poniedziałek, 31 października 2016

Wszystkich Świętych. Cykl miniaturek.



Ciąg dalszy miniaturki 14

-Tatusiu, kiedy pojedziemy do Rysiowa?- zapytała Emilka siedząc przy kuchennym stole i przelewając bezmyślnie łyżeczką kaszkę.
-Kotku ja zaniosłem już torbę do samochodu, mama ubiera Tomka tylko ty marudzisz z jedzeniem-odparł jej Marek.
-Bo mama kaszkę polewa mi sokiem malinowym- poinformowała z go miną niejadka.
-A nie mogłaś powiedzieć mi tego prędzej- rzekł z pretensją do córki i otwierając kolejne szafki.
- Mama trzyma go w lodówce na drzwiach w butelce po Kubusiu- poinstruowała ojca. — Będę mogła pójść z Betti na ślizgawkę i huśtawki? –zapytała patrząc na ojca całą swoją słodyczą.
-Nie będzie czasu kotku-zakomunikował jej rozwiewając brutalnie jej plany.  — Zresztą jest zimno.
-Przecież słońce świeci- stwierdziła spoglądając w okno.
-Owszem świeci, ale jest teraz jesień i jest zimno- wyjaśnił jej polewając kaszkę obficie soczkiem.  — Pobawisz się z Beatką w domu, a później pójdziemy zapalić znicz na grobie babci Magdy i zaniesiemy jej kwiaty. Będzie też twoja prababci Marysia.
-Czyli, kto?- dopytywała się.
-Babcia twojej mamy i mama twojej babci Magdy- odparł, ale dziewczynka zmarszczyła tylko nosek. — To taka jeszcze jedna babcia po babci Helenie i Ali- wyjaśnił jej bardziej przejrzyście.  — Widziała cię tylko dwa razy a ostatni raz jak miałaś dwa latka. Jest bardzo miła i będzie cię na pewno rozpieszczać.
-To może zabiorę swoją świnkę skarbonkę?- zapytała z wyraźnym ożywieniem.
 - Ani mi się waż- pogroził jej ojciec.
-To znaczy nie? -spytała, aby upewnić się.
-Co nie waż- zainteresowała się Ula, która z Tomkiem na rękach schodziła na dół.
-Emilka chce wziąć skarbonkę ze sobą, bo powiedziałem jej, że prababcia jest bardzo miła.
-Emi tak nie wolno- oburzyła się również jej mama.
-Babcia Helena i dziadek Krzysiu zawsze dają mi pieniążka jak przychodzę ze skarbonką do nich- oznajmiła im otwarcie i z niezadowoloną miną.
-Bo owinęłaś sobie ich wokół paluszka-skarciła lekko córkę.  — Nie możesz pytać też babci czy coś ma dla ciebie jak pytasz babcię Alę i dziadka Józefa- przestrzegała dalej córkę.—  Babcia pewnie i tak coś ci ładnego kupiła i da.  O czym ja w ogóle mówię-skarciła tym razem samą siebie. —  Emilko do Rysiowa jedziemy przede wszystkim na grób babci Magdy zapalić znicz i położyć kwiatki.  Tak, jak mówił ci tatuś. Przeżegnasz się ładnie i zmówisz za babcie modlitwę Aniele Boży, a ja kupię ci różę i położysz na grobie. Babcia jest twoim takim aniołem, który patrzy z góry na ciebie, czuwa i dzisiaj trzeba jej podziękować za to wszystko-wyjaśniła córce.
 -Patrzy na mnie jak na Beatkę? –zainteresowała się.
-Tak kochanie.
Rodzice już prędzej rozmawiali z nią na temat babci Magdy i tego gdzie jest. Emilka była bystra i sama niedawno zauważyła, że zamiast mama, do babci Ali jej mama i wujek Jasiu mówią Ala a Beatka ciocia. Byli akurat w Rysiowie to pokazali jej zdjęcia, wzięli na cmentarz i wytłumaczyli, że ich mama zmarła i jest teraz w niebie aniołkiem i patrzy z góry na wszystkich. Dziewczynka na swój sposób zrozumiała to i pytała ich czasami o tą nieznaną jej babcię.
-Betti musiało być smutno bez mamy- stwierdziła bardzo poważnie patrząc na swoją mamę. — Mi było smutno, gdy byłaś w szpitalu z Tomkiem.
- Miała dziadka, mnie, wuja Jasia- próbowała jej to wytłumaczyć rodzicielka. — Kochaliśmy ją za mamę i za siebie.  Była też za mała, żeby tęsknić i żeby było jej smutno. To mi, Jasiowi i dziadkowi było smutno po jej odejściu.
-Ale wy nie odejdziecie?- zapytała spoglądając z obawą na rodziców.
-Kochanie- przejął rozmowę Marek. — Każdy kiedyś umrze, ale my jeszcze nie teraz.
- To dobrze- wyraźnie poweselała. — Bo dobrze jest mieć mamusię, tatusia i Tomka.
-A my się cieszę, że mamy taką małą córeczkę-odparła Ula gładząc ją po główce. —  I babcia Magda cieszy się też, że ma taką wspaniałą wnusię jak ty.  To po niej masz drugie imię Magdalena. W pełni nazywasz się Emilia Magdalena Dobrzańska.
-A Tomek?
-Tomek ma na drugie imię Krzysztof, ja Agnieszka, a tata nie ma w ogóle drugiego imienia.
-Dlaczego nie ma?- rzuciła kolejnym pytaniem.
-Bo rodzice mi nie dali kotku-odparł ojciec. — Teraz kończ jeść kaszkę, bo musimy niedługo wyjeżdżać.

Rodzina Cieplaków na ich przyjazd już czekała. Razem z nimi babcia Marysia i wujek Karol brat Magdy. Mieszkali kilkadziesiąt kilometrów od Rysiowa i tylko dwa, trzy razy w roku przyjeżdżali i spotykali się z rodziną. Dzień Wszystkich Świętych był właśnie jednym z takich dni. Ula i Marek dojechali do Rysiowa, gdy Ala z Beatką szykowały ciasto i kawę. Krewni drugą żonę Józefa zaakceptowali i polubili już dawno i przyjeżdżali tu z przyjemnością.
Czas przy kawie mijał szybko i miło. Duszą towarzystwa była babcia Uli i ona prowadziła głównie rozmowę, zwłaszcza z Markiem.  Już w czasach narzeczeństwa miała słabość do przyszłego męża wnuczki, bo oczarował ją jak wiele innych kobiet w różnym wieku. Tego dnia, jednak  najwięcej czasu poświęciła prawnuczętom. Miała dla nich również małe prezenty. Emilce podarowała szmacianą lalkę „Zuzię” a Tomkowi zabawkę edukacyjną. Dziewczynce nowa babcia jak najbardziej spodobała się i chętnie siedziała u niej na kolanach i słuchała jej piosenek.  Marek również z wujkiem Uli, który prowadził dużą firmę budowlano-remontową znalazł wspólny temat do rozmowy, bo doradzał mu w sprawie budowy jego domu na Mazurach( patrz mini 11 ).  Dom był już w stanie surowym i teraz radził się na najlepsze rozwiązania ogrzewania i innych wykończeń. Gdy czas na kawę minął Ula razem z Alą zajęły się sprzątnięciem i wstępnym przygotowaniem obiadu. W południe Ala z Tomkiem została w domu a reszta domowników i gości poszła na cmentarz.
Na cmentarzu spędzili ponad godzinkę. Oprócz modlitwy i czasu spędzonego przy grobie matki była też okazja na odwiedzenie innych grobów i na spotkanie dalszych krewnych czy znajomych i na krótką rozmowę z nimi. Wyjście nie obyło się też bez niespodzianek. W czasie, gdy Ula z Markiem odeszli, aby znaleźć zapomniany grób i tam zapalić znicz to Emilka zgubiła się na chwilę, choć była pod liczną opieką dziadka, prababci, wujka Jasia i Karola, Beatki i sąsiadki pani Szymczykowej, która na chwilę dołączyła do nich.  Dziewczynka zbierając liście zobaczyła jedną panią w płaszczu, jaki miała jej mama i poszła za kobietą nie zważając na tłok. Na szczęście szybko znalazła się, bo przy pierwszym zbiegowisku ludzi i zanim wrócili jej rodzice. Mogli przez to, zajście te nieco zatuszować przed Ulą i Markiem.  

Po powrocie z cmentarza czekał na nich ciepły rosół, drugie danie, kawa i ciasto.  Na obiedzie pojawił się też Jasiek z Kingą. Od pięciu lat mieszkali we Warszawie w mieszkaniu Ali i kończyli teraz studia. Jasiek dziennikarstwo a Kinga pedagogikę. Planowali też ślub na przyszły rok w czasie lata. Zajęci pracą, studiami i miastowym życiem do rodzinnego Rysiowa wpadali od czasu do czasu. W przeciwieństwie do Uli, która przynajmniej raz w tygodniu odwiedzała ojca, Alę i Beatkę. Przyjeżdżała w tygodni sama z dziećmi albo w sobotę lub niedzielę z Markiem na cały dzień. Emilka i Tomek dziadków Dobrzańskich mieli, na co dzień i Ula chciała, aby z drugimi dziadkami zachować jak najczęstsze kontakty. Przy okazji dowiadywała się o plotkach i zaopatrywała się w  jajka i twaróg.
 Po obiedzie późnym popołudniem, gdy było już szaro Ula z Markiem jeszcze raz wybrali się na cmentarz. Ula  lubiła chodzić po cmentarzu, gdy nie było takiego tłoku i ze spokojem mogła przeżyć ten szczególny dzień. Chodzili alejkami i rozmawiali o życiu i o przemijaniu. 


-„ Odszedłeś od nas tak nagle pozostawiając smutek i żal. A chcieliśmy jeszcze tak wiele dokonać. W sercach naszych trwać będziesz na zawsze” – przeczytała Ula jedną z epitafii.  — Za każdym razem, gdy przechodzę tędy to nachodzą mnie takie nostalgiczne myśli. Znałam tego człowieka. Był dyrektorem w podstawówce. Najlepszy dyrektor, jaki tu był. Któregoś dnia położył się spać i nie obudził się.
-Ula na to nigdy nie ma odpowiedniego czasu-stwierdził posępnie. — Zawsze jest jeszcze coś do zrobienia, czeka się na coś.
-To prawda. I dlatego trzeba brać życie pełnymi garściami i ciesz się nim z całej siły. Jest zbyt kruche, żeby je przespać. Dzień twojego wypadku pamiętam jakby wydarzył się wczoraj, chociaż od tamtego czasu minęło już ponad pięć lat. Pamiętam swoją rozpacz i niepokój.
-Kochanie nie myśl teraz o tym-odparł tuląc ją do siebie. — Jestem przy tobie cały, zdrowy i kocham cię. Cieszmy się sobą, dziećmi, rodziną, przyjaciółmi, tym co mamy. Dzisiejszego dnia wbrew wszystkiemu trzeba się cieszyć a nie smucić.
-Masz rację nie ma sensu teraz myśleć o odchodzeniu-odparła przytulając się bardziej do niego.  — Zwariowalibyśmy gdybyśmy myśleli ciągle o tym.
Nie wiedzieli, że jeszcze tego samego wieczora przekonają się jak kruche jest życie i że ich rozmowa jest poniekąd prorocza.
Po powrocie zjedli jeszcze kolację ze wszystkim, pożegnali gości i sami szykowali się do odjazdu. Z Rysiowa wyjeżdżali zadowoleni ze spotkania z rodziną i uśmiechnięci.
Droga powrotna dłużyła im się, bo był szczyt powrotów i dużo korków.  Tomek wrażeniami całego dnia smacznie spał, a Emilka z lalką w rączkach nuciła sobie nauczoną niedawno w przedszkolu piosenkę „ Zuzia lalka nieduża”. Ich rodzice natomiast rozmawiali i słuchali stołecznego radia informującego o utrudnieniach w ruchu we Warszawie i okolicy. Tuż po przekroczeniu rogatek Warszawy zadzwonił telefon Uli.
-Dziwne Marek- rzekła do męża. — Numer prywatny-dodała, ale mimo wszystko odebrała.
-Co?- zapytała po chwili milczenia, a w jej głosie słychać był strach. — W którym są szpitalu.
-Dzwonił do mnie ktoś z policji i powiedział, że Wiola z Sebastianem i Natalką mieli wypadek i są w szpitalu na Biskupińskiej- wyjaśniła Markowi. — Nie potrafią dodzwonić się do rodziny Wioli to zadzwonili do mnie, bo to do mnie dzwoniła ostatni raz. Musimy tam natychmiast jechać Marek. Zadzwonię do twoich rodziców i spytam czy już wrócili i czy mogą zająć się dziećmi.
-Oczywiście, że pojedziemy-zgodził się z żoną w stu procentach.

Rodzice Marka już na nich czekali przed ich domem.  Helena wzięła śpiącego już Tomka a jej mąż zajął się Emilką i torbami. Do szpitala było blisko to dotarli tam szybko. Dużo o stanie zdrowia przyjaciół nie dowiedzieli się, bo nie byli z rodziny, ale z tych pobieżnych informacji to Wioletta ze względu, że była już w ósmym miesiącu ciąży to zmuszeni byli zrobić jej cesarką a Sebastian również był operowany. Tylko Natalka z wypadku wyszła praktycznie bez obrażeń i miała tylko zadrapania i siniaki. Była jednak w szoku i potrzebowała kogoś, kogo zna. Marek zadzwonił również do rodziców Sebastiana, ale ze względu, że byli daleko poza Warszawą to nie mogli tak szybko przyjechać. Uli udało się natomiast skontaktować z rodzicami Wioli i obiecali przyjechać jak najszybciej. Poszli przede wszystkim do Natalki. Przyjazd cioci i wujka był dla niej zbawienny i nie zostawili jej aż do przyjazdu jej dziadków. W szpitalu zostali do połowy nocy, bo chcieli poczekać aż skończą operować Sebastiana i spytać o jego stan.
-Kochanie czas wracać do domu- rzekł Marek, gdy lekarz operujący ich przyjaciela wyszedł i poinformował, że operacja przebiegła bez komplikacji. — Nic więcej nie możemy dzisiaj zrobić, a sen jest nam potrzebny.
-Tak jedźmy- zgodziła się z nim. — Co za ironia losu Marek- mówiła wychodząc ze szpitala. — Jeszcze parę godzin temu rozmawiałam z Wiolą przez telefon, my rozmawialiśmy na temat ulotności życia, a teraz leżą ranni a mogli nawet stracić życie.
-Wiem Ula i też trudno mi w to uwierzyć- odparł z przygnębieniem. —Ale najważniejsze, że wszyscy żyją.  A jutro na spokojnie pomyślimy jak możemy im pomóc.
-Koniecznie Marek-poparła bezspornie męża.

Do szpitala wrócili następnego dnia. Było już więcej wiadomo o stanie zdrowia Olszańskich. Wiola była już po wszystkich badaniach i nic nie wskazywało na to, żeby miała jakieś obrażenia z wyjątkiem stłuczeń i wstrząsu mózgu.  Mała Sara też była w dobrym stanie i tylko ze względu na to, że była wcześniakiem była w inkubatorze. Stan Sebastiana natomiast był poważny, ale jak zapewniali lekarze niezagrażający życiu. Miał usuniętą śledzionę, obrzęk mózgu, połamane żebra i ogólne stłuczenia. Dotarli też jego rodzice a policja ustaliła okoliczności wypadku. Okazało się, że wina Sebastiana to nie była, bo inny kierowca nie zachował ostrożności przy wyprzedzaniu i uderzył czołowo w ich auto. Spotkali się też z Wiolettą. Leżała na sali pooperacyjnej a Ula mogła chwilę porozmawiać z nią.
-Ula kochana-zawołał słabym głosem Wiola — Dobrze, że jesteś. Widziałaś ich? Oni nie chcą zawieść mnie do Natalki ani Sary ani do Sebastiana. Oni żyją, prawda. Lekarze mówią, że tak, ale mogą kłamać a ty mnie nie oszukasz. Mama też mówi, że jest wszystko dobrze, ale to przecież mama.
-Spokojnie Wiola- szybko odparła biorąc ją za rękę. — Nikt cię nie okłamuje. Wszyscy żyją. Natalka kazała cię nawet ucałować.  Wracam właśnie od niej. Co więcej pielęgniarka przywiezie ją tutaj. Teraz jest tam Marek z Emilką i grają w coś.  Ze Sarą też jest dobrze a dla Sebastiana jest lepiej, że utrzymują go w śpiączce farmakologicznej. Nikt cię nie okłamuje i na pewno jak będziesz już mogła wstawać to zawiozą cię do Seby i Sary.
-Oby.  Tak bardzo chciałabym wziąć już Sarę na ręce –mówiła z wyraźnym rozczuleniem i przez łzy.  — Ulka Cebulek w ostatniej chwili skręcił ostro na prawo i na siebie wziął całe uderzenie. To ja powinnam leżeć nieprzytomna, a nie on.
-Wiola głupot nie gadaj- oburzyła się.  — Sebastian myślał o tobie i waszym dziecku. To tylko potwierdza jak bardzo was kocha i jak bardzo jest odpowiedzialny i przytomny, gdy prowadzi. Powinnaś być z niego dumna.
- A jeśli coś mu się stanie?- pytała patrząc na nią z obawą. — Nigdy sobie tego nie wybaczę-dodała zanim Ula zdążyła odpowiedzieć.
-Wiola nic mu się nie stanie-rzekła stanowczo. —  Jest pod dobrą opieką. Zobaczysz za miesiąc góra dwa będziecie wszyscy razem we czwórkę w domu. Myśl pozytywnie.
- Masz rację muszę myśleć pozytywnie- mówiła mrugając i odpędzając łzy.  — To samo powiedziała mi lekarka. Nie denerwować się i myśleć pozytywnie. Ula zostaniesz chrzestną dla Sary?- zapytała patrząc na przyjaciółkę wymownie.
-Pewnie, że zostanę Wiola-odparła uśmiechając się. —  Nawet liczyłam na to po cichu-dodała szczerze. 
-Cieszą się Ula, bo lepszej nie znajdę-rzekła z wdzięcznością.  —Moje kuzynki to same małolaty a w rodzinie Sebastiana też nie ma nikogo odpowiedniego.
-A ja postaram się być dobrą matką chrzestną-zapewniała.  — Ale teraz wypoczywaj.  Tylko na chwilę mnie wpuścili do ciebie. Gdy już przeniosą cię na ogólną salę to pogadamy dłużej.  Aha Wiola zapomniałabym-dodała odchodząc.   Masz pozdrowienia od rodziców Marka, mojego ojca, Ali i dziewczyn z firmy.
-Dzięki Ula i pozdrów ich ode mnie-odparła a Ula wyszła z sali.

Przez kolejne dni Ula z Markiem chodzili do nich w odwiedziny codziennie. Z każdy dniem ich stan zdrowia poprawiał się. Pięć dni później Natalka została wypisana i mieszkała z nimi przez parę dni. Tego samego dnia Sebastiana wybudzili ze śpiączki. Po kolejnych pięciu ze szpitala wyszła również Wioletta z Sarą. Przyjechała do niej jej mama i została na dłużej, aby zająć się córką i wnuczkami. Wiola, choć była już w domu to ciągle jej myśli i tak były w szpitalu przy Sebastianie.



  Sebastian, bowiem oprócz leczenia musiał przejść też cały okres rehabilitacji.
- Uważaj Seba, bo idziesz w moje ślady- rzekł mu Marek, gdy przyjaciel mógł już przyjmować gości i rozmawiać swobodniej po intubacji. — Z tym wyjątkiem, że w moim przypadku to ja byłem winny a u ciebie zawinił ten kierowca z Volvo.
-No-odparł krótko. — Marek, gdy widziałem te światła samochodu to w jednej sekundzie całe życie śmignęło mi przez głowę-mówił z ciągłym przestrachem.  — Jedyne, co jeszcze pamiętam to, to, że Wiola krzyczała uważaj i że w ostatniej chwili ostro skręciłem. I całe szczęście, bo dzięki temu Wiolce i dziecku nic się nie stało.
- Wiem-odparł kiwając głową z szacunkiem.  — Wioletta o niczym innym nie mówi tylko o tym, że ją miałeś na względzie i dziecko. Inny straciłby zimną krew a ty wiedziałeś, co zrobić.  I gratuluje oczywiście córeczki-dodał klepiąc przyjaźnie po ramieniu.
- Dzięki Marek. Wiolka zdjęcie mi przyniosła- rzekł z ckliwie.  — Taka kruszynka z niej a już musiała tyle przejść. Gdyby coś stało się którejś z moich dziewczyn to rozszarpałbym tego pijaka- dodał ze złością.
-Spokojnie Seba- próbował go uspokajać. — Pójdzie siedzieć. Wiem, że miał zabrane prawo jazdy za jazdę po pijanemu i wyrok w zawieszeniu.
-Właśnie Marek- mówił sceptycznie.  — Tyle mówi się o wsiadaniu po pijanemu za kierownicę a do tych głąbów nic nie dociera. Nawet odebranie prawka. Powinni posiedzieć trochę we więzieniu to może skończyłoby się to.
-My tego nie zmienimy Seba- odparł mu równie krytycznie .  — A jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale dzięki, że pytasz-odparł trochę kuriozalnie i ironicznie.
-To było głupie pytanie- sam przyznał się do nietaktu. — Ale wypadało zapytać.
-Ok.  Marek nic się nie stało. Żebra mnie bolą jak przestają działać leki-oznajmił mu.  — I trochę jeszcze pobędę na zwolnieniu lekarskim.
-Tym się nie martw-zapewniał.  — Nikt twojego miejsca nie zajmie i pomyślimy o jakiejś pomocy dla was. Możesz liczyć też na moje odwiedziny i tu i w domu.
- Dzięki- wyraźnie ożywił się. —  I dzięki za zajęcie się Natalką.  To dobry pomysł, że jest u was i że przy Emilce i Tomku dochodzi do siebie.
-Od tego ma się przecież przyjaciół.  Ty i Wiola tak samo zachowalibyście się.
-Wiadomo Marek- mówił z oczywistością w głosie. — My dwaj i nasze rodziny zawsze razem.
 -Dokładnie- przytaknął. —  A wracając do ciebie to kuruj się i nie myśl o pracy, Wioli i dziewczynkach, bo mają się dobrze, a my za parę tygodni zagramy w kosza. Już teraz zapraszam cię, a do tego czasu będziemy grać w szachy albo karty.
-Trzymam cię za słowo przyjacielu- odparł przybijając z nim żółwika.

Mini napisana dosłownie w piątkowy, sobotni i niedzielny wieczór. Gdybym prędzej wpadła na ten pomysł i zaczęła pisać to byłaby lepsza.

21 komentarzy:

  1. Mini jest dobra. Na początku pomyślałam że to może Emilce coś będzie. Tak jakoś o tym soczku myślałam że to może nie był soczek ale dobrze że się myliłam. Kiedy nowa część Życia na niby? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt na początku chciałam Emilkę umieścić w roli głównej jako ta poszkodowana, ale nie ze soczkiem tylko miała odejść i zaginąć na dłużej i miała znaleźć się nieprzytomna na placu zabaw. Odeszłam jednak od tego pomysłu i Olszańscy są tymi nieszczęśliwcami. Dobrzańskich nie chciałam we wypadek wplątywać, bo Marek miał dwa i byłoby to przegięcie.
      Teraz zaczynam Życie na niby pisać. Kiedy będzie to nie wiem. Zależy od tego jak będę się czuła. Piątek-niedziela była super a wczoraj i dzisiejszy ranek kiepski.
      Pozdrawiam miło.

      Usuń
  2. Podoba mi się ta miniaturka choć dzieje się w tak smutnych okolicznościach. Podoba mi się że Ula opowiadaniada córce o zmarłej babci i oswaja córkę ze śmiercią. Przede wszystkim podoba mi się postaw wobec przyjaciół że są z nimi cały czas.
    Pozdrawiam i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś dzieci i z tym trzeba oswoić i porozmawiać a czas Wszystkich Świętych jest takim dobrym okresem według mnie.Relacje z Olszańskimi jak najbardziej pozytywne. Miałam też scenariusz na wypadek Emilki( komentarz wyżej ) i pomoc Wioli i Sebastiana Dobrzańskim.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  3. Miniaturka bardzo na czasie, a dzień zmarłych spędzony rodzinnie. Ukazujesz relacje między najstarszym pokoleniem i tym najmłodszym a także rolę rodziców, którzy tłumaczą dzieciom znaczenie tego smutnego święta i pielęgnowanie pamięci o tych, co odeszli. Nie wiem na ile mała Emilka była w stanie to przyswoić, ale dość rezolutna z niej dziewczynka i być może coś rozjaśniło się w jej główce.
    W tej mini dominuje przede wszystkim wielki spokój. Nikogo nie ponoszą nerwy. Rodzice czyli Ula i Marek są niezwykle cierpliwi tłumacząc wszystko swoim dzieciom. Jedyna nerwówka to wypadek Olszańskich. Na szczęście nic poważnego się nikomu nie stało a wypadek zaowocował pojawieniem się drugiej córki.
    Jeśli ktoś ma gorszy dzień lub czuje się znerwicowany to ja polecam tę mini zamiast tabletek na uspokojenie. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnie zdanie bardzo miłe.
      Z tą myślą Wszystkich Świętych pisałam ją, bo to po Bożym Narodzeniu i Wielkanocy kolejne święto kiedy rodzina może spotkać się. My również na ten dzień często obieraliśmy kurs na Śląsk, bo tam tato ma rodzinę i groby.
      Oczywiście Olszańskich nie mogłam mocno skrzywdzić a wypadek był po to aby pokazać, że jednak życie może w jednej chwili skończyć się.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  4. Ta mini ukazuje jak kruche jest życie i jak niewiele trzeba aby je stracić. Podobało mi się jak dorośli tłumaczą dzieciom odejście bliskich .Ula i Marek mają bardzo bystrą i uroczą córkę Emilkę .Wypadek Olszańskich na szczęście nie okazał się tragiczny i przyspieszył dodatkowo przyjście na świat nowego członka rodziny. Mini od razu skojarzyła mi się ze Wszystkimi Świętymi.Ps.Jak Ula i Marek pomyślałam ,że w drodze powrotnej będą mieli wypadek ,a potem okazało się ,że to Seba i Viola.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to chciałam pokazać. Tu jesteś a tu czasami przez głupotę innych cię nie ma.Nie mogłam jednak nikogo tu uśmiercać. Dzieci i przez to trzeba przeprowadzić i powiedzieć, że każdy kiedyś umrze.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  5. Kiedy kolejny rozdział opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest już początek i koniec, ale brakuje środka. Źle się czuję w ostatnich dniach i pisanie idzie gorzej.
      Pozdrawiam i cierpliwości.

      Usuń
  6. Naprawdę świetna mini i taka na czasie. Listopad zawsze jest pod znakiem nostalgicznych myśli. I aż ciężko pomyśleć, że w tym miesiącu mam urodziny...
    Na całe szczęście wypadek Seby i Violi nie był opłakany w skutkach i w zasadzie wszystko potoczyło się szczęśliwie,
    Pozdrawiam serdecznie, Andziok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Listopad jest w ogóle najbardziej ponurym miesiącem. W grudniu to już prawie zima deszcze zanikają i do świąt tuż, tuż.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  7. Dodasz przed weekendem jeszcze coś? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prędzej w czasie weekendu. Sto procent nie daję. W ciąży jestem i w ostatnich dniach czuję się źle. W przeciwieństwie do października kiedy na pisanie miałam parcie i dobrze się czułam. Jestem nawet na zwolnieniu w tym tygodniu, ale i tak utknęłam na jednym fragmencie i ruszyć nie mogę.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  8. Gratuluję Ranczula. Rozumiem że to początek ciąży.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję Anonimowy i Justynko 29.

    OdpowiedzUsuń
  10. Gratuluję. Sama urodziłam dwójkę to swoje trzeba wycierpieć. Pozdrawiam podwójnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Dobre rady na mdłości mile widziane.
      Pozdrawiam miło.

      Usuń
  11. Gratuluję. W takim razie nie będę więcej się już pytać o to kiedy będzie kolejna część bo masz swoje sprawy. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.Jestem na etapie poprawiania to jutro powinno być.

      Usuń