Z
kolejnych korepetycji z Wiolą, zaplanowanych u Marka w domu, niewiele wyszło, bo
zamiast nauki większość czasu Ula spędziła w towarzystwie babci Marka,
Wioletty, kuzyna Szymka i niego samego. Dotarła tam przedpołudniem, gdy rodzina
szykowała się akurat do obiadu. Wiola wnosiła jeszcze jedzenie do jadalni a
nestorka rodu Kubasińskich stała przy stole.
- To
jest właśnie Ula, siostra Beatki i córka pana Józefa - przedstawił ją swojej
babci popychając delikatnie w jej stronę.
-
Dzień dobry- przywitała się dygając przed kobietą. — Ula Cieplak- dodała podając dłoń starszej
pani.
-Miło
mi cię poznać- odparła przyjaźnie kobieta. — Barbara Kubasińska, babcia Marka i
Wioli jak zapewne wiesz. Marek opowiadał mi o waszym spotkaniu i o twoim ojcu.
Mam nadzieję, że już lepiej się czuje?
-Tak-
rzekła pośpiesznie i nieco zdziwiona, że ktoś obcy pyta o zdrowie jej ojca.
Pomyślała nawet, że to jest chyba rodzinne. — Musi teraz dbać o siebie i nie
przemęczać się. Za tydzień jedzie też do sanatorium na trzy tygodnie na
rehabilitację.
-To
dobrze-uśmiechnęła się życzliwie i ukazując takie same dołeczki, jakie ma Marek.
— Odpoczynek jest teraz dla niego najważniejszy. Mój mąż przeszedł podobną
operację po śmierci rodziców Marka to wiem jak to jest.
-A wszystko
zawdzięczamy to Markowi-wyznała otwarcie i z pełnym i szczerym uśmiechem. — Gdyby nie jego pomoc źle mogłoby się to dla
niego i dla nas skończyć. Do końca życia będziemy mu wdzięczni.
-
Sama jestem dumna z niego –odparła patrząc na wnuka z podziwem. — Jest, jaki jest, ale serce ma złote. Mogę
zapewnić cię o tym drogie dziecko.
-To,
co Ula zjesz z nami- ni to stwierdził, ni zapytał Marek i nie czekając na
odpowiedź odsunął najpierw krzesełko dla babci a później tuż obok dla niej. Chciał
też zakończyć ten nielubiany przez niego temat dobroczynności.
-Nie
chcę przeszkadzać w rodzinnym obiedzie – próbowała wymigać się, choć widok
pieczonej prawdopodobnie kaczki wyglądał bardzo zachęcająco a zapach jeszcze
bardziej pogłębiał apetyt.
-Nie
będziesz nam przeszkadzała –zapewniła za Marka babcia. — Wczoraj upiekłam
kaczkę, ale nie byliśmy w stanie jej zjeść i została na dzisiaj.
-Ula
i jak by to wyglądało?- zapytała też Wiola. — My jemy a ty siedzisz i patrzysz.
Po prostu głupio-odparła na swoje pytanie.
-Skoro
tak, to zjem z przyjemnością-rzekła spoglądając na panią Kubasińską. — Wygląda
bardzo smakowicie.
Babcia
Marka, choć była zadbana to upływu czasu nie ukrywała i wyglądała na swoje
ponad siedemdziesiąt lat. Z mentalności natomiast była bardzo młoda i rozmowna.
-
Marek dużo mówił mi o twojej rodzinie i muszę przyznać, że nie każdy podołałby
takiemu nieszczęściu. Jesteś dobrą i silną psychicznie kobietą Ula. Drugiej
takiej jak ty to ze świecą szukać.
-No
cóż-odparła nieco skrępowana pochwałami pani Basi. — Trzeba było otrząsnąć się i żyć dalej. Była
Beatka, tato, młodszy brat i trzeba było zająć się nimi. Nie było czasu na
użalanie się i długie zastanawianie, co dalej.
- To
prawda- przytaknęła smutno. — Ja po
śmierci córki i zięcia musiałam też otrząsnąć się i żyć dalej dla Marka. Ty miałaś się, jednak gorzej i chwała ci, że
dałaś radę. Wiem, że jesteś bardzo rodzinna. Żeby mój wnuk chciał taki być i tak
żyć. Ciągle powtarzam mu, że powinien w
końcu ożenić się, ale on ciągle powtarza, że ma czas i musi się wyszumieć.
-Dokładnie
tak Ula –przerwał jej ironicznie Marek.
— Moja babci chciałaby zobaczyć mnie na ślubny kobiercu i zakopanego w
pieluchy. A ja mam dopiero dwadzieścia pięć lat. Tak samo myśli, że głodem przymieram
i przywiozła z Skierniewic masę jedzenia i jeszcze codziennie coś dokupuje-
delikatnie chciał nieco zmienić temat, ale babcia nie dała się zwieść.
-W
końcu kiedyś zakocha się i ożeni- stwierdziła pewna swych słów. — Oby tylko nie
zakochał się w kimś pokroju Pauliny albo nie daj boże w którejś z modelek. Piękne
są, ale puste. Tyle razy powtarzam mu, że ładna miska jeść mu nie da, ale on
moje słowa rzuca na wiatr- mówiła dalej nie zważając na wnuka i że zbiera się w
nim złość. — Z charakteru jest wypisz
wymaluj jak mój zięć. On za czasów kawalerskich był dokładnie taki sam. Może i
Marek, jak Krzysiu wyszaleje się i ożeni. Tylko, że zięć w jego wieku to już
miał ten okres za sobą. Był po ślubie, Marek był w drodze, a on dalej z kwiatka
na kwiatek.
- Opowiadałem
już Uli o rodzicach – wtrącił Marek przynosząc miseczkę z surówką. — I nie sądzę,
żeby Ulę interesował0 moje życie- próbował dalej interweniować, ale dalej bez
skutku. Szukał też u Uli wsparcia spoglądając na nią wymownie, ale ona z jednej
strony chciała posłuchać jeszcze o Marku a z drugiej rozumiała go.
-Nie
zdziwiłam się, więc gdy któregoś dnia Wioletta dała mi do przeczytania artykuł
o Marku i twojej siostrze- kontynuowała dalej, zanim Ula cokolwiek zdążyła
zadecydować. — Co więcej ucieszyłam się nawet. Nawet, jeśli miałoby to być tylko
wpadką, a matką jakaś modelka to zawsze istniała szansa, że ustatkuje się. Gdy po paru godzinach dodzwoniłam się do
wnuka to okazało się, że to pomyłka i paparazzi. Byłam nawet rozczarowana. Najpierw tym, że
Marek ukrywał przed nami ten fakt tyle czasu, a później, że była to nieprawda.
-Mówiłam
babci od początku, że prędzej Marka porwałoby UFO niż miałby zaliczyć wpadkę-
wtrąciła Wiola stawiając przed Ulą talerz. Trudno było, jednak Uli zmiarkować, czy było
to do niej powiedziane, czy do babci.
- Do
tej pory wszystko, co o nim pisali okazywało się prawdą- odparła mimo wszystko
jej babcia. — Marek ma upodobania do tego, aby prasa pisała o nim-zwróciła się
ponownie do Uli. — Gdyby to jeszcze było coś pozytywnego to zrozumiałabym, ale ja ciągle
muszę czytać o jego nowych romansach- westchnęła z rezygnacją, ale i patrząc na
wnuka niosącego kompot z widoczną miłością. —
Nic dziwnego, że gdy zobaczyłam zdjęcia i przeczytałam artykuł to
pomyślałam, że to prawda.
- Ja
sobie dokładnie to samo pomyślałam- wsparła ją Ula. — Widziałam te zdjęcia na
takim portalu Papużka pl. i tylko jedna fotografia wskazywała na to, że mogłaby
to być Beatka a reszta temu całkiem zaprzeczała. Marek po paru dniach wyjaśnił
mi, że te zdjęcia to fotomontaż. Nie we wszystko, co piszą brukowce trzeba od
razu wierzyć, proszę pani-dodała bardzo sensownie.
- Razem z Wiolą powtarzamy to babci od dawna- odparł jej Marek siadając obok. — Ale babcia wie lepiej i wierzy w
połowę tego, co piszą. Gdyby napisali, że postanowiłem wstąpić do klasztoru, to
pewnie też by uwierzyła- dodał jak wydawało się jej złośliwie za te wszystkie
wcześniejsze przytyki babci.
W
czasie obiadu dalej tematem przewodnim był Marek. Sam bohater miał, jednak niewiele
do powiedzenia i jego udział rozpoczynał się i kończył na protestach. To
Wioletta z babcią prowadziły rozmowę i tylko niekiedy wtrącił coś Szymek, który
wrócić od kolegi na obiad. Obie kobiety opowiedziały jej niemal ze szczegółami
o mały Mareczku o jego nastoletnim życiu. Były to zarówno pozytywne rzeczy,
jaki i te mniej chwalebne, wesołe i smutne, a babci sprawiało to radość i
satysfakcję. Ula dowiedziała się o
wynędzniałym kociaku przyniesionym z lasu, którego przez kolejne dni karmił, głaskał
i oswajał, a rok później obciął mu wąsy, bo chciał sprawdzić jak długo będą
odrastały. I o szczeniaku, który po pierwszej ucieczce z podwórka wrócił brudny
i brzydko pachnący i wykąpaniu go bez zgody dziadków w żelu pod prysznic, przez
co piesek przez kolejne dni ciągle drapał się. O tym jak na złość mamie i babci
schował się na budowie nieopodal domu babci i zasnął, a cała rodzina szukała go
po całej wsi. O pierwszym kacu leczonym przez babcię i dziadka przez dwa dni, a
którego dorobił się tuż po swoich szesnastych urodzinach na dyskotece. I o zrezygnowaniu
z wyjazdu z kolegami z liceum na trzytygodniowy obóz wędrowny po Europie i do
Włoch do rodziny Febo, na rzecz spędzenia całych wakacji na wsi z babcią, po
tym jak w trzy lata po śmierci rodziców na początku czerwca zmarł jego dziadek
i nie chciał zostawiać babci samej. Zdarzały się też mu drobniejsze historie,
jak zbicie szyby w kościele, pójście bez wiedzy cioci i wujka z małą Wiolettą
na spacer, zrobieniu ogniska z kolegami na suchym rowie, czy strzelanie z procy
do koguta, gdy chciał przejść przez wybieg do kur, a kogut miał to do siebie,
że go gonił. Oczywiście były też
historie z jego życia damsko-męskiego. Z
opowiadań wynikało, że płcią przeciwną interesował się od dziecka i miał tam
niejedną dziecinną narzeczoną, a później, jako nastolatek niejedną rozkochaną dziewczynę
na koncie.
Obiad
ku zadowoleniu Marka w końcu minął i po szybkim sprzątnięciu Ula z Wiolettą
poszły na górę na lekcję, babcia na popołudniową drzemkę, Szymek na basen, a
Marek szykował się do wyjścia do pracy. Zdziwiła się, więc gdy półgodziny
później, gdy zeszła na dół to zastała go jeszcze w domu.
-Pomyślałem
sobie, że skoro jadę do firmy to poczekam na ciebie i podwiozę cię do centrum –
wytłumaczył jej. — Musiałabyś jechać z przesiadką a o tej porze są korki i
ścisk. Tylko nie marudź, bo tylko zdrowy rozsądek kazał mi poczekać na ciebie-dodał
na wypadek protestu Uli.
- Nie
zamierzam i chętnie skorzystam- odparła ku jego zdziwieniu. — Mam dzisiaj placyk manewrowy i umówiona jestem
z instruktorem na konkretną godzinę a on nie lubił, gdy ktoś spóźniał się.
-No
tak Ula placyk– mruknął na powód jej zgody. — Rozumiem, że inaczej nie
zgodziłabyś się na podwiezienie?- zapytał ironicznie.
-
Nie, dlaczego? –odparła wzruszając ramionami. — Zgodziłabym się. Ale to, że nie chcę się dziś spóźnić
jest argumentem przeważającym, żeby z tobą jechać.
Pomyślała też, że jadąc z nim i będąc sam na
sam będzie miała okazję na rozmowę o tym, czego była świadkiem na pokazie.
Pożegnała
się jeszcze z jego babcią z Wiolą umówiła się na kolejne korepetycje za
dwa dni i razem z Markiem wyszła z domu. Gdy doszli do samochodu Marek otworzył
jej drzwi, obiegł auto i chwilę później usiadł za kierownicą. Zastanawiała
się właśnie jak rozpocząć temat pokazu, gdy nieoczekiwanie Marek wyręczył ją.
-W
tej kopercie masz zdjęcia i płytę z pokazu-rzekł wskazując kopertę leżącą na
półce samochodu. — Wczoraj zapomniałaś
wziąć. Jasiek bardzo ładnie wyszedł na
zdjęciach do katalogu. Pszemko miał nosa zatrudniając go.
-
Tak wiem mówił mi wczoraj-odparła błaho. — A pro
po pokazu Marek to chciałam porozmawiać jeszcze o czymś, czego byłam
przypadkowym świadkiem- rzekła patrząc przed siebie i nie zauważając, że Marek
zmieszał się.
-Jednak
to byłaś ty-rzekł przełykając ślinę. —
Ula, ja i Lena to był przypadek. Chciała porozmawiać i zaciągnęła mnie do tej
garderoby i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić to zaczęła mnie całować- tłumaczył
się nerwowo, chociaż wiedział, że to bardzo dziecinne wytłumaczenie.
Akurat
–przemknęło jej przez myśl. —
Biedny Casanova zmuszony do
całowania. Głupszej wymówki nie mógł wymyślić. A swoją drogą ciekawa jestem
skąd wiedział, że tam byłam.
-
Nie Marek nie o tym chciałam porozmawiać- przerwała mu, aby zaoszczędzić sobie
szczegółów. — To nie moja sprawa i nie
mi oceniać- lekko skłamała, bo miała ochotę powiedzieć, co myśli. Zdała sobie
też sprawę, że przyznała się właśnie do tego, że widziała go. — W toalecie
spotkałam Paulinę i jej mamę i rozmawiały o Beatce- przeszła szybko do meritum swojej
sprawy. — Z tego, co zrozumiałam to one dalej
sądzą, że Beatka jest twoja, a obiecałeś mi, że powiesz rodzinie i znajomym prawdę.
-To
o to chodzi- odparł z ulgą, ale i z świadomością, że sprawa garderoby i tak
została wyciągnięta. — Pamiętasz ten dzień, gdy byłaś u mnie pierwszy raz z
Beatką i Jasiem? –zapytał i postanowił powiedzieć jej prawdę od początku do
końca.
-No
tak- przytaknęła. — Nauczyłeś mówić
wtedy Beatkę, tata.
-Dokładnie
tak Ula. Po twoim wyjściu do ojca Jasiek
poszedł na górę pobawić się samochodzikami a ja zostałem w salonie sam i
uczyłem mówić Beatkę tata - zaczął opowiadać wydarzenia z przed miesiąca. — Chwilę
później przyszła Paulina. Na początku
myślałem, że to ty dzwonisz do drzwi i wróciłaś po telefon i z Beatką na rękach
poszedłem otworzyć. Ale zamiast ciebie
na progu zastałem Paulinę. Gdy tylko zobaczyła mnie z dzieckiem na rękach to z
góry założyła, że jest moje i zaczęła krzyczeć. Betti najwyraźniej nie spodobało się to i
zaczęła mówić do mnie tata, a Paulina jak to usłyszała wpadła w jeszcze większą
furię i odeszła zanim zdążyłem jej cokolwiek wytłumaczyć. Cztery dni później
znowu przyszła, niby z przeprosinami i z zapewnieniami, że jest w stanie
zaakceptować moje dziecko, ale miała też swoje warunki. Ona chciała, aby trzymał je z dala od naszego
przyszłego domu, żeby nie ingerowało w jej życie i tym podobne. Rozumiesz Ula?- zapytał ze wzburzeniem. — Dała mi wyraźnie do zrozumienia, co myśli o
moim ewentualnym dziecku. Byłem tak na nią zły, że postanowiłem nie wyprowadzać
jej z błędu.
-Rozumiem
– odparła uświadamiając sobie w pełni wzburzenie Marka. — Tylko nie rozumiem jak można być tak okrutnym
i prosić o coś takiego-dodała z niedowierzaniem.
-Jak
widzisz można- stwierdził z rozdrażnieniem. — Ale Paulina już taka jest. Tylko
o sobie myśli. Na pokazie dała tego dowód. Gdy tylko pojawiła się to od razu
wystrzeliła z pretensjami do mnie, że jest pośmiewiskiem, bo mam dziecko i
wszystkie gazety o tym piszą. Tylko ona
liczyła się, a nie moje dziecko.
- Przecież
jak kogoś kocha się prawdziwie, to powinno pokochać się takiego, jakim się jest
–mówiła to, co było dla niej oczywiste. — I jego albo jej dziecko z innego
związku też. Ja przynajmniej potrafiłabym pokochać.
-Ale
Paulina należy do tej grupy ludzi, co nie potrafiliby zaakceptować tego.
Zapewniam cię.
-Wtedy
w rozmowie ze swoją mamą była bardzo wzburzona- wyznała. — Nawet zaczęła nazywać mamę Betti lafiryndą.
-
Cała Paulina- parsknął.
- A,
co zamierzasz dalej z tym zrobić?- zapytała trzeźwo. — Takie długie kpienie z niej i jej rodziny może
źle się skończyć dla ciebie.
-Mówisz
teraz jak Sebastian- zaśmiał się. — Ale bez obawy Ula obiecuje, że niedługo
wszystko poodkręcam. I przepraszam, że
wykorzystałem Beatkę do osobistych celów, ale nie mogłem oprzeć się, żeby nie
skorzystać z okazji i nie pozbyć się Pauliny z mojego życia raz na zawsze-
tłumaczył się nerwowo.
-
Spokojnie Marek, rozumiem cię. Oby tylko
te odkręcanie nie trwało to za długo.
-Za
dwa miesiące jest zarząd to wtedy powiem prawdę- zapewnił i był pewny tego na
ten czas.
- Marek
a wracając do garderoby to skąd wiedziałeś, że tam byłam?- podjęła temat, bo
jej ciekawość skąd wie wzięła górę.
-Seba
powiedział mi, że mnie szukałaś i odesłał cię tam. A ja słyszałem czyjeś głosy i jakby cień.
Jasiu też mnie widział?
-Nie.
Powiedziałam mu, że cię nie znalazłam.
-To
dobrze-odetchnął z ulgą. —Nie chciałbym, żeby to coś popsuło coś między nam.
Między nami też nie- dodał spoglądając na nią.
-Nie
popsuje-zapewniła i zastanawiała się, dlaczego tak zależy mu na dobrych
relacjach z nią.
-To
dobrze- usłyszała ponownie w odpowiedzi.
Przez
resztę drogi prowadzili nic nieznaczącą rozmowę na różne tematy. Po przyjeździe
na placyk Marek wyskoczył z auta, otworzył jej drzwi i pożegnał się. Ula
podziękowała mu jeszcze za podwiezienie i podążyła do elki. Odchodząc usłyszała
dzwonek jego komórki i jego głos jak wita się z Sebastianem. Z racji, że innych
kursantów nie było to ona od razu siadała za kierownicę. Gdy zaczynała naukę parkowania między
pachołkami widziała dokładnie opartego go o samochód i przyglądającego się jej
poczynaniom. Postał tak chwilę, ale w końcu wsiadł do swojego auta zawrócił i
odjechał.
We
czwartkowe popołudnie Ula pojawiła się ponownie w domu Marka. Jadąc tam miała
nadzieję, że go nie będzie, bo na placyku za dobrze jej nie poszło i nie
chciała słuchać jego uwag na ten temat. Los jej sprzyjał i Marka faktycznie nie
było a Wiola powiedziała jej, że razem z babcią i Szymkiem pojechał na
cmentarz. Korepetycje przebiegły też bez zakłóceń i po półtoragodzinnej nauce
Ula stwierdziła, że czas kończyć.
-I
tak na koniec Wiola. Idę po buty i kosztują dwieście pięćdziesiąt złotych. Od
dzisiaj są na wyprzedaży o dwadzieścia pięć procent. To ile za nie zapłacę?
-
Serio? Idziesz na zakupy?- zapytała i
wyraźnie zainteresowała się.
-No
tak. Za trzy tygodnie idę na wesele i potrzebuję wygodnych butów.
- Teorie
w zakupach przerobiłam to czas na praktykę Ula-rzekła podekscytowana. — Pójdziemy razem - zadecydowała.
-Wiola,
ale ja idę tylko do jednego sklepu po buty.
-Ula
bez obrazy- postanowiła postawić na szczerość, choć nie miała zwyczaju obrażać.
— Albo jest się cukierkiem czekoladowym albo, albo rulonem owocowych dropsów- dodała
porównawczo, spoglądając na jej bluzkę w kolorowe paski i spódniczkę w
nieokreślone wytłaczane wzory w kolorze musztardowym. — To taka przenośnia Ula- dodała widząc
zdziwienie dziewczyny. —To inaczej Ula. Albo
się jest Kopciuszkiem przed północą, jak na pokazie, albo po północy jak
dzisiaj. Rozumiesz teraz?
-Tak-
odparła po części ciągle osłupiała i po części rozbawiona. Nie mogła też
gniewać się za szczerość Wioletty, bo tak zabawnie było to ujęte, że trudno
było się na nią gniewać.
- No-
uśmiechnęła się z zadowoleniem. — Jesteś
młoda, ładna i powinnaś ubierać się jak nastolatka a nie tak po staremu. Brystolu i grypliny już się nie nosi. Ale nie
bój się, ja się tobą zajmę- mówiła z otuchą. — W tej galerii obok przystanku są
wyprzedaże to pójdziemy i kupimy ci coś jeszcze oprócz butów.
-Czy
ja wiem Wiola- mówiła bez przekonania. — To co Marek płaci mi za naukę ciebie to
chciałam wpłacić na konto fundacji.
-Kochana
nie ma, co marudzić- przerwała jej. — Życie za ciebie zadecydowało, że trzeba
iść na zakupy. A fundacja to nie
piekarnia to poczeka. Marek na pewno zgodziłby się ze mną. Mam zadzwonić do
niego i spytać?- wzięła ją na mały szantaż.
-
OK. Wiola- zgodziła się momentalnie, bo wiedziała, że Marek na pewno zgodziłby
się z kuzynką. — Ale tylko jedna, góra
dwie rzeczy - z góry zastrzegła.
Zakupy
z Wiolą nie były takie złe. Widać było, że jest w tym dobra i wiedziała, do
jakich iść sklepów. W parę minut Ula stał się właścicielką jasno czerwonych
spodni typu rurki, zwykłej podkoszulki, jednej bluzki, przewiewnej sukienki i
butów nie tych upatrzonych, ale równie ładnych, wygodnych i tańszych. Było to
więcej niż zamierzała kupić, ale cenowo niewiele więcej niż zamierzała wydać. Dała namówić się nawet na wejście do sklepu z
kosmetykami, kupienia sobie cieni do powiek i wzięcia paru gratisowych próbek
szminek.
-Teraz
tylko wystarczy zrobić sobie makijaż i będziesz zwalać chłopaków z kolan-
rzekła Wiola z optymizmem wychodząc z butiku.
-
Gdzie Wiola?- odparła bez jej entuzjazmu. — W Rysiowie to nawet nie ma, kogo
rzucić na kolana.
-Kto
mówi o Rysiowie kochana-żachnęła. — Mówię
o Warszawie. Zobaczysz pójdziesz na studia to kawalerowie sami ci się z worka
wysypią. A teraz idziemy w miejsce gdzie dają najlepsze desery w całej galerii-
dodała biorąc ją po rękę. — Ja stawiam
Ula.
Ciekawa
jestem jakby to było powalić chłopaka na kolana- zamarzyła idą za Wiolą do kawiarenki. Zobaczymy
czy jutro Marka powalę, jeśli będzie w domu.
Albo czy chociaż coś powie o moim wyglądzie, tak jak miesiąc temu o
nowej fryzurze i okularach. To będzie próba ogniowa. Okulary i fryzura od razu
w oczy wrzuciły się a ubiór to co innego.
Następnego
dnia pojawiła się u niego w domu w zakupionych spodniach i podkoszulce. Jej
nowy wygląd, zrobił na Marku jak najbardziej pozytywne wrażenie, ale do
pięknych i wzywających kobiet, jakie preferował było jej daleko i ciągle była
dla niego zwykłą przeciętną dziewczyną nie wartą uwagi.
-Teraz
zaczynam rozumieć, co miała na myśli Wiola mówiąc mi wczoraj, że zrobiła z
ciebie dropsa karmelka w czekoladzie, czy coś takiego -rzekł kiwając z aprobatą
głową. — Wyglądasz bardzo młodzieńczo i
wdzięcznie.
-Ja bez tego Wioli gadania wiedziałam, że Ula
ma ukryty urok- wtrąciła pani Kubasińska, zanim Ula zdążyła odezwać się. —
Tylko ty ze Sebastianem zauważacie kobiety półnagie i frywolne.
-Przynajmniej
są łatwe w obsłudze babciu- odparł cynicznie i ku zgorszeniu kobiety.
-Twoja
matka w grobie się przewraca słysząc coś takiego- zbeształa wnuka.
-To
ja może pójdę na górę do Wioletty-wtrąciła Ula słysząc, że szykuje się na rodzinną
sprzeczkę.
W
drodze na górę zatrzymała się jednak raz, aby poprawić obrazek wiszący przy
schodach. Babcia Marka, choć rozmawiała z wnukiem to dostrzegła ten szybki ruch
Uli. Godzinę później Ula ponownie pojawiła się na schodach i znowu jeden
obrazek został przesunięty i znowu nie umknęło to uwadze seniorce.
-Jakbym
córkę widziała w tym wchodzeniu i zbieganiu po schodach i poprawianiu obrazków-rzekła
ze wzruszeniem. — Ona robiła dokładnie tak samo, drogie dziecko. Zbiegała,
zatrzymywała się i poprawiała obrazek.
-Tak,
mówiłem już to Uli- wyręczył ją od odpowiedzi Marek. Sama poczuła się źle, że
spowodowała przywołanie przykrych dla niej wspomnień.— Ula pomagała mi sprzątać
dom podczas nieobecności pani Steni i parę razy na dzień poprawiała te obrazki. A to jest właśnie ta Ula pani Steniu –zwrócił
się nieoczekiwanie do kobiety, która pojawiła się w drzwiach salonu, a która
przyszła dzisiaj pomóc w przygotowaniach do przyjazdu jego ciotki i wujka. Chciała
zapytać go, co miał na myśli mówiąc o niej właśnie ta Ula, ale Marek zajęty był
dalej przedstawianiem i nie miała okazji.
— Ula to jest pani Stenia moja gosposia. Kiedyś była moją nianią a później, gdy już
niani nie potrzebowałem to przychodziła czasami pomagać mamie w większych
porządkach. Teraz przychodzi raz, dwa
razy w tygodniu i pomaga mi.
-Dzień
dobry- przywitała się grzecznie jako
młodsza.
-Po
przyjeździe z sanatorium zastanawiałam się, kto Markowi pomagał w sprzątnięciu
domu-zwróciła się do niej i wyjaśniając niejako stwierdzenie, ta Ula. — Znam go od dziecka i
wiem, że tak dokładnie by nie sprzątnął.
Wydawało mi się jakby pod moją nieobecność pani Helena tu była i sprzątała-
dodała równie tkliwie, co niedawno babcia Marka. — Szkło i porcelana na
wystawce w salonie i gabinecie były tak ładnie i gustownie poukładane jak
robiła to pani Dobrzańska. Tak samo było
z koszulami Marka. Powieszone jak koszule pana Krzysztofa. Nawet ręczniki poskładane i schowane w szafce
w taki sam sposób. Jednak to, co
zrobione było z kwiatami najbardziej mnie zaskoczyło. Marek miał tylko przez miesiąc podlewać je a
były wypielęgnowane tak jak za czasów pani Heleny. Liście odkurzone, oberwane suche gałązki,
zwiędłe kwiatki, rozsadzone, ziemia dosypana, podpórki pokładzione, doniczki umyte,
ładnie i w odpowiednich miejscach poustawiane. Chciałam zająć się tym po moim powrocie, a
wszystko było zrobione jak należy.
-Tak,
drogie dziecko- rzekła zamyślona pani Kubasińska zapatrzona w palmę. — Córka o kwiaty dbała jak mało, kto.
-Ja
nic takiego nie zrobiłam-odezwała się w końcu cicho Ula przerywając przedłużającą
się ciszę. — Ja po prostu lubię kwiaty.
CDN W LISTOPADZIE
Świetny rozdział!!
OdpowiedzUsuńSuper się czyta :)
Kiedy cd?
MM
Dzięki za komplementy :) i wpis. Kolejną część zacznę pisać od zera, bo wszystko co było nadpisane już dodałam, to naprawdę nie wiem kiedy będzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
I znowu kolejny cudowny rozdział. Bardzo fajnie wszystko się rozwija. Aż nie mogę doczekać się następnej części.
OdpowiedzUsuńOpisem obiadu rozbudziłaś tylko mój głód :D
Pozdrawiam serdecznie, Andziok :)
Dzięki za komplementy. Obiad był po to aby Ula mogła poznać jego babcię. A ona już jest nią zauroczona.
UsuńPozdrawiam miło.
Wioleta jak zwykle nie zawiodła. Dropsami zwaliła mnie z nóg.
OdpowiedzUsuńEliza pozdrawia.
Miało być: Albo jest się cukierkiem czekoladowym albo landrynką np. anyżkową, ale pomyślałam, że to obraźliwe to przyszedł mi pomysł na dropsy i bluzkę w paski.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Mimo, że Marek nadal traktuje Ulę jak koleżankę, lub znajomą, to myślę, że spotkania z jego rodziną wyjdą Uli na dobre. Zaskarbiła sobie sympatię niemal wszystkich jej członków a przede wszystkim seniorki rodu. Babcia ma tu wiele do powiedzenia i jeśli nawet czasem Marek ignoruje lub bagatelizuje to, co ona mówi, to będzie chyba musiał znosić zainteresowanie babci Ulą. Babcia widzi w niej podobieństwo do zmarłej Heleny i choćby przez to żywi do dziewczyny cieplejsze uczucia. Podobieństwo dostrzega także gosposia Marka, więc coś musi być na rzeczy.
OdpowiedzUsuńMarek już wie, że Ula widziała go na pokazie w scenie intymnej. Odniosłam jednak wrażenie, że on nie bardzo tego żałuje i nawet nie jest mu wstyd. Ogranicza się tylko do wyjaśnienia sytuacji z Pauliną. To taka przykrywka, zasłona dymna, żeby nie poruszać drażliwego tematu. On pewnie uważa, że nie musi się tłumaczyć z takich zachowań komukolwiek a Uli najmniej, bo kimże jest Ula dla niego? Ani dziewczyną, ani narzeczoną, ani żoną. Jest zwykłą dziewczyną nie wartą uwagi.
Zaczytałam się w tej części i bardzo mi się podoba stosunek babci do Uli a także roztrzepanej Violetty.
Pozdrawiam. :)
Ula na razie jest koleżanką i jeszcze długo nią zostanie. W dodatku koleżanką, którą można podrażnić. Za to babcia i gosposia jak najbardziej są za Ulą. Ona sama źle czuła się, gdy została porównana do matki Marka. Zdradzę, że na samym końcu padnie zdanie PANI DOBRZAŃSKA WRÓCIŁA DO DOMU.
OdpowiedzUsuńCo do nakrycia go z Leną to bodajże w poprzedniej części było napisane, że zadowolony z tego, że Ula to była nie był. Sam nie wie tylko, dlaczego akurat z tego i wolałby, aby to był ktoś inny. Ja to tak odbieram i to miałam na myśli. W kolejnej części, jeśli uda mi się to gdzieś napiszę o tym.
Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Kiedy będzie przesunięcie w czasie i Ula będzie pracować u Marka.
OdpowiedzUsuńUla nie będzie pracować we firmie. Czasami będzie pomagać we fundacji. W kolejnej części miną trzy tygodnie a przeskok o pięć lat za około trzy części.To zależy czy się rozpiszę. Teraz piszę miniaturke.
UsuńDzieki za wpis i pozdrawiam.
Oczywiście treść i forma wspaniałe. Obiadek u babci taki miły i sympatyczny, chociaż to ciągłe porównywanie ze zmarłą Dobrzańską chyba nie do końca się podobało Ulce. Bo to bez kitu dziwnie wyglądało. To porównanie o cukierkach i dropsach niezłe, chociaż są tacy, co wolą te drugie. Marek jak zawsze w swoim świecie panienek i kawalerskiego życia i chyba jeszcze długo się nic nie zmieni. Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam ;) M
OdpowiedzUsuńMasz rację nie podobało się i czuła się zażenowana, ale musiałam napisać o porównaniach, bo do końcówki mi pasuje.
UsuńPorównanie natomiast do dropsów to głównie wzięło się do bluzki Uli w paski. Wiola mogła coś takiego wymyślić. Co do Marka masz racje.Całe studia Uli przebaluje.
Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.