sobota, 19 marca 2016

50 lat później. Miniaturka.



Z podziękowaniami za 50 000wejść.

Przed firmę Dobrzańscy i spółka zajeżdżały kolejne samochody, a sala pokazowo-bankietowa Lamur wypełniała się gośćmi.  Zebrali się oni tutaj, aby uczestniczyć w wyjątkowej uroczystości i teraz czekali z niecierpliwością na przyjazd tych dwóch najważniejszych osób.  Tuż przed piętnastą pod firmę podjechał najnowszy model Dixa a zza kierownicy sprawnie wyskoczył młody mężczyzna, otworzył tylne drzwi i pomógł wyjść pasażerom siedzącym z tyłu auta. Parę minut później bez pośpiechu i przy ogólnej owacji na stojąco weszli na salę i zostali przywitani toastem wzniesionym na ich cześć.  To właśnie dzisiaj przypadała pięćdziesiąta rocznica ślubu Uli i Marka a uroczystość ta zgromadziła całą ich rodzinę i przyjaciół.  Okolicznościowe i powitalne przemówienie przy symbolicznej lampce szampana wygłosił ich najstarszy syn prawie pięćdziesięcioletni wykładowca ekonomii Mikołaj Dobrzański.
 - Kochani jest mi niezmiernie miło powitać Was tu wszystkich- rzekła na początek.  Zebraliśmy się dzisiaj, aby uczcić jubileusz małżeństwa naszych kochanych, rodziców, dziadków, bliskich, krewnych i przyjaciół.   Każdy z nas wie, jaka była historia tej wspaniałej i wielkiej miłości i nie ma sensu zbyt długo się nad nią rozwodzić.  Przypomnę, więc ją w skrócie.  Wasz wspólny los miał początek ponad pół wieku temu we firmie. Najpierw łączyła Was praca, później zwykłe koleżeństwo przerodziło się w przyjaźń, aby ta z kolei przerodziła się w miłość.  Historia tej miłość miała wiele zwrotów akcji i być może, gdyby nie plan wujka Sebastiana nigdy by się nie spełniła czy wydarzyła. Na szczęście jednak jak mawia mistrz Pszemko w końcu znaleźliście swój wspólny port. Potem przyszedł czas na wspólne życie i na chwile te radosne związane z przychodzeniem na świat dzieci, ale i smutne, gdy przyszło zmierzyć się z nieszczęściami i problemami.  Jednak  zawsze potrafiliście być dla siebie oparciem i  wspólnie rozwiązywać wszystkie problemy i być lekiem na smutki. Tej zgody i miłości można tylko Wam pozazdrościć i brać z niej przykład.    Dla mnie, dla Hani i Szymka najważniejsze jest to, że potrafiliście wychować nas na dobrych, szlachetnych ludzi i zbudować naszą rodzinę. Mieliśmy poczucie bezpieczeństwa i wsparcia, bo zawsze mieliście dla nas czas.  Zresztą do dzisiaj możemy liczyć na dobrą radę i pomoc.    Za to w imieniu swoim jak i mojego rodzeństwa chciałbym podziękować.  Za zbudowanie naszej rodziny i za trud wychowania nas i wnuków.  Mamy też nadzieję, że my wasze dzieci i wnuki będziemy potrafili  przekazać kultywowane przez Was wartości następnym pokoleniom i będą oni wzorować się Waszym życiem.  Kończąc swoją przemowę chciałbym jeszcze złożyć Wam kochani rodzice gratuluje, że dożyliście tak pięknego wieku w miłości i szczęściu i oby  wszystko to trwało jak najdłużej i moglibyście przeżyć ze sobą kolejne piękne lata i dożyć kolejnych jubileuszy.
 
Mamo, tato.

W  tak pięknym dniu, jakim jest 50 rocznica Waszego Ślubu życzymy Wam Błogosławieństwa Bożego, pociechy z dzieci i wnuków.  Radości i pokoju serca, a nade wszystko sił i zdrowia, by w radości przeżyć kolejne rocznice, aż do dębowej i dłużej.


