środa, 27 kwietnia 2016

W ostatniej chwili 10



Marek zaskoczył ją kompletnie i gdyby nawet miała czas na zastanowienie się gdzie mają iść albo miałaby zgadywać to na coś takiego nie wpadłaby nawet za sto lat.
- Masz tam kogoś?- zapytała po pierwszym oszołomieniu.  Babcie, dziadka jakąś ciotkę, wujka. Chociaż nie to byłoby głupie i niemożliwe- dodała, bo sama doszła do wniosku, że to, co powiedziała jest niedorzeczne.
- Nie Ula, nie mam –odparł dla pewności. –  Po prostu postanowiłem zostać wolontariuszem- wyjaśnił jej powody pójścia do Domu Opieki Społecznej. Na tych moich ostatnich zajęciach rozważany był temat, że sami na świecie nie jesteśmy i że warto zauważyć drugiego człowieka.  I nie chodzi o biednych, bezdomnych czy potrzebujących, ale o taką zwykłą codzienną życzliwość i o to czy stać ludzi na nią w tych czasach. Dało mi to trochę do myślenia i okazało się, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś takiego zrobiłem.
-Byłeś ze mną na zabawie- przerwała mu na chwilę. Zapomniałeś już? I nie mów, że to nie była życzliwość, bo była.
- No tak- przyznał jej rację.  Była to życzliwość. Ale kiedyś było tego więcej i byłem inny, byłem harcerzem i pomagałem a teraz cała moja pomoc ogranicza się do wpłat na fundację mamy. Najwyższy czas, aby zrobić coś większego, z czego będę mieć satysfakcję i będę dumny z tego. Przemek napomknął o tym ośrodku przypadkiem, że chodzi tam i po zajęciach spytałem go czy ktoś obcy mógłby również przyjść i pomóc, czy tylko jest to zarezerwowane dla studentów albo dla osób mające jakieś kwalifikacje czy uprawnienia. Okazało się, że praktycznie każda osoba jest mile widziana tylko trzeba prędzej przyjść a nie tak prosto z ulicy albo być przez kogoś poleconym.  Przemek zadzwonił od razu i uprzedził, że jestem od niego i że przyjdę we środę.
-Rozumiem-odparła będąc ciągle nie tylko pod wrażeniem postanowienia Marka bycia wolontariuszem, ale i tego, co jej właśnie powiedział. –   Ale dlaczego akurat DPS Marek? Jest tyle innych instytucji, gdzie można iść. Choćby właśnie fundacja twojej mamy. Praca z dziećmi jest łatwiejsza niż z schorowanymi staruszkami.
- Właśnie Ula- rzekł z uwydatnieniem. –  Cała dobroczynność i wolontariat skupione są przede wszystkim na domach dziecka, chorych dzieciach, hospicjach, a domy opieki czy starców są pomijane.  Ula, Przemek mówił, że nie wiele trzeba tam robić, aby podopieczni znajdujący się tam poczuli się szczęśliwi. Wystarczy przyjść wysłuchać ich, porozmawiać z nimi, poczytać książkę, gazetę. Czasami pomóc umyć się, zjeść a gdy dopisuje pogoda wyjść na spacer. Zwykła rozmowa wystarczy, aby nie czuli się samotnie i że są odtrąceni.
-To, dlatego zaproponowałeś mi te wyjście?-odparła z lekkim uśmiechem. Pomyślałeś, że jak wczuję się w ich położenie to, ci nie odmówię.
- Z tym pierwszym masz rację- przyznał się szczerze.    Ale nie, że cię tym przekonam. Gniewasz się?
-Nie- zaprzeczyła szybko.  – Jestem tylko mocno zaskoczona.
- Chyba nie bardziej niż Sebastian- zaśmiał się radośnie. –  W piątek, gdy byliśmy na siłowni to powiedziałem mu gdzie się wybieram. Wyciskał akurat sztangę na leżąco i z wrażenia upuścił na siebie. Dobrze, że nie połamał sobie żeber ani nie zrobił innej krzywdy. Później wygłosił mi mowę jak bardzo to zmieniam się i że z tymi zmianami przesadzam. Cały Seba.  Ponarzekał, pomarudził a dzisiaj już mu przeszło i życzył nam nawet powodzenia.  Ale nie odpowiedziałaś jeszcze na moje pytanie Ula? Pójdziesz tam ze mną?
-Marek wiesz przecież, że nie mogłabym ci odmówić w takiej sprawie- rzekła skromnie.
- Cieszę się-odparł z ulgą.  – Z tobą będzie mi raźniej, bo ja ci jeszcze nie powiedziałem, ale ten zakład prowadzą zakonnice.

 Nazajutrz Ula z pracy wyszła punktualnie i rozejrzała się po ulicy. Umówiła się z Markiem, że będzie czekać na nią przed bankiem. Było jednak ciemno i trudno było dojrzeć jego samochód. Chwile później usłyszała klakson i mrugnięcie światłami po drugiej stronie ulicy.  Zielone światło wkrótce pojawiło się i mogła przejść. Marek w tym czasie wysiadł z samochodu i po przywitaniu otworzył jej drzwi samochodu.
-Dobrze, że jesteś Ula-zagadnął, gdy włączał się do ruchu. – Przez cały dzień bałem się, że w ostatniej chwili zmienisz zdanie.
 - Nie mogłaby- odparła spoglądając na niego z sympatią. –  Chyba, że naprawdę musiałoby mi coś ważnego wypaść.   Wczoraj wieczorem w Internecie poczytałam o tym ośrodku, obejrzałam kilka zdjęcia i jak na ośrodek tego typu to wyglądał całkiem przyjemni. Nie powinno być źle.
-Zobaczymy.  Najgorzej jest zacząć, jak to mówią. Później jest już z górki.
Po niespełna dziesięciu minutach byli już na przyklasztornym parkingu.
- Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia Św. Wincentego a Paulo Szarytki-przeczytała Ula pierwszy z szyldów.  Dom Pomocy Społecznej „Wrzos.”
-To, co Ula idziemy- rzekł po zamknięciu auta. – Proszę Ula, panie przodem.
 Tuż za portiernią przywitała ich około czterdziestoletnia Siostra Eugenia.  Zanim zajęli się pracą zakonnica krótko wprowadziła ich w obowiązki i opowiedziała o placówce.  Zakład składał się z czterech oddziałów. Dla kobiet, mężczyzn, osób leżących a w oddzielnym budynku dla osób niepełnosprawnych umysłowo. Większa część zakonnic czas poświęcała właśnie tym ostatnim pacjentom i dla pozostałej reszty podopiecznych czasu nie starczało i dlatego pomoc wolontariuszy była dla nich cenna.
Spędzili tam całe dwie godziny, ale nie odczuli tego i czas szybko im minął. Ula wysłuchała kilku zwierzeń i wspomnień z czasów wojny, pomogła umyć i nawinąć na wałki włosy, roznieść kolację a bardziej zniedołężniałą kobietę również nakarmić.   Marek natomiast z pielęgniarzem Kamilem na oddziale męski miał podobne zajęcia. Żałował, że nie jest z Ulą, ale dzisiaj bardziej był potrzebny Kamilowi. Młody pielęgniarz okazał się być miły, tłumaczył mu wszystko i pracowało się z nim dobrze. Tuż po dziewiętnastej, gdy skończyli sprzątać po kolacji oni również skończyli swój pierwszy dzień wolontariatu. Przy pożegnaniu z jedną ze sióstr obiecali przyjść w poniedziałek.
- To, co Ula teraz czas na kolację dla nas- zaproponował, gdy w holu ubierali się. –  Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałem. Niedaleko stąd jest mała knajpka to możemy tam podjechać.
-Z chęcią coś zjem- zgodziła się bez namysłu.  –To takie smutne Marek.   Z tego, co mówiły te panie to większość z nich to osoby samotne, bez najbliższej rodziny. My jesteśmy dla nich zbawienni.
- Wiem.  Kamil opowiedział mi kilka podobnych historii i tym bardziej nie żałuję, że przyszliśmy tu. 
-Ja też. Widziałeś te motto w sali rekreacyjne? „ Życie nabiera sensu, gdy umiemy cieszyć się nim czyniąc je piękniejszym dla drugiego człowieka”.  My to właśnie dzisiaj zrobiliśmy. Daliśmy im chwile radości-rzekła uśmiechając się do niego.
-Nie masz aparatu-stwierdził, gdy przypatrzył się jej dokładniej.
- A myślałam już, że nie zauważysz - rzekła z lekkimi wyrzutami.
-Ula przedtem, gdy rozmawialiśmy ciągle było ciemno i dlatego nie zauważyłem- wytłumaczył się. – Masz bardzo ładny uśmiech-dodał szczerze.
-Dzięki-odparła czerwieniąc się lekko i posyłając słodki uśmiech. – Nie masz nawet pojęcia jak się cieszę, że wczoraj w końcu zdjęli mi te żelastwo. 

 Przez kolejne trzy tygodnie chodzili tam regularnie, co poniedziałek i środę a w ostatnim przedświątecznym tygodniu dodatkowo i w sobotę.  Ula przełożyła nawet swój kurs francuskiego z poniedziałku na czwartek, aby móc tu przyjeżdżać.  Po tym pierwszym dniu, kiedy pracowali całkiem osobno to w kolejnych bytnościach tam mieli okazje razem działać. Współpraca wychodziła im całkiem dobrze. Umieli rozbawić podopiecznych, zachęcić do zajęć, różnych gier, zabawy.  Marek zauważył również, że Ula ma wiele cierpliwości dla bardziej wymagających pacjentów. Zakonnice również chwaliły ją za tę cechę, która w tej pracy jest ważna. O Marku mogły powiedzieć równie ciepłe słowa, bo nigdy od cięższych prac się nie wymigiwał i wyręczał je.  Po wyjściu z DPS-u zawsze chodzili na kolację, rozmawiali a później odwoził Ulę do domu.
 Sebastian, choć zadowolony ciągle nie był z nowego hobby Marka to widział w tych wyjściach przyjaciela tylko jedną zaletę, bo chodził tam z Ulą.  Sam również działał i zaprosił Ulę w ramach za pomoc w wzięciu kredytu na mieszkanie na parapetówkę.  Parapetówki, co prawda w planach nie miał, ale czego nie robi się dla przyjaciela. Oprócz niej był tylko Marek, Karolina, Patrycja, jego kolega Mikołaj oraz siostra ze szwagrem i dwójką ich dzieci, sześcioletnią Hanią i czteroletnim Bartkiem. Siostra Sebastiana instruktorka aerobiku nie mogła nadziwić się perfekcyjnej figurze Uli. Błękitna sukienka od Pshemka leżała na niej idealnie. Marek również to zauważył tak, jaki i Mikołaj. Chłopak z charakteru był podobny do Sebastiana i Marka i z miejsca zainteresował się dziewczyną. Dobrzańskiemu zdecydowanie nie spodobało się to i z przyjemnością potwierdził to, co powiedział mu o Uli Sebastian.
 Coś nieznanego pchało go do Uli i nie wiedział gdzie ma te uczucie ulokować. Od czasu jak pozbyła się aparatu i zmieniła okulary na bardziej twarzowe przyłapywał się, na tym, że przypatrywał się jej zbyt długo.  To, że oczy i usta ma bardzo ładne i ładną figurę zauważył już przy drugim spotkaniu. Teraz po prawie  trzech miesiącach znajomości nijaka już dla niego nie była.  Była taka naturalna i dziewczęca.  Miała też kojący charakter i dobrze na niego oddziaływała. Zdecydowanie najlepsze usposobienie ze wszystkich dotychczas poznanych kobiet.  Przy niej czuł spokój, zrelaksowanie i że staje się lepszym człowiekiem.  Nie musiał też przed nią niczego udawać, bo brała go ze wszystkimi wadami, jakie miał. Dobrze im się też rozmawiało się, wręcz czytali w myślach.
 Ula zdała sobie sprawę, że Marek coraz bardziej się jej podoba. Pod względem urody spodobał się jej już przy pierwszym spotkani, ale teraz z czasem jak poznawała go lepiej to podobał się jej pod względem charakteru. Nie raz, gdy patrzyła na niego w czasie pracy w DPS-ie, myślała, że nie taki zły diabeł jak go malują. Lubiła spotykać się z nim dyskutować, odkrywać inny świat. Czuła, że przy nim z kopciuszka staje się księżniczką.  W takich właśnie chwilach bała się, że jeśli zakocha się w nim, a jest to bardzo prawdopodobne, to trudno będzie jej przebywać blisko niego.

W ostatnim przedświątecznym pobycie w DPS-ie, choć było więcej wolontariuszy mieli sporo zajęć.  Ula pomagała w kuchni, przystrajała choinki w kolejnych pokojach i zawinęła włosy na wałki, bo jak mówiły panie robiła to bardzo fachowo. Marek natomiast z innymi mężczyznami przywieszał na zewnątrz lampki. Był również przygotowany dla wszystkich stół z wigilijnymi potrawami. Nikt czasu, aby usiąść i zjeść na spokojnie jak jest w przypadku wieczerzy wigilijnej nie miał i działał on na zasadzie Stołu Szwedzkiego. Przy pożegnaniu natomiast siostry dzieliły się opłatkiem z wolontariuszami, składały im życzenia i wręczyły za okazaną pomoc upominki w postaci małej gipsowej figurki Jezusa leżącego na sianku. Do prezentu dołączona była również kartka świąteczna wykonana przez podopiecznych.
Ula i Marek dla siebie również mieli przygotowane prezenty.  Z podarowaniem ich poczekali na koniec spotkania. Po wyjściu z ośrodka odwiózł ją do samego Rysiowa i dopiero tam przed domem złożyli sobie życzenia, cmoknęli w policzki i dali prezenty. Mieli nie otwierać ich do wigilii, ale ciekawość wzięła górę.  Ula tuż po zamknięciu drzwi rozpakowała swój mały kartonik. Na bordowej aksamitce leżała para kolczyków z szafirem. Marek wykorzystując pomysł dziewczyny postanowił podarować jej coś z biżuterii z jej szczęśliwym kamieniem zodiakalnych. Swój prezent natomiast rozpakował chwilę później. Zjechał na pobocze i tam bezpiecznie odpakował. Ula wiedząc już o zainteresowaniach Marka wybrała dla niego najnowszy model amerykańskiej ciężarówki wojskowej z armatą do samodzielnego sklejania.

Po rozstaniu z Ulą, Marek pojechał prosto na lotnisko odebrać Paulinę.  Jej pobyt w Polsce do udanych i spokojnych jednak nie należał.  W miarę spokojnie było tylko do czasu wyjazdu na wigilię do Dobrzańskich. Mieli wychodzić, gdy Marek całkiem przypadkiem znalazł folder zachęcający do spędzenia Sylwestra w Paryżu.
  –To miała być niespodzianka – rzekła karcącym głosem za grzebanie w jej szufladzie.    Wylot trzydziestego a powrót pięć dni później. Będą tam też moi znajomi z uczelni- mówiła tak jakby sprawa była przesądzona. –  Już dawno chcieli cię poznać to w końcu będzie okazja.
- Paula- przerwał jej. –  Rok temu umawialiśmy się, że Sylwestra w tym roku spędzimy z Sebastianem.  Mam już nawet zaproszenia do restauracji „ Kwinto". Mówiłem ci o tym zresztą z miesiąc temu. Zapomniałaś?
-Nie –odparła słodko poprawiając mu krawat.    Ale pomyślałam, że w Paryżu będzie romantyczniej. To jeden z najdroższych i najwykwintniejszych Bali Sylwestrowych w całym Paryżu. Stephan cudem załatwił mi te zaproszenia. Kochanie to może być nasz niezapomniany Sylwester.
 -Nie wiem jak ty, ale ja nigdzie nie lecę-odparł zdecydowanie oddając jej broszurę i nie przejmując się jej zapewnieniami o niezapomnianym sylwestrze.
- Wszystko już załatwiłam a ty mówisz, że nie jedziesz- zmieniła ton z miłego na wzburzony. – Inny by się ucieszył, ale nie ty. Ty wolisz Sebastiana od Paryża i mnie.
-A ty wolisz Paryż i swoje koleżanki ode mnie i Warszawy- rzucił trafną ripostę.
- Nie bądź złośliwy-odburknęła urażona. – Musimy już wychodzić. Porozmawiamy jak wrócimy.
Po przyjeździe do Dobrzańskich Paulina poskarżyła się Dobrzański z nadzieją, że znajdzie u nich poparcie. Marek obojętny na jej żale nie pozostał i przedstawił swoje argumenty.
- Trzy razy z rzędu ulegałem jej pomysłom na Sylwestra – tłumaczył rodzicom. –  Teraz zamierzam spędzić go po swojemu z Sebastianem w Polsce, a nie z jej znajomymi w Paryżu.
- Paulino, Marek ma rację – poparł go nieoczekiwanie Krzysztof. –  Dokładnie pamiętam, że rok temu obiecałaś mu to i nie możesz ciągle narzucać mu swojej woli.  
- Zrobiłam to żebyśmy pobyli ze sobą- odparła, aby zdobyć przychylność i współczucie Dobrzańskich. Tak dawno nie widzieliśmy się.
- A tu w Polsce nie bylibyśmy razem?-zapytał sensownie Marek.  – I chyba nawet bardziej, bo nie byłoby z nami przez cały czas twoich znajomych-dodał ironicznie. A tak na marginesie Paulino, kiedy zamierzałaś powiedzieć mi o tym wyjeździe? Dzień przed?
 -Kochani jest wigilia, za chwilę mamy przełamać się opłatkiem, złożyć życzenia a wy kłócicie- przerwała im Helena. Porozmawiacie o tym w swoim domu na spokojnie, sami- zadecydowała, na co Paulina skrzywiła się z niezadowoleniem, bo nie tak wyobrażała sobie przebieg rozmowy.
Pomimo braku Aleksa, który najczęściej psuł atmosferę ta wigilia również była farsą.  Dobrzańscy próbowali pogodzić skłóconych narzeczonych, ale chociaż na zewnątrz uśmiechali się to w środku wrzeli. Nawet rozdawanie prezentów i śpiew kolęd nie były radosne. Marek podarował rodzicom bilety do teatru a Paulinie starą pozytywkę. Ona natomiast dla narzeczonego miała książkę „Młodzieńcza miłość „ – romans z przesłaniem dla niej i dla niego z adnotacją, że jest to historia ich życia i miłości, a dla Dobrzańskich przywiozła z Włoch album z najpiękniejszymi zabytkami Europy. Od rodziców wyjechali prędzej niż zazwyczaj i ciągle skłóceni. W drodze do domu Paulina ponownie dawała upust swojemu niezadowoleniu.
-Zadowolony jesteś? Zepsułeś rodzicom święta-oskarżyła go.
-Ja? To ty poskarżyła się pierwsza nie ja.
-Miałam prawo wyżalić się-warknęła przez zaciśnięte usta.  – Niech wied jaki jesteś samolubny. Zrobiłam to dla nas. Nigdzie razem nie jeździmy. Kiedy ostatni raz byłeś u mnie we Włoszech?-pytała ze wzburzeniem.  – Przez ostatnie pół roku widzieliśmy się tylko raz.
-To ty wybrałaś uczelnię we Włoszech, nie ja – przypomniał jej.  – Ja proponowałem ci Warszawę albo Kraków, ale nie ty. Ty nie chciałaś kształcić się w kraju. I jak dobrze pamiętam wyjeżdżając obiecałaś przylatywać do Polski częściej niż ja do Włoch. Nie rób mi, więc wyrzutów.  Tym bardziej, że ostatnie dwa przyjazdy odwołałaś.
-I, dlatego chciałam żebyśmy nadrobili ten stracony czas- wróciła do tematu ich rzadkich spotkań, zmieniając również ton na milszy. Z Sebastianem możemy bawić się za rok. Obiecuję ci.
-Nie Paula- przerwał jej ostro.  – Dawno temu ustaliliśmy, że sprawy świąt, wakacji czy wyjazdów będziemy ustalać razem a przez ostatnie trzy lata Sylwester to był tylko twój wybór. Najpierw była Hiszpania na całe święta, dwa lata temu byliśmy w Pradze z twoją koleżanką a rok temu musiałem męczyć się u Aleksa, bo oblewał nowy dom.  Ja zdania nie zmienię i zamierzam bawić się z Sebastianem w Polsce z tobą albo bez ciebie. Wybór należy do ciebie.

Po powrocie do domu Paulina poszła od razu do salonu, aby uspokoić nerwy czymś mocniejszym. Marek natomiast poszedł się przejść. Ponad godzinę chodził bez celu po okolicy i w końcu poszedł na pasterkę. Nie był na niej parę dobrych lat i zatęsknił za tą atmosferą mszy. Gdy wrócił Paulina spała w pokoju gościnnym a rano po przebudzeniu nie było jej. Mieli iść razem do Aleksa, ale skoro nie czekała na niego aż obudzi się i poszła sama to nie zamierzał dołączać do nich. Nie lubił go zresztą i była to niechęć obustronna.  Zrobił sobie mocną kawę i wziął się za sklejanie samochodu od Uli. Montowanie militari zawsze go odprężało.  W domu zjawiła się tuż przed przyjściem na podwieczorek Dobrzańskich. Przed nimi udawała miłą i kochającą narzeczoną. Marek natomiast nie zamierzał okłamywać swoich rodziców i otwarcie powiedział im, że w sprawie Sylwestra zdania nie zmienił i pogodzony z Pauliną nie jest. 
Kolejną noc Paulina również spędziła w pokoju gościnnym a na całe drugie święto gdzieś wyszła. Dokładnie wiedział, że odseparowanie go od łóżka i samotne wyjścia są tylko po to, aby wymusić na nim zmianę decyzji albo ukarania go. Nie przejmował się tym w ogóle i leżąc samotnie na kanapie w ich salonie miał sporo czasu do przemyślenia.
Przez cały okres jej wyjazdów nigdy nie było dobrze, ale aż tak źle jak jest teraz to nie było.  Nawet w łóżku nie było tak jak dawniej, przestała być atrakcyjna i nie dała zadowolenia. Po pięciu miesiącach bez niej i prawie trzech bez kobiety powinny być fajerwerki, ale nie było ich. Nawet przez te ostatnie dwie noce, gdy spała obok w pokoju nie tęskniłem do kontaktu z nią.  Jedno z ostatnich ogniw, które łączyło mnie z nią przestało istnieć.  Drugie zresztą też. Zmieniłem się nie mam już kochanek i nie ma mi, co wybaczać- rozważał dalej.  Nawet rodzice zaczynają rozumieć. A przynajmniej ojciec. Karolina i Sebastian mają rację Czas zakończyć ten związek.  Czas przestać udawać wielką miłości w wielkiej rodzinie Febo- Dobrzańscy. Dzisiaj nie będę psuł sobie świątecznego wieczoru. W telewizji leci siatkówka i chcę obejrzeć w spokoju mecz. Będzie na to czas jutro albo w kolejne dni.
 Okazji do porozmawiania jednak nie miał, bo Paulina skróciła swój pobyt i wyjechała obrażona następnego dnia rano, zanim zdążył podjąć temat. Nie zamierzał jej ani zatrzymywać, ani przepraszać a tym bardziej ustępować w sprawie Sylwestra.  Znał ją dobrze i wiedział, że ten nieoczekiwany wyjazd to kolejna jej manifestacja. Przyniósł też odwrotny efekt niż zamierzała Paulina, bo nie tylko nie zmartwił Marka, ale utwierdził w przekonaniu, że podjął słuszną decyzję. Martwił się tylko, że nie udało mu się z nią porozmawiać a przez telefon nie chciał tego załatwiać.

Do pracy przyszedł w całkiem dobrym humorze. Karolinie i Uli, chociaż obie były jego przyjaciółkami i pytały go o święta to o swoim postanowieniu o rozstaniu z Pauliną na razie nie wspominał. Uważał, że Sebastian, jako jego najdawniejszy przyjaciel powinien, jako pierwszy dowiedzieć się i to z nim chciał porozmawiać.  W czasie świąt dzwonił do niego i wspomniał mu tylko o pomyśle Pauliny na wyjazd na Sylwestra do Paryża. Olszański do pracy wrócił dzień później.
- W końcu to zrozumiałem Seba- rzekł prosto z mostu tuż po wejściu do jego biura.  – Paulina to największa pomyłka mojego życia i ciągnąć ten związek dalej nie ma sensu.
- W końcu - ucieszył wstając zza biurka.  – Powiedziałeś jej już to.
-Nie, ale dowie się przy najbliżej okazji-rzekł pewnie.  – Nie chciałem psuć sobie wtorkowego wieczoru, a wczoraj rano, gdy wstałem była już spakowana i oświadczyła tylko, że wraca do Włoch. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć to podjechała taksówka i wyszła.
- Szkoda- odparł z niezadowoleniem. – Ale dobre, chociaż to, że się zdecydowałeś- dodał klepiąc go po ramieniu. – Tylko trzymaj się tego i nie daj się znowu jej i rodzicom omotać.
 - Bez obawy Seba zdania nie zmienię-mówił zdecydowanie.    Nie zamierzam być Karolem, ale szczęśliwym Stanisławem.(dla przyp. część 3 przedstawienie teatralne).
-I to mi się podoba-rzekł z dumą z postanowienia przyjaciela. – To, kiedy ten szczęśliwy dzień?
 - Aleks trzydziestego stycznia ma urodziny a drugiego lutego jest zarząd to przyleci do Polski to wtedy porozmawiamy. Trochę długo, ale skoro wytrzymałem z nią siedem lat to jeszcze jakoś ten jeden miesiąc też dam radę. 

Sylwester Marek spędził tak jak planował z Sebastianem i Patrycją. Olszański napomknął mu nawet, aby zadzwonił do Uli i zaprosił na zabawę.  Marek i bez jego namowy zaprosił ją i to jeszcze tego samego dnia, w którym wyjechała Paulina. Popołudniem spotkali się w ośrodku i tam zaproponował jej wyjście na bal sylwestrowy.  Ula zdziwiła się zaproszeniem, bo na takie wyjście powinien pójść z narzeczoną a nie z koleżanką, ale nie pytając o powody zgodziła się.  Wieczorem, kiedy poszli na kolację sam opowiedział jej o kłótni z narzeczoną i o jej wyjeździe.  Po tym wyznaniu po raz kolejny próbowała zrozumieć Paulinę i Marka i ich związek oparty na nie wiadomo, na czym, ale nie potrafiła.

Sylwester zaaranżowany był na lata międzywojenne włączając w to stroje. O sukienkę dla Uli postarał się Marek i wybrał jej czarną długą dopasowaną w talii sukienkę z odsłoniętymi ramionami i szal boa. Włosy natomiast podobnie jak na zabawę firmową upięła w kok z kilkoma tylko kosmykami wypuszczonymi z upięcia.  Założyła również szkła kontaktowe, które kupiła sobie z okazji świąt i kolczyki od Marka.
Bal rozpoczął się o dziewiętnastej i trwał do białego rana.  Sala przystrojona była w kolorowe serpentyny zwisające z sufitu, łańcuchy, brokatowe gwiazdki, baloniki a ściany ozdabiała draperia. Zabawa tak jak za dawnych czasów rozpoczęła się od przywitania przez mistrza ceremonii i zatańczenia przez wszystkie pary poloneza. Później grane były najczęściej stare szlagiery raz po raz przerywane nowszymi melodiami. Od początku balu atmosfera była bardzo sympatyczna i magiczna a na stołach niczego nie brakowało. Były potrawy z drobiu, dziczyzny, ryby, owoce, ciasta. Północ nadeszła szybko i przy światłach kandelabrów i kinkietów wzniesiono noworoczny toast. Później odbył się mały pokaz pirotechniczny. Po północy wybrano również króla, królową i parę balu. Tym pierwszym tytułem obdarzony został Marek i w nagrodę dostał butelkę dobrego wina. Zabawa rozkręcała się z godziny na godzinę i cała czwórka bawiła się świetnie. Tańczyli, żartowali, rozmawiali. Inni uczestnicy również okazali się bardzo towarzyscy i cała sala bawiła się znakomicie. O tą miłą atmosferę dbał wodzirej i organizował zabawy zbiorowe. Na chwilę wytchnienia natomiast można było wyjść do ogródka.  Latarnie i pełnia księżyca dawały dostateczną ilość światła, aby nie błądzić w ciemnościach i widzieć się nawzajem. Ula z Markiem również wyszli odetchnąć świeżym powietrzem.  Ula oparta o balustradę tarasu z uśmiechem opowiadała Markowi o ostatniej wigilijnej przygodzie Betti. Patrząc na nią i słuchając poczuł coś dziwnego.  Sam nie wiedział, kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się a jego ręka powędrowała do kosmyka jej włosów gładząc przy okazji policzek.  Przez chwilę wpatrywała się w jego oczy i czuła jego oddech na swojej twarzy. Chwilę później przywarł delikatnie wargami do jej ust. Marek na jednym krótkim muśnięciu nie poprzestał i delikatnie poruszył ustami.  Kiedy wyczuła tę pieszczotę przez jej ciało przeszedł taki sam dreszcz jak podczas zabawy i niechybnie upadłaby gdyby nie trzymał ją w swoich ramionach. Tamten pocałunek był przypadkowy a ten całkowicie zamierzony i nie wiedziała, co ma o tym sądzić. Usłyszała też czyjeś westchnienie, lecz dopiero po chwili zrozumiała, że to było jej własne westchnienie i to, czego bała się stało się faktem. Zakochała się w Marku i kompletnie nie wiedziała, co ma zrobić z tym fantem.
 
CDN PO MINI WYPADEK MARKA

7 komentarzy:

  1. Jaka szkoda, że między Markiem a Pauliną coś było. A mogło być tak pięknie.Ale skoro mają być dzieci to musiało to być.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko w swoim czasie. Weź pod uwagę, że oszczędziłam opisu nocy.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  2. Mam mieszane uczucia co do tej części i to wcale nie dlatego, że jest źle napisana, bo to akurat jest bez zarzutu. Marek jakoś radykalnie się zmienia i odnoszę wrażenie, że chce zostać świętym. Najpierw praca na rzecz domu starców, co jest wielce chwalebne, a potem ta przemożna chęć pójścia na mszę.
    Ja osobiście mam totalnie odmienne zdanie, jeśli chodzi o takie zakłady prowadzone przez siostry zakonne. Można na palcach jednej ręki wymienić takie jak opisujesz w opowiadaniu. Takie, gdzie opieka jest idealna, a siostry miłe i uczynne. Niestety w większości takich zakładów dochodzi do karygodnych zaniedbań pensjonariuszy a miłosierdzie to ostatnia rzecz jaką mogą zaoferować zakonnice. Nie chcę tu generalizować, ale z reguły to zgorzkniałe kobiety, złe i mściwe, a opiekę nad chorymi i niedołężnymi staruszkami traktują jak dopust boży. Zresztą nie ma co się dziwić, bo przecież miały wzór do naśladowania - matkę Teresę, której nędzne sprawki nie tak dawno ujrzały światło dzienne a już z całą pewnością można nazwać skandalem to, że ogłoszono ją świętą. Ta "misjonarka miłości" zgromadziła ogromne bogactwa, ale chorym i biednym powtarzała, że powinni cierpieć, bo Chrystus też cierpiał. Odrażające. Ale dość daleko odbiegłam od tematu. Wracając więc do Marka mam nadzieję, że będzie pomagać tak jak to robi do tej pory, ale byłabym rozczarowana, gdyby wspierał taki dom finansowo, bo jego pieniądze nigdy nie trafiłyby do potrzebujących.
    Przyjazd Pauliny i jej propozycja ewidentnie go rozdrażniły. Zrozumiał, że jednak z nią mu nie po drodze.
    Ostatnia scena piękna i wzruszająca. Pierwszy pocałunek i mam nadzieję, że nie ostatni i że to początek rodzącej się między tych dwojgiem miłości.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt nie raz słyszy się o skandalach w takich miejscach i nie tylko w państwowych, ale i tych prywatnych. Bodajże we wtorek na TVN albo TVN 24 miał być reportaż z takiego prywatnego domu starców i o skandalicznym traktowaniu podopiecznych. Ja natomiast miałam kontakt z DPS-em prowadzonym przez zakonnice. Przyjaciółka babci po śmierci męża zdecydowała się tam zamieszkać. Miała cukrzycę, chodziła o balkoniku i było to dla niej najlepsze wyjście. Ponad pięć lat tam mieszkała, ale cukrzyca nerki zniszczyła i po paru dializach zmarła. Byłam tam kilkanaście razy i panie, z którymi rozmawiałam to chwaliły sobie to miejsce. Do dziś działa i kolejka na miejsce krótka nie jest.
      A co do opowiadania to nie myślałam o wsparciu finansowym. Nawet nie miało być zakonnic i w trakcie pisania części stwierdziłam, że będzie inaczej i lepiej pasować do jednego z fragmentu w najbliższej części. Rozmowy Ula-Marek z zakonnica żadnej również nie planuje. Jest to tylko miejsce. Czy pójście Marka była aż tak niepohamowane, to nie wiem. Po prostu poszedł, bo nie chciał wracać jeszcze do domu ani chodzić bez celu i dawno na niej nie był. Nawet nie zastanawiałam się nad tym zdaniem, gdy je pisała. Napisałam, bo tak mi pasowało.
      Co do samej końcówki masz rację. To początek miłości.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
    2. Wracając do Pauliny to jej propozycja była tą kroplą wody która przepełniła czarę.

      Usuń
    3. Bardzo jestem ciekawa tej rozmowy i reakcji panny Fe, bo że dobrze tego nie przyjmie, to pewne. Najważniejsze jednak, że Marek wreszcie wyszedł ze sztywnych ram i zaczął myśleć samodzielnie, a nie podejmować decyzji pod wpływem rodziców. Bezapelacyjnie stał się też lepszym człowiekiem, co dla Uli na pewno nie jest bez znaczenia.

      Usuń
    4. Do takiej prawdziwej rozmowy to daleko, bo planuje na sierpień w opowiadaniu. Rozmowy z Paulina będą ale telefoniczne i opisowe. Trochę sprawy będa się komplikowały.
      Wracając do Marka i zmian to następują ale wkrótce w sens zmian zwątpi.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń