Ciąg dalszy miniaturki 14
-Tatusiu,
kiedy pojedziemy do Rysiowa?- zapytała Emilka siedząc przy kuchennym stole i
przelewając bezmyślnie łyżeczką kaszkę.
-Kotku
ja zaniosłem już torbę do samochodu, mama ubiera Tomka tylko ty marudzisz z
jedzeniem-odparł jej Marek.
-Bo
mama kaszkę polewa mi sokiem malinowym- poinformowała z go miną niejadka.
-A nie
mogłaś powiedzieć mi tego prędzej- rzekł z pretensją do córki i otwierając kolejne
szafki.
- Mama
trzyma go w lodówce na drzwiach w butelce po Kubusiu- poinstruowała ojca. —
Będę mogła pójść z Betti na ślizgawkę i huśtawki? –zapytała patrząc na ojca
całą swoją słodyczą.
-Nie
będzie czasu kotku-zakomunikował jej rozwiewając brutalnie jej plany. — Zresztą jest zimno.
-Przecież
słońce świeci- stwierdziła spoglądając w okno.
-Owszem
świeci, ale jest teraz jesień i jest zimno- wyjaśnił jej polewając kaszkę
obficie soczkiem. — Pobawisz się z
Beatką w domu, a później pójdziemy zapalić znicz na grobie babci Magdy i
zaniesiemy jej kwiaty. Będzie też twoja prababci Marysia.
-Czyli,
kto?- dopytywała się.
-Babcia
twojej mamy i mama twojej babci Magdy- odparł, ale dziewczynka zmarszczyła tylko
nosek. — To taka jeszcze jedna babcia po babci Helenie i Ali- wyjaśnił jej
bardziej przejrzyście. — Widziała cię
tylko dwa razy a ostatni raz jak miałaś dwa latka. Jest bardzo miła i będzie
cię na pewno rozpieszczać.
-To
może zabiorę swoją świnkę skarbonkę?- zapytała z wyraźnym ożywieniem.
- Ani mi się waż- pogroził jej ojciec.
-To
znaczy nie? -spytała, aby upewnić się.
-Co
nie waż- zainteresowała się Ula, która z Tomkiem na rękach schodziła na dół.
-Emilka
chce wziąć skarbonkę ze sobą, bo powiedziałem jej, że prababcia jest bardzo miła.
-Emi
tak nie wolno- oburzyła się również jej mama.
-Babcia
Helena i dziadek Krzysiu zawsze dają mi pieniążka jak przychodzę ze skarbonką
do nich- oznajmiła im otwarcie i z niezadowoloną miną.
-Bo
owinęłaś sobie ich wokół paluszka-skarciła lekko córkę. — Nie możesz pytać też babci czy coś ma dla
ciebie jak pytasz babcię Alę i dziadka Józefa- przestrzegała dalej córkę.— Babcia pewnie i tak coś ci ładnego kupiła i
da. O czym ja w ogóle mówię-skarciła tym
razem samą siebie. — Emilko do Rysiowa
jedziemy przede wszystkim na grób babci Magdy zapalić znicz i położyć kwiatki. Tak, jak mówił ci tatuś. Przeżegnasz się
ładnie i zmówisz za babcie modlitwę Aniele Boży, a ja kupię ci różę i położysz
na grobie. Babcia jest twoim takim aniołem, który patrzy z góry na ciebie, czuwa
i dzisiaj trzeba jej podziękować za to wszystko-wyjaśniła córce.
-Patrzy na mnie jak na Beatkę? –zainteresowała
się.
-Tak
kochanie.
Rodzice
już prędzej rozmawiali z nią na temat babci Magdy i tego gdzie jest. Emilka
była bystra i sama niedawno zauważyła, że zamiast mama, do babci Ali jej mama i
wujek Jasiu mówią Ala a Beatka ciocia. Byli akurat w Rysiowie to pokazali jej
zdjęcia, wzięli na cmentarz i wytłumaczyli, że ich mama zmarła i jest teraz w
niebie aniołkiem i patrzy z góry na wszystkich. Dziewczynka na swój sposób
zrozumiała to i pytała ich czasami o tą nieznaną jej babcię.
-Betti
musiało być smutno bez mamy- stwierdziła bardzo poważnie patrząc na swoją mamę.
— Mi było smutno, gdy byłaś w szpitalu z Tomkiem.
- Miała
dziadka, mnie, wuja Jasia- próbowała jej to wytłumaczyć rodzicielka. — Kochaliśmy
ją za mamę i za siebie. Była też za
mała, żeby tęsknić i żeby było jej smutno. To mi, Jasiowi i dziadkowi było
smutno po jej odejściu.
-Ale
wy nie odejdziecie?- zapytała spoglądając z obawą na rodziców.
-Kochanie-
przejął rozmowę Marek. — Każdy kiedyś umrze, ale my jeszcze nie teraz.
- To
dobrze- wyraźnie poweselała. — Bo dobrze jest mieć mamusię, tatusia i Tomka.
-A
my się cieszę, że mamy taką małą córeczkę-odparła Ula gładząc ją po główce. — I babcia Magda cieszy się też, że ma taką
wspaniałą wnusię jak ty. To po niej masz
drugie imię Magdalena. W pełni nazywasz się Emilia Magdalena Dobrzańska.
-A
Tomek?
-Tomek
ma na drugie imię Krzysztof, ja Agnieszka, a tata nie ma w ogóle drugiego
imienia.
-Dlaczego
nie ma?- rzuciła kolejnym pytaniem.
-Bo
rodzice mi nie dali kotku-odparł ojciec. — Teraz kończ jeść kaszkę, bo musimy
niedługo wyjeżdżać.
Rodzina
Cieplaków na ich przyjazd już czekała. Razem z nimi babcia Marysia i wujek
Karol brat Magdy. Mieszkali kilkadziesiąt kilometrów od Rysiowa i tylko dwa,
trzy razy w roku przyjeżdżali i spotykali się z rodziną. Dzień Wszystkich
Świętych był właśnie jednym z takich dni. Ula i Marek dojechali do Rysiowa, gdy
Ala z Beatką szykowały ciasto i kawę. Krewni drugą żonę Józefa zaakceptowali i
polubili już dawno i przyjeżdżali tu z przyjemnością.
Czas
przy kawie mijał szybko i miło. Duszą towarzystwa była babcia Uli i ona
prowadziła głównie rozmowę, zwłaszcza z Markiem. Już w czasach narzeczeństwa miała słabość do przyszłego
męża wnuczki, bo oczarował ją jak wiele innych kobiet w różnym wieku. Tego dnia,
jednak najwięcej czasu poświęciła
prawnuczętom. Miała dla nich również małe prezenty. Emilce podarowała szmacianą
lalkę „Zuzię” a Tomkowi zabawkę edukacyjną. Dziewczynce nowa babcia jak
najbardziej spodobała się i chętnie siedziała u niej na kolanach i słuchała jej
piosenek. Marek również z wujkiem Uli,
który prowadził dużą firmę budowlano-remontową znalazł wspólny temat do
rozmowy, bo doradzał mu w sprawie budowy jego domu na Mazurach( patrz mini 11 ).
Dom był już w stanie surowym i teraz
radził się na najlepsze rozwiązania ogrzewania i innych wykończeń. Gdy czas na
kawę minął Ula razem z Alą zajęły się sprzątnięciem i wstępnym przygotowaniem
obiadu. W południe Ala z Tomkiem została w domu a reszta domowników i gości
poszła na cmentarz.
Na
cmentarzu spędzili ponad godzinkę. Oprócz modlitwy i czasu spędzonego przy
grobie matki była też okazja na odwiedzenie innych grobów i na spotkanie
dalszych krewnych czy znajomych i na krótką rozmowę z nimi. Wyjście nie obyło
się też bez niespodzianek. W czasie, gdy Ula z Markiem odeszli, aby znaleźć
zapomniany grób i tam zapalić znicz to Emilka zgubiła się na chwilę, choć była
pod liczną opieką dziadka, prababci, wujka Jasia i Karola, Beatki i sąsiadki
pani Szymczykowej, która na chwilę dołączyła do nich. Dziewczynka zbierając liście zobaczyła jedną
panią w płaszczu, jaki miała jej mama i poszła za kobietą nie zważając na tłok.
Na szczęście szybko znalazła się, bo przy pierwszym zbiegowisku ludzi i zanim
wrócili jej rodzice. Mogli przez to, zajście te nieco zatuszować przed Ulą i
Markiem.
Po
powrocie z cmentarza czekał na nich ciepły rosół, drugie danie, kawa i ciasto. Na obiedzie pojawił się też Jasiek z Kingą.
Od pięciu lat mieszkali we Warszawie w mieszkaniu Ali i kończyli teraz studia.
Jasiek dziennikarstwo a Kinga pedagogikę. Planowali też ślub na przyszły rok w
czasie lata. Zajęci pracą, studiami i miastowym życiem do rodzinnego Rysiowa
wpadali od czasu do czasu. W przeciwieństwie do Uli, która przynajmniej raz w
tygodniu odwiedzała ojca, Alę i Beatkę. Przyjeżdżała w tygodni sama z dziećmi
albo w sobotę lub niedzielę z Markiem na cały dzień. Emilka i Tomek dziadków
Dobrzańskich mieli, na co dzień i Ula chciała, aby z drugimi dziadkami zachować
jak najczęstsze kontakty. Przy okazji dowiadywała się o plotkach i zaopatrywała
się w jajka i twaróg.
Po obiedzie późnym popołudniem, gdy było już
szaro Ula z Markiem jeszcze raz wybrali się na cmentarz. Ula lubiła
chodzić po cmentarzu, gdy nie było takiego tłoku i ze spokojem mogła przeżyć
ten szczególny dzień. Chodzili alejkami i rozmawiali o życiu i o przemijaniu.
-„ Odszedłeś od nas tak nagle pozostawiając
smutek i żal. A chcieliśmy jeszcze tak wiele dokonać. W sercach naszych trwać
będziesz na zawsze” –
przeczytała Ula jedną z epitafii. — Za
każdym razem, gdy przechodzę tędy to nachodzą mnie takie nostalgiczne myśli.
Znałam tego człowieka. Był dyrektorem w podstawówce. Najlepszy dyrektor, jaki
tu był. Któregoś dnia położył się spać i nie obudził się.
-Ula
na to nigdy nie ma odpowiedniego czasu-stwierdził posępnie. — Zawsze jest jeszcze
coś do zrobienia, czeka się na coś.
-To
prawda. I dlatego trzeba brać życie pełnymi garściami i ciesz się nim z całej
siły. Jest zbyt kruche, żeby je przespać. Dzień twojego wypadku pamiętam jakby
wydarzył się wczoraj, chociaż od tamtego czasu minęło już ponad pięć lat.
Pamiętam swoją rozpacz i niepokój.
-Kochanie
nie myśl teraz o tym-odparł tuląc ją do siebie. — Jestem przy tobie cały, zdrowy
i kocham cię. Cieszmy się sobą, dziećmi, rodziną, przyjaciółmi, tym co mamy.
Dzisiejszego dnia wbrew wszystkiemu trzeba się cieszyć a nie smucić.
-Masz
rację nie ma sensu teraz myśleć o odchodzeniu-odparła przytulając się bardziej
do niego. — Zwariowalibyśmy gdybyśmy
myśleli ciągle o tym.
Nie
wiedzieli, że jeszcze tego samego wieczora przekonają się jak kruche jest życie
i że ich rozmowa jest poniekąd prorocza.
Po powrocie
zjedli jeszcze kolację ze wszystkim, pożegnali gości i sami szykowali się do
odjazdu. Z Rysiowa wyjeżdżali zadowoleni ze spotkania z rodziną i uśmiechnięci.
Droga
powrotna dłużyła im się, bo był szczyt powrotów i dużo korków. Tomek wrażeniami całego dnia smacznie spał, a
Emilka z lalką w rączkach nuciła sobie nauczoną niedawno w przedszkolu piosenkę
„ Zuzia lalka nieduża”. Ich rodzice natomiast rozmawiali i słuchali stołecznego
radia informującego o utrudnieniach w ruchu we Warszawie i okolicy. Tuż po
przekroczeniu rogatek Warszawy zadzwonił telefon Uli.
-Dziwne
Marek- rzekła do męża. — Numer prywatny-dodała, ale mimo wszystko odebrała.
-Co?-
zapytała po chwili milczenia, a w jej głosie słychać był strach. — W którym są
szpitalu.
-Dzwonił
do mnie ktoś z policji i powiedział, że Wiola z Sebastianem i Natalką mieli
wypadek i są w szpitalu na Biskupińskiej- wyjaśniła Markowi. — Nie potrafią
dodzwonić się do rodziny Wioli to zadzwonili do mnie, bo to do mnie dzwoniła
ostatni raz. Musimy tam natychmiast jechać Marek. Zadzwonię do twoich rodziców
i spytam czy już wrócili i czy mogą zająć się dziećmi.
-Oczywiście, że pojedziemy-zgodził się z żoną w stu procentach.
Rodzice
Marka już na nich czekali przed ich domem. Helena wzięła śpiącego już Tomka a jej mąż
zajął się Emilką i torbami. Do szpitala było blisko to dotarli tam szybko. Dużo
o stanie zdrowia przyjaciół nie dowiedzieli się, bo nie byli z rodziny, ale z
tych pobieżnych informacji to Wioletta ze względu, że była już w ósmym miesiącu
ciąży to zmuszeni byli zrobić jej cesarką a Sebastian również był operowany.
Tylko Natalka z wypadku wyszła praktycznie bez obrażeń i miała tylko zadrapania
i siniaki. Była jednak w szoku i potrzebowała kogoś, kogo zna. Marek zadzwonił
również do rodziców Sebastiana, ale ze względu, że byli daleko poza Warszawą to
nie mogli tak szybko przyjechać. Uli udało się natomiast skontaktować z
rodzicami Wioli i obiecali przyjechać jak najszybciej. Poszli przede wszystkim
do Natalki. Przyjazd cioci i wujka był dla niej zbawienny i nie zostawili jej
aż do przyjazdu jej dziadków. W szpitalu zostali do połowy nocy, bo chcieli
poczekać aż skończą operować Sebastiana i spytać o jego stan.
-Kochanie
czas wracać do domu- rzekł Marek, gdy lekarz operujący ich przyjaciela wyszedł
i poinformował, że operacja przebiegła bez komplikacji. — Nic więcej nie możemy
dzisiaj zrobić, a sen jest nam potrzebny.
-Tak
jedźmy- zgodziła się z nim. — Co za ironia losu Marek- mówiła wychodząc ze szpitala.
— Jeszcze parę godzin temu rozmawiałam z Wiolą przez telefon, my rozmawialiśmy
na temat ulotności życia, a teraz leżą ranni a mogli nawet stracić życie.
-Wiem
Ula i też trudno mi w to uwierzyć- odparł z przygnębieniem. —Ale najważniejsze,
że wszyscy żyją. A jutro na spokojnie
pomyślimy jak możemy im pomóc.
-Koniecznie
Marek-poparła bezspornie męża.
Do
szpitala wrócili następnego dnia. Było już więcej wiadomo o stanie zdrowia
Olszańskich. Wiola była już po wszystkich badaniach i nic nie wskazywało na to,
żeby miała jakieś obrażenia z wyjątkiem stłuczeń i wstrząsu mózgu. Mała Sara też była w dobrym stanie i tylko ze
względu na to, że była wcześniakiem była w inkubatorze. Stan Sebastiana
natomiast był poważny, ale jak zapewniali lekarze niezagrażający życiu. Miał
usuniętą śledzionę, obrzęk mózgu, połamane żebra i ogólne stłuczenia. Dotarli
też jego rodzice a policja ustaliła okoliczności wypadku. Okazało się, że wina
Sebastiana to nie była, bo inny kierowca nie zachował ostrożności przy wyprzedzaniu
i uderzył czołowo w ich auto. Spotkali się też z Wiolettą. Leżała na sali
pooperacyjnej a Ula mogła chwilę porozmawiać z nią.
-Ula
kochana-zawołał słabym głosem Wiola — Dobrze, że jesteś. Widziałaś ich? Oni nie
chcą zawieść mnie do Natalki ani Sary ani do Sebastiana. Oni żyją, prawda.
Lekarze mówią, że tak, ale mogą kłamać a ty mnie nie oszukasz. Mama też mówi,
że jest wszystko dobrze, ale to przecież mama.
-Spokojnie
Wiola- szybko odparła biorąc ją za rękę. — Nikt cię nie okłamuje. Wszyscy żyją.
Natalka kazała cię nawet ucałować. Wracam właśnie od niej. Co więcej pielęgniarka
przywiezie ją tutaj. Teraz jest tam Marek z Emilką i grają w coś. Ze Sarą też jest dobrze a dla Sebastiana jest lepiej,
że utrzymują go w śpiączce farmakologicznej. Nikt cię nie okłamuje i na pewno
jak będziesz już mogła wstawać to zawiozą cię do Seby i Sary.
-Oby. Tak bardzo chciałabym wziąć już Sarę na ręce
–mówiła z wyraźnym rozczuleniem i przez łzy. — Ulka Cebulek w ostatniej chwili skręcił
ostro na prawo i na siebie wziął całe uderzenie. To ja powinnam leżeć
nieprzytomna, a nie on.
-Wiola
głupot nie gadaj- oburzyła się. —
Sebastian myślał o tobie i waszym dziecku. To tylko potwierdza jak bardzo was
kocha i jak bardzo jest odpowiedzialny i przytomny, gdy prowadzi. Powinnaś być
z niego dumna.
- A
jeśli coś mu się stanie?- pytała patrząc na nią z obawą. — Nigdy sobie tego nie
wybaczę-dodała zanim Ula zdążyła odpowiedzieć.
-Wiola
nic mu się nie stanie-rzekła stanowczo. —
Jest pod dobrą opieką. Zobaczysz za miesiąc góra dwa będziecie wszyscy
razem we czwórkę w domu. Myśl pozytywnie.
- Masz
rację muszę myśleć pozytywnie- mówiła mrugając i odpędzając łzy. — To samo powiedziała mi lekarka. Nie
denerwować się i myśleć pozytywnie. Ula zostaniesz chrzestną dla Sary?- zapytała
patrząc na przyjaciółkę wymownie.
-Pewnie,
że zostanę Wiola-odparła uśmiechając się. — Nawet liczyłam na to po cichu-dodała
szczerze.
-Cieszą
się Ula, bo lepszej nie znajdę-rzekła z wdzięcznością. —Moje kuzynki to same małolaty a w rodzinie
Sebastiana też nie ma nikogo odpowiedniego.
-A
ja postaram się być dobrą matką chrzestną-zapewniała. — Ale teraz wypoczywaj. Tylko na chwilę mnie wpuścili do ciebie. Gdy
już przeniosą cię na ogólną salę to pogadamy dłużej. Aha Wiola zapomniałabym-dodała odchodząc. — Masz
pozdrowienia od rodziców Marka, mojego ojca, Ali i dziewczyn z firmy.
-Dzięki
Ula i pozdrów ich ode mnie-odparła a Ula wyszła z sali.
Przez
kolejne dni Ula z Markiem chodzili do nich w odwiedziny codziennie. Z każdy
dniem ich stan zdrowia poprawiał się. Pięć dni później Natalka została wypisana
i mieszkała z nimi przez parę dni. Tego samego dnia Sebastiana wybudzili ze
śpiączki. Po kolejnych pięciu ze szpitala wyszła również Wioletta z Sarą.
Przyjechała do niej jej mama i została na dłużej, aby zająć się córką i
wnuczkami. Wiola, choć była już w domu to ciągle jej myśli i tak były w
szpitalu przy Sebastianie.
Sebastian, bowiem oprócz leczenia musiał przejść też cały okres rehabilitacji.
-
Uważaj Seba, bo idziesz w moje ślady- rzekł mu Marek, gdy przyjaciel mógł już
przyjmować gości i rozmawiać swobodniej po intubacji. — Z tym wyjątkiem, że w
moim przypadku to ja byłem winny a u ciebie zawinił ten kierowca z Volvo.
-No-odparł
krótko. — Marek, gdy widziałem te światła samochodu to w jednej sekundzie całe
życie śmignęło mi przez głowę-mówił z ciągłym przestrachem. — Jedyne, co jeszcze pamiętam to, to, że
Wiola krzyczała uważaj i że w ostatniej chwili ostro skręciłem. I całe
szczęście, bo dzięki temu Wiolce i dziecku nic się nie stało.
- Wiem-odparł
kiwając głową z szacunkiem. — Wioletta o
niczym innym nie mówi tylko o tym, że ją miałeś na względzie i dziecko. Inny
straciłby zimną krew a ty wiedziałeś, co zrobić. I gratuluje oczywiście córeczki-dodał klepiąc
przyjaźnie po ramieniu.
-
Dzięki Marek. Wiolka zdjęcie mi przyniosła- rzekł z ckliwie. — Taka kruszynka z niej a już musiała tyle
przejść. Gdyby coś stało się którejś z moich dziewczyn to rozszarpałbym tego
pijaka- dodał ze złością.
-Spokojnie
Seba- próbował go uspokajać. — Pójdzie siedzieć. Wiem, że miał zabrane prawo
jazdy za jazdę po pijanemu i wyrok w zawieszeniu.
-Właśnie
Marek- mówił sceptycznie. — Tyle mówi
się o wsiadaniu po pijanemu za kierownicę a do tych głąbów nic nie dociera.
Nawet odebranie prawka. Powinni posiedzieć trochę we więzieniu to może skończyłoby
się to.
-My
tego nie zmienimy Seba- odparł mu równie krytycznie . — A jak się czujesz?
- Bywało
lepiej, ale dzięki, że pytasz-odparł trochę kuriozalnie i ironicznie.
-To
było głupie pytanie- sam przyznał się do nietaktu. — Ale wypadało zapytać.
-Ok. Marek nic się nie stało. Żebra mnie bolą jak
przestają działać leki-oznajmił mu. — I
trochę jeszcze pobędę na zwolnieniu lekarskim.
-Tym
się nie martw-zapewniał. — Nikt twojego
miejsca nie zajmie i pomyślimy o jakiejś pomocy dla was. Możesz liczyć też na
moje odwiedziny i tu i w domu.
- Dzięki-
wyraźnie ożywił się. — I dzięki za
zajęcie się Natalką. To dobry pomysł, że
jest u was i że przy Emilce i Tomku dochodzi do siebie.
-Od
tego ma się przecież przyjaciół. Ty i
Wiola tak samo zachowalibyście się.
-Wiadomo
Marek- mówił z oczywistością w głosie. — My dwaj i nasze rodziny zawsze razem.
-Dokładnie- przytaknął. — A wracając do ciebie to kuruj się i nie myśl o
pracy, Wioli i dziewczynkach, bo mają się dobrze, a my za parę tygodni zagramy
w kosza. Już teraz zapraszam cię, a do tego czasu będziemy grać w szachy albo
karty.
-Trzymam
cię za słowo przyjacielu- odparł przybijając z nim żółwika.
Mini napisana dosłownie w piątkowy, sobotni i niedzielny wieczór. Gdybym
prędzej wpadła na ten pomysł i zaczęła pisać to byłaby lepsza.
Mini jest dobra. Na początku pomyślałam że to może Emilce coś będzie. Tak jakoś o tym soczku myślałam że to może nie był soczek ale dobrze że się myliłam. Kiedy nowa część Życia na niby? ;)
OdpowiedzUsuńFakt na początku chciałam Emilkę umieścić w roli głównej jako ta poszkodowana, ale nie ze soczkiem tylko miała odejść i zaginąć na dłużej i miała znaleźć się nieprzytomna na placu zabaw. Odeszłam jednak od tego pomysłu i Olszańscy są tymi nieszczęśliwcami. Dobrzańskich nie chciałam we wypadek wplątywać, bo Marek miał dwa i byłoby to przegięcie.
UsuńTeraz zaczynam Życie na niby pisać. Kiedy będzie to nie wiem. Zależy od tego jak będę się czuła. Piątek-niedziela była super a wczoraj i dzisiejszy ranek kiepski.
Pozdrawiam miło.
Podoba mi się ta miniaturka choć dzieje się w tak smutnych okolicznościach. Podoba mi się że Ula opowiadaniada córce o zmarłej babci i oswaja córkę ze śmiercią. Przede wszystkim podoba mi się postaw wobec przyjaciół że są z nimi cały czas.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na więcej.
Kiedyś dzieci i z tym trzeba oswoić i porozmawiać a czas Wszystkich Świętych jest takim dobrym okresem według mnie.Relacje z Olszańskimi jak najbardziej pozytywne. Miałam też scenariusz na wypadek Emilki( komentarz wyżej ) i pomoc Wioli i Sebastiana Dobrzańskim.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Miniaturka bardzo na czasie, a dzień zmarłych spędzony rodzinnie. Ukazujesz relacje między najstarszym pokoleniem i tym najmłodszym a także rolę rodziców, którzy tłumaczą dzieciom znaczenie tego smutnego święta i pielęgnowanie pamięci o tych, co odeszli. Nie wiem na ile mała Emilka była w stanie to przyswoić, ale dość rezolutna z niej dziewczynka i być może coś rozjaśniło się w jej główce.
OdpowiedzUsuńW tej mini dominuje przede wszystkim wielki spokój. Nikogo nie ponoszą nerwy. Rodzice czyli Ula i Marek są niezwykle cierpliwi tłumacząc wszystko swoim dzieciom. Jedyna nerwówka to wypadek Olszańskich. Na szczęście nic poważnego się nikomu nie stało a wypadek zaowocował pojawieniem się drugiej córki.
Jeśli ktoś ma gorszy dzień lub czuje się znerwicowany to ja polecam tę mini zamiast tabletek na uspokojenie. Pozdrawiam. :)
Ostatnie zdanie bardzo miłe.
UsuńZ tą myślą Wszystkich Świętych pisałam ją, bo to po Bożym Narodzeniu i Wielkanocy kolejne święto kiedy rodzina może spotkać się. My również na ten dzień często obieraliśmy kurs na Śląsk, bo tam tato ma rodzinę i groby.
Oczywiście Olszańskich nie mogłam mocno skrzywdzić a wypadek był po to aby pokazać, że jednak życie może w jednej chwili skończyć się.
Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Ta mini ukazuje jak kruche jest życie i jak niewiele trzeba aby je stracić. Podobało mi się jak dorośli tłumaczą dzieciom odejście bliskich .Ula i Marek mają bardzo bystrą i uroczą córkę Emilkę .Wypadek Olszańskich na szczęście nie okazał się tragiczny i przyspieszył dodatkowo przyjście na świat nowego członka rodziny. Mini od razu skojarzyła mi się ze Wszystkimi Świętymi.Ps.Jak Ula i Marek pomyślałam ,że w drodze powrotnej będą mieli wypadek ,a potem okazało się ,że to Seba i Viola.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Dokładnie to chciałam pokazać. Tu jesteś a tu czasami przez głupotę innych cię nie ma.Nie mogłam jednak nikogo tu uśmiercać. Dzieci i przez to trzeba przeprowadzić i powiedzieć, że każdy kiedyś umrze.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Kiedy kolejny rozdział opowiadania?
OdpowiedzUsuńJest już początek i koniec, ale brakuje środka. Źle się czuję w ostatnich dniach i pisanie idzie gorzej.
UsuńPozdrawiam i cierpliwości.
Naprawdę świetna mini i taka na czasie. Listopad zawsze jest pod znakiem nostalgicznych myśli. I aż ciężko pomyśleć, że w tym miesiącu mam urodziny...
OdpowiedzUsuńNa całe szczęście wypadek Seby i Violi nie był opłakany w skutkach i w zasadzie wszystko potoczyło się szczęśliwie,
Pozdrawiam serdecznie, Andziok :)
Listopad jest w ogóle najbardziej ponurym miesiącem. W grudniu to już prawie zima deszcze zanikają i do świąt tuż, tuż.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Dodasz przed weekendem jeszcze coś? ;)
OdpowiedzUsuńPrędzej w czasie weekendu. Sto procent nie daję. W ciąży jestem i w ostatnich dniach czuję się źle. W przeciwieństwie do października kiedy na pisanie miałam parcie i dobrze się czułam. Jestem nawet na zwolnieniu w tym tygodniu, ale i tak utknęłam na jednym fragmencie i ruszyć nie mogę.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Gratuluję Ranczula. Rozumiem że to początek ciąży.
OdpowiedzUsuńGratulację ,dużo zdrowia ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Anonimowy i Justynko 29.
OdpowiedzUsuńGratuluję. Sama urodziłam dwójkę to swoje trzeba wycierpieć. Pozdrawiam podwójnie.
OdpowiedzUsuńDzięki. Dobre rady na mdłości mile widziane.
UsuńPozdrawiam miło.
Gratuluję. W takim razie nie będę więcej się już pytać o to kiedy będzie kolejna część bo masz swoje sprawy. ;)
OdpowiedzUsuńDzięki.Jestem na etapie poprawiania to jutro powinno być.
Usuń