Dodatkiem do życzeń był bukiet kwiatów wręczony Uli oraz dwa szczególne upominki od rodziny. Obraz namalowany przez znajomego ich wnuczki a przedstawiający ich samych spacerujących po plaży z czasów młodości, oraz drugą część albumu ukazującego ich wspólne życie po srebrnych godach.
Po tej nieco oficjalnej części przyszedł czas na indywidualne życzenia, drobniejsze upominki i ustawiła się do nich długa kolejka chętnych. Jako pierwszy podszedł Mikołaj z żoną Aldoną, a tuż za nim o trzy lata młodsza jego siostra Hania, wzięta prawniczka, z mężem Tomkiem i nastoletnią córką Mają. Kolejną parą był najmłodszy syn trzydziestoczteroletni Szymon, obecny prezes firmy, z żoną Patrycją i swoimi dziećmi, ośmioletnim Mieszkiem i pięcioletnią Liwią. Najmłodsi wnukowie przygotowali dla nich również specjalne wierszyki i laurki.
Po nich jubilatów obtoczyła ta dorosła część wnuków ze swoimi rodzinami. Syn Mikołaja z żoną i prawnukiem Miłoradem oraz dwie jego córki jedna z mężem a druga z chłopakiem i syn Hani wraz z narzeczoną i córeczką Korną.
Kolejnymi winszującymi było rodzeństwo Uli, ich rodziny i dalsi krewni. Na końcu kolejki natomiast stali przyjaciele Uli i Marka.  Olszańscy, Szymczykowie, Iza i Ela ze swoimi mężami, ponad dziewięćdziesięcioletni mistrz Pszemko z Wojtkiem i jego rodziną oraz ci, których mieli okazję poznać w ciągi tego półwiecza.
 Gdy już ostatnie gratulacjach i życzeniach zostały złożone i wszyscy usiedli do stolików głos w imieniu swoim i Uli zabrał Marek.
- Kochani jest nam niezmiernie miło, że jesteście tu razem z nami i świętujecie nasze szczęście. Dziękujemy, że pamiętaliście, za przybycie i życzenia.   A tobie kochanie- zwrócił się do żony biorąc jej dłoń w swoje ręce i patrząc z miłością - chciałby podziękować.
 Ula, choć dobiegała siedemdziesięciu sześciu lat ciągle była piękną kobietą i robiła na mężczyznach wrażenie.  Marek mógł przekonać się o tym wychodząc z nią do klubu seniora i na spacery.  Włosy ciągle miała swojego naturalnego kolor bez śladu siwizny, a uśmiech i spojrzenie było młodzieńcze.  Nawet te kilka zmarszczek wokół oczu, ust i na czole nie odbierało urody tylko dodawało dostojeństwa i uroku przy uśmiechu.  
Marek trzymał się równie dobrze, co żona i nie wyglądał na swoje osiemdziesiąt lat.  Włosy, choć były lekko przyprószone siwizną a na twarzy widniało kilkanaście zmarszczek i plam starczych, to ciągle nosił ślady swojej urody. Pozostały mu nawet dołeczki w policzkach, które po latach ciągle robiły na żonie i innych paniach duże wrażenie.
Dbali również o to, aby zawsze elegancko wyglądać. Tego ważnego dla nich dnia również prezentowali się wytwornie. Ula ubrana była w niebieską sukienkę i nieco ciemniejszy żakiet, a Marek dopasował do tego krawat i koszulę. Dostojeństwa dodawała mu również elegancka laseczka, z którą w ostatnim czasie nie rozstawał się. Nie zaniedbywali także sprawności fizycznej i umysłowej. Chodzili na spacery, do przyjaciół, zwiedzali świat, opiekowali się najmłodszymi wnukami, a z pomocą pana Karola zajmowali się również ogrodem.  Czasami też wpadali do firmy na małą kontrolę i z dobrą radą.   Z pracy oboje zrezygnowali piętnaście lat temu i oddali stery starszemu synowi, a ten z kolei po paru latach prezesurę oddał młodszemu bratu.  Mikołaj zdecydowanie wolał pracę ze studentami niż siedzenie za biurkiem, a Szymon był urodzonym przywódcą i z prowadzeniem firmy radził sobie równie dobrze, co dziadek Krzysztof i rodzice.  Firma przez te półwiecze pod zarządami Uli i Marka, a później ich synów rozrosła się i podbijała rynki zagraniczne. Od dawna również nie nazywała się FD tylko Dobrzańscy i spółka.  Rodzeństwo Febo, bowiem po dwóch latach od czasu pamiętnego pokazu i po wielu konfliktach postanowili w końcu odsprzedać swoje udziały i wyjechać na stałe do Włoch. Od tej pory relacje z nimi każdym rokiem malały a po śmierci rodziców Marka całkiem ustały. 

