Po odejściu Marka, zmyciu makijażu i szybkim prysznicu z
przyjemnością wskoczyła w ciepłą piżamę, położyła się do łóżka i próbowała zasnąć.
Mimo zamkniętych oczu i zmęczenia sen jednak nie nadchodził. Cały czas analizowała
to, co się wydarzyło i co powiedział jej Marek o Paulinie. Zmęczenie w końcu wzięło górę i zasnęła
spokojnym snem. O dziewiątej włączył się alarm w jej telefonie oznaczający
pobudkę. Torbę miała już spakowaną, wypiła tylko pobudzającą kawę, przemyła
twarz, ubrała się i poszła na przystanek. W drodze do Rysiowa wróciła wspomnieniami
do zabawy i rozważań z rana. Może jednak zakończyć tą znajomości z
Markiem? Albo ograniczyć z nim kontakty i unikać wyjść publicznych. Mam rodzinę i nie mogę przecież ryzykować,
żeby spotkało mnie coś przykrego. We
środę spotkam się z Karoliną to wypytam
ją dokładniej o tą Paulinę. Marek mógł mi całej prawdy nie powiedzieć. A swoja
drogą jak oni mogą być ze sobą. To się
nie może udać. On jej nie kocha a ona
jego i chcą brać ślub? Dziwni ludzie. Chociaż znając poglądy Matka na temat
miłości i rodziny to nie powinnam się dziwić.
Niespełna godzinę później była w Rysiowie i wspomnienia i
myśli odeszły na dalszy plan. W domu
ze względu, że nazajutrz przypadało Święto Niepodległości spędziła dwa miłe
dni. Betti, jak zwykle miała do niej
mnóstwo pytań dotyczących głównie zabawy i przygotowując obiad opowiadała
rodzinie o balu. Później, gdy już
wszystko sprzątnęła odwiedziła Maćka.
- Opowiadaj Ula- zachęcał Szymczyk. Jak zabawa? Dobrze mnie zastąpił ten cały
Marek?
-Tak. Było ok-odparła bez zdenerwowania. Tu masz zdjęcia-
dodała podając swój telefon. Zrobił
dobre wrażenie na pracownikach.
-A na tobie? –spytał patrząc na nią uważnie. Karolina
mówiła, że to niezły podrywacz. Ula nie
chciałbym żebyś znowu cierpiała z powodu faceta.
-Spokojnie Maciuś – odparła. On ma narzeczoną i w
przyszłym roku biorą ślub. Zresztą jest niebotycznie bogaty i nie byłby
zainteresowany byciem za mną z powodów finansowych tak jak Bartek albo Paweł. A z powodów urody to już w ogóle. Marek jest
moim kumplem i nic więcej.
-Mam zacząć być zazdrosny?-spytał patrząc na nią
ukradkowo.
-Nie masz powodu- odparła śmiejąc się. Na zawsze
pozostaniesz moim najlepszym przyjacielem i nic i nikt tego nie zmieni. Zastanawiała się czy powiedzieć mu o
Paulinie, ale stwierdziła, że lepiej nie, bo znała przyjaciela i wiedziała, że
będzie się martwić. –A jak ty się
czujesz?
-Lepiej. W kościach już mnie łamie i temperatura spadła.
Marek w przeciwieństwie do Uli pospał dłużej i wstał
dopiero o trzynastej. Bez pośpiechu
wziął odświeżający prysznic, w spokoju wypił wzmacniającą kawę, zamówił
taksówkę i pojechał po swój samochód.
Stamtąd od razu skierował się w stronę knajpki „U Ryśka” na spotkanie z
Sebastianem. Olszański jeszcze wczoraj późnym wieczorem wysłał mu sms-a z
zaproszeniem na obiad i adnotacją, że muszą pogadać i nie jest to rozmowa na
telefon. Gdy dotarł tam przyjaciel był
już i zamawiał dla nich ich ulubione steki wołowe z ziemniaczkami, sosem i surówką.
- Opowiadaj Marek i jak było na zabawie-zagadnął tuż po
odejściu kelnerki. Udana?
-Nawet bardzo. Od
dawno nie byłem na takiej zwykłej zabawie i wybawiłem się za wszystkie czasy. Dobre jedzenie a nie tylko chipsy, orzeszki i
piwo. Świetna muzyka a nie głośne nie wiem, co i migające światła. I miłe towarzystwo a nie niedojrzałe
panienki. Muszę zorganizować taką zabawę dla pracowników FD. Wyjazdy
integracyjne na Mazury zaczynają się już wszystkim nudzić.
-To znaczy, że nie było, na kim oczu zawiesić?-stwierdził
z zawiedzeniem Olszański.
-Seba ja tak nie poszedłem, żeby sobie na kimś oko
zawieszać. Ale skoro pytasz to była tam taka jedna Oliwi. Wypisz wymaluj Wioletta. Może z tym wyjątkiem, że przysłów nie używała,
ale za to co drugie zdanie miała zwyczaj kończyć stwierdzeniem, co nie. W dodatku cały wieczór próbowała zwrócić na
mnie swoją uwagę.
- Nic dziwnego jesteś w końcu tym Dobrzańskim- stwierdził
z akcentem na słowo tym.
-A jak było w klubie? Dostałeś autograf? Mirabela to w końcu ta sławna
modelka-odgryzł się lekko poirytowany jego słowami.
- Bardzo śmieszne Marek- odparł złośliwie. Ja tylko
stwierdziłem fakt i nie miałem na myśli nic ironicznego. Zgadnij, kogo spotkałem w klubie?
-Kogo- spytał nie mając ochoty na zgadywanie.
-Wiolettę. Okazało się, że jest stałą bywalczynią Klubu 69.
Obsługa i ochroniarze dobrze ją znają. I
właśnie o Wioli i Paulinie chciałem pogadać. Wygląda na to, że Paulina zaczęła działać. Wiolka
wypytywała o ciebie i Ule.
- Długo nie
zwlekała- odparł krzywiąc usta w grymas złości. I, co jej powiedziałeś?
-Prawdę.
- Seba. Jak to powiedziałeś prawdę? Jaką prawdę?- pytał
wyraźnie zdenerwowany.
-Spokojnie Marek- uśmiechnął się tajemniczo. Podkoloryzowaną prawdę. Dałem jej do
zrozumienia, że to Karolina poznała cię z Ulą i są w mocnej zażyłości. Chyba łyknęła, bo spytała mnie serio Sebastian
i zaśmiała się złośliwie. A na pewno już
zadzwoniła do Pauliny. Wyszła od razu jak jej to powiedziałem. Stwierdziła, że musi iść tam gdzie królowa nie
jeździ autem. Nie minęło półgodziny i znowu wyszła do toalety, ale zostawiła
telefon. Sprawdziłem ostatnie połączenie i było do Pauliny. O ciebie też pytała. Powiedziałem jej tak jak było umówione, że
jesteś na maraton filmowym o Bondzie.
- To dobrze i dzięki, że mnie kryłeś- odparł z
wdzięcznością i nieco uspokojony. Zobaczymy, co Paulina teraz zrobi i powie na
te rewelacje. Dzwoniła wczoraj rano i miła nie była.
- Nic nowego- stwierdził od niechcenia. Słuchaj Marek, a
może Ula naprawdę jest –zagadnął prowokująco.
- Seba jak ty coś palniesz to głowa boli. Posądzać ją o
coś takiego jak nieustannie mówi o dzieciach, mężu i swoim wymarzonym przyszłym
życiu.
-Przecież żartowałem- odparł zadowolony, że udało mu się
nabrać przyjaciela. Tylko zastanawiam się, co Ula powie na to, że zrobiłem z
niej lesbijkę? Może się jej to nie spodobać. Marek musisz porozmawiać z nią i
wytłumaczyć, że to dla jej dobra. I
jakby, co biorę całą winę na siebie-mówił z całą stanowczością wzięcia na
siebie ewentualnych konsekwencji. -Ulka
pomogła mi z tym kredytem to pomyślałem, że wypada odwdzięczyć się
dziewczynie. Z Karoliną też powinieneś pogadać.
Tak na wszelki wypadek, żeby nie wygadała się przed Wiolettą.
-Wiem i zajmę się tym najszybciej jak się da-odparł. To, z kim w końcu poszedłeś do klubu. Z
Patrycją?
- Nie. Patka nie zdążyła dojechać i poszedłem sam, a
później to już z Wiolką byłem- odparł trochę niepewnie, bo nie wiedział jak
zareaguje na to przyjaciel. Nie jest taka zła jak się nam wydaje. Ma kilka
atutów.
-Chyba wiem, jakich-zakpił. Bo na pewno nie intelekt. Gdyby
nie to, że ma kredyt do spłacenia, to dawno już bym ją zwolnił.
-Ale przyjacielowi tego nie zrobisz? I co się tak patrzysz? –spytał widząc
zdziwioną twarz przyjaciela. Ty interesujesz się Ulą to mi wolno Wiolettą.
Półgodziny później podążając do samochodu zastanawiał się
czy ma od razu zadzwonić do Uli i powiedzieć jej o całej sprawie, czy poczekać.
Stwierdził jednak, że jest teraz w domu z rodziną, może odsypia zabawę i nie
będzie jej przeszkadzał. Popołudnie i wieczór spędził z rodzicami. Zjadł z nimi smaczny podwieczorek i kolację,
porozmawiał, obejrzał telewizję i zagrał z ojcem w szachy. Pomógł także matce w wyborze nowego telefonu,
bo jej małżonek nie znał się na tym i preferował klasyczne telefony a jego
rodzicielka chciała coś nowszego. O dziesiątej pożegnał rodziców i poszedł do
swojego dawnego pokoju. Kładł się już spać, gdy zadzwoniła Paulina. Miał
nadzieję, że dzisiaj uniknie rozmowy z nią, bo popołudnie i wieczór miała
spędzić w operze. Odebrał, chociaż zadowolony
nie był i nie chciał denerwować się przed snem. Ale wolał też porozmawiają z
nią teraz niż później wysłuchiwać jej pretensji, że nie odbiera i pytań gdzie
jest.
Z Ulą spotkał się we wtorek rano. Znał już jej rozkład dnia i wiedział, że o
ósmej przyjeżdża do Warszawy. Zaryzykował i nie dzwoniąc do niej podjechał pod
jej przystanek i czekał na przyjazd autobusu. Z autobusu wyszła zamyślona i nie
zauważyła czekającego na nią Marka.
-Cześć-usłyszała chwilę później tuż przy uchu.
-O Boże-wzdrygnęła się. Ale mnie przestraszyłeś.
-Przepraszam nie chciałem-odparł wdzięcząc się. Co byś
powiedziała na kawę w ramach przeprosin?
- Ok-zgodziła się natychmiast. Tu za rogiem jest
kawiarnia i zawsze, gdy przyjeżdżam idę tam na kawę i sernik. A stało się coś, że tak od rana spotykasz się
ze mną i proponujesz pójście na kawę? To o Paulinę chodzi, prawda. Mam zacząć się bać? -
Zasypała go pytaniami.
- O Paulinę, ale nie ma powodu bać się- uspokoił szybko. Może ci się to tylko nie spodobać, bo jest to
dość oryginalne- dodał niepewnie, otwierając przed nią drzwi kawiarni. Sebastian postanowił wziąć sprawy naszej
znajomości w swoje ręce i nabrała ona innego i lepszego kształtu.
-Ale jego dziewczyną mam nadzieję, że nie zostałam -wtrąciła
spoglądając na niego badawczo.
-Nie, nie zostałaś, ale jesteś blisko-zaśmiał się. Sebastian dał do zrozumienia Wioletcie, że
ciebie i Karolinę łączy coś szczególnego. A ona zadzwoniła od razu z tym do
Pauliny.
-Że, co?-rzekła wyraźnie zdziwiona, siadając do stolika.
-Seba ma czasem takie niekonwencjonalne pomysły-
usprawiedliwił go. Ale zrobił to w dobrych intencjach Ula. Chciał
pomóc nam i odwdzięczyć ci się za ten kredyt.
- I Paulina tak po prostu uwierzyła mu i odpuści – spytała
z niedowierzaniem. I nie będzie szukać
jakiś namacalnych dowodów?
- Dzwoniła do mnie w niedzielę wieczorem i wczoraj i nie
wspomniała ani słowem o naszej znajomości. Znam ją i wiem, że oznacza to, że
temat jak dla niej jest zamknięty. Jest też za leniwa, żeby dokładnie to
sprawdzać i szukać dowodów-odparł pewnie. Zresztą Wiola zawsze możne znaleźć na
biurku jakieś małe zdjęcie twoje i Karoliny sugerujące, że tak właśnie jest. Ula na prawdę nie ma sensu dłużej zadręczać
się Pauliną i mówić o niej.
- No nie wiem-
mówiła bez wiary. A, co na to Karolina? Nie jest zła.
- Nie wiem. Ma dzisiaj wolne i jeszcze z nią nie
rozmawiałem. Zresztą znając ją to
przypuszczam, że będzie całą tą sytuacją rozbawiona. Martwiła się o ciebie to
teraz nie będzie chciał zaszkodzić. A jak minął ci weekend?-zmienił gładko temat. Mam nadzieję, że wypoczęłaś, bo ja tak. W niedzielę spałem do południa, a wczoraj
cały dzień spędziłem u rodziców i byczyłem się-obwieścił w zabawny sposób.
-Ja się, co prawda w domu nie byczyłam, ale również
wypoczęłam- odparła nie złośliwie.
Nalepiłam górę pierogów, uprasowałam stos ubrań i na zgrabiałam stertę
liści z podwórka. Poza tym odpowiedziałam Betti na mnóstwo pytań,
poprzeglądałam rachunki i zrobiłam porządek w skrytce kuchennej.
-Ula te byczenie do końca prawdą nie było- zaczął usprawiedliwiać
się nerwowo, gdy Ula skończył mówić. To taka przenośnia i nie leżałem cały
dzień na kanapie na kanapie, kiedy ty pracowałaś. Po prostu mama zawsze rozpieszcza mnie, gdy
jestem u nich i nazywam to byczeniem. A tak naprawdę to wczoraj we trójkę przez całe
popołudnie przeglądaliśmy szafy na strychu i segregowaliśmy rzeczy te
niepotrzebne, przydatne, do wyrzucenia czy oddania.
- Spokojnie Marek –zaśmiała się na jego mało składne tłumaczenie. Oprócz
obowiązków i pracy miałam też czas dla siebie i wylegiwanie się. Relaksująca
kąpiel, książka, nocny spokój i własne łóżko. To są cztery rzeczy, oprócz
rodziny, za którymi tęsknię będąc we Warszawie.
-Ja mam w ostatnim czasie podobne zapatrywania-odparł zamyślony. Coraz
chętniej spędzam czas u rodziców i zostaję tam na noc. Sam nie wiem czy wspomnienia
mnie tam ciągną, czy starość albo samotność mnie dopada, czy zaczynam być
rodzinny i sentymentalny. Na strychu znalazłem kilka moich zabawek i mama stwierdziła,
że czas je oddać, ale mi jakoś trudno było rozstawać się z nimi. Spakowałem je i
zabrałem do siebie i schowałem na samej górze w pawlaczu. Paulina akurat tam
nie zagląda to mi nie wyrzuci. Wiesz, Ula może kiedyś nasze dzieci będą chciały bawić się
nimi-wytłumaczył się. Nasze dzieci- pomyślała Ula. Zabrzmiało to tak jakby były to nasze dzieci
a nie Marka i Pauliny. Znalazłem nawet strój strażaka na zabawę karnawałową
z czasów wczesnej podstawówki – kontynuował tymczasem Marek nie mając pojęcia
ze swoich słów. A właśnie Ula a pro po zabawy, to mam ze sobą aparat i jeśli chcesz to możesz obejrzeć zdjęcia i wybrać te,
które mam ci wywołać.
-Pewnie, że obejrzę-odparła przysuwając się bliżej Marka.
Nie
jest z nim tak źle jak myślałam, jeśli chodzi o poglądy na rodzinę-pomyślała
przeglądając kolejne zdjęcia. Może będą z niego jeszcze ludzie.
Co do Karoliny Marek
miał rację. Pomysł Sebastiana nie tylko
rozbawił ją, ale i uznała, że jest to dobre rozwiązanie na uniknięcie problemów
przez Ulę. Nazajutrz po pracy obie dziewczyny spotkały się w galerii na
zakupach.
- Muszę przyznać, że Sebastian nieźle to wymyślił i
załatwił Paulinę. Będziesz mieć z nią spokój -rzekła wyraźnie zadowolona.
- Zobaczymy- odparła asekuracyjne. Marek mówił, że jeśli chodzi o niego to jest bardzo
zawistna.
-Delikatnie ujmując zawistna- stwierdziła z przekąsem.
Ciągle robi Markowi awantury o kobiety. Do tego jest wyniosła, zarozumiała,
mściwa i ma tendencję do obraża innych. Obraża
nawet jak kogoś nie zna.
-Teraz to już kompletnie
nie rozumiem Marka- rzekła kręcąc z niedowierzaniem głową. Nie kocha jej, ma wredny charakter, a chce się
z nią żenić.
-Kochana nikt go nie rozumie. Tłumaczymy mu z Sebastianem, żeby rzucił ją i
związać się z kimś innym, ale nie słucha nas. Zmądrzeje jak już będzie za późno
i tylko do siebie będzie mógł mieć pretensje. Jesteśmy przyzwyczajeni do
siebie, dobrze się znamy i to nam wystarcza- zacytowała Uli częste słowa Marka.
- To samo powiedział mi na zabawie-odparła sceptycznie. Ciągle zastanawiam się jak można mieć takie
poglądy na życie.
- Jak widać można.
A jak było na balu? –pociągnęła wspomniany przez Ulę temat. Marek mówił,
że Oliwia na okrągło go podrywała.
-Fakt-odparła wesoło. Pech chciał, że siedziała z nami
przy stole i od razu zainteresowała się nim.
Zresztą pojawienie się Marka w moim towarzystwie było dla wszystkich zaskoczeniem.
I nie ukrywam, ale miło było widzieć te wszystkie zazdrosne spojrzenia. Marek świetnie
tańczy, więc kolejka chętnych pań do zatańczenia była długa. Był też duszą
towarzystwa, miły dla wszystkich i nieustannie wszystkich i wszystko komplementował.
Karola
myślisz, że jest mi w tych okularach nie do twarzy- spytała ni stąd ni zowąd.
- Ula naprawdę nie ma sensu przejmować się tym, co mówi
Paulina-odparła szybko.
- A co ma Paulina do moich okularów?- zdziwiła się.
- To Marek ci nic nie mówił- rzekła wiedząc, że właśnie
wygadała się niechcący.
-A, o czym miałby mi mówić, czy tam nie mówić?
-O niczym. Tak mi się powiedziało-odparła wymijająco.
-Karola nie rób ze mnie idiotki-rzekła stanowczo. Mów, co
ma Paulina wspólnego z moimi okularami.
- Ok. Tylko się nie obraź- poprosiła. Byłam przy tym, gdy Paulina zadzwoniła do Marka i
określiła cię zwykłą okularnicą.
-Zwykła okularnica-powtórzyła do siebie cicho. Przecież
ona mnie na oczy nie widziała. Chodź Karola-dodała zawracając w stronę wind. Na dole jest optyk to pomożesz wybrać mi nowe
okulary albo nawet kupię sobie szkła kontaktowe. Zobaczymy jeszcze, czy będę
zwykłą okularnicą.
Pięć minut później siedziała przed lustrem a przed nią
leżało kilkanaście oprawek. Karolina razem z panią optyk dobierały dla niej
odpowiednie oprawki. Po długim zastanowieniu zdecydowała się na te
najmodniejsze, choć kosztowały majątek. Obiecała sobie, że tuż po świętach i premii zainwestuje również w szkła
kontaktowe.
-Powinnaś teraz włosy przyciemnić-zaproponowała Karolina
po wyjściu od optyka. I końcówki lekko wyrównać.
-Tak myślisz?-spytała przeglądając się w jednej z witryn.
-Tak Ula. Jak zmiana to zmiana- rzekła zdecydowanie.
- Pomyślę o tym-obiecała uśmiechając się do swojego
odbicia. Może na święta zrobię sobie taki mały prezent pod choinkę.
- Mądra decyzja Ula- poparła ją klepiąc po ramieniu dla
dodania otuchy. -Chciałabym zobaczyć
minę Pauliny, gdyby cię zobaczyła i okazało się, że zwykłą okularnicą jednak
nie jesteś.
-Tylko, że ja jakoś ochoty na zapoznanie się z nią nie
mam-odparła z lekką pogardą.
Zastanawiała się natomiast, co powie Marek na ten nowy element
jej wyglądu.
Marka miała okazję zobaczyć dopiero po paru dniach. We czwartek razem z Pshemkiem wyjechał na
targi mody zimowej do Berlina i wrócili dopiero w poniedziałek. Dzień później
zadzwonił do Uli i zaprosił na popołudniową kawę mówiąc, że ma coś dla niej. Umówili
się, że spotkają w parku.
Do parku Marek daleko nie miał i pojawił się tam chwilę
po Uli. Stała na mostku, zamyślona i rzucała w zarośla kawałki bułki dla
kaczek. Zastanawiała się nad tym, co Marek może mieć dla niej. Przypuszczała,
że są to zdjęcia z zabawy albo może jakiś drobiazg z Berlina.
-Zmieniłaś okulary- usłyszała na przywitanie zamiast
część. Bardzo gustowne i jest ci w nich do twarzy–dodał szczerze.
- Karolina pomogła mi wybierać- odparła uśmiechając się a
na policzkach pojawił się lekki rumieniec.
-Ula, ale wtedy chyba nie obraziłem cię?–spytał nerwowo.
-Nie obraziłeś- wtrąciła pośpiesznie pomijając fakt, że
główny powód zmiany to jego narzeczona. - Nie mówmy dłużej o tym. Mówiłeś, że masz coś
dla mnie. Zdjęcia- spytała widząc dużą kopertę z nadrukiem Kodak.
-To też, ale głównie to chciałem zaprosić cię na moje urodziny.
W piątek dwudziestego dziewiątego
listopada o osiemnastej u mnie w domu.
-Ale, dlaczego mnie?-zdziwiła się. Znamy się dopiero
niecałe dwa miesiące.
-Bo jesteś moją kumpelą i lubię cię-odparł uśmiechając
się promiennie. Karolina z Sebastianem
też będą, więc nie bój się, że będziesz czuła się osamotniona. Ula nie odmawiaj mi- poprosił tak czarująco,
że trudno było oprzeć się.
-Ok. Przyjdę z
przyjemnością. A co chowasz w tej
kopercie. Zdjęcia wywołałeś?
-Tak. Właśnie je
odebrałem. To, co idziemy na kawę i pooglądamy.
Część 8
Na spotkanie z Ulą, Marek nie zamierzał jednak czekać
dziesięciu dni do swoich urodzin i zadzwonił do niej w poniedziałek rano z
zaproszeniem na popołudniową kawę. Chciał zadzwonić do niej i umówić się już
przed weekendem, ale stwierdził, że może źle odebrać te ich częste spotkania i
odczekał parę dni. Wiedział, że w
poniedziałki Ula chodzi na wpół do siódmą na kurs francuskiego i między pracą a
kursem do domu nie wraca, idzie tylko na zakupy i coś zjeść. Postanowił, więc
wykorzystać okienko w zajęciach Uli i zaprosić na szybszą kolację. Ze względu, że pracę kończył godzinę prędzej
niż Ula to pojechał do niej do pracy. Pierwszą
rzeczą, która po wejściu do sekretariatu rzuciła mu się w oczy, to bukiet
świeżych kwiatów w koszu.
-Piękne kwiaty Ula- zagadnął po przywitaniu. –Wyglądają na świeże a leżą…
-To śmieci-przerwała mu ostro. – A miejscem śmieci jest właśnie kosz-
odparła akcentując słowo kosz.
-Ula spokojnie – rzekł łagodnie, siadając na biurko. – Ja tylko spytałem.
-To teraz już wiesz-dodała wrzucając nerwowo papiery do
niszczarki.
Nie pytał o nic
więcej, bo widział, że temat kwiatów zdenerwował ją. Gdy chwilę później zniknęła zza drzwiami szefa
zajrzał do leżącego na wierzchu bileciku.
Ula.
Przepraszam, że tak
Cię potraktowałem.
Teraz wiem, że tak naprawdę
to Cię kochałem i kocham.
Bardzo serdecznie Cię przepraszam
i mam nadzieje, że mi wybaczysz. Bartek.
Teraz wiem, że tak naprawdę
to Cię kochałem i kocham.
Bardzo serdecznie Cię przepraszam
i mam nadzieje, że mi wybaczysz. Bartek.
Ciekawy jestem, kim jest ten cały Bartek i o
co im poszło? Musiał ją mocno skrzywdzić, skoro wysłał jej kwiaty z
przeprosinami, a ona je wyrzuciła.
Ula wkrótce wróciła, ale tematu kwiatów nie drążył i
zmienił go na sprawy służbowe. O
siedemnastej wyszli z banku i za namową Uli poszli do pobliskiej naleśnikarni. Przed
wyjściem z biura wyciągnęła jeszcze kwiaty z kosza i wyrzuciła je do zsypu.
- Ula przy tobie odkrywam smaki dzieciństwa-rozmarzył się
przy pierwszym kęsie. – A ty nie boisz
się, że utyjesz po tej bombie kalorycznej?- zapytał na widok trzech zamówionych
przez Ulę naleśników z musem bananowym i polanych czekoladą.
-Nie-zaśmiała się.
– Zresztą jeden kilogram więcej,
czy mniej różnicy dla mnie nie robi.
-Zadziwiasz mnie-odparł.
– Do tej pory spotykałem głównie
kobiety, które ciągle były na diecie i liczyły kalorie przy każdym
posiłku.
- Ala nie ja- zapewniła.
– Diety, odchudzanie, kalorie to zdecydowanie nie dla mnie. Lubię siebie taką, jaka jestem. Zresztą nie
mam tak silnej woli i nie umiem odmówić sobie czegoś, na co mam ochotę. Ale chyba nie myślisz, że jestem za gruba?-
zapytała spoglądając na niego podejrzliwie.
-Nie, absolutnie nie-zaprzeczył. – Powiem nawet więcej-
dodał taksując ją wzrokiem zza stolika. W porównaniu z innymi kobietami jesteś
w sam raz.
-To kobiety 90-60-90 przestały cię interesować?-zagadnęła
udając zdziwienie.
-Powiedzmy, że znudziły-wyznał szczerze. – Wszystkie były takie same. Puste i mało
rozgarnięte. Czasami miałem wrażenie, że w głowie miały tylko modę, plotki i
dietę. Przeliczyć ilość kalorii w porcji czegoś tam to potrafiły, ale gdybym je
spytał ile jest sześć razy siedem albo osiem razy dziewięć to by pewnie połowa
nie wiedziała.
-Ale właśnie takie kobiety mają największe
wzięcie-stwierdziła z wyrzutami. - Zgrabne
i ładne. A to, co ma się w głowie to się
na ogół nie liczy albo jest na dalszej pozycji. I nie mów mi, że tak nie jest.
- Nie zamierzam zaprzeczać- odparł uśmiechając się
ironicznie. – Powiem nawet więcej. Im jest naiwniejsza i ma mniej w głowie tym
lepiej, bo jest łatwiejsza w obsłudze- dodał, chociaż widział, że na jego słowa
Ula zareagowała wrogo.
-Typowe myślenie facetów- mruknęła obrzucając go kpiącym
spojrzeniem. – Tylko jedno macie w
głowie. Jak uwieść dziewczynę, wykorzystać i porzucić. To, co ona czuje to się
dla was w ogóle nie liczy. Nie liczy się, że cierpi, płacze, rozpacza. Liczy się natomiast tylko własne zaspokojenie
albo korzyści, jakie można czerpać ze związku. Umiecie tylko okłamywać,
oszukiwać, omamiać i krzywdzić.
-Jesteś dzisiaj bardzo cięta na nas – rzekł nerwowo. Ma
to jakiś związek z kwiatami?
Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo odezwała się jej
komórka. Leżała na stoliku i kątem oka dostrzegł, że na wyświetlaczu widnieje imię
Bartek. Jego uwadze nie uszło również zdenerwowanie Uli i to, że nerwowo
odrzuciła połączenia.
-Ula przepraszam,
że tak mówiłem o tych dziewczynach- próbował rozładować napiętą sytuację. – Powiedziałem to bezmyślnie.
- To ja przepraszam-wtrąciła unikając jego wzroku. – Nie powinnam tak na ciebie naskakiwać, obwiniać
i ochrzaniać za winy innych. Znalazłeś się w po prostu w niewłaściwym miejscu o
niewłaściwej porze.
- Nie Ula – tym razem to on przerwał. – Należało mi się. Jeśli nie za ciebie to za
inne dziewczyny. Mówienie o ich
naiwności było głupie. Powiesz mi, o co
chodzi z tymi kwiatami? - zagadnął delikatnie. – Czasami dobrze jest się zwierzyć, wygadać.
-Ten od kwiatów to Bartek mój dawny chłopak- zaczęła
swoja opowieść. –To znaczy ja myślałam, że nim jest, bo on
poważnie mnie nie traktował i był ze mną ze względów finansowych. Był moją pierwszą, młodzieńczą i skrytą miłością.
Wszystkie dziewczyny z ulicy uganiały się za nim i ze wszystkimi flirtował. W
końcu pod koniec liceum zwrócił i na mnie uwagę. Szybko okazało się jednak, że nic dla niego
nie znaczyłam i był ze mną, bo miałam stypendium i mogłam płacić za nas
rachunki. W dodatku zdradzał mnie z podobną dziewczyną z innej dzielnicy.
Spotykał się z nami, bo byłyśmy dla niego przypływem gotówki- mówiła ze złością
na samą siebie. – Któregoś dnia
narozrabiał i wyjechał na dwa lata do Niemiec.
Przez ten czas rzadko przyjeżdżał i nie widywałam go i tylko czasami,
gdy jego matka przychodziła do nas to wspominała o nim. Na stałe wrócił dopiero parę dni temu i dowiedział
się, że mam dobrą pracę i co się z tym wiąże zarobki. Zauważył w tym szansę dla
siebie i próbuje ponownie zbliżyć się do mnie.
-Chcesz
powiedzieć, że to jakiś Kalibabka i szuka bogatej dziewczyny do urobienia? – zdziwił się.
- C0ś w tym rodzaju-odparła bawiąc się papierową
serwetką. – Zawsze taki był. Interesowało go tylko łatwe, beztroskie
życie. I jak widać nic się nie zmienił. – Myśli, że kwiatami załatwi wszystko i dam
się drugi raz złapać na jego czułe słówka i urok. I jeszcze ten żenujący wierszyk-dodała z
ironią.
-Teraz rozumiem, dlaczego wyrzuciłaś kwiaty- pokręcił z
dezaprobatą głową. Facet ma niezły
tupet. Oszukał cię i ma czelność wrócić. Chociaż
nie mi go osądzać, bo lepszy nie byłem i sam zwodziłem i nic nie robiłem sobie
z uczuć kobiet-przyznał się szczerze. –
Ale nigdy nie postąpiłbym w ten sposób i nie naciągał dziewczyn na pieniądze.
Nawet jakbym nie był bogaty.
-Bartek to nie ty- rzekła cicho.
- Ula głowa do góry- próbował podnieść ją na duchu. – Bartek to już przeszłość i nie ma sensu
przejmować się tym gogusiem. To, że
oszukiwał cię nie znaczy, że każdy jest taki i że zawsze już tak będzie.
- Tak tylko, że ja trafiałam do tej pory na takich właśnie
typków- rzekła smutno.
Nie wiedział, co ma jej powiedzieć, jak pocieszyć. Na
jednego absztyfikanta miał słowa otuchy, ale na kolejnego albo kolejnych już
nie.
- Ula, jeśli chcesz się wygadać to chętnie posłucham-zaproponował
nieśmiało.
Długo się nie zastanawiała nad sugestią Marka. Stwierdziła, że skoro już zaczęła opowiadać
mu swoje życie to powie i resztę. Tym
bardziej, że Marek opowiedział jej o swoim.
- Był jeszcze Paweł, kolega ze studiów-zaczęła swoją
drugą opowieść. Na początku trzeciego roku
zaczął interesować się mną i zaczęliśmy ze sobą chodzić. Byliśmy ze sobą pół roku, ale wkrótce okazało
się, że bardziej interesowało go to, że miałam dostać stypendium i wyjechać na
rok do Anglii niż ja sama. Wymyślił sobie, że weźmie urlop dziekański i wyjedzie
razem ze mną. A, gdy powiedziałam mu, że
zrezygnuję z wyjazdu to mnie rzucił- dodała po chwili milczenia. - Nawet nie miał odwagi przyznać się, że
zależało mu wyłącznie na wyjeździe tylko stwierdził, że nie pasujemy do siebie.
Dałam podejść się im jak nastolatka, która myli zakochanie z miłością- wyraźnie
się zezłościła się. – Z tą różnicą, że ja pomyliłam miłość z mojej strony z
cwaniactwem i wyrachowaniem z ich strony. Mówili, że kochają a tak naprawdę nie
kochali i oszukiwali.
-Ula grunt, że pomimo tych przykrych doświadczeń nie
załamałaś się i ciągle wierzysz w tą swoją prawdziwą i jedyną miłość-rzekł z
optymizmem po niezręcznej i przedłużającej się ciszy. – Wiara w coś to połowa sukcesu.
- Masz rację- odparła pewnie. – Świat przecież nie może składać się z samych
Bartków i Pawłów i musi gdzieś być ktoś porządny, przeznaczony dla mnie, który
pokocha mnie szczerze i prawdziwie.
-I tego się trzymaj-dodał z uśmiechem.
- Nigdzie nie jest też napisane, że miłość to sama
słodycz jak te naleśniki-stwierdziła nadziewając duży kawałek na widelec. – Czasami też gorzko smakuje, rozczarowuje nas
i kosztuje dużo łez i cierpienia.
- A ja myślałem, że miłość nic nie kosztuje-zagadnął
podchwytliwie.
-Bo tak jest- odparła bardzo poważnie. Nie da się jej kupić
ani sprzedać. Można ją tylko ofiarować. Z
tym kupnem to była taka metafora.
-Wiem przecież-zaśmiał się wesoło. – Wszystko dokładnie pamiętam, co mówiłaś mi na
temat miłość. Jest to bezcenne i piękne uczucie dwóch kochających się osób,
które polega na bezgranicznym zaufaniu, troszczeniu się o drugą osobę, gdzie
jest szacunek i zrozumienie, co uszczęśliwia człowieka i za żadne pieniądze się
jej nie kupi-zacytował jednym tchem niedawne słowa Uli.
-Teoria na szóstkę- pochwaliła go. Zobaczymy jak będzie z
praktyką.
-Z praktyki to ja zawsze tróje miałem- odparł z zwątpieniem.
– Ale będę starał się poprawić, chociaż
na czwórkę- zapewnił ją. – Z twoją pomocą i tego mojego sympozjum może mi się nawet
udać. W ostatni czwartek mieliśmy właśnie
pogawędkę na temat miłości i bogactwa i co, na jakim miejscu znajduje się w
naszym życiu.
-No i- dopytywała się.
Wyniosłeś z tego jakieś wnioski.
-Tak- uśmiechnął się dumnie. Trzeba zwolnić tempo życia, nie ganiać za pieniędzmi
i dobrami materialnymi, bo na tym życie nie polega, szczęścia nie daje, a tylko
powoduje, że miłość i rodzina schodzą na dalszy plan.
-Marek to jest prawda
stara jak świat i nie trzeba chodzić na jakieś wykłady, żeby to wiedzieć –rzekła
wzruszając ramionami. – To znaczy ja
byłam wychowana w przekonaniu, że pieniądze i dobra materialne to nie wszystko
i jest to dla mnie oczywiste- szybko wytłumaczyła mu się, bo zdała sobie
sprawę, że jej słowa zabrzmiały złośliwie. – I przepraszam cię nie chciałam cię obrazić.
-Spokojnie Ula- uśmiechnął się na jej nerwowe
tłumaczenie. – Wiem, że nie chciałaś i że
nie jesteś złośliwa. Powiem nawet
więcej- rzekł tajemniczo. Jesteś bardzo mądrą kobietą i mówisz czasami tak samo
jak ci studenci. Byłabyś równie dobra, jako pani psycholog, co ekonomistka.
-To uważaj, bo zacznę brać od ciebie pieniądze za rozmowy
ze mną- rzekła uskrzydlona komplementem Marka.
- A
ktoś tu mówił, że pieniądze i sprawy materialne nie są najważniejsze-wypomniał
jej nie niezłośliwie.
-Fakt mówiłam tak- przyznała się. – A pro po rzeczy materialnych Marek to, co
byś chciał dostać na urodziny? Pytam, bo
nie znam cię jeszcze na tyle dobrze, żeby trafić z prezentem. Nie musisz mi
mówić konkretnie, co tylko mała wskazówka wystarczy.
-Nic mi nie musisz kupować- zapewnił. Wystarczy, że
przyjdziesz.
-Nie Marek-zaprzeczyła kręcąc głową. – Tak z pustymi rękoma nie wypada przychodzić.
Może zrobię jakąś sałatkę? Chyba, że nie planujesz nic do jedzenia?
- Planuje Szwedzki Stół, więc sałatka jak najbardziej
może być- ucieszył się na propozycję Uli. – Karola ma też coś zrobić, a resztę jedzenia
zamówię. To, co Ula może podrzucę cię na ten kurs? – zaproponował spoglądając
na zegarek. – Jest już osiemnasta.
-Jakbyś mógł- odparła wstając od stolika. – Przy szkole są delikatesy a chcę zrobić
jeszcze małe zakupy przed lekcją. Po zajęciach mam tylko dziesięć minut do
odjazdu autobusu i na pewno nie zdążyłbym nic kupić. A wracając do twoich urodzin to zadzwonię do
Karoliny i umówię się z nią, żeby się nie dublować w sałatkach. Mam takie dwie ulubione. Jedna z ananasem i
kurczakiem a druga z serem feta. Mam nadzieję, że lubisz ananasa i ser feta.
- Nawet bardzo-zapewnił. Zresztą lubię wszystko i lubię jeść. Może z
wyjątkiem cukierków anyżkowych, które dawała mi w dzieciństwie jedna z ciotek,
niedoprawionego szpinaku, wodnistego kisielu i oczywiście zupy pomidorowej z
ryżem- wyliczał z grymasem na twarzy.
-Chyba wiem, o czym mówisz-zaśmiała się. U nas w szkole zdania,
co do zup były podzielone. Jedna grupy obstawała, że brukselkowa jest
najgorsza, a druga, że pomidorowa.
- U mnie brukselka szału też nie robiła-również zaśmiał się.
– Ani w zupie ani do mięs. Tak jak makaron
z serem. Ula jak to możliwe, że jak w domu robiłem sobie sam, to całkiem
inaczej smakował niż ten w szkole?- zapytał ze zdziwieniem.
-Bo, co innego jest gotować dla siebie czy paru osób, a
co innego dla stu, czy dwustu-wytłumaczyła mu a przez resztę drogi wspominali czasy
dzieciństwa.
W końcu doczekałam się.Codziennie zaglądałam po parę razy.Miało być po świętach a tu nic i nic.
OdpowiedzUsuńBartek Dąbrowski. Paulina daleko i odpuściła a tu Dąbrowski się zjawia i podrywa. Po co go w to wplatałaś jakby we dwójkę było im źle.Zwłaszcza że coraz lepiej dogadują się i zwierzają a jego pojawienie może ciągnąc za sobą komplikację. Oby Ula szybko go spławiła.
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.
Długo, bo u mnie od ponad tygodnia jest remont w domu i wszystko jest podporządkowane temu. Do tego doszły jeszcze wiosenne prace wokół domu. Zresztą tak całkiem w miarę na stałe to do dopiero będzie na początku lipca.
UsuńCo do opowiadania to pojawienie się Bartka nic ze sobą nie niesie. Potraktowałam to jako wstęp do zwierzeń Uli. Miały być w części zabawy firmowej i zwierzeń Marka, ale rozdział byłaby za długi i napisałam jedną dodatkową część.
Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Ula i Marek poznają się bliżej, wyjawiają sobie pewne sekrety i prawdziwe myśli a wszystko utrzymane jest w dość żartobliwym tonie, jak między przyjaciółmi. Nie podoba mi się pojawienie się Bartka i mam nadzieję, że jak szybko się pojawi, tak szybko zniknie. Czekam na następny rozdział, pozdrawiam ;) M
OdpowiedzUsuńO Bartku pisałam wyżej i na pewno nic łączyć go z Ulą nie będzie.Związek Uli i Marka już wkrótce będzie wchodził na właściwy tor.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Ta część jest bardzo spokojna, wyciszona mimo złych wspomnień o Bartku. Ulę trochę to gnębi, ale Marek dobrze prowadzi rozmowę i nie naciska na nią. Ula jednak lubi jasne sytuacje i wyznanie tego, co kiedyś łączyło ją z Dąbrowskim uważa za właściwe zwłaszcza, że Marek też opowiedział jej sporo o sobie.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że ten rozdział jest niejako odcięciem się od przeszłości, taką grubą kreską oddzielającą ich oboje od tego co było, a co jest teraz. A to "teraz" wydaje się bardzo obiecujące i dobrze rokuje, bo Paulina odeszła niejako w niebyt podobnie jak rysiowski lowelas.
Czekam na kolejną część i mam nadzieję, że już na taką prawdziwie Ulowo-Markową.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Tej części w ogóle nie miałam w planach i pisząc ją nie zastanawiałam się jak to kto odbierze. Ale fakt faktem jest tak jak piszesz. Przeszłość Uli na dobre została zamknięta a ich zbliżyło do siebie.
UsuńPozdrawiam miło.
Marek i Ula stają się sobie coraz bliżsi ,lepiej się poznają i od przyjaźni do miłości dzieli ich tylko mały krok. Dobrze ,że Ulka nie chce wracać do złych wspomnień i ,że Bartek się już nie pojawi. :) Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńCałkiem blisko będzie w części 4 na Sylwestra.Później już pójdzie z górki.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam.
Kiedy następna?
OdpowiedzUsuńCzęść jest w 90%. Muszę tylko ulepszyć początek tj. urodziny Marka.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam.