być domatorem- dodała, aby Dobrzański nie pomyślał, że bierze
go pod uwagę. A przede wszystkim nie może być wzrokowcem.
-Bo-spytał krótko.
-Bo wiem jak wyglądam i mężczyzn na kolana nie powalam.
-Ula niemów tak-odparł łagodnie i po raz pierwszy nie
drwił z jej słów. Wygląd to nie
wszystko. Liczy się jeszcze wnętrze i to, co ma się w głowie. A z tego, co zauważyłem to masz w głowie
bardzo mądrze poukładane i masz piękne wnętrze. Zobaczysz znajdzie się ktoś to
doceni.
-Tylko jakoś do tej pory źle trafiałam, a latka lecą-mówiła
tak, aby zabrzmiał to żartobliwie.
-Jak każdemu. Ja niedługo skończę trzydziestkę-dodał
chcąc dodać otuchy. Teraz w prawo –spytał.
- Tak, trzeci dom
po prawej stronie- odparła ciesząc się, że dojeżdżają i skończą ten niewygodny
dla niej temat.
-Dzięki za miły wieczór i podwózkę- rzekła chwilę później,
gdy Marek zatrzymał samochód.
-Ja również. Było naprawdę bardzo miło Ula. Może
odprowadzę cię do drzwi – zaproponował, gdy zauważył podejrzanego typa stojącego na ulicy. Jakiś facet patrzy na nas.
-A nie to mój sąsiad Maciek -stwierdziła wyraźnie
zadowolona patrząc za siebie. Pójdę już, bo pewnie czeka na mnie- dodała szybko
i pożegnała się krótkim Pa.
-Pa –odparł, popatrzył jeszcze jak wita się Maćkiem i odjechał.
Bowling klub tak jak w każdą sobotę zapełniał się powoli
młodymi ludźmi. Marek z Sebastianem do klubu przyszli wcześniej, aby uniknąć
tłoku i w spokoju zagrać w kręgle i pogadać. Nie widzieli się od wczorajszego spotkania w
teatrze i zajęli się rozmową o przedstawieniu.
- Patrząc na Szymka i jego ojca to miałem wrażenie jakbym
widział ciebie- zagadnął Sebastian.
-Szymka to rozumiem, ale co ja mam wspólnego z Karolem-
zapytał rzucając kulą? Nie jestem
pracoholikiem.
-Na razie nic, ale za parę lat Paulina zrobi z siebie
takiego samego pantoflarza jak Grażyna z tego całego Karola-zakpił. I na
starość nie będziesz takim szczęśliwym staruszkiem z piwem jak pan Stasio tylko
znerwicowanym i złośliwym zgredem.
- Nie wyolbrzymiaj- odparł, choć wiedział, że przyjaciel
może mieć po części rację.
- Mówię ci Marek, jeśli nie chcesz skończyć jak Karol, to
rzuć Paulinę i zwiąż się z Klaudią.
-Seba powtarzasz się-odparł swoim ulubionym zwrotem.
- A ty byś tak potrafił jak Szymon wytrzymać przez
miesiąc bez seksu –zapytał podchwytliwie zmieniając temat.
-Wątpisz w to- odparł pewnie. Mogę nawet założyć się z
tobą jak Szymon z Jagodą- dodał podchwytując wyzwanie Sebastiana.
-I, co myślisz, że będę siedział z tobą dwadzieścia
cztery godziny na dobę i pilnował?
-Nie, nie myślę, ale zrobię to dla siebie, tak jak
Szymek, żeby udowodnić, że dam radę- rzekł zdecydowanie.
-Dobre- zaśmiał się. Prędzej trzy razy pod rząd zbiję
wszystkie kręgle niż ty wytrzymasz bez seksu przez miesiąc.
-Próbuj, bo ja nie żartuję-odparł
poważnie. Muszę zrobić sobie w tych sprawach jakąś przerwę i zobaczysz, że mi się uda.