-Dziękuję ci za wszystkie chwile spędzone wspólnie, za Twój uśmiech, który wypełniał moje życie i że dałaś mi siebie.   Dziękuję Ci za Twoje serce najlepsze, jakie można mieć i za czas, który poświęcałaś i poświęcasz dla mnie. Dziękuję, że zawsze mogę na Ciebie liczyć i że zawsze byłaś jesteś i będziesz przy mnie. Dziękuję za Twoją miłość, radość, entuzjazm i za wszystko, czym mnie obdarowałaś. Za Mikołaja, Hanię, Szymka i za Kasię, chociaż była z nami tylko parę dni. Dzięki Tobie kochanie wiem, jak piękne jest życie i że proste rzeczy dają szczęście. Nauczyłaś mnie kochać i pokazałaś, co to jest miłość.
  
Kochanie z okazji tych pięknych Złotych Godów życzę Tobie i Sobie żebyśmy dalej szli razem przez życie szczęśliwi, uśmiechnięci, w zdrowiu i chorobie.

-Mężu –odparła bardzo oficjalnie.  - A ja dziękuję ci również za to wszystko i jeszcze za śniadania do łóżka, kwiaty i niespodzianki bez okazji, komplementy i najpiękniejsze wspomnienia. I za to, że jesteś ze mną tyle lat wierny i kochający.
Później przy przyszedł czas na odśpiewanie po raz drugi Sto lat i symboliczny pocałunek. Upominkami nie obdarowywali się, bo zrobili to rano. Marek oprócz bukiety kwiatów podarował żonie kryształowe serce z wygrawerowaną dedykacją, a Ula dała mu eleganckie wieczne pióro.   W planach mieli również dwutygodniowy wyjazd do ich ulubionego uzdrowiska w górach, aby tam w ciszy i zieleni zregenerować siły.

Zabawa trwała do późnego wieczora i do domu wrócili po dziesiątej. Od ponad czterdziestu lat mieszkali w posiadłości Dobrzańskich. Na początku z rodzicami Marka, a po ich śmierci zamieszkał z nimi Szymek ze swoja rodziną.    Na parterze mieli do swojej dyspozycji sypialnię połączoną z toaletą, gabinet Marka i pokój dla Uli.  Ula po przyjściu skierowała się prosto do sypialni, a Marek poszedł do kuchni zrobić dla nich herbatę i naszykować leki. Gdy wrócił do sypialni zastał żonę siedząca na łóżku a na podłodze rozłożone były cztery pudła z pamiątkami.  Schowane tam było prawie całe jej życie od czasów, gdy była nastolatką, poprze ich wspólne życie do dzisiejszego dnia. Wśród tych bezcennych dla niej szpargałów można było znaleźć jej pamiętniki, zdjęcia, listy miłosne pisane przez Marka przez cały okres ich małżeństwa, wycinki z gazet, drobniejsze upominki dawane jej przez męża, bileciki od kwiatów oraz te związane z dziećmi i wnukami. Wszystkie te rzeczy miała poukładane i posegregowane latami i w teczkach, aby wiedział, co i gdzie szukać. Dzisiejszego wieczora pominęła przeglądanie pamiątek z czasu swojej młodości i zajęła się tymi dla niej najcenniejszych związanymi z Markiem i rodziną. Te pierwsze pochodziły z okresu, gdy jeszcze nie byli razem a związek z nim był dla niej wydawałoby się niespełnionym marzeniem.  Były tam zdjęcia z jego wypadku i pierwszej kolekcji FC Sportiwo z jej koszmarny strojem na czele.  Zachował się nawet ten nieszczęsny list Sebastiana, książka „Cień Gwiazdy” i folder ze SPA. Z każdym rokiem kolekcja zbiorów Uli powiększała się, o kolejne pamiątki z różnych etapów ich związku i uroczystości rodzinnych. W większości stanowiły to zdjęcia ze ślubów, narodzin dzieci, komunii i ich pobytem w szkole. Ale były też opaski szpitalne ich dzieci, pierwsze skarpetki, rysunki, laurki i dyplomy z czasów dziecięcych. Z biegiem lat i pojawianiem się kolejnych wnuków na świecie wszystkich tych pamiątek i bibelotów przybywało. Dzisiaj do tej kolekcji Ula dołożyła kolejne zdjęcia zrobione przez wnuków najnowszymi modelami aptela.  Były tu również nieliczne zdjęcie ich zmarłej córeczki Kasi.  Dwa lat po urodzeniu Hani, Ula ponownie zaszła w ciążę, ale dziewczynka miała wadę serca i zmarła parę dni po urodzeniu w czasie operacji.  Choć od tego czasu minęło ponad czterdzieści lat ciągle ta strata bolała. Po tym ciosie Ula długo nie mogła otrząsnąć się i dopiero po dziecięciu latach, gdy miała już ponad czterdzieści lat zaliczyli z Markiem wpadkę i urodził się im drugi syn Szymon.

  -Proszę skarbie – rzekł Marek siadając obok żony. Twoja melisa z pomarańczą.
-Dziękuję - odparła uśmiechając się zarówno do niego, jaki i do ich ślubnego zdjęcia. Czas tak szybko mija, prawda Marek. Jeszcze wczoraj byliśmy młodzi, a dzisiaj starzy.
-Nic na to nie poradzimy-odrzekł. Jest tak od wieków, że człowiek rodzi się, rośnie, dojrzewa, starzeje się i umiera. Ale nie myśl o tym kochanie- dodał spoglądając na żonę z uśmiechem.  Cieszmy się, że nasze życie jest takie wspaniałe. Razem przez ponad osiemnaście tysięcy dni w miłości i szczęściu.  
- To prawda-odwzajemniła uśmiech. Nie ma, co patrzeć w przeszłość tylko w przyszłość. Zamierzam ten czas, który pozostał nam wykorzystać w pełni.
-Kochanie- odparł patrząc na nią podejrzliwie. Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam jeszcze umierać a zabrzmiało to tak jakby któreś z nas miałby wkrótce umrzeć.
-Fakt –przyznała się. Tak to zabrzmiało, ale chodziło mi o to, że zamierzam cieszyć się każdą chwilą spędzoną z tobą i naszą rodzina.
- Wiem kochanie- odparł podając jej kieliszek z lekami. Ja zamierzam zrobić dokładnie to samo.  To, co Ula nasze zdrowie-dodał i symbolicznie stuknął się swoim kieliszkiem.
-Nasze zdrowie –odparła uśmiechając się.

Dane im było przeżyć ze sobą jeszcze długich szesnaście lat. Jednak któregoś wiosennego dnia wszystko się skończyło. Szymek zaniepokojony tym, że rodzice nie wychodzą z pokoju zajrzał do ich sypialni. Zastał ojca trzymającego za rękę żonę a jego głowa spoczywała bezwładnie na jej piersiach.  Lekarz, który przyjechał stwierdził zgon matki w nocy z przyczyn naturalnych, a ojcu prawdopodobnie pękło serce z rozpaczy kilka godzin później. 
Parę dni później odbył się ich pogrzeb, który zgromadził całą ich rodzinę, żyjących jeszcze przyjaciół i znajomych. Uroczystość ta, choć smutna, jak powiedział kapłan w kazaniu, była piękna i wzruszająca.
-Takie też było ich całe życie- wrócił do słów księdza w mowie pożegnalnej ich syn Mikołaj.  Była to piękna historia miłości odparta na zaufaniu, przyjaźni, zrozumieniu, szczerości, szacunku i troszczeniu się o siebie. Tak jak piękne było ich życie, przez które przeszli trzymając się za ręce, tak też piękna była Ich śmierć. Może wydać się to dziwne, że o śmierci można mówić, że była piękna, ale śmierć rodziców była piękna. Żadne z nich nie chciało odejść pierwszym, żeby nie zostawiać swojej połówki i zawsze twierdzili, że nie będą potrafili bez siebie żyć. Przed wielu laty, gdy przysięgali sobie miłość, wierność, uczciwość i że nie opuszczą się aż do śmierci nie przypuszczali nawet, jakie prorocze będą to słowa. Przeszli przez życie razem, razem odeszli, a teraz będą już na zawsze razem.  Nam nie pozostaje nic innego jak zachować Ich w naszej pamięci, sercach i myślach, jako wspaniałych rodziców, dziadków, pradziadków, krewnych i przyjaciół.   Stojąc nad Ich grobem nie możemy również zapomnieć o podziękowaniach za wszystko, co zrobili dla nas i wszystkich tych wartościach, które wpajali nam przez te sześćdziesiąt pięć lat. Zawsze też byli życzliwi dla innych, uśmiechnięci i mieli czas dla rodziny i znajomych. Takich Ich też będziemy wspominać.  Jako kochających się małżonków, rodziców, życzliwych, uśmiechniętych i chętnych do pomocy. Dziś ogarnięci w wielkim smutku i żalu nie mówimy żegnajcie tylko do zobaczenia Kochani Rodzice.

Wiem, że miało być wczoraj, ale ze względu na natłok obowiązków nie wyrobiłam się z końcówką.  Zresztą napisanie mowy pożegnalnej łatwe nie jest i do końca zadowolona z efektów też nie jestem.  Na dopieszczanie czasu jak zwykle nie ma.
I przepraszam za opóźnienie.

12 komentarzy:

  1. O jezuniu tego się nie spodziewałam. Ale podobało mi się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspominałam o niespodziance i mam nadzieję że była. Zobaczymy jak inni to odbiorą.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam.

      Usuń
  2. Bardzo podobało mi się. Przeżyli wspólnie 65 lat i wspólnie zmarli. Coś w tym, że małżeństwa z dużym dorobkiem i kochający się tak silnie jak tu odchodzą po sobie. Znam przypadek, że żona zmarła dwa dni po swoim mężu i oboje mieli właśnie ponad dziewięćdziesiąt lat. Dziękuję za miniaturkę i czekam na opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt takie małżeństwa często odchodzą po sobie tak jak tu opisałam. Ale byli bardzo szczęśliwi i teraz już są razem na zawsze.
      Opowiadanie po świętach.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  3. Do tej pory czytałam chyba tylko jedno opowiadanie , gdzie Ula i Marek dożyli razem późnej starości. Miłość i szacunek do końca to jest piękne. Nie da się ukryć , że wujek Sebastian miał czynny udział w połączeniu tej dwójki. Pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda wujek dobra rada jak pisze o nim M. miał duży wpływ na ich związek. Lubię czasami pisać w epilogach jak to jest pięknie między nimi po latach i stąd pomysł na miniaturkę.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam.

      Usuń
  4. Piękne- to pierwsze, co mi przyszło do głowy. Masz talent do pisania, potrafisz zainteresować czytelnika i rozwijać opowiadanie w taki sposób, że właściwie nie czyta się go lecz pochłania. Gratuluję tylu wejść i życzę kolejnych 50000, pozdrawiam ;)M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za pochwały i staram się żeby miało to nogi i ręce.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  5. Totalne zaskoczenie, ale jakże pozytywne! Stworzyłaś przepiękną historię wielkiej miłości aż po kres życia. Podarowałaś im długie lata szczęśliwego związku, obdarzyłaś kochającą rodziną. To naprawdę niezwykle wzruszające i aż łzy same cisną się do oczu.
    Jakże ogromna musiała być ta miłość, skoro po śmierci Uli serce Marka wytrzymało zaledwie kilka godzin bez niej? Rzadko się słyszy o podobnych wypadkach, ale wiemy, że się zdarzają, że te drugie połówki nie wytrzymują samotności i po kilku dniach, tygodniach czy miesiącach dołączają do swoich ukochanych zmarłych. Niesamowite...
    Mnie wciąż porusza widok pary staruszków spacerujących w parku i trzymających się mocno za ręce. Życzę wszystkim takiej miłości. Miłości aż po grób.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takim przykładem na udany związek są rodzice mamy. W ubiegłym roku obchodzili 60 rocznicę ślubu i ciągle dla siebie mili i zakochani. Drugi dziadek niedawno zmarł i babcia ciężko dochodziła do siebie. Zobaczymy czy ja w roku 2076! jak dożyję będę ciągle w szczęśliwym związku.
      Co do Uli i Marka to po tych wszystkich komplikacjach należało im się długie i szczęśliwe życie z dziećmi, wnukami i prawnukami.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  6. Ta ,,mini'' zaskoczyła mnie ,bo nie spodziewałam się ,że opiszesz Ulę i Marka jako małżeństwo z tak dużym stażem i ich miłość aż po życia kres. Przeżyli wiele wspólnych lat w szczęściu wychowali dzieci ,doczekali się wnuków. A potem odeszli razem... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opisałam bo właśnie takich jest mało a uwielbiam czytać i pisać jak nie ma zbyt dużo w ich życiu komplikacji.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń