czwartek, 29 września 2016

Wiosenna burza 1

-Córciu musimy coś w końcu z tym zrobić- narzekał Józef Cieplak przy śniadaniu.
 —  Gdyby ten większy konar spadł to jak nic po garażu i aucie nic by nie zostało. Płotu też szkoda, bo nowy.  Bardzo nieodpowiedzialni ludzie ci, Dobrzańscy.  Firma znana, a od dobrych piętnastu lat hala stoi, marnieje i nikt tu nie zagląda. Nawet na porządną kłódkę ich nie stać i napis Wstęp wzbroniony- mówił tak jakby ta informacja miała cokolwiek zmienić. — Każdy może tam wejść o każdej porze dnia i nocy- dodał i spojrzał z tymi słowami na syna, który wraz z kolegami chodził tam notorycznie.
-My kłódek nie zerwaliśmy- wtrącił, ziewając po nieprzespanej nocy spowodowanej gwałtowna burzą, nastoletni syn Józefa, Jasiek. — Od dawna ich nie ma.
-Ale nie upoważnia was to do tego, żeby tam chodzić- odparł mu ojciec.
-Tato tam jest duży plac i można w piłkę pograć bez obawy, że zbijemy szyby, bo szyb tam już od dawna nie ma- chciał chyba być zabawny. —  I przynajmniej trawa i chwasty nie rosną, bo wszystko wydrepczemy- argumentował dalej.
-Tylko, że Beatka bierze z ciebie przykład i z koleżankami zaczyna też tam chodzić- wytknął mu z pretensją.
-Bo na betonie na rowerku ósemki się dobrze robi- usprawiedliwiła się siedmioletnia dziewczynka.
-Na rowerek to ty możesz chodzić na placyk przy szkole, a nie tam-zwrócił się tym razem ostro do córki.
-Tatku jutro będę we Warszawie to pójdę do tej firmy i powiem jak sprawa stoi- przerwała dyskusję najstarsza pociecha Józefa, Ula.  — Powiem, że nie ma żadnego zabezpieczenia, że menele schodzą się tam, dzieci bawią się i że może któremuś stać się krzywda.  A za płot muszą nam zapłacić.


Siedzibę firmy Febo- Dobrzańscy szybko odnalazła. Bez trudu weszła też do środka i do przestronnego holu.  W recepcji zastała młodą, ładną i z wyglądu sympatyczną dziewczynę.
-Dzień dobry- przywitała się uprzejmie. —   Ja do pana Dobrzańskiego-wyjaśniła swój powód przybycia.
-Pani w sprawie pracy?- zapytała równie grzecznie.
- Nie-wzruszyła ramionami. — Pracę już mam. W osobistej sprawie.
-Rozumiem- odparła recepcjonistka spoglądając na nią podejrzliwie. —  Marek urzęduje na czwartym piętrze, pokój numer siedem.
 Kobieta odprowadziła ją jeszcze zdziwionym wzrokiem do windy. Do tej pory panienki Marka wyglądały inaczej. Były piękne i wzywające a ta była przeciętną dziewczyną, jak wiele na ulicy.
 Pokój odnalazła szybko, ale nie weszła, bo sekretariat był pusty. W dodatku zza uchylonych drzwi łączących sekretariat z biurem słychać było podniesione głosy.
-Wybij sobie to z głowy Paulino- usłyszała męski głos. — Nie będę jechał na wakacje w jeszcze większy gorąc niż mamy w Polsce.
-Planuje te wakacje od paru miesięcy- odparł mu wzburzony głos kobiecy.
-A ja mówiłem ci już dawno temu, że nie jadę.  Mówiłem ci też, że chce pojechać gdzieś do Polski nad jezioro na ryby, blisko lasu, a nie do najdroższego kurortu w Hiszpanii. Jeśli myślałaś, że znów mnie przekonasz, jak rok temu, to się grubo myliłaś. Nie będę ci całe życie ustępował. 
Chwilę później drzwi otworzyły się i wyszedł z nich przystojny brunet, a tuż za nim wzburzona brunetka. Mężczyzna od razu spojrzał na nią.
-Już pani jest- zapytał i mrugnął porozumiewawczo.
-Tak-odparła pospiesznie.  — Tak jak było umówione.  Punkt trzynasta- dodała słysząc w radiu, że mówią, że właśnie minęła trzynasta.
- To dobrze- uśmiechnął się do niej ukazując dwa słodkie dołeczki w policzkach.
  Paula jestem teraz zajęty – rzekł do kobiety. — Dokończymy w domu.
- Oczywiście, że dokończymy- odparła obrażonym tonem.  Spojrzała jeszcze na Ulę złowrogo i odeszła.
-Przepraszam, że tak wykorzystałem panią– rzekł przepraszającym tonem, gdy kobieta zniknęła we windzie.
-Nie szkodzi- tym razem to ona uśmiechnęła się ukazując rząd prostych i pięknych zębów. — Czasami trzeba pomagać sobie. Chociaż nie wiem czy było to w słusznej sprawię.
On, jako znawca kobiecej urody od razu dostrzegł ten słodki uśmiech.  Tak jak i piękne i naturalne usta oraz błękitne oczy, choć kryły się pod niemodnymi okularami. Figurę dziewczyna ocenił również na ładną. Błękitna sukienka w kwiatki za kolana i bolerko nie maskowały szczupłej tali, a dekolt również trochę pokazał.
- W bardzo słusznej sprawie- zapewnił odrywając wzrok od sukienki i spoglądając na twarz.  — A tak na marginesie nazywam się Marek Dobrzański-dodał podając jej dłoń na przywitanie. —  Może w czymś pani pomóc. Pani chyba do mnie szła.
-Urszula Cieplak- przedstawiła się również czując mrowienie przy powitaniu.  — Chodzi mi o starą halę w Rysiowie, a konkretnie o drzewo, które stoi na posesji, a które po wczorajszej burzy uszkodziło nam płot.
-Hala, Rysiów, burza-powtórzył marszcząc nos dając jej do zrozumienia, że nie bardzo wie, o czym mówi. — Może trochę jaśniej pani Urszulo. I może wejdziemy do mojego biura.
Biuro Dobrzańskiego było spore. Centralne miejsce zajmowało biurko a przy nim krzesło obrotowe i dodatkowe krzesełko po drugiej stronie. Na blacie biurka stały samochodziki i ramkami ze zdjęciami. Przy oknie natomiast stała skórzana kanapa i stolik kawowy. Marek to tam ją posadził i sam usiadł obok. Zaproponował też coś do picia, ale grzecznie podziękowała, bo na długie siedzenie nie miała czasu. Chciała tylko wszystko jak najszybciej wyjaśnić.
-Pańska firma posiada halę w Rysiowie- zaczęła szczegółowo opowiadać. — Rysiów to taka mała gmina dwadzieścia kilometrów od Warszawy- z góry i to wyjaśniała.  — Kiedyś była tam szwalnia, ale teraz jest to pustostan i tylko okoliczni menele mają gdzie pić, gdy pada, a dzieci z dziedzińca i skweru zrobiły sobie miejsce do zabawy. Wczoraj nad Rysiowem przeszła burza i powaliła jeden z konarów dębu rosnącego tam i uszkodziła nam płot. Nasza strata to jedna strona medalu, a druga to taka, że teren powinien być lepiej zabezpieczony. Nikt nie chce przecież, żeby stało się coś gorszego.  Następnym razem konar może spać kawałek dalej i zniszczyć nam garaż i samochód. Albo jakiemuś dziecku może stać krzywda, a tego na pewno chcielibyśmy uniknąć.
-Teraz rozumiem trochę więcej-odparł wpatrując się w oczy dziewczyny, co zdecydowanie peszyło ją.  — Tylko ja nawet nie wiedziałem, że coś takiego firma posiada.  Z moim ojcem powinnaś porozmawiać. On będzie wiedział coś na ten temat.
-To ja powinnam iść do pana ojca?- zapytała zdziwiona. —  Bo w recepcji, gdy powiedziałam, że w sprawie osobistej to mnie tu odesłali.
- Po prostu z Anią nie zrozumiałyście się- odparł nie wyjaśniając nic więcej.  Ona sama tematu nie drążyła, ale była bystra i domyśliła się, o co może chodzić ze skierowaniem jej do Marka.—  Tato jest teraz jest na obiedzie, ale jak tylko wróci to powiem mu wszystko- postanowił, choć trochę zająć się tą sprawą. — Podaj mi tylko dokładny adres hali.
-Rysiów, Różana 28.
- Łatwy to powinienem zapamiętać.  A, co do płotu to oczywiści pokryjemy szkody.  Ile – zapytał wyciągając portfel.
-Tak bez patrzenia- zdziwiła się. — Mogę przecież naciągnąć pana i powiedzieć równie dobrze, że tysiąc złotych, co dwieście.
-Ty a naciąganie- stwierdził ironiczni. — Za dobrze ci z tych pięknych oczu patrzy- dodał łobuzerskim głosem.  — To ile Ula.
-Ojciec będzie wiedzieć ile- odparła, trochę obrażona jego stwierdzenie, bo choć był to komplement, to powiedziany takim tonem, że zabrzmiał jak afront. — Ja się nie znam. Najlepiej, jednak będzie jak ktoś przyjedzie i zobaczy to wszystko. Płot stoi dopiero od wiosny i jest drewniany tak dla uściślenia.
-Ok- zgodził się.  — Przyjedziemy z ojcem i obejrzymy.
-Mam nadzieję-rzekła zdecydowanie.    Czasami takie obiecanki różnie się kończą.
-Nie tym razem- zapewnił słodko.
- Cieszę się- odparła uśmiechając się i zauważając, że wzrok mężczyzny przesunął się z oczu na usta jej usta. Miała świadomość, że usta i oczy to jej atut, ale nie był to powód, aby rozbierać ją w myślach.  Poniekąd wiedziała też, że jest sobie sama winna, że przypatruje się jej. Sukienka pasowała do oczu, była zwiewna i z dekoltem. Nie mogła, jednak przewidzieć, że będzie rozmawiać z kimś młodym i przystojnym. Przygotowana była raczej na kogoś w wieku swojego ojca. Choć to nie wykluczało to, że pan Dobrzański senior nie reagowałby podobnie, bo może w ich przypadku, jak pomyślała sobie,  jabłko niedaleko padło od jabłoni. Gdy wzrok mężczyzny ponownie powędrował poniżej twarzy, był to dla niej wystarczający sygnał, że czas wyjść. — Pójdę już- dodała wstając z kanapy i podając mu rękę na pożegnanie, choć wolała nie żegnać się z nim w ten sposób.
Marek zignorował, jednak jej dłoń, bo delikatnie objął za ramię i obrócił w stronę drzwi.
-Odprowadzę cię- rzekł głosem nieuznającego sprzeciwu i nie ściągając rąk z jej ramion. Było to dla niej też zdecydowanie gorsze od krótkiego uścisku.
- Nie trzeba –zaprotestowała jednak i w dodatku nerwowo. — Trafię do wyjścia sama.
-W to nie wątpię-oznajmił nie wiadomo, dlaczego rozbawionym głosem.—  Ale mi będzie miło i tak wypada Ula.
Zanim zdążyła zaprotestować ponownie, to wyprowadził ją z biura. Na korytarzu natknęli się na blondyna, który przy przedstawianiu, okazał się jego najlepszym przyjacielem Sebastianem.  W drodze do windy i w czasie czekania na nią Marek w skrócie opowiedział mu, co sprowadziło Ule do F&D. Było to jej nawet na rękę, bo przynajmniej przestał interesować się nią a już na pewno przyglądać się. Winda wkrótce dojechała na czwarte piętro i obaj panowie pożegnali ją.
-Myślisz o jakimś nowym otwarciu?- zagadnął go Sebastian, gdy drzwi windy zamknęły się za Ulą.
-Seba głupot nie gadaj- oburzył się. — Wiesz, że nie lubię takich grzecznych panienek. Więcej z nimi kłopotu niż pożytku. A Ule prawdopodobnie spotkam jeszcze tylko raz, gdy pojadę obejrzeć z ojcem te straty i na tym będzie koniec. Chociaż muszę przyznać, że ma piękne oczy i interesujące usta- rozmarzył się trochę.
- A jednak- zaśmiał się z zadowoleniem, że i tym razem nie pomylił się i wyczuł przyjaciela. — Musiałeś się jej dokładnie przyjrzeć.
-Trudno było nie zauważyć, jak rozmawiałem z nią parę minut i siedziała obok, panie detektywie - odparł z sarkazmem. —  Chyba tylko ślepy by tego nie zauważył.

Marek na Uli zrobił podobne miłe wrażenie i zaprzątał jej myśli. Z ciekawości też wklepała jego nazwisko w Internet i to, co wyczytała nie zdziwiło ją. Był jednym z popularniejszych kawalerów Warszawy i prowadził kolorowe życie damsko-męskie.  Dla niej samej był najprzystojniejszym facetem, jakiego widziała. Włączając w to amantów filmowych i modeli.  Zrozumiałe stały się dla niej również powody ciągłego przyglądania się jej, a spowodowane były tym, że odezwała się w nim jego uwodzicielska natura.  Zastanawiała się też, czy faktycznie zajmie się halą i czy zobaczy go jeszcze. Stało się to prędzej niż myślała, bo dokładnie dwa dni później.
Sam nie wiedział jak to się stało, że trafił do Rysiowa. Przed wyjazdem znowu pokłócił się z narzeczoną. Tym razem o przyjęcie zaręczynowe, które miało odbyć się za pięć tygodni a co, do którego mieli odmienne zdania. On chciał kameralne a Paulina wymarzyła sobie z rozmachem na przynajmniej pięćset osób w domu jego rodziców.  Przy kolejnym jego wykreślonym gościu, tak po prostu wziął kluczyki i zostawił ją z listą samą. Gdy był na jednym ze skrzyżowań mignął mu znak Rysiów w prawo. Postanowił pojechać tam. Dojechanie Lexusem zajęło mu niewiele czasu i kwadrans później znalazł się na niewielkim rynku.  Jednego z przechodniów spytał o drogę i wkrótce przejeżdżał spokojną ulicą Różaną. Na samym końcu znalazł szukaną halę. Teren faktycznie nie był zabezpieczony i dostał się tam bez problemów. Obszedł na około budynek i dotarł na podwórko. Pierwszą rzeczą, jaką zauważył było nadłamane drzewo i płot noszący ślady zniszczenia. Za ogrodzeniem natomiast dostrzegł zadbany ogródek a za nim mały domek. 



 Na kocu na plecach opalała się tam kobieta z chustką na twarzy, ale z pod niej wystawały długie ciemny blond włosy. Już z daleka widział kształtne ciało i smukłe nogi zgięte w kolanach.  Przypatrywał się na ten mały bonus chwilę z uśmiechem i rękoma w kieszeni.  Pewien był też, że to Ula.
- I co się tak pan przygląda?-  przerwał mu tę chwilę przyjemności dziecięcy głos a zza płotu wyjrzała głowa około siedmioletniej dziewczynki
-Betti, z kim rozmawiasz- odezwała się też Ula, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Chwilę później podniosła się i zakładając na siebie tylko lekką sukienkę podeszła do płotu.  
-To pan-zdziwiła się trochę.
-Tak ja. Przejeżdżałam akurat tędy to pomyślałem, że –zaczął tłumaczyć, ale mina dziewczyny wskazywała na to, że mu nie wierzy. — To znaczy musiałem wyjść z domu przewietrzyć się i przypadkiem trafiłem na drogowskaz do Rysiowa to jestem.
-To dobrze, że pan jest, bo...
-Marek- wtrącił wyciągając przez płot rękę. —Głupio z tym panem czuję się. Dużo starszy chyba nie jestem.
- Ula –odparła od niechcenia.
-Beatka siostra Ulci  –dokończyła prezentacji dziewczynka a Marek i jej podał rękę.
- Ojciec razem ze sąsiadem oglądali te drzewo i dobrze nie rokuje na ewentualne kolejne burze- wróciła gładko do sprawy najbardziej interesująca ją.  — Nadaje się tylko do wycięcia.  Chciałam podjechać do Warszawy nawet po niedzieli. Z ojcem rozmawiałeś już?
-Tak. Tato całkiem zapomniał o tej hali.  Po przeniesieniu szwalni do Warszawy nie sprzedał gruntu, bo jak mówił może się przydać i w końcu zapomniał. Tym bardziej, że wszystkie opłaty są pobierane automatycznie to żadne zaległości nie przychodziły. Obiecał zając się tym, w tym tygodniu albo na początku następnego.
-To dobrze- ucieszyła się.  
-Mogę wejść- zapytał spoglądając na wyrwę w płocie. — Tak przez płot głupio rozmawiać.
-Tak- zgodziła się, bo nie chciała być nieuprzejma. — Może napijesz się czegoś? Kompot, zimny koktajl truskawkowy albo kawy.
-Ten koktajl brzmi zachęcająco- odparł uśmiechając się już na samą myśl o napoju. — W dzieciństwie piłem tego sporo, ale ostatnio to nie pamiętam, kiedy.
-Zaraz przyniosę i rozgość się. Betti ci potowarzyszy.
Dziewczynka zaprowadziła go do drugiego końca ogrodu, posadziła za stołem z ogrodowym parasolem i zadała kilka pytań typu, co tu robi, skąd jest, gdzie pracuje.  Przepytywanie długo nie trwało, bo Ula z dzbankiem koktajlu i trzema szklaneczkami wróciła szybko.
-To, co porabiasz Ula?  -zapytał, gdy dziewczyna usiadła naprzeciwko niego. — Uczysz się jeszcze?
-Chyba żartujesz. Skończyłam SGH i w sierpniu zacznę pracę w banku WBK.  Miałam tam staż i udało mi się znaleźć zatrudnienie.
-Nie dałbym ci więcej jak osiemnaście lat-rzucił komplementem ku jej zażenowaniu.
-A ja idę do pierwszej klasy-odezwała się na szczęście Beatka i nie musiała odpowiadać. — A Jasiek ma w tym roku tą- próbowała przypomnieć sobie odpowiednie słowo.
-Maturę- wyręczyła Ula siostrę. — To nasz brat.  A ty masz rodzeństwo?- zapytała, bo w tym, co o nim czytała nie było nic o tym wspomniane. W przeciwieństwie do jego niewierności i wielu powiązań z modelkami, aktorkami i piosenkarkami.
-Nie- odparł krótko.  — I żałuję, że jestem sam.  Na jedynaku za dużo nadziei się pokłada na przyszłość.
-Za to jesteś w szczęśliwym w związku z Pauliną- zagadnęła trochę ironicznie przypominając sobie scenę z dnia poznania i czytania, że panna Febo jest wybuchowa i bardzo zazdrosna. — Jak dobrze pamiętam to tak ma na imię?
- Tak Paulina-potwierdził cicho. —  Za ponad miesiąc mamy zaręczyć się oficjalnie- dodał, jak dało zauważyć dalej od niechcenia i bez entuzjazmu, jaki powinien takiemu wydarzeniu towarzyszyć.
-To gratuluję-odparła już szczerze.
- Dzięki- rzekł wysilając się na uśmiech.  — Tato pamięta te okolice i wspomina miło- zmienił gładko temat.
-Mój tak samo-przytaknęła mu. —  Podobno kiedyś to tutaj tętniło życie Rysiowa.
Z piciem koktajlu nie spieszył się i rozkoszował się smakiem i ciepłym dniem. Paulina oczywiści dzwoniła do niego przez ten czas i to parę razy, ale nie zamierzał oddzwaniać ani odbierać i już po drugim telefonie wyciszył dzwonek. Rodzice również dzwonili, jak domyślał się w tej samej sprawie. Z nimi mógłby ewentualnie porozmawiać, ale nie chciał psuć sobie humoru wysłuchując ich narzekań. Chciał resztę popołudnia spędzić w spokoju z Cieplakami rozmawiając o wszystkim i niczym.

Po kolejnych dwóch dniach w niedzielne popołudnie przed starą halę ponownie podjechał luksusowy samochód. Z auta tym razem wysiadł Marek i mężczyzna w średnim wieku z laseczką. Cieplakowie rozpalali akurat grilla to ze swojego ogródka widzieli całą tę scenę.  Gdy panowie dochodzili do ich płotu trudno było nie odezwać się do nich. Obowiązek przywitania się wziął na siebie Józef.
-Miło widzieć pana na starych śmieciach- rzekł życzliwie. — Tyle lat minęło od czasu ostatniej pana wizyty.
- To prawda- odparł senior Dobrzański. —Osiemnaście lat.  I wiele zmieniło sie tutaj. Trudno poznać okolicę.
- Tak, Rysiów rozrasta się z każdym rokiem. Wiele warszawiaków ma tu domki letniskowe albo przenoszą się na stałe. Świeże powietrze, las, jezioro, spokój.
-Doskonale to rozumiem- uśmiechnął się do Józefa.  — Sam chętnie wyrywam się z Warszawy do znajomych w Brwinowie.  A ty musi być tą dziewczynką, do której chciał pójść Marek- zwrócił się i do Uli. —Był tu raz ze mną i widział cię za płotem razem z mamą.   Pamiętam jak to mówił syn. Tatusiu chce iść do dzidziusia. Nie miałaś więcej jak roczek.
-Naprawdę tato- zapytał podejrzliwie Marek.
- Tak.  Jest jedno zdjęcie u nas w albumie jak jesteście razem. Zajrzę dzisiaj tam i poszukam.
-Na mnie tak córciu nie patrz- odezwała się i Cieplak. — Pracowałem wtedy dużo w delegacji to nie wiem. Ale skoro pan Krzysztof mówi, że tak było to znaczy, że jest to prawda. A to jest reszta moich dzieci- zwrócił się do gościa.  Jasiek i Beatka. Madzi z nami niestety już nie ma- postanowił sam wyjaśnić nieobecność żony i uniknąć ewentualnych pytań gdzie jest. — Zmarła po urodzeniu Beatki na zakrzepicę.
-To bardzo przykre- odparł i tak pan Krzysztof.
-Takie jest niestety życie-westchnął ponuro Cieplak.  — Raz radość, a raz smutek.   Może przyłączycie się do nas?- zmienił temat.  — W lodówce jest jeszcze kiełbasa to dla wszystkich jedzenia starczy.
-Ja mam czas tato- odparł pewnie Marek mając szczerą ochotę na pieczone szaszłyki, bo Paulina nie przepadała za taką formą spędzania czasu i rzadko miał okazję jeść coś takiego.
-Skoro mój kierowca ma czas to z przyjemnością zostaniemy chwilę- zgodził się i jego ojciec.



Czas na grillu miną im miło i szybko.  Józef i Krzysztof mieli trochę swoich tematów, a Ula, Jasiu i Beatka swoje. Jasiu głównie pytał o auto, Beatka miała swoje dziecinne pytania a Ula takie ogólne. Marek podobnie jak ojciec dobrze bawił się, choć nie mógł wypić ani piwa, ani nalewki, bo prowadził.  Zdecydowanie i to bardzo zdecydowanie wolał jeść kiełbaski z grilla i szaszłyki niż siedzieć teraz w domu z Pauliną i wysłuchiwać jej niezdecydowania w sprawie koloru serwetek na przyjęcie zaręczynowe. Z Rysiowa wyjechali dopiero, gdy na dworze szarzało.
-Bardzo mili ludzie, prawda Marek-rzekł Dobrzański, gdy jechali do Warszawy.  — Szkoda, że spotkała ich taka tragedia. Pamiętam panią Magdalenę. Ula jest podobna do niej.  Nie chciałem mówić przy nich, ale Ula była chyba pierwszą dziewczynką, którą zainteresowałeś się- dodał uśmiechając się do syna. —  Przybiegłeś do mnie zdyszany i powiedziałeś, że dzidziuś inaczej robi siusiu.
-Tato - wyraźnie stwierdzenie ojca nie spodobało się mu.  — Dobrze, że chociaż tam tego nie powiedziałeś.
- Wiem, co to takt synu- odparł poklepując po ramieniu.

We wtorkowy ranek Ule obudził odgłos piły, a za oknem była straż i zajmowała się wycięciem drzewa. Na tym pan Dobrzański nie poprzestał, bo w ciągu dwóch dni pojawiło się nowe ogrodzenie, mocne kłódki i napis Wstęp wzbroniony. Sam też dopilnował wszystkiego. Przywiózł również owe zdjęcie, na którym rzeczywiście była ona i Marek. Siedzieli razem na kocu i bawili się klockami. Późnym wtorkowym popołudniem obaj panowie przyszli powiedzieć Cieplakom do widzenia.  Ula patrząc na odjeżdżającego Lexusa pomyślała, że tak szybko nie zobaczy ich, a zwłaszcza Marka, bo chociaż widzieli się tylko cztery razy to zrobił na niej jak najbardziej pozytywne wrażenie.  Pan Krzysztof zostawił jej też numer telefonu na wypadek, gdyby coś się działo.  Zdziwiła się, więc gdy parę dni później po powrocie z miasta zauważyła tam samochód campingowy. 


13 komentarzy:

  1. Podoba mi się ta mini. Ulka była pierwszą dziewczynką która zainteresowała Marka i pewnie będzie tą ostatnią. Samochód czyżby Marek go tam postawił aby móc przyjeżdżać do Rysiowa się zrelaksować, odpocząć będąc blisko Uli. Czekam na szybki cd. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysł na takie mini był od dawna, ale całkiem zapomniałam o nim i niedawno wrócił a razem z nim wena na pisanie.
      Wiadomo, że Ula będzie tą ostatnią i jedyną.Co do auta to wszystko wyjaśni się w kolejnej części.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło

      Usuń
  2. Wow! kolejna świetna miniaturka.Zaskoczona byłam ,że Marek pierwszy raz widział Ulę jako tak naprawdę takie bobaska ;). Czekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadne z nich niestety nie pamięta tego i gdyby nie pan Krzysztof i zdjęcie nie dowiedzieliby się.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  3. Świetna mini..
    Czekam na cd
    A kiedy może byc?
    MM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przyszłym tygodniu może.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  4. Już podoba mi się i kompletnie nie wiem o co prosić. Czy o tą miniaturkę czy o opowiadanie Życie na niby. Najchętniej to chciałabym i jedno i drugie szybko przeczytać. Marek babiarz jak w serialu a Ula natomiast to chyba taka ze środka. Ani ładna ani brzydka skoro zainteresował się nią. Tym autem to pewnie Marek zaparkował może nawet na dużej.
    Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba to dokończę bo będzie jeszcze jedna albo dwie części a akcja w trzech miesiącach się zamknie. Co do Marka i Uli masz rację. Kobieciarz i Ula ze środka serialu ale bez aparatu na zębach.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
    2. Co do auta to w kolejnej części wyjaśni się.

      Usuń
  5. Naprawdę jestem pod wrażeniem Twoich oryginalnych pomysłów i na mini i na opowiadania. Tą mini zaskoczyłaś mnie po raz kolejny. Marek z Ulą znali się jako małe dzieci, chociaż oczywiście mają prawo tego nie pamiętać. Józef kojarzy Dobrzańskiego seniora z dawnych lat, Cieplakowie mieszkają przy ul. Różanej, a nie Rysiów 8 i wreszcie Ula nie ma aparatu i wygląda przyzwoicie. No jednak jest jeszcze coś. Bardzo ładnie urządzony ogródek i samochód, którego w serialu nie mieli.
    Zagadkę stanowi ten camper, bo w zasadzie nie wiadomo, kto go przywlókł do Rysiowa. Czyżby naprawdę Marek? Tajemnicą pozostaje w jakim celu go ściągnięto.
    Bardzo fajny początek. Rzuciło mi się w oczy słowo "gorądz", które pisze się "gorąc".
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za miłe słowa!
      Jest kilka nowości, bo po prostu były potrzebne. Jak np.wygląd Uli w miarę normalny, bo inaczej Marek nie zainteresowałby się nią i to, że mają samochód, bo był potrzebny do czarnego scenariusza z burzą. Ulica znaczenia nie ma i jest , bo to ładna nazwa. Ogródek natomiast jest zadbany, bo Cieplak jest ogrodnikiem i pracuje w Piękne Ogrody. Tyle mogę zdradzić.
      Dzięki za gorądz. Wydawało mi się niegramatyczne i podkreślało się na czerwono. Sprawdziłam nawet w Internecie i było takie słowo związane coś z małymi dziećmi i uznałam, że może być i dalej nie myślałam o tym. Teraz jednak jak o tym pomyślę to mówi się przecież gorąco a nie gorądzo.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  6. Mega pomysł z tą miniaturką. Dziewczyno! Skąd Ty bierzesz takie pomysły?! :O Ale powiem Ci, że jeżeli coś bierzesz, to nie przestawaj, skoro po tym masz takie idee haha
    Ula i Marek znali się już w dzieciństwie, ale byli zbyt mali, żeby o tym pamiętać. Na szczęście coś zaświtało w głowach ich bliskich i udało im się o tym dowiedzieć.
    Pozdrawiam serdecznie, Andziok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jeden ranek pomysł się narodził i jakoś szybko rozdział się napisał. Zdradzę, że będą trzy części.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam.

      Usuń